EMPAI Napisano 8 Wrzesień 2010 Autor Napisano 8 Wrzesień 2010 Historia '' zbombardowania '' Oławy przez polskiego Karasia niby znana , a na forum wspomniana ledwie w innych wątkach.Myślę , że wyczyn wart przypomnienia.... http://www.gazeta-olawa.pl/artykul-1939-lew-nad-olawa---2-wrzesnia-1939.htmlAtak na Polskę rozpoczął II wojnę światową. Nasza wojna obronna, zwana kampanią wrześniową, przeszła do historii jako pasmo nierównej, ale twardej i bohaterskiej walki. Napadli na nas Niemcy, Związek Sowiecki i Słowacja. Ważne wydarzenia czasem pozostają nieznane, niektóre są odkrywane dopiero teraz. Historia wrześniowego nalotu na Oławę nie została napisana „do końca”. Przed nami poszukiwania w niemieckich archiwach. Dzisiaj powracamy do legendarnego nalotu, który opisywaliśmy już na łamach „GP-WO” w 1996 roku. Dzielimy się nowymi informacjami i przede wszystkim zdjęciami, związanymi z piękną historią, w której samotny polski „Karaś” dociera nad Oławę i bombarduje fabrykę.OławaZ kart historiiPoszukiwaniaNie wiemy, gdzie spadły w Oławie polskie bomby. Odpowiedzi trzeba szukać w niemieckich archiwach. Nikt z Polski nie odnalazł (tajnego?) niemieckiego meldunku o tym wydarzeniu, a taki raport na pewno gdzieś się zachował. A może było inaczej? Może w wyniku pomyłki nawigacyjnej zbombardowano jakieś inne miasto, np. pobliski Brzeg? Na razie brak niemieckich materialnych dowodów w sprawie. Pytani o nalot dawni oławianie niewiele pamiętają. Ich relacje są bardzo ogólne. Pewne jest natomiast bohaterstwo lotników i ofiara, jaką ponieśli w pierwszych dniach września. Popularne portale internetowe stale zamieszczają dziesiątki „nowych” zdjęć, wykonywanych przez niemieckich żołnierzy utrwalających swoje „przygody” na froncie. W 1939 roku bardzo wielu niemieckich żołnierzy miało w plecaku aparat, popularną „Leicę”, i utrwalało na kliszy fragmenty wojny. Dzisiaj wnukowie niemieckich weteranów masowo wyprzedają pamiątki po dziadkach. Cena zdjęć nie jest zbyt wygórowana - najczęściej 1 euro. W przypadku szczególnie ważnych i niezwykłych fotografii - ceny są znacznie wyższe. Dzięki tym zdjęciom zdobywamy wiadomości ważne i niezwykłe, bo naszych polskich fotografii z tego okresu prawie nie ma i już nie będzie. W tym roku pojawiły się kolejne zdjęcia przedstawiające rozbitego „Karasia”, na którym nad Oławą latał plutonowy Wacław Buczyłko. Kilka udało się zakupić, dlatego przypominamy wydarzenie i przede wszystkim - postać tego pilota.Sobota 2 września 193921. eskadra bombowa przeniosła się na czas wojny z Krakowa na lotnisko Wsola (Piastów), 10 km od Radomia. Lot nad Oławą wspominał jeden z lotników eskadry, strzelec samolotowy kpr. Teofil Gara: - Około godziny 3:00 w nocy poderwano ze snu ppor. obs. Bramę, kpr. pil. Obiorka i mnie. Po dłuższej odprawie udaliśmy się do samolotu. Było ciemno i cicho, lekka przyziemna mgła otulała całe lotnisko. Do kadłuba samolotu - pomiędzy goleniami - przylegało 8 bomb o łącznym tonażu 400 kilogramów. Karabiny maszynowe - pilota typu PWU wz. 33 kaliber 7,9 milimetrów, o szybkostrzelności do 360 strzałów na minutę, jeden z gondoli obserwatora pod kadłubem, drugi na ruchomej podstawie hydraulicznej w ogonie, obsługiwany przez strzelca - załadowane były amunicją. Po naradzie dowódca udzielił pilotowi wskazówek i około godziny 4:00 wykołowaliśmy na start. Pilot przyjął kierunek południowo-zachodni, gwarantujący najdłuższy rozbieg. Ruszyliśmy na pełnych obrotach. Niestety, po około 150 metrach samolot zaczął zbaczać w lewo i zszedł z najdłuższego rozbiegu lotniska. Podskoczył na skraju koniczyny i dalej wpadł na miękka rolę. Prawa goleń załamała się, a następnie uszkodzeniu uległa lewa. Na kikutach goleni sunęliśmy po ziemi około 100 metrów. Załodze nic się nie stało. Samochodem wróciliśmy na lotnisko do innego samolotu, który, także przygotowany do lotu, oczekiwał na starcie. Po kwadransie wystartowaliśmy ponownie. Około 150 metrów od granicy tego pechowego dla nas lotniska samolot oderwał się od ziemi, „przypadł”, odbił się i spadł na pole ziemniaczane. Na szczęście i tym razem załoga wyszła bez szwanku. Przyczyną tego przymusowego lądowania było pękniecie jednej ze wspornic płozy usztywniającej teleskop (amortyzator), która przy podskokach samolotu zablokowała ster poziomy w chwili jego wychylenia do góry. Znów powróciliśmy na lotnisko.Stanęliśmy przed obliczem dowódcy eskadry, który zapytał mnie: - Masz chyba dość na dzisiaj? - Nie - odpowiedziałem - nie było takiego wypadku w naszej rodzinie. Jeszcze dzisiaj muszę zobaczyć się z Niemcami. - Dobrze - rzekł dowódca i zapytał, którzy obserwatorzy i piloci polecą na ochotnika. Wystąpił plut. pilot Wacław Buczyłko.Do skompletowania załogi jeszcze niezbędny był obserwator. Dowódca mierzył wzrokiem stojące załogi w oczekiwaniu na zgłoszenie. Wreszcie rzekł do znajdującego się najbliżej: - Poleci obserwator sierżant podchorąży Stefan Gębicki. Mechanik rozgrzewał silnik samolotu. Sprawdziłem, czy pod kadłubem wisi pełny ładunek bomb. Byliśmy opóźnieni około 30 minut. Ruszyliśmy szybko na start. Chorągiewka dyżurnego poszła w górę. Pilot włączył pełne obroty i „boosta” nabierał wysokości. Lecieliśmy na wysokości 1100 metrów w kierunku Radomska i Częstochowy. Przed osiągnięciem celu przywitały nas luny pożarów i salwy polskiej artylerii przeciwlotniczej. Dymki z działek otaczały samolot. Pilot obniżył lot do 900 metrów. Lecieliśmy dalej. W polu widzenia zauważyłem stanowiska artylerii wroga. Niemieccy artylerzyści popisywali się, strzelając bez przerwy po przekątnej. Pociski ich były jednak niecelne. Zeszliśmy do lotu koszącego 100-200 metrów. Niemcy strzelali dalej. Pilot wywijał piruety utrudniając trafienia. Po około 20 minutach zrezygnowaliśmy z dalszych bezowocnych harców, gdyż dymy i mgła osłabiały widoczność. Z ostatniego skrętu wyszliśmy na zachód. Nabraliśmy wysokości. W kabinie samolotu czuć było spaliny, benzynę i dymy pożarów unoszące się do góry. Lecieliśmy dalej na zachód, by wydostać się z zadymionego terenu i zaczerpnąć świeżego powietrza. Niebo jaśniało. Nastawał dzień. Lot utrzymywaliśmy na niewielkiej wysokości. Lecieliśmy nad lasami, ale nic szczególnego dla naszego balastu (bomb) nie zauważyliśmy, choć znajdowaliśmy się już nad terytorium III Rzeszy. Podałem pilotowi kartkę z treścią: „Nabierz wysokości do 1300 metrów - ponieważ bomby powinniśmy im zrzucić - najlepiej na jakąś fabrykę. Automat nastawiony na pojedyncze, ale może trzeba będzie wszystkie wyrzucić razem”.Powróciłem na swoje stanowisko i od tej chwili wypatrywałem na błękicie wrogich myśliwców. Nie orientowaliśmy się, gdzie jesteśmy. W dole z prawej strony zauważyłem miasto. To było Ohlau (Oława). Skoczyłem do radiostacji sprawdzić, czy telefon pokładowy działa. Chwilę później usłyszałem glos pilota Wacka Buczyłko: - Stary, przypnij spadochron, bo mam cel. Byliśmy na wysokości około 1400 metrów. Pilot wykonał skręt w lewo i dal nurka ku ziemi. Maszyna leciała wprost na dymiące fabryczne kominy. Bomby nasze były celne. Po kilku minutach obiekt został poważnie uszkodzony. Wracaliśmy na lotnisko...”. Śmiały rajd samotnego polskiego „Karasia” nad terytorium III Rzeszy był wyczynem niezwykłym. Pilot Wacław Buczyłko miał też dużo szczęścia. Przypadek sprawił, że w okolicy Oławy nie było niemieckich myśliwców - na ziemi i w powietrzu. Tego ranka pułk (ZG 76) Messerschmittów-110, stacjonujący na lotnisku w Marcinkowicach, był wtedy daleko nad celami w Polsce. Przeciwnicy po prostu minęli się w przestworzach. Niedziela 3 września 1939Kolejny dzień wojny i ponownie znowu wielki wysiłek bojowy dzielnych eskadr polskich „Karasi”. Por. Buczyłko, tym razem z inną załogą, startuje do lotu na bombardowanie niemieckich kolumn transportowych na szosie Radomsko - Pławno. Do tego lotu przydzielono im „Karasia” dowódcy eskadry, stąd oprócz godła 21. eskadry (ryczącego lwa) malowanego na kadłubie, samolot miał oznaczenie D-1 na stateczniku pionowym. Niestety, w tym locie Polacy spotkali niemieckie myśliwce, (Messerschmitty 109 D), które rozbiły polską formację. Wrogie samoloty startowały z lotniska w Kamieniu Śląskim na Opolszczyźnie. „Karaś”, samolot pilotowany przez plut. Buczyłkę, został zestrzelony przez dowódcę 3/ZG 2 Oblt. Josefa Kellner-Steinmetz. To było jego pierwsze zwycięstwo. Warto w całości przytoczyć wspomnienia niemieckiego pilota - Ledwie znaleźliśmy się nad frontem, gdy „Balbo VI” (kryptonim jednostki -przyp. PP) zameldował obecność wroga po lewej. Wydałem mu rozkaz ataku i poprowadziłem eskadrę po szerokim łuku. Wówczas - a nie minęło nawet pól minuty - usłyszałem w słuchawkach: „Balbo VI - melduje zestrzelenie”. Pierwsze zestrzelenie eskadry. W tym samym momencie zobaczyłem drugi brunatny bombowiec, przemykający w dole. To również Polak. Naprzód całą eskadrą. Uderzyłem na niego z góry, a moje serce pracowało tak samo szybko jak silnik. Spojrzałem na siatkę celownika. Jeszcze zbyt daleko na otwarcie ognia. Zbliżyłem się na odległość 100 metrów. Polski tylny strzelec (Mieczysław Mazur - przyp. PP) ostrzeliwuje się ze wszystkich sił. Serie jego pocisków układają się jednak o metr ponad moją kabina, widząc smugowe pociski przyduszam maszynę przez cały czas schodząc niżej. Zbliżam się na odległość 50 metrów, teraz na 30 metrów tuż nad jego kadłubem. Cel staje się wielki i gruby w siatce celownika. Wówczas wystrzeliwuję po dwadzieścia pocisków z każdego karabinu maszynowego i oddaję po sześć strzałów z każdego działka. Seria jest bardzo krótka. Ze zbiornika paliwa polskiej maszyny wydobywa się długi płomień. Podciągam drążek sterowy, przemykając się bardzo blisko nad Polakiem. Prawie go staranowałem. Udaje mi się jeszcze zobaczyć, jak odrzuca osłonę kabiny, jak wypadają z maszyny dwa małe białe worki, a następnie wyskakuje dwóch ludzi. Maszyna rozbija się w dole na ziemi. Eksplodują bomby znajdujące się na jej pokładzie. W mgnieniu oka pozostaje z niej tylko chmura dymu. - Hallo, gratuluję, brawo! - słychać w słuchawkach. Dyscyplina radiowa poszła w kąt. Wszyscy kiwają skrzydłami. Później jednak trzeba jak najszybciej wracać do domu, mamy coraz mniej paliwa. Niemiec rzeczywiście odniósł zwycięstwo, ale po latach, dysponując znacznie większą ilością relacji, a przede wszystkim wieloma zdjęciami, możemy zweryfikować przytoczony wyżej opis. Niemiecki pilot znacznie przesadził i rozbudował swoja relację, pisząc o katastrofie i eksplozji bomb i paliwa. Trudno jednoznacznie ustalić, dlaczego większość polskich opracowań historycznych podawała, podobnie jak strona niemiecka, że po zabiciu strzelca Mieczysława Mazura, plut. Buczyłko i kpt. Edward Alberti wyskoczyli ze spadochronami. Tak nie było. Wyskoczył jedynie dowódca załogi (Alberti), to wyjaśnia pierwszą część wspomnień Niemca - w ułamku sekundy widział postać i spadochron. Polski pilot, pomimo że samolot był uszkodzony i płonął, szybko obniżył wysokość i wylądował - na polach wsi Olszynki i Katarzyna, w rejonie Piotrkowa. Poległego Mieczysława Mazura (ur. w 1916 roku plut. podchorąży rezerwy) pochowano na cmentarzu we wsi Olszynki.Przygotowując niniejszy artykuł, rozmawiałem z najstarszym wnukiem Wacława Buczyłki - Miłoszem Buczyłką. Bohater nalotu na Oławę zmarł w 1988 roku, ale przed śmiercią często powracał wspomnieniami do wydarzeń z września 1939. Według rodzinnych wspomnień, „dziadek Wacek” po ataku Niemca nie wyskoczył ze spadochronem. Wspominał również o uszkodzeniu osłony kabiny - co uniemożliwiło szybkie opuszczenie płonącej maszyny We wspomnieniach Wacława Buczyłki, swoje cudowne ocalenie zawdzięcza - jak mówił - Matce Boskiej. Lądując, modlił się i miał przy sobie różaniec. Po przyziemieniu wypadł z samolotu, odnosząc na szczęście umiarkowane obrażenia, oprócz wcześniejszych poparzeń w płonącej kabinie. Samolot znajdował się po polskiej stronie frontu, uratowany pilot nie trafił do niewoli, udzielono mu pomocy, wkrótce przedostał się do Rumunii i dalej do Anglii. Analiza fotografiiZachowało się kilkadziesiąt zdjęć „Karasia” plutonowego Buczyłki, oznaczonego symbolem D-1. Zdjęcia były wykonane przez różnych żołnierzy niemieckich - a wiadomo, wszyscy chętnie się fotografowali przy zestrzelonej maszynie z biało-czerwoną szachownicą. Kolejne ujęcia dokumentują powolną późniejszą destrukcję wraku. Analizując dokładnie zdjęcie, widzimy liczne otwory i zniszczenia - co oznacza bliski i celny ostrzał z Messerschmitta. Karaś nie był opancerzony, pilot i dowódca nie zostali postrzeleni, od pocisków osłonił własnym ciałem strzelec Mazur. W. Buczyłko wylądował bez problemu, nawet nie wyłamał podwozia, ale widać że samolot po zatrzymaniu płonął. Nie było eksplozji bomb i paliwa, widzimy ogon i usterzenie, całe i nieuszkodzone zewnętrze płaty skrzydeł oraz silnik z połamanym śmigłem. W wyniku pożaru skrzydła samoczynnie (podpierane przez golenie podwozia) ustawiły się w pozycji pionowej - na kolejnych zdjęciach są już odwrócone - przewrócili je niemieccy żołnierze. Ostatnie fotografie przedstawiają silnik i przewrócony ogon samolotu, oraz pozostałe części zgromadzone w jednym miejscu - zapewne w celu odwiezienia i złomowania.O wrześniowym nalocie i dokładnych życiorysach „oławskich” lotników pisaliśmy w „GP-WO” (nr 35/1996). Wszyscy z załogi bombardującej Oławę przeżyli wojnę. Plutonowy Buczyłko, pomimo obrażeń z 3 września, przedostał się do Anglii i był pilotem w dywizjonie 304. Za sterami bombowego „Wellingtona” 28 stycznia 1944 roku zaatakował na kanale La Manche uboota, w wyniku czego niemiecka łódź podwodna została poważnie uszkodzona. Po wojnie wrócił do Polski, zamieszkał w Zakopanem i tam jest pochowany. Jego niezłomna postawa w czasie wojny zasługuje na podkreślenie i upamiętnienie. Być może kiedyś nowa oławska ulica będzie nosiła miano Wacława Buczyłki, albo „21 Eskadry”. Przemysław Pawłowicz
DOMILUD PL Napisano 8 Wrzesień 2010 Napisano 8 Wrzesień 2010 Fascynujący, barwny opis. Serce rośnie, choć był to tylko epizodzik bardziej o wydźwięku propagandowym niż strategicznym. Moje zdumienie wzbudził fakt aż dwóch nieudanych prób startu maszyny. Czy to była norma startu z lotnisk polowych? Przecież tych samolotów było tak mało i aż dwie uszkodzono już w chwili startu.
acer Napisano 8 Wrzesień 2010 Napisano 8 Wrzesień 2010 Nie wiedzą gdzie spadły polskie bomby w Oławie ? DziwneZ opowieści rodzinnych - starych oławian, którzy mieli tuż po wojnie kontakt z pozostałymi autochtonami, miało to być przy dzisiejszej ulicy Browarnianej (przed wojną była tam podobno fabryka cygar)- budynek na który spadły bomby nie istnieje, na miejscu zagrodzonego placu - ruin wybudowano w 2002 czy 2003 roku (pamiętam budowę) nowy budynek mieszkalny - z galerią handlową.Zresztą w tym miejscu w Oławie drogi tworzą charakterystyczne widoczne z powietrza skrzyżowanie.
berecik Napisano 8 Wrzesień 2010 Napisano 8 Wrzesień 2010 Acer z całym szacunkiem ale skąd mają wiedzieć?Przecież pismak nie będzie szukał ani po starych Oławianach" ani po archiwach.Miał napisać artykuł?Napisał.Kasę wziął?Wziął.Więc po co ma szukać?Czas poświęcony na poszukiwania poświęci" na kolejnego gniota.Tu masz kolejnego gniota powtarzanego z uporem maniaka. http://www.odkrywca.pl/pokaz_watek.php?id=676358#1120358I 99,9% społeczeństwa przyjmuje to za fakt.
acer Napisano 8 Wrzesień 2010 Napisano 8 Wrzesień 2010 Moja rodzina zamieszkiwała i zamieszkuje kamienice, która sąsiadowała z ową zbombardowaną fabryką.Fakt był powszechnie znany wśród miejscowych pasjonatów historii Oławy.
EMPAI Napisano 8 Wrzesień 2010 Autor Napisano 8 Wrzesień 2010 berecikNie wiem jak wygląda sprawa '' krążownika '' z podanego przez Ciebie linka , ale tu sprawa jest jasna---to nie żaden mit, a fakt historyczny.Istnieją nawet niemieckie wspomnienia potwierdzające ten fakt...
berecik Napisano 8 Wrzesień 2010 Napisano 8 Wrzesień 2010 Tego nie neguję.Ino tylko pisarczyk nie zadał sobie trudu weryfikacji podanych informacji.Ot i cały problem.Jedni piszą co wiedzą inni wiedzą co piszą.Tu mamy pierwszy przypadek.Tak ja w tym linku podanym przeze mnie.
steell Napisano 8 Wrzesień 2010 Napisano 8 Wrzesień 2010 znaczy się rozwaliliśmy fabrykę cygar no no całkiem nieźle palacze na froncie pewnie przechodzili załamanie nerwowe z powodu braku czegoś do palenia zaczęli palić domy.
acer Napisano 8 Wrzesień 2010 Napisano 8 Wrzesień 2010 A skąd lotnicy mieli wiedzieć, że to akurat fabryka cygar ?Ze wspomnień wynika że lot odbył się trochę w ciemno", i nie było jasno sprecyzowanego celu.Pomyśleli o fabryce, nagle zauważyli duże kominy, więc decyzja była szybka. Inna sprawa, że w Oławie nie było żadnych poważnych celów przemysłowych związanych z produkcją zbrojeniową. Pozostawał most na Odrze, bodaj mała fabryczka papieru czerpanego,rzeźnia,stacja kolejowa - podejrzewam nie chcieli atakować celów cywilnych.Jedynym stricte militarnym celem w samej Oławie były wtedy koszary batalionu strzelców. Gdyby mieli trochę więcej informacji albo odrobinę więcej szczęścia mieliby pełną szanse trafić te koszary - oddalone może z 1,5 km od od fabryki cygar.
acer Napisano 8 Wrzesień 2010 Napisano 8 Wrzesień 2010 Efekt alotu" miał raczej bardziej znaczenie psychologiczne niż materialne, bo nikt tam pewnie dzień po rozpoczęciu wojny, przemówieniach Adolfa, nie spodziewał się polskich bomb.Dlatego też nie mieli się czym chwalić, biorąc pod uwagę, że stało się to także pod nosem jednostki Luftwaffe na lotnisku w Marcinkowicach. Nikt tam nie spodziewał się takich rzeczy.
jan27 Napisano 8 Wrzesień 2010 Napisano 8 Wrzesień 2010 erecik" z tym pismakiem" to nie do konca tak. Chodzi mi o stwierdzenie - Miał napisać artykuł?Napisał.Kasę wziął?Wziął". Facet jedynie pisuje do gazety teksty historyczne - za frajer. To niezły pasjonat - jeżdzi oryginalnym WILLYSEM, kolekcjonuje i uwierz ze grzebie po archiwach. Fakt ze ten tekst jest troche ogólnikowy :-) ale polecam Waszej uwadze np:http://gazeta-olawa.pl/artykul-1174-rolf---ostatni-niemiec.htmlczy chocby te (zwłaszcza te - naprawde goraco polecam!!!!!)http://www.gazeta.olawa.pl/archiwum/2000/historia/2006/7h2.htmhttp://www.gazeta.olawa.pl/archiwum/2000/historia/2006/8h2.htmhttp://www.gazeta.olawa.pl/archiwum/2000/historia/2006/9h2.htmPozdrawiam.Post został zmieniony ostatnio przez moderatora tyfus 21:09 08-09-2010
berecik Napisano 8 Wrzesień 2010 Napisano 8 Wrzesień 2010 A co ma wspólnego nalot na Oławę z działaniami roku 45?
jan27 Napisano 8 Wrzesień 2010 Napisano 8 Wrzesień 2010 No nieladnie wyszlo. Bo najpierw post skierowany był własnie do Ciebie. Tylko linki zle wkleilem, a pozniej moderat usunal pierwszy post i zostawil tylko poprawione linki. Chodzilo mi o to co napisales odnosnie pismaka". Bo facet to zwykly pasjonat jakich tu wielu. Jezdzi oryginalnym willisem, kolekcjonuje, a do gazety pisuje kompletnie za frajer. Te linki sa do tekstow jego autorstwa. Poczytaj.
tyfus Napisano 8 Wrzesień 2010 Napisano 8 Wrzesień 2010 jan27 - poprawiłem linki w poprzednim twoim wpisie - czy teraz jest OK ?-pozdro-
berecik Napisano 9 Wrzesień 2010 Napisano 9 Wrzesień 2010 jan 27 .Ale co ma wspólnego jeżdżenie willisem do niechęci poszukania w terenie lub nawet na tym forum?Zobacz Acer podał dokładną lokalizację a ten twój pasjonat" nie potrafił zlokalizować miejsca.
yorke Napisano 9 Wrzesień 2010 Napisano 9 Wrzesień 2010 Berecik, ani nie jestes z Olawy, ani nie znasz Przemka i zapewne historii tego Karasia w zasadzie do dzisiaj nie znales, a tezy stawiasz bardzo radykalne. Tytaniczna prace Przemek wykonuje od kilkunastu lat na rzecz odtwarzania historii okolic. To sa dziesiatki artykulow, ktore sa efektem tony przejrzanych papierow , setek kontaktow ze swiadkami, historykami, osobami, ktore cokolwiek o czymkolwiek moga wiedziec. To takze wielokrotnie praca w terenie. Nie masz o tym bladego pojecia, choc twierdzisz, ze masz. Dane Acera sa jak najbardziej do zweryfikowania (i nie zdziwilbym sie gdyby takowe juz byly weryfikowane przez Przemka, choc pewnosci nie mam). Natomiast ja sam slyszalem (a jestem Olawianinem od urodzenia czyli od blisko 30 lat)od tez tzw. starszych Olawian, ze w gre wchodzi fabryczna dzielnica Olawy czyli tereny dzisiejszej huty i zntk. Roznie to bywa ze zrodlem jakim sa tzw. starsi Olawianie. tak wiec kolego berecik pohamuj sie w swoich, chyba w niczym nie uzasadnionych, komentarzach. A nazywanie autora pismakiem jest nie tylko ignorancja, ale i chamstwem.
berecik Napisano 9 Wrzesień 2010 Napisano 9 Wrzesień 2010 Wyobraź sobie że o tym wyczynie słyszałem już w latach 80.Ale skoro zaczyna się pisać artykuł to moim zdaniem należy go doprowadzić do końca.Szczególnie taki .To tak samo jakbyś budował dom i nie chciało Ci się położyć dachu.Dla mnie niedoróba i nazywam rzecz po imieniu.
yorke Napisano 9 Wrzesień 2010 Napisano 9 Wrzesień 2010 Gratuluje, a skad wiesz kto w Olawie i kiedy o tym wyczynie slyszal?pierwszy artykul, naprawde ciekawy i rzetelny powstal w olawskiej prasie juz w polowie lat 90tych, napisal go ten sam czlowiek, o ktorym tak ladnie tutaj sie wypowiadales. temat nie zostal odnaleziony wczoraj i nie zostal wyciagniety na powierzchnie, jak twierdzisz, z jakichs merkantylno-pismackich" przeslanek. to wszystko tylko potwierdza, ze zabierasz glos w sprawie, o ktorej nawet bladego pojecia nie masz. moze kiedys tu wyplynie seria artykulow Przemka o zestrzelonych lotnikach amerykanskich w okolicach Olawy w 1945 r., o historii tych lotnikow, o poszukiwaniach jednego z nich, o kontaktach z organizacjami zajmujacymi sie poszukiwaniami zaginionych amerykanskich zolnierzy i wizycie jej przedstawicieli w Olawie itp itdpewnie wtedy tez pojawi sie ktos taki jak Ty i z sobie tylko znanych przyczyn rzuci: pismak, dla pieniedzy, leń , dziwkarz i rozpustnik.
berecik Napisano 9 Wrzesień 2010 Napisano 9 Wrzesień 2010 Dam Ci przykład z mojego miasta.Zobacz jak kilku pasjonatów odszukało miejsca z Gdańska.Czyli chcieć to móc.http://www.odkrywca.pl/pokaz_watek.php?id=419462#1101270
Martian Napisano 9 Wrzesień 2010 Napisano 9 Wrzesień 2010 Yorke daj spokój berecik ma strasznie dużo do powiedzenia o niczym... taki zwykły troll i proponował bym go nie karmić...
EMPAI Napisano 9 Wrzesień 2010 Autor Napisano 9 Wrzesień 2010 BerecikPrzeczytałem ten artykuł i bardzo mi się spodobał....W atrakcyjny sposób opisana arcyciekawa historia....Z dalekiej Łodzi nie jestem w stanie zweryfikować podanych tam szczegółów.Myślę , że Ty z dalekiego Gdańska również niewiele możesz powiedzieć na ten temat.Ale może masz informację lepsze od podanych w artykule , albo czytałeś lepsze opracowanie.Podaj w takim razie link , lub zadaj sobie trud i napisz własną historię.W tej chwili to wygląda na niczym nieuzasadniony atak na autora bez żadnych przyczyn.Nie zweryfikowałeś podanych informacji , nie napisałeś niczego konstruktywnego poza epitetami.Lokalni miłośnicy historii mają najczęściej wiedzę o lata świetlne większą od zawodowych '' magystrów ''.Przynajmniej jeżeli chodzi o region w którym żyją..................Berecik...apel...więcej konkretu....mniej jadu....
Martian Napisano 9 Wrzesień 2010 Napisano 9 Wrzesień 2010 Był też przypadek zbombardowania dworca w Nidzicy, ale o ile wiem była to prywatna inicjatywa" załogi wracającej z rozpoznania.
acer Napisano 9 Wrzesień 2010 Napisano 9 Wrzesień 2010 W tym momencie będzie już bardzo trudno ustalić z całą pewnością dokładne miejsce upadku bomb.Jakiekolwiek zniszczenia z pewnością zostały już wtedy w 1939 r. bardzo szybko usunięte, bez zbędnego rozgłosu.z pewnością ślady i dokumenty o tym wydarzeniu za pośrednictwem władz miejskich musiano odnotować aktach Rejencji Wrocławskiej - inna rzecz ile z tego przetrwało do dnia dzisiejszego. Być może również jakieś ślady są w postaci meldunków obrony powietrznej, podejrzewam że sam Goring był informowany o tym dość niecodziennym i zaskakującym wypadku. Po prostu kwestia kwerend archiwalnych.Sam o tej historii dowiedziałem się od byłego wieloletniego dyrektora oławskiego LO, i kilku starszych znanych oławskich pasjonatów historii (mających naprawdę interesujące trafienia w mieście). Nie chce podawać publicznie nazwisk.W każdym razie mam nadzieję, że uda się rozwiązać tą historyczną zagadkę. Samo miasto i okolice jest ich pełne.
Rekomendowane odpowiedzi
Temat został przeniesiony do archiwum
Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.