Skocz do zawartości

Mogiła


Rekomendowane odpowiedzi

Pojazdy przemknęły przez środek miejscowości i zaparkowały na jej drugim krańcu obok samotnie stojącego domu przy skrzyżowaniu, w którym rozkwaterował się dowódca „wyzwolicieli”. Kopniakami zgoniono szwabów z samochodu i ustawiono przed domem. Czekali na pana życia lub śmierci, który wyszedł po pewnym czasie. Zlustrował jeńców pełnym nienawiści wzrokiem, zaczął coś krzyczeć po rosyjsku i walić ich po mordach.
W między czasie pod dom sądu ostatecznego zaczęło schodzić się coraz więcej mieszkańców ciekawych, co się będzie działo. Gdy kamandir dał już upust swoim zwierzęcym instynktom, dał rozkaz żołnierzom, aby ustawili jeńców pod ścianą, a następnie sformował pluton egzekucyjny i……. w tym momencie podbiegły do niego dwie zamieszkujące budynek samotne kobiety, prosząc go, aby nie czynił tego przy domu, bo może się zapalić albo ściany podziurawią, a przecież jest zima. Rosjanin wysłuchał je i doszedł do wniosku, że skoro lud pracujący miast i wsi prosi, to trzeba się wsłuchać w jego głos i spełnić prośby, a zresztą, co się odwlecze, to nie uciecze. Kazał przesunąć jeńców o 50 metrów w bok na otwarte pole, wydając dodatkowo rozkaz swoim ludziom, aby dali niemiaszkom łopaty i ich własne saperki, żeby mogli sobie wykopać grób. Tymczasem grono obserwatorów tego wydarzenia stale się powiększało. Przybywający mieszkańcy otoczyli kołem kopiących, przyglądając się całemu wydarzeniu. W pewnym momencie jeden z nich rzucił się stojącym ludziom pod nogi i zaczął wołać: „Rodacy! Pomóżcie! Ja Polak! Oni mnie siłą do wojska! Ja nie chciałem! Oni mnie siłą”. Odciągnięto go, dostał kilka razów kolbą karabinu, został skopany i wrzucony z powrotem do dołu. Nikt z mieszkańców oczywiście nie zareagował, bo nie chciał być posądzony o sympatie do faszystów. Gdy praca chyliła się ku końcowi, ni stąd ni zowąd z pobliskiego lasu wyszedł Ukrainiec w niemieckim mundurze (wszyscy opowiadający mi te wydarzenia twierdzą, że Ukrainiec, to niech tak będzie). Oddajmy głos panu Józefowi P., świadkowi owych wydarzeń: „Przyglądaliśmy się tym kopiącym Niemcom, gdy w pewnej chwili z lasu wyszedł żołnierz w niemieckim mundurze i zaczął coś krzyczeć po rosyjsku. Był wielki niczym tur, miał chyba ze dwa metry wzrostu, rude włosy i wielką rudą brodę. Sowiecki dowódca odpowiedział coś do niego; chyba, żeby podszedł bliżej, bo ciągle powtarzał słowo „ padajdi” albo tak jakoś. Gdy był już w połowie drogi między lasem
a nami, Rosjanin wygarnął do niego ze swojego automatu, a następnie wysłał kilku żołnierzy, aby go przynieśli”. Zastanawiałem się, czemu ten sługus Niemców wyszedł w takim momencie, gdy jego współtowarzysze walki kopią sobie dół pod własny grób? Prawdopodobnie też chciał się poddać, tylko nie widział, co się tam dzieje. Zgromadzonych mieszkańców wziął pewnie za ludzi witających Rosjan i nie zauważył, że w środku tego zbiegowiska są jeszcze inni, którzy kopią sobie własną mogiłę (osobiście wolałbym przeczekać w lesie, widząc, co mają zamiar zrobić Rosjanie, a nie pchać się pod ich lufy).
Po całym tym wydarzeniu kamandir zlustrował wykop i stwierdził, że bez problemu zmieści on 12 chłopa, a właściwie 13, bo jeszcze doszedł nasz olbrzym ze wschodu i zarządził koniec kopania. Niemiaszkom nie pozwolono już wyjść z dołu, odsunięto tylko ludzi i nastąpiło… tra ta ta ta. Na odchodne dowódca rosyjski wydał jeszcze sołtysowi polecenie, aby zakopali niemieckie ścierwo i cała ferajna ruszyła dalej na zachód. Gdy wyzwoliciele się oddalili, mieszkańcy ruszyli po łupy, ale nim to nastąpiło do wykopu wszedł sołtys i powyciągał ofiarom dokumenty. Przeglądnął je starannie, odkładając na bok jedną książeczkę, a resztę wrzucił do palącego się obok ogniska. Książeczkę, którą odłożył, dał wówczas 13 letniemu Józefowi P., aby zaniósł ją do księdza na plebanię. Ale oddajmy głos panu Józefowi: „Wujek dal mi książeczkę i powiedział, żebym zaniósł ją do księdza na plebanię (sołtys był jego wujkiem) i powiedział, co się stało, a on będzie wiedział, co z nią zrobić. Gdy tak sobie szedłem, zacząłem ją przeglądać, napisy były po niemiecku, ale nazwisko było polskie - ten zabity nazywał się Powierski; pamiętam dobrze, bo w ogóle całe to wydarzenie wyryło się mocno w mojej pamięci. Gdy odwróciłem następne kartki, ze środka wypadło zdjęcie kobiety, która stała z taką małą 6,7 letnią dziewczynką. Acha! Wujek jeszcze mówił, że pochodził on z poznańskiego, ale skąd on to wiedział, to nie wiem, może wyczytał w tej książeczce”. A więc mamy nazwisko. Zabity miał żonę i przynajmniej jedno dziecko - no i to poznańskie. Tymczasem mieszkańcy wyczyścili ofiary z czego się tylko dało i zabrali się do zakopywania dołu. Ktoś zaproponował, żeby im zbić brzozowy krzyż, ale inni go zbluzgali, że te psy na krzyż nie zasługują.........

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po prostu kolejny bezsensowny mord wykonany na ludziach. Żołnierz, cywil, Rusek czy Niemiec, to taki sam człowiek, ma rodzinę, bliskich, chce do nich wrócić, a przez jakiegoś kamandira" kończy w piachu.
Taka to wojna niestety...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po wojnie pola, na których jest mogiła, przejmuje PGR, bo wcześniej należały do pana i chociaż grób przeszkadza w uprawie, to wszyscy omijają go i oborywują. Raz jest on wśród zbóż, innym razem rzepaku, a jeszcze innym buraków. Mijają lata, rodzi się nowe pokolenie znające wojnę tylko z opowiadań starszych. Gdy babcie, dziadkowie, ojcowie opowiadają im o wojnie, w wspomnieniach tych przewijają się i nasi rozstrzelani. Oni nie czują już takiej nienawiści do okupanta; po prostu nie przeżyli tego wszystkiego i w związku tym tak gdzieś od końca lat 50 na mogile w dzień zaduszny pojawiają się świeczki. Przeskoczmy teraz w czasie do początku lat 70. Lat, jak mówią ludzie, szczęśliwych - no przecież od czasu do czasu na święta można było kupić banany. Gierek starał się unowocześnić gospodarkę za zagraniczne kredyty, a gdy coś szło nie tak, to zawsze mógł liczyć na naród, który pytał, czy pomoże. Nowoczesność zawitała i do naszego PGR- u. Właśnie przyszły nowe radzickie ciągniki gąsienicowe DT. Obdarowano nimi kierowców, którzy zawsze stali w pierwszym szeregu budowy socjalizmu. Jednym z nich był pan G - prawdziwe dziecko tego ustroju. Do kościoła nie chodził, na wiecach w pierwszym szeregu, no i do flaszki lubił zaglądnąć. Jesienią, ale którego roku, to Wam nie powiem, bo nikt nie jest w stanie mi tego dokładnie powiedzieć, nasz bohater zabiera się za jesienne orki. Jego ciągnik żwawo rwie do przodu, a pięcioskibowy potężny pług przewraca ładny kawał pola za jednym zamachem. Co pewien czas robi sobie przerwy, aby wypić jednego (wraz z przybywającymi tłumnie kolegami i przyjaciółmi) za zdrowie nowo narodzonego syna. Pod koniec dnia ciągnik jeździ już zygzakiem i właśnie wtedy stało się… W pijackim widzie nie zauważa on mogiły i zaoruje ją, zostają po niej tylko wielkie skiby. Czyżby jakaś klątwa ciążyła nad naszymi niemiaszkami za ich zbrodnie? Nikt się tym nie przejął i tak to od tego czasu zaczęły na nich rosnąc pszenica, rzepak albo buraki.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć Szczepciu.
Po przeczytaniu takiego opowiadania inaczej patrzy się na relikty wojny, autorowi scenariusza do czterech pancernych raczej by się nie spodobało :)
Ile czasu zajęło Ci rozpracowanie tej historii?
I jeszcze jedno, domagam się dopisania odcinka na temat :
Pancerny zagon dociera aż do miejscowości B. Tam zostaje zatrzymany celnym ogniem dział przeciwpancernych. Rosjanie tracą 1 czołg, reszta wycofuje się na bezpieczną odległość"
Jaki był dalszy los wraku ?
Pozdrawiam
Paweł
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fajne opowiadanko, bardzo ładnie napisane, gratuluje autorowi. A co do treści to zastanawiałem sie nad tym Niemco-Polakiem... troche głupio zrobił, bo w sytuacji kiedy teren był już zajęty przez Rosjan mógł przecież np. w nocy zdezerteowac swoim niemieckim kompanom, ukryc gdzies mundur i nawet boso, w kalesonach pojawic sie w wiosce jako zbłąkany,zbiegły Niemcom, polski więźeń.. Skoro został wcielony siłą do Niemieckiej armii to chyba nie powinien miec wyrzutów,że opuści towarzyszy broni... no chyba,że wcale nie był tak siłowo zniemczony...no ale tego to już sie nie dowiemy...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tymczasem czas upływa nieubłaganie, padają mury, zmieniają się ustroje, następuje demokracja i tak to w tym wehikule czasu docieramy do roku 2006. W owym roku w naszym powiecie następuje wielka akcja ekshumacji mogił wojennych, zgłaszane są wszystkie znane miejsca pochówku. Gdy już załatwiono sprawy papierowe, na wiosnę 2007 r. ruszyły ekipy ekshumacyjne w teren. Oczywiście została zgłoszona
i nasza. W najbliższej okolicy wykopano szwabów w J i SZ
i wkrótce zjawili się u nas. Jak wiecie, żeby móc przeprowadzić jakiekolwiek prace, trzeba mieć jeszcze zezwolenie właściciela gruntu. Pola, na których spoczywają germańce, po przemianach ustrojowych zostały podzielone na działki dla byłych pracowników podupadającego PGR - u. Szybko udało się zlokalizować właściciela tej feralnej. Przedstawiciel fundacji ruszył po zezwolenie i w tym momencie szczena mu opadła, bo usłyszał taki tekst:
„No pewnie, że możecie wykopać, ale najpierw zapłaćcie za to, że oni sobie tu spokojnie leżeli przez te wszystkie lata”. Padła oczywiście cena, która usatysfakcjonowałaby właścicieli gruntu. Pewnie zapytacie, na ile został wyceniony spokój zmarłych. Zostawmy to bez komentarza….
I tylko samotne drzewo rzuci im trochę cienia w letnie upalne dni…. AMEN
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mirkoni, mój ostatni post chyba wyjaśnia wszystko.

Lameryt, pytasz, ile zajęło mi rozpracowanie tej historii? Właściwie to ja z tą historią się urodziłem, wychowywałem, żyłem z nią. Gdy byłem mały, to mówiono nam, żeby nie chodzić w to miejsce, bo tam straszą martwi żołnierze. Gdy wyrosłem z pieluch", to słuchałem opowieści babci i dziadka o tych wydarzeniach. Gdy wąs mi się zaczął kolić", zacząłem się interesować tym, co robi teraz wielu z nas, czyli historią i eksploracją. Wtedy to właśnie zacząłem spisywać wszystkie opowieści związane z tym i innymi wydarzeniami z naszej okolicy. A teraz po prostu zebrałem to w całość i przekazałem Wam.
Jeżeli chodzi o czołg, to powiem szczerze, że dalszych jego losów nie znam. Jednak Twój wpis może zdopinguje mnie do wyjaśnienia tej zagadki.

Pozdrawiam

szczepciu
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cholera, że też ta swięta ziemia nosi takich bydlaków, którzy na pieniądze przeliczają to, że doczesne szczątki ludzkie mogą trafić na normalny cmentarz i byc może maja sznse na zidentyfikowanie. Powinny być jakies administracyjne przepisy, które zmusza takiego człowieka" aby zachował sie po ludzku jezeli inaczej tego dokonac nie mozna.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Może po prostu anonimowo zgłośić na policje:
znam miejsce gdzie zakopano ludzkie szczątki"
wtedy chyba będą musieli zrobić ekshumacje, a ta bezczelna świnia (użył bym innych określeń, ale jakoś zółte i czerwone ozdobniki mnie kręcą) nie będzie miała nic do powiedzenia!
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fajne opowiadanie.Dobry styl.Milo sie czyta i ogolnie pochwaly zebrane przez autora nie sa bez pokrycia.Troche za duzo 'szwabow,szkopow,niemiaszkow,germancow'itp jak dla mnie ale to kwestia gustow i przekonan.Nie zebym sie czepial.Czy nie mamy w tym przypadku do czynienia ze zbrodnia wojenna? Rozstrzelanie jencow ktorzy sie poddali?A moze fakt ze Stalin nie podpisal konwencji genewskiej usprawiedliwia czerwonych podobnie jak w tysiacach innych incydentow? A wracajac do czasow wspolczesnych to dziwne jest to prawo ktore daje wlascicielowi gruntow mozliwosc decydowania o exchumacjii zwlok obywateli innego kraju.Facet to nawiasem mowiac niezly kawal sku...banca.Pzdr Szczepciu nie moge sie doczekac na kolejne opowiadanko.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A teraz, gdy już wyrzuciłem z siebie to wszystko, to wróćmy jeszcze na chwilę na wspomniane wzniesienie. Odezwała się żyłka eksploratora, bo tak sobie pomyślałem, czy coś po nich tam mogło zostać. Wiadomo, poddając się ruskim, oddali broń, ale przecież mogli dojść do wniosku, że nie powinni oddawać wrogowi na przykład lornetek, radiostacji, jeśli ją mieli… i takie tam. Mogli dojść do wniosku, że trzeba to zakopać choćby w lesie porastającym wzgórze. Cóż było robić, trzeba było to sprawdzić….
Niski ton piszczały delikatnie łechtał uszy. To już druga godzina szukania i nic. Zaczęło mnie ogarniać zniechęcenie, gdy w pewnym momencie jest sygnał; mocny, taki jak mam przy kolorach……
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trzymajcie mnie ludzie, bo chyba kiedyś coś mu zrobię!
Przecież to już pod paragrafy o znęcaniu się podpada! :) Jak kiedyś kogoś pogotowie zabierze z przed kompa w stanie przedzawałowym to będzie Twoja wina.

Ciebie to powinni w telewizji zamiast klanu" puszczać :) A w ostatnim odcinku mógł byś na przykład pokazać bursztynową komnatę, albo jakiegoś 7TP, Łosia czy inne cudo :)

Najpierw trzęsienie ziemi, a potem napiecie stopniowo rośnie"
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zacząłem rozkopywać delikatnie ziemię. Po chwili pokazały się; było ich kilka w promieniu metra. Raczej nie jest to pozostałość po naszych bohaterach. Przypuszczam, że ktoś sobie urządził przestrzeliwanie broni - może nawet po wojnie. Były to jedyne ślady tego wielkiego konfliktu na tej górce.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teraz to już naprawdę koniec, sorry za to przynudzanie i za tych szwabów, szkopów, niemiaszków, germańców, ale wyssałem to z mlekiem matki i nie jestem się w stanie poprawić, wręcz powiem więcej - nie chcę się poprawiać.
Pozdrowienia
szczepciu
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie