Skocz do zawartości

Pociąg z diamentami znaleziony pod Wałbrzychem? Niewykluczone! vol. 5


Rekomendowane odpowiedzi

  • Odpowiedzi 560
  • Created
  • Ostatniej odpowiedzi
Cała wiedza na ten temat pociągów, obiektów specjalnych, transferów gotówkowych i materialnych jest w archiwach MSW.
Poza tym, nie wierze że Rosjanie a także Polacy nie sprawdzali wszystkich tropów dotyczących ukrytych tzw. depozytów 3 rzeszy. Pomyślcie racjonalnie.
Pozdrawiam kamyk.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Myślę, że myślę...racjonalnie @kamyk2780
Co Twoim zdaniem wymaga większej dyskrecji, chowanie pociągu,
czy może odkopywanie nie wiedząc dokładnie czego się szuka i gdzie.
Może chodziły jakieś plotki, ą może byli świadkowie, że zaraz po wojnie sowieci, a być może Polacy jakieś wykopki robili w tym, czy też innym miejscu ? Bo ja nic o tym nie wiem, a znając niechlujność sowietów i urzędasów z PRL nie szło by tego ukryć przed ludźmi. W przeciwieństwie do tego, jest dużo informacji mówiących, że jakiś pociąg znikał w tuneli i już się nie pojawiał
A jak myślisz po co chowali ten pociąg, bo chyba nie dla samego pociągu, tylko dlatego, że coś było nim przewożone.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fajny, konkretny wywiad z Piotrem Koprem:

http://wiadomosci.onet.pl/kraj/ktos-ten-pociag-ukryl-wiemy-ze-byly-prowadzone-dzialania-zeby-on-nigdy-nie-zostal/0ttltr

O Wałbrzychu długo jeszcze będzie głośno” – mówi Onetowi Piotr Koper, eksplorator, który razem z Andreasem Richterem wpadł na trop „złotego pociągu”.

Magdalena Zagała: Gratuluję panom tego odkrycia.

Piotr Koper: Miło słyszeć, bo przeważnie to ludzie nam nie gratulują, a jak gratulują to z zaciśniętymi zębami. Największy ostracyzm spotyka nas ze strony innych eksploratorów. Trudno mi o tym przesądzać, ale to są chyba jakieś zawiedzione ambicje, zwykła zawiść. Przykro, że tak jest. Tylko dwie osoby z naszego środowiska zadzwoniły do nas z gratulacjami. I cisza.

A co się dzieje w Wałbrzychu?

Pierwszy raz widzę, że mieszkańcy Wałbrzycha są z czegoś dumni. Na murach ludzie rozwiesili napisy: „Paryż ma wieżę Eiffla, my mamy złoty pociąg”. I pierwszy raz miasto jest inaczej przedstawianie: nie biedaszyby, nie obskurne kamienice, nie zabójstwa – w końcu coś dobrego się dzieje.

Na razie jesteście panowie rzekomymi odkrywcami.

Nie mam o to żalu. Wielu ludziom trudno uwierzyć, że udało się odnaleźć ten pociąg. Przecież przez lata krążyły tylko legendy, tylu ludzi próbowało wpaść na jego trop i zawsze kończyło się to niczym.

Jak ludzie reagują na panów?

Wciąż niestety zdarzają się drwiny, takie ironiczne wypowiedzi: „O, to ci od pociągu”. Idę do sklepu coś kupić, to słyszę takie docinki, uszczypliwości, żebym coś dał z tych 10 proc. znaleźnego. Wyrazy sympatii okazują głównie nasi znajomi, oni się cieszą. Myślę, że to będzie się zmieniać. Do ludzi dociera powoli, że odkrycie tego pociągu będzie bardzo opłacalne dla całego Dolnego Śląska, rozwoju tego regionu, że skończy się marazm, zastój.

Kiedy wpadliście panowie na jego trop? Kiedy nastąpił przełomowy moment w badaniach?

W kwietniu zeszłego roku. Mieliśmy 100 proc. pewności, że to jest pociąg, ogromne znalezisko. To było niesamowite. Powiem pani szczerze, że robiąc wcześniej dużo badań terenowych, szukając różnych rzeczy czasem zdarzały nam się pomyłki, nietrafione wskazania, czasem jakaś przeszkoda uniemożliwiała precyzyjną interpretację wyników. Człowiek nie jest nieomylny. Dlatego do poszukiwań tego pociągu byliśmy bardzo dobrze przygotowani. Tak dużego badania nigdy wcześniej nie robiliśmy, to działało na naszą wyobraźnię, było fascynujące.

Takie odkrycie to jest coś wspaniałego, piękna sprawa. Odkąd zobaczyliśmy, że on tam jest „jedziemy” na niezłej adrenalinie. Ona jest cały czas. To dodaje nam skrzydeł. Jest ogromna satysfakcja i motywacja do dalszej pracy. Bardzo długo musieliśmy wszystko trzymać w tajemnicy. Wiedziały tylko nasze rodziny o tym, żony i dzieci. Synowie nam bardzo pomagali. Mój ma 23 lata, Andreasa 15 lat. Świetnie się spisali.

Twierdzi pan, że dysponujecie niezbitymi dowodami na istnienie tego pociągu.

W tej chwili wojsko też już ma wiarygodne dowody, bo nie czyściliby tego terenu wydając 70 tysięcy złotych bez próbnych badań potwierdzających, że tam jest pociąg. Wojsko mogłoby wykorzystać nasz georadar. Bardzo byśmy chcieli pomóc. Można by porównać badania. Zrobienie takich badań teraz, kiedy ten teren jest oczyszczony daje już duże możliwości zobaczenia tego, czego nie widać.

Ale jakimi dowodami panowie dysponujecie?

Szczegółów nie mogę jeszcze ujawnić. Mogę powiedzieć, że mamy dokumentację naszych badań, relacje świadków.

Dziennikarze z Wrocławia dotarli do nowego zdjęcia z georadaru, to ma być zdjęcie właściwe tego znaleziska. Miała nim między innymi dysponować osoba, która z panami współpracowała.

To zdjęcie jest jednym z wielu.

Pan potwierdza, że to jest zdjęcie dotyczące tego pociągu?

Tak. Ale współpraca z tą osobą została zakończona. Po wielu różnych sytuacjach podziękowaliśmy mu. Ten człowiek pojawił się na naszej drodze, bo po potwierdzeniu znaleziska szukaliśmy pomocy, odkrycie o takiej skali było niecodzienne. Nikt wcześniej czegoś takiego nie dokonał, to precedens prawny, logistyczny. Ludzie znajdują jakieś przedmioty, nawet większe zbiory, ale z takim znaleziskiem, jego potencjalnym ładunkiem na początku nie wiadomo było co zrobić. Ustawa jest niedostosowana do tego typu znalezisk. To wszystko stwarzało problemy.

Inne zdjęcie ze strony internetowej panów spółki było publikowane jako jeden z dowodów. Eksperci twierdzili, że to fotomontaż.

To zdjęcie szybu jaki odkryliśmy w Górach Sowich. Jest to zdjęcie poglądowe tylko i wyłącznie. Chcieliśmy pokazać jakim dysponujemy sprzętem do badań. Nasz georadar pokazał szyb 50 m pod ziemią. Badaliśmy też tunele na zlecenie Krzysztofa Szpakowskiego. Trzy z nich, znajdujące się 70 m pod ziemią pan Szpakowski już zgłosił jako znalezisko. Interpretacje i opinie ekspertów, że te nasze zdjęcia to jakiś fotomontaż są dla mnie są niedorzeczne.

Ostatnie zdjęcie też zostało zakwestionowane przez jednego z ekspertów. Nie wierzy w jego autentyczność. Pytany przez dziennikarzy Gazety Wrocławskiej o opinię dr inż. Jerzy Ziętek z Akademii Górniczo - Hutniczej w Krakowie powiedział, cytuję: „W życiu nie widziałem takiego zapisu z georadaru. A profili georadarowych zrobiłem kilka tysięcy. Widziałem to zdjęcie w lepszej jakości. Widać było, że fragmenty interpretowane jako lufy dział mają inną rozdzielczość niż pozostałe elementy tego obrazu. Moim zdaniem, to jest przekręt. W każdym razie należy do tego podchodzić z ogromną nieufnością”.

Ja bym na miejscu tego pana nie wypowiadał się więcej w tej sprawie, niszczy swój duży dorobek naukowy. Nie pracował nigdy na takim georadarze, jakim my dysponujemy. Inna jest zasada działania georadaru liniowego – na którym przypuszczam, że pan doktor Ziętek pracował całe życie – on daje obraz 2D, sugeruje tylko anomalie i zmiany w gruncie. My nie mam georadaru stricte do badań powierzchni asfaltowych, do badań zagęszczenia dróg, do badań uskoków w skałach.

Nasz georadar jest punktowy, bardzo precyzyjny. Został specjalnie zmodyfikowany przez producenta na nasze potrzeby. Może pracować nawet w bardzo gęstym zalesieniu. To zdjęcie to wycinek naszej pracy. Powielona, słabej jakości fotografia nie jest reprezentatywna dla całości badań. Całość mamy w komputerze. Jeśli ktoś interpretuje badanie georadarowe, które jest zrobione na kartce papieru i twierdzi, że raz widzi 2D, raz 3D, to dla nas jest to bardzo dziwne podejście. Eksperci, którzy do tej pory zabierali głos nie pracowali na takim sprzęcie, nie mieli z nim do czynienia, stąd takie opinie.

Ale jest też inna rzecz. Takie badanie można interpretować precyzyjnie jeśli ono jest w programie komputerowym, a nie na kartce papieru. Powiem tak: mając fiata 125 można dojechać do Arabii Saudyjskiej jeśli jest się dobrym kierowcą, a są ludzie, którzy mając mercedesa nie dojadą nawet do Suchej Beskidzkiej. Samo urządzenie, sprzęt nie wystarczy choćby nie wiem jak był dobry, liczy się też sposób wykonania tych badań, analiza, dostrojenie do gruntu wiele innych czynników. To wymaga specjalistycznej wiedzy, doświadczenia. Nikt na świecie nie zrobił badania georadarowego takiego obiektu jak pociąg. Nasze badanie jest pierwsze i pionierskie pod tym względem.

Co wynika z tych badań? Co panowie ustaliliście?

Pociąg jest zakopany pod ziemią. Ma około 100 metrów długości, to ogromna ilość stali, która odbija bardzo mocno i wyraźnie fale elektromagnetyczne.

Nad tym miejscem biegnie linia wysokiego napięcia?

Tak. I trzeba też było uwzględnić zakłócenia odczytu, być może wcześniej inne osoby, które szukały nie brały tego pod uwagę. Według naszych ustaleń pociąg nie stoi w tunelu, jest przysypany ziemią. Nakład ziemi nad nim to jakieś 8 metrów. Georadar wysyła fale i działa tak, że reaguje na to, co pierwsze napotka na swojej drodze, następnej struktury już nie widzi. Jeśli tam byłby tunel fala odbiłaby się od obetonowania stropu i rozeszła na boki, nie byłoby widać zawartości, co jest w środku, nie byłoby możliwości spenetrowania tej pustki tam.

Od początku panowie szukali tego pancernego pociągu, czy opcja odnalezienia go pojawiła się wraz z innymi poszukiwaniami?

Myśmy nie szukali pociągu, myśmy szukali tunelu, bo przekazy zawsze były o tunelach.

Panowie odnaleźli świadka, jego relacja okazała się bardzo cenna, tak?

Świadek powiedział nam o pociągu, mówił też o dodatkowych tunelach, które są pod Wałbrzychem. Jedynie tyle mogę powiedzieć.

Kiedy pan poznał pana Andreasa Richtera?

Mieszkam w Wałbrzychu już kilkanaście lat. Przyjechałem tylko na trzy miesiące do pracy. Jestem budowlańcem, remontowałem tu dużą fabrykę i jakoś tak się wszystko ułożyło zawodowo, że zostałem na Dolnym Śląsku. Ściągnąłem do Wałbrzycha rodzinę, potem założyłem swoją firmę. Oprócz pracy zawsze miałem pasję, taką „żyłkę” do poszukiwań. Zacząłem działać w grupie eksploratorów, zostałem nawet wiceprezesem Dolnośląskiej Grupy Badawczej. Trzy lata temu w naszym stowarzyszeniu pojawił się Andreas. I tak się poznaliśmy.

Andreas mieszka w Polsce już osiemnaście lat, jego żona jest Polką. Bardzo lubi nasz kraj, dobrze się tu czuje. Jest genealogiem, współpracuje z historykami, kancelariami prawnymi. Potrafi szukać informacji w archiwach, doskonale interpretuje dokumenty. I też od zawsze interesował się poszukiwaniem cennych znalezisk. Połączyła nas pasja.

Pod koniec 2012 roku zaczęliśmy bardzo intensywnie pracować poza stowarzyszeniem, na własny rachunek. Część sprzętu miałem ja, część Andreas. Wcześniej nasza grupa bezpłatnie korzystała z niego, bo wszystkie projekty Dolnośląskiej Grupy Badawczej obsługiwaliśmy tym sprzętem.

Od czego zaczęły się te prace, poszukiwania?

Od początku była myśl „z tyłu głowy” o tym pociągu, że gdzieś jest ukryty. Ale zaczęliśmy od spenetrowania miejsc, gdzie na podstawie zgromadzonej wiedzy można było przypuszczać, że są tunele. Historia jest jak puzzle, jest wiele elementów do poskładania, czasem to jest żmudna praca, ale kiedy pojawi się jeden właściwy element wszystko zaczyna się układać w całość.

Były takie momenty w historii Polski, że poszukiwania „złotego pociągu” były bardzo intensywne, wiele osób z różnych środowisk było zaangażowanych w te działania i nikomu się nie udało wpaść na jego trop. Gdzie był brakujący element tej układanki?

Tak wywiady tego szukały, służby PRL, różni poszukiwacze. Brakującym elementem okazała się relacja świadka. Dotarliśmy do osoby, który zawęził miejsce badań do obszaru jednego kilometra kwadratowego. Ten człowiek pokazał praktycznie palcem, w którym miejscu wychodzą tory ze skarpy. Dysponujemy też starymi mapami Wałbrzycha, mamy cenną niemiecką mapę. Została zdeponowana u notariusza, tam jest dokładne zlokalizowana stara bocznica, której istnienie też było bardzo ważne dla naszych ustaleń.

Pojawiła się też relacja o osobie, która umierając opowiedziała o tym pociągu, to prawda?

Wszystkie ustalenia pochodzą od świadków mieszkających w Niemczech, dwóch z nich już nie żyje. Opowiedzieli o pewnych rzeczach przed śmiercią, wyjawili cenne informacje osobom powiązanym z nimi. Do jednej z tych osób dotarliśmy. Ta osoba, jeśli zajdzie taka konieczność może potwierdzić swoje wyjaśnienia w sądzie.

W tej pracy przekonaliśmy się o jednym - trzeba umieć słuchać ludzi, jak się słucha ich uważnie to wiele można się dowiedzieć, trzeba tylko analizować i wyciągać właściwe wnioski. A jak się ich nie słucha, tylko człowiek jest uparty, przekonany do własnych racji, to potem są zawiedzione ambicje.

Po tych ustaleniach zaczęliście panowie prowadzić badania terenowe?

Tak. Dobrze się przygotowaliśmy. Prowadziliśmy badania w lecie i w zimie, cały czas. Potem też współpracowaliśmy z geologiem, archeologiem. To były bardzo intensywne trzy lata pracy, ale warto było. Oczywiście najlepiej by było gdyby to był tylko zwykły fart, bo nie ponieślibyśmy tylu kosztów. Badania, szukanie świadków, wyjazdy, obsługa prawna, wszystko finansowaliśmy z własnej kieszeni.

Są zarzuty, że panowie wykorzystaliście dorobek pana Tadeusza Słowikowskiego.

Pana Słowikowskiego znamy, on tym tematem zajmował się od lat, bardzo go szanujemy. W tym środowisku jest tak, że zawsze się po czyichś tropach chodzi. Rozmawialiśmy z nim o tym pociągu, ale zarzuty, że wykorzystaliśmy jego dorobek, jego badania są nieprawdziwe. Kiedy pociąg zostanie odkopany przedstawimy cała swoją dokumentację, nie mamy nic do ukrycia. Z całym szacunkiem dla dorobku pana Słowikowskiego, ale gdybyśmy poszli jego drogą to nie rozmawialibyśmy teraz, a jeżeli już, to o kolejnej nieudanej próbie znalezienia tego pociągu. Gdyby ktoś wcześniej przed nami miał tak precyzyjne ustalenia, to by też coś z tym robił, chciałby pewnie dokonać zgłoszenia. Takich zgłoszeń nie było i to też o czymś świadczy. Dziś każdy może powiedzieć, że wiedział coś, miał jakieś ustalenia. Ale przecież liczą się dowody, a nie nasze przeczucia.

Dolnośląska Grupa Badawcza wyrzuciła panów jednak ze stowarzyszenia, czują się wykorzystani.

Podczas jednego ze spotkań w terenie z członkami grupy mówiłem im: „Mam nowego świadka, który mówi tu i tu są tory”, to była nowa wskazówka, coś innego niż ogólnie dostępna wiedza, którą wszyscy mieli. I nikt się tym wtedy nie zainteresował. Potem tylko jeden z członków zadał mi pytanie: „Piotrek, dlaczego my nie robimy żadnych badań na 65 km, na 61 km, przecież powinniśmy się tym zająć?” Nikomu nie zależało na tym. Widząc to, ja z Andreasem zacząłem pracować nad tym poza stowarzyszeniem i temu koledze wtedy powiedziałem: „My to robimy z Andreasem” i on na ostatnim naszym badaniu był z nami. To na początku nie była jakaś wiedza tajemna, ale potem widząc, że nikogo to nie obchodzi zaczęliśmy temat drążyć we dwóch.

Usunięcie nas z grupy było żenujące, grupa się zebrała bez powiadamiania nas - byłem wiceprezesem, u mnie w domu była siedziba stowarzyszenia, od trzech lat użyczałem miejsca na siedzibę - zebranie odbyło się gdzie indziej i potem dowiedzieliśmy się, że zostaliśmy wykluczeni. Nie widzieliśmy protokołów z tego spotkania, nie wiemy jak to się odbyło.

Nie wykorzystaliśmy informacji grupy, nie przypisaliśmy sobie nieuprawnionych zasług. Nie zgadzamy się na takie przedstawianie sprawy. Przykro, że tak zostaliśmy ocenieni. Ale może dobrze się stało, bo nie da się współpracować w atmosferze wzajemnych oskarżeń, podejrzeń. A poza tym Dolnośląskiej Grupy Badawczej już formalnie nie ma. Pięciu członków złożyło rezygnację, solidaryzują się z nami, dlatego wystąpili. W stowarzyszeniu zostało sześć osób z piętnastu.

Co się działo, kiedy informacje o odnalezieniu pociągu wyciekły do mediów?

Nie spodziewaliśmy się, że ludzie nas pokochają, ale nie sądziliśmy, że będziemy tak od razu atakowani. W internecie wciąż pojawiają się obraźliwe komentarze pod naszym adresem. Hejt jest dalej. Ale nie będziemy płakać w rękaw z tego powodu. Tak jest i nie zmienimy tego. Czuliśmy zagrożenie, bo pojawiali się różni ludzie, niektórzy jeździli za nami, próbowali przekonać do rozmów, telefony się urywały. Nie były to łatwe tygodnie i dalej tak jest.

Choć muszę powiedzieć, że jednak największe obawy o nasze bezpieczeństwo pojawiły się w czasie, kiedy już wiedzieliśmy precyzyjnie, gdzie jest pociąg a jeszcze nie mieliśmy pomysłu, jak dokonać zgłoszenia, jak całą sprawę poprowadzić formalnie. Stąd działania w absolutnej tajemnicy. Wiedzieliśmy, że oprócz najbliższej rodziny nikogo nie możemy w to włączyć. I dzięki temu sprawę doprowadziliśmy do końca. Gdybyśmy byli ludźmi strachliwymi w życiu byśmy tego nie zgłosili.

A rozważaliście panowie taką opcję, żeby nie zgłaszać tego znaleziska?

Rozważaliśmy taka opcję, żeby się z tego wycofać. Ktoś ten pociąg ukrył, a wiemy, że były prowadzone działania, żeby on nigdy nie został znaleziony. Na pewno komuś »dużemu« nadepnęliśmy na odcisk, jak to się mówi, pokrzyżowaliśmy plany. Liczymy się z tym, że możemy ponieść jakieś tego konsekwencje.

Zgodnie z przepisami - one niedawno się zmieniły – możecie panowie liczyć na 10 proc. znaleźnego. Pojawiły się głosy, że czekaliście ze zgłoszeniem, żeby mieć zagwarantowaną wysokość znaleźnego, że to „skok na kasę”. Co pan na to?

To nie „skok na kasę”. My mamy z czego żyć. Prowadzimy firmy. Szukając tego pociągu nie myśleliśmy tylko takimi kategoriami, że się wzbogacimy. Nie o pieniądze tu chodzi. To, że wpadliśmy na trop tego pociągu, że go znaleźliśmy, to spełnienie naszych marzeń. Wiele osób miało takie marzenie, a nam się to udało. I to niesamowicie cieszy.

Domagamy się znaleźnego, bo tak stanowi prawo. Złożyliśmy poprawne zgłoszenie i czekamy na dalsze działania państwa. Mamy nadzieję, że żyjemy w państwie prawa i że znaleźne zostanie mam przyznane. Część tych pieniędzy przeznaczymy na budowę muzeum. Ale pierwsze co zrobię, to spłacę kredyt we frankach, który mi strasznie ciąży. Chcę też zabezpieczyć rodzinę, przyszłość dzieci.

Czy w tym pociągu coś jest? Czy tylko ze względu na zgłoszenie - biorąc pod uwagę wartość znaleźnego - zabezpieczyliście się panowie wpisując też potencjalny ładunek tam zdeponowany?

Nie wiemy czy on tam jest. Na podstawie zebranych informacji historycznych możemy podejrzewać, że może coś tam być. W zgłoszeniu napisaliśmy szerzej o cennych kruszcach, ale podejrzewamy, że tam mogą być tylko prototypy broni. Nigdzie nie mówiłem, że tam jest złoto. Mogą być cenne kruszce, ale to się okaże po wydobyciu. Nie będę spekulował, jestem poważnym człowiekiem, nie mam parcia na „szkło”, nie gonię na oślep za sensacją. Dla mnie najpiękniejszym dniem w moim życiu będzie ten, kiedy zobaczę jak powoli ten pociąg wyłania się z ziemi. Może być pusty. Wolałbym nawet, żeby był pusty.

Dlaczego?

Bo będę miał dużo spokojniejsze życie.

Wiem, że to nie jedyna sensacja, będzie ich więcej.

Tak. Przygotujcie się, będą nowe zgłoszenia. Odnaleźliśmy inne rzeczy i to są znaleziska równie cenne materialnie i historycznie jak ten pancerny pociąg. O Wałbrzychu długo jeszcze będzie głośno. Myślę, że Dolny Śląsk za dwa lata, to będzie niezwykle ciekawy turystycznie region Polski.

Dziękuję za rozmowę.
----------------------------------------

Pozdro dla wszystkich normalnych, niezłośliwych i niezazdrosnych :D Źle się czyta ten festiwal pzreśmiewców - grupy wzajemnej adoracji tutaj. Bleeeh...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@bjar_1, specjalnie dla ciebie cytat z Pana Piotra Kopra, przytoczony przez @selesia, notabene bardzo fajny wywiad.

...trzeba umieć słuchać ludzi, jak się słucha ich uważnie to wiele można się dowiedzieć, trzeba tylko analizować i wyciągać właściwe wnioski. A jak się ich nie słucha, tylko człowiek jest uparty, przekonany do własnych racji, to potem są zawiedzione ambicje.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

konferencja Szpakowskiego w starostwie - mówi o 3 częściach Włodarza A B i D odkrytych poza obecnie znaną częścią C oraz 2 tunelach prowadzących z dworca w Walimiu do obiektów A i B

całośc na youtubie kanał Dami Wałbrzych Fala odkryć
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja już tylko czekam na potwierdzenie tunelu prowadzącego do fortu Ostróg (Twierdza Srebnogórska) i nieznanego tunelu do Słomiane Czepce ;) Gdzieś tam, były prowadzone badania georadarowe i po obiecujących wynikach z georadaru - wyszły sklepienia tunelu, które po odwiertach okazały się intruzją kwarcową :)

Więcej pokory Panowie! Budowlańcy? Odnowienie jednej czy drugiej kamienicy w Wałbrzychu jeszcze nie uprawnia do specjalizacji w geofizyce. Tym bardziej jeśli posługujecie się nieprofesjonalnym sprzętem i oprogramowaniem z jawnym modelowaniem danych przestrzennych.

Pomysł na biznes?! Być może. Wskrzeszenie Wałbrzycha, miasta upadłego, krainy rozkładu, to strzał w dziesiątkę :)

Kolejność na każdego przed wyborami ;) powinna być następująca:

1. Sensowne badania potwierdzone wieloma metodami.
2. Badania sondażowe potwierdzające wyniki.
3. Odkrywka.
4. Komunikat do polskiego społeczeństwa.
5. Achy i echy!!!!!

TAKTYK
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Osobiście nie wierzę w cenne kruszce i klejnoty zagrzebane w jakimś tam składzie, w tamtym rejonie. Ale jeśli cokolwiek wykopią będę się cieszył. Nawet jeśli będzie to kilka starych wagonów z amunicją.
Sceptycyzm długoletnich poszukiwaczy wynika z doświadczenia, co raczej słabo koresponduje z hurraoptymizmem nowicjusza.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja myślę, że można prowadzić sensowne badania a to, z czym mamy teraz do czynienia to czyta hipokryzja tylko nie wiem, w jakim kierunku? Media, wywiady, strona na face - celem musi być coś innego - nie odkrycie złotego pociągu, jakiegokolwiek. Może chodzi, żeby zabłysnąć na chwilę, jak gwiazda - to już w zasadzie się udało.

Natomiast śmieszą mnie opinie autorów odkrycia" o odkryciu", i szczególnie mam ubaw kiedy czytam wywiad, w którym odmawiają krytyki ludziom, którzy na skałach zjedli zęby, którzy badaniami gruntu zajmują się 20, 30 lat albo i więcej. A odkrywcy" - wiedzą lepiej bo mają sprzęt, który ma tylko dla nich specjalnie napisane oprogramowanie, żenujące.

....

T.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdyby ktoś ciał to informuję, że firma TAKTYK oferuję napisanie oprogramowania geofizycznego, dla każdego urządzenia, które:

- obniża podatek PIT do 10%
- penetruje do 100 metrów
- robi to w 2D i 3D
- likwiduje stawkę ZUS i KRUS i daje 500zł na każde dziecko
- wszystko z zastosowaniem najlepszych algorytmów przetwarzania potokowego
- ma zintegrowane mapy z Messtischblatt i WIG, w opraciu o Geoportal - wszystkie warstwy dostępne w full HD
- z pełną hipspmetrią i cieniowaniem ISOK
- zapraszamy! :)

T.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja mogę napisać oprogramowanie do dowolnego urządzenia (nawet kuchenki mikrofalowej czy roweru), które wykaże (ruszających się) hitlerowców w tym pociągu. A za dodatkową opłatą, mogę i jakiegoś Iwana w walonkach doprogramować. :)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Yeti, zainwestuj trochę w bukiet kwiatów, wręcz jej i rzeknij, że jest przepiękną kobietą, która od zawsze Cię olśniewa. Sytuacja stanie się w miarę jasna, bo zero-jedynkowa" - albo zaliczysz fangę", albo załapiesz się na coś miłego - np. fajny obiad.
Kwiaty można też ukraść, ale koszty i tak mogą się pojawić, bo jeśli podrzesz spodnie przeskakując płot a ogródkach" lub cmentarzu, to niestety za darmo" nie będzie...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie