
les05
Użytkownik forum-
Zawartość
5 920 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
46
Zawartość dodana przez les05
-
Jasna sprawa, każdy może, od Nabuchodonozora po Wołodię, pohasać po świecie pilnując swoich biznesów, prawo tego nie zabrania.
-
Rozminowanie pod przekop Mierzei
temat odpowiedział les05 → na fuks_ag → Aktualności, newsy, wydarzenia
Z doświadczenia wiem, że aby osiągnąć sukces wcześniej musi być porządne kopanie. -
Nie zapominajcie o wojnie z Anglią i z Meksykiem, niech będzie śmiesznie skoro nie może być poważnie.
-
Rozminowanie pod przekop Mierzei
temat odpowiedział les05 → na fuks_ag → Aktualności, newsy, wydarzenia
Przekop Mierzei: W tym miesiącu turyści przejadą po nowym moście nad kanałem żeglugowym Jeszcze w czerwcu mieszkańcy i turyści, którzy przyjadą na wakacje na Mierzeję Wiślaną, będą mogli przejechać nowym mostem nad budowanym kanałem żeglugowym. Otwarcie mostu dla ruchu przewidywane jest na przedostatni tydzień czerwca - poinformował PAP Urząd Morski w Gdyni....... http://www.tysol.pl/a67107-Przekop-Mierzei-W-tym-miesiacu-turysci-przejada-po-nowym-moscie-nad-kanalem-zeglugowym#.YMXVy_5XnMo.twitter -
I po co te osobiste wycieczki, brakuje argumentów?
-
Biedne siroty po PO. PiS obiecuje a wyborcy nie dają się już oszukiwać i dlatego PO nie może wygrać. ?
-
To są gołąbki pokoju, obsrywać pomniki to ich styl.
-
To są gołąbki pokoju, obsrywać pomniki to ich styl.
-
Fryderyk i Katarzyna opłacali Woltera za paszkwile na temat Polski, on się z zobowiązań wywiązywał, choć uważał, że stanowczo za mało mu płacą. Czasami robiąc na złość swoim pryncypałom albo żeby uzyskać wyższe wynagrodzenie pisał coś pozytywnego o Polakach ale generalnie dla niego był to biznes nie żadna filozofia.
-
-
Skoro tak, to zostawiam.
-
Jeśli okaże się, że koronawirus wydostał się z laboratorium, świat ogarnie trudny do opanowania gniew Jeśli okaże się, że koronawirus powodujący Covid-19 wydostał z laboratorium w Wuhan nawet przez przypadek, wtedy świat ogarnie trudna do opanowania furia. Presja, aby ukarać za to Chiny, będzie bardzo silna – pisze w opinii prof. Stephen L. Carter z Uniwersytetu Yale. Odkąd prezydent Joe Biden nakazał amerykańskim agencjom wywiadowczym zwiększenie wysiłków i sprawdzenie, czy koronawirus SARS-CoV-2 mógł wydostać się z laboratorium, wielu komentatorów zaczęło argumentować, że nawet jeśli okaże się to prawdą, to niewiele to zmieni. Tymczasem odpowiedź na pytanie o źródła wirusa ma znaczenie. Odkrycie, że wirus powstał w wyniku celowej działalności człowieka, dopełniłoby sagę o pandemii o brakujący element: o to, kto jest czarnym charakterem. I tu jest problem. Jeśli bowiem okazałoby się, że wirus, który uśmiercił prawie 600 tys. osób w USA oraz prawie 4 mln istnień na świecie, wydostał się z chińskiego laboratorium, to bezkształtny lęk, który unieruchomił większość świata w ciągu ostatniego roku, mógłby przekształcić się w wycelowaną w Chiny furię. A furia, jeśli jest powszechna, to trudno ją kontrolować. Nie chcę być źle zrozumiany. Ważne jest, aby poznać prawdę i pewna doza złości i gniewu może być dla nas dobra. Jedną z wielu tragicznych cech pandemii był sposób, w jaki zaprzepaszczono publiczną dyskusję na temat przyczyn, rozwiązań oraz tego, czy wirus mógł być efektem celowej działalności człowieka. Oczywiście bardzo próbowaliśmy odnaleźć winowajców: całe zamieszanie miało być winą Donalda Trumpa, lockdowny miały być winą elit, które chciały w ten sposób zwiększyć swoją władzę, a prawdziwym problemem miała być źle działająca biurokracja. To wszystko było sposobem radzenia sobie z bólem, ale bez posiadania adekwatnej informacji. Do tej kategorii możemy również zaliczyć udawanie, jakoby naukowcy byli pewni, że Covid-19 nie powstał w wyniku celowej działalności człowieka, a ci, którzy twierdzili inaczej, mieli być niebezpiecznymi wariatami. Fantazje te rozwiał naukowy weteran Nicholas Wade w opublikowanym w maju artykule na łamach „Bulletin of the Atomic Scientists”. Badacz ten w przekonujący sposób wskazuje, że wirus uciekł z laboratorium wirusologii w Wuhan, które prowadziło badania nad taką modyfikacją patogenu, aby ten łatwiej mógł przenosić się ze zwierząt na ludzi. Tekst otworzył debatę, którą powinniśmy byli prowadzić od samego początku. Polecenie wydane przez Joe Bidena, aby służby zbadały pochodzenie koronawirusa, wydaje się tego konsekwencją. Pełna gniewu reakcja może być niebezpieczna Ale to jest też ten moment, w którym można się zacząć martwić. Otóż badania nad postrzeganiem ryzyka wskazują, ze mamy tendencję do większego lęku przed szkodami wyrządzonymi przez człowieka niż przed szkodami wyrządzonymi przez naturę – i to nawet wtedy, gdy katastrofy naturalne powodują większe szkody i są bardziej prawdopodobne. Z niektórych badań wynika również, że szkody powstałe na skutek działalności człowieka powodują też w nas większą złość. Rozróżnienie takie rzeczywiście ma sens. Łatwo jest bowiem czuć nienawiść na przykład do grupy terrorystycznej ISIS niż do trzęsienia ziemi. Ale z drugiej strony złość generalnie nie daje nam żadnych korzyści. Niektórzy ludzie myślą lepiej, gdy popadają w złość, ale większość z nas myśli wtedy gorzej. Co więcej, istnieje dobrze znane odkrycie w naukach społecznych, że złość i gniew prowadzą nas do postawy irracjonalnego optymizmu jeśli chodzi o naszą zdolność do rozwiązywania problemu. Może być tak – jak zasugerował Ross Douthat – że potwierdzenie o pochodzeniu koronawirusa z laboratorium w Wuhan stworzy główną przewagę propagandową w geopolitycznej walce o serca i umysły. Takie zwycięstwa mają znaczenie. Ale prawdopodobnie nie zaspokoją nazbyt dosłownego amerykańskiego umysłu, który wiedziony przez gniew, będzie domagał się konkretnych działań: inwazji, regulacji, wsadzenia do więzienia, etc. Gniew i złość szukają katharsis, często w pragnieniu, aby „coś zrobić”. Duża część złych polityk powstaje w taki właśnie sposób. Doświadczenie z 11 września 2001 roku umożliwiło osiągnięcie katharsis, ponieważ Amerykanie mieli możliwość przeprowadzenia odwetu. Z drugiej strony intensywność narodowego lęku i gniewu stworzyła atmosferę, w której trudno było o poważną debatę publiczną na temat zasadności inwazji USA na Afganistan i Irak. A co z regulacjami? Być może dowody na to, że Covid-19 powstał w wyniku celowej działalności człowieka, mogą doprowadzić do międzynarodowej zgody, że wszystkie eksperymenty nad wirusami, które mogą „przeskakiwać” na człowieka, powinny być prowadzone przy wyższym poziomie bezpieczeństwa biologicznego. Jak jednak wskazuje Nicholas Wade, problemem w mniejszym stopniu są zasady i regulacje, a bardziej chodzi o to, co jest wygodne dla naukowców (to nie jest tak, że śmiercionośne wirusu nigdy nie uciekały z laboratoriów na Zachodzie). Poza tym brytyjski astrofizyk Martin Rees przypominał nam w swojej książce z 2003 roku pt.: „Our Final Hour”, że zasady nie są powszechnie przestrzegane. Nie jest ważne, jak drobiazgowo uregulujemy obchodzenie się z niebezpiecznymi mikrobami, szanse na efektywne egzekwowanie prawa nie będą większe niż obecne regulacje dotyczące nielegalnych narkotyków – zaznacza Rees. I dodaje: pojedyncze złamanie zasad może pociągnąć za sobą katastrofę na szeroką skalę. Oznacza to, że nawet jeśli Covid-19 nie uciekł z niewłaściwie zabezpieczonego laboratorium, to prędzej czy później jakiś mikrob ucieknie. To prowadzi nas do finalnych wniosków. Polecenie Joe Bidena, aby zbadać pochodzenie koronawirusa, było właściwie. Ale 90-dniowy deadline wygląda już na polityczny teatr. USA potrzebowały dwóch dekad, aby ustalić, co poszło nie tak w Pearl Harbor. Mieliśmy problem z odnalezieniem Osamy bin Ladena w miejscu, w którym podobno przebywał przez pięć lat. Założenie, że uda nam się ustalić prawdę jeśli chodzi o źródła pandemii koronawirusa w ciągu trzech miesięcy, wydaje się mało prawdopodobne. Jeśli okaże się, że Covid-19 „uciekł” z laboratorium w Wuhan, nawet przez przypadek, wtedy świat ogarnie furia. Presja na to, aby „coś zrobić” i znaleźć sposób na ukaranie Chin, które tuszowały sprawę, będzie bardzo silna. Dlatego tutaj moja skromna sugestia, gdyby pojawiła się taka nieszczęśliwa sytuacja: bez względu na to, co postanowimy zrobić, dajmy sobie czas na przemyślenie, a nie działanie pod wpływem nierozsądnego gniewu. http://forsal.pl/swiat/bezpieczenstwo/artykuly/8182626,jesli-okaze-sie-ze-koronawirus-wydostal-sie-z-laboratorium-swiat-ogarnie-trudny-do-opanowania-gniew-opinia.html
-
-
Katastrofy i wypadki lotnicze
temat odpowiedział les05 → na macvsog → Marynarka, Lotnictwo i okolice
-
Katastrofy i wypadki lotnicze
temat odpowiedział les05 → na macvsog → Marynarka, Lotnictwo i okolice
-
Że nie wierzysz, wiem ja i połowa świata, gdybyś mógł tylko powiedzieć na jakie pytanie odpowiadasz, bo jeżeli na moje, to merytorycznie jest słabo ale §§§§ są świetne, dla mnie bomba ?
-
Czeski Hurricane w drodze do Pragi
temat odpowiedział les05 → na les05 → Marynarka, Lotnictwo i okolice
Niekompletny wrak, który kiedyś był DH-9, precyzja w tym wypadku jest wskazana. -
Rozumiem, że miesięcznik Odkrywca wspiera inicjatywę kolegów z miesięcznika Szturm? Ach ta solidarność żurnalistów czasami sprawia wrażenie jakiejś mafii, a ci z miesięczników, to już naprawdę przesadzają.
-
Złagodzenie kar za poszukiwania zabytków ?
temat odpowiedział les05 → na Sowa74 → Aktualności, newsy, wydarzenia
Polacy zabrali się za poszukiwanie skarbów. To nasza nowa narodowa rozrywka. Uwaga na przepisy! Polacy w pandemii zaczęli korzystać z alternatywnych form rozrywki. Jedną z popularniejszych stało się szukanie skarbów. Problem w tym, że większość robi to nielegalnie, narażając się nawet na kilka lat za kratami. - Sprzedaż na pewno nie spada. Teraz gdy mamy coraz lepszą pogodę, sprzedajemy więcej sprzętu. Pandemia na pewno w nas nie uderzyła, wręcz przeciwnie. Ludzie chcą spędzać czas na świeżym powietrzu, a poszukiwania mogą być niesamowicie fajną rozrywką - mówi w rozmowie z money.pl Andrzej Kamiński, sprzedawca m.in. wykrywaczy metalu. Jego słowa potwierdzają dane Allegro. Jak mówi money.pl rzecznik firmy Marcin Gruszka, w tej kategorii widać spore wzrosty. W pierwszym kwartale 2021 roku Polacy kupili aż 90 proc. więcej wykrywaczy niż rok wcześniej. - Chodzenie z wykrywaczem metalu wciąga. Jeśli nie zrazisz się po pierwszym razie, jeśli znajdziesz choćby kilka łusek albo stare wiadro, zostaniesz w tym na dłużej - mówi money.pl Maciej, poszukiwacz z Warszawy. Nie chce zdradzać nazwiska, bo obecnie szukanie "skarbów" bez wymaganych prawem pozwoleń jest po prostu przestępstwem. Jeszcze kilka lat temu było jedynie wykroczeniem, ale posłowie zaostrzyli prawo. – W 99,9 proc. przypadków nie mówimy o ludziach, którzy szukają złota, średniowiecznych monet czy mieczy spod Grunwaldu. Skarbem może być wszystko – łuska, pocisk, elementy umundurowania. Warto prześledzić, w jakich miejscach w naszej okolicy toczyły się na przykład walki podczas drugiej wojny światowej. I wybrać się tam z wykrywaczem metalu – mówi Maciej. – Znajdziesz łuskę albo fragment bomby, zaczynasz się zastanawiać, kto wystrzelił pocisk i w kogo celował. Trafił? Co czuł ktoś, gdy blisko niego spadła bomba. Przeżył? Kto miał tę monetę, na co chciał ją przeznaczyć? To niesie ze sobą duży pokład przemyśleń – opowiada. Dodaje, że eksploratorzy przestrzegają pewnych zasad – zasypują dziury, które wcześniej wykopali, nie niszczą środowiska, uważają, by nie zostawić po sobie śladów. Problem z pozwoleniami Od dwóch lat, aby móc sobie pochodzić po polu czy lesie z wykrywaczem metali, trzeba mieć po pierwsze zgodę właściciela terenu, po drugie – zgodę miejscowego konserwatora zabytków. O ile to pierwsze na ogół nie jest problemem, o tyle wnioski do konserwatorów składa mało kto. Dość powiedzieć, że przez ostatnie kilka lat liczba eksploratorów wzrosła ze 100 do nawet 150 tysięcy, zaś liczba wniosków co roku składanych do urzędów i pozytywnie rozpatrzonych idzie raczej w setki niż tysiące. – Wnioski często wracają do uzupełnienia. Urzędnicy żądają numerów działek, dokładnych map, czasem pozwalają na poszukiwania, ale zakazują kopania. Sytuacje bywają absurdalne. Każdy wniosek kosztuje ponad 80 złotych. To sporo mniej niż wykrywacz, ale i tak sporo. Tym bardziej że wiele osób nie szuka niczego konkretnego, skupiając się na samej czynności – opowiada Maciej. Zapłacić trzeba też za mapy. Urzędy uznają tylko te, które zostały pobrane z geoportalu. A to opcja płatna. Teoretycznie każde znalezisko archeologiczne trzeba zabezpieczyć i powiadomić konserwatora. Problem w tym, że w Polsce nie ma precyzyjnej i jasno określonej definicji zabytku oraz zabytku archeologicznego. Więc za zabytek może być uznana łuska z II wojny światowej, zbroja z XV wieku i moneta z okresu PRL. – Jest jasne, że łuska czy kawałek szrapnela to nie zabytek. Co innego moneta z XVI czy XVII wieku, normalny człowiek zaniesie ją do muzeum i powie, że znalazł na grzybach albo potknął się o nią, jak zbierał jagody – mówi Michał. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego wynagradza poszukiwaczy za obywatelską postawę, przyznając nagrody. Spełnić trzeba jednak kilka warunków, w tym najważniejszy – skarb musi zostać znaleziony przypadkiem. Nagrody nie dostaną więc osoby, które poszukiwania zgłosiły konserwatorowi, ani te, które pracują w grupach archeologicznych. Drugim warunkiem otrzymania nagrody jest znalezienie skarbu, który ma dużą wartość historyczną. Bez tej wartości, zamiast nagrody, dostaje się tylko dyplom. To wszystko mocno zniechęca poszukiwaczy, ale nie do poszukiwań, lecz chęci zgłaszania swoich wypraw. Szczególnie takich organizowanych ad hoc, bez większego planu. Bo gdyby trzymać się ściśle przepisów, to na odpowiedź właściciela gruntu trzeba czekać do 30 dni, drugie tyle na pismo od konsewatora zabytków. Lepiej radzą sobie z tym różne stowarzyszenia, które z większym wyprzedzeniem planują przeszukiwanie konkretnych rejonów w ściśle określonym celu. I mają sukcesy – znajdują monety, precjoza czy broń. Ale nie zakopane niemieckie mauzery, lecz groty strzał, toporki, sztylety. Co ciekawe, najmniej problemów sprawiają na ogół właściciele gruntów. Jednym z największych posiadaczy ziemskich w Polsce są Lasy Państwowe. Są nadleśnictwa, które wręcz zachęcają poszukiwaczy do spędzania czasu na swoich terenach. – Lasy Państwowe udostępniają swoje tereny do badań archeologicznych oraz poszukiwań. Procedurę tę określa zarządzenie Dyrektora Generalnego Lasów Państwowych z lipca 2018 roku, które było szeroko konsultowane ze środowiskiem detektorystów. Zarządzenie to jasno wskazuje podział kompetencji pomiędzy jednostkami LP – zarządcy gruntów, który wydaje zgodę na udostępnienie gruntów do badań, a wojewódzkimi konserwatorami zabytków, których zadaniem jest wyrażenie zgody na prowadzenie badań – mówi money.pl Michał Gzowski, rzecznik Lasów Państwowych. Lasy wychodzą po prostu z założenia, że z poszukiwaczami warto współpracować i ich edukować. Wtedy nie ma obawy o zniszczenie przyrody, na dodatek poszukiwacze znajdują też wnyki i sprzątają śmieci, zgłaszają nieprawidłowości. Dbają nawet o to, żeby drobne wykopy zasypywać w odpowiedniej kolejności, nie zaburzając struktury gruntu. Obecne przepisy dotyczące poszukiwania zabytków w Polsce bez stosownego zezwolenia są dość rygorystyczne. Do końca 2017 czyn ten był wykroczeniem, dziś grozi za to nawet pozbawienie wolności do lat dwóch. A jeśli przy okazji dojdzie do zniszczenia stanowiska archeologicznego, można iść za kraty nawet na 8 lat. http://www.money.pl/gospodarka/polacy-zabrali-sie-za-poszukiwanie-skarbow-to-nasza-nowa-narodowa-rozrywka-6645959614261824a.html?utm_source=infor&utm_medium=link -
Program F-35 Lightning II dla Polski nabiera przyspieszenia Departament Obrony Stanów Zjednoczonych poinformował o podpisaniu przez NAVAIR (Naval Air Systems Command) kolejnej umowy z korporacją Lockheed Martin związaną ze wsparciem produkcji wielozadaniowych samolotów bojowych F-35A Lightning II dla polskich Sił Powietrznych. To już trzecia umowa produkcyjna z Lockheed Martinem związana z budową samolotów 5. generacji dla Polski. Poprzednie, z 28 września i 30 grudnia 2020 r., dotyczyły uruchomienia produkcji XVI partii małoseryjnej. W ramach której wyprodukowane zostaną pierwsze polskie maszyny. Niemniej pierwsza, która dotyczy wyłącznie realizacji polskiego zamówienia ze stycznia ubiegłego roku. Czytaj także: Europejskie uzbrojenie na pokładzie F-35 Umowa ma wartość 24,3 mln dol. Dotyczy jednorazowego wsparcia prac inżynierskich, logistycznych oraz wsparcia programu budowy i dostaw samolotów zamówionych przez Polskę w ramach roku podatkowego 2021. Środki pochodzą z programu Foreign Military Sales, w ramach którego zamówiono 32 samoloty dla Polski. Prace potrwają do kwietnia 2024 w Fort Worth w stanie Teksas (72 proc.), Orlando na Florydzie (19 proc.), El Segundo w stanie Kalifornia (5 proc.), Redondo (1 proc.) w Kalifornii, Baltimore w stanie Maryland (1 proc.) oraz Samlesbury w Wielkiej Brytanii (2 proc.). Na przestrzeni ostatnich miesięcy program F-35 Lightning II dla Polski nabiera przyspieszenia. Ministerstwo Obrony Narodowej poinformowało m.in. o rozpoczęciu wstępnego szkolenia symulatorowego w Stanach Zjednoczonych wybranej grupy pilotów. W późniejszym okresie trafią oni do bazy lotniczej Luke w Arizonie. Tam mieści się międzynarodowe centrum szkolenia personelu latającego i technicznego przeszkalającego się na F-35. Ogłoszono także, że bazą macierzystą dla pierwszej eskadry tych maszyn będzie Łask. http://radar.rp.pl/modernizacja-sil-zbrojnych/23256-kolejne-srodki-na-produkcje-polskich-f-35a?utm_source=rp&utm_medium=teaser_redirect
-
"Polska wejdzie do ekskluzywnego klubu". "Die Welt": Warszawa wyprzedza Berlin Niemiecki "Die Welt" ocenia zakup przez Polskę tureckich dronów. Gazeta zaznacza, że zakup ten znacznie wzmacnia polską gotowość bojową. "Polska wchodzi do ekskluzywnego klubu" – mówi w rozmowie z "Die Welt" Ulrike Franke, ekspertka do spraw bezpieczeństwa z think tanku Europejska Rada Stosunków Międzynarodowych (ECFR). Warszawski korespondent gazety Philipp Fritz zwraca uwagę, że Polska będzie po Francji drugim krajem Unii Europejskiej mającym na swoim wyposażeniu drony. Artykuł ukazał się w niedzielę w internetowym wydaniu gazety. "Prestiż Warszawy w polityce bezpieczeństwa w Europie ogromnie wzrośnie" – ocenia niemiecki dziennikarz. Fritz przypomina, że Polska należy do niewielu krajów, które przeznaczają na wojsko 2 proc. PKB i wypełniają tym samym zalecenia NATO. Polski rząd dąży wręcz do podniesienia poprzeczki do 2,5 proc. PKB" – czytamy. Polska na lepszej pozycji niż Niemcy Dziennikarz analizuje, że zakup dronów ma podkreślić ambicje polskich władz, które chcą być traktowane przez duże kraje Unii takie jak Francja czy Niemcy jako równoprawny partner. "A przecież Niemcy nie dysponują nawet infrastrukturą do użycia dronów" – zauważa autor. Znaczenie transakcji z Turcją wykracza zdaniem autora poza granice UE. "Jest to też sygnał pod adresem Rosji i USA" – podkreśla korespondent "Die Welt" przypominając, że Polska jest po Arabii Saudyjskiej najważniejszym importerem broni z USA. "Zakup dronów jest też sygnałem po adresem Rosji. Kreml znajduje się w centrum polskiej polityki bezpieczeństwa. Polska polityka zakupu broni służy „odstraszaniu Rosji” i zapobieżeniu wojnie hybrydowej" – podkreśla w niemieckiej gazecie Philipp Fritz. http://dorzeczy.pl/opinie/186692/die-welt-o-zakupie-tureckich-dronow-polska-wyprzedzi-niemcy.html
-
„Terminator” przestaje być fikcją. Uzbrojony dron zabił człowieka bez nadzoru operatora Turecki dron wojskowy przeprowadził atak na ludzkie cele w Libii w zeszłym roku. Wykonał to w trybie autonomicznym, niewymagającym połączenia z operatorem, a co za tym idzie, wydania określonego rozkazu — wynika z raportu Panelu Ekspertów Rady Bezpieczeństwa ONZ ds. Libii. Raport, który ukazał się w „New Scientist” oraz „the Star”, został opublikowany w marcu 2021 r. Jak informuje „the Star”, w marcu 2020 r. w Libii doszło do ataku przeprowadzonego przez dron Kargu-2, wyprodukowanego przez turecką firmę zbrojeniową STM, „podczas konfliktu między siłami rządowymi a Libijską Armią Narodową, zbrojnym odłamem, którego przywódcą jest Khalifa Haftar”. Kargu-2 jest wyposażony w ładunki wybuchowe i może być wykorzystany do przeprowadzania samobójczych ataków, eksplodując przy uderzeniu w cel. Dreony działały w trybie autonomicznym „The Star” dodaje, że w trakcie ataku drony działały w „niezwykle efektywnym” trybie autonomicznym, który nie wymaga kontaktu z ludzkim operatorem. „Śmiercionośny autonomiczny system uzbrojenia został zaprogramowany do ataku celów bez połączenia pomiędzy operatorem, a dronem”, co sugerowałoby, że maszyny działały samodzielnie. Zak Kallenborn z Narodowego Konsorcjum do Badania Terroryzmu i Przeciwdziałania Terroryzmowi w Maryland powiedział, że to może być pierwszy raz, kiedy dron autonomicznie zaatakował człowieka. - Jak kruchy jest system rozpoznania obiektu? Jak często źle identyfikuje cele? - zastanawia się Kallenborn. Jest to problem, nad którym trzeba dyskutować Z kolei Jack Watling z brytyjskiego think tanku Royal United Services Institute uspokaja na łamach „New Scientist”: „nie świadczy to o tym, że autonomiczne systemy uzbrojenia nie mogą być kontrolowane. Jednak wskazuje, że dyskusja na tym problemem jest pilnie potrzebna. Technologia nie zamierza na nas czekać” - dodaje Watling. W sierpniu zeszłego roku Human Rights Watch ostrzegała o konieczności rozwiązań prawnych w sprawie „robotów-zabójców”. Z kolei kandydat na burmistrza Nowego Jorku Andrew Yang apelował o wprowadzenie globalnego zakazu takich dronów. Przeciwko takiemu rozwiązaniu opowiadają się natomiast Stany Zjednoczone i Rosja. http://tvrepublika.pl/Terminator-przestaje-byc-fikcja-Uzbrojony-dron-zabil-czlowieka-bez-nadzoru-operatora,119704.html
-
http://www.tysol.pl/a66435-WIDEO-Niemcy-84-latek-trzymal-w-piwnicy-czolg-Panther-torpede-i-dzialo W piwnicy starszego mężczyzny znaleziono przeciwpancerny czołg Wehrmachtu - Panther, a także torpedę, moździerz i działo przeciwlotnicze dużego kalibru. Zakazaną broń ujawniono w 2015 r. Jak donosiły lokalne media, mężczyzna miał w posiadaniu cały arsenał - oprócz czołgu czy działa przeciwlotniczego, odnaleziono także karabiny maszynowe, pistolety półautomatyczne czy ponad tysiąc sztuk amunicji. Śledczy oskarżyli 84-latka o naruszenie ustawy o kontroli broni. „Typy broni wojskowej są wymienione w ustawie o broni wojennej (Kriegswaffengesetz) i taka broń nie może znajdować się w posiadaniu i użytkowaniu osób prywatnych” – pisze serwis tvp.info. Jak pisze portal, teraz sąd oceni, czy arsenał posiadany przez starszego mężczyznę jest w istocie zakazany, bowiem obrońcy 84-latka wskazują, że „oskarżony zajmował się jedynie ich renowacją, a cały arsenał był nieuzbrojony, a więc bezużyteczny”. http://www.tvp.info/54081867/niemcy-czolg-panther-wehrmachtu-w-piwnicy-84-latka-senior-stanal-przed-sadem-rozwazaja-czy-byla-to-bron-wojenna W Kilonii, stolicy kraju związkowego Schleswig-Holstein w północnych Niemczech, ruszył proces 84-latka oskarżonego o posiadanie zakazanej broni wojennej. W piwnicy seniora znaleziono słynny przeciwpancerny czołg Wehrmachtu – Panther. To niejedyna artyleria, jaką posiadał Niemiec. Zdaniem prokuratury naruszył ustawę o kontroli broni wojennej (Kriegswaffengesetz). Pochodzący z czasów II wojny światowej Panzerkampfwagen Panther to najbardziej znany czołg, jeden z podstawowych pojazdów przeciwpancernych wykorzystywanych przez Niemców. 84-letni Niemiec przed sądem. Za czołg w piwnicy W środę w Sądzie Okręgowym w Kilonii ruszył proces Niemca, który w piwnicy posiadał nie tylko przeciwpancerny czołg Panthera, torpedę, moździerz i działo przeciwlotnicze dużego kalibru. Broń ujawniono w 2015 roku, a prócz arsenału odnaleziono również karabiny maszynowe, pistolety półautomatyczne i automatyczne oraz ponad tysiąc sztuk amunicji. Broń w posiadaniu 84-latka to złamanie prawa – uznali śledczy, oskarżając seniora o naruszenie ustawy o kontroli broni: prawo niemieckie rozróżnia broń o charakterze wojskowym i do użytku cywilnego. Typy broni wojskowej są wymienione w ustawie o broni wojennej (Kriegswaffengesetz) i taka broń nie może znajdować się w posiadaniu i użytkowaniu osób prywatnych. Pięć pocisków za 216 tys. euro Teraz sąd ma ocenić, czy znaleziona broń i czołg w istocie są zakazane. Obrońcy oskarżonego jako argument wskazują, że oskarżony zajmował się jedynie ich renowacją, a cały arsenał był nieuzbrojony, a więc bezużyteczny. Powołują się też na opinię ekspertów, którzy ocenili, że wyprodukowanie pięciu pocisków do celów próbnych kosztowałoby 216 tysięcy euro. 84-latek nie chciał komentować sprawy pierwszego dnia procesu. Ale strony przyznają, że chcą dojść do porozumienia. Pierwsze próby ugody miały już miejsce w 2018 roku. Pojawiła się wówczas propozycja, by sprzedać czołg do muzeum w USA za kwotę miliona euro.
-
Moim zdanie sprawa jest prosta. Mieliśmy ostatnio małe nieporozumienia z USA, bowiem Amerykanie doszli do wniosku, że my nie mamy wyjścia i musimy bezwarunkowo Stany popierać i stać przy nich jak Kościuszko przy Waszyngtonie. Rozmowa z Chinami ma uświadomić Wielkiemu Bratu, że sprawa nie jest tak oczywista jak jemu się wydaje. Muszą ocenić czy to tylko blef, czy coś poważniejszego.