Skocz do zawartości

Wizyta...


Rekomendowane odpowiedzi

Mam dla Was zaległe opowiadanko - jeszcze z tamtego roku. Wiecie, jak to z czasem jest, ale co się odwlecze, to nie uciecze. A więc czytajcie…

Odwiedził mnie ostatnio kumpel, mówiąc, że ma do mnie sprawę.
- Słuchaj! – rzecze - Dowiedziałem się, że pewien gościu w H ma do sprzedania ule dla pszczół. Przestał się tym zajmować, więc stoją puste i niszczeją. Wybrałem się do niego popytać, co i jak, czy byłby chętny coś sprzedać. Okazało się, że moim kontrahentem w interesach jest starszy pan. Mieszka samotnie w domu pod lasem, rodzina o nim zapomniała, rzadko go ktoś odwiedza, a samotność mu doskwiera. I tu jest prośba do ciebie… Wybrałbyś się kiedyś ze mną do niego? Pogadalibyście sobie, tym bardziej, że fajnie i ciekawie o wojnie opowiada, wiesz, że mnie to zupełnie nie interesuje, a wy byście na pewno wspólne tematy znaleźli.
Cóż było począć, skoro kumpel prosi. Wybraliśmy się w którąś niedzielę.

Na progu domu przywitał nas starszy człowiek, jak sam później mówił rocznik 34. Po przedstawieniu nas sobie kumpel krzyknął:
- To ja znikam załatwić resztę spraw! Jak będę wracał, to cię zabiorę, a wy sobie spokojnie pogadajcie.
Początki były trudne. Wiecie, dwóch nie znających się gości… ale z każdą minutą nasza rozmowa zaczęła się coraz bardziej kleić. Mój rozmówca zaczął psioczyć na swoją rodzinę, że o nim zapomniała, że rzadko go kto odwiedza, że czasy ciężkie, że emerytura niska…. no sami wiecie - takie trochę zrzędzenie starszego człowieka. Ja natomiast powoli starałem się przekierować naszą rozmowę na czasy bardziej odległe.
Aż w końcu udało się „weszliśmy w 2 wojnę”.
– Września 1939 to ja za bardzo nie pamiętam, mały jeszcze byłem. Okupacja to był ciężki okres. Ciągły strach, że przyjdą Niemcy, mama, która wszędzie widziała dla nas zagrożenie - no i ten głód - to ciągłe niedojadanie - nie to co wy teraz, wszystko macie, a chleba to nie szanujecie, boście nigdy głodu nie zaznali…..
Żeby wyprowadzić mojego rozmówcę z kolejnej zrzędnej melancholii, zacząłem opowiadać o sobie; o zainteresowaniach historią, że z piszczałą gonię, że zbieram takie różne rzeczy związane z ostatnią wojną…
- A tak w ogóle, to u pana by się coś nie znalazło? - wyjechałem prosto z mostu.
- Mówisz, że zbierasz. No może by się i znalazło… Zaczekaj, zaraz wracam.
Może minutę, może dwie - no dobra, niech będzie, że trzy nie było mojego rozmówcy. Po tych jakże długich dla mnie chwilach wrócił, trzymając w ręce puszeczkę, a w niej takie maleństwa.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 76
  • Created
  • Ostatniej odpowiedzi
Tylko tyle, pomyślałem w duchu.
- A jak by pan tak jeszcze pogrzebał, to może znalazłoby się coś ciekawego? - nie odpuszczałem.
Tymczasem on uśmiechnął się tajemniczo i mówi:
- Jak ja bym ci dziś wyciągnął wszystko, to ty byś mnie już nie odwiedził, a tak wpadniesz znowu, pogadamy, a ja ci na pewno jeszcze coś znajdę.
A to spryciarz, pomyślałem. Ale cóż… Obiecałem, że znowu wpadnę na gwarę i pożegnaliśmy się, bo pod dom podjechał kumpel, oznajmiając radośnie, że wszystko pozałatwiał i możemy wracać. Chcąc nie chcąc, trzeba było pomyśleć o następnych odwiedzinach………………
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kilka razy udało się porozmawiać ze starszymi ludźmi, a to jeden mieszka w starym dworku i opowiadał jak to wyglądało, jak do tej pory czasem niemcy ze starymi zdjęciami przyjeżdżają, a czasem z właścicielem terenu przy okazji pytania o zgodę a wtargnięcie", zawsze jakąś ciekawą informację idzie wyłowić, i są z reguły rozmowniejsi od młodszego pokolenia :)

szczepciu nie odpuszczaj.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nastąpiły one niedługo, bo chyba tydzień później. Wiecie, jak to jest z tą ciekawością, gdy ktoś wam mówi, że jeszcze coś znajdzie. Człowiek spać nie może, tylko myśli, co ten dziadzio tam jeszcze chomikuje. Przed oczami przewijają się obrazy parabelek, mgiet, mauzerów, a gdy już umysł „podjara się” do granic możliwości, to i pancera widzi wyjeżdżającego ze stodoły.
Tak więc w sobotę znowu pomknąłem do mojego gospodarza. Przywitał mnie z radością, usta mu się nie zamykały od ciągłego gadania, skomentował aktualną sytuację polityczną w kraju - później na świecie, poużalał się na dolę emeryta, a jak go już puściło, dopuścił mnie do głosu. Zacząłem go wypytywać, czy coś się działo tutaj ciekawego i czy w ogóle były tu jakieś walki w czasie wojny. Zaczął się zastanawiać:
- Walki to nie, ale była potyczka – oznajmił.
- A może pan coś więcej o tym opowiedzieć – poprosiłem.
- Gdy zaczął zbliżać się front, tato z wujem wykopali w sadzie ziemiankę, żeby się w niej można było schronić. Gdy gdzieś blisko padły strzały albo wybuch, to zaraz biegliśmy do niej. Na szczęście cała ta zawierucha wojenna przeszła bokiem i wkrótce do wsi wkroczyli Rosjanie. Zaczęli się rozłazić po wsi niczym pchły po ciele i szukać wodki. Wszędzie ich było pełno. Nagle ni stąd ni zowąd - tam na dole na drodze przy rzece rozpętała się potworna strzelanina. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Myśleliśmy, że Niemcy wrócili. Każdy chował się, gdzie mógł, bo kule świstały dookoła; my oczywiście do naszej ziemianki. Jak się później okazało, jakiś zabłąkany niemiecki oddział cofał się drogą wzdłuż rzeki i trafił na Ruskich. Chyba wszystkich wybili, bo masa trupów tam leżała. A właśnie, chodź, bo mam coś dla ciebie - właśnie stamtąd przyniesione.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Mówiłem, że coś znajdę - uśmiechał się pan Antoni.
Fajne fanty, pomyślałem w duchu i podziękowałem uprzejmie. Zacząłem spoglądać na zegarek Zauważył to mój rozmówca i zapytał:
- Co? Musisz jechać?
- Właściwie tak, już trochę czasu tu zabawiłem - odrzekłem.
- Dobra, to chodź jeszcze ze mną za stodołę, to coś ci pokażę……………….
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie