Nie jest to żadna chlubna tradycja. Jeśli już to tradycja bałaganiarstwa, czyli niechlubna. Przedwojenna szachownica to kompletna amatorszczyzna wynikająca z niedostatecznej ówczesnej wiedzy heraldycznej. Tak samo, jak szachownice w PSP malowane „po uważaniu” bez żadnych reguł heraldycznych – raz z białym, a raz z czerwonym polem na miejscu pierwszym, jak komu „wyszło”. A znakiem przynależności państwowej musi jednak rządzić heraldyka, nie zaś mały Kazio. W II RP nikt na poważnie nie zajął się szachownicą lotniczą. Jedyne czym się zajmowano to nieustannymi zmianami w znakach sił zbrojnych RP. Najpierw zatwierdzono je 1 sierpnia 1919 r. Potem była nowelizacja z 13 grudnia 1927 r.; następnie z 11 marca 1930 r.; potem zmiana z 24 listopada 1937 r.; wreszcie nowelizacja z 1938 r. Potem jeszcze próbowano zmieniać znaki sił zbrojnych II RP w marcu i kwietniu 1939 r., ale nic z tego nie wyszło poza rozgrzebaniem tematu. Więcej w tym było kombinowania niż heraldyki. Przed II wojną i podczas niej był taki bałagan z szachownicą lotniczą, że nieustannie mylono to, co to jest określenie stron heraldyczne, a co to jest określenie stron podmiotowe, jeśli chodzi o rozmieszczenie czterech pól szachownicy lotniczej. Nie może być w szachownicy lotniczej czerwonego pola nr 1, bo to jest układ czerwono-biały, podczas gdy polskie barwy narodowe są biało-czerwone.