Skocz do zawartości

Syn kata. Na tropie zagadki Demianiuka


Rekomendowane odpowiedzi

Syn kata. Na tropie zagadki Demianiuka
Piotr Głuchowski, Marcin Kowalski2009-05-13, ostatnia aktualizacja 2009-05-13 16:50

Zagadka Johna-Iwana Demianiuka mogłaby być dawno rozwiązana, gdyby ktoś zbadał, co Iwan Groźny" robił po służbie

Wczoraj rano, po przeszło półwieczu, 89-letni Amerykanin ukraińskiego pochodzenia John Demianiuk powrócił do Europy. Wyczarterowanym specjalnie na tę okazję samolotem, w towarzystwie lekarza i tuzina agentów federalnych doleciał do tego samego Monachium, z którego w 1952 wyemigrował za ocean jako ofiara wojny. Monachijski sąd będzie teraz orzekał, czy schorowany, emerytowany mechanik zakładów Forda winien jest zbrodni popełnionych między 1942 a 1944 rokiem w obozach: Flossenbürg, Majdanek i Sobibór. Być może sędziowie odpowiedzą też na najciekawsze pytanie: czy Demianiuk to krwawy esesman o pseudonimie Iwan Groźny"?

W1988 roku izraelski sąd orzekł, że tak. Pięć lat później - że nie. Tymczasem jednoznaczna odpowiedź kryje się, być może, w zabitej deskami wsi Grądy, poczta Prostyń, woj. mazowieckie.

Wczesna wiosna 1943. Jadzia Kucharek Grądów nie miała jeszcze szesnastu lat.

- Była piękna bardzo, włosy płowe, najpewniej mu od razu w oko wpadła - Irena Pyłka, jedna z najstarszych mieszkanek wsi, pokazuje nam miejsce, w którym stało przed frontem" gospodarstwo Kucharków. Przed frontem", czyli nadejściem armii sowieckiej, Grądy i sąsiednie Poniatowo były dwoma rzędami drewnianych chałup stojących w połowie polnej drogi między większymi wioskami: Treblinką i Wólką Okrąglik. Chałupy wielkości garaży. Po wojnie ci, którzy najwięcej handlowali z Ukraińcami, położyli sobie blachę na wierzch, w okna powstawiali szyby, niektórzy zaczęli budować murowanki.

Ukraińcy przychodzili na handel zwykle pijani, na czapkach mieli esesmańskie czaszki, w kieszeniach złoto. Chcieli zawsze tego samego: wódki, kiełbasy, kobiet i muzyki. Płacili wyśmienicie: za bańkę bimbru - pierścionek, za kilo słoniny - złoty ząb. Żartowali, że zęby jeszcze ciepłe. Irena Oleszczuk z Poniatowa zeznawała po wojnie - na procesie czwórki ukraińskich strażników: - Chodzili za dziewuchami wszędzie, a kto się dobrowolnie nie oddał, to sami brali. Przychodzili, wyciągali garść złota i mówili zachoczesz - dam ci". Opowiadali, jak Żydzi płaczą. Gdy byli pijani, mówili, że mogą człowieka zabić tak, jak kiełbasę wziąć na widelec.

Wysokiego, najtężej pijącego Ukraińca wieśniacy nazywali Iwanem Groźnym". Tak samo określali go później nieliczni Żydzi, którzy przeżyli Treblinkę. Historyk Jacek Wilczur, autor książki Ścigałem Iwana Groźnego", pisze tak

...odgrywał aktywną rolę we wszystkich etapach eksterminacji, poczynając od przyjmowania transportów, poprzez maltretowanie Żydów, kończąc na upychaniu ich w komorach gazowych i uruchamianiu silników spalinowych.


Wilczur, wieloletni pracownik śledczy Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce, przyjmuje nas w swoim warszawskim mieszkaniu-archiwum. Posegregowane, opisane flamastrem teczki z zeznaniami świadków stoją - przemieszane z książkami - na półkach sięgających sufitu.

- Wynika z nich, że "Groźny najpierw stawał przy wejściu do komory uzbrojony w bagnet, metalową rurę albo pejcz - opowiada doktor. - Katował ofiary, odcinając dla zabawy części ciała. Potem puszczał spaliny. Musiał mieć pomocnika, z którym razem wlewali paliwo do generatora. Być może ten pomocnik zwał się Marczenko, zapamiętajcie, to ważne. Po "pracy, w Grądach i Poniatowie, operator komory zachowywał się zupełnie inaczej."

- Strach budził, ale ja nie pamiętam, żeby kogoś tu zabił lub pobił - wiosną 1942 r., kiedy za lasem osłaniającym obie wioski od północy, Niemcy kazali stawiać obóz zagłady, Irena Pyłka miała dwanaście lat i blond warkocze. Obie ze śliczną Jadzią Kucharek chodziły do Prostyni sypać kwiatki na Boże Ciało. Z kościoła wraca się przez Treblinkę. - Tam żołnierze, psy chodziły, wszyscy z karabinami, bardzośmy się bały. Było wiadomo, że tam robią coś strasznego. Rodzice zabraniali chodzić w tamte stronę, co sami z tymi Ukraińcami robili za handle - ja nie wiem. Ale ślub Jadzi z Groźnym" pamiętam. Tak bardzo się ludzie śmieli, że ona miała fartuch zamiast welona i na śmieciach cały ślub.

- Co to znaczy?

- Pod lasem wesele zrobili, a wódkę pili na polanie, gdzie się śmieci przed wojną rzucało. Żaden to ślub był, tylko taki cyrk. Dla niej, dla rodziców jej i sąsiadów na pokaz, bo przecież już była w ciąży.

- Groźny" był w mundurze?

- W czarnym. A dziecko się urodziło, kiedy szedł front. Chłopiec. Bardzo podobny do ojca. Dostał za nim imię Władek.

- To Groźny" był Władysławem? Nie Iwanem?

- Tak mówili. Iwan" to było... przezwisko jego. A nazwisko miał takie jakieś krótkie.

- Nie Demianiuk?

- Nie.

Wśród kilkudziesięciu kilogramów dokumentów, które w latach 80. zgromadziła prokuratura Izraela, jest notatka z 13 lutego 1989. Tekst omawia artykuły, jakie dwa lata wcześniej opublikował na temat Groźnego" szwedzki dziennikarz gazety Göteborgs-Posten" Peter Johnsson. Z notatki wynika, że Ukrainiec Władysław" -znany mieszkańcom wsi Grądy członek załogi SS w Treblince" - nazywał się Władek Szyło lub Żyła", a pochodził z Dniepropietrowska.


Post został zmieniony ostatnio przez moderatora pomsee 18:10 13-05-2009
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wybór Iwana

Demianiuk z całą pewnością nosił imię Iwan, po ojcu: Iwan Nikołajewicz. Urodził się w małej wiosce Duboj Machariewci (Dubowyje Makarensy) 3 kwietnia 1920 r. Tego dnia poddał się bolszewikom Anton Denikin, dowódca ostatniej białej armii Ukrainy. O dzieciństwie Iwana Nikołajewicza niewiele wiadomo, ale musiało być trudne. Wielodzietna chłopska rodzina, najpierw ucieczka białych i inwazja czerwonych, potem cztery klasy podstawówki, bieda, sowiecki terror, Wielki Głód.

Iwan - dosyć tępy, ale silny i posłuszny - orze kołchozowe pola. W 1940 r. Związek Radziecki powołuje go w szeregi armii. Miał już skończyć służbę, gdy Hitler zaatakował Stalina. Zostaje ranny odłamkiem w plecy. Kiedy wraca do zdrowia, Niemcy dochodzą do Morza Czarnego. Prawie cały jego oddział trafia do niewoli. Pokonani dołączają do kilkumilionowej rzeszy sowieckich jeńców. Rząd radziecki nie podpisał przed wojną konwencji genewskiej - teraz Niemcy traktują pojmanych żołnierzy gorzej niż zwierzęta. Obóz jeniecki - gdzieś w Generalnym Gubernatorstwie, między Równem a Chełmem - to otoczone drutami błotniste klepisko, na którym umierający jedzą z głodu suche liście, a zdrowsi - ciała zmarłych towarzyszy.

- Miałem tylko taki wybór: zaciągnąć się z Niemcami albo zgnić - powie Demianiuk pół wieku później w czasie izraelskiego procesu. Zaciągają się tysiącami: Łotysze, Litwini, Białorusini, Tatarzy, także rdzenni Rosjanie. Iwan dostaje przydział do obozu szkoleniowego SS (Ausbildungslager) w Trawnikach, dystrykt lubelski.

Niemcy mówią o takich jak on Trawnikimänner" - ludzie z Trawnik: niby to esesmani, ale nie do końca prawdziwi. Rasowo kiepscy: prócz Łotyszy i Litwinów są Słowianie, nawet skośnoocy Kałmucy. Słabo rozumieją niemiecki, dobrze słyszą tylko najprostsze komendy, najlepiej poparte uderzeniem w pysk.

- Przewyższali okrucieństwem nawet swoich panów z SS - ocenia dyrektorka Muzeum Dachau, historyczka Barbara Distel.

A ludzie bez skrupułów będą teraz bardzo potrzebni. Dystrykt lubelski, gdzie panem życia i śmierci jest gruppenführer Odilo Globocnik, ma się stać kluczowym ogniwem w łańcuchu Ostatecznego Rozwiązania. Globocnik - na osobisty rozkaz Himmlera - buduje pierwsze obozy zagłady: Sobibór, Majdanek, Treblinkę. Iwan Demianiuk będzie służył we wszystkich trzech, choć co do Treblinki wątpliwości pozostają - ale o tym dalej. Kariery w Ukrainischmannschaft nie robi - do końca wojny pozostanie szeregowym strażnikiem. Według dziennikarza Der Spiegla" Georga Bonischa, to skutek jego ograniczenia umysłowego. Bo posłuszny przecież był.

Zachowała się informacja o jednej tylko karze: 25 kijów za opuszczenie terenu obozu na Majdanku.

Podobno poszedł do burdelu.

Poród Jadzi

Ludzie w Grądach i Poniatowie mówią, że Iwan Groźny" uciekł ze swoimi w 1944, zanim przetoczył się tu front.

Faktycznie musiał zniknąć rok wcześniej - razem z całym obozem. Zaczęło się 2 sierpnia 1943 r., kiedy kilku najodważniejszych spośród tysiąca Żydów zatrudnionych przy sortowaniu odzieży, kosztowności i paleniu zwłok otworzyło dorobionym kluczem magazyn broni. Ocalony Samuel Willenberg, autor Buntu w Treblince", wspomina, że dzień był ciepły, a część wachmanów poszła wykąpać się w Bugu. Czekający już długo buntownicy postanowili wykorzystać ten moment i odtąd wszystko potoczyło się szybko: strzały do stojących na wieżyczkach i przy drutach, eksplozja zbiornika z benzyną, podpalenie baraków, chaos. Kilka setek mężczyzn rzuca się jednocześnie na rozpięte wokoło przeciwpancerne zasieki. Ukraińscy esesmani koszą ich z karabinów jak zboże, w kilku miejscach Żydzi atakują swoich katów. Tego popołudnia zginie 800 więźniów, po drugiej stronie - 66 Ukraińców i 25 Niemców. Berlin każe zlikwidować obóz w ciągu kilku tygodni.

We wrześniu i październiku jest po wszystkim: małe grupki Żydów orzą opróżniony teren i sadzą drzewa. Po ich rozstrzelaniu i zasypaniu ciał na straży pola zostaje ukraiński strażnik nazwiskiem Streibel. Pozostali - w tym Groźny" - służą już w innych obozach. W tym czasie Jadzia Kucharek rodzi w domu. Akuszerka przyjeżdża z Prostyni.

Gdy chłopczyk ma rok, może dwa, mama wychodzi za Polaka, tutejszego chłopa Kazika Buczyńskiego. Jej drugi ślub jest już w kościele, z księdzem. Złośliwi powiadają, że Kazik i jego rodzina wzięli od ojca Jadwigi złoty posag".

- Dziewicą przecież nie była. Od razu ten jej Władek, wtedy malutki, dostał urzędowo Kazka nazwisko - powiada Irena Pyłka. - Zaraz po froncie strach był wcale nie mniejszy jak za Niemca. Ludzie kłamali albo milczeli. Nikt chłopcu małemu nie mówił, kto jest prawdziwym ojcem jego. Ale potem, jak wypili, to jeden z drugim opowiedzieli.

- Mówili nam już ludzie tutejsi, że jak się młody Władek dowiedział, zaczął pić.

- Że pił, to prawda.

- Słyszeliśmy od ludzi we Wólce Okrąglik, że ten Władek później został milicjantem w Sokołowie Podlaskim, podobno go za pijaństwo ze służby wygonili.

- Prawda, w milicji był... prawda, że zwolniony, ale czy to za pijaństwo było, nie jestem pewna, czy za jakieś sprawki z kobietami, bo on romansował kiedyś sporo. Młodo umarł. Do pani Andzi musicie podjechać.

Pani Andzia, faktycznie Anna Buczyńska, była żoną Władysława. Umawiamy się z nią na cmentarzu w Prostyni, przy wspólnym grobie męża i teściowej.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Grób Władysława

Jadwiga Kucharek zmarła w 2001 roku. Żyła lat 74. Na wspólnym nagrobku z synem małe, owalne zdjęcia. Jacek Wilczur, który był jednym z dwóch Polaków zaangażowanych w oskarżenie Demianiuka przed izraelskim sądem, przesłuchiwał Jadwigę jeszcze w latach 80.

- Gdy zapytałem o prawdziwego ojca jej syna, popłakała się - opowiada. - niewolił mnie, nie miałam nic do gadania". Tak to ujęła. Musiałem dać słowo, że prawda o ślubie z Groźnym" nigdy nie ujrzy światła dziennego.

Grądy, Poniatowa - to są ultrakatolickie wsie. Tam się o takich rzeczach jak przedślubne dzieci rozmawia tylko przy wódce. Pokazywał mi jeden z tamtejszych kuchenny stół, przy którym pili z Iwanem" bimber i handlowali. Rozmawiałem z nim, tak jak z panem rozmawiam" -powiedział. Ale do protokołu ani słowa. Dla tych ludzi Groźny", choć straszny i tajemniczy, to jednak był ktoś. No i trochę złota u nich zostawił... Za Jadzię pewnie też.

- Z tym synem Władysławem również pan rozmawiał?

- Nie. Był już w latach 80. ciężko chorym alkoholikiem. Co by mógł wnieść do śledztwa? Czy to jego wina, że miał ojca potwora? Co innego Jadwiga. Zdradziła mi - i tylko mi - nie tylko, kto jest ojcem Władysława, ale też coś ważniejszego: Iwan" miał na plecach ciemne znamię wielkości małej monety. Mniej więcej tutaj - doktor Wilczur pokazuje punkt na kręgosłupie, trochę poniżej łopatek. -Nawet gdyby je sobie usunął, tak jak usunął tatuaż pod pachą, zostałaby blizna. Proponowałem prokuratorom w Izraelu, żeby Jadwigę sprowadzić na proces, niech stanie w sądzie, opowie o tej bliźnie, a potem wystarczy poprosić Demianiuka: zdejmij pan koszulę.

- I co?

- Sędzia nie zgodził się, by już w trakcie procesu dołączyć nowego świadka oskarżenia. Wydawało się to zresztą niepotrzebne. Dowody były miażdżące.

Faktycznie: w 1988 r. sąd w Jerozolimie odrzuca kolejne tezy obrony - a to, że prawdziwy Iwan Groźny" został zabity przez zbuntowanych więźniów Treblinki, a to, że dokumenty świadczące na niekorzyść emigranta Demianiuka spreparowało nienawidzące uciekiniera KGB.

18 kwietnia sędzia Dov Levin mówi: - Stwierdzamy, że oskarżony Iwan Demianiuk jest Iwanem Groźnym" winnym wszystkich zarzucanych mu zbrodni wojennych, zbrodni przeciw narodowi żydowskiemu oraz zbrodni przeciw ludzkości.

Orzeczona tydzień później kara: śmierć przez powieszenie. Zbudowana przez brytyjską firmę szubienica stoi już przed drzwiami celi, gdy obrona składa wniosek o apelację. Odwołanie wydaje się formalnością. I byłoby nią zapewne, gdyby jeden z obserwujących proces ocalonych z Holocaustu w świętym oburzeniu nie oblał kwasem obrońcy.

Podczas dwuletniej zwłoki w procesie rozpada się Związek Radziecki. Obrona Demianiuka dociera do otwartych na krótko archiwów i wychodzi na jaw, że KGB jednak dokumenty powojennych emigrantów fałszowało, aby obciążyć zdrajców socjalistycznej ojczyzny" jak największą liczbą wojennych zbrodni. Nie ma co prawda dowodów na sfałszowanie esesmańskich papierów samego Demianiuka, ale jest coś ważniejszego: w powojennym, tajnym procesie sługusów faszyzmu" (w ZSRR sądzono bez rozgłosu własowców, członków SS Galizien, volksdeutschów itd.) został uznany za Iwana Groźnego" zupełnie inny, nieżyjący już Ukrainiec. Sąd najwyższy Izraela orzeka po tym, że tak poważne wątpliwości muszą przemówić na korzyść oskarżonego.

Wyrok śmierci zostaje uchylony. Izraelska ulica jest oburzona. Ameryka, która wcześniej wydała Demianiuka, zgadza się przyjąć uwolnionego od winy człowieka. 73-letni, wciąż krzepki staruszek, posyłając fotoreporterom uśmiechy, odlatuje z Tel Awiwu do USA samolotem linii El Al w klasie biznes.

Pani Andzia

Anna Buczyńska, wdowa po Władysławie, jest niską, siwą kobietą o ciemnej cerze. Nie chce mówić źle o mężu, choć w połowie lat 70. zostawił ją z trójką dzieci.

- Nawet jak był pijany, umiał zupy dzieciom nagotować. Bardziej od niego mnie na teściową złość trzyma.

- Na Jadwigę?

- Władka napuszczała. Przez nią mnie zostawił.

Dzieci Anny i Władysława Buczyńskich są wnukami Iwana Groźnego". Jest ich troje. Dalsze potomstwo - ośmioro chłopców i dziewczynek w wieku od kilku do kilkunastu lat - to prawnuki Ukraińca. Są jeszcze dzieci i wnuki ze związku z kochanką. Postanowiliśmy ich wszystkich nie szukać. Większość na pewno nie ma świadomości, kim był pradziadek.

I chyba tak jest lepiej.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Portret kata

Jak dotąd tezę, wedle której Iwan Groźny" i Iwan Demianiuk to ta sama osoba, potwierdzają:

- zeznania ośmiorga ocalonych z Holocaustu, którzy rozpoznali go w trakcie izraelskiego procesu;

- identyczne zeznanie mieszkańca Wólki Okrąglik Stanisława Oleszczuka i Romana Węglińskiego - więźnia ze stojącego obok Treblinki łagru dla Polaków (obie relacje złożone przed śledczymi Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce, którzy pomagali prokuraturze Izraela oskarżać Demianiuka);

- niezachwiane przekonanie naszego rozmówcy - doktora Wilczura.

Przeczą tezie:

- esesmańska legitymacja Ukraińca, która wskazuje, że w 1943 r. Demianiuk był strażnikiem - ale w Sobiborze (inne zachowane dokumenty wskazują także Majdanek);

- zeznania dwóch wachmanów z Treblinki złożone po wojnie w USA - prawdziwy Iwan Groźny" nazywał się Marczenko (według doktora Wilczura to ten pomocnik od generatora);

- relacja uciekiniera z Treblinki Eliyah Rosenberga spisana w grudniu 1945 w polskim Żydowskim Instytucie Historycznym - prawdziwy operator komory gazowej został zabity 2 sierpnia 1943, w trakcie buntu. Demianiuk był tylko strażnikiem, nie gazował. Faktycznie wszystko jest jednak jeszcze bardziej skomplikowane.

Przed sądem w Izraelu Eliyah Rosenberg odwołał swoje słowa. A Irena Pyłka opowiedziała nam teraz w Grądach, że po wojnie przyszywany mąż Jadwigi Kucharek pisał do niej listy, w których proponował jej, jako matce swojego syna, pomoc w ucieczce na Zachód. Tak więc nie mógł zginąć podczas żydowskiego buntu. Tylko że Anna Buczyńska informacji o listach nie potwierdza. Teściowa jakąś starą korespondencję trzymała...

-...ale nigdy nie chciała pokazać.

- Myśli pani, że te listy mogą gdzieś jeszcze być?

- Wszystkie śmieci po niej już spalone.

Najciekawszą poszlaką wskazującą na to, że Groźny" jednak nie był Demianiukiem, wydaje się sporządzony ponad 20 lat temu rysunek. Choć i tę historię można interpretować na dwa sposoby.

Szkic powstał w biurze kryminalistycznym milicji, najpewniej warszawskim. Zaczęło się od tego, że w połowie lat 80., w ramach pomocy prawnej udzielanej izraelskiemu prokuratorowi Michaelowi Szakedowi, pracownicy Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce przesłuchali Eugenię Samuel, mieszkankę Wólki Okrąglik. 17-letnia Eugenia przyjmowała w łóżku wielu wachmanów z Treblinki, w tym kilkakrotnie samego Groźnego". Jako starsza kobieta chętnie pomogła milicji sporządzić jego portret. Kopię zachował w swoim archiwum dr Wilczur.

Oglądamy ją przed wyjazdem do Grądów i po powrocie. Mężczyzna na rysunku nie jest podobny do Demianiuka, jakiego znamy z gazet i internetu. Mocno przypomina za to Władysława Buczyńskiego, którego fotografia zdobi grób w Prostyni. Właściwie trzeba napisać, że to Buczyński jest podobny do człowieka z portretu.

Irena Pyłka na widok milicyjnego rysunku potwierdza bez wahania: - To jest Groźny". Podobnie mówi starszy człowiek z Wólki, sąsiad nieżyjącej już dziwki" Eugenii.

Doktor Wilczur uważa, że oboje staruszkowie musieli się mylić. Jego zdaniem portret sporządzony przez Samuel przedstawia Franza Stangla, komendanta obozu zagłady.

- Panie doktorze... SS-Obersturmführer nie chodziłby się chyba wyżywać do dziewczyny z Wólki. Był burdel oficerski w Sokołowie Podlaskim, gdzie urzędowały pewne rasowo Niemki.

- Był. I jest oczywiste, że Eugenia Samuel nigdy osobiście Strangla nie widziała. Ale oglądała, jak wszyscy, jego fotografie dostępne po wojnie. Jedna z nich wisiała w szkolnej salce pamięci w Kosowie Lackim, ledwo 10 kilometrów od Wólki. Kobieta się zasugerowała, chociaż ja sam uważam, że raczej ją ktoś zasugerował celowo. W latach 80., w trakcie przygotowań do izraelskiego procesu, obrońcy Demianiuka angażowali potężne siły, pomagali im Ukraińcy z USA. Pojawienie się w Polsce na krótko przed rozprawą portretu pamięciowego wskazującego całkiem innego człowieka było im bardzo na rękę. Ale spaprali sprawę. Wskazanie Strangla jako Iwana" to przecież kompletna głupota grubymi nićmi szyta.

Sporo tych komplikacji.

- Da się w końcu odpowiedzieć, czy Demianiuk to Groźny"? -pytamy kierownika Muzeum Walki i Męczeństwa w Treblince, historyka Edwarda Kopówkę.

- W obecnym czasie według mnie - nie.

- Żeby tak można się jakoś dowiedzieć, czy on ma to znamię... - wzdycha Jacek Wilczur.

- Można by, doktorze, przeprowadzić testy DNA potomków Władysława Buczyńskiego, a potem porównać wyniki z DNA Demianiuka?

- Można. Wtedy zagadka byłaby rozwiązana.


http://wyborcza.pl/1,88975,6602904,Syn_kata__Na_tropie_zagadki_Demianiuka.html?as=1&ias=4&startsz=x
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kulawe,typowo guglowskie" tłumaczenie,ale da się czytać:streszczenie postępowań względem Demianiuka
http://translate.google.pl/translate?hl=pl&sl=en&u=http://en.wikipedia.org/wiki/John_Demjanjuk&ei=T_YKSqGYM4qxsAalxuGzCQ&sa=X&oi=translate&resnum=1&ct=result&prev=/search%3Fq%3Djohn%2Bdemjanjuk%26hl%3Dpl%26lr%3D%26sa%3DG
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 6 months later...
Proces ostatniego zbrodniarza nazistowskiego
Bartosz T. Wieliński, Berlin
2009-11-29, ostatnia aktualizacja 2009-11-29 17:29

W Monachium rozpoczął się dziś proces Johna Demianiuka. Będzie on wyścigiem z czasem, bo schorowany Demianiuk ma 89 lat i sędziowie mogą nie zdążyć z wyrokiem
1992 r. Demianiuk przed Sądem Najwyższym Izraela, który anulował mu wyrok śmierci. Nie był pewien, czy on to

To będzie niemiecki proces roku i zapewne ostatni wielki proces nazistowskiego zbrodniarza. Na pierwszą rozprawę Demianiuka, pochodzącego z Ukrainy byłego strażnika w obozach m.in. w Sobiborze, Treblince i na Majdanku, akredytowało się prawie 400 dziennikarzy.

Jest jasne, że wszyscy nie wejdą na salę rozpraw, tym bardziej że oprócz oskarżonego musi się na niej znaleźć miejsce dla oskarżycieli posiłkowych. Powołano ich ponad 40, czyli więcej niż podczas największego procesu karnego w RFN - procesu załogi KL Auschwitz w latach 60. Zresztą sąd nie wyklucza, że powoła następnych oskarżycieli posiłkowych. To krewni żydowskich ofiar Sobiboru, a także kilku ocalałych więźniów obozu, m.in. pochodzący z Izbicy Tomasz Blatt, uczestnik powstania w obozie Sobiborze w 1943 r. Większość z nich chce śledzić proces na miejscu.

Niemiecka prokuratura zarzuca Demianiukowi, że jako strażnik w tym właśnie kacecie wziął udział w zamordowaniu prawie 28 tys. Żydów. Wczoraj okazało się, że lista zarzutów się wydłużyła o jeszcze jedno morderstwo. Tuż po wojnie w Ulm w zachodnich Niemczech Demianiuk z premedytacją potrącił samochodem Żyda, który zmarł wkrótce po wypadku. Grozi mu dożywocie.

Jeśli niemieckim sędziom udałoby się skazać byłego strażnika, byłby to koniec trwającej ponad 30 lat batalii sądowej. Pod koniec lat 70. pod adresem Demianiuka padły pierwsze oskarżenia o to, że był Iwanem Groźnym", sadystycznym operatorem komór gazowych w obozie w Treblince. Demianiuk mieszkał wówczas od ćwierćwiecza w USA. Amerykanie pozbawili go obywatelstwa i deportowali go do Izraela, gdzie w 1988 r. skazano go za zbrodnie na śmierć. Pięć lat później izraelski sąd najwyższy uchylił jednak wyrok i kazał go odesłać do USA. Sędziowie stwierdzili, że choć Demianiuk od 1942 r. służył jako strażnik w niemieckich kacetach, nie można udowodnić, że był Iwanem Groźnym".

Amerykanie jednak nie odpuścili. Wszczęli na nowo procedury i po długiej batalii prawnej wiosną tego roku deportowali go do Niemiec.

Ulrich Busch, obrońca Demianiuka, zapowiada walkę. Gdy Demianiuka deportowano do Niemiec, usiłował nie dopuścić, by proces w ogóle się rozpoczął. Teraz chce podważyć przed sądem akt oskarżenia. Zapewne zacznie od zakwestionowania prawa Niemców do rozliczania byłego strażnika. Sobibór znajdował się w końcu w okupowanej Polsce, a spora część jego ofiar to polscy obywatele. Tymczasem Warszawa nie chciała Demianiuka sądzić, choć zabiegali o to Amerykanie. Prokuratorzy odpowiedzą zapewne, że w Sobiborze zagazowano jednak też Żydów z Niemiec.

W akcie oskarżenia piszą o Demianiuku, że jako strażnik działał w imieniu państwa niemieckiego". Obrońca przekonuje jednak, że Demianiuk był tylko sowieckim jeńcem wojennym. Gdyby nie zgodził się pracować w obozie, zostałby przez Niemców zabity. Śmierć groziłaby mu też za dezercję. Według niemieckich mediów Busche może też próbować udowadniać, że czyny Demianiuka osądzono już w Izraelu i powtórny proces w Niemczech jest niezgodny z prawem, bo za to samo nie można sądzić dwa razy.

Niemieckie media uważają, że proces będzie wyścigiem z czasem, bo oskarżony może umrzeć w jego trakcie. Według obrońcy, który powołuje się na lekarzy, choremu m.in. na białaczkę Demianiukowi zostało góra 11 miesięcy życia. Właśnie tyle proces ma potrwać. Niemieccy biegli uznali jednak, że Demianiuk, mimo że jest ciężko chory, może brać w nim udział, choć na sali rozpraw może spędzić jedynie 3 godz. dziennie.

Źródło: Gazeta Wyborcza

http://wyborcza.pl/1,75248,7310671,Proces_ostatniego_zbrodniarza_nazistowskiego.html


Post został zmieniony ostatnio przez moderatora Czlowieksniegu 12:58 30-11-2009
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Reinhold von Mohrenschildt - pomocnik Odilo Globocnika w masowej eksterminacji po wojnie króciutkiego wyroku u Brytyjczyków został… znanym i bogatym deweloperem w Austrii. Zmarł przez nikogo niepokojony w 1990 roku.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...
Pamiętam kata z Sobiboru

Wstrząsające zeznania byłego więźnia obozu mogą obciążyć Iwana Demianiuka, oskarżonego o współudział w mordowaniu Żydów

Żydom kazano się rozebrać i starannie złożyć ubrania. Damskie torebki były odkładane na bok. Blatt czasami pracował w grupie więźniów, której zadaniem było opróżnianie tych torebek ze szminek, puderniczek i kosmetyków. Często ścinał również włosy nagim kobietom. - Holenderki nie wiedziały, co się z nimi stanie i błagały mnie, żebym nie obcinał ich zbyt krótko. Polskie Żydówki, które doskonale wiedziały, co je czeka, krzyczały, że pomagam nazistom.

Blatt robi przerwę. W sali jest tak cicho, że słychać długopis, który mężczyzna przesuwa po mapie obozu. Po obcięciu włosów Żydzi musieli pokonać sto metrów aleją zwaną Drogą do nieba". Wtedy już wszyscy, nawet ci z Europy Zachodniej, domyślali się, co się z nimi stanie.

- Kiedy weszli do komór gazowych, musiałem sprzątać Drogę do nieba". Znajdowałem tam zniszczone banknoty, kawałki jedzenia i podarte fotografie. Dla mnie to byli prawdziwi bohaterowie. Do końca mieli nadzieję, że uda im się uciec przed śmiercią, a kiedy uświadomili sobie prawdę, zdobywali się na ostatni akt odwagi i niszczyli ukrytą gotówkę, aby naziści nie mogli z niej skorzystać.

Thomas Blatt był więźniem obozu w Sobiborze od kwietnia do października 1943 roku, w okresie najbardziej nasilonych mordów. 14 października 1943 roku wziął udział w niezwykle odważnej próbie ucieczki z obozu. W tym czasie, jak twierdzi niemiecki prokurator, Demianiuk opuścił już obóz.

Mapa używana na sali sądowej została sporządzona przez Blatta. W jego domu stoi trójwymiarowa makieta obozu. - Wciąż jestem w Sobiborze, wszystko do mnie ciągle wraca we śnie, w bardzo realistycznych snach. Wciąż tam jestem.

Proces Demianiuka prawdopodobnie potrwa aż do maja.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...
John Demianiuk rozpoznany
bart
2010-02-04, ostatnia aktualizacja 2010-02-03 17:35

- Pamiętam Demianiuka, gdy był strażnikiem w Sobiborze - mówi Aleksiej Wajcen, były więzień tego obozu. W Riazaniu odnaleźli go dziennikarze czeskiego radia.
Iwan-John Demianiuk na przełomie lat 80. i 90. - zdjęcie z czasów procesu przed izraelskim sądem

Aleksiej Wajcen, 87-letni weteran Armii Czerwonej, do obozu zagłady w Sobiborze trafił wraz z rodziną w 1942 r. Rok późnej brał udział w obozowym powstaniu. 14 października 1943 r. grupa więźniów zabiła kilkunastu esesmanów i ukraińskich strażników, dzięki czemu kilkuset więźniów uciekło. Przeżyło kilkudziesięciu, w tym Wajcen.

- Demianiuk pracował jako nadzorca. Pamiętam, jak prowadził grupę więźniów do pracy przy wyrębie lasu - mówi czeskim dziennikarzom. Rozpoznał go też na fotografiach z lat 40.

W sprawie Demianiuka to przełom. 89-letni Ukrainiec od września jest sądzony w Monachium za współudział w morderstwie 29 tys. Żydów w Sobiborze. Do tej pory zajmujący się jego przeszłością śledczy z Izraela, Niemiec i USA nie znaleźli ludzi, którzy mogli potwierdzić, że faktycznie służył on w obozie zagłady. Świadczyły o tym tylko dokumenty, m.in. jego legitymacja SS.

Niemieccy prokuratorzy udowadniają, że skoro Demianiuk służył w Sobiborze, to dopuszczał się zbrodni. Byli więźniowie obozu oraz eksperci zgodnie zeznawali przed monachijskim sądem, że ukraińscy strażnicy maltretowali więźniów i pędzili ich do komór gazowych. Obrońca Demianiuka Ulrich Busch temu zaprzecza. Sam oskarżony nie odezwał się podczas procesu ani słowem - na rozprawie siedzi na wózku i sprawia wrażenie, że nie rozumie, co się wokół niego dzieje.

Proces się przeciąga, wczoraj kolejny raz został przerwany z powodu choroby Demianiuka. Podczas rozpraw regularnie dochodzi do ostrych sporów między sędzią a obrońcą, który nieustannie żąda umorzenia postępowania. Kilka tygodni wywołał skandal, pytając świadków, czy ich zdaniem żydowska policja w gettach była bardziej brutalna od SS.

Nie wiadomo, czy Wajcen będzie zeznawał w procesie. - Jest bardzo schorowany, przeszedł cztery zawały. Zaprzeczył, gdy pytaliśmy go, czy pojedzie do Monachium. Być może niemieccy prokuratorzy przesłuchają go w Riazaniu - mówi Lenka Kabrhelova z Czeskiego Radia.

Wajcen śledzi proces w Monachium. Wcześniej zeznawał przeciwko załodze Sobiboru w procesach, które odbyły się w ZSRR.

Źródło: Gazeta Wyborcza

http://wyborcza.pl/1,75248,7525103,John_Demianiuk_rozpoznany.html
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 year later...
Sześć lat dla Demjaniuka? Kto tak zawinił, musi zostać ukarany"

Monachijska prokuratura żąda sześciu lat więzienia dla domniemanego byłego strażnika w hitlerowskim obozie zagłady Sobibór. John Demjaniuk oskarżony jest o pomoc w zamordowaniu prawie 28 tysięcy Żydów. - Kto tak bardzo zawinił, musi zostać ukarany, nawet po 60 latach i w podeszłym wieku - powiedział prokurator Hans-Joachim Lutz. Dziś, po szesnastu miesiącach procesu, sędzia przystąpił do wysłuchania mów końcowych oskarżycieli.

Według prokuratora Lutza wina Demjaniuka polega na dobrowolnym udziale w mordzie na Żydach. Oskarżony działał kierując się niskimi pobudkami i uznał za swoje cele, wynikające z rasistowskiej ideologii nazistów - ocenił Lutz. - Nic nie wskazuje na to, by oskarżony próbował uchylić się od zarzucanych mu czynów - dodał prokurator. Jego zdaniem 150 strażników w Sobiborze uczestniczyło w okrutnym mordowaniu ofiar w komorach gazowych; 20-30 SS-manów nie byłoby w stanie samodzielnie przeprowadzić przemysłowej zagłady" tysięcy ludzi.

Tylko wówczas machina zagłady mogła funkcjonować"

Przyznał, że nie jest możliwe udowodnienie Demjaniukowi konkretnych działań, bo miały one charakter rutynowy. - Wszyscy strażnicy byli potrzebni, gdy (do obozu) trafiały transporty więźniów. Każdy członek personelu strażniczego uczestniczył w rutynowym procesie zabijania. Tylko wówczas machina zagłady mogła funkcjonować - dodał Lutz. Jego zdaniem Demjaniuk był świadomy, jakim celom służył obóz w Sobiborze i - choć miał możliwość - nie zdecydował się na ucieczkę.

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80277,9303011,Szesc_lat_dla_Demjaniuka___Kto_tak_zawinil__musi_zostac.html
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...
Demjaniuk domaga się odszkodowania.

Uniewinnienia i odszkodowania dla 91-letniego Johna Demjaniuka - oskarżanego o pomoc w zamordowaniu co najmniej 28 tys. żydów w obozie w Sobiborze - domaga się jego obrońca. Trwający od półtora roku proces przed sądem w Monachium wszedł właśnie w ostatnią fazę - wygłaszane są mowy końcowe. Na razie nie wiadomo kiedy zapadnie wyrok.

http://www.tvn24.pl/-1,1701672,0,1,demjaniuk-domaga-sie-odszkodowania,wiadomosc.html
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...
Cóż się dziwić,wszak sądzony był w kraju,w którego imieniu działał.Mnie wyrok nie zdziwił i zwolníenie z niego Demianiuka. Zapewniam że w Izraelu nie poszłoby tak łatwo.
Pozdrawiam.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po prostu znalazl sie jakis ambitny" prokurator ktory myslal ze dzieki temu procesowi zrobi kariere...a tylko sie osmieszyl, wywalili kase podatnika, 18 miesiecy troche kosztowalo, zywili dziada, opieka lekarska tez nie byla tania. Od poczatku kazdy wiedzial ze dziadzio nie pojdzie siedziec...eee na co to moje podatki ida..az glowa boli
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wyrok brzmiał KZ, ale rewizja w Sądzie Najwyższym uznała, że część dokumentów-dowodów-relacji została sfabrykowana przez KGB ( a działo się to 1986-1993 ). W izraelskim śledztwie brał udział dr Jacek Wilczur- jako pomoc prawna ze strony PRL ( mimo nieutrzymywania stosunków dyplomatycznych między państwami ).
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale takie bicie piany wokół Demianiuka odwraca uwagę od Niemców i innych adludzi", np tych z Austrii (o tych ostatnich to już prawie nikt nie pamięta), którzy na fali zimnowojennego zaniechania denazyfikacji uniknęli spotkania z Temidą. Lepiej nagłaśniać jeden przykład obcokrajowca (nawet niewinnego), niż uderzyć się w piersi i przyznać, że kilkadziesiąt tysięcy zbrodniarzy było pod opieka i ochrona państwa niemieckiego. I ci niemieccy bandyci nie byli ścigani, nękani i sądzeni przez praworządne państwo". Oni są szanowanymi w swoim kraju obywatelami, wyborcami i podatnikami. Bandyta użyteczny dla systemu to dobry niemiec" (specjalnie z takiej litery). Przecież dzieci, wnuki i prawnuki nie chcą znać prawdy o swoim przodku, a już szczególnie takiej prawdy, bo jeszcze by się okazało, że nie są jak mówi oficjalna propaganda ofiarami wojny".
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie