Skocz do zawartości

Czlowieksniegu

Moderator
  • Zawartość

    29 373
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Czlowieksniegu

  1. les "Wzrastające ceny uprawnień do emisji CO2..." Z ciekawości- ile budżet "przytuli" za nasze darmowe?
  2. Afera e-mailowa. Wyciekły informacje dotyczące zakupu myśliwców F-35 W sieci pojawił się kolejny domniemany e-mail pochodzący ze skrzynki Michała Dworczyka. Tym razem autorem wiadomości jest Piotr Woyke, pracownik Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. W opublikowanej korespondencji pojawiły się m.in. charakterystyka, wyzwania oraz zagrożenia związane z myśliwcami F-35 w Siłach Zbrojnych RP. "Przyspieszony tryb zamówienia, w powszechnym odbiorze łączony z katastrofami w Siłach Powietrznych RP, osłabia naszą pozycję w negocjacjach z USA" - czytamy w ujawnionym dokumencie Podano w nim koszty różnych rodzajów F-35, ale także wady samolotów, "wykryte niedociągnięcia" i problemy z realizacją programu Polski rząd w styczniu 2020 r. podpisał umowę o wartości 4,6 mld dol. za 32 maszyny F-35 W dokumentach, które wyciekły wraz z e-mailem, czytamy, że zdaniem pracowników KPRM "pozyskanie F-35 w pośpiechu, w ramach pilnej potrzeby operacyjnej, może się łączyć ze zbyt wysokimi kosztami w ujęciu »koszt-efekt«, przyjęciem na siebie konsekwencji wczesnego etapu rozwoju produktu, zasadniczymi brakami kadrowymi w SZ RP i niewielkim wykorzystaniem potencjalnie unikalnych właściwości samolotu". Z e-maila dowiadujemy się jednak, że "zakup F-35 jest konieczny, niemniej wymaga odpowiedniego przygotowania". Autorzy wskazują, że "realnym i przynoszącym opłacalne wzmocnienie zdolności SZ RP scenariuszem, jest wdrożenie F-35 w drugiej połowie przyszłej dekady" Jak czytamy, "przyspieszony tryb zamówienia, w powszechnym odbiorze łączony z katastrofami w Siłach Powietrznych RP, osłabia naszą pozycję w negocjacjach z USA". Autorzy rekomendują także powrót do pierwotnych koncepcji rozbudowy floty samolotów F-16, wskazując na rosnące potrzeby kadrowe. "Należy rozważyć pozyskanie 24 nowe samoloty F-16, w tym 16 etatowych dla przezbrajanej (ze starego sowieckiego sprzętu) eskadry oraz osiem do jednostki przeszkolenia operacyjnego". Następnie w dokumencie wymieniony jest szerszy plan i elementy, jakie należy zrealizować z uwagi na polityczne, wojskowe i ekonomiczne kwestie. Wśród nich znajdują się m.in.: Pilna potrzeba opracowania i wdrożenia koncepcji budowy Zintegrowanego Systemu Rozpoznania Odpowiednie przygotowanie infrastruktury lotniczej Pozyskanie samolotów F-16 Pozyskanie dwóch eskadr F-35 Uwzględnienie koncepcji użycia nowych samolotów, możliwości użycia dodatkowych systemów rażenia Uwzględnienie potencjału polskiego przemysłu obronnego, np. stworzenie regionalnej bazy serwisowej Wykorzystanie planów rozwoju lotnictwa bojowego w negocjacjach dot. wzmocnienia relacji z USA i innymi państwami Następnie szeroko opisana jest charakterystyka F-35, a więc jego cechy techniczne, zdolności, opisy konstrukcji. Dowiadujemy się m.in., że to samolot zdolny do "przełamywania strefy antydostępowej tworzonej przez rosyjskie systemy obrony powietrznej S-400", czy też, że jest zdolny do wykonywania misji myśliwskich, uderzeniowych, rozpoznawczych, a także ma zdolność przenoszenia bomb jądrowych B61, które używane są w ramach programu NATO Nuclear Weapons Sharing Program. Raport o stanie polskich sił powietrznych. "Był to olbrzymi błąd" Podano także koszty różnych rodzajów F-35, ale także wady samolotów, "wykryte niedociągnięcia" i problemy z realizacją programu. Autorzy podkreślają, że zbyt szybkie pozyskanie samolotów może oznaczać posiadanie najnowocześniejszego i drogiego w utrzymaniu sprzętu, którego korzyści nie skonsumujemy, ponieważ nie będziemy posiadali odpowiednich systemów do zarządzania nim. "Wdrożenie F-35 do Sił Zbrojny RP musi poprzedzić realną zdolność do prowadzenia działań sieciocentrycznych". "Należy pamiętać, że dziś polskie Siły Powietrzne znajdują się w bardzo trudnym położeniu. Z sześciu eskadr lotnictwa bojowego tylko trzy dysponują sprzętem spełniającym standardy NATO" - zauważają autorzy raportu. Wskazują oni także inne błędy popełnione przez polskich decydentów. "Zamiast pozyskania używanych F-16, ograniczyliśmy się do przedłużenia resursów samolotów MiG-29 i Su-22 bez przeprowadzenia ich modernizacji. Był to olbrzymi błąd". "Najtrudniejszym problemem do rozwiązania są zasoby ludzkie i brak odpowiedniego przeszkolenia" - wskazują raz jeszcze. "Ogołocony obsad personelu wyspecjalizowanego w obsłudze F-16 w celu obsadzenia F-35 spowodowałoby, że żadna eskadra lotnictwa bojowego w Polsce przez dziesięć lat nie będzie miała gotowości operacyjnej - jest to niedopuszczalne z uwagi na bezpieczeństwo państwa i nasze zobowiązania sojusznicze" - czytamy. Autorzy zauważają nawet, że "szczególnie trudnym problemem do rozwiązania będzie zmiana mentalności ludzi", bowiem przykład F-35 pokazuje, iż "pozyskanie tego systemu wymaga myślenia otwartego, nie zamykającego się w pojedynczym rodzaju wojsk, uwzględniającego konieczność wkomponowania nowych samolotów w szerszą koncepcję użycia całości SZ RP". Zakup F-35 wymagałby także inwestycji w infrastrukturę naziemną, nie tylko lotnisko, ale kilka dodatkowych baz lotniczych. "Wciąż nie są znane plany rozmieszczenia F-35 w Polsce. (...) Zasadniczym elementem przygotowania do przyjęcia F-35 pozostaje wzmocnienie systemu obrony powietrznej (przeciwlotniczej i przeciwrakietowej). Polska kupiła myśliwce F-35 Domniemany e-mail pochodzi z lipca 2019 r. Polski rząd w styczniu 2020 r. podpisał umowę o wartości 4,6 mld dol. za 32 maszyny F-35 wraz z pakietem szkoleniowym i logistycznym. Według producenta – koncernu Lockheed Martin – pierwsze myśliwce służyłyby do szkolenia w USA, nad Wisłą mają się znaleźć w 2026 r. Zapowiedź zakupu samolotu piątej generacji znalazła się w przedstawionej w maju 2017 r. koncepcji obronnej RP. Prace nad wprowadzeniem F-35 w ramach programu Harpia przyspieszono w 2018 r. po serii awarii, wypadków i katastrofie myśliwców MiG-29. F-35 poza Stanami Zjednoczonymi wybrały m.in.: Australia, Belgia, Izrael, Japonia i Wielka Brytania. Dotychczas dostarczono ponad 490 maszyn. Afera e-mailowa Od początku czerwca w internecie pojawiają się zrzuty ekranu mające pochodzić z prywatnej skrzynki pocztowej Michała Dworczyka, a także innych polityków czy działaczy związanych z obozem władzy. 9 czerwca szef KPRM oświadczył na Twitterze, że w związku z doniesieniami dotyczącymi włamania na jego skrzynkę e-mail i skrzynkę jego żony, a także na ich konta w mediach społecznościowych, poinformowane zostały stosowne służby państwowe. Od tego czasu w sieci pojawiają się nowe wiadomości z konta e-mail Michała Dworczyka. Wśród nich znalazły się prawdopodobnie poufne informacje dotyczące uzbrojenia polskiej armii, zdradzające szczegóły negocjacji z innymi państwami w zakresie obronności, a także wewnętrzne konwersacje najbliższego otoczenia Mateusza Morawieckiego, w tym te z udziałem jego samego. Kolejne e-maile i ujawniane informacje wskazują na to, że rząd w zupełności nie panuje nad sytuacją, a wiadomości zarówno prywatne, jak i służbowe najważniejszych osób w państwie nie zostały odpowiednio zabezpieczone. https://www.onet.pl/informacje/onetwiadomosci/afera-mailowa-wyciekly-informacje-dotyczace-zakupu-mysliwcow-f-35/dbgfzlq,79cfc278
  3. Wojciech Sumliński dla Frondy: Żydzi nie mogą się pogodzić z tym, że dali się oszukać Niemcom Mariusz Paszko, portal Fronda.pl: Na początku chcę pogratulować wspaniałego filmu dokumentalnego. I zaproszeni eksperci i muzyka i narrator to wszystko jest na najwyższym poziomie. Na pewno wymagał dużo pracy. Ile czasu trwała produkcja? Wojciech Sumliński, publicysta, pisarz, reżyser: W sumie praca trwała prawie dwa i pół roku. Oczywiście mieliśmy przerwy z uwagi na to, że blokowała nas sytuacja z koronawirusem. Były też momenty, kiedy nie za wiele mogliśmy zrobić. Zaskoczyła mnie bardzo teza, która w tym dokumencie jest postawiona bardzo wprost. Ja osobiście już spotkałem się z nią jakiś czas temu, ale u Was jest ona postawiona bardzo mocno. Chodzi mi mianowicie o to, że Niemcy mieli taki plan, żeby najpierw dokonać eksterminacji Polaków, a dopiero następnie pozbyć się Żydów, z którymi w pierwszym okresie okupacji żyli w symbiozie. To okupacja niemiecka. Z kolei we wschodniej strefie okupacyjnej Żydzi, jako miejscowi mieszkańcy, doskonale znali rodzimych Polaków i wydawali Sowietom całe polskie rodziny podając dokładnie, kto jest kim, gdzie pracuje, jakie ma stanowisko czy wykształcenie i jakich krewnych. Wracając do Niemców - mordowali Polaków w ramach tzw. Lebensraum, czyli stwarzania przestrzeni dla idealnej rasy aryjskiej, co oznaczało całkowitą eksterminację polskiej – a później także żydowskiej - ludności z terenów podbijanych przez III Rzeszę Niemiecką. Czy są dokumenty i źródła potwierdzające takie tezy? My te dokumenty cytujemy wprost w książkach „Powrót do Jedwabnego 1” i one potwierdzają, że taki właśnie był plan Niemców. Są tam też dokładne cytaty zapisków żydowskich kronikarzy. Te źródła i materiały zostały jeszcze rozszerzone w kolejnych częściach trylogii - „Powrót do Jedwabnego 2” i „Powrót do Jedwabnego 3”. Niemiecki plan był taki, by od początku mordować Polaków, a realizację zagłady Żydów odłożyć na późniejszy, bardziej sprzyjający czas. Niemcy podbili całą Europę i w 1941 roku uznali, że to ten moment, gdy mogą przystąpić do realizacji planu, który był przygotowywany od samego początku. Żydom natomiast Niemcy wmówili, że prowadzą wojnę z Polakami, a nie z nimi. To od samego początku było kłamstwem, w które naiwnie Żydzi uwierzyli. Niemcy chcieli wymordować i Polaków i Żydów. Polaków zaczęli mordować tysiącami i milionami od początku II wojny światowej, od września 1939 roku. Jeśli chodzi o mordowanie Żydów na masową skalę, która miała ich doprowadzić do całkowitej eksterminacji – ta rozpoczęła się w 1941 roku. Znajduje to odzwierciedlenie we wspomnianych pamiętnikach żydowskich kronikarzy, którzy pisali je dzień po dniu, tak, jak tę historię widzieli i jak wyglądała z ich perspektywy. Jako przykłady można tu podać Ringelbluma czy Czerniakowa, ale też innych. Niektóre z tych pamiętników były tłumaczone po wojnie na język polski. Żydzi jednak dość szybko się zorientowali, że te tłumaczenia z ich punktu widzenia nie są dobrym rozwiązaniem, ponieważ burzyło to legendę, która już wtedy zaczęła powoli powstawać, a dzisiaj przybrała wymiar powszechny. Wtedy nikt nie używał słowa „Naziści” - wszyscy mówili jak było naprawdę, że to po prostu byli Niemcy. Nowomowa o Nazistach zaczęła się tworzyć dopiero w późniejszym okresie. Żydzi zorientowali się, że publikacje kolejnych pamiętników, których jest bardzo wiele i które potwierdzały, że do roku 1941 martyrologia Polaków była nieporównywalnie większa niż martyrologia Żydów, burzy tę ich powojenną narrację, jako nacji nieomal wyłącznie poddanej eksterminacji. W efekcie przestali te pamiętniki tłumaczyć z jidysz na język polski. Te, które przetłumaczono są i one dobitnie to pokazują. Opowiada o tym niewielu badaczy tamtych czasów, między innymi dr Ewa Kurek, ale też inne osoby, do których docieraliśmy – bo przecież uczciwi Żydzi także nam pomagali przy realizacji filmu i książek. Docieraliśmy do różnych źródeł żydowskich. Rozmawialiśmy z wieloma Żydami, którzy potrafią zmierzyć się z bolesną dla nich prawdą. To co udało nam się uzyskać, w stu procentach potwierdzało zapiski z tych pamiętników, które cytujemy. Tylko przypomnę że Ringelblum to znany żydowski historyk. Czerniaków natomiast był przedstawiany jako burmistrz Getta Warszawskiego, któremu Niemcy dali nawet samochód i pensję, a on sam w zasadzie każdy dzień zaczynał śniadaniem w SS, gdzie rozmawiał jako przedstawiciel społeczności żydowskiej z Niemcami i to nie były rozmowy ofiar z katami. To były rozmowy, które pokazywały symbiozę. W książce „Powrót do Jedwabnego 3”, której Żydzi boją się straszliwie, zamieszczamy wypowiedzi strasznie atakowanego dzisiaj przez niektóre tak zwane prawicowe portale i media, Bolesława Szenicera. Warto w tym miejscu powiedzieć o nim kilka słów. Otóż dziadek Szenicera przez ćwierć wieku był dyrektorem warszawskiego cmentarza żydowskiego przy ul. Okopowej 1, jednego z największych cmentarzy żydowskich na świecie. Jego ojciec także przez ćwierć wieku dyrektorem tego samego cmentarza i Szenicer również przez ćwierć wieku był dyrektorem również tego samego cmentarza. I on nam opowiadał, że kiedy wracał ze szkoły i szedł do ojca na ten cmentarz, żeby grabić liście i porządkować groby, to ojciec z nim chodził i pokazywał, że tu leży taki Żyd, a tam taki. Że historia tego Żyda jest taka, a tamtego taka. Następnie, kiedy przyjeżdżali do niego Żydzi amerykańscy, australijscy i z całego świata, żeby odszukał im przodków, to on o niektórych potrafił opowiadać nawet godzinami. W ten sposób poznał tysiące wpływowych Żydów amerykańskich, izraelskich czy australijskich oraz z innych krajów z całego świata. W jego Fundacji Cmentarza Żydowskiego "Gęsia" można znaleźć zdjęcia z Szymonem Wiesenthalem, Aleksandrem Kwaśniewskim i całą masą innych wpływowych osób. Jednym słowem to był Żyd bardzo ceniony przez wszystkie środowiska żydowskie do momentu, kiedy przeciwstawił się temu, żeby Żydzi amerykańscy i polscy dzielili Polskę w sposób wulgarnie drapieżny. On im wtedy powiedział „NIE”, tłumaczył, że nie wolno robić takich rzeczy. No i oczywiście został zniszczony. Zaczęto mu wypominać, że jego ojciec był komunistą i szukano – mówiąc kolokwialnie – dziury w całym. Szenicer, jaki był wcześniej, nikomu nie przeszkadzał, a wprost przeciwnie. Żydzi go cenili i szanowali, poznał chyba wszystkich wpływowych Żydów świata. Zaczął im przeszkadzać, kiedy zaczął opowiadać o narracji, która zmierza do podzielenia Polski pomiędzy Żydów amerykańskich i polskich, co pokazujemy we wspomnianej już książce „Powrót do Jedwabnego 3 – To tylko Polin”, w której załączamy dokumenty pokazujące, że właśnie żydzi amerykańscy i polscy kłócą się o Polskę, ale nie w dobrym tego słowa znaczeniu, tylko w takim, że jedni mówią: „weźcie sobie kawałek Zielonej Góry, a nam oddajcie kawałek Krakowa, bo tam zarobimy więcej forsy”. Posługują się właśnie takimi sformułowaniami. Nie mówią o dziedzictwie Żydów, o ich spuściźnie czy o tożsamości. Szenicer takiej narracji się przeciwstawił. Mówił im, że to są ich przodkowie, że trzeba o tę spuściznę dbać, by uszanować tradycję i dziedzictwo. Wytykał im to podejście nastawione tylko na zysk i dlatego został zniszczony. W naszej książce dokładnie opisujemy, jak Niemcy po zajęciu Warszawy zwracali się do Żydów, a jak w pewnym momencie to podejście do nich się zmieniło. I tak dla przykładu, po zajęciu Warszawy Niemcy mieli plan, by przez cmentarz żydowski przy ulicy Okopowej poprowadzić kolejkę wąskotorową, żeby skrócić trasę do magazynów wojskowych przejętych przez Niemców, które przed wojną należały do polskiej armii. Niemcy zwracają się wtedy do przedstawicieli gminy żydowskiej i proszą - nie żądają, nie rozkazują, ale właśnie proszą gminę żydowską - o wyrażenie zgody na przeprowadzenie tej właśnie kolejki przez ten cmentarz do tych magazynów w taki sposób, by zlikwidować część cmentarza. Wybudowanie tej kolejki wiązałoby się w planach niemieckich z nieomal przepołowieniem tego cmentarza, wyłączeniem jego sporej części i wiele grobów miałaby zostać zlikwidowanych. Żydzi wtedy odpowiadają, że nie wyrażają zgody, ponieważ tam są ich przodkowie, spuścizna i tak dalej. Argumentują, że jeśli Niemcy to zrobią, to wszyscy Żydzi będą oburzeni. Mówią Niemcom, że jeżeli chcą mieć dobre relacje z Żydami, to tego im zrobić nie wolno. Niemcy wtedy łagodnie próbują gminę żydowską przekonywać, wyjaśniać i negocjować, a nie straszyć czy wydawać rozkazy. Ostatecznie Żydzi wyrażają zgodę, ale nie na zlikwidowanie części cmentarza, tylko na przeprowadzenie przez kawałek cmentarza tej kolejki. Wtedy Niemcy dziękują Żydom i przez ten wąski wynegocjowany odcinek tę kolejkę przeprowadzają. Dlaczego ta historia jest ważna? Bo bardzo wyraźnie pokazuje relacje Żydów z Niemcami w pierwszym okresie okupacji niemieckiej w Polsce. Bo czy na podstawie wiedzy, jaką posiada przeciętny polski obywatel, ktoś sobie wyobraża, że tak mogły się odbywać rozmowy Niemców z Żydami w okupowanej Warszawie? Czy to oznacza, że Niemcy zdawali sobie sprawę z tego, że Żydzi byli im potrzebni do walki z Polakami? W filmie, ale też w książce, pokazujemy, że w tamtym okresie stosunek Niemców do Żydów był partnerski. Jeszcze raz to podkreślę: nie było ze strony niemieckiej rozkazu, by zlikwidować cmentarz i gróźb, że jeśli któryś Żyd się przeciwstawi, to zostanie zabity. Żadne takie. Okupant uprzejmie prosi o zgodę i negocjuje. Po uzyskaniu zgody Niemcy za to dziękują. Czy tak wyglądają relacje kata z ofiarą? Zdecydowanie nie. Nam się mówiło i wmawiało, że po wejściu Niemców do Polski oni od razu mordowali Żydów, a to jest całkowita nieprawda. W Fundacji „Gęsia” przy cmentarzu przy ul. Okopowej można zobaczyć zdjęcia tej kolejki. Ta historia pokazuje, jak naprawdę wyglądały relacje niemiecko – żydowskie w pierwszym okresie okupacji w Polsce. Jeszcze raz to podkreślę, ponieważ są to fakty zupełnie nieznane. Nie były to relacje katów z ofiarami, ale zdobywców, którzy podbili pewien teren – w tym przypadku terytorium Polski – i na tym terenie wysublimowali obywateli polskich narodowości żydowskiej, którym następnie powiedzieli, że to nie z nimi prowadzą wojnę, ale z Polakami. Niemcy powiedzieli Żydom, żeby sobie zbudowali getta, odgrodzili się od Polaków i zapewnili ich, że tam będą bezpieczni. I Żydzi, mówiąc potocznie, na to poszli. Uwierzyli Niemcom. Przeciętnemu człowiekowi getto kojarzy się z miejscem męki od początku funkcjonowania do końca i mało kto wie o tym, że te getta Żydzi sami budowali. My to pokazujemy w tym filmie. Warto dodać, że już w średniowieczu otaczali się murem, mieli tam swoje koszerne jedzenie, swoją kulturę i tradycję, tożsamość i religię. To były ich miejsca alienacji od społeczeństw miejscowych. Oni tam mieli swoją autonomię. I Niemcy im to podkreślali, że tam mogą sobie rządzić, a oni będą poza ich murami prowadzili wojnę z Polakami. I tak to właśnie wyglądało co do zasady do roku 1941. Oczywiście zdarzały się sytuacje, kiedy Niemcy mordowali Żydów już wtedy, ale to było absolutnie nieporównywalne do tego, jak mordowali Polaków w tym pierwszym okresie okupacji. A po drugie, to było całkowicie nieporównywalne do tego, co nastąpiło później. Pan Maciejewski, który prowadzi rozmowy w telewizji internetowej „Telewizja wPolsce” manipuluje straszliwie. Zaprosił profesora Bogdana Musiała, któremu zadaje pytanie na podstawie cytatu wyrwanego z kontekstu. Z naszego filmu wyrywa z kontekstu fragment, ostatni fragment dotyczący tego, co się dzieje w getcie, gdzie pokazujemy, że do 1941 roku Żydzi uważali, że getto jest ich miejscem autonomii, które oni w Polsce zawsze chcieli mieć, o której to autonomii marzyli. Tymczasem Jakub Maciejewski w portalu wPolityce.pl cytuje ten fragment, całkowicie wyrwany z kontekstu, owemu profesorowi, że „getto było wymarzoną autonomią Żydów”. Zapomina tylko powiedzieć, że to jest fragment który jest bezpośrednim cytatem z pamiętników żydowskich, a po drugie, że ten cytat pochodzi z tego pierwszego okresu, o którym mówię, a więc do roku 1941 i do tego okresu się odnosi, w którym Niemcy mieli z Żydami symbiozę. On natomiast zadaje pytanie profesorowi tak, jakby ten fragment dotyczył całości sytuacji w getcie, czyli do roku 1943. Podczas gdy w roku 1941 sytuacja zmienia się radykalnie i ta autonomia, w którą wierzyli Żydzi, staje się dla nich piekłem na Ziemi. Maciejewski strasznie manipuluje i próbuje podważyć wiarygodność Szenicera, ponieważ zadaje profesorowi pytanie w takim a nie innym duchu. Przykre to wszystko. Pojawia się tu jak dla mnie dość oczywiste pytanie, czy ten profesor miał szansę zapoznać się z książką albo z filmem? Czy sam pan Maciejewski ten dokument w ogóle obejrzał? Ja obejrzałem i Pana film i odcinek w „Telewizji wPolsce” pt. „Jedwabne. Jaka jest prawda” i mnie to wygląda raczej na pytania przygotowane zgodnie z jakimś scenariuszem, a nie samodzielnie rzetelnie napisane. To jest pytanie do pana Maciejewskiego. W tej rozmowie pada wyjęte całkowicie z kontekstu pytanie Maciejewskiego: czy getto było wymarzonym miejscem dla Żydów? Jeśli bawimy się w takie manipulacje, to jest to zwyczajnie obrzydliwe. My pokazujemy, że żydowscy kronikarze piszą, iż do 1941 roku mają tam swoją wymarzoną autonomię, którą zawsze chcieli w Polsce mieć. Jednocześnie pokazujemy w filmie, że Niemcy ich oszukali, ponieważ dosłownie za chwilę ta wymarzona przez nich autonomia, w którą tak wierzyli i w której pokładali takie nadziej staje się piekłem na Ziemi i miejscem ich martyrologii, eksterminacji i męki. Tymczasem Maciejewski zadaje profesorowi Musiałowi pytanie w duchu – bo oni w filmie mówią, że getto było wymarzonym miejscem dla Żydów i jak prof. Musiał się do tego odniesie? Profesor odpowiada: jak można takie rzeczy mówić? Przecież oni tam umierali. Tam była męka i tam było cierpienie. Szkopuł w tym, że nikt tego nie neguje, ale – jeszcze raz to bardzo wyraźnie podkreślę – ta męka i martyrologia Żydów zaczęły się od 1941 roku. Nie można tak manipulować. Nie można takich rzeczy robić. To jest bardzo nieuczciwe. Osobiście spotkałem się z literaturą, że tak naprawdę to, co się stało w 1939 roku, było już wcześniej planowane i były rozmowy prowadzone na wysokim szczeblu Żydów i Niemców. Że na taką sytuację Żydzi po wejściu i Niemców 1. września, a następnie Sowietów 17. września byli przygotowani i rola Żydów w tym wszystkim też była uzgodniona. Przecież Żydzi od samego początku okupacji Polski uczestniczyli we współpracy z Niemcami i Sowietami w eksterminacji Polaków. Podobno obiecano im tu na naszych ziemiach to ich wymarzone Polin, ich „ziemię obiecaną”. Tyle tylko, że nie obiecał im tego Jahwe, ale Niemcy. Niemcy właśnie mieli tu mieć, jak to określali Labensraum dla rasy aryjskiej, a Żydzi mieli dla Niemców tym wszystkim zarządzać. Czy Pan spotkał się z takimi źródłami? Tych materiałów, o których pan mówi, odnośnie współpracy Żydów z Niemcami w mordowaniu Polaków, przyznaję, nie znam. Nie wiemy wszystkiego, ale w filmie pokazujemy, że nasza wiedza jest taka, jaka właśnie jest. Pokazujemy, że Niemcy wchodząc do Polski, zajmując nasz kraj, mieli plan wymordowania Żydów. Taka jest nasza wiedza. Postanowili jednak ten plan odłożyć na bardziej sprzyjający czas. I podłością jest, kiedy wmawia się światu i spora część ludzi w to uwierzyła, że Polacy mieli tutaj z Niemcami dobrze i że byli to nieomal tacy sami naziści, a niekiedy nawet gorsi niż Niemcy, a tymczasem Żydzi mieli cierpieć od pierwszego dnia okupacji. Tak nie było! To nieprawda. Polacy nie byli nazistami. To Polacy od pierwszych dni wojny byli największymi ofiarami niemieckich zbrodni na tych ziemiach. I trzeba to szczególnie podkreślić. Żydzi natomiast zaczęli być masowo mordowani dopiero od 1941 roku, wcześniej uwierzyli, że mają z Niemcami symbiozę. Co więcej, Żydom nie przeszkadzało to - a przynajmniej nic na to nie wskazuje, aby było inaczej – i nic nam nie wiadomo, by Żydzi okazywali jakieś szczególne gesty współczucia dla męki Polaków. Żydzi do 1941 roku nie doświadczyli tego, czego Polacy doświadczali wcześniej. Dopiero w wtedy, w roku 1941 Żydzi zaczynają rozumieć, że dali się Niemcom oszukać, że to było mydlenie im oczu z ta ich wymarzoną autonomią. Także to, że Niemcy nie walczą z nimi, tylko z Polakami. Dopiero wtedy zaczynają to rozumieć. Dlatego właśnie Czerniaków - już wtedy świadomy, że Niemcy ich po prostu wykorzystali do walki z Polakami, a eksterminację Żydów odłożyli sobie po prostu w czasie – popełnił samobójstwo. Zrozumiał – mówiąc językiem potocznym – jak bardzo dał się ograć Niemcom. Dotarło do niego, że to co Niemcy wcześniej robili z Polakami, od 1941 roku zacznie się dziać także z Żydami. I to jest dla niego taki wstrząs, że – można powiedzieć o nim w pewnym sensie jako postaci tragicznej z punktu widzenia Żydów – uwierzył, że z Niemcami uda się osiągnąć porozumienie. On wtedy doskonale zrozumiał, że żadnego porozumienia nie będzie, ale będzie mordowanie Żydów i dlatego właśnie odbiera sobie życie. Ta wiedza, o której mówię, wynika z analizy wielu dokumentów, pamiętników żydowskich, wiedzy innych Żydów, do których docieraliśmy. Ci, którzy mówią o tym prawdę, są niszczeni przez obecne żydowskie elity i kłamców z przemysłu holokaustu. Dokładnie podobnie manipuluje się wiedzą o niemieckim obozie koncentracyjnym w Auschwitz, który przecież został zbudowany przez Niemców do eksterminacji Polaków, a Żydów zaczęto tam wywozić dopiero od roku 1941, co doskonale potwierdza też Wasze ustalenia. To też staraliśmy się pokazać w filmie na przykładzie Czesi Kwoki, która jest takim symbolem. Ją, co ciekawe, żydowskie media przedstawiały jako Żydówkę, a to przecież była Polka. To jest dziecko, które było bite zanim stanęło do tego zdjęcia – widać, że ma rozcięte usta. Ten przemysł holokaustu próbuje zawłaszczyć nawet polskie ofiary. To wygląda tak, że Niemcy wykorzystali Żydów, którzy zrobili swoje, a następnie przystąpili do likwidacji niewygodnych świadków. W jakieś mierze, w pewnym sensie, można powiedzieć, że i tak mogło być, ale tak naprawdę chodziło o coś zupełnie innego. Niemcy od początku chcieli mieć Żydów pod kontrolą, zgrupowanych w wyznaczonych miejscach. To z punktu widzenia planów na później bardzo ułatwiało sprawę ich kontrolowania – i zabijania. Żydzi zlokalizowani w jednym czy kilku miejscach i kontrolowani przez samych innych Żydów - to było wygodne z punktu widzenia Niemców. W tym czasie żydowscy przedstawiciele porozumiewali się z Niemcami. Żydzi wytworzyli sobie sztuczną i złudną wizję normalnych relacji z Niemcami. Czy może są jakieś dokumenty, a może Pan ma swoją opinię, dlaczego Żydzi już po tym, kiedy się zorientowali, że zostali oszukani, że są tak samo ofiarami jak Polacy, że sami byli naiwni, dlaczego mimo wszystko poszli w tą drogę i z ofiar zaczęli się stawać okupantami i zbrodniarzami? Czy to jakiś efekt syndromu sztokholmskiego? Po wojnie przecież też współpracowali z reżimem, tyle że komunistycznym i już bezpośrednio uczestniczyli w próbach dalszej eksterminacji Polaków i mordowali naszych przodków? To też staramy się pokazać, ale to jest pytanie do Żydów, skąd bierze się ta nienawiść w stosunku do Polaków, narodu który jak żaden inny udzielił im takiej gościny, w ramach której mieli najlepsze warunki do zachowania swojej kultury, tradycji, tożsamości. Jest to bardzo przykre, także dla uczciwych Żydów, z którymi rozmawiamy, jak na przykład nasz przyjaciel, lektor i narrator Jerzy Zelnik, który jest teraz atakowany przez kolegów Żydów – w tym także aktorów żydowskiego pochodzenia. To jest twardy, dzielny i dobry człowiek, ale każdy na jego miejscu by się przejął i on też się przejmuje. Podkreśla jednak, że nie żałuje, iż mógł wystąpić w tym filmie, ponieważ jest to film prawdziwy. Kiedy natomiast pyta swoich kolegów Żydów, czy widzieli ten film, większość z atakujących odpowiada, że nie widzieli, ale i tak wiedzą, że jest antysemicki. Pytam zatem: na jakiej podstawie? IPN wstrzymał badania. Obecny prezes tej instytucji natomiast mówi, że ekshumacja w Jedwabnem i badania możliwe są tylko w obecności strony żydowskiej, żeby te ustalenia nie były podważane. Czy to oznacza, że przy obecnej skali nakręcenia i przemysłu holokaustu i zakłamania i nagonki medialnej ta ekshumacja nigdy się nie odbędzie? Pan Maciejewski – wrócę jeszcze do tego materiału - wykonuje gigantyczną pracę na rzecz kłamstwa, na rzecz Żydów, którzy kłamią. Nie wiem, czy robi to z głupoty czy ma złe intencje. To wie tylko on. Natomiast jestem przekonany, że wykonuje gigantyczną pracę na szkodę Polski i wspiera tych Żydów, którzy optują za kłamstwem. Na czym to polega? Pan Maciejewski próbuje wmówić opinii publicznej w swoich tekstach i rozmowach, że wszyscy wiedzą, że tej zbrodni dokonali Niemcy i oni wymordowali Żydów w Jedwabnem. Otóż nie wiedzą. Powiem nawet więcej. Cała obowiązująca narracja mówi o winie Polaków. Pan Maciejewski nawet nie sięga do dokumentów prokuratora Ignatiewa, który do niedawna prowadził tę sprawę. Na dziś obowiązująca wersja jest taka: - Niemiecka inspiracja do dokonania zbrodni nie przybrała bowiem formy współsprawstwa – wspólnego dokonania z polskimi mieszkańcami zaplanowanej zbrodni na wszystkich etapach przestępczego planu. Taki zapis figuruje w oficjalnych dokumentach IPN. Jeśli pan Maciejewski tego nie wie, to nie powinien nawet zabierać się za tę sprawę. Wyraźnie widać, że nawet nie zapoznał się z dokumentami. W tej rozmowie z profesorem Bogdanem Musiałem próbuje zrobić wrażenie, że przecież wszyscy wiedzą, że to Niemcy mordowali Żydów w Jedwabnem. Ale właśnie nie wiedzą, ponieważ na chwilę obecną - i zapisy IPN to potwierdzają - ogólna narracja na świecie fałszywie pokazuje winę Polaków i uznaje wersje kłamliwą, o polskiej zbrodni w Jedwabnem. Powiem więcej – także większość Polaków jest w tej sprawie całkowicie zdezorientowanych i też wierzy w polska winę. Za granicą sytuacja w tym temacie jest zatrważająco jasna: mordowali Polacy. Tak jest, bo kłamstwo o Jedwabnem rozpropagowano na cały świat. Każdy czy prawie każdy obcokrajowiec zapytany o tę zbrodnie – o ile potrafi ją w ogóle skojarzyć - odpowie, że tej zbrodni dokonali Polacy. Dla przykładu mój przyjaciel był ostatnio w Tajlandii i próbując nawiązać kontakt z miejscowymi opowiadając o Polsce, żeby im łatwiej było nasz kraj skojarzyć przywołał nazwisko naszego słynnego piłkarza Roberta Lewandowskiego, którego znają wszyscy. Autochton nie słyszał o Lewandowskim, ale słyszał o Jedwabnem - wymienił właśnie Jedwabne, jako miejsce mordu Polaków na Żydach. Rozpromowano to kłamstwo i na jego podstawie buduje się wizję Polski jako państwa nazistowskiego. Żeby to odkręcić potrzebna jest gigantyczna praca, ale tę pracę trzeba zacząć. Z punktu widzenia prawicowego portalu opowiadanie takich rzeczy jest po prostu nie do pojęcia i nie do przyjęcia. https://www.fronda.pl/a/wojciech-sumlinski-dla-frondy-zydzi-nie-moga-sie-pogodzic-z-tym-ze-dali-sie-oszukac-niemcom,167710.html
  4. Jarosław Pinkas 29.02.2020 "– Jestem od kilku dni w biurze, nocuję tu, w zasadzie nie wiem, jaki dzień dzisiaj. Szczerze powiem, że jestem w piekle. Mamy przeciwnika, który jest niezidentyfikowany. Ten wróg to panika, niepokój, brak rozsądku, rozwagi i złe emocje – mówi główny inspektor sanitarny Jarosław Pinkas. – Wielu polityków, którzy posługują się straszeniem koronawirusem jako elementem gry politycznej, powinno sobie włożyć lód do majtek. Są rzeczy, których się nie robi – dodaje." vs Jarosław Pinkas 05.10.2021 (?) "- Zaciekłego antyszczepionkowca nie przekonam, bo to bardzo często, nie bójmy się tego słowa: „sekta”. Ale jest to bardzo mała grupa. Natomiast jeżeli ktoś się chce przekonać o mojej wiarygodności to może porozmawiać z moimi pacjentami albo zobaczyć jakie są moje osiągnięcia lekarskie. Myślę, że wówczas większości ludzi mi uwierzy - powiedział prof. Pinkas."
  5. Ja sobie na okolice Helloween zostawiam do obejrzenia... Choć po mocy z jaką Rola promuje ten film, obawiam się strasznej miernoty, przede wszystkim merytorycznej. Tym bardziej, im bardziej np "Tymczasem, jak podkreślił reżyser, o antysemityzmie nie ma mowy. Jak podkreślił, w filmie zagrał choćby Jerzy Zelnik, który sam jest żydem nawróconym na katolicyzm; jak powiedział Wojciech Sumliński, Jerzy Zelnik nigdy nie zagrałby przecież w filmie antysemickim. " Musi uciekło, że nie tylko przechrzta, ale i TW :-)
  6. Bjar "Da się to jeszcze gdzieś obejrzeć?" Bez problemów...
  7. Bjar... Widzisz, ucz się... Ty napisałeś "No, no. Kupujmy więcej ruskiego. " a w odpowiedzi dostałeś "Nawet z Australii sprowadzamy węgiel. Jeżeli EU nie pozwala na budowę nowych kopalń, to trzeba importować. Takie jest porozumienie biznesowe między Rosją i Niemcami, na tym zarabiają a Polska traci. " A prawda jest taka, że pomijając gatunki węgla, którego w Polsce jest deficyt, to nasz węgiel jest sporo droższy na hałdzie przy kopalni, niż rosyjski i/lub ukraiński z dostawą pod adres. Ciekawe, co będzie za moment, gdy popatrzy się na rosnące ceny* węgla przy braku gazu. Może się okazać, że mimo to zadłużenie PGG z 5 miliardów wobec oczekiwań finansowych górników, wzrośnie- niemal 50 % kosztów działania PGG to wynagrodzenia :-) * Użytkownicy profesjonalni już ogłosili, że mają podpisane kontrakty długoterminowe i ich to nie interesuje. Choć zapewne w cenie energii i ciepła gdzieś te podwyżki upchną.
  8. les "Odpowiadam już drugi raz - sprawdź sobie w sieci wypowiedzi twojego faworyta, prosta operacja, długo nie trzeba szukać. " Kolejny raz dajesz przykład, że trolujesz w imię przewodniej partii narodu, nie mając ani wiedzy, ani odwagi cywilnej. Zarzuciłeś mi kłamstwo, a sam jak doskonały uczeń niejakiego Kurskiego masz nadzieję, że jak błotem rzucisz, to się przyklei a durny lud i tak się nie zorientuje.
  9. srbm Z ciekawości- skoro przetarg był wg przewodniej partii narodu ustawiony i pełen korupcyjnych (?) przekrętów (?), to dlaczego w ciągu ostatnich 4-5 lat nie przedstawiono nikomu zarzutów? Choćby takich delikatnych, o przekroczenie uprawnień... Przecież to, wierząc w spiskową teorię zakupu, doskonały przykład na ośmiornicę. I co ani Ziobro, ani nikt się nie kwapił? "Jedyne" co, to od kilku lat prowadzone jest, po sugestii CBA i późniejszym donosie Tarczyńskiego, sprawdzanie "w sprawie" a nie przeciw komuś.
  10. les- może miast głupotami a'la Berczyński się zajmować, ku zaskoczeniu Użytkowników, odpowiesz merytorycznie na moje pytanie czy też prośbę?
  11. les "Ten człowiek tyle razy się skompromitował, że mało kto jego wypowiedzi traktuje poważnie. " Wszyscy wiemy, że poziomu, dla przykładu Macierewicza nikt nigdy, na szczęście nie osiągnie, ale możesz jakieś przykłady kompromitacji gen. Różańskiego podać? Mam świadomość, że proszenie ciebie czy np Tyr'a o przykłady to wołanie na puszczy, ale może mnie miło zaskoczysz...
  12. srbm "Zważywszy na jego ostatnie występy nie zdziwię się jeżeli zacznie agitować za zakupem wyrzutni systemu Polonez. " Na dziś jest emerytem i ma prawo do swoich poglądów politycznych- patrz Hołownia. Po drugie primo- jeden z lepszych polskich generałów, z potężnym przygotowaniem i doświadczeniem. Ja rozumiem, że każdy kto nie jest z Mieciem, tego zmieciem, ale wszystko ma swoje granice.
  13. takafura "Ps. Turcja nowym sojusznikiem ? Wystarczy kilka donów kupić i zrobić wspólną fotę prezydentów ? Twoje infantylne podejście pod polityki ( to powtarzanie że jedni nas lubią a drudzy nie co ma być kluczowe w polityce zagranicznej) ciągle mnie zaskakuje :)" Uuuuuuuu... les nie będzie zadowolony... widzi w Turcji kolejne mocarstwo, z którym, w dodatku, winniśmy sojusz zawiązać...
  14. les... "gen. Różański wybitny autorytet onetu" Taaa... gdzie Różańskiemu przygotowaniu merytorycznym i doświadczeniem, także bojowym, do tuzów intelektu jak Błaszczak czy Dworczak...
  15. Afera e-mailowa. Jak Morawiecki z Dworczykiem rakiety wojsku kupowali Premier Morawiecki i minister Błaszczak ponad dwa lata temu ogłosili zakup amerykańskiego systemu rakietowego dla wojska. Z ujawnionych e-maili, mających pochodzić ze skrzynki ministra Dworczyka, wynika że armia nie miała wpływu na ten wybór. – Skoro dwóch panów decyduje o zakupie sprzętu istotnego dla bezpieczeństwa państwa, a nawet nie są umocowani w procedurze, to znaczy, że system zakupów wojskowych odleciał już od procedur. Totalna aberracja – uważa gen. Mirosław Różański, były dowódca generalny rodzajów sił zbrojnych. Po wizycie prezydenta Andrzeja Dudy w Waszyngtonie we wrześniu 2018 r. MON kupił w Stanach Zjednoczonych dywizjon rakietowy HIMARS za ok. 1,5 mld zł. Polska armia ma dostać ten sprzęt do 2023 r. Polskie spółki zbrojeniowe od lat przygotowywały się do realizacji własnego programu „Homar”. Minister Dworczyk miał przekonywać jednak premiera, że nie warto ich brać pod uwagę, lecz należy kupić amerykański sprzęt Eksperci, z którymi rozmawiał Onet, twierdzą, że takie rachunki to spore uproszczenie. – Budowa nowych kompetencji przemysłu zbrojeniowego w kraju kosztuje. Często jednak warto te koszty ponieść – mówi Mariusz Cielma, redaktor naczelny „Nowej Techniki Wojskowej”. Z ujawnionych maili wynika też, że w ramach programu „Homar” izraelska firma chciała w Polsce zbudować fabrykę rakiet. Jednak były wiceszef PGZ miał napisać do premiera i ministra Dworczyka: „Z Izraelem nawet nikt nie rozmawiał” Jesienią 2018 r. stało się jasne, że Polska kupi „z półki” amerykańskie wyrzutnie rakietowe HIMARS. Premier Mateusz Morawiecki i Mariusz Błaszczak, minister obrony, zapowiedzieli to oficjalnie w lutym 2019 r., ogłaszając, że „kupujemy nowoczesny sprzęt, który daje gwarancję bezpieczeństwa”. Branża zbrojeniowa i eksperci wojskowi kręcili jednak nosem. Ich główny argument dotyczył tego, że polski przemysł zbrojeniowy nic nie zyska na tym zakupie. Tymczasem rodzima zbrojeniówka liczyła na wielkie kontrakty. Polski „Homar” miał być odpowiedzią na rosyjskie Iskandery Nad własnymi rozwiązaniami artyleryjskimi przemysł pracował wspólnie z wojskiem od 20 lat w ramach tzw. programu „Homar”. Już wtedy było jasne, że trzeba będzie czymś zastąpić wycofywane, radzieckie taktyczne zestawy rakietowe „Toczka” klasy ziemia-ziemia. Program „Homar” przyspieszył w 2014 r. po aneksji Krymu przez Rosję. Okazało się, że armia po wycofaniu ze służby pocisków „Toczka” nie miała już żadnego odpowiednika rosyjskich Iskanderów, które zostały rozmieszczone tuż przy granicy z Polską, w okręgu Kaliningradzkim. Odpowiedzią miał być właśnie „Homar”. Program zakładał, że we współpracy z zagranicznym kooperantem w fabryce Mesko miały być produkowane na licencji rakiety i wyrzutnie. Jelcz zaś miał dostarczyć ciężarówki do ich przemieszczania. Rodzimej produkcji miał być również system dowodzenia Topaz, który jest powszechny w wojskach artyleryjskich. Polskie przedsiębiorstwa miały też dostarczać sprzęt wsparcia, jak na przykład mobilne centra dowodzenia czy pojazdy z zapasową amunicją, a także miały odpowiadać za serwis większości elementów systemu oraz uczestniczyć wspólnie z zagranicznym kooperantem w rozwoju rakiet. Od 2015 r. prowadzone było postępowanie, a liderem konsorcjum została Polska Grupa Zbrojeniowa. Wojsko w ramach projektu brało pod uwagę współpracę polskich firm z amerykańskim koncernem Lockheed Martin, producentem systemów HIMARS lub izraelskim IMI, produkującym system Lynx. Podczas wizyty w Polsce prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa w 2017 r. nieoczekiwanie jednak ówczesny minister obrony Antoni Macierewicz ogłosił, że MON kupi wyrzutnie rakiet od Amerykanów. W tym czasie PGZ nadal prowadziła negocjacje z Izraelczykami. Mleko się jednak rozlało. W styczniu 2018 r. stanowisko stracił Macierewicz. W MON zastąpił go Mariusz Błaszczak. Przyszedł do resortu z własną ekipą. Na początku zamiast nadzorem m.in. nad realizacją programu „Homar” zajął się czyszczeniem ludzi poprzednika ze stanowisk oraz obsadzaniem swoich zauszników w przemyśle zbrojeniowym. Natomiast coroczne zmiany prezesów PGZ spowodowały bałagan i stagnację w programie „Homar”. Nagły powrót do sprawy modernizacji polskiej artylerii nastąpił dość nieoczekiwanie latem 2018 r., co zbiegło się z planowaną na wrzesień wizytą prezydenta Andrzeja Dudy w USA. „Homar” za „Fort Trump” Z ujawnionych e-maili mających pochodzić ze zhakowanej skrzynki Michała Dworczyka, szefa kancelarii premiera, dowiadujemy się, że „Homar” wrócił do łask, ponieważ miał być kartą przetargową w rozgrywce o nakłonienie prezydenta Trumpa do zwiększenia amerykańskiej obecności wojskowej w Polsce i decyzji o budowie u nas stałej bazy, którą prezydent Duda chciał nazwać „Fort Trump”, co ujawnił w Waszyngtonie. Na kilka tygodni przed oficjalną wizytą polskiego prezydenta w USA minister Dworczyk miał napisać do premiera Morawieckiego: „Zakup od USA (systemów rakietowych – red.) można i trzeba wykorzystać w sprawie baz - i tego TRZEBA PRZYPILNOWAĆ”. Wkrótce MON kupił w Stanach Zjednoczonych jeden dywizjon rakietowy HIMARS za ok. 1,5 mld zł. W jego skład wejdzie 18 wyrzutni bojowych M142 HIMARS i dwie do szkolenia wraz zapasem amunicji rakietowej o zasięgu do 80 km i do 300 km. Polska armia ma dostać ten sprzęt do 2023 r. Natomiast historia zwiększenia obecności wojsk amerykańskich w Polsce potoczyła się zupełnie innym torem niż planowali polscy politycy. Latem 2020 r. Donald Trump podpisał decyzję o wycofaniu wojsk amerykańskich z Niemiec. Jednak i tak tylko niewielka ich część trafiła do Polski. Wpływ na to miały czynniki geopolityczne i te wynikające z rozwoju wewnętrznej sytuacji w Stanach Zjednoczonych, a nie zakup przez nasz kraj systemu HIMARS. Wkrótce też okazało się, że budowa „Fortu Trump” w Polsce nigdy nawet nie była nawet rozważana. „Żydzi mieli najlepszą ofertę, ale to mgliste zapowiedzi” Z treści ujawnionych maili wynika również, że w lipcu 2018 r. w zaciszu gabinetów politycznych, bez głębszych analiz i udziału wojska, a nawet przedstawicieli MON, ważyły się losy udziału polskich firm w programie „Homar”. Rozmowa, która tego dowodzi pochodzi z 20 lipca 2018 r. i jest prowadzona przez trzy osoby: Mateusza Morawieckiego, Michała Dworczyka i Michała Kuczmierowskiego, ówczesnego wiceprezesa PGZ. Ten ostatni do zarządu zbrojeniowego koncernu trafił cztery miesiące wcześniej, a media ogłosiły go jednym z ludzi premiera we władzach tej spółki. Kuczmierowski miał napisać do Morawieckiego: „Przekazałem notatkę Antoniemu Olszewskiemu (urzędnik kancelarii premiera – red.) - oferta z Izraela na budowę tutaj fabryki ich rakiet do HOMARA z gwarancją eksportu. Oczywiście do sprawdzenia ale z Izraelem nikt nawet nie rozmawiał” (we wszystkich cytatach z e-maili zachowujemy pisownię oryginalną – red.). Morawiecki: „Czyli jedyną alternatywą dla Amerykanów są ci Izraelczycy zbudowaną fabryką w Polsce?” Kuczmierowski: „Tak” Kilka minut później do rozmowy włączył się Dworczyk, który, zanim został szefem kancelarii premiera, od marca do grudnia 2017 r. był sekretarzem stanu w MON za Macierewicza. W mailu do Morawieckiego i wiceszefa PGZ przyznaje: „Żydzi mieli rzeczywiście lepszą ofertę (od Amerykanów – red.) ale to mgliste zapowiedzi a doświadczenia z nimi są takie, że jak przychodzi do szczegółów to zaczynają się problemy”. „Decyduje trzech panów, którzy nie mają wiedzy” – Nie wiem, co uprawnia Michała Dworczyka do dokonywania ocen oferentów i samego sprzętu. Gdyby przeprowadził choć jedną procedurę zakupu, wiedziałby jak wygląda takie postępowanie, miałby rozeznanie rynku, a nie czerpał wiedzę od emerytowanego oficera broni pancernej płk. Gaja, to może pokusiłbym się o komentarz. Teraz mogę powiedzieć tylko, że ta wymiana e-maili świadczy o tym, iż procedury wojskowe nie są przestrzegane, skoro o tym, jakie systemy uzbrojenia dostaje wojsko, decyduje trzech panów, którzy nie mają wiedzy, kompetencji, ani prawnego umocowania – mówi gen. Różański. W e-mailu do Morawieckiego i Kuczmierowskiego Dworczyk wymienia też argumenty świadczące o tym, iż polska armia powinna kupić system HIMARS „z półki” od Amerykanów. Główny to cena. Dworczyk: „Polski Homar” – realizowany przez PGZ byłby trzy razy droższy. Ten „z półki” USA za 3 dywizjony to ok. 3,5 mld zł, nasz „polski” ok. 12 mld zł”. Następnie dodał: „W cenie 12 mld zł kryje się licencja na produkcję rakiet ale: odnawiana co 10 lat, bez możliwości eksportu, a newralgiczne części byłby i tak produkowane za granicą i u nas tylko składane jak w przypadku Spike (przeciwpancerny pocisk kierowany produkcji izraelskiej, kupiony w 2002 r. przez polską armię, którego podzespoły są składane w fabryce „Mesko” ze Skarżyska Kamiennej – red.). – Naturalne jest to, że budowa nowych kompetencji przemysłu zbrojeniowego w kraju kosztuje. Często jednak warto te koszty ponieść, ponieważ w długofalowej perspektywie przyniosą one wymierne korzyści – nasze zakłady zyskają wiedzę, technologie i oprzyrządowanie, które może być przydatne w kolejnych projektach rakietowych. Na pewno nasz przemysł wiązał z programem „Homar” duże nadzieje – mówi Mariusz Cielma, redaktor naczelny „Nowej Techniki Wojskowej”. Podobnego zdania jest gen. Różański: – Powinniśmy stawiać na rozwiązania korzystne dla wojska i przemysłu obronnego. Chodzi o wybór systemu uzbrojenia, który będzie co najmniej serwisowany na terenie kraju, a jeszcze lepiej byłoby, gdyby nowy sprzęt był u nas współprodukowany, ponieważ to podnosi zdolności obronne naszego państwa – mówi były dowódca generalny. Generał nie chce się odnosić do kwot padających w e-mailu Dworczyka, lecz zaznacza, że jeśli kupujemy sprzęt „z półki” to nie tylko ponosimy koszt kontraktu, lecz będziemy musieli płacić też dodatkowo za jego eksploatację i serwis. W konsekwencji amerykański system może kosztować polskiego podatnika znacznie drożej, niż deklarują to politycy. Na koniec Dworczyk dodaje: „Druga – duża część Homarów, które powinny być kupione można pomyśleć o płytkiej polonizacji ale to pieśń przyszłości”. Rzeczywiście MON zapowiedział, że na jednym dywizjonie rakietowym kontrakt z Amerykanami się nie zakończy. Nie padły jednak żadne szczegóły. „Procedury zostały całkowicie pominięte” – Kolejna rozmowa pokazująca, że w sprawach obronnych i zakupów dla armii jest kilka ośrodków decyzyjnych i kiedy ważyły się losy programu „Homar” niekoniecznie o wyborze partnera zagranicznego decydował MON – mówi Mariusz Cielma. – Ta dyskusja nie jest prowadzona w kręgu osób, które powinny ją prowadzić. Wybór uzbrojenia nie leży w kompetencjach premiera i szefa jego kancelarii. To powinno się dokonać w trakcie fazy analityczno-koncepcyjnej, którą prowadzi wojsko. Tymczasem, te rozmowy świadczą o tym, że procedury zostały całkowicie pominięte, a trzech panów mówi co wojsko powinno kupić. W tej sytuacji zbędnym wydaje się być Sztab Generalny i Inspektorat Uzbrojenia – podsumowuje gen. Różański. https://www.onet.pl/informacje/onetwiadomosci/afera-e-mailowa-morawiecki-z-dworczykiem-kupuja-rakiety-dla-wojska-kulisy/lgxnrwn,79cfc278
  16. To co? Czekamy na kolejną nowelizację mitycznego Raportu, gdzie znajdziemy informacje, że bąby podłożył Piątek, a Macierewicz na oczy nie widział Luśni, D'Amato, płk Gaja i podobnych? PS Ciekawe, czy rząd zdementuje dzisiejsze informacje o kolejnych @, tym razem o procedurach bezpieczeństwa związanych z podstawianiem dodatkowego samolotu... Czy się ograniczy do ponownego, że nie będzie komentować :-) Odrobinę inną taktykę przyjęli w ubiegłym tygodniu.
  17. Linia do rozlewania szczepionek przeciw koronawirusowi w warszawskiej Polfie Tarchomin jest budowana. W maju staną pierwsze maszyny i na jesieni rozlewnia będzie gotowa - zapowiedział minister aktywów państwowych Jacek Sasin ( 04.03.2021 ) vs 29.09.2021 Rządowy PR groźniejszy niż COVID-19. Co się stało z "polską szczepionką" i jej rozlewnią Nie wiadomo, kiedy i czy w ogóle w Polsce dojdzie do produkcji szczepionek przeciwko COVID-19 oraz rozlewania tego preparatu w nowoczesnej ampułkarni. Po szumnych zapowiedziach najważniejszych osób w państwie pozostały jak na razie tylko obietnice, wydane miliony złotych i polskie firmy, które stały się zakładnikami politycznych gierek i rządowego PR-u. Mimo politycznych deklaracji i obietnic składanych w szczycie pandemii przez członków rządu do dzisiaj nie ruszyła ani rozlewnia szczepionek przeciwko COVID-19 w Polfie Tarchomin, ani komercyjna produkcja szczepionek amerykańskiej firmy Novavax w fabryce polskiej spółki Mabion Jak ustalił Onet, obie polskie firmy oprócz opóźnień wynikających z czynników technologicznych do dziś nie podpisały umów komercyjnych z zachodnimi partnerami czy to na rozlewanie szczepionek, które z racji na dużą dostępność preparatu w Polsce de facto straciło uzasadnienie biznesowe, czy na produkcję antygenu (głównego składnika szczepionki – red.) Obie inwestycje, które pochłonęły wiele milionów złotych stały się ofiarami przerostu politycznych ambicji i ostrego konfliktu na najwyższych szczytach władzy do jakiego na tym tle doszło między dwoma najważniejszymi dzisiaj politykami: premierem Mateuszem Morawieckim oraz wicepremierem i szefem MAP Jackiem Sasinem Cofnijmy się o kilka miesięcy. Na początku 2021 r. w samym szczycie pandemii koronawirusa cała Europa zmagała się z problemami dostaw szczepionek przeciwko COVID-19. Niemal w każdym kraju Unii Europejskiej brakowało wówczas szczepionek, choć jednocześnie unijne firmy produkujące te preparaty, za zgodą Brukseli eksportowały je do licznych krajów nienależących do europejskiej wspólnoty. Ówczesne kłopoty z dostawami spowodowały, że polski rząd, który kilkukrotnie musiał modyfikować harmonogram szczepień, zaczął podejmować decyzje, które już wówczas wydawały się dość ryzykowne i trudne do zrealizowania. I co ciekawe, choć zapadały w jednym rządzie, to z faktu iż podejmowane były w różnych gabinetach i przez zwaśnionych ze sobą prominentnych polityków, zaczęły ze sobą już na samym początku rywalizować. Na dywaniku u premiera. Jak politycy władzy ścigali się ze sobą Na początku lutego rząd podjął decyzję o próbie przeniesienia do Polski ostatniego etapu produkcji szczepionek i uruchomienia jej rozlewni. Patronem tego pomysłu okazał się wicepremier i minister aktywów państwowych Jacek Sasin, który wówczas przekonywał, że rozlewanie szczepionki w Polfie Tarchomin może rozpocząć się już za kilka tygodni. "Kończy się przygotowanie linii, która kosztem 40 mln zł została przygotowana do tego" – mówił w rozmowie z Polsat News, dodając zapewne nieprzypadkowo, że jeśli chodzi o produkcję szczepionki w Polsce to jest to kwestia "na lata" i bardzo kosztowna. "W produkcję potrzeba zainwestować ok. 3 mld zł, co nie znaczy, że nie będziemy tego robić" – dodał. "Ambicją rządu jest, żeby odbudować przemysł farmaceutyczny w Polsce" – zaznaczał wówczas Sasin. Z informacji Onetu wynika, że zapowiedź Sasina o wykorzystaniu budowanej już wówczas za 40 mln zł w Polfie Tarchomin nowej ampułkarni, która pierwotnie miała zapewnić dostępność leków stosowanych w lecznictwie szpitalnym, wzbudziła irytację w gabinecie samego premiera Mateusza Morawieckiego. Sasin bowiem nie uprzedził go o swoich planach, z czego ludzie szefa resortu aktywów państwowych musieli się gęsto tłumaczyć, lądując na dywaniku w KPRM. Szef rządu miał bowiem zupełnie inny plan opracowany przez swoich najbliższych wizerunkowych doradców, którzy już wkrótce stali się głównymi bohaterami tzw. afery e-mailowej. Morawiecki chciał iść o krok dalej od Sasina i ogłosić, że w Polsce już za chwilę będziemy nie tylko rozlewać do ampułek gotowe szczepionki przeciwko COVID-19, ale będziemy sami te szczepionki produkować i sprzedawać do innych krajów UE. "Konieczne jest zainwestowanie w budowę fabryk lub linii produkcyjnych. Jesteśmy na to przygotowani. Szansa na przyspieszenie dostaw szczepionek jest realna, ale tylko jeśli podejmiemy zdecydowane działania. Polskie firmy również chcą zaangażować się w proces wytwarzania szczepionki" – tłumaczył pod koniec lutego wówczas premier, by kilka dni później poinformować, że Polska dołączy do krajów, w których produkowane są szczepionki przeciw COVID-19. Wizerunkowe korzyści zderzyły się z rzeczywistością Wybór padł na polską spółkę Mabion, współpracującą już wtedy z amerykańską firmą Novavax, która opracowała szczepionkę nowej generacji przeciw COVID-19, znajdującą się wówczas w trakcie procesu rejestracji przez Europejską Agencję Leków. Jak informował premier, z rządowej kasy do spółki Mabion miało popłynąć nawet 40 mln zł w ramach wsparcia udzielonego przez Polski Fundusz Rozwoju. "Dzięki wsparciu finansowemu z Polskiego Funduszu Rozwoju polska firma Mabion zyska możliwość produkcji szczepionki przeciw COVID-19, opracowanej przez amerykańską firmę Novavax. Już w tym kwartale ruszy niezbędna produkcja testowa, która rozpocznie proces transferu technologii do Polski" – zapewniał szef rządu. Pierwsze rządowe pieniądze dość szybko popłynęły, a huczne zapowiedzi, obliczone przede wszystkim na polityczne wizerunkowe korzyści, szybko musiały zderzyć się z niełatwą rzeczywistością. W rządzie doskonale zdawali sobie sprawę, że obie polskie firmy Mabion, jak i Polfa nie są w stanie w tak szybkim tempie technologicznie przygotować się do rozpoczęcia produkcji lub rozlewania do ampułek szczepionek na COVID-19. Po drugie – jak się okazuje – do dziś obie firmy nie mają podpisanych umów z partnerami czy to na komercyjną produkcję antygenu, czy na masowe rozlewanie preparatu. I po trzecie, chyba najistotniejsze: w ciągu tych kilku miesięcy zmianie uległ rynek, który zapewnił krajom UE, w tym także Polsce, powszechną dostępność szczepionek przeciwko koronawirusowi. To sprawiło, że teraz obie te inwestycje nie do końca, wydaje się, mają biznesowe uzasadnienie. Onet zwrócił się zarówno do Polfy Tarchomin, jak i do biotechnologicznej spółki Mabion z pytaniami dotyczącymi obecnego stanu realizacji obu rządowych pomysłów oraz wykorzystania na ten cel środków finansowych, pochodzących z budżetu państwa. Uzyskane odpowiedzi jasno pokazują, jak bardzo polityczne ambicje i chęć zaistnienia w trudnej sytuacji, w jakiej w obliczu braku dostaw szczepionek znalazła się na początku roku Polska, mijały się z faktycznym stanem i możliwościami polskich firm, które stały się de facto zakładnikami politycznych obietnic najważniejszych osób w państwie. Polfa: "nie ma uzasadnienia biznesowego" W korespondencji sprzed kilku dni z Polfą Tarchomin czytamy m.in., że "inwestycja w ampułkarnie jest w trakcie zaawansowanej realizacji. W nowym obszarze produkcji ampułek wszystkie niezbędne urządzenia są już zainstalowane (zdjęcia w załączniku) i jesteśmy w trakcie uruchomienia instalacji i linii produkcyjnych. Pełna gotowość fabryki do rozpoczęcia produkcji ampułek jest planowana na początek 2022 r.". Ta odpowiedź wprost potwierdza, że nie było żadnych szans ani planów, by w ciągu "kilku tygodni" uruchomić rozlewnię szczepionek przeciwko COVID-19. Zwłaszcza, że – jak informuje Polfa – do dzisiaj podpisano jedynie intencyjne listy z dwoma dostawcami szczepionek, którzy w związku ze zmianą otoczenia rynkowego i powszechną ich dostępnością widzą dokładnie, że polski rynek szczepionek jest obecnie wysycony. "Dlatego w chwili obecnej, nie ma uzasadnienia biznesowego do uruchomienia rozlewania szczepionek, jak miało to miejsce kilka miesięcy temu" – podkreśla Polfa w swej odpowiedzi. Fakt, że Polfa Tarchomin na ten moment zrezygnowała z pomysłu rozlewania szczepionek przeciwko COVID-19 oraz że nie było to głównym celem budowy nowoczesnej ampułkarni potwierdzają także słowa Jarosława Króla, prezes TZF "Polfa". "Nowoczesna ampułkarnia jest naszym projektem, który był zainicjowany 3 lata temu pod kontem rozwoju firmy i nie miał bezpośredniego związku z pandemią. Gdy pojawiła się pandemia, rozmawialiśmy z kilkoma partnerami i jednym z tematów było szukanie możliwości współpracy przy rozlewaniu szczepionki przeciw COVID-19 w Polsce. Teraz skupiamy się na naszym pierwotnym założeniu, czyli rozwoju produktów własnych Polfy wykorzystywanych zwłaszcza w leczeniu szpitalnym. Natomiast jeśli będzie taka możliwość, jesteśmy gotowi do działania także w temacie rozlewania szczepionek" - podkreślił Król w odpowiedzi przesłanej Onetowi. Mabion: "produkcja antygenu jeszcze w tym roku" O tym, że deklaracje składane przez samego premiera odnośnie do szybkiej produkcji szczepionki w Polsce były również nieco na wyrost świadczy korespondencja, jaką Onet otrzymał od spółki Mabion. Podkreślono w niej, że obecnie zgodnie z terminem, jaki wynika z umowy podpisanej z amerykańskim koncernem Novavax, zostały zakończone prawie wszystkie prace związane z transferem procesu produkcji antygenu szczepionkowego przeciwko SARS-CoV-2, a firmie, której zakłady produkcyjne mieszczą się w Konstantynowie Łódzkim udało się dwukrotnie testowo wytworzyć pożądany produkt. Co otwiera drogę do komercyjnej produkcji, którą – jak czytamy w korespondencji – Mabion chciałby uruchomić jeszcze w tym roku. Czy jednak polskiej spółce to się uda? Trudno dzisiaj na to pytanie odpowiedzieć, bowiem wciąż nie została zawarta umowa na komercyjną produkcję antygenu w polskich zakładach. A bez niej produkcja z pewnością nie ruszy. Gdzie są miliony złotych z budżetu na "polskie szczepionki" przeciwko COVID-19? Onet zapytał także obie firmy, co stało się z milionami złotych z budżetu państwa, które w ramach wsparcia obiecywali politycy. Jak się okazuje na pokaźny zastrzyk państwowych pieniędzy mógł liczyć Mabion, którego akcje, chodzące wówczas po 30-33 zł, tylko w ciągu jednego dnia, gdy pojawiła się informacja na temat zaangażowania firmy w produkcję szczepionki na koronawirusa, podwoiły swoją wartość. Patrząc na obecny kurs akcji, który wynosi między 72-77 zł trudno nie odnieść wrażenia, że cały ten szum okazał się dla spółki bardzo opłacalny. Jak przyznała spółka Mabion w korespondencji z Onetem, w ramach podpisanego porozumienia z Polskim Funduszem Rozwoju mogła liczyć aż na 40 mln zł wsparcia. Przy czym – jak podkreślono – zaangażowanie i wsparcie PFR jest realizowane dwutorowo. Za kwotę 10 mln zł PFR objął akcje emisji serii u spółki. Z kolei kwota w wysokości 30 mln zł stanowi element dłużny i powinna trafić do Mabion w postaci oprocentowanej trzyletniej pożyczki lub emisji obligacji dopiero po podpisaniu z Novavax umowy na komercyjną produkcję. A co ze wsparciem dla Polfy Tarchomin na budowę nowej ampułkarni? W korespondencji czytamy, że całość inwestycji wartej 40 mln zł "zostanie zrealizowana ze środków własnych". "Nie korzystamy w ramach budowy ampułkarni ze wsparcia rządowego" – podkreśla Polfa w odpowiedzi na pytania Onetu, dodając że ponad 30 mln zł zostało już zainwestowane w maszyny oraz budynek produkcyjny. https://www.onet.pl/informacje/onetwiadomosci/koronawirus-rzadowy-pr-grozniejszy-niz-covid-19-co-sie-stalo-z-polska-szczepionka-i/nt2698s,79cfc278
  18. Tyr "W eksporcie. " I pasuje- wg "raportu" bylejakiego, działasz na szkodę naszej socjalistycznej Ojczyzny, pozbawiając Ją pieniędzy i dóbr... dając zarabiać tym przebrzydłym mieszkańcom UE... Patrz: 147 mld zł na minus – eksport Polski do UE uwzględniający wartość wsadu z importu
  19. Tak, tak... Mateuszek się obraził i nie będzie się kolegował z dotychczasowym sojusznikiem Wiktorkiem.. bo ten potrafi się z innymi bawić. Dzieci w piaskownicy mają więcej zdrowego rozsądku i zdrowego podejścia... A później PAD będzie coś bredził o V4...
  20. les... Ale to Trump, czyli wg prawaków najlepszy prezydent USA nałożył na Turcję sankcje..
  21. les... Ale, że co? Że opinia biegłego sądowego, problemy z odzyskaniem pieniędzy, komornicy, sprzęt z kosza w Tesco, przetarg gdzie nie ma chętnych na odkupienie "respiratorów", to "nic istotnego"? No tak, kto Sasinowi czy Szumowskiemu zabroni... Choć może masz rację- przy dziesiątkach czy stekach milionów złotych rozdanych przy okazji "Polskie szwalnie" pokazują, że te drobne to mały pikuś i nic istotnego... _____________________________________ Miały być polskie maseczki chroniące przed COVID-19, rząd hucznie ogłaszał uruchomienie programu Polskie Szwalnie. Co jest po ponad roku? Podatnicy wydali na program około 258 mln zł, a wyprodukowane maseczki w większości to bubel, bo dostarczono kiepski materiał. Niektóre z firm zamiast cieszyć się zyskiem, uginają się pod ciężarem długów. [...] https://www.money.pl/gospodarka/rzadowy-projekt-polskie-szwalnie-to-niewypal-pochlonal-258-mln-zl-a-firmy-tona-w-dlugach-6663582812150528a.html
  22. les "Demograficznie, gospodarczo i politycznie Turcja będzie dużym problemem dla Rosji a nawet już jest. Warto z nią współpracować." Wow... a ja myślałem, że zgodnie z deklaracjami przewodniej partii narodu, naszymi sojusznikami jest USA i NATO... A tym daleko do sympatii czy współpracy- to Turcja zgłasza sprzeciw przeciw wprowadzenia w życie nowych planów NATO wobec krajów nadbałtyckich...
  23. W sporządzonej na zlecenie sądu ekspertyzie rzeczoznawcy, do której dotarł portal tvn24.pl, podkreślono jednak, że "respirator NIE JEST wyprodukowany do wprowadzenia do obrotu i używania na terenie Polski i Unii Europejskiej" i został zaprojektowany "do wentylacji domowej", a przy użyciu "klinicznym" tego respiratora trzeba się liczyć "z pewnymi ograniczeniami". "W obecnej sytuacji urządzenie nie posiada gwarancji producenta w Polsce zapewniającej bezpłatne usuwanie usterek, wsparcia technicznego producenta, polegającego m.in. na okresowej aktualizacji oprogramowania, implementacji akcji serwisowych producenta, jeżeli takowe będą wymagane, dostępu do oryginalnych części zamiennych itd." - podkreślono w ekspertyzie. Biegły zaznaczył, że w skład respiratorów wchodzą w magazynie cargo elementy, które ulegają zużyciu przez ich długie przechowywanie i "mogą się okazać niesprawne" w dniu instalacji.
  24. les Błagam... Wystarczy, jeśli wymienieni przez ciebie Lasek, Miller zastosują się do mądrości Marka Twaina "Nigdy nie dyskutuj z idiotą. Najpierw sprowadzi cię do swojego poziomu, a potem pokona doświadczeniem". Nie mówiąc o tym, że takie wrzutki tudzież cisza Morawieckiego, Błaszczaka, itp itd po otrzymaniu Raportu, świadczą zarówno o Człowieku z obłędem w oczach, jak i wartości merytorycznej tworu pt Podkomisja... A sprawy sądowe, to podobnież AM obiecał wytoczyć byłym (?) członkom (?) Podkomisji...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie