Skocz do zawartości

Mogiła


Rekomendowane odpowiedzi

Chciałem Wam opisać pewne zdarzenie, jakie miało miejsce w czasie ostatniej wojny w mojej okolicy. W opowiadaniu tym nie będzie wielkiej ilości fantów wyciąganych gdzieś ze starych domów czy kopanych na pobojowiskach (chociaż nie do końca). To raczej opowieść o doli i niedoli żołnierzy biorących udział w tym wielkim konflikcie. Wiem, że dla tych wszystkich „goniących” za fantami będzie ono nudne, ale jeśli chociaż jednego z Was ono zainteresuje, to już będę zadowolony. A więc zaczynamy…..
Jest styczeń 1945 roku. Rusza wielka ofensywa sowiecka. Tysiące dział, czołgów, samolotów zwala się na Niemców niczym potężny taran, spychając ich „krok po kroku” na zachód. Faszystowskie ścierwo broni się rozpaczliwie, próbując zatrzymać tę nawałę, ale jak sami wiecie już siły nie te, po prostu nie było czym. Po kilku dniach od rozpoczęcia ofensywy wojna nieubłaganie zbliżyła się w moje strony.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

18 stycznia (prawdopodobnie) niemiecki oddział obsadza takie oto wzniesienie pokazane na zdjęciu znajdujące się w mojej okolicy. Zapytacie, skąd to wiem? Ano zdałem się na relacje pana Mieczysława (pamiętacie wątek „Odwiedziny starszego pana”; to ten sam). Oto ona:
Było to 18 stycznia na trzy dni przed wyzwoleniem, pamiętam dobrze, bo w tym dniu była ta potyczka w M. Jak co dzień wyszedłem wczesnym rankiem sprawdzić sidła na Łysą Górę
(to taka lokalna nazwa tego wzniesienia). Wiesz, jak to wtedy było - bida, jeść nie było co,
a bażancik albo zajączek świetnie zapychają żołądek. Idę sobie przez las pod górę, sprawdzając po kolei wnyki i sidła; nawet zajączek się trafił. Już prawie byłem na szczycie, gdy nagle słyszę hende hoh, a zza drzewa wyłania się Niemiec, celując do mnie
z karabinu. Był ubrany w taki biały strój maskujący, a za pasem miał powkładane granaty. Kurde, o mało na zawał nie umarłem! Powiem szczerze, to byłem prawie posrany ze strachu. Jakież było moje zdziwienie, gdy on po polsku pyta mnie, czego tu szukam. Ze strachu słowa nie mogłem powiedzieć, więc pokazuję mu zająca i w końcu wydukałem, co tu robię. Kazał mi zostawić moją zdobycz i nie kręcić się tu więcej, bo inaczej ze mną pogada, pokazując na swój karabin. W prześwicie lasu na polach zobaczyłem jeszcze kilka postaci w białych kombinezonach przycupniętych do ziemi i wpatrujących się gdzieś w dal na wschód. Gdy krzyknął do mnie: „Na co czekasz? Uciekaj stąd!”, odwróciłem się na pięcie i dawaj biegiem do domu. Nie wiem, jak do niego dotarłem, tak byłem wystraszony, ale do wyzwolenia to ja już na górkę nie chodziłem.
Przypuszczam, że był to jakiś oddział zwiadowczy, bo atutem wzniesienia był wspaniały widok w promieniu kilkunastu kilometrów. Tak więc przyjmijmy, że niemiaszki siedziały tam już przynajmniej od 18 stycznia. Żeby lepiej poczuć klimat tamtych dni, proponuję, abyśmy się wspięli na szczyt i spróbowali wyobrazić sobie widoki, jakie mogli oni widzieć. Uf! Ciężko, zima z człowieka kondycję wyssała, ale udało się.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A teraz rzućmy okiem na południe. W godzinach popołudniowych tego dnia radziecki oddział zwiadowczy por. Łosia przekroczył linię frontu, następnie przeprawił się przez zamarzniętą rzekę i ruszył żwawo w kierunku miejscowości M. Niestety mieli pecha, bo wleźli prosto pod lufy niemieckich mg i wszystkiego, co może wyrzucić pocisk. Zostali zdziesiątkowani, a ciała 43 z nich zalegały na okolicznych polach.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale oddajmy głos nieżyjącemu już Janowi Sz.- mieszkańcowi M.:
„To było popołudniu. Nagle ni stąd ni z zowąd w okolicach dworu rozpętała się gwałtowna strzelanina. Wszędzie świstały kule. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Ludzie w popłochu zaczęli się chować, gdzie kto mógł. Kilka domów tych najbliżej strzelaniny zaczęło się palić. Trwało to godzinę albo może nawet krócej, a później nastąpiła cisza. Gdy się uspokoiło, wyszliśmy ze swoich kryjówek. Na polach między dworem a rzeką leżało kilkudziesięciu zabitych Rosjan. W większości były to „skośnookie Mongoły”. Jeden z nich to nawet się schował do stogu ze słomą i wyszedł dopiero po trzech dniach, jak do wsi weszli Rosjanie
i nas oswobodzili. Mówiąc szczerze, to miał szczęście, bo jakby tak strzelili po tym stogu, to byłoby po nim.”
Czy nasi germańcy na górze mogli widzieć to wydarzenie? Na pewno tak. Widok ze szczytu jest wspaniały, a i niemieckie lornetki też uchodziły za dobre w owym czasie.Przypuszczam, że niezłe ciary po plecach musiały im przejść, gdy widzieli i słyszeli tak blisko Rosjan i to na tyłach własnych wojsk. Tak zakończył się 18 stycznia; może nawet pieczeniem zdobycznego królika, ale czy był on do smaku naszym bohaterom…….?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teraz proponuję zerknąć na południowy zachód.19, 20 stycznia trwają intensywne walki pod Z. Nasi bohaterowie prawdopodobnie tego nie widzą bo przesłaniają to wzgórza za rzeką ale na pewno słyszą odgłosy trwającej bitwy, za to mieli znakomity wgląd na okoliczne drogi zapchane cofającym się sprzętem i taborami uciekającymi w panice na zachód. Czy mieli już chwile zwątpienia…….? Popatrzmy jeszcze chwilę na południowy zachód; 21 stycznia od rana trwają walki o miejscowości N i M. Gdzieś tak koło godzin południowych rosyjskie czołgi przekraczają brodem rzekę w okolicach F, a następnie kierują się na zachód szosą G, D. Manewr ten odcina drogę odwrotu Niemiaszkom. Niemieckie dowództwo, widząc, co się stało, kieruje cały ruch na drogę G, W, zmieniając kierunek wycofywania na północny. Część rosyjskich czołgów również zmienia kierunek uderzenia, kierując się na wschód. Mija bokiem silnie bronioną miejscowość G i wpada na tę samą drogę co niemieckie tabory.
Zaczyna się prawdziwy taniec śmierci. Sowieckie tanki całą mocą swych silników prują przed siebie, siejąc śmierć i zniszczenie. Ich karabiny maszynowe dosięgają opuszczających w panice swoje pojazdy i próbujących zbiec przez pola niemiaszków. Jęk przejeżdżanych koni, trzask łamanych zaprzęgów, spychanych z drogi ciężarówek tworzą rodzaj piekielnej czarciej muzyki rozbrzmiewającej nad całą okolicą. Pancerny zagon dociera aż do miejscowości B. Tam zostaje zatrzymany celnym ogniem dział przeciwpancernych. Rosjanie tracą 1 czołg, reszta wycofuje się na bezpieczną odległość. Tego nasi bohaterowie nie widzą, drogę G, W przesłania las i okoliczne wzniesienia, ale na pewno słyszą, co się tam wyprawia.........

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Słysząc, że walki przeniosły się na ich tyły, postanawiają zejść ze wzgórza, kierując się w kierunku zachodnim. Nie wiem, jakie myśli zaczęły kotłować się w ich germańskich łbach. Przypuszczam jednak, że widząc, co się stało, ogarnęła ich jakaś apatia, zwątpienie w celowość dalszej walki…A może od dawna to planowali? Nie wiem; w każdym bądź razie przeszli na zachodnią część wzniesienia, zeszli na dół i weszli do stojącego tam domu. W tym miejscu proponuję oddać głoś panu Władysławowi mieszkańcowi wsi L.
„Jak ci Niemcy do Antka weszli, to ja nie widziałem. Jedynie mogę ci opowiedzieć to, co on mi opowiadał. Siedzieli tego dnia w domu, nasłuchując niedalekich wystrzałów i wybuchów. Nagle do domu weszło kilku żołnierzy niemieckich. Byli brudni i nieogoleni, rozsiedli się, gdzie który mógł; byli wystraszeni i małomówni. Broni nie mieli przy sobie, zostawili ją na zewnątrz opartą o ścianę chałupy. Jeden z nich umiał po polsku. Powiedział, żeby Antek pobiegł do wsi powiedzieć ruskim, że oni się chcą poddać”.
Nasz Antek nie zastanawiał się ani minuty. Biegiem, ile miał sił w nogach pognał wykonać polecenie, a energii w tym morderczym biegu dodawała mu troska o pozostawioną w chałupie rodzinę. W tym czasie w L rozpanoszyli się już sowieci, szukając wodki i wszystkiego, co miało jakąś wartość. Nasz posłaniec dobiegł do wioski, zawiadomił ruskich, że w jego domu są Niemcy, którzy się chcą poddać. Rosyjski dowódca wysyła dwie ciężarówki sołdatów celem pojmania naszych niemiaszków. Oddajmy głos znowu panu Mieciowi, który mieszkał jakieś 200 metrów od domu Antka i widział wyprowadzanie i traktowanie przez ruskich nowo pojmanych jeńców:
„Siedzieliśmy w domu wystraszeni, bo w oddali słychać było strzały i wybuchy. W pewnej chwili usłyszeliśmy na drodze warkot silników. Gdy wyszliśmy na dwór, zobaczyliśmy dwie pędzące ciężarówki wypełnione ruskim wojskiem. Zatrzymały się jakieś 50 metrów przed domem sąsiada, a z pojazdów wysypało się ruskie wojsko, które natychmiast otoczyło zabudowania. Jeden z sowietów zaczął głośno krzyczeć w stronę domu - chyba ręce do góry, bo ciągle powtarzało się słowo ruki. Po jakimś czasie z chałupy wyszli Niemcy z podniesionymi rękami. Rosjanie błyskawicznie do nich doskoczyli i zaczęli ich przeszukiwać, waląc ich przy tym ostro pięściami albo kolbami karabinów. Kazali ściągnąć wszystkim buty, którymi następnie się podzielili. Broń, sprzęt i oporządzenie wrzucili na ciężarówkę, a Niemcom kazali wsiąść na drugą i odjechali do wsi”.
A więc jedni barbarzyńcy dopadli w swoje łapska innych barbarzyńców. Czy to już koniec…?..............

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie