Skocz do zawartości

Czarna legenda Polski


Rekomendowane odpowiedzi

Czarna legenda Polski



Stanisław Michalkiewicz

Król Jan III Sobieski doskonale zdawał sobie sprawę, że nie wystarczy zwyciężyć. Trzeba jeszcze poinformować o tym świat, i to samemu, żeby przypadkiem nikt inny nie pospieszył się z relacją, dodając do niej - jak to mówią hollywoodzcy magicy - dramatyzmu", który w dodatku nie byłby nasz, tylko jakiś taki nie nasz. Krótko mówiąc - król doceniał rolę propagandy, w czym również był podobny do innego sławnego wodza Juliusza Cezara, który nie tylko sam napisał Wojnę gallijską", ale jeszcze zasłynął z najkrótszego sprawozdania dla Senatu: Veni, vidi, vici", czyli Przybyłem, zobaczyłem, zwyciężyłem". Nawiasem mówiąc, Jan III Sobieski Juliusza Cezara nieco strawestował, mówiąc: Veni, vidi, Deus vicit", czyli: Przybyłem, zobaczyłem, Bóg zwyciężył".

13 września 1683 roku, w nocy, w namiotach wezyrskich król Jan III Sobieski pisał list do żony Marysieńki: Bóg i Pan nasz na wieki błogosławiony dał zwycięstwo i sławę narodowi naszemu, o jakiej wieki przeszłe nigdy nie słyszały. Działa wszystkie, obóz wszystek, dostatki nieoszacowane dostały się w ręce nasze. Nieprzyjaciel zasławszy trupem aprosze, pola i obóz ucieka w konfuzji. Wielbłądy, muły bydle i owce, które to miał po bokach, dopiero dziś wojska nasze brać poczynają, przy których Turków trzodami tu przed sobą pędzą; drudzy zaś osobliwie des renegats, na dobrych koniach i pięknie ubrani od nich tu do nas uciekają. Taka się to rzecz niepodobna stała, że dziś już między pospólstwem tu w mieście i u nas w obozie była trwoga, rozumiejąc i nie mogąc sobie inaczej perswadować, jeno że nieprzyjaciel nazad się wróci. Prochów samych i amunicyj porzucił więcej niżeli na milion. Widziałem też nocy przeszłej rzecz tę, którejm sobie zawsze widziać pragnął. Kanalia nasza w kilku miejscach zapaliła te prochy, które cale Sądny Dzień reprezentowały, bez szkody cale ludzkiej: pokazały na niebie, jako się obłoki rodzą. Ale to nieszczęście wielkie, bo pewnie na milion w nich uczyniło szkody. (...) List ten najlepsza gazeta, z którego na cały świat kazać robić gazetę, napisawszy, que c'est la lettre du Roi a Reine".

Polityka historyczna
Jak widzimy, Jan III Sobieski musiał jeszcze osobiście dbać o kreowanie własnego wizerunku i samemu robić propagandę. Dzisiejsi mężowie stanu korzystają z usług wyspecjalizowanych przedsiębiorstw, zaś propagandą zajmują się potężne instytucje, dyskretnie sterowane, podobnie jak cała demokracja, przez tajne służby za pośrednictwem swoich konfidentów, którzy ulokowani są tam już to jako światowej sławy naukowcy, już to jako wybitni publicyści, a wreszcie - jako tzw. autorytety moralne. Propaganda coraz bardziej wypiera naukę, co widoczne jest choćby z komunikatów różnych międzynarodowych spotkań poświęconych np. uzgadnianiu treści podręczników szkolnych. W takich przypadkach nie chodzi wcale o wypełnianie jakichś białych plam w którymś fragmencie historii, tylko o spreparowanie takiej wersji historycznych wydarzeń, która byłaby korzystna dla obydwu zainteresowanych państw. Preparowanie przydatnych z punktu widzenia interesów państwa wersji historycznych wydarzeń nazywa się elegancko polityką historyczną", podczas gdy tak naprawdę najczęściej jest zwyczajnym fałszerstwem. Jednym z elementów polityki historycznej" są tak zwane legendy będące po prostu odbiegającą od prawdy wersją wydarzeń, która jej autorom, albo jeszcze częściej - mocodawcom, wydaje się korzystna dla realizacji jakichś innych celów. Na przykład tzw. legenda Lecha Wałęsy okazała się całkiem inna od rzeczywistego przebiegu wydarzeń i właśnie dlatego jego ujawnienie spowodowało taki jazgot ze strony tych wszystkich, którzy na wbijaniu opinii publicznej tej legendy" do zakutych łbów spodziewali się - jak to obrazowo mówił kiedyś ludowy poeta Józef Ozga-Michalski - uwędzić swoje półgęski ideowe" (w dymach bijących z wojny izraelsko-arabskiej niektórzy próbują uwędzić swoje półgęski ideowe"). Desperacka obrona legendy Lecha Wałęsy" była potrzebna pieszczochom III Rzeczypospolitej do ukrycia agenturalnej podszewki naszej młodej demokracji, która niestety nie przecięła pępowiny łączącej ją z PRL, przez którą nadal sączy się tamten jad skutecznie zatruwający atmosferę polityczną, społeczną, a nawet moralną. Pieszczochy tymczasem chciałyby nam wmówić, że ta trucizna to sam cymes, eliksir życia i najlepsze lekarstwo na wszystkie polityczne, społeczne i moralne dolegliwości.

W poszukiwaniu winowajcy zastępczego
Po II wojnie światowej alianci przeprowadzili w Niemczech operację denazyfikacji", polegającą nie tylko na chwytaniu, sądzeniu i karaniu zbrodniarzy wojennych, ale również na potępieniu ideologii narodowosocjalistycznej. Oczywiście nie obeszło się bez paradoksów, które nawet byłyby komiczne, gdyby nie poważne cele, jakim owe paradoksy służyły. Z uwagi na daleko idące podobieństwa między ideologią narodowosocjalistyczną i komunistyczną wybitny przywódca socjalistyczny Adolf Hitler został wykreowany na herszta skrajnej prawicy", podobnie jak cała ideologia faszystowska, którą uznano za prawicową". To oczywiste propagandowe łgarstwo było jednak potrzebne do postawienia ideologii prawicowej w graniczący z potępieniem stan podejrzenia - czego wymagał polityczny interes światowej lewicy pragnącej w ten sposób nie tylko pogrążyć konkurenta do rządu dusz, ale również wyleczyć się moralnie. Pamiętam oburzenie, z jakim zareagował pan Marek Pol, kiedy podczas audycji radiowej z moim udziałem powiedziałem mu, że Hitler to przecież ich człowiek, człowiek lewicy, i nic im nie pomoże przerzucanie go gdzie indziej niczym gorącego kartofla.
Ale nie tylko międzynarodowa lewica uprawia politykę historyczną. Uprawiają ją przede wszystkim państwa, zwłaszcza państwa poważne, to znaczy takie, które potrafią zdefiniować własny interes i raz go zdefiniowawszy - realizować go bez względu na okoliczności zewnętrzne i wewnętrzne. Takim poważnym państwem są m.in. Niemcy, które po likwidacji alianckiej okupacji 12 września 1990 roku, kiedy to podpisany został w Moskwie traktat o ostatecznej regulacji w odniesieniu do Niemiec, zwany inaczej traktatem dwa plus cztery (dwa państwa niemieckie plus cztery mocarstwa poczdamskie") albo zjednoczeniem Niemiec, odzyskały swobodę ruchów, chociaż nie do końca, bo np. wyrzekły się posiadania broni jądrowej i zobowiązały do tego, że wojska NATO (tzn. przede wszystkim amerykańskie) nie będą stacjonowały na terenie byłej NRD, wskutek czego istnieje wirtualny ślad dawnej granicy niemiecko-niemieckiej.
Na początku swego urzędowania kanclerz Gerhard Schroeder oświadczył, że okres niemieckiej pokuty dobiegł końca. Od tego momentu nastąpiło zdynamizowanie niemieckiej polityki historycznej. Polega ona na delikatnej operacji stopniowego zdejmowania z Niemiec odpowiedzialności za zbrodnie II wojny światowej. Żeby jednak świat nie pomyślał sobie, że ofiary tych zbrodni zmarły śmiercią naturalną, konieczne jest znalezienie winowajcy zastępczego, na którego z różnych względów, o których za chwilę, najwyraźniej wytypowana została Polska.

Od ierności" do współudziału"
Charakterystyczne jest w tym wszystkim to, że ten element niemieckiej polityki historycznej jest wykonywany per procura, głównie przez żydowskie organizacje przemysłu holokaustu", które oczywiście mają w tym również swoje wyrachowanie w postaci nadziei na pieniądze, jakie Polska wreszcie wypłaci im z tytułu ekompensat" za mienie zamordowanych podczas wojny Żydów, których interesy organizacje te samozwańczo reprezentują. Rzecz w tym, że Niemcy tytułem różnych odszkodowań wypłaciły już Izraelowi co najmniej 100 miliardów marek, nie licząc dostaw uzbrojenia w postaci np. łodzi podwodnych, zatem również z tego powodu taktownie wypada ponękać trochę kogoś innego. Od początku więc lat 90. z opiniotwórczych kręgów żydowskich zaczęły płynąć pod adresem społeczeństwa polskiego oskarżenia, że w obliczu masakry Żydów podczas wojny zachowało się iernie". Charakterystyczne, że oskarżyciele ci nie precyzowali, co mianowicie społeczeństwo polskie miałoby zrobić w sytuacji, gdy Polska armia podjęła samotną walkę z Rzeszą Niemiecką i ZSRS, w której została rozgromiona, wskutek czego społeczeństwo polskie zostało pozbawione regularnej siły zbrojnej, ani też nie tłumaczyli się z tego, iż Żydzi też niczego nie zrobili dla uratowania od zagłady co najmniej dwóch milionów Polaków - ale ograniczali się tylko do zarzutu ierności".
Przełom nastąpił w kwietniu 1996 roku, kiedy to ówczesny sekretarz Światowego Kongresu Żydów pan Izrael Singer publicznie zagroził Polsce, że jeśli nie zadośćuczyni roszczeniom kierowanym pod jej adresem przez wspomniane organizacje, to ędzie upokarzana na arenie międzynarodowej". Na ten szantaż władze polskie nie tylko nie odpowiedziały uznaniem pana Singera za osobę niepożądaną ani nie zerwały kontaktów z organizacją, w imieniu której te pogróżki miotał, ale przeciwnie - wyszły naprzeciw akcji upokarzania", uczestnicząc w propagandowej imprezie w Jedwabnem. Przypadek Jedwabnego był sygnałem, że następuje przejście od oskarżeń o ierność" do oskarżeń o współudział" - bo na podstawie książki Sąsiedzi", napisanej przez światowej sławy historyka", na jakiego w międzyczasie został awansowany makabryczny bajkopisarz Jan Tomasz Gross, głównymi winowajcami zbrodni w Jedwabnem zostali już Polacy, podczas gdy Niemcy wprawdzie byli tam jeszcze obecni, ale już tylko jako tzw. tło. Ukoronowaniem tego propagandowego przedsięwzięcia były przeprosiny, jakie złożył tam człowiek lekkomyślnie aż dwukrotnie wybrany na prezydenta Polski Aleksander Kwaśniewski. Prasa międzynarodowa" odnotowała te przeprosiny w imieniu Narodu Polskiego" jako przyznanie się do współudziału".

Operacja nabiera tempa
W miarę postępów tzw. integracji europejskiej, co w naszym przypadku przekłada się na prawie całkowitą utratę suwerenności, postępujące rozbrajanie państwa, stopniowe przekształcanie Polski w strefę półrzemieślniczej i półprzemysłowej wytwórczości oraz doprowadzanie Narodu do stanu również psychicznej bezbronności, słowem - w przekształcanie naszego kraju w postulowaną jeszcze pod koniec lat 80. przez Edwarda Szewardnadzego strefę buforową" między zjednoczonymi Niemcami i Rosją - nasiliła swoją dynamikę również niemiecka polityka historyczna. Symbolem tej dynamiki stała się przewodnicząca Związku Wypędzonych pani Eryka Steinbach. Początkowo władze niemieckie dystansowały się od jej inicjatyw, ale tak się jakoś składało, że wszystkie pomysły udawało się jej przeforsować - czemu towarzyszyło groźne kiwanie palcem w bucie przez jeden z naszych skarbów narodowych" w osobie pana Władysława Bartoszewskiego, któremu najwyraźniej wydawało się, że jeśli Niemcy przez całe lata futrowali go nagrodami, to znaczy, że cieszy się on w ich oczach wielkim prestiżem. Niestety, w ostatnim czasie ten prestiż w zderzeniu z potrzebami niemieckiej polityki historycznej okazał się jeszcze jedną blagą pana profesora".
Na tym etapie niemiecka polityka historyczna stawia naród niemiecki w pierwszym szeregu ofiar II wojny światowej, i to z dwóch powodów. Po pierwsze - jako pierwszą ofiarę złych azistów", a po drugie - jako ofiarę brutalnego postępowania zwycięzców, a jeśli nawet nie zwycięzców, to okrutnych mścicieli - ot, takich właśnie jak Polacy. Na tym etapie możliwa była już nie tylko deklaracja CDU/CSU o potrzebie potępienia wypędzeń i przywrócenia wypędzonym ich praw - ale też publikacja wpływowego tygodnika Der Spiegel" o współudziale innych narodów w zagładzie Żydów - m.in. Narodu Polskiego.
Charakterystyczna była reakcja naszych mężów stanu na deklarację partii nie jakichś marginalnych, tylko rządzących Niemcami. Zarówno premier, jak i minister spraw zagranicznych najpierw udali, że nie słyszą, a kiedy już udawać niczego nie mogli, zbagatelizowali sprawę, przedstawiając deklarację jako fajerwerk wyborczy. Ale nawet jeśli była ona tylko fajerwerkiem, to fakt, że rządzące Niemcami partie uznały, iż taki właśnie fajerwerk przysporzy im popularności, więcej wyjaśnia, niż mówi. I chociaż postulat przywrócenia praw jest jawnie rewizjonistyczny, trudno z drugiej strony dziwić się i premierowi Tuskowi, i ministrowi Sikorskiemu, że próbowali sprawę bagatelizować. Bo cóż właściwie mogliby zrobić, gdyby potratowali sprawę tak, jak należało? Posłuchać pana Jarosława Kaczyńskiego, który nawoływał do groźnego pokiwania palcem w bucie, ale jednocześnie poparł ratyfikację traktatu lizbońskiego? Jak się okazuje, nie tylko Lech Wałęsa jest za, a nawet przeciw".
Natomiast publikacja w Der Spiegel" znalazła natychmiast rezonans w kręgach żydowskich w Polsce, co dowodzi, że koordynacja polityki historycznej między Niemcami i środowiskami żydowskimi prowadzona jest przez pierwszorzędnych fachowców. Pani dr Alina Cała z Żydowskiego Instytutu Historycznego, finansowanego z pieniędzy polskich podatników, w rozmowie opublikowanej na łamach Rzeczpospolitej" otwarcie oskarżyła społeczeństwo polskie o współudział" w wymordowaniu całych trzech milionów" Żydów - i oskarżenie to nie spotkało się z żadną reakcją ani oficjalnych czynników politycznych, ani kręgów pretendujących do sprawowania moralnego przywództwa naszego Narodu. Sytuacja wygląda tak, że tej cierpliwej, metodycznej, profesjonalnej operacji, której cele z całą pewnością wykraczają, i to daleko, poza skonstruowanie nowej legendy" II wojny światowej, tylko według wszelkiego prawdopodobieństwa mają posłużyć za uzasadnienie jakiejś formy wzięcia naszego Narodu pod kuratelę, potrafimy przeciwstawić jedynie doraźne amatorskie improwizacje, ot - choćby w wykonaniu wyżej podpisanego.

http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=my&dat=20090620&id=my61.txt
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kol. Yeti, nie no ja nie mam nic przeciwko czytelnikom tej gazety, a przynajmniej do puki nie będzie to jedyna obowiązująca w naszym kraju lektura. Ja o czym innym, bo jakoś tak mi się dziwne [przyznaję] pewien duet tu na Forum kojarzy z filmami sensacyjnymi. Czyli iedobry glina" + dobry glina" = zadyma. I to tyle w tym temacie...

Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W nawiązaniu do tekstu St. Michalkiewicza przytoczonego przez AndyPipkin pragnę potwierdzić informacje dotyczące dr Aliny Cała. Dwa lata temu brałem udział w spotkaniu dla nauczycieli historii z powiatu oświęcimskiego zorganizoawnym w Międzynarodowym Ośrodku Spotkań Młodzieży. Kontrowersyjne teorie Pani Doktor zostały fundamentalnie zdruzgotane przez parę nauczycieli jednego z oświęcimskich liceów. Pani Doktor wydawało się, że ma chyba do czynienia z ... dziennikarzami (tzn osobami słabo orientującymi sie w historii), albo ze swoimi studentami (trudno dyskutować z kimś , kto cię później będzie oceniał). W każdym razie było to dla Niej bardzo trudne spotkanie i liczyłem na to, że teorie te zostaną jeszcze przemyślane. Z artykułu wynika jednak, że proceder ten nadal trwa.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja ostatnio przeczytałem książkę Donalda Rayfielda Stalin i jego oprawcy. Szefowie stalinowskiej bezpieki.

Autor to emerytowany profesor języków rosyjskiego i gruzińskiego z Uniwersytetu Londyńskiego, zajmował się Czechowem, Przewalskim, literaturą gruzińską, a więc fachowiec... Na temat Polski w tej książce są zadziwiające zdania, bez śladu przypisu, których autor nie skąpił (w sumie 574)...

Na przykład na stronie 333 mamy takie cóś:
Wśród jeńców było wiele znamienitości, niektórych wyrwali z tego piekła zachodni politycy - Józefa Czapskiego, malarza impresjonistę, uratował Benito Mussolini, Wacława Komarnickiego, przyszłego ministra sprawiedliwości w polskim rządzie londyńskim - Adolf Hitler. Polskich faszystów, najzacieklejszych wrogów bolszewizmu, postanowiono przekazać Niemcom."

Polscy faszyści...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

akurat ten londyński sowietolog coś niecoś wie. poczytaj przynajmniej to:

M. Windyga, Obóz Narodowo-Radykalny w Warszawie międzywojennej, [w:] Warszawa II Rzeczypospolitej 1918-1939, z. 2, Warszawa 1970
A. Paczkowski, Z folkloru politycznego II Rzeczypospolitej – narodowy socjalizm, „Więź” 3 (1973)
J. Majchrowski, Obóz Narodowo-Radykalny – okres działalności legalnej, „Dzieje Najnowsze” 3 (1976)
B. Grott, J.M. Majchrowski, Publicystyka „Zadrugi” jako jeden z przejawów krytyki kultury katolickiej w Polsce, „Zeszyty Naukowe UJ” Studia Religiologica 6 (1981)
S. Potrzebowski, Zadruga – Eine völkische Bewegung in Polen, Bonn 1982
J.M. Majchrowski, Geneza politycznych ugrupowań katolickich. Stronnictwo Pracy, grupa „Dziś i Jutro”, Paryż 1984
S. Rudnicki, Obóz Narodowo-Radykalny. Geneza i działalność, Warszawa 1985
R. Wapiński, Kształtowanie się w Polsce w latach 1922-1939 poglądów na ruchy faszystowskie w Europie, [w:] „Studia nad Faszyzmem i Zbrodniami Hitlerowskimi” 9 (1985)
J. Majchrowski, Szkice z historii polskiej prawicy politycznej lat Drugiej Rzeczypospolitej, Kraków 1986
B. Grott, Katolicyzm w doktrynach ugrupowań narodowo-radykalnych do roku 1939, Kraków 1987
J.J. Lipski, Totalizm i demokracja w oczach ONR – Falangi, Warszawa 1987
K. Kawalec, Narodowa Demokracja wobec faszyzmu 1922-1939, Warszawa 1989
A. Dudek, G. Pytel, Bolesław Piasecki. Próba biografii politycznej, Londyn 1990
M. Urbanowski, Faszystowskie credo Goetla, „Arka” 51 (1994)
M. Radzikowski, Narodowy radykalizm w Polsce, „Szczerbiec” 4 (1995)
M. Jarczak, Narodowy radykalizm, „Szczerbiec” 5-7, 8-10 (1998)
T. Kornaś, NOR – próba kolaboracji z nazistami, „Najwyższy Czas!” 23-30 VI 2001, nr 25-26
T. Kornaś, „Przełom” – ostatnia próba kolaboracji z nazizmem, „Najwyższy Czas!” 7-14 VII 2001, nr 27-28
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wśród jeńców było wiele znamienitości, niektórych wyrwali z tego piekła zachodni politycy - Józefa Czapskiego, malarza impresjonistę, uratował Benito Mussolini, Wacława Komarnickiego, przyszłego ministra sprawiedliwości w polskim rządzie londyńskim - Adolf Hitler. Polskich faszystów, najzacieklejszych wrogów bolszewizmu, postanowiono przekazać Niemcom."

Donaldowi Rayfieldowi, nie bójmy się mocnych słów, pojebało się.

Księżna Bichette Radziwiłł o ratunek dla swoich krewniaków będących w sowieckiej niewoli poprosiła bliską przyjaciółkę - królową Włoch; ta udała się do Mussoliniego; ów uderzył do niemieckich sojuszników Sowietów czyli do Goeringa i Hitlera. Interwencja pomogła. Radziwiłłowie uwolnionych przez Sowietów dostarczono do okupowanej przez Niemców Warszawy. Skąd o tym dowiedziałem się? Z książki Marii Czapskiej: Europa w rodzinie, książka tłumaczona na języki obce.

Rotmistrz Józef Czapski znany malarz i porucznik Wacław Komarnicki wybitny konstytucjonalista nie zostali ani uratowani czy to przez Hitlera, lub Mussoliniego. Oni, a możemu dodać jeszcze Stanisława Swianiewicza - szefa Instytutu Wschodniego w Wilnie, zostali przy życiu, bo Sowieci uznali ich za ważnych dla razwiedki. Siedzieli w obozach, łagrach i dopiero po wielu interwencjach zostali uwolnieni na mocy porozumienia Sikorski-Majski. Swianiewicz w łagrze był już wtedy dochodiagą...

Skąd ja to wiem? Józef Czapski: Na nieludzkiej ziemi, pierwsze wydanie w 1949r., książka tłumaczona... Stanisław Swianiewicz: W cieniu Katynia, również tłumaczona... Oczywiście Rayfieldowi zupełnie nieznane...

I żaden z nich nie była faszystą... nawet polskim".
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie