Skocz do zawartości

Przygotowanie psychiczne - podziemia


Rekomendowane odpowiedzi

Witam pisze prace na temat metod psychicznego przygotowania wykorzystywanych w turystyce podziemnej.
Interesują mnie własnie kwestie związane z tą niematerialną stroną uczestnictwa w tego rodzaju sposobie spędzania czasu.
Czy i wjakim zakresie poświęcasz czas na prace nad nastawieniem psychicznym?
Jaki kształt przybierają te przygotowania medytacja, wspólna rozmwa, może jeszcze inny?
Jakie odczucia towarzyszą podczas przebywania pod ziemią w trudnych warunkach?
Jak sobie radzić ze stresem?
Będę bardzo wdzięczny za wszelkie spostrzezenia i zapraszam do pisania równiez na moj e-mail Cynder1@op.pl
Pozdrawiam wszystkich amatorów podziemi!
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

hehehhehe!!!..
przygotowanie psychiczne?... do czego?.. do tego co kocham?...
ja chora jestem jak się kilka razy w roku nie przeczołgam po jakichś podziemiach,

stres? właśnie pod ziemią go odreagowuję.
odczucia? ciekawość, dla mnie każde wejście pod ziemię to jak wejście do wnętrza jakiegoś potwora, wchodzę w taką paszczę i oglądam sobie trzewia...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

dla mnie czas spedzony w ciemnościach to odstresowanie,pytasz jak sie przygotowujemy :latarka,karimata,spiwór,butla gazowa, prowiant, czasami, wodery lub ponton ,dobre buty,czasami aparat,wspaniali przyjaciele zdala od ludzi cisza eh.Dla mnie kilka dni i nocy spedzonych pod ziemią chociażby MRU to tak jak miesiąc urlopu na powierzchni,ale tego sie nie da ot tak opisać to trzeba przeżyć.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam!Ogólnie rzecz biorąc:przygotowania i nastawienie to tak jak napisali koledzy powyżej.Dodałbym jeszcze pewne odzczucia,które zależne są od tego w jakim stanie dany obiekt sie znajduje(tak ja mam przynajmniej).Inaczej czulem się np.w MRU,gdzie tunele sa w idealnym stanie(pomijam juz kwestię:z przewodnikiem czy bez), a inaczej na Strzalinach kolo Tuczna,gdzie tunele są mocno ruszone podmuchami eksplozji i trudno nie odniesć wrażenia,że zachwile coś ci się zwali na głowę.A jeszcze jak się zabiera ze sobą zielonego"w temacie-bo tak tez bywa.Każdy ma bowiem swój pierwszy raz".Całą swoją wiedzę,uwagę skupiamy wtedy na takim nowicjuszu,ktorego adrenalina tak rozpiera,że np.nie patrzy pod nogi,a o głowie nie wspomnę.Tyle ode mnie.Pozdro.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dodam coś od siebie: myliłby się ten, kto uważa że bunkrowcy czy ogólnie fortyfikatorzy skupiają się na schodzeniu w ciemne i mroczne tunele, patrząc od czasu do czasu na sufit celem niewlezienia pod możliwy zawał tudzież zawieszenia się o wystający metalowy hak...

O wiele więcej uwagi, skupienia i powstrzymania gwałtownych reakcji wymaga penetracja obiektów na które trzeba wejść, nierzadko kilka pięter do góry... sam zaliczyłem kilka takich budynków, i więcej się najadłem strachu przed samą myślą zsunięcia się nogi czy potknięcia i w efekcie upadku ze znacznej wysokości, czasem wprost do piwnic niż ze schodzenia wgłąb tunelu.

Najważniejsza rzecz w takich sytuacjach to opanowanie i Wyobraźnia. Teksty w stylu co ty, nie wejdziesz tam? boisz się?" zostawiam dla samobójców.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dla mnie czas spedzony w podziemiach to Moj czas" tylko dla mnie. Najlepiej sie tam czuje samemu. Moge na chwile uciec od problemow dnia codziennego, zapomniec na chwile; odreagowac.
Dla mnie MRU to Swiatynia", w ktorej panuje zazwyczaj spokoj.
Po pewnym czasie spedzonym na wypadzie podziemia zaczynasz tesknic troszke za luksusami" takimi jak ciepla woda.
Ale kilka dni po powrocie do ormalnego swiata" zaczynasz tesnic ponownie za tym ciemnym molochem.

Pamietam, jak wiele lat temu sam pierwszy raz zszedlem na system (w piatek 13-tego ;)) szedlem z Pz.W. 717 na Petle Boryszynska. Ale bylem wystraszony (pomimo, iz znalem system) - cala droge bieglem.

Cisza, spokoj, mozliwosc odreagowania i spedzenia czasu tylko z wlasnymi myslami (a w moim przypadku rowniez ze wspomnieniami).

Czas spedzony w podziemiach pozwala mi na aladowanie akumulatorow", z ktorych czerpie energie na walke z trudami dnia codziennego.

BUNKRY DLA BUNKROWCÓW!
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...
Witam. Psychika pod ziemią-wg mnie obszerny temat. Najbardziej dała mi się psychika we znaki na MRU w latach 1977-80, kiedy na prawdę spotkanie na dole człowieka było wielkim przypadkiem, a jednocześnie przeżyciem (pamiętajcie, ze obok byli towarzysze Armii Radzieckiej i wszyscy przestrzegali przed podziemnym ich spotkaniem- dlatego pierwsza myśl ,jak zobaczyłeś światełko w tunelu" - czy to nie rosyjski żołnierz). Teraz na każdym wypadzie pod ziemię można kogoś spotkać, w tamtych latach można było chodzić tygodniami i było się pod ziemią samemu. Wg mnie po ciemku psychika zupełnie inaczej działa niż w jasności. Czy bałem się? Tak ,kilka razy.

Pierwszy strach: któraś godzina pobytu na MRU z kolegą ,kilka godzin penetracji ( rysowaliśmy wtedy plan podziemi)idziemy korytarzem między dworcami i nagle słychać odgłos samochodu, widać smugę światła, nie ma gdzie uciekać (żadnych nisz ,korytarzy w bok), już jesteśmy w światłach samochodu, uciekać do przodu? Rozjedzie nas? Gazik ( bo to GAZ-69 pędził po korytarzach) zwalnia, zatrzymuje się ,w nim żołnierze Armii Radzieckiej, wyskakuje jakiś oficer, podbiega do nas i w miarę przyzwoitą polszczyzną wypytuje kto my, co tu robimy ,gdzie się szwędamy. Serce mi wali jak karabin maszynowy, w ustach sucho(to inne czasy, dzisiejsza młodzież nie czuje respektu przed policjantem, żołnierzem, strażnikiem itp, moje pokolenie tych ludzi się raczej bało), zabiorą nas ze sobą ,będą nieprzyjemności i problemy. Ale nie ,po kilku słowach wyjaśnień mówią, żeby nie wychodzić na poligon i pozwalają iść dalej. Już po strachu. Wielkie przeżycie. Mam kilka tego typu historyjek,są chętni do czytania, napiszę kolejne. Pozdrawiam ,teraz już dość odważny na MRU Grzebiuszka
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

tak kiedyś czlowiek w mundurze był bogiem,a swoja drogą spotykalo sie również tam rosyjskich żolnierzy ktorzy zeszli tam po spozyciu i zabladzili Ci to dopiero byli przerazeni.Strach jest rzeczą normalną ,trzeba tylko umieć powiedzieć koniec dalej nie ide a nie kozakować.Grzebiuszka mozesz zapodać coś jeszcze chetnie poznamy twoje przezycia !
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ponieważ w poprzednim poscie odpowiedziałem w zasadzie tylko na trzecie pytanie Cyndera, powinienem chyba odpowiedzieć na pozostałe pytania. Najpierw może odpowiedz połączona na pyt 1 i 2.
Fortyfikacje penetruję od 1977 roku i początkowo chciałem napisać ,że psychicznie się w ogóle do tego nie przygotowuję.
No właśnie, niby psychicznie nie, bo nie medytuje, nie zastanawiam się nad psychicznym odbiorem ciemności, ciszy z dziwnymi odgłosami, nietoperzy, strachem przed wodą w korytarzach. Ale przygotowując się od strony technicznej myślę o tym wszystkim, uruchamiam wyobraźnię, staram się przewidzieć to co może mnie spotkać pod ziemią. Myślę o tym tak intensywnie przed wypadem, że często śnią mi się fortyfikacje,korytarze, bunkry. Ponieważ pamiętam swoje sny, potem zastanawiam się nad nimi, czasami naprowadza mnie na coś taki sen, coś mi przypomni czy uświadomi. A więc na pewno jest silne oddziaływanie rzeczywistości na psychikę. Oczywiście nie chodzę nigdy sam (względy bezpieczeństwa zdroworozsądkowego) więc rozmawiamy z resztą ekipy, planujemy, układamy trasę, przeglądamy mapy, zdjęcia, literaturę.Tak to wg mnie wygląda. Nie znam się na tym ,ale może Cynder coś z tego wyłowi dla siebie. O odczuciach było już wyżej i będzie niżej ;-), natomiast jak sobie radzić ze stresem (który w pewnych sytuacjach występuje)? Potrzebny jest spokój, opanowanie i trzeźwe myślenie. Czując pod ziemią kilka razy strach (stres), tylko to uratowało nas przed nierozsądnym krokiem. I jeszcze jedno-nie penetrujcie podziemi po alkoholu. Grzebiuszka
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A teraz kolejna opowieść fortecznego dinozaura.
Jest chyba połowa lipca 1979 roku. W okolicach Międzyrzecza głośno jest o Józefie Plutcie, który po ucieczce ze szpitala psychiatrycznego w Obrzycach, w brutalny sposób zabija swoją najbliższą rodzinę, a po kilku kolejnych dniach sąsiadów i zupełnie przypadkowych ludzi, w sumie chyba kilkanaście osób. Oczywiście Milicja go poszukuje listem gończym, są komunikaty w lokalnej telewizji i prasie. Józek wsiąkł jak kamfora i tylko kolejne znalezione ciało wskazuje okolicę ,w której przebywa. Kobiety boją się o swoje dzieci, wieczorami nie wychodzą z domów. Autentyczny strach przed mordercą pogłębiają patrole milicyjne i wojskowe oraz komunikaty w mediach.
I w takich to okolicznościach (Cynder, na pewno wydarzenia te oddziałują na moją psychikę)w czwórkę wybieramy się poznawać korytarze MRU. Wchodzimy Pz.W.717, dochodzimy do GDR, oglądamy dworzec H, idziemy na południe, po kilku godzinach rysowania planu wracamy i przed Pz.W.717 skręcamy w prawo na 716 i 716a. Jesteśmy już zmęczeni, głodni, a dwóch z nas ma już dość tych penetracji. Chcemy wyjść przez wysadzoną kopułę Pz.W. 716. Po pokonaniu schodów wokół szybu, jesteśmy na górnej kondygnacji, gdzie są ładnie zachowane napisy eksploatacyjne oraz drzwi. Oglądamy, fotografujemy i nagle wchodzimy do pomieszczenia, w którym czuć dym papierosów, a z knota ledwo co zgaszonej świeczki unosi się biały dymek. Świeczka stoi na prowizorycznym stole zrobionym z odwróconej kadzi na zaprawę ,obok otwarta puszka z rybą i widelcem, popielniczka z niezgaszonym papierosem, na ziemi siennik i jakieś legowisko. Ewidentnie ktoś tu mieszka, i co gorsza przed chwilą jeszcze tu był. I może by to nas nie wzruszyło, gdyby nie szept kolegi: JÓZEK PLUTA. Teraz pewnie to brzmi komicznie, ale wtedy- wierzcie mi-nikomu nie było do śmiechu. Momentalnie tętno ze dwieście, sucho w ustach ,nogi jak z waty. Szybko uciekliśmy stamtąd, nikt nie chciał iść na końcu i nawet nie pamiętam jak znaleźliśmy się na powierzchni, ale był to chyba ułamek sekundy.Do końca dnia byliśmy tym przytłoczeni i wystraszeni(pamiętajcie,co napisałem poprzednio- wtedy na MRU trudno było kogoś spotkać ,a tak popularne teraz spanie na dołach" nikomu się nie mieściło w głowie). O naszym strasznym" pomieszczeniu nikomu nie wspomnieliśmy.

Po kilku dniach nie mogąc zgubić goniącej go po lesie obławy Józef Pluta powiesił się na drzewie. Lokalna telewizja podała, że postrach okolicy nie żyje ,ludzie mogą odetchnąć. Ostatnie kilka dni morderca ukrywał się w jednym ze schronów MRU w pobliżu PGR Kaława. W tym momencie drugi raz miałem tętno ze dwieście, a moja Mama powiedziała, że to był mój ostatni wyjazd do bunkrów (kłamała). Grzebiuszka
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Grzebiuszka,
Ciekawa opowieść. Trudno to sobie wyobrazić jakiego pietra mieliście, ale się nie dziwie, sam bym się pewno porobił.
Ale musiałeś byc zszokowany jak te news'y w telewizji/ radiu usłyszałeś co?
pozdr


Post został zmieniony ostatnio przez moderatora Grzebiuszka 21:33 18-03-2009
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...
Ps. Mieszkam w Obrzycach a mój ojciec z racji swojego zawodu miał tą przyjemność rozmawiać" z Plutą. Ja w tamtym czasie byłem niemowlęciem... Na MRU bywało sporo ciekawych klimatów. A kto pamięta jeszcze Jogiego? taką ksywke chyba miał... Pozdrowienia od Podziemia!
Zobaczcie na wątek na Głównym o tym jak jacys debile albo Naziole urządzili sobie grila w piecu krematoryjnym!!!
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...
  • 3 weeks later...
Grzebiuszka, opowieści niesamowicie ciekawe.
A co do mnie. Wystarczy że zaszywam się na p.o. Szyb Artura (O.W. Śląsk"). Generalnie nie tylko tam, na terenie punktów oporu w całej Rudzie Śląskiem moża za przeproszeniem nieźle zarobić w głowę jeśli wejdzie się do nie tego tradytora co trzeba. Jeśli jest dobre światło i przyjaciele czuję się komfortowo, nie ma mowy o przesadnym strachu. Co innego jeśli latareczka posiada jedną słabo świecącą diodkę, a przy mnie jest tylko jedna osoba. Wtedy jestem po prostu czujna i uważam na to gdzie stawiam nogi. Suma sumarum: nigdy przesadnie nie przygotowuję się psychicznie przed takimi wycieczkami". Po prostu lubię chodzić po takich miejscach, a że strach często przy mnie bywa (w mniejszym, czy w większym stopniu) to już chyba sprawa dość oczywista, jeśli schodzi się do obiektów, których doskonale się nie zna, zawsze bywa poczucie, że można zostać czymś" zaskoczonym.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wracając do tematu. Prawdziwych przygotowań psychicznych wymaga wizyta na Forcie I Twierdzy Osowiec. Niestety oprócz niewątpliwych atrakcji z dziedziny fortyfikacji trzeba przygotować się na atrakcje" serwowane przez przewodników (?) w rodzju: iała dama", czarna dama", duch młodego oficera", unel śmierci" (tunel śmierdzi?)... .
Zapraszam!
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I znalazłem się w tym korytarzu.
Z jedną latarką i sam.
Po jakimś czasie po tych samych gałązkach wydarłem się na powierzchnię.
Jak już wróciłem do domu pomyślałem, że jestem chyba stuknięty.
Gdyby gałązki się złamały albo wysiadła latarka to siedziałbym tam diabli wiedzą ile.
Żona wiedziała tylko mniej więcej gdzie jestem ;)
Tak to jest jak człowiek nie potrafi oprzeć się nieznanemu :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie