omi30 Napisano 11 Kwiecień 2005 Autor Napisano 11 Kwiecień 2005 Nie wiem jakie jest wasze zdanie ,ale z rozmowy z kombatantem z 39 wynikało jasno ze nasi żołnierze (piechota)byli o wiele lepiej wyszkoleni a niżeli Niemcy.
Gebhardt Napisano 12 Kwiecień 2005 Napisano 12 Kwiecień 2005 Do pewnego stopnia to zgoda ale to zalezy od rodzaju jednostki i tematu. Na przyklad Niemcy wogole nie byli szkoleni w szermierce bagnetem, ale z drugiej strony (moze i slusznie) uwazali ze wdawanie sie w walke na najblizszy dystans bylo w nowoczenej wojnie bledem taktycznym. Woleli splywac na dalsza linie obronna a zlamanie natarcia npla przekazywano artylerii. Z tego powodu czesto spotyka sie stwierdzenie ze Niemcy nie wytrzymywali natarcia. Fakt tymniemniej ze jak sie udalo Niemcow uwiklac w walke na bagnety to koniec byl dla nich zalosny. Rowniez technika zwalczania czolgow przez piechote byla nieznana w WH w tym okresie. Z innej strony nasza artyleria w wyszkoleniu pod prawie kazdym wzgledem (z wyjatkiem celnosci ognia)niedorownywala artylerii niemieckiej a to bylo bezwzglednie duzo wazniejsze. Tak samo jesli chodzi o wspolprace piechoty z artleria.Ogolnie rzecz biorac w bilansie kampanii na najwyzszych szczeblach WH stwierdzono ze wyszkolenie piechoty WH bylo niedostateczne. Oddzialy SS oceniono jescze ostrzej w stosunku do piechoty polskiej.
pzl Napisano 14 Kwiecień 2005 Napisano 14 Kwiecień 2005 Co jak, co, ale to Niemcy otwarcie przyznali,iż żołnierz polski był doskonale przygotowany indywidualnie do walki, świetnie wykorzystywał właściwości terenu w obronie, a jego umiejętności w walce na bagnety, czy wręcz stanowiły dla nich całkowite zaskoczenie.Jest jednak małe ale...Z relacji polskich wynika, iż ten polski żołnierz to taki skory do wojaczki jednak nie był. Polscy oficerowie podkreślali:- małą odporność, i nazwijmy to dyscyplinę marszową żołnierzy /duża liczba maruderów, czy oderwańców"/- słabą orientację w terenie /kolumny rwały się, i gubiły podczas marszu myląc kierunki przemarszu/- słabą odporność /dużą wrażliwość/ na ostrzał artyleryjski, czy też z broni maszynowej /brak dostatecznej siły przebojowej, natarcie zamierało, a żołnierze samodzielnie rozpoczynali odwrót/- brak dbałości o umundurowanie, i wyposażenie wojskowe /przypadki jego porzucania, bo za ciężko.../Znam przypadki, gdy tworzono doraźne sądy polowe celem zdyscyplinowania żołnierzy, i ukrycenia niesubordynacji, oraz przypadków dezercji /ale co ciekawe dotyczą one okresu po 12 września/.
pzl Napisano 14 Kwiecień 2005 Napisano 14 Kwiecień 2005 Polska artyleria lepiej zdała egzamin przydzielana poszczególnymi bateriami do oddziałów piechoty niż jako zwarta jednostka.To była tragedia. Poszczególne dyony artylerii:- były mało mobilne /nadmiernie obciążenie wyposażeniem/- pozbawione łączności z piechotą /dramatyczny brak kabla już po kilku dniach walk/- nie potrafiły często nawiązać współpracy z piechotą /zbyt późne, lub za wczesne otwarcie ognia, ogień zbyt krótki rażący własnych żołnierzy/- źle wybierały stanowiska dla dział co uniemożliwiało prowadzenie efektywnego ostrzału nieprzyjaciela- słabo też /albo wcale/ wykonywały rozpoznanie celówDlatego też piechota przygarniała działa do siebie, i mowiła artylerzystom dokładnie co mają czynić.
polsmol Napisano 14 Kwiecień 2005 Napisano 14 Kwiecień 2005 Co do Polscy oficerowie podkreślali" to doskonałym wyjaśnieniem tych zarzutów jest poprostu skrajne przemęczenie piechoty wręcz ajdowymi" przemarszami. Skrajne wyczerpani żołnierze nie są w stanie dbać o sprzęt i może im zabraknąć werwy w natarciu. Nie mam zarzutów do naszych oficerów, ale jednak najprościej jest zwalić winę na szergowego piechura.
Gebhardt Napisano 15 Kwiecień 2005 Napisano 15 Kwiecień 2005 Polsmol ma absolutna racje.No i od piechocinca w WP wymagano nieslychanie wiecej niz w Wehrmachcie. Dodac ze w wielu wypadkach mowa jest o rezerwistach w niedopasowanych czy rozeschnietych butach i stu innych problemach zwiazanych z nowo-fasowanymi jednostkami ktore juz nie mialy czasu sie zgrac.Co do artylerii, PZL ma racje. Ale trzeba jeszcze nietety dodac by dopelnic obrazu skrajnej rozpaczy ktorym byla nasza artyleria w 1939. 1) zupelnie niedostateczny dowoz amunicji - dziala nie mialy czym strzelac 2) za maly zasieg broni - polska artyleria prawie zawsze dzialala pod ogniem artylerii niemieckiej 3) zla struktura calego wojska - ciezka artyleria rozproszona na dywizjony zamiast skoncentrowana w pulkach korpusnych. Te dywizjony mialy sprzetu na duza baterie przez co byly skrajnie przeciazone elementami dowodzenia i zaopatrzenia w stosunku do ilosci luf. 4) brak jaszcy dla arylerii ciezkiej przez co dostawa amunicji skrajnie niedostateczna mimo wielokilometrowych kolumn amunicyjnych (nierzadko do 250 wozow amunicyjnych na dyon ciezki) przy czym amunicja czesto ulegala zepsuc z powodu braku odpowiednich gnazd w wozach. 5) brak skutecznej obrony plot artylerii 6) prawie zupeny brak srodkow pomiarowych na cale wojsko bylo 2 dywizjony, dla porownania WH mial maly bo maly ale dywizjon na kazdy pulk artylerii oraz korpusne i armijne jednostki pomiarowe + lotnictwo obserwacyjne co potegowalo efekt punktu (2) 7) minimalne umiejetnosci w kierowaniu zmasowanym ogniem 8) dramatyczne braki wyszkolonych oficerow i podoficerow 9) prawie kompletny brak doswiadczenia oficerow w manewrowaniu pelnym oddzialem artylerii - ograniczenia finansowe w artylerii nie pozwalaly na skompletowanie PLUTONU artylerii o pelnych stanach wojennych w pulkach nie mowiac nic o bateriach czy dywizjonach. W tej sytuacji najczescie najlepsza korzysc z dzial byla oczywiscie przy przydzieleniu ich do oddzialow strzelczych ale przez to jednostka tracila artylerie i przestawala byc efektywna wielka jednostka i skazana byla na pobicie.
pzl Napisano 15 Kwiecień 2005 Napisano 15 Kwiecień 2005 To jeszcze dla równowagi dorzucę uwagi Niemców o swojej piechocie /chyba są na forum osoby, które do tych dokumentów dotarły, podobno po zakończeniu walk we wrześniu trochę takich analiz zostało opracowanych/...Krytycznie oceniona została struktura oddziałów piechoty na szczeblu kompanii, i batalionu. Jednostki te dysponowały za małą siłą uderzeniową ze względu na zbyt wysoki odsetek żołnierzy zaangażowanych w sprawy administracyjno-gospodarcze, oraz utrzymanie łączności, i zaopatrzenia. Mhhh, lepiej jest się dekować na tyłach niż narażać życie na froncie?Struktura dowodzenia była zbyt sztywna, i za mało elastyczna w stosunku do zmieniających się szybko warunków pola walki. Postulowano zwiększenie samodzielności poszczególnych dowódców, i tworzenie doraźnych grup bojowych o zwiększonej sile ognia do realizacji konkretnych zadań bojowych.Krytycznie oceniono cały system zaopatrzenia jako niewydolny, zbyt powolny, i nie nadążający za walczącymi oddziałami. Postulowano wyeliminowanie transportu konnego, lub zastąpienie koni z poboru specjalnie hodowanymi na potrzeby wojska ciężkimi koniami transportowymi. Wskazywano na konieczność ujednolicenia całości transportu samochodowego poprzez wprowadzenie jednego typu samochodu ciężarowego z napędem na wszytskie koła. Różnorodność posiadanych typów pojazdów powodowała, iż warsztaty polowe nie posiadały często do nich odpowiednich części zapasowych. A kłopoty z zaopatrzeniem ujawniły się już trzeciego dnia po rozpoczęciu działań wojennych!
bolas Napisano 15 Kwiecień 2005 Napisano 15 Kwiecień 2005 wydaje mi się że ogólnie panowała opinia w owczesnym świecie że polska piechota dysponuje doskonałym materiałem żołnierskim ...
WaldekM Napisano 17 Kwiecień 2005 Napisano 17 Kwiecień 2005 Witam.Czy może ktoś wyjaśnić jak należy rozumieć przytoczoną powyżej opinię oficerów o swoich podwładnych: - słabą odporność /dużą wrażliwość/ na ostrzał artyleryjski, czy też z broni maszynowej...Dziękuję i pozdrawiam.Waldek
pzl Napisano 17 Kwiecień 2005 Napisano 17 Kwiecień 2005 Bardzo prosto...Natarcie rozwijało się bez przeszkód do momentu napotkania zdecydowanego oporu ze strony nieprzyjaciela.Wówczas żołnierze zalegali bezradnie, nie szukali jak najlepszych miejsc ukrycia, często łączyli się w grupy /bo razem raźniej?/, nie myśleli o przełamaniu obrony /np.: likwidacja stanowisk karabinów maszynowych/, leżeli plackiem i nie reagowali na nic. Były też kłopoty z wyprowadzeniem natarcia, żołnierze ruszali do niego niechętnie, ociągali się, opóźniali wymarsz.
WaldekM Napisano 17 Kwiecień 2005 Napisano 17 Kwiecień 2005 Upszejmie dziękuję.A ja głupi myślałem że, stawia im się zarzut że, nie są kuloodporni.Trochę czytałem i nie było aż tak źle. Pewnie jak ze wszystkim z tą odwagą bywało różnie.Dzieki.Waldek.
kolekcj Napisano 17 Kwiecień 2005 Napisano 17 Kwiecień 2005 Pozwolę sobie odnieść się do tematu może nie związanego bezpośrednio z wątkiem, ale do tego co napisał o artylerii Gebhardt. Oczywiście należy się zgodzić z większością tez postawionych w poszczególnych punktach. Szczególnie jeśli chodzi o problemy amunicyjne. Dodam jeszcze, że nawet nie tyle problemy z dostarczeniem, co sam brak amunicji musiał paraliżować działania artylerii. W styczniu 1939 na kursie Wyższej Szkoły Wojennej wizytację złożył marsz. Śmigły-Rydz i Gen. Stachiewicz. Gen. Stachiewicz dane dotyczące zapasów amunicji w posiadaniu WP. Okazało się, że przedstawione liczby pozwalały na zaspokojenie jedynie 3/4 potrzeb, przy założeniu optymalnego zużycia; jak wspomina Gen. Kopański. Jeśli chodzi o organizację samej artylerii i (jak pokazały doświadczenia) błędne rozdysponowanie artylerią to należy się pewne słowo obrony. Nie wynikało to z braku przemyślanych działań, ale z zaplanowanego rysu użycia taktycznego artylerii, wykształconego już w pierwszej połowie lat trzydziestych. Oczywiście koncepcja ta poniosła fiasko. Dlatego pewną pociechą pozostaje konsekwencja w realizowaniu zamierzonego planu. Sądzę że warto o tym pamiętać, by zbytnio nie obwiniać artylerii jako takiej. Jeśli chodzi o krytyczną ocenę wyszkolenia artylerii to muszę się tutaj poprostu nie zgodzić. Subiektywnie, bo subiektywnie, ale niezgodzić ;)Przypominam cały Toruński ośrodek, który szkolił atylerzystów na wszystkich szczeblach, na kursach specjalistycznych i prowadził własne badania. Przypominam Szkołę Podchorążych Rezerwy Artylerii z Włodzimierza Wołyńskiego - największy w europie ośrodek tego typu, który sam nie był w końcu w stanie pomieścić tylu uczniów, co doprowadziło do otworzenia drugiego podobnego ośrodka w Zambrowie. Wyszkolenie wyższych oficerów artylerii moim zdaniem było jeśli nie modelowe, to napewno bardzo dobre. Zarówno WSWoj., CWSW, i Kursy Wyższych Dowódców Artylerii poświęcały sporą uwagę zastosowaniu i pracy z artylerią. Wyszkolenie praktyczne także było napewno przyzwoite, co gwarantowała obecność Pułku Manewrowego Artylerii, a później 31 PAL w Toruńskim ośrodku. Co do różnie pojętych braków, to trudno ich sobie nie wyobrazić przy rozwinięciu 30 pułków atylerii lekkiej w 90 pułków.
mietek Napisano 18 Kwiecień 2005 Napisano 18 Kwiecień 2005 Co do artylerii, przypomina mi sie kawalek z ksiazki o ciezkiej artylerii w obronie W-wy. Wspomnienia jakieogs oficera. Otoz zakopali oni amunicje(w ogrodzie saskim?)przed przeniesieniem sie na inne stanowiska. Potem zas amunicji zabraklo. Argumentem mialo byc niebezpieczenstwo przewozenia amunicji przez miasto pod ostrzalem. Jak dla mnie troche to dziwne.
Gebhardt Napisano 18 Kwiecień 2005 Napisano 18 Kwiecień 2005 Witam KolekcjCiesze sie ze bronisz honoru artylerii:) i nie chce ani ciebie ani jego w zaden sposob nadwyrezac. Na pewno wiele z problemow artylerii byly powodowane przez czynniki na ktore artyleria nie miala wplywu. Rozumiem przez to brak zrozumienia na najwyzszym szczeblu waznosci i zagadnien artylerii. Niech niesie temu swiadectwo chocby to ze do 1937 w GISZ nie bylo inspektora artylerii.Co do amunicji to zgadzam sie ze zapasy byly niedostateczne na nowoczesna wojne a przewidziana produkcja wojenna zartobliwa (dla przykladu 4 pociski dziennie na haubice 100mm). Jednak brak jaszcy dla artlerii ciezkiej i transport pociagowo-konny przesadzil o tym ze nawet tego co bylo nie mozna bylo dowiezc w przewidzianych ilosciach. Kolosalne (jak na polskie stosunki) ilosci amunicji zniszczono by nie wpadly w rece wroga. Innymi slowy nawet gdtby byly dostateczne zapasy, i tak by nie zrobilo to wielkiej roznicy bo nie bylo jak je dowiezc.Ze stwierdzeniem ze polska artyleria byla dobrze wyszkolona tez nie moge sie pogodzic. Wyszkolenie dla mnie to nie tylko sprawa szkolnictwa i celnego strzelania lecz caloksztalt wychowania - tzn teoretyczna znajomosc przedmiotu i celow szkolenia, dotrzymywanie kroku rozwojowi broni na arenie miedzynarodowej, doswiadczenie praktyczne i utrzymywanie wiedzy na odpowiednim poziomie przez praktyke. Wreszcie wyszkolenie musi byc odpowiednio wykorzystane aby odpowiednio wyszkolone jednostki byly na odpowiednich miejscach i funkcjach. Nie trudno udowodnic ze poza technika strzelania, wyszkolenie artylerii na szczeblu bateria wzwyz pod wieloma wzgledami stalo na niskim poziomie. Trudno nie zgodzic sie z Jerzym Lunkiewiczem ze artyleria miala przygotowanie techniczne dobre, taktyczne slabe a o zaopatrywaniu i zywieniu walki artyleryjskiej bez praktycznego pojecia."Troche uwag an konkretne punkty:SPRA - wielkosc tego osrodka wiecej swiadczyla o nadrabianiu niedostatkow wieloletniej gospodarki 'osczednosciowej' artylerii. A i tak artyleria przystapila do wojny w pelni kryzysu personalnego. I coz z tego ze szkolono gdy wiedza szybko zanikala - oficerowie rezerwy nie mieli moznoscia dowodzic jednostkami o stanach wojennych i nie mieli dostatecznej praktyki w strzelaniu (10-15 pociskow na oficera rezerwy co TRZY lata). Przypominam cały Toruński ośrodek, który szkolił atylerzystów na wszystkich szczeblach, na kursach specjalistycznych i prowadził własne badania".I szkolil dobrze w zakresie taktycznym na poziomie lat 20tych. Niestety a) tylko pewien odsetek dowodcow przeszedl szkolenie; b) Polska wiedza taktyczna pozostawala coraz bardziej w tyle w latach 30tych. Nie moglo byc inaczej gdy od 1932 do zimy 1937 sily Dept Artylerii byly za slabe by prowadzic miarodajne studia nad artyleria sasiadow. Dopiero zima r 1937 powstal wydzial studiow oparty o scisla wspolprace z OII sztabu a jednoczesnie referat regulaminow. Na dodatek, wielu co najwartosciowszych i najbardziej doswiadczonych oficerow liniowych artylerii odsyfonowano do roznych sztabow formowanych od Marca 1939. 'Wyszkolenie wyzszych oficerow bylo (-) przynajmniej bardzo dobre'Niestety zupelnie z tym nie mozna sie pogodzic w swietle faktow. Kariera artylerzysty w WP konczyla sie na pulkowniku, wiec malo bylo pobudek do pracy nad soba po osiagnieciu tego stopnia (chociaz na pewno byly szlachetne wyjatki). Dcy pulkow ktorzy odbyli poprzednia wojne w niewielkiej tylko ilosci przeszli kursa uzupelniajace. Ich przygotowanie, poza nielicznymi wyjatkami, w zakresie taktycznego uzycia artylerii oraz kierowania nowoczesnym zmasowanym ogniem bylo niewystarczajace. Dcy artylerii dywizyjnej byli wyznaczeni dopiero od roku 1938, nie byli w ogole szkoleni i wiedze zdobywali na nielicznych cwiczeniach z ostrym strzelaniem artylerii o niepelnych stanach na nizszych szczeblach (pulk, dywizjon)(etat pokojowy dywizji nie przewidywal Dcy AD). Normalnie podczas mobilizacji dca PALu danej dywizji odchodzil na stanowisko dcy AD i najczesciej z braku wyszkolenia, doswiadczenia i zgrania ze sztabem niewiele mogl pomoc czy zasugerowac dcy dywizji.Nie chce zasmiecac forum tasmowcem na pare stron, juz cos takiego pisalem na forum Wrzesien 1939. Jezeli masz ochote to przesle ci opracowanie tematu na priva.
kolekcj Napisano 18 Kwiecień 2005 Napisano 18 Kwiecień 2005 Widzę, że w temacie artyleri masz daleko idącą wiedzę, ale przyznam się że akurat z tym wyszkoleniem to bym polemizował. Teraz niestety nie zdołam sklecić odpowiedzi, może jutro. Chętnie poczytam ten tekst, o którym mówisz. Prześlij proszę na lodbrog@WYTNIJo2.pl
iglanadon Napisano 19 Kwiecień 2005 Napisano 19 Kwiecień 2005 dodać do tego należy dramatyczne niską kulturę techniczną żołnierzy, mój dziadek służąc w 24 DP miał taki oto przypadek, siedzą sobie z całą kompania ckm nad Dunajcem i czekają na rozkazy, nikt nic nie wie, normalnie czeski film, nagle drogą od południa jadą sobie szwaby na motorach, nasi ich ostrzelali w wyniku czego część niemiaszków dostało się od razu do krainy Walhalli, reszta zaś uciekła. Na placu boju pozostało kilka nie uszkodzonych motocykli, ale okazało się że nikt nie potrafi ich uruchomić, nie pozosostało im zatem nic innego jak spalić zdobyte motocykle.
michalmiazga Napisano 19 Kwiecień 2005 Napisano 19 Kwiecień 2005 Witam Pozwolę sobie dołączyć do grona obrońcow poziomu wyszkolenia naszej artylerii:).Wydaje mi się, że opieranie się na krytycznym raporcie Lunkiewicza nie może być decydujące. Material ten zawiera ogrom cennych informacji (dzięki Gebhard za kopię:)))ale obawiam się, że krytyczne oceny tam sformułowane wynikają po części z sytuacji w jakiej prawdopodobnie raport powstawał. Pewne sformuowania w nim zawarte pozwaleją zakładać, że raport ten powstał zaraz po kampanii wrześniowej na potrzeby Komisji do Spraw Zbadania Odpowiedzialnosci za Wynik Kampanii Wrześniowej (nazwę komisji podaję z pamięci). Komisja ta powstala z inicjatywy Sikorskiego bodaj jeszcze w 1939 i miała za zadanie ukarać winnych naszej klęski. Czy pisząc swój raport dla komisji Lunkiewicz mógł pisać o pozytywach przedwojennej artylerii? Obawiam się, że w ówczesnej atmosferze skazałoby go to na przedwczesna emerytyrę. Faktem jest, że artyleria w roku 1939 zawiodła bardziej niż piechota. Przyczynę upatrywałbym jednak bardziej w brakach sprzętowych niż w wyszkoleniu. Gdy cel był widoczny ogień był celny i skuteczny. Są na to liczne przykłady. Gorzej było gdy wysunięty obserwator tracił łączność ze stanowiskami dział. Artyleria milkła też gdy kończyła sie amunicja. Tutaj jednak wyszkolenie nic nie mogło zmienić.
iglanadon Napisano 19 Kwiecień 2005 Napisano 19 Kwiecień 2005 ale jak juz sobie trafili to ho ho, znam miejsce gdzie Kfz-13 dostał bezpośrednie trafienie z 75-tki, resztki załogi zawisły na okolicznych drzewach
Lokomotywa Napisano 19 Kwiecień 2005 Napisano 19 Kwiecień 2005 Czy może mi ktoś wyjaśnic dlaczego to my przegraliśmy tę wojne -jak bylismy tacy piękni i mądrzy , umieliśmy walczyc na bagnety i nasza artyleria była ładniejsza na defiladach .Ta cała dyskusja przypomina porównywanie mercedesa do wartburga z czego wynika że wartburg był lepszy bo miał tzw. wolne kolo" Czyli uogólniając kampania wrzesniowa to całe pasmo sukcesów tylko niestety zakończonych klęską i chańbą dowódców
Wilniuk Napisano 19 Kwiecień 2005 Napisano 19 Kwiecień 2005 Odpowiedz na pytanie dlaczego przegralismy jest dosc prozaiczna. Nasi przeciwnicy dysponowali kilakrotna przewaga ludzka i materialowa. Natomiast dyskusja dotyczy wyszkolenia piechoty a ostatnio rowniez artylerii. Lepsze wyszkolenie naszej piechoty nie moglo pomoc w sytuacji przewagi przeciwnikow, o ktorej napisalem powyzej. Takie porownania sa cenne bo pokazja ewentualne bledy jakie popelnilismy w wyszkoleniu wojska ale nikt nie przymusza Cie do brania udzialu w dyskusji.
polsmol Napisano 19 Kwiecień 2005 Napisano 19 Kwiecień 2005 Dokładnie tak. Niemcy mieli poprostu druzgocacą przewagę liczebną w ludziach i sprzęcie.
coe Napisano 19 Kwiecień 2005 Napisano 19 Kwiecień 2005 Panowie G... prawda!W historii wojen jest dostatecznie wiele przykładów, gdy pozornie mniej liczebne i słabiej uzbrojone wojska potrafiły stawiać zacięty opór, a nawet zwycięzać.Zorganizowana obrona Polski we wrześniu'39 praktycznie przestała istnieć w ciągu kilku pierwszych dni. Nie da się wszystkiego zrzucić na przewagę Niemców.To chyba Napoleon powiedział, że kiepski żołnierz pod dobrym dowództwem jest w stanie zdziałać wiele, ale nawet najlepszy żołnierz przy słabym dowództwie nie zdziała nic!Jakość żołnierza, szczególnie tego z poboru na ogół jest marna w wszystkich armiach świata. Tym co cementuje armię i stanowi o jej wartości jest jakość jej kadry zawodowej.I tu trzeba sobie powiedzieć otwarcie, że przygotowanie polskiej kadry oficerskiej, na wszystkich szczeblach dowodzenia, było fatalne!Polski oficer był nauczony sztywno trzymać się rozkazów i regulaminu. W przypadku, gdy łączność ze zwierzchnikami została przerwana, a żaden regulamin nie opisywał sytuacji jakie stwarzała nowoczesna wojna przeważająca większośc naszej kadry stawała się ślepa i bezradna jak dziecko we mgle.Przegrana bitwa graniczna i praktycznie rozbicie polskiej armii w pierwszych dniach września to właśnie skutek braku umiejętności szybkiej i samodzielnej oceny oraz niepodejmowania na czas właściwych decyzji. Większość odziałów, mimo pogarszającej się sytuacji tkwiła na swoich pozycjach, bo ich dowódcy nie mieli rozkazu! A gdy już tragizm położenia do nich docierał było na ogół za późno.Inny problem to bardzo wąska specjalizacja w wyszkoleniu polskich oficerów. Nawet gdy los im zesłał jakieś dodatkowe środki to w większości nie potrafili ich efektywnie wykorzystać. Polski oficer na ogół nie miał też odpowiednich kwalifikacji, żeby gdy zajdzie taka potrzeba przejąć dowodzenie na wyższym szczeblu, a we werześniu'39 takich sytuacji było wiele,Brakowało też innowacyjności i pomysłowości w wykorzystaniu posiadanego sprzetu. Ale nic dziwnego, skoro te cechy były u oficerów tępione.Niemal anegdotyczny stał się przypadek pułkownika Maczka, który podczas jakichś manewrów postanowił wykorzystać działka p-panc do niszczenia stanowisk ckm. Za to nieregulaminowe użycie 37-mek otrzymał on ostrą reprymendę od swoich zwierzchników!Tu niestety muszę zgodzić się z Lokomotywą:My Polacy mamy genetyczne skrzywienie polegające na braku umiejętności krytycznego patrzenia na siebie i trzeźwej oceny naszych słabości. W naszym mniemaniu zawsze jesteśmy: wspaniali, szlachetni, kulturalni, praworządni... myjemy uszy, mówimy dzieńdobry" i jesteśmy uśmiechnięci... mamy naj;epszych na swiecie naukowców,... żołnierzy...itd.No to skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak żle?Skoro nasza armia w 1939 była tak świetnie wyszkolona, to czemu wrzesień zakończył się klęską? Nie przegraną Panowie, ale włąśnie KLĘSKĄ?!
coe Napisano 19 Kwiecień 2005 Napisano 19 Kwiecień 2005 I jeszcze jedna uwaga:Armia frncuska miała nad Niemcami przewagę w ludziach i sprzęcie - w niczym im to nie pomogło.
Lokomotywa Napisano 20 Kwiecień 2005 Napisano 20 Kwiecień 2005 ciekawa jest dyskusja z ktorej wyprasza się myslących inaczej ale wracając do tematu Faktem jest że mieliśmy we wrześniu 39 roku coś co nie miała żadna armia ani kraj na świecie otóż mieliśmy naczelnego wodza (marszałka sic.) śmigłego który nie oddał ani guzika -wszystkie wywiózł za granicę zostawiając swoich żołnierzy na pastwę najeżdzcy . Czy sądzicie że powinniśmy byc dumni z tego powodu ? Czy czyn wodza świadczy o bohaterstwie żołnierza polskiego do których zalicza się także tego pana. Czy Kleberg i Kutrzeba ustawieni w jednym rzędzie z wodzem" i mu podobnymi mają wpływ na średnią statystyczną bohaterstwa wrześniowego ? To że byliśmy wśród najlepszych żołnierzy II wojny jest tylko naszym snem i mrzonką rozpowrzechnianą w gimnazjach. Czy szpiegostwo kuklińskiego niezależnie od motywów dobrze świadczy o polakach jako żołnierzch dzisiejszych
mietek Napisano 20 Kwiecień 2005 Napisano 20 Kwiecień 2005 Rzeczy ktore mnie zdziwila gdy czytalem o wyszkoleniu zolnierzy niemieckich to:- stawianie na samodzielne podejmowanie decyzji i elastyczne dostasowywanie sie do warunkow- szkolenie wszystkich zolnierzy tak, aby byli gotowi natychmiast zastapic dowodzacego o stopien wyzej- dzialanie w malych i zgracnych zespolachNo i oczywiscie wspoldzialanie wojsk.Czyli bylo to zupelne przeciwsawienie tego co mowila propaganda, czyli slepego wykonywania rozkazow i tylko rozkazow.
Rekomendowane odpowiedzi
Temat został przeniesiony do archiwum
Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.