Skocz do zawartości

Reforma rolna- strzał w stopę komuny ?


Rekomendowane odpowiedzi

Przy okazji dyskusji w sąsiednim topicu , nasunęła mi się taka właśnie teza.
Otóż polscy komuniści przeprowadzając reformę rolną sami sobie podłożyli nogę.
Być może zabrzmi to paradoksalnie , ale wiele wskazuje na to , że tak właśnie było...
Zapraszam do dyskusji !
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Erih - 2010-03-03 17:29:54

Akurat PGRy i SKRy były bardzo wydajną i skuteczną formą gospodarowania na roli. Dużo lepszą i wydajniejszą niż tzw olnicy indywidualni". To były po prostu gospodarstwa wielkoobszarowe nastawione na produkcję na rynek. W dodatku posiadające wiedzę i park maszynowy. Co prawda rolnictwo indywidualne też znacznie awansowało w późnym PRL , ale nie tak szybko i dużo mniej efektywnie.
Z resztą ten sam proces widać w krajach które komuny" nigdy nie powąchały.
A komuna" dlatego tak długo się utrzymała , bo w pewnym momencie wyrwała ostro do przodu z reformami , których rządy przedwojenne nie były w stanie ruszyć ( między innymi dlatego że nie miały wsparcia bagnetów) dyskredytując opozycję". Kiedy zaś komuna" utraciła możliwość zaspokajania rosnących aspiracji społeczeństwa i musiała się oprzeć na gołych bagnetach , w try miga padła. No może nie w try miga , trwało to jakieś 9 lat..
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gruby Rycho - 2010-03-03 18:32:43

Erih a nie mylisz czasem PGR I SKR z dobrowolną spółdzielczością lub wysokowydajnymi i wąskowyspecjalizowanymi gospodarstwami rodzinnymi ? Pytam bo dziwię się, że akurat Ty to piszesz , a Ciebie miałem zawżdy za rozsądnego ( aż za bardzo ) człeka .
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Erih - 2010-03-03 18:57:35

Kol Gruby Rycho , nic nie mylę bynajmniej. SKR to była właśnie forma spółdzielcza , zaś PGR to państwowe gospodarstwa wielkopowierzchniowe. Popatrz w jakich rejonach jedne i drugie powstawały na masową skalę .
SKR BYŁY kontynuacją przedwojennej spółdzielczości rolnej , tym razem popieranej przez państwo. Popatrz na nazwiska założycieli..
Wyspecjalizowane wysokowydajne rolnictwo indywidualne (gospodarstwa rodzinne ) to za PRL nazywało się adylarze" i raczej promowane nie były !
Co ciekawe wszystkie te trzy formy produkcji rolnej zostały skutecznie dorżnięte za wczesnego Balcerowicza na skutek zjawisk zupełnie od nich niezależnych. A drobnoareałowe rolnictwo indywidualne jak leżało tak leży , bo taka jego natura - nieprzystosowana do czasów współczesnych. Z resztą , chyba żadnych..
Oczywiście w innych realiach geopolitycznych PGR czy SKR mogły by radzić sobie o wiele lepiej niż to było- ale na to musielibyśmy się znaleźć po drugiej stronie Łaby. I nazywały by się zapewne inaczej.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kindżał - 2010-03-03 19:17:17

PGRy były archaicznymi, socjalistycznymi - również całkowicie nierentownymi przedsiębiorstwami, o ogromnych kosztach pracy i niskiej wydajności. Ich utrzymywanie przy życiu, owszem opóźniłoby na chwilę wzrost bezrobocia na wsi, ale doprowadziłoby nieuchronnie do ogólnonarodowej klęski głodu. Ktoś przecież musiał wyprodukować żywność, która mogłaby wyżywić miasta, ówczesne państwowe gospodarstwa rolne kompletnie sobie z tym nie radziły, a na dalsze kupowanie żywności na kredyt nie mogliśmy już liczyć ani na Zachodzie, ani na Wschodzie. Dlatego trzeba bylo ten problem tak rozwiazac jak go rozwiazano !
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Yeti - 2010-03-04 11:33:34

A przy okazji w niemal każdej rozmowie z rolnikiem ( czy indywidualnym czy państwowy" ) wybija nostalgia za Gierkiem. Sztandarowym stwierdzeniem jest, że tak dobrze jak za Tow. Edwarda, to nigdy wcześniej i nigdy później już nie było :-)


Taki OT, bo choć wątek uniwersalny to o rolników zahaczył.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Martian - 2010-03-04 11:52:37

Balans jak chcesz być obiektywny to napisz ilu odebrała prawo do życia i możliwość awansu... Taka wańka wstańka... zrobić z chłopa pana... i odwrotnie. Tylko przysłowie dalej w swej treści mówi co ci poniektórzy awansowani przez nowy ustrój odziedziczyli z awansem. Naprawdę rysujesz apokaliptyczny obraz II RP i nie zauważasz, że na rozwój mieliśmy tylko dwie dekady a na dodatek w czasach globalnego kryzysu i wojny ekonomicznej z Niemcami. Jak byś prześledził sytuację ekonomiczną w najbardziej rozwiniętych wtedy krajach jak USA, Niemcy czy Francja zdziwił byś się, jaki odsetek analfabetyzmu i jaka bieda panowała w owym czasie. Radzę poczytać a nie jednoznacznie wyrażać opinie o zacofaniu... Pokłosiem tego awansu jest dzisiejsze zacofanie gospodarcze i ekonomiczne Polski do krajów Europy zachodniej a do dziś widać reperkusję społeczne tego wydarzenia czy to w polityce, mediach czy w życiu codziennym.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeszcze raz , dla jasności : komuniści w latach 1944-48 przeprowadzili tzw reformę rolną . Polegała ona na parcelacji gospodarstw wielkoobszarowych pomiędzy chłopów małorolnych i bezrolnych. teoretycznie wszystko zgodnie z założeniami , sprawiedliwość społeczna , zwalczanie biedy itd..
A jednocześnie preferowaną formą własności , zarówno ze względów ideologicznych jak i pragmatycznych były gospodarstwa wielkopowierzchniowe - PGR , SKR !
Wulgaryzując : tworzymy warstwę kułaków" których za małą chwilkę trzeba będzie ozkułaczać" nie przebierając w środkach.
Nie wiem jak Wy ale ja tu widzę pewną sprzeczność...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Od 1949 roku próbowano dokonać kolektywizacji wsi na wzór ZSRR.

Obok PGR-ów starano się utworzyć tzw. spółdzielnie produkcyjne, zaś rolników – właścicieli ziemi – zmienić w robotników rolnych.[\\b]

Różnymi środkami władza starała się skłonić rolników, by do tych spółdzielni przystąpili. Opornych karano wyższymi podatkami, obowiązkowymi dostawami płodów rolnych lub słabym zaopatrzeniem.

Krotko mowiac: czysta przyjemnosc...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Od czerwca 1952, równolegle z powstaniem PRL, wobec fiaska planów kolektywizacji zaostrzono represje wobec jej przeciwników, m.in. rewizje, niszczenie mienia i dobytku gospodarczego, bezprawne domiary podatkowe (co doprowadzało gospodarstwa rolne do bankructwa) oraz liczne aresztowania i szykany. Jedną z form represji były kary pieniężne - okresie 1948-1955 karę grzywny orzekano w stosunku do 1,5 miliona[3] chłopów każdego roku, za niewywiązywanie się z przymusowych dostaw obowiązkowych (kontyngentów), niejednokrotnie orzekając karę obozu pracy lub więzienia. Po wprowadzeniu w roku 1952 pewnych przywilejów dla spółdzielni, przy równoległej kontynuacji polityki represji, nastąpił szybki wzrost ich liczby - w 1953 było w kraju 7 800 spółdzielni przy obszarze 1 207 tys. ha (6,7% ogólnej powierzchni gruntów rolnych w Polsce) oraz zrzeszonych w nich 160 tys. członków. W 1955 liczba spółdzielni osiągnęła 9 800, przy obszarze upraw 1 638 tys. ha (9,2% ogólnej powierzchni gruntów rolnych), przy liczbie członków ok. 205 tys. ludzi[2]. Typowa spółdzielnia zrzeszała przeciętnie 20 członków, którzy uprawiali obszar ok. 80 hektarów ziemi rolnej, dysponując przy tym ok. 65 sztukami bydła i trzody chlewnej - przy tym obszarze, liczebności i dysponowanymi środkami produkcji, osiągała niższą produkcję z 1 hektara ziemi rolnej niż przeciętne gospodarstwo indywidualne. Do uspołecznionego rolnictwa zaliczano również powstałe w 1949 Państwowe Gospodarstwa Rolne (PGR). Zajmowały one w sumie ok. 10% powierzchni upraw, również cechując się niską wydajnością pracy i słabą efektywnością produkcji rolnej.

Przymus kolektywizacyjny, stosowany w różnej formie przez władze komunistyczne, przy jednoczesnym wzroście obciążeń produkcyjnych gospodarstw prywatnych, po 1950 doprowadził do spadku produkcji rolej i stworzył perspektywę szybkiej ruiny rolnictwa w kraju. Wpływ na niedoinwestowanie sektora rolniczego miało również poważne przesunięcie nakładów finansowych na przemysł zbrojeniowy i infrastrukturę wojskową, co związane było z prowadzoną przez ZSRR wojną koreańską (1950-1953). W efekcie na wsi zabrakło nawozów sztucznych, maszyn oraz najprostszych narzędzi typu wiadra czy gwoździe. Powstały istotne braki w zaopatrzeniu dużych miast oraz pogorszenie warunków codziennej egzystencji ludności. Za błędy w polityce rolnej KC PZPR obciążył jej bezpośrednich wykonawców, potępiając metody kolektywizacyjne na publicznych wiecach w Gryficach (1951), Drawsku Pomorskim (1951) i w rejonie Lubelszczyzny (1953).


http://www.youtube.com/watch?v=0CYKU9jmBK0
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kolego Erih !

Nadal nie mogę otrząsnąć się po tym, co napisałeś na temat rolnictwa kolektywnego w wydaniu peerelowskim. Według mojej wiedzy rolnictwo kolektywne było niewydajne, źle zarządzane i z wielkimi przerostami kadrowymi a w związku z tym przynosiło, poza paroma PGRami ( Manieczki, Mysiadło, Oborniki Wlkp.) straty finansowe i wymagało ciągłych subwencji. Marnowano przy tym zarówno nawozy ( rozkradając je lub źle ich używając)jak i narzędzia oraz myśl techniczną.

Największym dramatem byli jednak ludzie, którzy tam pracowali i tzw koszta społeczne, które w związku z tym ponosiło Państwo i Społeczeństwo i śmiem powiedzieć, że ponosi nadal - ale o tym w osobnym temacie. Zastanawiam się także czy nie wiesz skąd brała się ziemia pod te kolektywne gospodarstwa? Chyba wiesz, ale czy Ci to nie przeszkadza ?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kolego Gruby Rycho - z własnych obserwacji widzę że rolnictwo wielkoobszarowe jest znacznie efektywniejsze niż rozdrobnione gospodarstwa indywidualne (tzw adylarzy" zostawmy na razie na boku). To jest naturalne - małorolny większość swojej produkcji konsumuje sam , nie ma środków na mechanizację , unowocześnienie.. A jeżeli jakimś cudem kupi np traktor , to wykorzystuje go w znikomym zakresie.
Komuniści usiłowali polskie rolnictwo unowocześnić , zwiększając jego efektywność , choćby po to by zapewnić sobie masy robotników na wielkie budowy socjalizmu" czy choćby do odgruzowania , a jednocześnie rozbijają duże gospodarstwa przez parcelację.
Jest to sprzeczność.
PS Sam podałeś przykłady kiedy to PGR spisywały się bardzo dobrze. Inne nie radziły sobie w ogóle i były sztucznie podtrzymywane. Najwięcej było takich sobie , średnich . Zarządzanie w PRL kulało w wielu dziedzinach , a marnotrawstwo było regułą , nie wyjątkiem.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Taki skok w bok i dość zgrabne opracowanie o Dekrecie o reformie rolnej:

Dekret o reformie rolnej po 60 latach.
Dokumenty i świadectwa z czasu wygnania

W maju Centralna Biblioteka Rolnicza gościła wystawę Dekret o reformie rolnej po 60 latach. Dokumenty i świadectwa z czasu wygnania". Wystawa została zorganizowana przez Instytut Pamięci Narodowej, Polskie Towarzystwo Ziemiańskie oraz CBR.
Na wystawie przedstawiono losy ziemiaństwa polskiego w czasach reformy rolnej. Zdjęcia i teksty przedstawiały informacje dotyczące realizacji dekretu, dzieje wywłaszczonych rodzin, postawy ludności wiejskiej wobec wypędzeń, niszczenie przez władze dworów i zabudowań gospodarskich. Inny fragment wystawy prezentował kopie aktów prawnych dotyczących wykonania dekretu, ówczesne informacje prasowe na ten temat.
Z okazji otwarcia wystawy zostały wygłoszone referaty omawiające problemy związane z reformą rolną. Dyrektor CBR, dr Ryszard Miazek, przedstawił opracowanie pt. Reforma rolna - refleksje historyczne", prof. dr hab. Janusz Gołaski (PTZ) - Czy dekret z 1944 roku miał na celu przeprowadzenie reformy rolnej?", dr Marek Łoś (PTZ) - Uwarunkowania gospodarcze dekretu o reformie rolnej z 6 września 1944 roku". Poniżej publikujemy referat dr Marka Łosia Uwarunkowania gospodarcze dekretu o reformie rolnej z 6 września 1944 roku"

Uwarunkowania gospodarcze dekretu o reformie rolnej z 6 września 1944 roku


Problematyka rolnictwa, a szczególnie problematyka struktury rolnej i konieczności jej przebudowy obrosła w Polsce szeregiem legend, tak że trudno się zorientować co jest rzeczywistością, a co mitem. Ten stan niejasności trwa niezmiennie, co najmniej od początków XX wieku, a obecnie w dalszym ciągu nie widać jego końca. Mity dotyczące rolnictwa zmieniają się w miarę potrzeb i to w sposób zasadniczy, ale rozbieżność między rzeczywistością, a mitem nie zmienia się znacząco. Wieś polska przeszła dwie reformy rolne, kolektywizację i dekolektywizację, pegeryzację i depegeryzację, ale w dalszym ciągu nie może osiągnąć stanu równowagi, a nawet uzgodnienia, jak taki stan równowagi winien wyglądać. Ostatnio zaczęliśmy etap europeizacji wsi, zobaczymy z jakimi rezultatami.
Zgodnie z tematyką dzisiejszego spotkania skupimy się jednak na reformie rolnej z lat 1944/45, będącej pierwszym, fundamentalnym, aktem gospodarczym tworzącej się władzy komunistycznej. Reforma była realizowana pod hasłem likwidacji feudalizmu na wsi polskiej. Jest prawdą, że wielka własność rolna miała w Polsce w znacznej części genezę feudalną. Ale geneza, a stan rzeczywisty to dwie rzeczy różne. Według W. Roszkowskiego (Stan posiadania ziemiaństwa polskiego do 1939 roku, w: Najnowsza historia gospodarcza Polski, t. III, Warszawa 1984) w okresie rozbiorowym stan posiadania ziemiaństwa zmniejszył się z 57,0 mln ha w 1772 roku do 11,5 mln ha w 1921 roku, to jest o 80%. W okresie międzywojennym proces kurczenia wielkiej własności trwał nadal. Według M. Kozaczki (Gospodarka ordynacji w Polsce 1918 - 1939, Rzeszów 1996) powierzchnia ordynacji zamojskiej zmniejszyła się w tym okresie z 143,9 tys. ha do 60,5 tys. ha, to jest o 58%. I jeszcze jeden przykład: dobra Łęczna, według E. Leśniewskiej (Właściciele dóbr Łęczna w latach 1800 - 1944, Lublin 2004), w ciągu niespełna półtora wieku zmniejszyły się z 16,8 tys. ha do 1380 ha, to jest o 92%. Drastyczne zmniejszanie powierzchni dóbr ziemskich było zjawiskiem powszechnym, gospodarczo uzasadnionym i społecznie niezbędnym. Można powiedzieć, że reforma rolna następowała sukcesywnie przez długie dziesięciolecia. Rozpadały się wielkie dobra. Zmieniali się też właściciele tych dóbr, czy ich fragmentów. Jeżeli w przypadku ordynacji zamojskiej byli to zawsze członkowie rodziny Zamoyskich, to dobra Łęczna przechodziły często z rąk do rąk. Wśród ich właścicieli mamy pruskiego dyplomatę i feldmarszałka Fryderyka Adolfa Kalckreutha oraz żydowskiego finansistę i działacza społecznego Jana Gotliba Blocha. Trudno ich uznać za polskich feudałów. Ale mit polskich feudałów i ich bogactwa pozostał. Pozostał też mit nieprzebranych zasobów ziemi będących w posiadaniu „obszarników”. Tak naprawdę mało kto wiedział, że średnie gospodarstwo ziemiańskie liczyło w Polsce w 1931 roku zaledwie 314 ha użytków rolnych. W dalszej części referatu przejdziemy do bardziej szczegółowej analizy liczbowej. Teraz zastanówmy się jednak, kiedy wprowadzono reformę rolną w czasie ostatniej wojny. Każdy odpowie, że w 1944 roku, ale to dokładnie tylko ćwierć prawdy. Na Kresach Wschodnich, sobie właściwymi metodami, wprowadzili ją Sowieci już we wrześniu 1939 roku. Warto zaznaczyć, że zajęli oni wówczas ponad połowę obszaru Polski. Kilka miesięcy dłużej wypędzenie ziemian zajęło hitlerowcom na Kresach Zachodnich, choć swe dzieło zaczęli także we wrześniu 1939 roku. Dotyczyło to blisko 1/4 obszaru Polski, włączonego bezpośrednio do Rzeszy Niemieckiej. Nie można zapomnieć, że zarówno na Kresach Wschodnich, jak i na Zachodnich likwidowane były także większe gospodarstwa chłopskie, nazwijmy je włościańskimi. Ziemianom w Generalnej Guberni (ale nie wszystkim) dano jeszcze pięć lat na przetrwanie. Dotyczyło to niespełna 1/4 obszaru Polski. Tak naprawdę reforma rolna w latach 1944 - 1945 była jedynie dokończeniem likwidacji warstwy ziemiańskiej i dotyczyła mniej więcej jednej czwartej rodzin ziemiańskich.

Reforma rolna w Polsce była jednym z podstawowych zagadnień społeczno-ekonomicznych w dwudziestoleciu międzywojennym. Wywoływała ona znaczne emocje, których dalekie echa odzywają się i obecnie przy każdej inicjatywie reprywatyzacyjnej. Postarajmy się spojrzeć na to zagadnienie chłodnym okiem statystyki gospodarczej, wykorzystując powszechnie dostępne roczniki GUS z lat 1939-2005. Dane ze spisu statystycznego przeprowadzonego w 1931 roku informują, że w Polsce prywatne użytki rolne obejmowały 25,6 miliona hektarów. Należały one do 3,2 miliona gospodarstw rolnych, z czego 64,2% to gospodarstwa biedne, o powierzchni do 5 ha, 24,8% to gospodarstwa średnie o powierzchni od 5 do 10 ha, 10,5% gospodarstwa włościańskie o powierzchni od 10 do 50 ha i 0,5% gospodarstwa ziemiańskie o powierzchni ponad 50 ha. Średnia powierzchnia gospodarstwa chłopskiego wynosiła 6,1 ha. Warto te liczby porównać z danymi z roku 2004, przedstawiającymi dzisiejszy stan władania. W rękach prywatnych mamy obecnie 14,3 milionów hektarów, które należą do 1,85 miliona gospodarstw. Z tego gospodarstwa drobne do 5 ha stanowią 58,2%, gospodarstwa średnie od 5 do 10 ha wynoszą 21,8%, gospodarstwa duże od 10 do 50 ha liczą 19,0%, a największe, przekraczające 50 ha - 1,0%. Średnia powierzchnia użytków w gospodarstwie wynosi obecnie 7,5 ha. Reasumując można stwierdzić, że po przeszło sześćdziesięciu latach struktura władania ziemią nie zmieniła się istotnie. Znaczący wzrost dotyczy tylko gospodarstw, które kiedyś określono by jako włościańskie oraz ziemiańskie. To niewątpliwie jest dzisiaj terminologia mocno anachroniczna. Ale nie o słownictwo chodzi. Istotą jest wyraźna tendencja do tworzenia i rozwijania gospodarstw większych, posiadających szansę rozwoju i niezależności.
Podobieństwa statystyczne mogą być jednak mylące. Przed wojną występował silny głód ziemi i znaczące przeludnienie wsi. Bieda obejmowała większość rodzin chłopskich. Biedę potęgowała skrajnie niska wydajność produkcji rolnej, a także wielodzietność wielu rodzin. Wynikało stąd silne pragnienie ziemi. Było to zjawisko o silnej motywacji gospodarczej i społecznej (marksiści powiedzieliby „klasowej”), a na Kresach Wschodnich także narodowościowej, z dodatkowym wydźwiękiem religijnym. Konflikt prawosławnej, ruskiej wsi z katolickim, polskim dworem był czynnikiem bardzo istotnym. Właściwie było tam wiele konfliktów, chociażby konflikt „swoich” z „obcymi”, na przykład z kolonistami, a także konflikt pomiędzy biednymi i bogatymi, chociażby względnie bogatymi, włościanami, czy ziemianami. Jako główny, w oczach niektórych jedyny, ratunek dla wiejskiego ubóstwa widziano podział dworskiej ziemi, której zasób wydawał się ogromny. W rękach ziemian w 1931 roku znajdowało się 4,6 miliona hektarów użytków rolnych. Gdyby ta ziemię rozdzielono równo pomiędzy 1,88 miliona gospodarstw chłopskich liczących poniżej 5 ha, to na każde z nich przypadłoby po niespełna 2,5 ha. Tak małe nadziały nie mogłyby rozwiązać problemu przeludnienia wsi. Ponadto likwidacja majątków ziemskich oznaczała likwidację źródeł utrzymania dla oficjalistów i robotników rolnych. Problem siły najemnej na wsi polskiej był nie doceniany i niedoszacowany. W 1931 roku z siły najemnej korzystało 100% gospodarstw ziemiańskich, 27,6% gospodarstw włościańskich, a także gospodarstwa mniejsze, nawet te o powierzchni poniżej 2 ha. W statystyce ludności w gospodarstwach rolnych 1365,9 tysięcy osób określono jako „niewiadoma”. Po prostu było niewiadome, jak ci ludzie uczestniczyli w życiu gospodarczym wsi. W sposób nieuchronny nasuwa się tu analogia z przeprowadzoną nie tak dawno likwidacją państwowych gospodarstw rolnych, która spowodowała powstanie liczebnie silnej, lecz gospodarczo nieznaczącej, grupy ludzi bezproduktywnych na wsi. To też jest jakaś „niewiadoma”, tak jak nie wiadome jest, czy rolnictwo polskie dzisiaj tych ludzi potrzebuje.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W okresie międzywojennym realizowana była w Polsce reforma rolna o charakterze ewolucyjnym. Miała ona na celu utworzenie możliwie znacznej liczby silnych gospodarstw chłopskich, określanych jako pełnorolne, przy zachowaniu majątków ziemskich o ograniczonej powierzchni i nowoczesnej (na owe czasy) gospodarce. Chroniono w szczególności majątki uprzemysłowione. W latach 1919 - 1938 rozdzielono 2654,8 ha ziemi, tworząc 153,6 tysiąca kolonii (nowych gospodarstw) o średniej powierzchni 9,3 ha oraz uzupełniając istniejące niewielkie gospodarstwa 503,0 tysiącami dodatkowych działek o średniej powierzchni 2,0 ha. Ogółem obdzielono ponad 600 tysięcy nabywców gruntów.
Przedwojenna reforma rolna miała na celu stworzenie podstaw ekonomicznych do dalszej ewolucji wsi polskiej, w kierunku zbliżonym do modelu zachodnioeuropejskiego. Wybuch II Wojny Światowej uniemożliwił dokończenie reformy rolnej, a także nie pozwolił na stworzenie dostatecznej liczby miejsc pracy poza rolnictwem, dla tych którym ziemi na wsi nie starczało. Modernizacja polskiej gospodarki została przerwana w połowie, a może raczej jeszcze przed połową zakładanego rozwoju.
***
Reforma rolna PKWN z 1944 roku miała charakter rewolucyjny. Działania były natychmiastowe i polegały na likwidacji warstwy ziemiańskiej oraz całkowitej likwidacji jej mienia. Zgodnie z komunistyczną praktyką cele polityczne dominowały nad celami ekonomicznymi. Ostatecznym celem, oczywiście całkowicie negowanym i skrzętnie ukrywanym w pierwszych latach, była kolektywizacja wsi, zapewniająca osiągnięcie modelu radzieckiego. Reformą PKWN objęto 9707 majątków o łącznej powierzchni 3485,6 tysięcy hektarów. Średnia powierzchnia zabieranego majątku (wraz z lasami) wynosiła 359 ha. Rozparcelowano jedynie 1210,9 tysięcy hektarów, to jest 34,7%. Resztę zatrzymało Państwo dla własnych potrzeb. Były w tym lasy, stawy, ale także znaczne powierzchnie użytków rolnych. Na tym tle nasuwają się trzy uwagi. Po pierwsze; reforma PKWN dała chłopom o połowę mniej ziemi niż reforma przedwojenna (ściśle biorąc 45,6%). Po drugie; zasób ponad 2,2 milionów hektarów ziemi pochodzącej z wywłaszczenia ziemian, a zatrzymanej przez Państwo, wskazuje, że jest możliwe przeprowadzenie reprywatyzacji bez odbierania chłopom gruntów, którymi zostali obdzieleni. Po trzecie; na cele reformy uzyskiwano przeciętnie z jednego wywłaszczonego majątku niespełna 125 hektarów. Nie były to wielkości imponujące. Wśród osób uprawnionych istotną grupę stanowiła służba folwarczna, która otrzymała 572,8 tysięcy hektarów. Odpowiednio mniej dostali gospodarze. W ten sposób dotychczasowe gospodarstwa chłopskie otrzymały tylko 18,3% powierzchni zabranej ziemianom. W tych warunkach nadziały były małe. Średnio gospodarstwa bezrolne otrzymały po 3,7 ha, karłowate po 1,5 ha, a małorolne po 1,9 ha. Natomiast służba folwarczna otrzymywała średnio po 5,5 ha. Zapewne działał tu czynnik ideologiczny, a więc preferowanie wiejskiego proletariatu, jako „klasowo bliskich” i przeciwstawienie ich dotychczasowym gospodarzom. Ponadto działała determinacja fornali, którzy musieli coś dostać w zamian za utracone miejsca pracy. W praktyce oznaczało to podsycenie konfliktu „dworusów” z chłopami. Łaska władzy ludowej była specyficzna, zwłaszcza w regionach najbiedniejszych, gdzie głód ziemi był największy. W województwach: kieleckim, krakowskim i rzeszowskim fornale dostali średnio po 2,6 ha, a bezrolni po 1,6 ha. W ten sposób tworzono gospodarstwa niezdolne do samodzielnego istnienia. Na drugim biegunie znalazło się województwo poznańskie, gdzie średnia dla nowotworzonych gospodarstw wynosiła odpowiednio 8,0 i 6,9 ha.
Dużo większą zmianę stanu posiadania warstwy chłopskiej dało przejęcie gruntów poniemieckich. Na ziemiach odzyskanych przekazano na ten cel ponad 4 miliony hektarów. A na ziemiach dawnych przejęcie gruntów poniemieckich umożliwiło parcelację 779 tysięcy hektarów, co zwiększyło obszar rozdany na tych ziemiach o 64,3%.
***
Warto zastanowić się w jakiej mierze reforma rolna i przejęcie ziem poniemieckich zmieniło oblicze polskiej wsi. Jest oczywiste, że przesunięcie milionów rolników ze wschodu na zachód, a zwłaszcza przesunięcie znad Dniestru i Niemna nad Odrę i Bałtyk oznaczało przewrót społeczny i gospodarczy na wielką skalę. Nie oznaczało jednak zasadniczej zmiany stanu posiadania gospodarstw chłopskich w skali całego kraju. W roku 1931 76,3% użytków rolnych było w rękach chłopskich, a reszta w rękach ziemian lub jednostek państwowych. W roku 1956 chłopi mieli 76,6%, dalsze 9,6% należało do spółdzielni produkcyjnych, a reszta do Państwa. Ciekawie przedstawiała się geneza własności ziemi chłopskiej (wraz ze spółdzielczą) w roku 1956. Ziemia odziedziczona obejmowała wówczas 65,9%, ziemia poniemiecka 27,2% a ziemia podworska 6,9%. Widać wyraźnie, że reforma rolna miała niewielki wpływ na udział gospodarstw chłopskich w stanie posiadania użytków rolnych w Polsce.
***
Zastanówmy się jak zachodzące zmiany społeczno-gospodarcze wpłynęły na efekty produkcyjne rolnictwa. Pomiędzy latami 1932-1936, a latami 1989-1991 średnie plony pszenicy wzrosły w Polsce z 11,2 do 32,3, czyli o 21,1 q/ha, a plony ziemniaków z 113,7 do 184,0, czyli o 70,3 q/ha. W przedstawionym półwieczu wzrost plonów był bardzo poważny. Jeżeli jednak porównamy Polskę do Francji, gdzie nie przeprowadzono komunistycznych eksperymentów, to okaże się, że osiągnięty wzrost nie był u nas imponujący. W latach 1932-1936 różnica w plonach pszenicy pomiędzy Polską, a Francją wynosiła 4,7 q/ha, a w latach 1989-1991 aż 30,1 q/ha, oczywiście na korzyść rolnictwa francuskiego. Różnice w plonach ziemniaków były jeszcze większe: w latach 1932-1936 mieliśmy nad Francją znikomą przewagę 3,7 q/ha, w natomiast w latach 1989-1991 Francja miała przewagę 115 q/ha. Takie są - w ujęciu statystycznym - koszty eksperymentów, które się zaczęły od reformy rolnej, ale oczywiście na niej nie zakończyły.
***
Przedstawione powyżej dane statystyczne nie mogą jednak podważać celowości przeprowadzenia przez PKWN w roku 1944 reformy rolnej. Kryteria ekonomiczne nie stanowią wystarczającej podstawy do ustalania i realizowania programów politycznych i formułowania haseł ideologicznych, zwłaszcza w ujęciu komunistycznym. Trzeba wyraźnie stwierdzić, że jesienią 1944 roku reforma rolna była absolutną koniecznością. Oczywiście koniecznością nie dla Polski, lecz dla PKWN i sił nim sterujących. Reformy rolne, w takiej czy innej formie, były bezpośrednim następstwem wejścia Armii Czerwonej we wszystkich krajach Europy Środkowej. Istotnym celem reformy rolnej, wbrew wszelkim pozorom, nie było przejęcie kontroli nad ziemią lecz zapewnienie skutecznej kontroli nad ludźmi z tą ziemią związanymi. Taki cel wynikał wprost z „humanizmu socjalistycznego”, który sprowadza się do wyrafinowanych metod dominacji nad ludźmi. Pełna kontrola ludności wiejskiej była zbyt ważna, aby można było się zastanawiać nad ekonomicznymi następstwami reformy. Do konieczności politycznych dochodziły aspekty ideologiczne. Z marksistowsko-leninowskiego punktu widzenia efekty reformy rolnej były doskonałe. Przejęto dużo ziemi „likwidując obszarników jako klasę”, ale rozdzielono jej nie tak wiele. W rękach Państwa pozostała znaczna rezerwa, jako zadatek na rozwój gospodarstw państwowych. Powstało wiele gospodarstw „biedniackich”, należących do dawnych bezrolnych, fornali czy gospodarstw karłowatych. Gospodarstwa nowo powstałe, a także w znacznej mierze gospodarstwa powiększone, były ekonomicznie słabe. Nie powstawały gospodarstwa pełnorolne, czyli „kułackie”. Przy podziale ziemi powstała cała masa konfliktów, drobnych, ale zajadłych. Wieś została podzielona na tych, którzy coś dostali i tych co nie dostali nic. Bardzo często rysował się podział na gospodarzy i „dworusów”. Tych co dostali nadziały można było straszyć potencjalnym powrotem „obszarników”. W ten sposób komuniści stworzyli (a może tak tylko im się zdawało) doskonałą bazę do następnego etapu rozgrywki o opanowanie polskiej wsi. Wskazana tu jest pewna dygresja. Komuniści rosyjscy ze Stalinem na czele byli jednocześnie spadkobiercami ideałów marksistowskich oraz carskiej zaborczości. W 1944 roku usunięcie ziemian ze wsi polskiej było swoistym dopełnieniem i uwieńczeniem represji wobec szlachty po powstaniu 1863/64 roku. Ale czasy były całkiem inne. Opór ziemian przeciwko reformie był słaby, właściwie nieznaczący. Po prostu ta warstwa była zbyt mało liczna. Prawdziwy opór na wsi stanowiły masy chłopskie. Gdy „w oparciu o biedniaka, w sojuszu ze średniakiem i w walce z kułakiem” rozpoczęto kolektywizację sukces komunistów wydawał się prawdopodobny, a nawet pewny. Po kilku latach okazało się, że opór ten jest tak silny, że władza komunistyczna musiała się cofnąć. Był to wyjątek w całej Europie Środkowej. Tylko w Polsce rolnictwo indywidualne dotrwało do upadku komunizmu.

Marek Łoś
PTZ Lublin

http://www.cbr.edu.pl/rme14/rme.php?strona=8
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Prawdziwym strzałem w stopę komuny" w dziedzinie rolnictwa było wdrażanie w latach 1947-1955 sowieckiego modelu gospodarki. W praktyce oznaczało to całkowitą likwidację wolnego rynku poprzez likwidację prywatnego handlu i przetwórstwa płodów rolnych. A ponieważ ten sowiecki model się u nas zupełnie nie sprawdzał [z wielu powodów zresztą], no to zaczęły się kłopoty żywnościowe.

Gomułka po 1956 roku trochę poluzował, ale nie na tyle aby prędzej czy później kłopoty nie pojawiły się na nowo.

Gierek miał ambicje za pożyczone pieniądze stworzyć z Polski [ludowej] 10-ą potęgę na świecie. W tym i w dziedzinie nowoczesnego, wielkoprzemysłowego rolnictwa. Ale miał pecha, bo światowy kryzys wywołany w 1973 wojną naftową wykopyrtnął" ten jego plan.

Tzw. pierwszy Balcerowicz" w ramach reformy wpadł na pomysł aby urealnić odsetki od starych kredytów [przeważnie inwestycyjnych], co zaowocowało natychmiast upadłością wszystkich PGR-ów, a i prawie całego pozostałego przemysłu tak przy okazji również. Zresztą zgodnie z sugestią tzw. Brygad Marriotta" [od nazwy hotelu], gdzie kwaterowali niesławni doradcy zagraniczni, którzy przyjechali tu niby doradzać. A na wszystko mieli jedną odpowiedź: Po co wam przemysł, przecież kupicie wszystko u nas".
Do dziś sporo ziemi leży odłogiem, na części powstały latyfundia, część przekazano klerowi, a i sporo zalesiono, bo za to są pieniądze z UE.
Może tak miało być, tylko dlaczego ta przysłowiowa szynka smakuje dzisiaj jak jakiś gumolajs", a nie tak jak smakowała za komuny?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Komuniści zamiast poprawy struktury własności rolnej spowodowali jej rozdrobnienie. Zrobili to celowo aby ułatwić sobie kolektywizację rolnictwa.
Tyle że w warunkach ogólnego głodu nawet takie małe gospodarstwa miały swoją wartość. I kolektywizacja nie wypaliła... (PGR powstawały głównie na tzw ziemiach odzyskanych)
W dodatku stworzyli po pewnym czasie nową klasę społeczną" - chłoporobotników. Pracujących w przemyśle , ale silnie zakorzenionych w środowisku wiejskim. Biorących pensje , ale posiadających własne źródła żywności.
Przy okazji skutecznie rozregulowali ynek żywności" sławne świńskie dołki" i inne fluktuacje produkcji zależne od urodzaju , których rząd nie potrafił kompensować. Z drugiej strony będąc politycznie odpowiedzialnym za zaprowiantowanie miast.
Co do Gierka to wtedy masowo unowocześniano polską wieś - nie tylko PGR. Jeszcze połowa tej dekady to powszechne furmanki , końcówka to już dominacja traktora ! Pamiętacie poranne audycje Radzimy rolnikom "?
Koniec tej prosperity położyły na dobre sankcje po stanie wojennym.
Zaś co do wczesnego Balcerowicza , zważcie że padły nie tylko PGRy ale też prywatni adylarze" którzy w warunkach wolnego rynku powinni przecież sobie poradzić...mieli kapitał , bazę produkcyjną , doświadczenie...
I na koniec odpowiedź dla kolegi balansa : wyroby szynkopodobne" pojawiły się w momencie zniesienia tzw orm branżowych" jako przeżytku komuny. A były to takie komunistyczne" przepisy które precyzowały receptury produkcji poszczególnych gatunków wędlin ... tymczasem hulaj dusza piekła nie ma , można dowolne wyskrobki zapakować w celofan i nazwać jak się komu podoba... liczy się jedynie cena...
Co oczywiście się nie sprawdziło , jak większość dogmatów" , i dziś z powrotem mogę kupić wędlinę dobrej jakości ( za odpowiednią cenę) tylko po drodze zmarnowano bardzo dużo dobrych znaków towarowych" . A to już można łatwo przeliczyć na pieniądze wywalone w błoto.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 7 months later...
Yeti jesteś Wielki/ha,ha/
Nie strzał w stopę ale fakt polityczny.
To była cena za objęcie władzy,przecież ziemia nie była ich.
Na jednym ogniu upieczono dwa dania,opozycję pozbawiono zaplecza politycznego i finansowego/ziemiaństwo/pozyskano bezrolnych./czyli większość społeczeństwa/
To nie strzał w stopę ale majstersztyk polityczny./ha,ha/
,,W oparciu o biedniaka w sojuszu ze średniakiem,zniszczymy kułaka i zbudujemy socjalizm,,
Reszty nie będę pisał bo zrobił to już Yeti i zrobił to dobrze.
Yeti nie podpieraj się żródłami,bo żródła są polityczne.
Twoja ocena to ,,6,,od byłego nauczyciela historii,,
Kochani, naród dostał to co chciał,i dlatego poparł nową władzę.A wydajność sprawność schowajcie do kieszeni to jest polityka czyli sztuka zdobycia i utrzymania władzy.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Znalazłem w starych papierach zeszyt z zajęć z historii ekonomii w dawnej
Polszcze. Tyle lat nie miałem go w ręce, a szkoda, bo to niesłychanie ciekawe
notatki.

Pierwsze nazwisko warte zapamiętania to PETER AUGUST TRIEBENFELD, Niemiec,
sekretarz samego księcia Adama Ponińskiego marszałka sejmu rozbiorowego,
znakomitego łotra i złodzieja. Poniński z pomocą Triebenfelda wśród licznych
zajęć “państwowych” działał w komisji dokonującej upaństwowienia dóbr
pojezuickich, przy czym głównie naupaństwawiał się do własnej kieszeni. Potem
okazało się, że Triebenfeld nieźle się obłowił kantując swojego pryncypałą po
czym uciekł do Krotoszyna, co wywołało złośliwe komentarze współczesnych
“złodziej okradł złodzieja”.

Wtedy Krotoszyn był jeszcze polskim miastem, ale gospodarzył w okolicy w swoim
majątku pruski minister i malwersant VON GÖRNE, bo w Polsce mógł spokojnie
pochwalić się forsą, której nijak nie mógł oficjalnie posiadać w Prusach. Nasz
znajomy Triebenfeld został w majątku Görne skromnym leśniczym, za skromnym, na
nieszczęście dla ministra Görne…

Pewnego pięknego dnia na biurko samego króla w Prusiech Fryderyka II pac ląduje
donosik na tegoż von Görne ujawiniający grube kręty oraz drobne wałki
rzeczonego. Fryderyk II nie miał litości i zrozumienia, sam łaził w cerowanych,
łatanych, rudych od starości ciuchach i takiej też skromności wymagał od swojego
personelu, a więc biedny Görne w 1782 r zapakowany został do twierdzy w Spandau
znikając z naszej opowieści, a przede wszystkim z Krotoszyna, w którym
Triebenfeld zajął się na skalę przemysłową przemytem węgierskich win i porcelany.

Oczywiście, jasnym jak słoneczko w lipcowe południe jest, że ktoś taki jak
Triebenfeld nie może działać solo, bez protektorów, którzy osłonią zbożne
przemytnicze dzieło. Tribenfeld znalazł cały legion wpływowych przyjaciół z
samym ministrem KARLEM GEORGIEM VON HOYM.

Potem zaszły ogromne zmiany: Fryderyk II umarł, królem został Fryderyk Wilhelm
II, Polska zniknęła z mapy, ale spora część tego niegdyś wielkiego kraju weszła
w granice Prus... łącznie z Krotoszynem.

Pomysł na biznes wyszedł od żony królewskiego adiutanta VON BISCHOFFSWERDERA
hrabiny PINTO. Spostrzegawcza hrabina zauważyła, że król eksploatuje się ponad
siły z młódkami i 19-letnia tancerka jak nic zaprowadzi najjaśniejszego pana do
grobu, a wtedy jej mąż zostanie patentowanym pierdołą i idiotą, który zmarnował
niebywałą okazję i mnóstwo możliwości do zrobienia majątku. Przekonała nie tylko
swojego chłopa, ale kilku równie chętnych się znalazło.

W roku 1797 ruszyła prywatyzacja polskiego majątku państwowego w zaborze pruskim
czyli tzw. królewszczyzn, przy czym Prusacy chcieli pokazać miejscowym tubylcom
jak wyglądać ma „Wirtschaft und Kultur”, wzorowe i wzorcowe gospodarowanie i
takie tam propagandowe zaklęcia. No i pokazali...

Nasz stary znajomy Triebenfeld został inwestorem, sporządzał umowy kupna
majątków ziemskich, te Fryderykowi Wilhelmowi w dogodnej chwili podsuwali do
podpisu adiutanci: znany nam von Bischoffswerder i VON ZASTROW i po zapłaceniu
śmiesznych dajmy na to 50 tysięcy talarów odsprzedawano je potem za pół, trzy
czwarte albo i cały milion, często Polakom. Całe połacie poszły na podarki
świąteczne dla faworytów i zasłużonych, Inwestorzy solidarnie potem dzielili się
milionami. Jeden tylko stracił, niejaki pułkownik VON HAGEN, który nabył
posiadłość za 15 tysięcy a sprzedał za 12 tysięcy talarów... ministrowi von Hoym...

Majątki sprzedane za 3,5 miliona miały rzeczywistą wartość obliczaną na 20
milionów talarów czyli tyle ile wynosił roczny dochód całego państwa pruskiego,
przy czym zwykły urzędnik pruski musiał zadowolić się ośmioma stówami rocznie.

Całą aferę ujawnili dwaj pruscy urzędnicy: Joseph Zerboni di Sposeti oraz Hans
von Held wydając „Czarną Księgę” i „Czarny rejestr” za co spotkały ich liczne
kary dyscyplinarne z odsiadką w twierdzy, oskarżeniami o zdradę, zamach,
podważanie i naruszanie, bo nowy kolejny władca Fryderyk Wilhelm III nie chciał
kompromitacji nie tylko ojca ale nade wszystko mitycznej „cnotliwej monarchii
pruskiej”.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie