Skocz do zawartości

Na likwidację Żydów pojechałem. Kowalski Jan"


bodziu000000

Rekomendowane odpowiedzi

Samo wydarzenie potępiam jako akt bestialski, tylko chciałbym się dowiedzieć co skłoniło tych ludzi do takiej zbrodni, bo nie powiesz mi, że ktoś może wstać rano i bez powodu dokonać takiego czynu tym bardziej, że brało w tym udział kilka osób.

Z moją moralnością jest wszystko w porządku, nie musisz się martwić ale co powiesz na tą poniżej?
Gdyby w Polsce jakiś biskup napisał takie słowa to co by było?


Nie wierzę w zachodnią moralność, to jest to, że nie wolno zabijać cywilów i dzieci, że nie wolno niszczyć miejsc świętych, że nie wolno prowadzić walk podczas okresów świątecznych, że nie wolno bombardować cmentarzy, że nie wolno strzelać dopóki samemu nie jest najpierw ostrzelanym – nie wierzę, że to wszystko jest niemoralne.

Jedyną drogą prowadzenia wojny w sposób moralny jest droga żydowska: niszczyć miejsca święte. Zabijać mężczyzn, kobiety i dzieci (oraz bydło).

Pierwszy premier Izraela, który zadecyduje, że będzie postępował tak jak mówi Stary Testament [czytaj: Tora, a czytaj bardziej dokładnie: chodzi o Talmud – Red.], wreszcie przyniesie pokój Bliskiemu Wschodowi. Doprowadzi to, po pierwsze do tego, że Arabowie przestaną używać dzieci jako tarcze, po drugie, zaprzestaną uprowadzania, wiedząc że nie ulękniemy się, po trzecie, ze zniszczonymi miejscami świętymi, przestaną wierzyć, iż Bóg jest po ich stronie. W rezultacie: nie będzie ofiar wśród cywilów, nie będzie dzieci w polu ognia, nie będzie fałszywego sensu sprawiedliwości – w sumie, nie będzie wojny.

Zero tolerancji dla rzucających kamienie, dla wystrzeliwanych rakiet, dla uprowadzania dzieci, będzie oznaczało, że państwo osiągnęło swoją suwerenność. Jeśli będziemy żyli wartościami Tory, staniemy się światłem-latarniami dla innych narodów, które cierpią z powodu katastrofalnej moralności jako wynalazku ludzkości."

Rabin Manis Friedman
Bais Chana Institute of Jewish Studies
St. Paul, MN

(Miesięcznik The Moment – maj/czerwiec 2009)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jakbyś nie zauważył wkleiłem to w nawiązaniu do moralności, takiej to niby skarlonej u mnie.

Ale ale, dopóki nikt nie odpowie na pytanie co powodowało takie zachowanie u tych ludzi dyskusja jest bezsensowna, możemy sobie gdybać.Oczywiście poza faktem, że to była zbrodnia.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Te odpowiedzi były przez kogo udzielane, jakieś przykłady? Mi ciężko jest znaleźć obiektywne wypowiedzi na ten temat.

Powiadasz 150 lat, tak się składa, że mamy inną mentalność, zasady moralne i religię, więc nie 150 lat tylko znacznie dalej.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Powiadasz 150 lat, tak się składa, że mamy inną mentalność, zasady moralne i religię, więc nie 150 lat tylko znacznie dalej."


Zakładam, że do prób wyjaśnienia stosunków polsko-żydowskich na terenach RP wystarczy ostatnie 150 lat.
To wtedy powstały ruchy i byty polityczne, które czkawką się w pierwszej połowie XX wieku odbiły.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Proszę
http://www.fzp.net.pl/historia/historia-zydow-kalendarium
i tu
http://dabhar.org/SP/5/5Kalendarium.htm
i tu
http://ussus.wordpress.com/2013/04/06/zydzi-wypedzani-47-razy-w-ciagu-1000-lat-dlaczego/

W Polsce osiedlali się od średniowiecza, bo tu znaleźli ludzi tolerancyjnych i otwartych, poczytaj.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No tak ale wybierasz sobie tylko teksty, które możesz podważyć, a resztę pomijasz.
A co z moim pytaniem o źródła, w kwestii odpowiedzi dlaczego?

Dopóki nie odpowiesz, mam moralne wytłumaczenie nie odpowiadania na Twoje wywody.Amen.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zuki- nie potrafię odpowiedzieć...

Bo za chińskiego Boga nie potrafię porównać np pierwszego wygnanie babilońskiego, oskarżenia o mord rytualny w angielskim Norwich z np pogromami urządzonymi przez Chmielnickiego z postulatami ostracyzmu gospodarczego przełomu wieków, czy rozpętaniu fizycznego terroru po śmierci Marszałka. Za cholerę nie potrafię...

W sumie dość gładko" endecja z przydawkami przeszła od numerus clausus do fizycznej rozprawy.

Pamiętaj o deklaracjach Agudas Isroel czy ŻPL, o majorze Łuczyńskim, o obozie w Jabłonnej, o Prezydencie Narutowiczu, o Przytyku i wielu podobnych.

Wąsosz, Jedwabne, Radziłowie, Rajgród, Wizna to bardziej znane, w promieniu 100 km od siebie.

c.d.n.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

zuki (337 / 18)2016-09-11 00:34:36

W odróżnieniu od Ciebie znam nie tylko potoczne ( rzekłbym wulgarne ) pojęcie Logika" ale również jej naukową definicję . Dziecię drogie , moim nauczycielem był śp. Leon Koj , więc nie wciskaj mi , co jest a co nie jest moją słabą czy mocną stroną . O metodologii badań naukowych , historiozofii raczej też nie słyszałeś :) Te braki są u Ciebie mocno widoczne , choćby w powoływaniu się na źródła , które zamiast krynicą mądrości , źródłem wiedzy, są rynsztokiem chorych małych ludzików. Twoje poglądy są dowodem na to,że antysemityzm w Polsce istnieje , mimo że zabrakło już nawet Żydów.


ps. nie myl też Historii z historyjkami ( to nie tożsame )

ps.2 Unikaj również sofizmatów - w ten sposób nie prowadzi się rzetelnej dyskusji
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobrze więc, weźmy pod lupę sprawę Jedwabnego(do powyższych ciężko się odnieść), tak głośno komentowanego.

brodnia w Jedwabnem (10 lipca 1941 r.) została objęta postępowaniem dochodzeniowym w lutym 1948 roku. Postępowanie to, w sprawie ‚zbrodniczej działalności mieszkańców Jedwabnego’ prowadził Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Łomży, tzw. ‚bezpieka’, w czasach, w których UBP od góry do dołu sterowane oraz kontrolowane było przez funkcjonariuszy pochodzenia żydowskiego. Nikt więc nie może zarzucić wynikom śledztwa, że w jakikolwiek sposób podlegały naciskom zmierzającym do wybielania Polaków, a wprost przeciwnie, po zakończeniu śledztwa, przed sądem, wielu oskarżonych i świadków zeznawało, że różnymi, nieraz okrutnymi metodami, zmuszano ich do składania nieprawdziwych zeznań i przyznawania się do winy, czego zresztą komunistyczny sąd pod uwagę nie wziął.

Sąd Okręgowy w Łomży rozpatrywał tę sprawę w dniach 16-17 maja 1949 roku. W procesie na ławie oskarżonych zasiadły 22 osoby, z czego 12 skazano za to, że ‚idąc na rękę władzy państwa niemieckiego brali udział w ujęciu około 1200 osób narodowości żydowskiej, które to osoby przez Niemców zostały masowo spalone w stodole Bronisława Śleszyńskiego.’, pozostałych oskarżonych uniewinniono. Spośród tych dwunastu, w procesach odwoławczych uniewinniono jeszcze dwie osoby, czyli łącznie stalinowska i żydokomunistyczna sprawiedliwość wymierzyła wysokie kary dziesięciu oskarżonym.

Zauważyć trzeba, że oskarżenia i kary uniknął właściwy winny i wspólnik Niemców, kolaborant Marian Karolak, który z Jedwabnem wspólnego miał tylko tyle, że zaraz po zajęciu przez Niemców Jedwabnego został przywieziony ze Śląska i mianowany niemieckim burmistrzem, skupiając podobnych mu ludzi w podlegającym administracji niemieckiej Zarządzie Miasta. To przede wszystkim on i jego ludzie poszli na pełną współpracę z Niemcami, będąc głównymi wykonawcami niemieckiego planu zagłady jedwabińskich Żydów. Zbrodniarz, kolaborant, nie został odnaleziony, w 1949 r. twierdziło się, że zmarł, choć jak sugeruje J.T. Gross, przeżył.

Skazanymi zaś zostali:

– drugi współpracujący z Niemcami w dokonywaniu zbrodni (jak określono to w wyroku: ‚którego działanie uznać należało za pozbawione cech przymusu’, (a jest to jedyna osoba, której postawiono w oskarżeniach Sądu i na podstawie zeznań udowodniono zarzut dobrowolnego, sprawczego udziału w zbrodni), folksdojcz ze Śląska [1] Karol Bardoń (urodził się pod Cieszynem) , skazany przez Sąd na karę śmierci, której zresztą nie wykonano, w związku z bierutowskim aktem łaski zmieniającym karę śmieci na 15 lat więzienia. W aktach sprawy znajdują się cytowane w uzasadnieniu wyroku zeznania: ‚W dniu krytycznym był zaopatrzony w karabin na zbiórce (św. Józef Grądowski).’ ‚Bardoń tegoż dnia zajęty był cały czas (św. Sokołowska).’ ‚Bardoń zażądał od Niebrzydowskiego [nafty?] do podpalenia stodoły Śleszyńskiego, i takową otrzymał, a więc użył do podpalenia stodoły.’

Za winnych tego, że ‚na rozkaz Niemców wzięli udział w morderstwie około 700 osób narodowości żydowskiej przez doprowadzenie do stodoły, którą podpalono’ Sąd uznał 4 osoby:

[2] Jerzego Laudańskiego pracownika posterunku niemieckiej żandarmerii w Jedwabnem (uwaga redakcji: „praca” na posterunku sprowadzała się w przypadku J. Laudańskiego do … czyszczenia butów żandarmów – o czym sam J. Laudański, wówczas pomocnik szewca, mówi w wywiadzie, którego obejrzenie gorąco polecamy)? a więc będącego na służbie niemieckiej (na rozprawie nie przyznał się do winy, ‚na rynek przyszedł razem z Kalinowskim’, ‚O Laudańskim mówią [Żydzi]Eliasz Grądowski, Abram Boruszczak i Szmul Wasersztejn’ oskarżając go o mord, Sąd uznał ich za niewiarygodnych, J. Laudański: ‚Zeznanie podpisałem pod presją, bo mnie bito i katowano, ale w rzeczywistości tak nie było; to, co powiedziałem było wymuszone, bo powiedziano mi: ‚), i skazał na 15 lat pozbawienia wolności, oraz:

[3] Zygmunta Laudańskiego, jego brata (na rozprawie nie przyznał się do winy, ‚św. Borawska i Chrzanowska mówią, iż oskarżonego ściągali Niemcy na rynek, a później stamtąd uciekł’, ‚uciekł w trakcie pędzenia Żydów do stodoły’, Z. Laudański: ‚Żyluka nie widziałem na rynku, a zeznawałem na niego pod presją‚) (p.e.1984: Szczegółowy opis sprawy Z. Laudańskiego pozwala zorientować się, jak całe postępowanie i proces miały się do sprawiedliwości i uczciwości.),

[4] Bolesława Ramotowskiego (przyznał się, że pilnował Żydów na rynku i do pędzenia Żydów do stodoły Śleszyńskiego, ‚Św. Grądzka i Jarnutowska mówią, że oskarżony zostały na rynek zabrany przez Niemców’, B. Ramotowski: ‚Na zeznaniach zmuszony byłem mówić i na inne osoby, bo byłem bardzo bity‚ ), i

[5] Władysława Miciurę pracownika posterunku niemieckiej żandarmerii w Jedwabnem (na rozprawie nie przyznał się do winy, ‚w pierwszej linii podlegał werbunkowi do akcji przeciwko Żydom’, W. Miciura: ‚Na zeznaniach mówiłem to, co chcieli, bo nie chciałem, żeby mi zdrowie odebrali’), i wymierzył wszystkim karę po 12 lat więzienia.

Za winnych tego, że ‚idąc na rękę Niemcom na rozkaz ujęli pierwsze co do rangi trzy osoby narodowości żydowskiej i doprowadzili na miejsce zbiórki’ Sąd uznał:

[6] Stanisława Zejera (‚na rozprawie wyjaśnił, że gestapowiec kazał mu prowadzić 2-ch Żydów, których on początkowo wziął, ale w drodze puścił’, dodając w przesłuchaniach ‚a potem uciekłem do domu’, św. Marian Rutkowski: ‚Wiem, że Zejer był podczas śledztwa bity i maltretowany’) i

[7] Czesława Lipińskiego (podczas rozprawy zaprzeczył udziału w przestępstwie, ‚Jego świadkowie jak Rybicka, Lipińska /?/, Dolewski zeznali, iż oskarżony zabrany był przymusowo, a potem uciekł’, Natalia Rybicka: ‚Józefa Sielawę oraz oskarżonego Czesława Lipińskiego zabrał z domów niemiecki żandarm.’, widziała to św. Alina Żukowska, Cz. Lipiński:.’Na zeznaniach mówiłem tak, jak ode mnie żądli, bo byłem bardzo bity.‚), skazując ich na 10 lat pozbawienia wolności.

Za winnych tego, że ‚działali na rozkaz na szkodę osób cywilnych narodowości żydowskiej przez pilnowanie ich na miejscu zbiórki’ Sąd uznał 5 osób:

[8] Władysława Dąbrowskiego (na rozprawie nie przyznał się do winy, ‚Oskarżony zeznał, że nie chciał iść i Niemcy przez uderzenie w twarz zmusili go do pójścia.’, ‚ z nakazu niemieckiego, popartego zastosowaniem przymusu fizycznego /uderzenie pistoletem po głowie i dłonią w twarz, od ciosu stracił ząb/ udał się na rynek, aby pilnować ludność żydowską’, w śledztwie ‚przyznał się do pilnowania Żydów przez dwie godziny’, ‚treść zeznań złożonych w czasie postępowania przygotowawczego została na nim wymuszona biciem.’, znamienna jest tu uwaga Sądu, ‚że w pierwszym stadium postępowania Niemców, polegającym na dokonaniu zbiórki Żydów – mógł oskarżony nie przewidzieć dalszych wypadków, jakimi były spalenie i rozstrzeliwanie Żydów na cmentarzu.’),

[9] Feliksa Tarnackiego (oskarżony przyznał się na rozprawie do pilnowania Żydów na rynku przez 15 minut – skąd następnie uciekł., ‚Świadkowie odwodowi Walczyński, Wacław Krystowczyk i Przestrzelski zeznali, iż oskarżony w czasie krytycznym wyjechał rowerem z Jedwabnego.’, w późniejszym procesie uniewinniony)

[10] Romana Górskiego (oskarżony przyznał się na rozprawie do pilnowania Żydów na rynku przez 15 minut, ‚Świadkowie [?]ska, Borawska, Mroczkowska zeznały, że Niemcy zabrali oskarżonego na rynek przemocą.’, R. Górski: ‚Na zeznaniach byłem bardzo bity i tak mówiłem pod wpływem bólu‚),

[11] Antoniego Niebrzydowskiego (na rozprawie wyparł się udziału w przestępstwie – przyznał jedynie, że jako magazynier nafty z czasów sowieckich – wydał Bardoniowi na żądanie naftę w ilości 8 litrów.) i

[12] Józefa Żyluka (na rozprawie do winy się nie przyznał i wyjaśnił, że wziął z młyna Żyda, którego następnie wypuścił w drodze. W czasie śledztwa zeznał, ‚że Żyda puścił na szosie, skąd on sam poszedł na rynek.’, i że ‚po tym udał się do domu i widział jak prowadzili Żydów do stodoły Śleszyńskiego.’, uzupełnia to zapis: ‚W dochodzeniu nie mówił oskarżony, iżby chodziło tu o Zdrojewicza; tą ostatnią okoliczność zeznali świadkowie odwodowi: Brzeczko i Długołęcki.’, w późniejszym procesie uniewinniony), skazując wszystkich na 8 lat więzienia.

Uzasadnienie tego wyroku wskazuje na następujące okoliczności zbrodni: ‚W morderstwie tym wzięli udział Niemcy w liczbie kilkudziesięciu (św. J. Sokołowska) w tym samych gestapowców 68 i miejscowa ludność, która do działania została wciągnięta przemocą. Żydzi zostali zgromadzeni na placu, skąd po wielu ekscesach, jak noszenie pomnika Lenina, odprowadzono ich na cmentarz, gdzie wielu rozstrzelano i do stodoły Śleszyńskiego, gdzie ich podpalono. Miejscowa ludność, a więc w tej liczbie i oskarżeni wzięci byli do udziału pod terrorem, jak to widać ze wszystkich wyjaśnień oskarżonych, gdziekolwiek by były one składane i z zeznań świadków oskarżenia i odwodowych. Przemoc zastosowana przez Niemców do oskarżonych wypływa w niewielkiej ilości w jakiej w tym dniu krytycznym zjawili się w Jedwabnem i z faktu, że Żydów należało wyciągać z mieszkań na plac zbiórki, czego sami Niemcy nie mogli dokonać ze względu na stosunkowo małą ich ilość.’ Uzasadnienie to jest jednoznacznym i wyraźnym przyznaniem, że Niemcy sterroryzowali Polaków i zmusili do udziału w zaplanowanej przez nich zbrodni. W kategoriach prawnych orzeczenie ich winy i skazanie na wieloletnie pozbawienie wolności jest niedopuszczalne, całkowicie pozaprawne, a tak właśnie Sąd ten zawyrokował.

Fakty wymuszania zeznań Sąd skwitował stwierdzeniem: ‚Niektórzy z oskarżonych na swoje usprawiedliwienie podawali, że byli bici w Urzędzie Bezp. i dlatego zeznania składali pod presją. Ponieważ wielu oskarżonych badanych było równocześnie w Prokuraturze i zeznania tutaj złożone pokrywają się z zeznaniami w U.B., przeto zarzut składania przez oskarżonych zeznań pod presją – należy odrzucić, a to co zeznali w U.B. i Prokuraturze za prawdę uznać.’ A to znów naruszenie fundamentalnych zasad prawnych, nakazujących, by w niepewności (a tu niemal wszystkie oświadczenia skazanych fakt wymuszania zeznań potwierdzały) rozstrzygać na korzyść oskarżonego."

Więcej tu: http://myslnarodowa.wordpress.com/2012/04/17/jedwabne-oszczerstwo-i-haniebne-przeprosiny/#O_procesie_Lomzynskim
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I jeszcze relacja.

Relacja dotycząca sprawy Zygmunta Laudańskiego, skazanego w 1949 na 12 lat więzienia za zamordowanie Żydów.
(fragment tekstu Wiesława Wielopolskiego, W Jedwabnem Laudańskiego gnali gestapowcy, Tygodnik Głos NR 27 (884) 7 lipca 2001 za Wiadomości Piskie)


Jak UB katowało świadków podczas dochodzenia w sprawie Jedwabnego i jak wyglądał proces w Łomży - sprawa Z. Laudańskiego.

Wkrótce do Jedwabnego zjechało UB. Nabrali ludzi na samochody i zawieźli do Łomży. Tam tak zaczęli ich tłuc, że podpisywali co tylko bijący chcieli. (Podkr. moje - WK.) Sielawina i Kalinowska, które nie umiały pisać ani czytać, "podpisywały krzyżykami wszystkie protokoły, które im podsuwano. Niebrzydowskiego, który za pierwszych Sowietów pracował w MTS, zaczęli tłuc w pięty, żeby podpisał, że widział Laudańskich przy pędzeniu i paleniu Żydów w stodole. Chłop nie wytrzymał i podpisał. Przez długi czas nie mógł chodzić.

W łapach UB
Wreszcie przyszedł czas i na Zygmunta. Przesłuchania odbywały się według schematu: zaciemniony pokój, śledczy za biurkiem i ciągle te same pytania - kogo widział przy mordowaniu Żydów?
Próbował uczciwie wyjaśniać, że przy tym nie był i nikogo nie mógł widzieć. Wtedy śledczy naciskał przycisk na biurku, gasło światło, a z sąsiedniego pomieszczenia wpadało trzech rosłych ubowców. Jedno uderzenie wystarczało, by leżał na podłodze. Leżącego kopali, gdzie popadło: po głowie, brzuchu, nerkach - nie wybierali. Gdy starał się osłaniać głowę - dostawał w genitalia, gdy chronił przyrodzenie - kopali w głowę, gdy mdlał - cucili wodą i znów bili. Po takiej "obróbce mówił właściwie wszystko co chcieli. Starał się jednak podawać nazwiska tych, którzy byli poza zasięgiem UB albo nie żyli. (Podkr. moje - WK.)
Na początek wymienił Karolaka, niemieckiego burmistrza w Jedwabnem - wyśmieli go. Podał nazwisko Kalinowskiego i Kurzeniowskiego, bo doszły go słuchy, że nie żyją. Zmusili go do wymienienia nazwiska Mariana Żyluka, jednak później został on przed sądem uniewinniony (okazało się, że gdy Niemcy mordowali Żydów, siedział w areszcie na posterunku żandarmerii w Jedwabnem).
Przy podpisywaniu protokołu śledczy dopisał, że w czasie przesłuchania nie stosowano przymusu fizycznego. Laudański gwałtownie zaprotestował. Śledczy nie ponaglał. Znów nacisnął przycisk na biurku, znów zgasło światło i wpadało trzech ubeckich opryszków. Cios w głowę, podłoga, kopy ubeckimi butami, ból, utrata świadomości. Nie chciał umierać w katuszach, jakie zadawali mu żydowscy oficerowie UB. (Podkr. moje - WK.) Liczył, że przed niezawisłym sądem dojdzie prawdy i sprawiedliwości.

"Ludowa sprawiedliwość

Sędziemu poskarżył się już w pierwszym dniu procesu. Opowiedział jak go bito, jak wymuszano zeznania i dyktowano co ma powiedzieć. (Podkr. moje - WK.)
"Niezawisły sąd ze zrozumieniem wysłuchał podsądnego, po czym zwracając się bezpośrednio do Zygmunta sędzia zapytał, czy dysponuje on... zaświadczeniem lekarskim potwierdzającym doznane urazy.
Takiego chwytu Laudański nie przewidział.
W czasie procesu nie zeznawał żaden obiektywny świadek. O tym, że pani Marianna Supraska zeznała w śledztwie, że Laudańskiego gestapowcy gnali razem z Żydami, dowiedział się z publikacji profesora Tomasza Strzembosza w "Rzeczpospolitej z 31 marca 2001 roku.
Na sali sądowej ze zdumieniem oglądał zeznających. Henryk Krystowczyk, jeden ze wspomnianych czterech braci, zeznał że na czas pogromu wrócił akurat z Wołkowyska i ukrywając się u swego stryjecznego brata Wacława przy ulicy Przestrzelskiej, widział przez dziurę w dachu, jak Zygmunt wraz ze swym ojcem Czesławem Laudańskim pędzili Żydów "piaszczystym gościńcem do stodoły Śleszyńskiego. W dokładnym rozpoznaniu Laudańskich nie przeszkadzała mu ani dwustumetrowa odległość, ani rosnące na tej przestrzeni drzewa i zarośla, które - jak to w lipcu bywa - pokryte były obfitym listowiem. Jak rozpoznał Czesława Laudańskiego, ojca Zygmunta, który w tym czasie z niedowładem nóg leżał w łóżku? Pozostało to jego tajemnicą... jak również sądu, który tym bredniom dał wiarę.
Zaprzeczenia na nic się nie zdały. Sensownych wyjaśnień, jak chociażby Wacława Krystowczyka, stryjecznego brata świadka i jednocześnie właściciela domu, z którego jakoby wspólnie mieli widzieć Laudańskich, sąd nie brał pod uwagę. Wacław zdecydowanie zaprzeczył obecności Henryka w swoim domu, jak również wykluczył możliwość ukrywania się tam brata bez wiedzy gospodarza. Dementował tym samym kłamstwo o wspólnej obserwacji przez dziurę w dachu.


Koniecznie przeczytaj również tekst "Prawda o “pogromie” w Jedwabnem. Mordowali Niemcy, a nie – Polacy. Dość przepraszania!\"
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 year later...
http://wyborcza.pl/AkcjeSpecjalne/7,155762,23347515,straznik-pamieci-o-zbrodni.html#Z_BoxGWImg

rozumiał, że jeśli on nic nie powie o domu śmierci, to wszyscy, którzy wtedy zginęli, pójdą w zapomnienie

Pewnie nie będzie miał nigdy swojej ulicy ani nie nazwą jego nazwiskiem szkoły. Nie będzie miał pomnika ani gabloty w szkolnej izbie pamięci, choć na to wszystko zasługuje. Dlatego tym bardziej należy o nim pamiętać. Nazywał się Tadeusz Markiel, urodził się w Gniewczynie, mieszkał w Stalowej Woli

Kiedy myślę o ludziach najodważniejszych, których mógłbym stawiać innym za wzór, to myślę właśnie o nim. To nie znaczy, że się nie bał. Bał się. I strasznie mnie objechał, gdy usłyszał pod dawnym domem Trinczerów brzęk opadającej migawki i zobaczył skierowany w niego obiektyw. – Niech pan nigdzie tego nie publikuje – powiedział groźnie. (Nie dotrzymałem słowa, ale nie miało to już żadnego znaczenia).

Początek

Bał się. I opowiadał mi o tym strachu. Jak go przez wiele lat paraliżował i jak bał się powiedzieć prawdę. Nie o siebie się bał, ale o córki, rodzinę, dom i samochód. Bo we wsi wciąż mieszkali uczestnicy tamtych wydarzeń, potem ich dzieci, a potem wnuki. – Wiedziałem, że w obawie przed zemstą nikt inny prawdy nie powie, choć wszyscy o tym wiedzą – mówił mi kilka lat temu.

– To dlaczego pan się zdecydował? – zapytałem.

– Kto jedną nogą na tamtym świecie stoi, ten niczego się nie boi – zażartował.

Opowiadał mi, jak pewnej bezsennej nocy zrozumiał, że jeśli on nic nie powie o domu śmierci, to wraz z jego odejściem wszyscy, którzy wtedy zginęli, pójdą w zapomnienie. Bo mieszkańcy Gniewczyny wymazali z pamięci nazwiska, imiona i okoliczności. Nikt nie opłakiwał ich śmierci. Nie mieli grobów. – Tak jakby ich tu nigdy nie było – powiedział.

Dobijał do osiemdziesiątki, gdy zaczął to wszystko spisywać. I ciągle był niezadowolony. Cyzelował, poprawiał, dopisywał. I miał do siebie pretensje, że nie zrobił tego wcześniej, bo przez te 70 lat zapomniał wielu szczegółów. Próbował sobie przypominać imiona i jak wyglądali.

W 2009 r. obszerne fragmenty wspomnień Tadeusza Markiela opublikował katolicki miesięcznik „Znak”. Ale publikacja w niskonakładowym magazynie przeszła bez echa. Nie wywołała żadnej dyskusji, na którą Markiel liczył. Był zawiedziony. Już wtedy był odważny, więc chciał, żeby o Gniewczynie wszyscy się dowiedzieli. Żeby po 70 latach ludzie o tym zaczęli rozmawiać i żeby ci zabici Żydzi już nigdy nie zostali zapomniani. To było dla niego ważne. To stało się celem jego życia.

Wieś

Byłem wtedy reporterem wysokonakładowej „Polityki”. Mógł myśleć, że spadłem mu z nieba, gdy pewnego dnia zadzwoniłem i poprosiłem, żeby mi opowiedział tę historię. Mógł liczyć, że sprawa stanie się głośna.

Powiedział przez telefon, że musi się dobrze do tego wyjazdu przygotować. Dopiero w jego domu zrozumiałem, że to dla niego wielka wyprawa. Bo choć ze Stalowej Woli do Gniewczyny jest około 80 km, to dla niego była to cała wyprawa. Żeby tam pojechać i wszystko mi pokazać, musiał wcześniej zorganizować opiekę nad żoną, przygotować dla niej specjalne posiłki, które sam gotował. (Dopiero później się dowiedziałem, że były to jej ostatnie dni).

Miałem się na miejscu nie afiszować. Udawać znajomego albo kogoś z rodziny. Tylko nie dziennikarza.

Wieś była bardzo rozległa. Jeździliśmy samochodem wte i wewte, a on pokazywał mi domy. Tu mieszkali Żydzi, tam mieszkali Żydzi.

Powtórzył mi to, co napisał wcześniej we wspomnieniach. Opowiedział mi, jak po wybuchu wojny z miejscowych strażaków stworzyła się nowa elita. W zamian za współpracę z Niemcami mogli organizować niedzielne potańcówki oraz grabić i prześladować miejscowych Żydów. Żydzi tak się bali strażaków, że na początku 1942 r. zaczęli się przed nimi ukrywać we wsi. Spali w oborach, przybudówkach stodół, w starym młynie. Na początku maja 1942 r. strażacy wszystkich ich wyłapali i zamknęli w piwnicy domu jednego z nich – Trinczera. Trzymali ich tam przez trzy dni. Kobiety gwałcili pojedynczo lub zbiorowo, a mężczyzn torturowali, by wydusić informacje, gdzie schowali złoto i pieniądze. Tylko że żadnego złota nie było. Były tylko jakaś stara pościel i płaszcz zimowy. Gdy już nie mieli się czym wykupić od śmierci, strażacy wezwali przez telefon Niemców. Powiedzieli, że schwytali 18 Żydów, i poprosili o rozwiązanie tej kwestii.

Żandarmi przyjechali następnego dnia. Zjedli ze strażakami śniadanie, a potem razem wzięli się do pracy.

Staliśmy na działce, gdzie stał kiedyś dom Lejby Trinczera. Blisko kościoła. W samym sercu wsi.

Markiel pokazywał mi, gdzie się wtedy schował. Miał wówczas 12 lat. Przybiegł z ciekawości. I pamiętał każdy szczegół. Opadające połatane kalesony Lejby Trinczera i wystające z nich sznurki plączące się o jego bose stopy. Strażaków wypychających go przed dom razem z żoną Szanglą i trójkę ich dzieci. Lejb, gdy zauważył karabiny, próbował własnym ciałem zasłonić rodzinę, ale żandarm końcem lufy pokazał mu, gdzie jego miejsce. Kazał mu się położyć twarzą do ziemi. A kiedy Lejb wykonywał już polecenie, zmienił zdanie i pokazał lufą na dzieci.

Wezwał najstarszego syna. Kazał mu klękać, przywrzeć twarzą do udeptanego podwórka. Markiel się zdziwił, że huk z wystrzelonego karabinu brzmiał jak wystrzał z kapiszona. I zaraz potem białe włosy chłopca stały się rubinowe.

Pamiętał, że twarze Lejby i jego żony zrobiły się wtedy popielate z przerażenia.

Potem żandarmi kazali się położyć młodszemu chłopcu, a potem jego siostrze. Lejbę i Szanglę zostawili sobie na koniec.

Markiel już tego nie widział. Ani pozostałych 13 egzekucji. Zerwał się, uciekał z kryjówki, nie oglądając się za siebie. „Panika zalała mi wtedy umysł” – mówił.

Egzekucja

Od kolegi dowiedział się później, co było dalej. Strażacy wyszarpywali Żydów pojedynczo z domu i wypychali na podwórko. A tu już nimi zajmowali się żandarmi. Po każdej egzekucji przychodził jeden ze strażaków, łapał ciało za nogi i ciągnął wzdłuż budynku do wielkiego dołu, który wykopał już rano. Tam wrzucił 18 trupów. Po egzekucji Niemcy wyjechali ze wsi, a strażacy udeptali ziemię, żeby nic nie rzucało się w oczy.

Kilku Żydów egzekucji uniknęło. Schowali się w okolicznych lasach. Ale zanim skończyła się wojna, strażacy ich wytropili. Ostatni zginął w marcu 1944 r., tuż przed wejściem Rosjan.

Pozostało po zamordowanych rodzinach osiem żydowskich domów – pisał we wspomnieniach Markiel – teraz już zasiedlonych przez sąsiadów. Długo po tym opukiwano ściany i zrywano podłogi w poszukiwaniu ukrytych pieniędzy tych nędzarzy. Rozpruwano ciepłe jeszcze pierzyny, poduszki i kołnierze ubrań w poszukiwaniu złotych pierścionków i łańcuszków.

Tylko jeden dom nie został zasiedlony – ten, w którym strażacy przetrzymywali Żydów i przed którym zostali oni zamordowani. Nikt z miejscowych nie chciał tam mieszkać. Gdy siedem lat temu przyjechaliśmy do Gniewczyny z Tadeuszem Markielem, pokazał mi zarośniętą działkę i powiedział, że od lat nikt nie chce jej kupić. – Miejscowi wiedzą, co się tu stało – powiedział.

Miał chyba poczucie winy, że przez tyle lat nic z tym nie zrobił. Tłumaczył mi, że zaraz po wojnie wyjechał z Gniewczyny, że długo tam nie wracał. Potem studiował na Wojskowej Akademii Technicznej w Warszawie, a następnie trafił do zakładów zbrojeniowych w Stalowej Woli. Że nie wiedział, jak i z kim o tym rozmawiać, że nie miał nikogo zaufanego. A gdy przyjeżdżał do wsi i próbował zagadnąć o strażaków, to mu miejscowi powtarzali, by nie rozgrzebywał starych ran, bo nikomu to nie jest potrzebne. – Tegonie było – mówili mu.

Cały dzień spędziłem z Tadeuszem Markielem w Gniewczynie. Opowiadał mi o swoim życiu i o tym, jak się przestał bać. I o sile, którą czerpie z tej prawdy. Mówił, że gdy się przełamał, to zaczął rozsyłać swoje wojenne wspomnienia wszędzie. Do dyrektorów okolicznych szkół, nauczycieli, studentów. Odpowiedzią była cisza. – Okrutna śmierć naszych sąsiadów nie wzbudziła w nas ani poczucia winy, ani chęci zadośćuczynienia – mówił. – Nadal obowiązuje postulat milczenia o naszej współwinie.

Wieś go nie lubiła, bo był posłańcem złej nowiny. Widać to było, gdy spacerowaliśmy. Napotkani ludzie schodzili mu z drogi albo docinali: „Znów opowiadasz te banialuki przyjezdnym?”.

Powiedziałem, że sprawdzę w archiwach i że się wkrótce odezwę. Ale pochłonęły mnie bieżące sprawy. Zaraz były wakacje, a po wakacjach zaczęła się wojna w polityce. Pisałem o sprawach zupełnie nieważnych, zamiast się zająć tym, co najważniejsze. Nawet w dużym tygodniku trudno przeforsować temat sprzed 70 lat, bo zawsze jest coś aktualnego.

Rozmawialiśmy czasem przez telefon. Zapewniałem go, że pracuję nad tekstem. Że jeszcze coś muszę sprawdzić w archiwum.

Solidnie zabrałem się do tego jesienią.

Poszukiwania

Wszystko miało potwierdzenie w archiwach. Sprawa mordu na Żydach wyszła przy okazji politycznych procesów akowców. Bo strażacy, którzy pomagali mordować Żydów, jednocześnie byli żołnierzami Armii Krajowej. Więc jednym z zarzutów, które im UB przypisała, było współdziałanie z okupantem polegające na więzieniu Żydów w domu Trinczerów.

Wzywani przed sąd świadkowie z Gniewczyny nie chcieli nic mówić. A nikt z żydowskich mieszkańców nie przeżył, by mógł ich obciążyć.

Z tego samego powodu nie zachowała się żadna relacja świadka w Żydowskim Instytucie Historycznym.

Ostatni ze strażaków zmarł w 2004 r. W lokalnej gazecie znalazłem jego nekrolog. Przeczytałem, że brał udział w licznych akcjach partyzanckich. Za męstwo został odznaczony czterokrotnie Medalem Wojska i raz Krzyżem Armii Krajowej.

W kronikach Ochotniczej Straży Pożarnej w Gniewczynie było tylko jedno zdanie o wojnie: Pomimo trudności w zdobywaniu funduszy na cele organizacyjne OSP była strażą jak na owe czasy bogatą i dobrze wyposażoną.

O zniknięciu Żydów nie było nic w kronikach kościelnych.

A w rejestrze zbrodni hitlerowskich w Polsce, opracowanym przez Główną Komisję Badania Zbrodni Hitlerowskich, morderstwo w Gniewczynie przypisano niemieckim żandarmom z Jarosławia. Według Komisji w maju 1942 r. zamordowali oni 16 osób (Markiel twierdził, że 18), których nazwiska i wiek udało się Komisji tylko częściowo ustalić. Najstarszy był Szymche Adler, który w chwili śmierci miał 43 lata, a najmłodsi – Lejzor Sandman i Lizor Trinczer – byli rocznymi dziećmi. Całka Sandman miała 3 lata, Nuchem Adler – 8, jego brat Józef – 12, a siostra Urszula – 10.

Zadzwoniłem wtedy do Tadeusza Markiela, powiedziałem o swoich wątpliwościach i o tym, co ustaliła Główna Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich.

– To miejscowi zlecili Niemcom to morderstwo – upierał się. – Chcieli w ten sposób usunąć świadków gwałtów i tortur, przejąć ich domy, sprzęty, pierzyny, poduszki, ubrania i buty.

Jesienią 2010 r. przestał odbierać ode mnie telefony. Myślałem, że się obraził. Więc wysłałem SMS-a, żeby kupił „Politykę” w najbliższą środę. Zamiast niego odpowiedziała wnuczka.

„Dziadek niedawno zmarł” – napisała.

Tekst się ukazał w grudniu 2010 r., do dziś krąży po sieci i jest czytany. Rok po śmierci Tadeusza Markiela ukazała się książka, którą pisał wspólnie z Aliną Skibińską „ Jakie to ma znaczenie, czy zrobili to z chciwości? . Zagłada domu Trinczerów”.

Dzięki niemu hasło „Gniewczyna” w Wikipedii brzmi dzisiaj tak:

W 1942 r. Polacy – szef OSP, aktywiści straży, sołtysi i ich pomocnicy oraz bezideowe skrzydło ruchu oporu – urządzili obławę na miejscowe rodziny żydowskie. 11 osób wsadzono na wozy i przewieziono do domu Lejby i Szangli Trynczerów. Tam, trzy dni i trzy noce, przetrzymywali Żydów, torturowali, po czym wezwali niemieckich żandarmów, którzy rozstrzelali uwięzionych.

Panie Tadeuszu, to dzięki Panu świat się o tym dowiedział."
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

obiektywizmu jak widac nie uswiadczysz ...
... czy powinienem sie czuc wspolwinnym - w koncu urodzilem sie 30 lat po wojnie , ... moze zaplakac , albo lepiej zaplacic ? ..

jaki jest cel tego lyskotliwego" dochodzenia ?
W czasach gdzie polowanie na czarownice siega zenitu , przy braku tak ofiar jak I oprawcow , sadzi sie obozowych kucharzy , stenotypistki , harcerzyy z HJ ... rzesze obywateli z krajow okupowanych , neutralne kraje za transakcje bankowe , czy tez dostawy surowcow wojennych ...
czy ten absurd sie kiedys skonczy ???
jak za postawe kilku chlopow odpowiedzialnosc moze ponosic panstwo polskie / cale spoleczenstwo .. I to w dobie nagonki o rekompensate za utracone mienie o zgrozo bylych obywateli polskich ktorzy odeszli bezpotomnie a jedynym wspolnym mianownikiem z panstwem powstalym po wojnie jest wyznanie ??
Czy warto do tego przykladac reke ?

Nie lepiej zajac sie poleglymi w Wielkiej Wojnie ?
lub lokalnym cmentarzem , ktory popada w ruine , spisywaniem wspomnien rodzinnych , krolem Popielem , Wanda co jej Niemiec nie chcial ( czy jakos tak ) , albo nawet recyclingiem ? :-) ...

Ludzie , wy tez tu mieszkacie , a ten kraj pod naciskiem tych roszczen zegnie sie w pol niczym stara garbata baba ...
Moze miast szukac za wszelka cene winy w narodzie warto by zadac sobie troche trudu I postarac sie w sposob rzetelny I uczciwy ( a jakze ) walczyc o jego dobre imie I w jego interesie .. - z podobna euforia , zaangazowaniem ... - tam po drugiej stronie szeregi sa zwarte a cel jasny I uswiecony ...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 9 months later...

Widać za mało zamieszania i problemów...

- Instytut Pamięci Narodowej jest gotowy przeprowadzić ekshumację w Jedwabnem - powiedział prezes IPN Jarosław Szarek. Jak dodał, ostateczna decyzja w tej sprawie należy do Ministerstwa Sprawiedliwości. W 2001 roku ekshumacje w Jedwabnem zostały wstrzymane po protestach społeczności żydowskiej.

 

Prezes Instytutu Pamięci Narodowej Jarosław Szarek był gościem "Telewizji Republika" - został zapytany, czy  bierze pod uwagę powrót do badań terenowych w Jedwabnem, co mogłoby zmienić "wiedzę i optykę dotyczącą relacji polsko-żydowskich".
IPN gotowy na ekshumację w Jedwabnem. "Decyzja nie należy do nas"

- Instytut Pamięci Narodowej jest gotowy przeprowadzić ekshumację w Jedwabnem, ale ta decyzja nie należy do nas, jest to decyzja Ministerstwa Sprawiedliwości - przyznał Szarek. - Ta sprawa w jakiś sposób była podjęta wiele lat temu. Myślę, że można kontynuować badania historyczne w archiwach niemieckich. W historii nie ma takich tematów, które są raz na zawsze zamknięte - dodał prezes IPN.

Przypomnijmy, że w kwietniu 2018 roku o potrzebie wznowienia ekshumacji w Jedwabnem mówił też wiceprezes IPN, Krzysztof Szwagrzyk. - Bardzo źle się stało, że ekshumacja w Jedwabnem została przerwana. Moje stanowisko jest takie: śledztwo powinno zostać podjęte, a prace w Jedwabnem wznowione - mówił.

Wówczas Instytut Pamięci Narodowej również informował, że ostateczna decyzja w sprawie rozpoczęcia ekshumacji należy do Ministerstwa Sprawiedliwości, a konkretnie - do Prokuratora Generalnego, który może zdecydować o wznowieniu śledztwa.
Zbrodnia w Jedwabnem. Lech Kaczyński wstrzymał ekshumacje

Z dotychczasowych ustaleń śledztwa IPN wynika, że 10 lipca 1941 r. w Jedwabnem grupa polskiej ludności zamordowała co najmniej 340 żydowskich sąsiadów. Większość zostało spalonych żywcem w stodole. W ocenie IPN zbrodnia pogromu została dokonana z niemieckiej inspiracji, ale jej wykonawcami było co najmniej 40 polskich mieszkańców Jedwabnego i okolic.

W 2001 roku prezydent Aleksander Kwaśniewski pod pomnikiem w Jedwabnem „w imieniu swoim i tych, których sumienie poruszone jest tamtą zbrodnią”, przeprosił za zbrodnię z czasu wojny. W tym samym roku ówczesny minister sprawiedliwości Lech Kaczyński wstrzymał prowadzone w Jedwabnem ekshumacje. Zabiegała o to społeczność żydowska, powołując się na względy religijne. - Szacunek dla kości naszych ofiar jest dla nas ważniejszy niż wiedza, kto zginął i jak, kto zabił i jak - mówił wówczas Naczelny Rabin Polski, Michael Schudrich.

W 2003 r. IPN umorzył śledztwo dotyczące zbrodni w Jedwabnem, bo nie udało się znaleźć wystarczających dowodów, że brały w niej udział osoby, które nie zostały jeszcze za to osądzone po II wojnie światowej.

https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114883,24505709,ipn-jest-gotowy-na-ekshumacje-w-jedwabnem-to-decyzja-ministerstwa.html#a=66&c=157&t=3&g=x&s=BoxNewsImg1

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mi  się rzygać martyrologiczną  tematyką chce,  gdy  się otwiera jakieś medialne żródło informacji nachalnie  wyłażą zależnie od opcji "żołnierze wyklęci"  lub  "martyrologia żydowska" czy nie zdrowiej na to wszystko lachę położyć ?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Żydów przed wojną było bardzo dużo. Czy tak duży ich napływ do miasteczek nie usprawiedliwia zachowania mieszkańców? Roman Dmowski nawoływał do pozbywania sie ich.

Pierwszy cytat jest z 1934. Drugi z 1932 z jego szkicu "Hitleryzm jako ruch narodowy."

Quote

To jest jasne, że chcąc zapewnić przyszłość Polski, trzeba usilnie i konsekwentnie dążyć do tego, żeby Żydów w naszym kraju było coraz mniej 

Quote

Hitlerowcy rozumieją, że chcąc zorganizować Niemcy na podstawach narodowych, muszą zniszczyć pozycję Żydów i ich wpływ na społeczeństwo niemieckie.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, bjar_1 napisał:

Dobrze, niech kopią. Będzie czarno na białym ilu tam leży.

Mam wrażenie że nic z tego nie wyjdzie bo środowisko Eskimosów się zaraz odezwie. W końcu książka grossa to dla nich jedyna słuszna prawda o Jedwabnem 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie