Skocz do zawartości

Dzień Pamięci o Tragedii Górnośląskiej


Rekomendowane odpowiedzi

W wielu miejscach na Opolszczyźnie obchodzono Dzień Pamięci o Tragedii Górnośląskiej


Pohańbione kobiety i zamordowanych lub wywiezionych do pracy w Związku Radzieckim mężczyzn wspomina się w Dniu Pamięci o Górnośląskiej Tragedii. Ilu ich było, nikt już dokładnie nie policzy.


W takim dniu mam przed oczami tamten zimowy wieczór - wspomina pani Genowefa z Groszowic. - Mąż był na wojnie. W nocy przyszli dwaj rosyjscy żołnierze. Załomotali do drzwi, a po chwili wyleciała wybita kolbą karabinu szyba. Otwarłam. Z krzykiem kazali mi się rozbierać. Zgwałcili mnie i poszli. Nawet nie widziałam dobrze ich twarzy. Minęło 65 lat, a ja boję się do dziś.

Właśnie pohańbione kobiety i zamordowanych lub wywiezionych do pracy w Związku Radzieckim mężczyzn wspomina się w Dniu Pamięci o Górnośląskiej Tragedii. Ilu ich było, nikt już dokładnie nie policzy.

- Jesteśmy skazani tylko na szacunki i przybliżenia - mówi ks. dr hab. Andrzej Hanich, historyk i proboszcz w Prószkowie. - Zwłaszcza kobiety raczej ukrywały to, co się stało. Zabitych łatwiej policzyć w konkretnej parafii niż globalnie, bo mieszkańcy często dodają poległych na froncie gdzieś daleko do ofiar sowieckich tu na miejscu. Ale tych ostatnich na pewno było na Śląsku Opolskim kilka tysięcy.
Bardzo nieprecyzyjne są także dane o mężczyznach wywiezionych z rejencji opolskiej do pracy przymusowej na Wschodzie. Badacze podają liczby od 20 do 90 tysięcy.

- Ojciec nie był żołnierzem - wspomina Wiktor Stryczek z Krasiejowa - pracował w hucie. Miałem 9 lat, jak Rosjanie go zabrali. Byliśmy z mamą w kościele, ktoś przybiegł i krzyknął, że naszych chłopów biorą. Pobiegliśmy tam, gdzie stały wagony, ale czasu starczyło tylko tyle, by wetknąć w ręce odjeżdżającego kawałek chleba i zapamiętać twarz, która mignęła w okienku wagonu.

Dużo później - od sąsiada, któremu udało się wrócić z „nieludzkiej ziemi” - pan Wiktor dowiedział się, że ojciec nie dojechał na Sybir. Konwój pochował go gdzieś po drodze.


Na cmentarzu ofiar powojennego obozu pracy w Łambinowicach, pod tablicami, na których umieszczono nazwiska zmarłych tu 1140 osób, złożyli wczoraj kwiaty przedstawiciele mniejszości niemieckiej.

- Jesteśmy tutaj, aby oddać cześć ofiarom przemocy, jaka dotknęła Ślązaków od stycznia 1945 roku - mówił Bernard Gaida, przewodniczący zarządu Związku Niemieckich Stowarzyszeń w Polsce. - Te ofiary i miejsca ich cierpienia nie mogą zostać zapomniane, bo ten, o kim już nikt nie pamięta, umiera powtórnie. Przynosimy im pamięć i modlitwę za ofiary wojny, po wszystkich stronach.

Kwiaty i wieńce składano wczoraj także na cmentarzach w Dobrodzieniu, Chrząstowicach i w wielu innych miejscach w regionie.

Bernard Gaida zaproponował, by 31 stycznia był odtąd na stałe obchodzony jako Dzień Pamięci o Górnośląskiej Tragedii.

http://www.nto.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20100201/REGION/997954059

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przedstawiciel jednego zbrodniczego narodu sklada kwiaty na pomniku ofiar drugiego zbrodniarza ?
Juz by lepiej siedzial cicho albo klad kwiaty pod pomnikami powstan slaskich i ofiar faszyzmu. Nie lubie jak ktos robi polityke krwia niewinnych ofiar.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Od kiedy to Ślązacy są zbrodniarzami !!! Jak nie masz pojęcia co się działo po zdobyciu (bo nie wyzwoleniu przecież) Górnego Śląska przez Sowietów to siedź cicho. Nie tylko Mniejszość Niemiecka obchodzi ten dzień, Ruch Autonomii Śląska również, a także wszyscy którzy o tym pamiętają. Rosjanie nie bardzo przejmowali się przedwojennymi granicami na Śląsku, dziadek mojego kolegi mieszkał w Radzionkowie, a więc w polskiej (przed wojną) części Śląska, volkslisty nie podpisał, pracował na kopalni, potem wyzwolili go Sowieci i...... wylądował w Krzywym Rogu. Cudem wrócił. Poczytajcie moi mili o historii Śląska, zanim zaczniecie pisać takie rzeczy jak Kolega Cpt Nemo.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rusy idą! - wspomnienie tragedii z 1945 roku
Śląskie rodziny źle wspominają zimę 1945 roku. Żołnierze Armii Czerwonej zabijali lub wywozili mężczyzn, masowo gwałcili kobiety.



Helena Kurda cudem uniknęła gwałtu. Uratował ją Polak, parobek w jej gospodarstwie. Powiedział żołnierzom, że to jego żona.
Reinholdowi Lepiorzowi Sowieci dwa razy zabrali ojca. Pierwszy raz w Dziergowicach - dokąd rodzina uciekła z Nieznaszyna - przyszli po niego żołnierze, by zabrać go, jak zapewniali, do demontażu fabryk w Zdzieszowicach lub Kędzierzynie-Koźlu. Nie pomogły płacze ani błagania. Zostawili mu tylko tyle czasu, by mógł się ubrać i w paru słowach pożegnać z bliskimi. Razem z nim zabrano z wioski nielicznych mężczyzn, którzy nie byli na wojnie. Pan Reinhold, wtedy 10-letni chłopiec, pamięta dobrze ich nazwiska. Brzmią swojsko: Basista, Spleśniały, Pośpiech, Janik, Księżyk, Mende.

Pójdziesz z nami
W zapewnieniach czerwonoarmistów prawdy było tyle, co w komunikacie Radia Erewań. Mężczyźni wyjechali, ale nie do Kędzierzyna, tylko do Dniepropietrowska i nie do demontażu Blachowni, tylko do huty, produkować artyleryjskie łuski. Ojciec Reinholda, którego przed poborem do Wehrmachtu uchroniły wrzody żołądka, raz za razem mdlał z głodu, wysiłku i gorąca bijącego od hutniczych pieców.\\

- Kiedy wrócił w sierpniu, nie poznałem go - wspomina pan Reinhold. - Oczy zapadły się gdzieś w głąb twarzy, a jego kości obciągnięte skórą można porównać tylko do wizerunków zagłodzonych więźniów niemieckich obozów koncentracyjnych. Wyniszczony organizm już nigdy nie wrócił do równowagi.

Na początku stycznia 1946 roku ojciec Reinholda zmarł. Wtedy Sowieci zabrali mu go po raz drugi.
Do dziś nie ma żadnych pamiątek po ojcu. Rodzinny dom w Nieznaszynie spłonął podpalony przez „wyzwolicieli”. Podobnie jak 23 inne budynki i prawie wszystkie stodoły we wsi.

Mimo 65 lat, jakie upłynęły od tamtej zimy, pan Reinhold nie może pozbyć się obrazów tamtej tragedii. I sam już nie wie, czy bardziej przerażająca była śmierć pensjonariuszy klasztornego domu starców, których Rosjanie zastrzelili, zanim zdołali ruszyć się z łóżek, czy gwałty na dziewczynach, których dopuścili się żołnierze, nie bacząc na obecność w tym samym pokoju 10-letniego dziecka.

- Od tego czasu komunizm był dla mnie zawsze czymś najgorszym - mówi Reinhold Lepiorz. - Wiem, że Niemcy w czasie wojny w wielu miejscach nie zachowywali się lepiej. Ale przynajmniej po wojnie przeprowadzili denazyfikację, przyznali się do zbrodni, wypłacali jakieś odszkodowania. My nie doczekaliśmy się nigdy ze strony Rosjan nawet najbardziej symbolicznych przeprosin.



Rosjanie dobrzy, Rosjanie źli
Pierwsze radzieckie jednostki frontowe pojawiły się w naszym regionie 19 stycznia 1945 roku. Walki o ostatnie skrawki dzisiejszego województwa opolskiego - okolice Paczkowa i Otmuchowa - trwały aż do maja. Zginęło w nich 25-30 tys. żołnierzy Armii Czerwonej. Zmarłych mieszkańcy Śląska szanują. Stawiają na Wszystkich Świętych znicze na ich grobach. Ale żywi zostawili po sobie raczej złe wspomnienia. Chociaż nie wszyscy.

- Miałem niecałe sześć lat, kiedy weszli Rosjanie - wspomina pan Wiktor z Nowej Wsi Królewskiej. - Miejscową piekarnię zajęło wojsko. Chodziliśmy tam jako dzieci, bo głód był wielki. Jeden striełok wynosił nam po kryjomu chleb. Do czasu, kiedy ktoś go wsypał i został rozstrzelany. Odtąd skradaliśmy się pod żołnierską stołówkę, gdzie Rosjanie wylewali resztki zupy. Jak się miało szczęście, można było dostać trochę albo chociaż wybrać z tych zlewek chleb. Mama suszyła go na piecu i gotowała na nim wodzionkę. Ale raz trafiła się strażniczka, kobieta, złapała mnie przy tych zlewkach i tak skopała, że leżałem potem przez kilka dni chory. Rosjanie, jak wszyscy, byli i źli, i dobrzy.

Nadciągających Sowietów wyprzedzała zła sława o nich. Reakcją na nią była zwykle ucieczka.
- Na furmankę ładowało się najpotrzebniejszy dobytek i usadzało na niej najstarszych domowników, z tyłu doczepiało krowę i ruszaliśmy w drogę – wspomina Helmut Paździor, były poseł mniejszości niemieckiej, w 1945 roku 5-letni chłopiec. – Z Leśnicy uciekliśmy do Januszkowic, stamtąd do Zdzieszowic, z powrotem do Leśnicy, stamtąd do Zalesia itd.

W Januszkowicach mały Helmut pierwszy raz widział żołnierzy ubranych w białe maskujące kombinezony. Wpadli do domu z wymierzoną bronią. Rodzinę uratował robotnik przymusowy, Ukrainiec. Zanim pociągnęli za spust, zdążył krzyknąć, że tu mieszkają porządni ludzie i traktowali go dobrze. Poskutkowało.

Nie wszyscy mieli tyle szczęścia. U sąsiadów padły strzały i zginęli ludzie. Inni sąsiedzi na czas opuścili mieszkanie i ukryli się w leju po bombie. Stracili dom zniszczony przez Rosjan, którzy znaleźli zdjęcia ojca rodziny w niemieckim mundurze i spalili je razem z budynkiem.



- Na ogół nie udawało się ocalić dobytku - dodaje Helmut Paździor. - Jak wyjeżdżaliśmy z domu, mama pozamykała część pokoi na klucz. Nic nie pomogło. Drzwi zostały wyważone, a wszystkie sprzęty i ubrania rozszabrowane albo zniszczone. Ocalały za to konie, które Rusy zabrali naszymu ołpie. Szczególnie żałował pięknego czarnego ogiera. Tymczasem te konie uciekły od Rosjan i same wróciły do domu.

- Sowieci zaraz po wejściu do naszej dzielnicy kazali nam się wynosić z domów - wspomina pani Anna z Nowej Wsi Królewskiej, wtedy niespełna 16-letnia dziewczyna. - Pieszo doszliśmy z rodzicami i bratem do Dębskiej Kuźni. Pukaliśmy do obcych ludzi, żeby nas przyjęli. Ktoś dał‚ kromkę chleba, ktoś kartofel.
Kiedy rodzina pani Anny po dwóch miesiącach wróciła do siebie, mieszkanie było splądrowane.
- Łóżka i szafy poprzewracane, na podłodze w kuchni leżały porozbijane słoiki. Krasnoarmiejcy nie znali weków i nie umieli ich otwierać, więc je rozbijali. Nie wiem, ile udało się im zjeść mięsa pomieszanego ze szkłem, ale poniszczyli bardzo dużo. Przychodzili wiele razy później. Podczas jednej z wizyt zabrali maszynę do szycia „Singer”. Do naprawy, jak zapewniali. Reperują ją do dziś.

Uciekasz, więc giń
Johannes Kiwitz po przejściu frontu miał 16 lat. Chował zmarłych zabitych przez Rosjan w Dobrodzieniu.
- Prawie codziennie kogoś grzebaliśmy - mówi. - Podział pracy był prosty. Starsi przywozili trupy na wózku, którym przed wojną woziło się warzywa do sklepu, my, młodzi, kopaliśmy groby. A o śmierć było wtedy bardzo łatwo. Pamiętam, chowałem człowieka o nazwisku Gajda. Imię wyleciało mi z pamięci. Szedł do gospodarza po mleko. Na widok Rosjan przestraszył się i schronił się w stodole. To wystarczyło, by go Ruscy znaleźli i zastrzelili.

Na cmentarzu w Dobrodzieniu leży 50 pochowanych wtedy osób. Połowa z nich to zamordowani przez Rosjan cywile.

Wizytówką sowieckich żołnierzy w czasach górnośląskiej tragedii były - obok morderstw na cywilach i grabieży - gwałty na kobietach.

- Moja mama, Helena Kurda (po mężu Gorny), wówczas 19-letnia piękna dziewczyna, niemal cudem uniknęła gwałtu – mówi Barbara Kaczmarczyk z Dobrodzienia, członkini zarządu TSKN. - Przeniosła się do gospodarstwa cioci pod lasem, żeby nie rzucać się w oczy, ale pewnego dnia przed tym domem zatrzymała się bryczka pełna sowieckich żołnierzy.

Helena Kurda broniła się dzielnie. Uciekła przed napastnikami do komórki i rzucała w nich słoikami. Krzyczała: Matko Boska, ratuj! Ale zdawało się, że nie uniknie swego losu. Żołnierze pocięli już na niej ubranie.

- Uratował ją Polak, który był w tym gospodarstwie parobkiem - opowiada pani Barbara. - Okłamał ruskiego oficera, że mama jest jego żoną. Dopiero wtedy sołdaci ustąpili i poszli sobie. Ale mama była tak przerażona, że następne pół roku spędziła sama, nie odzywając się do nikogo. Długo wracała do siebie.

- Dla żołnierzy Armii Czerwonej - źle odżywionych i nie wypoczętych - seks był często jedynym sposobem na rozładowanie stresu - mówi prof. Bogdan Cimała z UO. - W powiecie kluczborskim liczba gwałtów była tak wielka, że władze polskie stworzyły kobietom możliwość dokonania aborcji. Skorzystało z niej co najmniej 120 kobiet. W szpitalu wenerycznym po przejściu frontu znalazła się m.in. 80-letnia zakonnica, która przecież nie szukała przygód.

Ze Śląska Opolskiego wywieziono na Wschód od 20 do 90 tys. mężczyzn. Zgwałconych kobiet i zamordowanych mężczyzn nikt już dokładnie nie policzy. Ślązacy pamiętają o nich 31 stycznia - w Dniu Pamięci o Tragedii Górnośląskiej.


http://www.nto.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20100206/REPORTAZ/220800847
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

wiluś Od kiedy to Ślązacy są zbrodniarzami !!! "
Ni Slazacy ale mniejszosc niemiecka sa przedstawicielami narodu ktory nie mniej zbrodni na Polakach popelnil. Wydawalo mi sie to zrozumiale. Niemcy to Niemcy, u nas lby podnosza coraz wyzej, a mniejszosc polska u siebie gnebia i nawet rodzicom zabraniaja z dziecmi po polsku rozmawiac. Dla tego twierdze ze niczym oni od Ruskich nie lepsi.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

zanim zaczniecie pisać takie rzeczy jak Kolega Cpt Nemo"

Naprzyklad takie ze czesc mieszkancow Dolnego Slaska ktora nie podpisala volkslisty musiala sie liczyc z tym ze Niemcy wywoza ich do Aschwitz skad sie rzadziej wracalo niz z Krzywego Rogu ? O to Ci chodzi ?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kapitanie
Dalej zamierzasz brnąć i wypisywać kolejne głupstwa.
Okolice Opola to zachodnia część Górnego Śląska, nie Dolny Śląsk. Mieszkańcy tej ziemii, która przed drugą wojna należała do Niemiec nie musieli podpisywać DV, byli niemieckimi obywatelami.
Pod pomnikiem złozyli kwiaty Ślązacy narodowości niemieckiej, ponieważ wywózki dotyczyły ich w takim samym stopniu jak innych Ślązaków.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dolny, Górny, Cieszyński... widać dla części Użytkowników jedno siano :-(

Niestety, z rozpędu (?) Niemiec, Ślązak, volksdeutsch również się im zlewa...


http://slonsk.de/Slonsk/Aepo/Lambinowice.htm


Post został zmieniony ostatnio przez moderatora Czlowieksniegu 17:26 07-02-2010
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

dobry....
myslalem ze z krzesla spadne ja wyczytalem to zdanie a mniejszosc polska u siebie gnebia i nawet rodzicom zabraniaja z dziecmi po polsku rozmawiac".....
co za niebotyczne bzdury.... ciekaw jestem kto Ci @Cpt Nemo@ takiej sieczki do glowy nakladl... rozbraja mnie cos takiego....
pozdrawiam.
PS Pamiec tym ktorzy zycie stracili sie bezwzglednie nalezy. tyle i ani mniej ani wiecej.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Panzerfahrer
Biorę w obronę Kapitana. W polskich mediach opisywane sa pozwy polskich rodziców przeciw niemieckim Jugendamtom. Gdzie głównym zarzutem jest zakaz prowadzenia rozmowy w języku polskim w obecności niemieckiego urzędnika. Spór dotyczy małzeństw mieszanych i prawa rodziców do opieki nad dziećmi. Jugendamt nie zadaje sobie trudu zatrudnienia tłumaczy i psychologów ze znajomością języka polskiego i niemieckiego. Media coby podgrzać emocje nie pokazują istoty problemu, co jak widać z rzetelnością niewiele ma wspólnego.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

http://www.redakcja.newsweek.pl/Tekst/Polityka-Polska/526539,Polnisch-verboten.html
Dziecko urodzone w Niemczech ma być tylko Niemcem, mówić tylko po niemiecku nawet z własną polską matka, czy własnym polskim ojcem. A już całkowicie jest wykluczone, aby rozwiedziony polski rodzic zabrał dziecko do Polski. Wtedy niemiecki sąd wysyła za nim list gończy jak za wielokrotnym mordercą..."

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80708,5978188,MSZ_Niemiec__Zarzuty_o_germanizacje_Polakow_groteskowe.html
Między innymi uzasadniano to tym, że rodzice - którzy mogli mieć kontakt z dziećmi jedynie pod nadzorem władz - mogliby w trakcie rozmowy po polsku przygotowywać dzieci do uprowadzenia (...). W tych przypadkach - jak przyznaje Ministerstwo Spraw Zagranicznych w Berlinie - popełniono błędy"

http://wyborcza.pl/1,78488,3886062.html
Sprawę zbada teraz Komisja Europejska. Jej przedstawiciel obecny na wczorajszym przesłuchaniu potwierdził - nie przesądzając sprawy ostatecznie - że w tych przypadkach mogło dojść do złamania praw podstawowych UE i prawa wspólnotowego."

Oni nam ta sieczke klada, w tym niemiecki MSZ.
Wiec nie wiem czy warto z krzesla spadac ?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jakich merytorycznych ?
To ze Slask Katowicki i Opolski stanowily przez czas wojny jednosc i ze Niemcy tepili na tym obszarze wszelkie oznaki polskosci wysylali ludzi do obozow za polskosc ? A to trzeba jakos udowadniac ?
Bernard Gaida nie zaproponowal przypadkiem aby ustanowig jakis Dzien Pamieci Slazakow zamordowanych przez Niemcow ?
Ja moze czegos nie wiem, ale dla mnie patrzacego z boku tragedia Slazakow trwala od Powstan Slaskich po lata powojenne, tylko sprawcy sie zmienili.

http://www.haus.pl/pl/pdf/pub1/11.pdf
Kiedy po inwazji wojsk niemieckich i zakończeniu kampanii wrześniowej część katowicka Górnego
Śląska na powrót została włączona do Rzeszy, w listopadzie 1939 roku utworzono rejencję katowicką,
dołączając do Śląska Górnego i Cieszyńskiego części woj. krakowskiego i katowickiego. Granica
policyjna przebiegała wzdłuż Brynicy. Od początku wojny stosowano ostre środki przeciw ludności
polskiej (rozstrzeliwanie byłych powstańców ujętych z bronią w ręku, branie zakładników w tych
miejscowościach, gdzie powstańcy stawiali silny opór żołnierzom Wehrmachtu we wrześniu 1939 r.,
osadzanie w więzieniach i obozach koncentracyjnych). Wprowadza się niemieckie nazwy
miejscowości i ulic, dokonuje likwidacji polskich napisów w miejscach publicznych (dot. fasad urzędów,
przedsiębiorstw, restauracji, hoteli, domów itp.). Za rozmowy w języku polskim karano wysokimi
grzywnami. Obwieszczenia zamieszczano początkowo tylko w języku niemieckim – także te o
wyrokach śmierci itp. (jedynie w Zagłębiu Dąbrowskim dwujęzycznie). Burzy się pomniki powstańców
śląskich, likwiduje polskie ośrodki kulturalne, stowarzyszenia itp. Powstaje i zaczyna być
konsekwentnie realizowany całościowy program ostatecznego usunięcia z Górnego Śląska
elementów polskiej kultury, zniszczenia społeczności pogranicza na rzecz stworzenia społeczności
homogenicznie niemieckiej. Ogromne znaczenie zyskuje w oczach niemieckich władz szkolnictwo
niemieckie. Kolejne narzędzie to volkslista, która dla obywateli polskich wprowadziła deklarację
narodowości niemieckiej i podział wpisanych na listę na IV grupy: Volksdeutsche, Deutschstämmige,
Eingedeutschte, Rückgedeutschte. Problem był tym trudniejszy, że nie było jednolitej zasady
wpisywania na volkslistę. Na Górnym Śląsku i w okręgu Gdańsk-Prusy Zachodnie (Danzig-
Westpreußen) wpisywano na nią pod przymusem, za odmowę groziły nawet roboty przymusowe lub
wysłanie do obozu koncentracyjnego. Byli volksdeutsche nie stanowili jednolitej grupy, a raczej bardzo
zróżnicowaną, kierującą się bardzo różnymi motywami i tym trudniejszą do ocenienia. Większość
osób, szczególnie wpisanych do 1 i 2 grupy, stanowili przedwojenni obywatele polscy narodowości
niemieckiej, dla których wpisanie na listę było zazwyczaj dość oczywistym potwierdzeniem ich
niemieckości. Pośrodku była grupa osób bezpośrednio zmuszonych do podpisania volkslisty lub tych,
które przyjęły ją zgodnie ze wskazówkami polskich władz emigracyjnych i kościoła – by uniknąć
represji. Na przeciwległym skrzydle (niż pierwsza wymieniona grupa) znajdowały się osoby, które
można określić jako polskich kolaborantów. Ponieważ nie było w Polsce kolaboracji politycznej, jedyną
jej możliwość stanowiła kolaboracja „narodowa", czyli deklaracja narodowości niemieckiej.
21 stycznia 1941 roku prezydent rejencji wydał zarządzenie o walce z językiem polskim, ponieważ, jak
twierdził, mimo likwidacji polskich organizacji nie zmniejszyło się używanie tego języka. Sądził, że
dzieje się tak z powodu zniesienia dawnej granicy polsko-niemieckiej na Górnym Śląsku i masowego
napływu polskich robotników przymusowych. Zalecał więc zarówno środki represyjne (działania
Gestapo) jak i „akcję uświadamiająca\"
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie chce aby mnie ktoś źle zrozumiał że usprawiedliwiam czyny Rosjan na Śląsku ale być morze pospolity sołdat słysząc gwarę mylnie wziął ją za język Niemiecki a sądząc że znajduje się na terytorium III Rzeszy zaczął brać odwet i robić to samo co hitlerowcy w jego kraju z jego bliskimi.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Yeti Ruscy wsadzili do ancla 6 mil. SWOICH obywateli 2 poszły do piachu niektórzy tylko za to że im czerwony kolor nie odpowiadał a my dyskutujemy o zamknięciu od 20-90 tyś.osób które w tamtej nomenklaturze były określane jako element politycznie i narodowościowo niestabilny"
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I?
Rozumiem, że mamy się losem Ślązaków nie przejmować? Może i masz rację... tylko to takie nie-hallo by było.

PS Wiesz, jak ktoś tłumaczy mi, że Rosjanom wszystko było wolno, bo się sami w ilości paru mln wytłukli, to zawsze mam przed oczami Dzierżyńskiego- musi należy z niego polskiego patriotycznego bohatera narodowego zrobić.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niemniej jakoś tak mało do mnie przemawiają wspomnienia podle potraktowanych Niemców z terenów byłej II RP. Sowieci byli jej grabarzami , ale Niemcy byli jej zabójcami... I jako takim , nie należała im się litość. Choćby za śląski8ch harcerzy
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie chodzi oto aby nad czyimś losem przechodzić obojętnie ale zawsze należy tego typu zdarzenia rozpatrywać w kontekście i czasie w jakim miały miejsce,a na marginesie inny Rosjanin powiedziałŚmierć jednostki to tragedia ,śmierć miliona to statystyka"
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W calym tym zamieszaniu wiele osob pomija fakt, ze obywatele zamieszkujacy niemiecki slask bardzo slabo glosowali za Hitlerem, aczkolwiek byli mieszkancami kraju ktory wybral tego tfu Pana" na swojego fuhrera. Poniesli potem konsekwencje za czyny, ktorych byl rezyserem.
Od jakiegos czasu zajmuje sie historia mojego regionu, zerkam na bardzo fajne forum przyjaciol z dolnego slaska/wielkopolski - znajduje stare zdjecia na ktorych widze usmiechniete twarze niemieckich obywateli i za jasny gwint nie potrafie zrozumiec - po jakiego grzyba potrzebna byla im ta wojna? Teraz z roznych stron slysze lament jak bardzo ucierpieli od ACZ oraz pokrewnych instytucji", chca aby nazywac ich ofiarami wojny.
Ja zawsze bede im odpowiadal - ktos sieje wiatr zbiera burze.
Ale najtragiczniejsze jest to, ze w calym tym zamieszaniu ucierpieli nasi rodacy - ucierpieli raz ze strony Niemcow - ktorzy najpierw traktowali ich jak Polakow- potem potrzebowali miesa armatniego i zaproponowali im walke za Fuhrera i 3 Rzesze. Przyszli Towarzysze radzieccy - Ci najpierw uwazali ich za Niemcow - bo przeciez walczyli za Fuhrera... To ich wywiezli za Ural. Ci, ktorzy przezyli- przyszlo do nich UB - i coz moglo zaproponowac UB?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gruzin, nie Rosjanin :-)

Erih, nie chcę kolejnej afery na Forum wywoływać, ale zrozumiałem że jest to na cześć i pamiątkę Ślązaków ( nie Niemców ), którzy po części nie z własnej winy i woli podpisali Volkslistę. W Łambinowicach przebywali również byli żołnierze Andersa ( którzy zdążyli załapać" się na służbę u Adiego )- ich również zgruzujemy?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Yeti każdy z nas ma jakąś wiedzę na poszczególne etapy naszej przeszłości aczkolwiek nie zawsze jest ona całkowita na dany temat.Ferowanie kategorycznych wyroków sugerowało by to że ktoś taką wiedzę posiada i z badacza historii staje się osądzającym.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie