szczepciu Napisano 16 Styczeń 2013 Autor Napisano 16 Styczeń 2013 „Był piękny słoneczny dzień, coś koło południa, miesiąca nie pamiętam, ale bliżej jesieni, bo przygotowywaliśmy się do kopania ziemniaków. Pracowałem wówczas na dworskich polach za Sewiłłą. W pewnym momencie zobaczyłem wysoko na niebie lecący od strony Łazan samolot ciągnący za sobą długą czarną smugę dymu. Przeleciał nad nami i pomknął na wschód. Gdzieś chyba nad Bochnią zawrócił i zaczął zbliżać się w naszą stronę. Gdy był mniej więcej nad nami, od samolotu oderwała się mała postać, a po chwili otworzył się spadochron i zbliżał się do ziemi w miejscu, gdzie pracowaliśmy” – Wydarzenie to głęboko wryło się w pamięć pana Cyryla Kowala. Było ono zalążkiem pewnej ciekawej historii, która miała miejsce w czasie ostatniej wojny.Po tylu latach ma się wrażenie, jakby ona była od zawsze ze mną. Świadkowie, części, opowieści związane z tym wydarzeniem. Rzut oka na odległe wzgórze, miejsce jego upadku, łyk gorącej kawy.... Zacznijmy jednak od początku. Była jesień 1999 roku, kiedy mój ś. p. teść powiedział do mnie z nieukrywaną ironią: – Hej, historyk! A słyszałeś o samolocie, który spadł w Podolanach?Nigdy jakoś nie potrafił zrozumieć mojej pasji i uważał to, co robię, za marnowanie czasu.– Jaki samolot? Kiedy? Gdzie? - podekscytowany zacząłem wypytywać.- W czasie ostatniej wojny się rozbił. Ludzie opowiadali, że wielki był jak stodoła, czterosilnikowy. Chodź, pokażę ci miejsce jego upadku. Wyszliśmy przed dom.... - Widzisz ten biały budynek za Rabą? O! Tam na wzgórzu? Jakieś 200 m poniżej leżał, obok tych krzaków. Jeszcze nie skończył on swojej opowieści, a ja już siedziałem w samochodzie i „mknąłem na spotkanie historii”. Oczami wyobraźni widziałem lśniące skrzydła, silniki, prawie siedziałem już za sterami... Na miejscu okazało się, że z samolotu zostało już niewiele. Działka, na której leżała maszyna, jest własnością państwa Szostaków. Pokazali mi szopę zbitą z blach poszycia, opowiedzieli kilka ciekawostek zasłyszanych od rodziny sąsiadów, a nawet dali w prezencie fragment aeroplanu i tak skończyły się moje pierwsze odwiedziny w tym miejscu.
szczepciu Napisano 16 Styczeń 2013 Autor Napisano 16 Styczeń 2013 Samolot natomiast leciał dalej, obniżając coraz bardziej swój lot. Jak wspominają świadkowie, „o mało nie zahaczył o kominy domów w Gdowie”. Przeleciał nad Rabą i wylądował, sunąc jakieś 100 - 150 metrów po zboczu wzniesienia nad Podolanami.W czasie tego manewru urwało się prawe skrzydło wraz z dwoma silnikami. Stoczyły się one ze wzgórza aż nad samą Rabę.
szczepciu Napisano 16 Styczeń 2013 Autor Napisano 16 Styczeń 2013 Wynikiem naszych spotkań ze świadkami tamtych wydarzeń były nie tylko ich relacje, ale również podarowane części samolotu, które zalegały gdzieś na ich strychach, w stodołach lub służyły w jakiś sposób w ich gospodarstwach.Już pierwszy dom, który odwiedziliśmy, był „strzałem w dziesiątkę”. Od gospodarza dostałem szeklę bombową. Dzięki niej wyjaśniła się zagadka, jaki to był typ samolotu.Okazało się, że to amerykański bombowiec B – 17 „Latająca Forteca”. W ten sposób uzyskaliśmy odpowiedź na nasze pierwsze pytanie.
szczepciu Napisano 16 Styczeń 2013 Autor Napisano 16 Styczeń 2013 Teraz należało ustalić datę katastrofy. Według świadków było to późne lato albo wczesna jesień, bo na łąkach stały kopki z sianem, a na polach przygotowywano się do kopania ziemniaków. Jeden z naszych rozmówców zaklinał się, że to musiała być środa, bo w Łapanowie był wtedy jarmark, a one zawsze odbywały się w tym dniu. Przełomem okazała się informacja, że w miejscu katastrofy zginął człowiek. Próbował on coś wynieść z samolotu i wtedy został zastrzelony przez Niemców. Ofiarą był Rudolf Dziubek - mieszkaniec jednej z okolicznych wiosek. Jeżeli była śmierć, to musiał być pogrzeb, a to powinno zostać odnotowane w księgach parafialnych. Odwiedziny u księdza Stanisława Jarguza , proboszcza parafii Gdów, do której należał zmarły, dały ostateczne potwierdzenie co do daty zdarzenia. Znaleźliśmy informację, że Rudolf Dziubek zmarł 13 września 1944 r. Obok widniał dopisek „zastrzelony przy samolocie”. Z notatek własnych oraz wujka Google dowiedzieliśmy się, iż bombardowania prowadziła tego dnia 15 Armia Lotnicza, celem były rafinerie i zakłady benzyny syntetycznej w Małopolsce i na Śląsku. Kolejna zagadka rozwiązana.Jest samolot! Jest data! Jest cel! Pora na załogę... I tu natrafiliśmy na problem... Szczerze mówiąc, utknęliśmy na jakiś czas. Wprawdzie był mały punkt zaczepienia, gdyż kilku świadków ciągle powtarzało, że członek załogi, lądujący w Niegowici, nazywał się Nowok lub Nowak, ale niewiele nam to dawało. Nie mogliśmy bowiem znaleźć żadnej załogi bombowca 15 Armii, w której widniałoby to nazwisko. I w tym momencie bezcenna okazała się pomoc członków AMIAP-u: dr Krzysztofa Wielgusa z Politechniki Krakowskiej, Szymona Serwatki i Michała Muchy. Na jednym ze spotkań wspomniałem, że cały czas przewija się wspomniane wcześniej już nazwisko -Nowok. Uruchomili wtedy sobie tylko znane źródła informacji. Po jakimś czasie przekazali nam, że był samolot, którego ślad urywa się w okolicach Krakowa, a wśród załogi znajdowało się podobnie brzmiące nazwisko – tyle, że nie Nowok, a Knoblock. Samolotem tym okazał się Boeing B - 17G o numerze taktycznym 44-8166 z 97 grupy 340 skrzydła bombowego 15 Armii Powietrznej Stanów Zjednoczonych. Grupa ta stacjonowała w bazie Amendola we Włoszech. Jego załogę stanowili:• Lt Bruce D. Knoblock – I pilot• Lt. Glenn E. Titteby – II pilot• Lt. William R. Hill – bombardier• Lt. Leon J. Ceering – nawigator• Sgt. Walter G. Brand – mechanik pokładowy• Sgt. Verdun D. Smith – radiooperator• Sgt. William N. Hess – strzelec• Sgt. Charles W. Colier – strzelec• Sgt. Roy J. McFadde – strzelec• Sgt. Otis E. Henley – strzelec• Sgt Davis S. Morgan – dodatkowy członek załogi zajmujący się nasłuchem niemieckich radiostacji.
szczepciu Napisano 16 Styczeń 2013 Autor Napisano 16 Styczeń 2013 Po „wrzuceniu” tych nazwisk do Internetu wyświetliła nam się strona, na której zięć Waltera G. Branda szukał wiadomości o swoim teściu. Zamieścił on również zdjęcie wyhaftowanej w niewoli chusty, dzięki której poznaliśmy nazwę własną samolotu. Brzmiała ona „Flak Happy Baby”, czyli w wolnym tłumaczeniu „szczęśliwe dziecko artylerii przeciwlotniczej”. Jak się jednak okazało, nie do końca szczęśliwe.
szczepciu Napisano 16 Styczeń 2013 Autor Napisano 16 Styczeń 2013 Czas na podsumowanie. Dnia 13 września 1944 roku wcześnie rano wystartowała potężna armada kilkuset bombowców i myśliwców osłony. Celem były zakłady chemiczne Śląska i rafinerie zachodniej Małopolski. Jednym z wielu bombowców, uczestniczących w tym nalocie, jest „Flak Happy Baby”. Lecieli jako drugi samolot w swoim kluczu, a to oznaczało objęcie dowództwa w razie zestrzelenia maszyny prowadzącej. Lot przebiegał w miarę spokojnie, a nerwy koiły uwijające się wokół mustangi. Piekło zaczęło się nad Blechhammer. Dzięki uprzejmości Wojciecha Krajewskiego, kustosza Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie, popatrzmy na to wydarzenie oczami Williama N. Hessa, jednego z członków załogi „naszego” samolotu:Gdy samoloty w naszej formacji ustawiły się do pozycji bombardowania, usłyszałem kogoś przez intercom mówiącego: „Cel martwy przed nami. Do cholery, popatrzcie na tą artylerię przeciwlotniczą”. Wyłączyłem zasilanie mojego podgrzewanego kombinezonu po to, aby cały dostępny prąd zasilił celownik bombowy oraz związane z nim obwody elektryczne. Mimo że było prawdopodobnie 40 stopni poniżej zera na zewnątrz, to wydawało mi się, że ścieka ze mnie pot, a w ustach robi mi się sucho. Zapiąłem moją pikowaną i wzmocnioną stalą kamizelkę lotniczą, włożyłem stalowy kask na mój kask lotniczy, a potem wpatrzyłem się w prowadzący samolot, który właśnie otworzył swoją ładownię z bombami. Po tym, jak samolot prowadzący wyrzuci swoje bomby, mieliśmy zaraz zrobić to samo. Artyleria przeciwlotnicza była bardzo mocna i skierowana prosto na nas. Wydawało się, że jesteśmy w chmurze czarnego oddechu, który coraz bardziej zbliżał się do nas. Było jakieś złowieszcze piękno w tych wybuchach – dopóki człowiek nie zdał sobie sprawy, co ono naprawdę oznacza. W napięciu przylepiłem oczy do samolotu prowadzącego, myśląc, że za chwilę to nastąpi. „Co jest cholera?” wykrzyknąłem i poczułem, że spadam. W następnej chwili znalazłem się na podłodze i usłyszałem odgłos syczenia ponad moją głową. Czy nasz samolot wybuchł? Byłem oszołomiony, a wszystko wydawało się zadymione i mgliste. Powoli podniosłem się do góry. Popatrzyłem, co się stało po mojej stronie – wszędzie był bałagan, nie było już plexiglassu, powyżej okna była dziura, w której zmieściłaby się głowa, a jeszcze dwie dziury były w płycie pancernej poniżej okna. W aluminiowej powłoce wokół okna był szereg dziur. Gdy popatrzyłem do góry, zauważyłem, że odgłos syczenia pochodził z przestrzelonego przewodu tlenowego. Mój stalowy kask leżał na podłodze z wgnieceniem wielkości mojej pięści. Stalowe płytki z mojej kamizelki lotniczej były również porozrzucane na podłodze, a płótno kamizelki było pocięte. Popatrzyłem przez okno, a widok przedstawiał zniszczenie. Wszędzie były ciemne plamy z bronią artyleryjską. Skrzydło B-17 trzepotało na dole z dwoma wciąż działającym śmigłami. Kilkanaście spadochronów podryfowało na dół pośród artylerii i ruin. Potem popatrzyłem na nasze skrzydło i dostałem przeszywającego uczucia na dnie żołądka. Silnik numer jeden dostał bezpośrednio. Śmigło wyglądało tak, jakby samolot lądował awaryjnie, a wszystkie trzy łopatki były zgięte. Silnik numer dwa dostał w zbiornik, a skrzydło było całe zalane paliwem. Samo skrzydło było całe podziurawione, a paliwo strumieniem zamieniało się w białe opary."
szczepciu Napisano 16 Styczeń 2013 Autor Napisano 16 Styczeń 2013 Uszkodzenia były tak poważne, że dowódca podjął decyzję o locie na wschód celem wylądowania po rosyjskiej stronie frontu. Niestety maszyna coraz bardziej odmawiała posłuszeństwa. Mniej więcej w okolicach Gdowa pojęli decyzję o jej opuszczeniu. Pierwszy wyskoczył Davis S. Morgan. I to był, można powiedzieć, dla niego szczęśliwy skok, gdyż wylądował po prawej stronie rzeki Raby i jako jedyny nie został schwytany. Reszta załogi skacze już po lewej stronie rzeki, mocno obsadzonej przez Niemcami. Jako ostatni opuścił samolot dowódca - Bruce D. Knoblock. Włączył wcześniej automatycznego pilota, który sprowadziła maszynę na ziemię. Sam spadł na polach w Niegowici. Zaraz po wylądowaniu próbował przekazać coś pracującym na polu ludziom. Według jednej z hipotez mogła to być głowica celownika bombowego Norden, którego nie zniszczył w samolocie. Bojąc się konsekwencji, miejscowi odmówili pomocy, więc podjął próbę ucieczki rowem melioracyjnym. Szybko został schwytany przez Niemców i zabrany do dworu w Niegowici, gdzie oczekiwał na żandarmerię niemiecką, która miała go zabrać do Krakowa. To prawdopodobnie tam miejscowi usłyszeli jego nazwisko, które przekręcili na Nowok. Tymczasem samolot leciał dalej, obniżając coraz bardziej swój lot. Przeleciał nad Rabą i wylądował, sunąc jakieś 100 - 150 metrów po zboczu wzniesienia nad Podolanami. W czasie tego manewru urwało się prawe skrzydło wraz z dwoma silnikami. Stoczyły się one ze wzgórza aż nad samą Rabę. Zatrzymał się w miejscu na jakieś 2 – 3 minuty. Po czym ze zgrzytem i piskiem odwrócił się w kierunku południowym. Przyczyną tego były obracające się śmigła, które go odwróciły.Pierwsi przy wraku pojawili się partyzanci, stacjonujący w pobliskim dworze Bella Vita. Próbowali wymontować z niego karabiny maszynowe, lecz mieli z tym problemy. Pomógł im nieznany z imienia i nazwiska, ukrywający się wśród nich, pilot, który wskoczył do samolotu, otworzył jakąś skrzynkę, wyciągnął z niej klucz i szybko odkręcił broń. Następnie partyzanci, widząc zbliżających się szybko Niemców, wrzucili do maszyny ładunek zapalający i oddalili się do pobliskiego lasu. Niestety albo ładunek był wadliwy, albo coś się stało, bo ogień szybko zgasł. Wtedy też pojawił się tam Rudolf Dziubek, który wiedziony ciekawością wszedł do środka i wymontował z niego jakieś urządzenie. W tym momencie nadjechali Niemcy. Rudolf podjął próbę ucieczki. W jego kierunku padły strzały, które okazały się dla niego śmiertelnymi. Niemcy zabrali z samolotu pozostałą broń i wszystko, co mogło im się przydać. Też rzucili ładunek zapalający, jednak i teraz ogień szybko zgasł. Ze wspomnień Hessa wynika, że większość załogi dostała się do niewoli. Zabrano ich do niemieckiej bazy lotniczej w Krakowie, gdzie przebywali 3 dni. Później zostali przewiezieni do Frankfurtu, w którym mieściło się centrum przesłuchań alianckich lotników. Po jakimś czasie zostali przeniesieni do obozu Gross-Tychow - stalag luft 4. 6 lutego 1945 r. w związku ze zbliżającymi się wojskami rosyjskimi ewakuowano ich do stalagu XI B, który znajdował się około 50 km na północ od Hannoveru. Zostali wyzwoleni 16 kwietnia 1945 r. przez brytyjską 7 Dywizję Pancerną.
szczepciu Napisano 16 Styczeń 2013 Autor Napisano 16 Styczeń 2013 Wrak stał na wzgórzu aż do końca lat czterdziestych. Miejscowa ludność systematycznie go rozbierała, gdyż w powojennej rzeczywistości był on dla nich niczym „żyła złota”. Jego części przecież można było wykorzystać chociażby do zrobienia motyki, garnka, obicia szopy na drzewo, skonstruowania domowym sposobem wiertarki, a nawet wykonania krzyża na cmentarzu.
szczepciu Napisano 16 Styczeń 2013 Autor Napisano 16 Styczeń 2013 Krzyż (wykonany z części samolotu) znajdujący się na cmentarzu w Niegowici.
szczepciu Napisano 16 Styczeń 2013 Autor Napisano 16 Styczeń 2013 Dla upamiętnienia tych wydarzeń w najbliższym czasie planowane jest postawienie tablicy informacyjnej w miejscu upadku samolotu, a w dworze Bella Vita otwarcie stałej ekspozycji związanej z tym wydarzeniem.Dziękuję wszystkim, którzy pomogli w wyjaśnieniu tej historii.Andrzej
Siwy_x Napisano 16 Styczeń 2013 Napisano 16 Styczeń 2013 Kawał bardzo ciekawej historii, gratuluję uporu w dążeniu do celu i oby tak dociekliwych ludzi było jak najwięcej... Z dużą przyjemnością się czyta. pozdrawiam
and_andrzej Napisano 16 Styczeń 2013 Napisano 16 Styczeń 2013 Sól i sens eksploracji - nie zawsze sztabki złota :) a pasja, ludzie, historia. Gratulacje.btw... moze jakis artykuł do papierowego Odkrywcy" naczelna Izabela by zaordynowała ? ;)
pajda Napisano 16 Styczeń 2013 Napisano 16 Styczeń 2013 Super historia. A udało skontaktować się z rodziną ?
goldfinger Napisano 16 Styczeń 2013 Napisano 16 Styczeń 2013 Chwała ci Szczepciu za zachowanie tak pięknej historii dla przyszłych pokoleń!
huk 100 Napisano 16 Styczeń 2013 Napisano 16 Styczeń 2013 no proszę proszę ,dawno cię nie czytałem szczepciu :) pozdrawiam
Rekomendowane odpowiedzi
Temat został przeniesiony do archiwum
Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.