Skocz do zawartości

Polscy zolnierze walczyli w Wietnamie


Rekomendowane odpowiedzi

Nie wiem czy ten temat juz byl...
--------------------------------------
Znalazlem przypadkiem w sieci na blogu Mariusza A.Romana (http://mariuszromangdy.blogspot.de/2009/02/polacy-walczyli-w-wietnamie.html) wzmianke o tym ze regularne Polskie Wojsko walczylo w Wietnamie:

Polacy walczyli w Wietnamie !
Jakże często, wspominamy poległych żołnierzy polskich w różnych stronach świata - „za wolność naszą i waszą”. Szczególnie jest to widoczne podczas rocznicowych uroczystości przy Grobie Nieznanego Żołnierza w Warszawie, gdzie płoną znicze ku czci tych, którzy bronili Lwowa, nieba Anglii, bili się w Rosji, zdobywali Monte Cassino, walczyli w Afryce i na innych frontach. Staramy się o nich pamiętać, czcząc swoich bohaterów. Czy jednak o kimś nie zapomnieliśmy?

Niedaleko Memoriału Lincolna w Ogrodach Konstytucyjnych w Waszyngtonie, znajduje się Vietnam Veterans Memorial (Memoriał Wietnamskich Weteranów), gdzie na marmurowej, ogromnej płycie wyryto 58 132 nazwiska tych, którzy nie wrócili z wojny wietnamskiej. Większość z nich poległa, a około 1300 osób zakwalifikowano, jako zaginionych w akcji. Wystarczy, będąc tam, skierować wzrok na jakikolwiek fragment marmurowej płyty, żeby dostrzec polskie nazwiska: Robert Sowiński, Edward Kotowski, John Kozioł, Gerard Kasprzyk, Robert Kowalski, Thomas Zaremba, Ronald Jasiński, Wiliam Zalewski, Raymond Michałowski, Edward Babiarz, Dennis Mikołajczyk... To tylko pierwsze z brzegu przykłady. Lista polskich nazwisk jest bowiem bardzo długa. Dotychczas niewiele, lub zgoła nic, nie mówiło się o Polakach, którzy brali udział w wojnie wietnamskiej. Powszechnie panuje w Polsce opinia, że nie mieliśmy z nią nic wspólnego. Jakże błędne to jednak mniemanie.

Tymczasem w Wietnamie walczyli zarówno Amerykanie polskiego pochodzenia, jak i urodzeni w Polsce – naturalizowani później obywatele USA, a jak twierdzą niektórzy, także osoby mające jedynie stały pobyt w USA. Znalazło to odbicie na przykład w kilku filmach – z głośnym filmem pt. „Zielone Berety” na czele – o tematyce wietnamskiej, gdzie wielu bohaterów nosi polskie nazwiska.

W Wietnamie, o czym w ogóle się nie mówi, walczyło również 800 żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego, w ramach sowieckich sił interwencyjnych. A więc, tak jak już to nieraz w zagmatwanej polskiej historii bywało, polscy chłopcy w różnych mundurach, w imię różnych celów, walczyli przeciwko sobie. Z tych 800 polskich żołnierzy, jakich komuniści wysłali do Wietnamu, wróciło zaledwie 74. Zamiast współczucia spotkały ich po powrocie, groźby i ostrzeżenia ze strony Służby Bezpieczeństwa. Nie wolno im bowiem było, o niczym, co zobaczyli na tej wojnie - mówić. Próbowano im zamknąć usta nie tylko groźbami, ale i wysokimi rentami, dlatego nadal nic o nich nie wiemy. Milczą bowiem do dzisiaj. Jeden z nich, zgodził się przed dwudziestoma laty (jednakże bez podawania swojego nazwiska, podpisując swoją notatkę pseudonimem KAP), przekazać krótką relację z jednego dnia swojej służby w Wietnamie. Została ona wtedy opublikowana, w ukazującej się poza cenzurą „Antymantyce” (Gdynia, nr 26, 1-15.12.1989) – piśmie Federacji Młodzieży Walczącej. Myślę, że warto ją przytoczyć w całości, zachowując oryginalną pisownię autora, dla bliższego zobrazowania strasznej żołnierskiej tragedii:

„- Za dwadzieścia minut będzie świt. Kolumna rusza na północ. Po godzinie dojeżdżamy do wioski, pada rozkaz: „z wozu!”. Od dwóch miesięcy jesteśmy używani jako piechota. Ostatnio „05” jest w niełasce. W sztabie koledzy mówią, że chcą nas wykończyć. Z 800 zostało nas zaledwie 120-tu, a ilu jeszcze zginie...? Otoczyliśmy dom – za 5 sekund ATAK... Już wbiegam do lepianki, broń odbezpieczona. Wewnątrz sześciu żołnierzy USA – myją się. Zaskoczenie całkowite. Jeden z nich (ok. 19 lat) rzucił się do broni, ułamek sekundy i sześć trupów leży na ziemi. Kolejne zadanie wykonano. Ogólny stan strat 60-ciu zabitych, 23-ech rannych. Śmigłowiec gotowy do odlotu. Na pokładzie ranni rodacy. Unosi się na wysokość 4-5 metrów. Z pobliskiej wioski wybiega Wietnamka – przeraźliwie krzyczy, wtem ciska białą paczkę w stronę śmigłowca. Eksplozja, pełno dymu, sprawczyni ucieka. Oddajemy strzały, które za moment milkną. Nadlatuje pilot drugiego helikoptera, jest ok. 30 metrów od Wietnamki. „On zwariował” – krzyczy starszy lejtnant. Maszyna nachyla się niebezpiecznie. Nagle wirnik uderza dziewczynę, części ciała lecą na wszystkie strony. Ktoś wymiotował. Wskakując do wozu zobaczyłem na masce zakrwawioną dłoń”.

Przytoczona relacja oraz inne fakty świadczą dobitnie, że wojna w Wietnamie to w jakimś stopniu także i polska sprawa, naznaczona polską krwią. Wprawdzie, ówczesne władze komunistyczne w Polsce, poparły wtedy Wietkong oraz gościły na polskiej ziemi wielu wietnamskich uchodźców, a sama wojna wciąż budzi różne refleksje, to jednak pozostaje jeden niezaprzeczalny fakt: Polacy walczyli w Wietnamie. Powinniśmy o tym wiedzieć i pamiętać.
------------------------------------------------
Bardzo egzotyczny temat.
Moze ktos by ktos zebral wspomnienia tych co przezyli i jakas ksiazke o tym napisal?
A moze kiedys powstal by jakis dobry film na ten temat?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeszcze takie cos znalazlem:
---
W 1968 r. grupie najlepszych polskich pilotów w tajemnicy zaproponowano wyjazd do Wietnamu. Atrakcyjne warunki finansowe sprawiły, że znalazło się 18 ochotników. Odlecieli z Okęcia, by poprzez Sewastopol, gdzie przesiedli się na radziecki transportowiec, trafić do Hajfongu. Nie utworzono z nich osobnego dywizjonu, ale zostali włączeni do formacji wietnamskich, w których latali wspólnie z pilotami radzieckim na samolotach MiG-17 i Mig-21. Jednym z takich pilotów był Wacław Ciara, który na swoim koncie ma zestrzelonego amerykańskiego F-100 i superfortecę B-52. Piloci odbywali loty nad terytorium Laosu i Kambodży. Obie strony oficjalnie temu zaprzeczały, ale to tam właśnie toczyły się największe walki powietrzne i to tam piloci przechwytywali amerykańskie bombowce, zanim zdążyły zrzucić bomby na szlak Ho Chi Minha", którą szło zaopatrzenie dla partyzantów, czy też wietnamskie wioski i miasta. Wacław Ciara został odznaczony przez prezydenta Ho Chi Minha srebrnym medalem za męstwo. Gdy wrócił do Polski, otrzymał złoty krzyż zasługi oraz... dużego fiata z pierwszej serii.
---
a wiec i lotnicy tez.
http://blogmedia24.pl/node/33845
------------------------------------------
Jeszcze tu obszerna dyskusja:
http://www.historycy.org/index.php?showtopic=36539
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W Wietnamie na pewno stacjonował polski szpital polowy (osobiście znam lekarza, któy tam pracował). Znany jest też epizod wzięcia do niewoli" polskiego szpitala (nie wiem czy chodziło o ten sam), przez oddział armii australijskiej, którym dowodził ... kpt. Ludwik Zwolański był oficer Samodzielnej Brygady Spadochoronowej, wówczas porucznik armii australijskiej.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z dobrego źródła znam historię faceta (oficer LWP), który był w Wietnamie prawdopodobnie na początku lat 70-tych.
Wtedy, kiedy się o tym dowiedziałem (połowa lat 80’tych), zaskoczeniem było dla mnie, że pojechał tam nie jako obserwator, ale jako oficer liniowy (!), bezpośrednio uczestnicząc w walkach. Szczerze mówiąc, w tym czasie historię tę potraktowałem z dystansem, zakładając, że może jest w niej zaledwie ziarenko prawdy.
Później jednak potwierdziła się maksyma, że „są na świecie rzeczy, które się filozofom nie śniły”.
Kończąc - po powrocie do kraju, wspomniany oficer był już tylko wrakiem człowieka – wykończyła go ameba, jaka dostała się do organizmu wraz z wodą pitą w dżungli.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

gubienie" ponad 700 żołnierzy, nawet jeśli byliby to więźniowie z ZK a nie zasadnicza służba, jest raczej trudne do ukrycia... Zostają choćby rodziny, a takiej gromadzie trudno usta zamknąć...

Fakt- na pewnym forum, jest sporo informacji i nazwisk, opisujących również specjalności ( co by przeczyło pomysłowi parszywej dwunastki" ).



BTW- Z Książek do Najnowszej przenoszę...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z jednej strony- naszych specjalistów było w Wietnamie wielu.
I na pewno nie wszyscy grzali tyłki na głębokim zapleczu. Z drugiej strony zwarty pododdział w walce ? Po co komu było 800 nieostrzelanych, wyróżniających się z tłumu żołnierzy bez znajomości języka i miejscowych warunków ? Pachnie mi kolejną dżunglową legendą..
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...
Znałem jednego człowieka który walczył w Wietnamie, w 1959 w Legii Cudzoziemskiej z której zdezerterował i przeszedł na stronę wietnamską i przez Związek Radziecki osiadł się w Polsce bo rodzice jego pochodzili z Polski, a on urodził się we Francji. Po osiedleniu w Polsce, dokładnie w Chrzanowie pracował jako górnik na kop. Jaworzno z ktorej to przeszedł na emeryturę. Nie żyje od ok 10 lat, nazywał sięJózef Stalmarski, pamiętam jak opowiadał niesamowite historie walk Legii Cudzoziemskiej w Wietnamie.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 months later...
Polscy dyplomaci mieli szansę, aby zapobiec wojnie w Wietnamie - wynika ze studium amerykańskiego think tanku Wilson Center. Kierownictwo w Warszawie przestraszyło się całej sytuacji i popełniło błędy, przez które inicjatywa pośrednictwa w rozmowach między państwami wietnamskimi spełzła na niczym. W czasie wojny do Wietnamu wysłano 800 żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego, był wśród nich m.in. płk Ryszard Kukliński.

Polacy walczyli w wojnie wietnamskiej (1965-1973) po obu stronach frontu. Wystarczy uważnie przejrzeć długą, liczącą aż 58 132 listę nazwisk na Memoriale Wietnamskich Weteranów w centrum Waszyngtonu, obok Mauzoleum Lincolna, by spotkać całkiem długą listę polskich lub brzmiących z polska nazwisk, np. Kasprzyk, Kozioł, Mikołajczyk czy Babiarz. Nie wiadomo do końca, jakie były ich związki Polską, z którego pokolenia się wywodzili. Nikt nie przeprowadził takich badań. Wiadomo jedynie, że znaczna część z nich to byli prawdziwi, a nie naturalizowani Polacy, bowiem właśnie w ten sposób, trafiając do wojska, można było sobie kupić" amerykańskie obywatelstwo - i w taki też sposób prowadzono wśród imigrantów, nie tylko z Polski, akcję naboru.

Ceniony think tank Wilson Center, w tymże Waszyngtonie opublikował w 2005 r. niezwykle interesujące, a przy tym pełne ciekawych i cennych dokumentów studium Margaret Gnoińskiej, skoncentrowane na tzw. sprawie Maneli. Wynika z niego, że ówczesny szef polskiej delegacji w Międzynarodowej Komisji Nadzoru, powołanej w wyniku porozumień pokojowych w 1954 r. (po zakończeniu obecności francuskiej w Wietnamie), Mieczysław Maneli dotarł i w 1963 r. (a więc jeszcze przed wybuchem wojny), kilka razy rozmawiał z wpływowym Ngo Dinh Nghu, bratem ówczesnego przywódcy Wietnamu Południowego, Ngo Dinh Diema.

Niestety, jak wynika z tego studium, siła przetargowa polskiej dyplomacji była wówczas zbyt mała, by tę ciekawą inicjatywę dyplomatyczną należycie wykorzystać. Zwierzchnicy Maneli w Warszawie najpierw się przestraszyli, a potem poinformowali o tym Amerykanów przez ambasadora J. K. Galbraitha w New Delhi. Ci jednak nie potraktowali tej inicjatywy poważnie uznając, że zapewne stoją za nią Sowieci, choć akurat tym razem tak nie było. Natomiast Moskwa, gdy się o tym dowiedziała, mocno się na ówczesnego szefa polskiej dyplomacji Adama Rapackiego zdenerwowała.

Wśród Polaków wysłanych do Wietnamu - ochotniczo, z przymusu lub rozkazu - na tamtejszą wojnę, znalazło się też - jak się szacuje - około 800 oficerów i żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego Sam M. Maneli, który po 1968 r. opuścił Polskę i zmarł w 1994 r. w USA, w publikowanych na Zachodzie materiałach i wspomnieniach mocno eksponował swoją rolę pośrednika między Hanoi a Sajgonem. Tyle, że - jak wiemy - nic z tego nie wyszło. Inicjatywa pośrednictwa w dialogu międzywietnamskim przed wybuchem wojny - nie do końca jasne, czy tylko indywidualna - spełzła na niczym.

Polscy żołnierze na wietnamskim froncie
W zupełnie innej roli, nie pośredników, a wspomagających stronę północnowietnamską, trafiło na fronty wojny wietnamskiej szacunkowo 2,5 tysiąca obywateli PRL, jako doradcy, eksperci, czy lekarze. Odrębną kategorię stanowili dyplomaci - bo Polska brała tam udział w misjach rozejmowych i pod egidą ONZ, a także dziennikarze i pisarze. Znaleźli się wśród nich tak znani, jak Daniel Passent (napisał na ten temat książkę), całe życie mocno lewicowa Monika Warneńska (wiele wspomnień i reportaży), czy głośna potem gwiazda telewizji PRL i jej głównego wydania Dziennika TV, Grzegorz Woźniak. Trafiali też do Wietnamu, co ciekawe, a co jeszcze wymaga studiów IPN lub innych jednostek badawczych, ochotnicy, a jednym z nich był znany kompozytor Robert Satanowski.

Wojna w Wietnamie
Wreszcie wśród Polaków wysłanych do Wietnamu - ochotniczo, z przymusu lub rozkazu - na tamtejszą wojnę, znalazło się też - jak się szacuje - około 800 oficerów i żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego. Poza oficerami wywiadu, co naturalne (jednym z nich był słynny później płk Ryszard Kukliński), większość pozostałych, podobnie jak ochotników, według obecnej terminologii nazwalibyśmy najemnikami, a o czym - co zrozumiałe - w okresie PRL nikt nie mówił i nie wspominał, bo to było tabu.

Oficjalnie obowiązywała cały czas jedna obowiązkowa wykładnia polityczna i propagandowa: w czasie wojny staliśmy po stronie wietnamskich komunistów z Północy, a po zjednoczeniu kraju w 1975 r. po stronie Demokratycznej Republiki Wietnamu jako sojusznika (w RWPG i na salonach dyplomatycznych, choć nie w ramach wojskowego Układu Warszawskiego).

Nie ma dokładnych danych, jak wielu Polaków w Wietnamie zginęło. Podobno wróciło stamtąd tylko 74. Są za to dowody, że tych, którzy z frontu w Wietnamie wrócili, wprost zmuszano do milczenia i nie przyznawania się do tego, co w Wietnamie rzeczywiście robili. Niektórych nagradzano orderami, innym dawano nagrody rzeczowe (w modzie były Polskie Fiaty), jeszcze innym przyznawano specjalne renty lub emerytury.

Pilot w służbie Ho Chi Minha
Bodaj najbardziej spektakularne są pod tym względem losy Wacława Ciary. Z grupą 18 ochotników wyleciał on w 1968 r. - via Sewastopol - do Hajfongu. Miał wówczas 49 lat. W Wietnamie, ale też nad terytorium Laosu i Kambodży, latał na radzieckich samolotach Mig-17 i Mig-21. Według wspomnień jego wnuka (przez niektórych kwestionowanych za nieścisłości), gdy zestrzelił amerykańskiego F-100 Super Sabre, a potem superfortecę B-52, otrzymał od samego Ho Chi Minha aż dwa srebrne medale za męstwo. A po powrocie we wrześniu 1969 r. do Polski - złoty krzyż zasługi oraz dużego Fiata pierwszej serii.

Nie wiadomo, czy kiedykolwiek spotkali się w powietrzu z mjr Donaldem Kutyną, który latał - z bazy Takhla w Tajlandii - na samolocie F-105D Thunderchief, na którym jeszcze dumnie wymalował The Polish Glider" (Polski Szybowiec). Udział polskich pilotów po stronie amerykańskiej pośrednio potwierdza też głośny swego czasu film ielone berety", gdzie bohaterowie noszą często polskie nazwiska. Nie ma dowodów, że Polak z Polakiem w Wietnamie walczył, choć - jak widać - było to możliwe, a na lądzie, jeśli nie w powietrzu, mogło się nawet zdarzyć.

Jedną z konsekwencji wojny wietnamskiej, a potem sojuszu z komunistycznym Wietnamem jest fakt, iż w Polsce pojawiła się - i jest wyraźnie obecna - społeczność wietnamska, szacowana na ponad 30 tys. osób i uznawana za największą mniejszość etniczną spośród narodów azjatyckich. Wietnamczyków niemalże na co dzień widzimy, ale o tym, że kiedyś po ich stronie, albo przeciw nim, nasi przodkowie walczyli, naprawdę mało kto wie. To jeszcze w polskiej historii mało zbadana iała plama". Głównego nurtu i interpretacji naszej historii jej wyjaśnienie nie zmieni, ale interesującym, nieco egzotycznym przyczynkiem do naszych najnowszych dziejów jak najbardziej może być.

prof. Bogdan Góralczyk dla Wirtualnej Polski

http://historia.wp.pl/title,Polacy-mogli-zapobiec-wojnie-w-Wietnamie,wid,16151812,wiadomosc.html
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Strasznie mętny ten artykuł. Polskich specjalistów w Wietnamie- cywilnych i wojskowych- było na pewno więcej niż 800. I z pewnością wróciło ich prawie 90%. Co prawda, niektórzy wrócili... przewerbowani. Z pewnością nie tworzyli zwartych jednostek walczących na linii frontu- byli na to zbyt cenni. Eksportowaliśmy też do Wietnamu sporo techniki wojskowej- PM RAK tą drogą trafił do Chin, gdzie był bezlicencyjnie kopiowany.
Prawda jest wystarczająco sensacyjna- gdyby ją dokładnie opisać- nie potrzeba legendy polskich anty-Rambo.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie