Czlowieksniegu Napisano 14 Styczeń 2010 Autor Napisano 14 Styczeń 2010 Został z nich marasAleksandra Klich2010-01-14, ostatnia aktualizacja 2010-01-13 18:1614 stycznia o godz. 18.40 na Discovery Historia: Ojciec Alojzego Lyski był tak samo ofiarą wojny jak ci, którzy ginęli rozstrzeliwani na ulicach i zamęczeni w obozach śmierci. Tyle że on zginął na froncie w niemieckim mundurze. Więc jego śmierć jest gorsza?Z dzieciństwa Alojzy Lysko zapamiętał babcię, która, siedząc na zydelku, skrobała ziemniaki, a łzy toczyły się jej po pobrużdżonych zmarszczkami policzkach. Płakała za starszym Alojzem, swoim synem. Gdy w 1945-46 mężczyźni zaczęli wracać do domów z sowieckiej niewoli, wysyłała wnuka przed dom: Idź przed wrota, może wrócił". Ale syn nie wrócił. Wtedy babcia powiedziała chłopcu: Alojz, ty się musisz dzielić twoim życiem z ojcem. Na pół".I od tego czasu moja dusza jest przepołowiona" - mówi Alojzy Lysko, pisarz, nauczyciel, były poseł PiS-u, radny z Bojszów na Górnym Śląsku, w znakomitym filmie dokumentalnym Mariusza Malinowskiego Dzieci Wehrmachtu" nakręconym według scenariusza Piotra Lipińskiego (jego reportaż o Alojzym Lysce ły mundur" ukazał się w Dużym Formacie").Kamera towarzyszy Lysce podczas podwójnych poszukiwań: grobu ojca zaginionego na Ukrainie i prawdy o udziale Górnoślązaków w niemieckiej armii. Lysko niestrudzenie krok po kroku tropi zagadkę, a kamera towarzyszy mu wszędzie: podczas rozmów ze starymi Ślązakami, byłymi żołnierzami Wehrmachtu, w niemieckim urzędzie i ukraińskim magistracie, dyskretnie obserwuje wzruszenie, gdy w końcu staje przed białym krzyżem na stepie.Powstała niezwykle przejmująca, jedyna w swoim rodzaju opowieść o tym, jak jeden człowiek zmaga się z demonami historii. Demonami wyjątkowo okropnymi, które w rękach polityków - jak dowiodła najnowsza historia - często stają się instrumentem ideologicznej walki. Dzięki nim łatwo podzielić Polaków na lepszych i gorszych, bardziej i mniej patriotycznych. Wykluczyć tych, których historia doświadczyła inaczej, niż dopuszcza oficjalna podręcznikowa wersja polskiej martyrologii.Fakt udziału kilkuset tysięcy (mówi się nawet o pół miliona) Polaków, Ślązaków, Pomorzan, mieszkańców Łodzi w II wojnie światowej po stronie niemieckiej był i jest takim właśnie demonem. Straszył wielokrotnie: tuż po wojnie (w obawie przed Rosjanami matka Lyski schowała zdjęcia męża i dokumenty w słoiku zakopanym w gnoju), w czasach PRL-u (dzieci ych z Wehrmachtu" były podejrzane narodowo, traktowane jak gorsi Polacy) i sławetnej IV RP, gdy dziadek z Wehrmachtu" Donalda Tuska stał się biczem politycznym w rękach PiS-u. Nic więc dziwnego, że do dziś to temat tabu, skrywany, wstydliwie przemilczany.Jak Ślązacy trafiali do Wehrmachtu? Najpierw we wrześniu 1939 roku większość broniła swoich miast w polskim wojsku lub w służbach ochotniczych. Po kilku miesiącach dostawali wezwanie do niemieckiego urzędu, gdzie funkcjonariusz podsuwał im folkslistę (najczęściej III grupę) do podpisania. Prof. Ryszard Kaczmarek, historyk z Uniwersytetu Śląskiego, przypomina w filmie Malinowskiego, że na dawnym Górnym Śląsku na niemiecką listę narodowościową wpisano 90 proc. ludzi - uznanych przez władzę za obywateli niemieckiego państwa, bo urodzili się na terenach należących niecałe 20 lat wcześniej do Niemiec: W Rzeszy było zupełnie inaczej niż w Generalnej Guberni. Tutaj było się folksdojczem z decyzji niemieckiego urzędnika" - mówi Kaczmarek. W taki sposób folksdojczami" obok tych, którzy deklarowali niemieckość, zostawali mówiący wyłącznie gwarą Ślązacy i ci, którzy czuli się Polakami: rodziny śląskich powstańców i ludzie, którzy w ogóle nie znali niemieckiego. Podpisywali folkslistę przymuszeni przez urzędnika, sytuację życiową, dla zasiłku, pod groźbą wysłania do obozu koncentracyjnego, ale też dlatego, że m.in. katowicki biskup Stanisław Adamski nawoływał, by ratowali w ten sposób swoje życie.Mężczyznę z folkslistą czekało już tylko jedno: wezwanie do niemieckiego wojska. Uciekali rzadko. Z trzytysięcznych Bojszów do Wehrmachtu powołano 300 mężczyzn: 299 zmuszono, zaledwie jeden zgłosił się na ochotnika. Pod koniec wojny, gdy Niemcom brakowało żołnierzy, do armii brano jak leci, nawet tych bez folkslisty, synów śląskich powstańców, nastolatków.- Ojciec pojechał na wojnę, bo bał się o rodzinę. Gdy wrócił na przepustkę, myślał o ucieczce. Ale moja mama wybłagała, żeby wrócił na front. Bała się o dziecko, o mnie - wspomina Lysko. Z Bojszów do obozu koncentracyjnego, dokąd trafiali dezerterzy i ich krewni, jest zaledwie kilka kilometrów. Nawet dzieci wiedziały, skąd bierze się dym nad obozem. 17-letni Szczepan Wesoły, dziś arcybiskup, emerytowany opiekun polskiej emigracji, syn śląskiego powstańca, poszedł na front, bo był przekonany, że Niemcy zemszczą się za jego dezercję na matce i młodszym bracie. Przed podobnym dylematem stał starszy brat Kazimierza Kutza Henryk, również syn powstańca. Z wojny wrócił okaleczony fizycznie i psychicznie.Żołnierze Wehrmachtu byli bez wyjścia. Cokolwiek by wybrali, wybierali źle. Mogli uciec - skazaliby wtedy na zagładę rodzinę, mogli zaprotestować - skazaliby na śmierć nie tylko rodzinę, ale i siebie. Idąc do wojska, ratowali rodzinę, ale decydowali się na branie udziału w nie swojej wojnie. Ale rzadko kto rozważał różne możliwości: Służba w Wehrmachcie i volkslista przez autochtonów była traktowana jak dopust boży, a nie etyczny wybór, czy przejaw postawy nacjonalistycznej" - pisała socjolożka Grażyna Kubica-Heller.W najgorszej sytuacji byli ci, którzy trafili na front wschodni. Oficjalna niemiecka propaganda głosiła, że żołnierze są świetnie wyszkoleni i wyposażeni w najlepszy sprzęt. W rzeczywistości Ślązacy byli najczęściej niemieckim mięsem armatnim w niemieckich oddziałach. Lysko przechowuje listy, jakie ojciec pisał do rodziny. Lekceważony i pogardzany przez niemieckich dowódców, wycieńczony marszami przez stepy, zrozpaczony, że musi brać udział w wojnie, która w żaden sposób nie jest jego wojną, marzy tylko o tym, by przetrwać i wrócić cało do domu: Ja z tego ich rozkazywania nic sobie nie robia. Udaja, że nie rozumiem. Niech mnie karają. Ja się im do tego wojska nie prosił. Królowo Pokoju módl się za nami, biednymi żołnierzami" - pisze do brata (również zginął na froncie wcielony do niemieckiego wojska).Byli żołnierze potwierdzają: nie szkolono ich, bo nie mówili po niemiecku. Między sobą porozumiewali się wyłącznie po polsku, w obecności oficerów milczeli. Dowódcy nie ufali im, traktowali jak wrogów, w najlepszym wypadku jak potencjalnych dezerterów, wysyłali na pewną śmierć. - Podczas starcia z rosyjskimi czołgami z 162 chłopów zostało dwóch. Z reszty - maras - opowiada Augustyn Stolarski w filmie Malinowskiego. Maras" w gwarze śląskiej oznacza brud albo błoto.Lysko na niemieckim cmentarzu pod Monte Cassino pokazuje grób swojego wuja. - Tu leży, na niemieckim cmentarzu, chociaż był Polakiem. Może strzelał do krewnego, który walczył po polskiej stronie? - zamyśla się. Wuj Lyski nie zdążył uciec z niemieckich oddziałów do alianckich, jak robiły tysiące Ślązaków. Jak udało się arcybiskupowi Szczepanowi Wesołemu, który w Cannes poddał się aliantom i trafił do II Korpusu. Jemu udało się nie wystrzelić ani jednej kuli. Tego szczęścia nie miała większość Polaków w Wehrmachcie. W filmie Malinowskiego przyznają: - Tak strzelaliśmy.Wyrzuty sumienia? - Gdybym nie strzelił, to przeciwnik byłby szybszy i ja bym zginął.Ojciec Lyski zginął w mroźny styczniowy dzień pod gąsienicami radzieckiego czołgu na ukraińskim stepie. - Czołg przejechał po jego nogach. Nie wiadomo, jak długo umierał - mówi Lysko. I jest w tych słowach powściągliwość. Nie ma śladu mitologizowania żołnierskiego męstwa, kultu herosa z Wehrmachtu". Gdy Lysko junior płacze, opierając się o krzyż postawiony przez Ukraińców niemieckim żołnierzom, to widzimy przejmujący obraz rozpaczy syna całe życie tęskniącego za ojcem.Alojzy Lysko mówi o ojcu głośno, wydał dwie książki o jego losach, opowiedział też o nim i swojej rodzinie na multimedialnej wystawie Wojenne rozstania" przygotowanej przez Muzeum Historii Polski w warszawskim BUW-ie.Dla Lyski ojciec to człowiek zagubiony między frontami. Wyrokami fatum urodził się na Górnym Śląsku, między Polską i Niemcami, i trafił między młyńskie koła historii, które zmełły go na miazgę. Był tak samo ofiarą wojny jak ci, którzy ginęli rozstrzeliwani na ulicach i zamęczeni w obozach śmierci. Tyle że on zginął na froncie, w niemieckim mundurze. Więc jego śmierć w ciągle powszechnej polskiej opinii jest gorsza, podejrzana. Jego nazwiska nie ma w spisie polskich ofiar wojny przygotowanym przez Instytut Pamięci Narodowej na stronie Straty.pl. Dla IPN, który pielęgnuje czarno-białą wizję świata, ci, którzy zginęli w złym mundurze", nie są godni pamięci.Film Malinowskiego nie tylko przywraca Alojzemu Lysce ojca, ale nam wszystkim pamięć o tych Ślązakach, Pomorzaninach, Wielkopolaninach, którzy zostali zmuszeni do walki w oddziałach Wehrmachtu. Ich tragedia ma podwójny wymiar. Niemcy skazali ich na śmierć na frontach, Polacy - na zapomnienie. Najwyższy czas dojrzeć ich dramat.Dzieci Wehrmachtu" wyprodukowała Wytwórnia Filmowa Czołówka i TVN Discovery Historia w koprodukcji z Silesia Film. Można go zobaczyć dzisiaj, 14 stycznia o godz. 18.40 na kanale Discovery Historia. Wystawa Wojenne rozstania" z warszawskiego BUW-u została przeniesiona do Krakowa. W maju będzie można ją oglądać w tamtejszym Muzeum PRL-u.http://wyborcza.pl/1,75248,7450538,Zostal_z_nich_maras.html
feld Napisano 14 Styczeń 2010 Napisano 14 Styczeń 2010 W moim bloku mieszka Pani Gertruda-Slazaczka.Pochodzi z malej wioski koło Katowic...Miała dwoch braci i ojca-Wszystkich wcielono do wermachtu.Bracia polegli-jeden na Krymie,drógi we Francji.Ojciec przezył wojne.widzialem zdjecia tych chłopakow.Najbardziej zal jej ,ze nigdy nie znaleziono grobu młodszego brata..Zaiste tragiczne były losy wielu slazakow.
dzieci3 Napisano 14 Styczeń 2010 Napisano 14 Styczeń 2010 Pracując w Duseldorfie w latach 90,spotkałem tam Ślązaka Adiego Kutza już niestety nieżyjący.Opowiadał właśnie,że był żołnierzem Wehrmahtu i walczył na zachodzie/Belgia,Holandia/.Po zakończeniu działań w 1945 został na stałe w RFN w miejscowości Wassenberg-Myhl blisko granicy Holenderskiej.Kaleczył język polski,ale szło się dogadać po tylu latach.Pzdr.
woytas Napisano 14 Styczeń 2010 Napisano 14 Styczeń 2010 Polowa rodziny mojj malzonki byla wcielona do Wh.Zwiedzili miedzy innymi Charkow, Wieden, Sycylie,Kaukaz (okolice Groznego),Drezno,Norwegie, Polske, Kostrzyn i okolice, Atlantyk na Schnellboocie, statek szpitalny w Rostocku - ktory probowaly zatopic ruskie bombowce-odgonione przez RAF. Czesc wrocila, czesc nie dala znaku zycia...
feld Napisano 14 Styczeń 2010 Napisano 14 Styczeń 2010 Dodam ze swego czasu w gazecie-Nowiny Jeleniogorskie-były publikowane wspomnienia zołnierza niemieckiego-Slazaka,który słuzbe swa odbywał w koszarach w Zgorzelcu..Pisze on jak był szykanowany przez innych zołnierzy -czystych germanów.Niestety nie posiadam juz tych numeró..jesli ktos je posiada mogłby pewne fragmenty tych wspomnien przytoczyc.Były naprawde ciekawe.
steell Napisano 14 Styczeń 2010 Napisano 14 Styczeń 2010 moi nie mieli takich dylematów siedzieli w lesie
pawel.kot Napisano 14 Styczeń 2010 Napisano 14 Styczeń 2010 Chyba z dziesięć lat temu leciał taki bardzo ciekawy film dokumentalny o kilku polakach wcielonych do Wehrmachtu.Film leciał o pierwszej w nocy na drugim programie i chyba więcej go nie pokazywano.Nosił tytuł Kolumbowie w mundurach feldgrau " .
bjar_1 Napisano 14 Styczeń 2010 Napisano 14 Styczeń 2010 W akademiku miałem kolegę z Lublińca - obydwóch dziadków miał w Wehrmachcie.
pawel.kot Napisano 15 Styczeń 2010 Napisano 15 Styczeń 2010 Tytuł tego filmu to oczywiście Kolumbowie w kolorze feldgrał " a nie tak jak napisałem wcześniej.http://www.filmpolski.pl/fp/index.php/4213241
Poganin Napisano 15 Styczeń 2010 Napisano 15 Styczeń 2010 tu o projekcie: http://www.dzieciwehrmachtu.pl/index.htmlCiekawe historie,dramatyczne losy,pogmatwane zależności...gdzie brat zmuszony zabic brata.
skora109 Napisano 16 Styczeń 2010 Napisano 16 Styczeń 2010 U nas na Pomorzu bylo calkiem podobnie. 2 braci mojego diadka bylo w angli, jeden z nich latal w 305 i spuszczal bomby na Niemcy, trzeciemu z braci sie nie udalo i trafil do Wermahtu, zginal w trakcie nocnego nalotu (jak w nocy to RAF)w dolinie Ruhry... Moze akurat tam u gory siedzial w Wellingtonie jego brat..
bodex Napisano 17 Styczeń 2010 Napisano 17 Styczeń 2010 wielu niewróciło z tej służby,ale napewno jest lżej wiedząc że jest gdzieś pochowany,a nie jak w niektórych przypadkach rodziny niemiały żadnych informacji i czekały na powrót ojca brata syna....a czy rodziny dostawały jakies rekompensaty finansowe za śmierć najbliższego?
wla1942 Napisano 29 Styczeń 2010 Napisano 29 Styczeń 2010 Chciałbym podzielić się na forum historią mojej rodziny, która przed wojną mieszkała w zachodniej Wielkopolsce, ówczesnych terenach nadgranicznych. Mój pradziadek najstarszy z czterech braci (miał jeszcze cztery siostry) i dwóch młodszych braci uczestniczyli w I wojnie światowej w armii Pruskiej, natomiast najmłodszy z czwórki Teodor służył w czasie II wojny światowej w Wehrmachcie. Nie znam dokładnej historii jak trafił do Wehrmachtu, ani jakie były jego losy. Jedyną wiadomością, jaka o nim pozostała to, że zginął w 1942 roku w Rosji. Pradziadek nigdy nie wspominał swojego najmłodszego brata, a zdjęcia, które przesyłał z frontu do niego w niemieckim mundurze pradziadek zniszczył. Kilka lat temu zupełnym przypadkiem pośród starych zdjęć, pozostawionych przez siostrę pradziadka, natrafiłem na zdjęcie grobu Teodora. W jaki sposób zdjęcie trafiło do siostry, kto je przysłał, pewnie nigdy nie znajdę na to odpowiedzi… A co do losów Teodora pomocna okazała się strona www.volksbund.de, gdzie znalazłem interesujące mnie informacje dotyczące Teodora, jak również innego z braci pradziadka, który zginął w 1917 we Francji.
gustaw7609 Napisano 30 Styczeń 2010 Napisano 30 Styczeń 2010 Mój dziadek mieszkał na śląsku w miejscowości która przed wojna była miejscowością na granicy z 3 rzeszą.Po wojnie 39 wszystkie rodziny musiały podpisać folksliste,jeśli ktoś nie podpisał,groziło mu wywiezienie do obozu,albo w najlepszym wypadku brak karty żywnościowej!W domu rodzinnym są pamiątki po powstaniu ślaskim,między innymi dwa medale nadane mojemu pradziadkowi.Wnioskuje z tego,że pradzadkowie nie cieszyli się z powodu podpisania niemieckiej listy narodowościowej!!! Pamiętam,że dziadek nie chciał i nie opowiadał co przeżył w wermachcie.Zdażyło sie raz albo dwa ,na urodzinach jak sobie za dużo wypił,to opowiadał jak niemieccy oficerowie traktowali slązaków-Pogardzali!!!W 44r.dostał się do niewoli amerykańskiej i przechodzi do 2 Korpusu,zreszta jak wielu ślązaków!Tam walczy w szeregach 7 Pułku Artylerii Konnej.Opowiadał,że po powrocie w 1948,większość chłopaków wcielonych do wermachtu z jego miejscowosci,chodziła w mundurach 2 Korpusu!!!
bażant Napisano 22 Marzec 2010 Napisano 22 Marzec 2010 Hej,A ja chciałbym prosić o pomoc forumowiczów w temacie związanym ze służbą Ślązaków w Wehrmachcie.Ktoś z mojej rodziny urodził się w Rogau na Opolszczyźnie (Rogów Opolski obecnie)jego ojciec służył w Wehrmachcie i zaginął, do dziś nie ma potwierdzonego info, że zginął. Jest znany jego numer ewidencyjny, ostatni przydział wojskowy i data o kiedy uważa się go za zaginionego (18 VII 1944).Jego syn wychowywał się w Polsce a matka dostawała rentę po zaginionym mężu, którego w 1948 polski sąd uznał za zmarłego i na tej podstawie (i może jeszcze jakiś innych) dostała ona rentę, która jakoś była płacona przez państwo niemieckie ale poprzez polskie urzędy.Ten syn opisał kiedyś swą sytuację w liście do Konsulatu Niemieckiego chcąc się dowiedzieć szczegółów ale w zamian dostał formularze o przyznanie obywatelstwa dla siebie i dzieci a nawet swoich wnuków... .Ponieważ nie dowiedział się wiele od matki o ojcu (a może ona nie chciała mu powiedzieć), która po wojnie drugi raz wyszła za mąż, próbuje to zrobić sam na własną rękę ale tu dobra znajomość niemieckiego się by przydała, bo ja myślę, że w niemieckich archiwach coś musi być i być może da się dojść gdzie mniej więcej zaginął. Inna kwestia, bardziej przyziemna to pieniądze. Ponoć żołd zaginionego żołnierza wypłacany był rodzinie do czasu uznania go za zmarłego ale ile to trwa i jaka jest procedura tego nie wiem. A może ktoś z forumowiczów, ma wskazówki, który urząd w DE albo Polsce może dostarczyć brakujących informacji
bodex Napisano 4 Kwiecień 2010 Napisano 4 Kwiecień 2010 hej, jest kilka niemieckich stron na których warto poszukac.wrzuć imie , nazwisko oraz date urodzenia,może uda mi się pomócpozdrawiam
bażant Napisano 4 Kwiecień 2010 Napisano 4 Kwiecień 2010 Hej Bodex,Poszukując punktu zaczepienia, założyłem temat na takim jednym niemieckim forum z Wehrmachtem w nazwie. I tam po tym jak dołożyłem info jaka jednostka (1./Art.Rgt.370) ktoś napisał, że była to cześć 370 pułku (?) piechoty a ta z kolei wchodziła w skład 8 Armii i generalnie w Operacji Jassny-Kiszyniów, po dostaniu się w okrążenie została rozbita przez Armię Czerwoną z tym, że nie pasują mi daty bo data uznania za zaginionego to 18.VIII.1944 a wyżej opisana operacja Sowietów rozpoczęła się 20 VIII ... . Po świętach dostanę ksera dokumentów, które rodzina posiada i wtedy dodam więcej info o zaginionym żołnierzu. Ogólnie to chyba został na ziemiach obecnej Mołdawii.
Manierkarz Napisano 4 Kwiecień 2010 Napisano 4 Kwiecień 2010 Moj dziadek mi dzisaj opowiadał o temat o który cały czas go pytam czyli walki o poznan w 45. Na zagórzu w poznaniu nad cybiną stało działo przeciwlotnicze i w jej załodze było dwoch ślązakow - ojciec i syn. Byli podobno w porządku i często ze sobą rozmawiali.
Rekomendowane odpowiedzi
Temat został przeniesiony do archiwum
Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.