Skocz do zawartości

Skarby na dnie Wisły


EMPAI

Rekomendowane odpowiedzi

Grupa eksploratorów i naukowców poszukuje w Wiśle skarbów zaginionych w czasie Potopu Szwedzkiego. Akcji patronuje Newsweek.

Która armia najbardziej ograbiła Polskę? Zaborcy? Nie. Hitlerowcy? Też nie. Sowieci? Absolutnie nie! Najwięcej skarbów kultury wywieźli z Polski Szwedzi. Armia Karola X Gustawa plądrowała bezpardonowo polskie dwory, pałace, a nawet (jak pamiętamy z Sienkiewiczowskiego „Potopu”) gotowa była sięgnąć do skarbca Ojców Paulinów na Jasnej Górze. Wojna trwała pięć lat (1655-1660) i mało było miejsc, które stawiły Szwedom tak zacięty opór jak wspierany przez Kmicica ksiądz Kordecki.

Jednym z najciężej doświadczonych przez Szwedów miast była Warszawa. Stolica została nie tylko doszczętnie splądrowana, ale również stała się centrum przeładunkowym. Tu trafiały zrabowane kosztowności i stąd były spławiano je Wisłą na tratwach do Gdańska. Tam wszystko było przeładowywane na okręty wojenne i wywożone do Szwecji. Rozbierano nawet same tratwy i drewno z nich wywożono na północ Bałtyku. Jedną z ograbionych polskich siedzib magnatów był Pałac Kazimierzowski – obecnie siedziba rektoratu Uniwersytetu Warszawskiego. – Szwedzi załadowali na tratwy pałacowe rzeźby z marmuru, a prawdopodobnie także posągi z brązu. Przy okazji transportowano także działa zrabowane w okolicach miasta – mówi dr Hubert Kowalski z Instytutu Archeologii UW.
W zapiskach historycznych zachowała się informacja, że wkrótce po wypłynięciu jedna z tratw, lub barek zatonęła w Wiśle. Ba! Tylko gdzie? Przez lata wydawało się, że meandrująca i zmieniająca bieg koryta Wisła dawno pogrzebała zagubione przez Szwedów rzeźby. Co najmniej jeden ze znanych mi eksploratorów zrezygnował z poszukiwań wraku sądząc, że na dawnym miejscu zatonięcia dziś stoją osiedla mieszkaniowe stolicy. Tymczasem... W okolicach 1906 roku kilka rzeźb zostało wydobytych przez warszawskich piaskarzy. Teraz udało się dotrzeć do ich relacji oraz dokumentów ostatecznie to potwierdzających i wskazujących miejsce odnalezienia 100 lat temu niektórych figur.
Skoro 100 lat temu rzeźby jeszcze były w Wiśle, to może będą i teraz. Archeolog przeanalizował więc wraz z niżej podpisanym oraz dr Piotrem Kuźniarem, ekspertem z Politechniki Warszawskiej wyśmienicie znającym Wisłę, mapy zmian przebiegu koryta rzeki w ciągu ostatniego wieku. Okazało się, że rzeka nie poruszyła się wiele, więc wciąż jest szansa, że dzieła sztuki spoczywają pod wodą. Od dziś na rzekę wyrusza wyprawa „Wisła 1655-1906-2009 – Interdyscyplinarne badania dna rzeki” wspierana przez wydziały Historyczny oraz Geologii Uniwersytetu Warszawskiego, której celem będzie między innymi poszukiwanie zagubionych rzeźb, oraz sporządzenie dokładnej mapy dna rzeki.

W czasie ekspedycji będą wykorzystywane w pierwszej kolejności hydroakustyczne elektroniczne urządzenia poszukiwawcze: echosondy, wykrywacze metalu i podwodne kamery inspekcyjne które pozwolą nam na zajrzenie pod powierzchnię wyjątkowo mętnej wody. Eksploratorzy mają do dyspozycji także jedno z zaledwie trzech znajdujących się w Polsce urządzeń o nazwie „sub bottom profiler”. – Dzięki niemu zajrzymy w głąb wiślanego dna – mówi dr Andrzej Osadczuk, prowadzący nim badania ekspert z Uniwersytetu Szczecińskiego, jeden z uczestników poszukiwań. Jeśli ten zwiad elektroniczny się powiedzie, do akcji przystąpią płetwonurkowie. Oby tylko Wisła zgodziła się odkryć swe tajemnice.

http://www.newsweek.pl/artykuly/sekcje/newsweek_nauka/skarby-na-dnie-wisly,40584,1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na każdej wyprawie jest tak, że na początku musi iść trudno. No więc cały poniedziałek dogrywaliśmy sprzęt na łódce. Trzeba było ze sobą zgrać pracę dwóch wyrafinowanych urządzeń hydroakustycznych – echosondy dwuwiązkowej i „sub bottom profilera” z pracą dwóch GPS-ów. Chodziło o to, by wyniki otrzymywane z każdego z systemów automatycznie nanosiły się na mapę warszawskiego odcinka Wisły. Dzięki temu na bieżąco będziemy widzieli efekty pomiarowych prac urządzeń.

Każde z nich ma nadajnik odpowiednio modulowanych fal dźwiękowych. Pierwsze przynosi dwojakiego rodzaju informacje – analizując falę odbitą od dna pokazuje jego kształt, zaś badając falę odbitą jeszcze dodatkowo i od lustra wody przekazuje geofizykom informację o tym, z czego jest ono zbudowane. Inaczej dźwięk się zachowuje w zetknięciu z piachem, żwirem, mułem, kamieniami itp.

- Podczas pierwszych pomiarów okazało się, że dno Wisły na sporym odcinku jest piaszczyste – mówi dr Andrzej Osadczuk, geolog z Uniwersytetu Szczecińskiego biorący udział w badaniach wiślanych. Dotąd często sądzono, iż warszawski odcinek rzeki jest kamienisty. Piaszczyste dno wskazywać może tymczasem na inną historie geologiczną koryta rzeki. Będzie też łatwiej na nim wypatrzeć zaginione rzeźby – o ile po 350 latach wciąż leżą na powierzchni dna, a nie zostały zasypane przez nanoszone latami osady. Strukturę tych osadów zaczęliśmy już analizować dzięki „sub bottom profilerowi” – czyli profilomierzowi osadów dennych. Jest to rodzaj jak gdyby radaru badającego to, co się znajduje pod dnem rzeki.

– Pierwsze testy pokazały, że fale akustyczne penetrują koryto Wisły aż 23 metry wgłąb dna – mówi dr Osadczuk. Wyraźnie widać cień akustyczny rzucany przez pojedyncze przedmioty leżące na powierzchni dna lub ukryte tuż pod powierzchnią piasku. Czy któreś z nich doprowadzą archeologów do rozwiązania zagadki zaginionych rzeźb z Pałacu Kazimierzowskiego – okaże się w najbliższych dniach.

– Póki co na głębokości 10 metrów wgłąb dna odkryliśmy na długim odcinku wyraźną warstwę pierwotną koryta rzeki – opowiada dr Osadczuk. Dotychczas o istnieniu tej struktury wiadomo było bardzo niewiele, tymczasem jest ona bardzo istotna – np. dla inżynierów projektujących mosty. Filary przeprawy muszą być bowiem posadowione na takiej właśnie solidnej, nieruchomej warstwie, a nie „zawieszone” w mniej stabilnych osadach naniesionych przez rzekę.
Niestety awaria silnika, a potem załamanie pogody wygoniły ekipę na brzeg. Od czwartku wracamy na rzekę.

http://www.newsweek.pl/artykuly/sekcje/nauka/pierwsze-odkrycia-na-wislanej-wyprawie,40712,1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Super temat, EMPAI dzięki!
Podzielę się i ja czym mam na ten temat. Jest to artkuł ze Spotkań z zabytkami" Nr 2/2007:
____________________________

Rzeźba delfina z ogrodów Villa Regia



W Muzeum Historycznym m.st. Warszawy, w dziale Sztuka w Warszawie eksponowana jest rzeźba marmurowa, przedstawiająca delfina (nr inw.: MHW 479). Do zbiorów muzeum trafiła z dobrodziej stwem inwentarza byłego Muzeum Dawnej Warszawy. Walory artystyczne rzeźby i jej historia, wiążąca się z najwcześniejszą aktywnością członków Towarzystwa Opieki nad Zabytkami Przeszłości, sprawiają, że jest wartościowym i ciekawym eksponatem wystawowym również poza macierzystym muzeum. Od 1991 r. w ogrodach Zamku Królewskiego w Warszawie znajduje się współczesna kopia rzeźby (nr inw.: R-ZWK-179). Oryginalny marmurowy delfin, o wymiarach: 54 x 110 x 60 cm, wykonany został przez nieznanego artystę (zapewne Włocha) na początku XVII w. Jest to rzeźba ogrodowa, stanowiąca część większej kompozycji zapewne fontanny.

Według opinii współczesnych historyków sztuki delfin pochodzi z letniej rezydencji Wazów w Warszawie, zwanej z włoska Villa Regia, i stanowi dowód na wspaniałość dawnych królewskich ogrodów, porządkowanych i wyposa- żanych z okazji ślubu króla Władysława IV z arcyksiężniczką Cecylią Renatą w 1637 r. Władysław Tomkiewicz uważa, że to dzieło pełne artystycznego kunsztu, charakteryzujące się siłą i energią rzeźbionych postaci, a w swym pierwotnym wyglądzie patetyczną wymową i szero- ko rozbudowaną symboliką może być przykładem włoskiej maniery rzeźbiarskiej, stworzonej przez Giovanniego da Bologna (1529-1608), i zastanawia się, czy nie mogło ono wyjść spod dłuta jego ucznia Adriaena de Vries (1560-1626), ale kwestii tej nie rozstrzyga (W. Tomkie- wicz, Z dziejów polskiego mecenatu artystycznego w wieku XVII, Wrocław 1952, s. 37-40).

Pierwotnie na grzbiecie zwierzęcia znajdowała się figurka małego (nagiego?), stojącego (czy może siedzącego?) chłopca (wg Tomkiewicza Kupido) z maczugą w uniesionej ręce, poskramiającego delfina. O istnieniu tego pasażera świadczą wgłębienia w miejscu posadowienia postaci oraz wierszowany opis rzeźby, sporządzony przez Adama Jarzębskiego (przed 1590-1648), który widział ją w królewskich ogrodach:

„Wpadnę na delfinoryba
/ Z okrutną paszczęką ryba /,
A na niej stoi chłopiątko
Z jakąś pałką, niebożątko;
Chcąc go zabić, z góry zmierzył:
A piędzią się swą zawierzył.
Wszystko to z marmuru rzeczy,
Kunsztownie robione grzeczy.”

(A. Jarzębski, Gościniec abo opisanie Warszawy 1643 r., Wydawnictwo Towarzystwa Opieki nad Zabytkami Przeszłości, Warszawa 1909, s. 67).

Wazowski" delfin, choć uszkodzony i niekompletny, ostał się przypadkiem i stanowi jeden z dowodów planowej, bezwzglę- dnej grabieży warszawskich siedzib królewskich podczas szwedzkiego potopu (1655-1660). Szwedzi swój barbarzyński łup wojenny spławiali Wisłą. Niektóre statki osiadały na mieli- znach, tonęły z przeciążenia lub były zatapiane ze względów taktycznych. Po wypędzeniu Szwedów z Warszawy magistrat z polecenia Jana Kazimierza podjął próby wydobywania z rzeki i zabezpieczenia porzuconego przez najeźdźcę łupu. Akcję podjęto już pod koniec września 1656 r. na Wiśle pod Polko- wem na wysokości Bielan. Wydobyto wówczas m.in. jakieś rzeźby antyczne identyfikując je ze zbiorami Władysława IV. Niestety dla małości wody i niedostatku ludzi" zaniechano dalszych działań. Mówi się, że skuteczniejsi w poszukiwaniach byli miejscowi rybacy, a grabież na konto Szwedów była wówczas dość powszechna. Musiał to być poważny problem, skoro Jan Kazimierz wydał uniwersał, nakazujący zwrot rzeczy po chodzących z siedzib królewskich.

W sposób zorganizowany i świadomy zaczęto przeszukiwać wybrane miejsca na Wiśle chyba dopiero na po czątku XX w. Wtedy właśnie, wiosną 1906 r., na wysokości Pelcowizny, między Potokiem i... znanym nam już Polkowem, wydobyto z rzeki kilkadziesiąt marmurowych i metalowych fragmentów architektonicznych i rzeźbiarskich, w tym przynajmniej cztery rzeźby. Jeszcze w tym samym roku informację o znalezisku przekazał do publicznej wiadomości Władysław Korotyński (historyk i publicysta, działacz TOnZP) w artykule pod sensacyjnym tytułem Połów królewski (Kurier Warszawski nr 144 z 26 maja 1906 r., s. 2-4), a niedługo potem redakcja
gazety wróciła do tematu (Szczątki pałacu królewskiego, Kurier Warszawski nr 192 z 14 lipca 1906 r., s. 2). Z materiałów tych wynika, że prace prowadził i finansował inż. Heliodor Nieciengie- wicz, a wykonywali je: Franciszek Paź, wyśmienity nurek, na Wiśle zrodzony i wychowany, pospołu z towarzyszem swoim, p. Michałem Staniszewskim przy wydatnej pomocy warszaw- skich piaskarzy. Wydobyte z rzeki obiekty składano dla bezpie- czeństwa na posesji Bugaj 14. Za najcenniejszy zaś okaz połowu uznano posąg delfina, który przeleżał pod wodą okrągło lat dwieście pięćdziesiąt. Według Władysława Korotyńskiego jest to wspaniały delfin, wykuty z jednej bryły szarego, żyłkowanego marmuru, doskonale wygładzonego. Z podniesionej do góry i żarłocznie rozwartej jego paszczy wysuwa się olbrzymi jęzor z otworem do wyrzucania wody; do kształtnego cielska przyle- gają misterne płetwy, a ogon zwija się w skręty i wystrzela ku górze. Na grzbiecie widać wgłębienie po jakimś utraconym kawałku. Potwór morski spoczywa na płaszczyźnie, naśladują- cej fale; od spodu znajduje się otwór do wodotrysku. Ponadto na mięsistych wargach delfina udało mu się odczytać imiona z lekka wyryte ostrzem przez jakichści zaborców: Gaspari [Gasparus JO], Hans, Schwebs. Ale jest tam jeszcze jedno słowo, którego Korotyński nie zauważył ACHIM. Czyżby chodziło o imię Achim lub nazwę niewielkiego miasteczka Achim koło Bremy w Dolnej Saksonii w Niemczech? Słowo Schwebs zidentyfikowałem jako nazwisko występujące w XVII w. w Skandynawii i Inflantach. Na łbie zwierzęcia widoczne są jeszcze pojedyncze cyfry i litery bez logicznego związku ze sobą. Inskrypcje te mają różnych twórców i można je uznać za siedemnastowieczne graffitti". Korotyński zmierzył też rzeźbę,
uzyskując wynik: dł. 45 cali polskich, szer. 24 cale (1 cal polski = 2,48 cm), zgodny z wymiarami delfina podawanymi w dokumentacji Muzeum Historycznego m.st. Warszawy.

W. Korotyński ustalił proweniencję rzeźby i opisał jej tragiczny los. Zalecał też przekazanie wszystkich odzyskanych pamiątek do Pałacu Kazimierzowskiego lub przyszłego muzeum miej- skiego. Apelował do magistratu, aby je kupiono i udostępniono publiczności w Ogrodzie Saskim bądź Ujazdowskim. Przestrze-
gał wreszcie przed sprzedażą zabytków handlarzom staro-żytności, którzy nie omieszkaliby wywieźć ich z kraju i nawoływał do dalszych poszukiwań pamiątek królewskich. Ale władze carskie kategorycznie tego zabroniły.

Co wchodziło w skład zespołu i jakie były dalsze losy odnalezionych rzeźb?
Według Kuriera Warszawskiego (op. cit., nr 192 z 14 lipca 1906 r.), oprócz rzeźby delfina, wydobyto z Wisły [...] różne przedmioty starożytne, mianowicie: amorka, dzierżącego maczugę, wykutego z marmuru białego [czyżby zaginionego pasażera z opisu Jarzębskiego? JO]; 4 kroksztyny z marmuru ciemnego; dwie podstawy marmurowe pod fila4 ozdobne wazony marmurowe; 5 pater kamiennych pod kwiaty; kilkanaście płytek marmurowych białych i czarnych z posadzki; tarczę marmurową oraz narożnik arkady, również z marmuru, z koronami królewskiemi i herbami Wazów; dużą kulę żelazną oraz kilkanaście odłamów marmuru, które, złożone w całość, tworzą basen wodotrysku [...]. p. Nieciengiewicz ofiarował cały ten połów królewski Towarzystwu Zachęty Sztuk Pięknych [z nadzieją, że wszystkie wymienione przedmioty, po zestawieniu i odświeżeniu przez artystów rzeźbiarzy, będą wystawione w jednej z sal Towarzystwa na widok publiczny. Pisze też o tym dziennik Słowo (nr 188 z 14 lipca 1906, s. 3)

Cenne pamiątki ofiarowane warsz. Tow. zachęty sztuk pięknych. Czy pomysł ten został zrealizowany nie wiadomo. Ale inż. Heliodor Nieciengiewicz członek TZSP od 1907 r. figuruje na liście Członków-ofiarodawców Towarzystwa. Po 1912 r. Aleksander Kraushar (varsavianista, współzałożyciel i członek pierwszego zarządu Towarzystwa Opieki nad Zabytkami Przeszłości) zidentyfikował te obiekty w zbiorach TOnZP-u (zob.: Spotkania z Zabytkami nr 7, 2006, s. 13), a następnie w Muzeum Narodowym, które w 1936 r. przekazało eksponaty do swego Oddziału Muzeum Dawnej Warszawy.

Wszędzie jednak w zachowanych dokumentach inwentaryza-cyjnych określa się te przekazy ogólnie jako marmury z Pałacu Kazimierzowskiego i nie ma w nich mowy o rzeźbie delfina. Dopiero w marcu 1939 r. warszawska prasa doniosła, że Władysław Paś (Paź) syn warszawskiego piaskarza, znanego nam Franciszka – przekazał do Muzeum Dawnej Warszawy „przeleżałe w zapomnieniu” marmury wydobyte z Wisły „latem 1910 r.” z głębokości ok. 9 łokci (1 łokieć = 59,5 cm). W przekazie wymieniono delfina i... chłopca (może Kupido „z odtłuczonymi nogami). Zapewne na tej podstawie rzeźba zapisana jest w inwentarzu muzealnym jako dar warszawskich piaskarzy z datą 1910 r. (Gazeta Polska nr 69 z 10 marca 1939 r., s. 8; Obrona Kultury nr 6 z 15 marca 1939 r., s. 6; Bluszcz nr 12 z 18 marca 1939 r., s. 22). W literaturze i dokumentacji opisowo - inwentaryzacyjnej rzeźby delfina występuje wiele rozbieżności. Najważniejsze z nich dotyczą daty wydobycia zabytku z Wisły, istotnej ze względu na historię obiektu. W dokumentacji inwentaryzacyjnej podaje się rok 1910, a literatura to powiela. Spotyka się także określenia ogólniejsze: w XX wieku w okresie międzywojennym przed wojną Z kolei Aleksander Kraushar podaje rok 1907. Są to jednak relacje wtórne, przekazywane po wielu latach od wydarzenia, a więc zatarte w ludzkiej pamięci. Sądzę, że prasowe przekazy Władysława Korotyńskiego są wystarczająco wiarygodne, by można było ostatecznie przyjąć, iż rzeźbę wazowskiego" delfina wyłowiono z Wisły na wysokości obecnej Pelcowizny wiosną 1906 r. Czy rzeka w tym rejonie nadal kryje królewskie pamiątki z czasów potopu szwedzkiego"?
Niewykluczone.

Janusz Onufruk


Post został zmieniony ostatnio przez moderatora pomsee 21:18 27-06-2009
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 years later...
Bezcenne zabytki od czasów potopu szwedzkiego leżały zagrzebane w piasku i mule dna Wisły. Odnaleźliśmy je i dziś po raz pierwszy pokazujemy światu - relacjonują specjalnie dla Gazety" polscy badacze

Zaczęła się od niecodziennego eksponatu, który znajduje się w zbiorach Muzeum Historycznego m.st. Warszawy. Żarłocznie rozwarta paszcza, skręcony ogon i przedziwne płetwy marmurowej rzeźby przywodzą na myśl raczej baśniowego stwora niż delfina, którego przedstawia. To fragment fontanny z ogrodów pałacu Villa Regia zbudowanego dla króla Władysława IV Wazy (dzisiejsza siedziba władz Uniwersytetu Warszawskiego).

Przez ponad 200 lat uważano, że delfin został bezpowrotnie utracony. Wiosną 1906 r. niespodziewanie odnaleźli go warszawscy piaskarze - podczas pogłębiania Wisły na wysokości Cytadeli natrafili na jakieś rzeźby i elementy dekoracji architektonicznych.

Skąd tam się wzięły?

Czasy panowania Wazów to dla Warszawy okres szczególny. W 1596 r. Zygmunt III Waza rozpoczyna złożony proces przenoszenia stolicy Polski z Krakowa, a członkowie dynastii zaangażowani w reformy państwa nie pozostają obojętni na sztuki piękne, tworzą własne kolekcje i powiększają je o sprowadzane z Europy rzeźby, obrazy, druki.

Do Polski przyjeżdżają architekci, malarze i rzeźbiarze z całej Europy. Stolica rozkwita. Powstają miejsca, bez których nie wyobrażamy sobie dzisiejszego miasta, jak choćby kolumna Zygmunta czy Villa Regia z ogrodem.

W 1632 r. na tronie zasiada Władysław IV, monarcha oddany sprawom królestwa i mecenatu artystycznego. Król wykorzystuje każdą okazję, by wzbogacić swoje zbiory, nie może więc pominąć przygotowań do swego pierwszego ślubu - zakupuje szereg wyrobów rzemiosła artystycznego, materiałów, sprzętów, obić, oraz dzieła sztuki, w tym posągi z brązu i marmurowe płaskorzeźby wykonane m.in. we Florencji. Po śmierci Władysława IV władzę przejmuje Jan II Kazimierz, od początku panowania bardzo srogo oceniany. Nic więc dziwnego, że chroni się przed nieustanną krytyką w Villa Regia, która właśnie jemu zawdzięcza dzisiejszą nazwę - Pałac Kazimierzowski.

To za jego panowania w 1655 r. Rzeczpospolitą najeżdża z niebywałą siłą armia szwedzka. Przez pięć lat szwedzki potop przetacza się falami przez całe terytorium Rzeczpospolitej, a najeźdźcy plądrują miasta, dwory i pałace stojące na ich drodze.

Pierwsze transporty z dziełami sztuki wyruszają w stronę Szwecji już w 1655 r., wtedy jeszcze większość grabieży odbywa się po cichu. Wiele transportów jednak zatonie i nigdy nie dotrze do Szwecji. To w jednym z nich był marmurowy delfin z ogrodów Pałacu Kazimierzowskiego, ale też wiele innych bezcennych dziś marmurowych rzeźb i elementów architektury z warszawskich pałaców i posiadłości.

Co było dalej? Jak udało się trafić na zaginiony skarb? Co jeszcze może skrywać Wisła?

Cała opowieść Justyny Jasiewicz oraz Huberta Kowalskiego - jutro w Gazecie Wyborczej".

[...]

Źródło: Gazeta Wyborcza

Więcej... http://wyborcza.pl/1,75400,10694441,Sensacyjne_znalezisko_na_dnie_Wisly.html#ixzz1eXM4Bo5x
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Źródło: Materiały organizatorów

Organizatorzy badań dr Hubert Kowalski, dr Justyna Jasiewicz i Marcin Jamkowski ze znalezionym herbem Wazów. Fot. Marzena Hmielewicz Wisła 1655-1906-2009-Interdyscyplinarne badania dna rzeki"

http://www.rp.pl/artykul/9140,759225-Zabytki-350-lat-lezaly-na-dnie-Wisly--Zdobily-Zamek-Krolewski--Zostaly-wydobyte-na-powierzchnie.html

Szacun - jako młódź rzecze.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 9 months later...
Co dalej z wiślanymi skarbami? Zróbmy jak Szwedzi!

Szwedzi zbudowali muzeum dla zatopionego okrętu Vasa". My zbudujmy pawilon dla łupu zrabowanego przez nich 350 lat temu, teraz wydobytego z dna Wisły.

Pozornie to, co wyciągnięto w czwartek z rzeki, wygląda jak kupa kamieni. W rzeczywistości znalezisko ma nieoszacowaną wartość jako zabytek z początków stołeczności Warszawy.

To relikty wyrwane z wnętrz jednej z warszawskich rezydencji królewskich Wazów. Bardzo prawdopodobne, że Szwedzi zrabowali je z Pałacu Kazimierzowskiego (dziś rektorat Uniwersytetu Warszawskiego) lub którejś ze stojących obok budowli parkowych. Wokół pałacu rozciągał się ogród z altaną, w której zwykła jadać monarsza para. Obok szemrała woda z marmurowej fontanny ozdobionej manierystycznymi rzeźbami. Podobna fontanna została właśnie odnaleziona w Wiśle.

Zgadza się też opis jednej z pałacowych rzeźb z pierwszego w dziejach wierszowanego przewodnika po Warszawie Adama Jarzębskiego z 1643 r.: Wpadnę na delfinoryba/ Z okrutną paszczęką ryba./ A na niej stoi chłopiątko,/ Z jakąś pałką niebożątko".

Ów delfinoryb został zapewne uprowadzony tą samą szkutą co fontanna, został odnaleziony w tymże miejscu i wydobyty w 1906 r. Dziś znajduje się w Muzeum Historycznym m.st. Warszawy. Jedynie chłopiątko gdzieś przepadło.

Oni mają Vasę", a my kamienie

Kamienne skarby spoczywały na dnie Wisły przez trzy i pół wieku. Kamień korodował w różny sposób. Najlepiej zachowały się te fragmenty, które znajdowały się w piasku. Są w niemal idealnym stanie. Gorzej z tymi, które leżały w mule lub tylko w wodzie. Widać na nich przebarwienia.

Co z nimi zrobić? - Najpierw konserwacja, potem przekażemy wszystko do któregoś z muzeów - mówi dr Hubert Kowalski z Wydziału Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego, kierownik projektu poszukiwania i wydobycia kamiennego skarbu.

A potem?

Zbudujmy dla nich nowoczesny, multimedialny pawilon, w którym uratowane przed szwedzką grabieżą skarby z Wisły zostałyby zmontowane i wyeksponowane. W środku: historia budowy, wojny, potopu, rabunku, poszukiwań, odnalezienia i rekonstrukcji.

Mamy wzór. Po drugiej stronie Bałtyku z odnalezionych na dnie morza reliktów Szwedzi zmontowali królewski okręt wojenny Vasa". Powstał pawilon z całą historią budowy, zatopienia, odnalezienia, konserwacji i rekonstrukcji zabytku, który dziś przyciąga nieprzebrane tłumy.

Warszawa przed szwedzkim potopem była miastem olśniewających rezydencji, tworzenia parlamentaryzmu, budowy Rzeczypospolitej, państwa unijnego poprzedzającego ideę zjednoczonej Europy. W tym kontekście nasz warszawski pawilon miałby znaczenie nie tylko lokalne, ale i ogólnoeuropejskie.

Delfinka nie oddamy

Gdzie mógłby stanąć pawilon? - O jego budowie w kampusie uniwersyteckim nie mamy co marzyć, nie mamy miejsca - studzi mój zapał Anna Korzekwa, rzeczniczka Uniwersytetu Warszawskiego.

Idea pawilonu podoba się znawcy sztuki baroku dr. Jakubowi Sito, ale radzi poczekać kilka lat: - Szkuty, na których wywożono łupy, były bardzo duże. Na dnie Wisły tkwi jeszcze sporo innych elementów kamiennych.

- Zamek jest bardzo zainteresowany, by coś zrobić ze znaleziskiem, ale mówienie o pawilonie jest przedwczesne. Jeśli relikty pochodzą z Zamku, postaramy się je tak wyeksponować, by zadziałały na wyobraźnię i dały poczucie obcowania z autentycznym dziełem sztuki z czasów wazowskich - zapewnia wicedyrektor Zamku dr Przemysław Mrozowski.

Z kolei Marek Wrede z Zamku Królewskiego, znawca historii XVII wieku, podkreśla, że nasza wiedza o architekturze budowli warszawskich sprzed potopu jest ograniczona. - Dokumentację koronną wszystkich przebudów rezydencji królewskich spalili Niemcy w 1944 r. Zostały poszlaki. Niewiele ocalało zabytków sprzed 1655 r. Tym cenniejsze jest znalezisko - mówi. Uważa, że pawilon ma sens dopiero po zgromadzeniu wszystkich rozproszonych elementów.

I od razu pojawia się problem.

- My delfinka nie oddamy. Stanowi istotną część naszej ekspozycji opowiadającej o dziejach Warszawy - mówi Joanna Bojarska, dyrektor Muzeum Historycznego Warszawy.

Więcej... http://wyborcza.pl/1,126565,12532317,Co_dalej_z_wislanymi_skarbami__Zrobmy_jak_Szwedzi_.html#ixzz27JsdkehM
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Aż się prosi napisać łoddosz, łoddosz", ale nie.
Moim skromnym takie rarytasy powinny znaleźć się w jednym miejscu.
A że w/w wystawę trzeba będzie znacząco rozbudować ?
Uzupełnić o dodatkowe elementy ?
To jest oczywista oczywistość.
PS Jeżeli na jednej ekspozycji znajdzie się kopia delfinoryby, to nic nie szkodzi- podlinkować" jedną wystawę do drugiej i zwiedzający chętnie zaliczy obie:P
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Macewy wydobyte z dna Wisły trafiły już na cmentarz żydowski na Bródnie. – Przewieźliśmy tam 17 fragmentów, które udało się wydobyć z rzeki– mówi Krzysztof Bielawski z Muzeum Historii Żydów Polskich.

Macewy z dna Wisły zostały wydobyte razem z elementami architektonicznymi rabowanymi przez Szwedów w XVII wieku. Na dno trafiły razem z gruzem, który służył do utwardzania brzegu rzeki po II Wojnie Światowej. W przeciwieństwie do skarbów skradzionych przez Szwedów, macewy są duże młodsze

Cmentarz jak kopalnia kamienia

– Pochodzą z początku XX wieku. Po II wojnie prawdopodobnie wykładano nimi drogi, a później zostały zerwane i użyte do utwardzenia brzegu Wisły – mówi Bielawski i dodaje, że najprawdopodobniej macew na dnie Wisły jest więcej. - Cmentarz Bródnowski po wojnie traktowany był jak kopalnia kamienia – mówi.

O macewach w rzece, Bielawskiego poinformowała policja. Nagrobki leżały razem z kostką brukową na dnie Wisły. Poniedziałkową akcję przewiezienia macew na cmentarz na Bródnie zorganizował prowadzony przez Muzeum Historii Żydów Polskich portal Wirtualny Sztetl" oraz Fundacja Nissenbaumów.

Bródnowski kirkut przy ul. Odrowąża i św. Wincentego istnieje od 1780 r. W czasie okupacji dewastowali do Niemcy, po wojnie zaś Polacy. Nagrobki były używane do budowy dróg, skąd później często trafiały na brzeg Wisły. Komunistyczne władze chciały w miejscu cmentarza zrobić park.

http://www.tvnwarszawa.pl/informacje,news,z-dna-wisly-na-brodno-br-macewy-wrocily-na-cmentarz,60295.html


Ponad 12 ton marmurów wydobytych z dna Wisły wciąż znajduje się w policyjnym hangarze. Stan XVII wiecznych posadzek, ścian i zdobień zachwyca archeologów. – Wyglądają jakby były przed chwilą zdjęte ze ściany – mówi Hubert Kowalski.

- Stan ich zachowania jest bardzo dobry, a mają przecież 400 lat – opowiada Hubert Kowalski, archeolog, który opiekuje się skarbami wydobytymi z dna Wisły. Skarby w tej chwili znajdują się w policyjnym magazynie, a w przyszłości trafią najprawdopodobniej do Zamku Królewskiego.

- Paradoksalnie, gdyby te skarby nie zostały skradzione przez Szwedów, zostałby zniszczone w czasie II Wojny Światowej – mówi Kowalski i zapewnia, że wydobycie skarbów wciąż się nie zakończyło. – Cały czas prowadzimy badania. Czekamy na wyższy stan wody i prowadzimy inwentaryzacje – mówi archeolog.

Szwedzki łup

Skarby z dna Wisły odkryte zostały kilka lat temu, ale cały czas znajdowały się pod wodą. Dopiero w tym roku, przy rekordowo niskim poziomie wody stały się widoczne. Archeolodzy nie mogli ich jednak wydobyć sami, więc o pomoc zwrócili się do policji i wojska. Policyjny helikopter Mi-8 podniósł sześć najcięższych elementów i przetransportował je na brzeg. Teraz znajdują się w policyjnym magazynie, który został użyczony archeologom.

- Wszystkie znalezione przez nas rzeczy pochodzą z obrabowanych przez Szwedów w trakcie Potopu w XVII wieku rezydencji królewskich i pałaców - mówił Marcin Jamkowski, nurek, reżyser filmu Uratowane z Potopu". Znaleziska w przyszłości trafią do muzeum, najprawdopodobniej do Zamku Królewskiego.

http://www.tvnwarszawa.pl/...rmacje,news,skarby-z-wisly-wygladaja-jakby-je-dopiero-zdjeto-ze-sciany,60286.html


Post został zmieniony ostatnio przez moderatora Czlowieksniegu 19:38 01-10-2012
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie