Skocz do zawartości

Irlandzki legion Napoleona


danteXXI

Rekomendowane odpowiedzi

Żołnierzom 3. Pułku Cudzoziemskiego Legionu Irlandzkiego i współtowarzyszom broni z 17. Dywizji gen. Puthoda, bohaterom pól bitewnych Budziszyna, Lwówka Śląskiego, Wilczej Góry k. Złotoryi, Wrocławia, Płakowic nad Bobrem, walczących w 1813 r. o wolność Śląska i Łużyc, by pamiętano, że w tym budynku klasztornym i zamienionym na więzienie kościele byli internowani miłujący wolność Irlandczycy, Francuzi, Polacy i bonapartyści innych narodowości".

Na pamiątkę wydarzeń z 1813 roku, które miały miejsce w okolicach Namysłowa na Dolnym Śląsku, mieszkańcy miasta oraz Konsulat Irlandii z siedzibą w Poznaniu ufundowali tablicę pamiątkową powyższej treści. Niemal dwieście lat wstecz Polacy utracili monopol na hasło za wolność waszą i naszą" i od tej pory muszą się nim dzielić z Irlandczykami. Stratę można jednak przeżyć. Żołnierze Legionu Irlandzkiego Wielkiej Armii Cesarza Napoleona I sprali bowiem wówczas i to, co chwalebne, bez miłosierdzia naszych odwiecznych przyjaciół inaczej", Niemców i Rosjan. W dodatku obie te nacje za jednym zamachem.

Utworzenie koniczynowej jednostki w ramach armii francuskiej miało miejsce w 1803 roku. Składała się m.in. z uciekinierów z rozbitego przez Brytyjczyków powstania irlandzkiego z 1798 roku. Planowano wyłonić z niej kadry oficerskie, które miano w przyszłości wykorzystać przeciw Anglikom. Wkrótce pod zielonymi sztandarami zaczynają służyć Polacy, głównie dezerterzy, siłą wcielani do armii pruskiej. Po bitwach pod Jeną i Auerstedt armia ta, obiekt dumnych westchnień nadreńskich miłośników pokoju", została rozniesiona i to w ciągu ledwie kilku godzin. Z czasem naszych rodaków przybywa, by osiągnąć liczbę 201 osób w 1813 roku.

Po wielu odbytych wspólnie bitwach przybywają, pod dowództwem samego cesarza, na Śląsk. Korzystając ze swej bojowej determinacji, odwagi, umiejętności oraz geniuszu militarnego Napoleona, niemal z marszu zdobywają Wrocław. Legion, zwany wówczas 3. Pułkiem Cudzoziemskim, wchodzi w skład 17. Dywizji dowodzonej przez gen. Jacques'a Puthoda. Bierze on udział w najcięższych zmaganiach kampanii, pod Lwówkiem Śląskim. Przeciwnik, sojusznicze wojska prusko-rosyjskie, dysponuje wodzem nie byle jakim, jednym z najlepszych generałów w historii Niemiec - Blucherem. Do dzisiaj za Odrą, co propagandowo komiczne, uważa się tego pana za późniejszego zwycięzcę nad Napoleonem w bitwie pod Waterloo. Od wielu dziesięcioleci jest on także na stałe związany ze Śląskiem. W położonym nieopodal Lwówka miasteczku, zwanym Korbielowice, znajduje się jego mogiła. Potomek pruskiego dowódcy z linii brytyjskiej, Chris Vaile, wykupił niedawno i zamienił na hotel mieszczący się tam pałac generała. Zapewne wśród zabytkowych murów wspomina, jak Irlandczycy, Polacy oraz inne nacje przy pomocy szabel i cesarskiego geniuszu taktycznego zdejmowali wieniec zwycięstwa ze skroni jego protoplasty.

A pogrom był okrutny. Naprzeciw 80 tysięcy żołnierzy dowodzonych przez niemieckiego bohatera Bluchera stanęło raptem 50 tysięcy wojaków pod dowództwem cesarza. Zanim prusko-rosyjscy sojusznicy rozwinęli natarcie, zaatakował Napoleon i było po sprawie. Zwycięstwo okupiono jednak znacznymi stratami. Największe ponieśli Irlandczycy, prowadzeni do boju przez pułkownika Wiliama Lawlesa, zmagający się głównie z szarżami kawalerii. Po każdej z nich, nie tracąc na zawziętości, zwierali szyk, zadając nieprzyjacielowi straty. Nawet po zwolnieniu na odpoczynek strzelali ochotniczo z pobliskiego lasu do jeźdźców wroga. Po victorii przyszedł czas na wakacje. Ponad miesiąc przebywali w Górach Kaczawskich w zbudowanym przez siebie na tę okoliczność biwaku.

Irlandczycy już wcześniej walczyli na tych ziemiach ramię w ramię z Polakami. Pierwsi przybysze z Zielonej Wyspy trafili na Śląsk po upadku wspomnianego powstania z 1798 roku na mocy umowy króla Anglii Jerzego III i Prus Fryderyka Wilhelma III. Zesłano wówczas pięciuset do pracy przymusowej w kopalniach śląskich, a w czasie zmagań z Napoleonem wcielono do pruskiej armii. Część z nich, dezerterów z przymusowego wojska, zasiliła szeregi powstania huzarów polskich księcia Jana Nepomucena Sułkowskiego z 1807 roku w Tarnowskich Górach.

Po szeregu zwycięstw przyszedł czas na porażki. Fortuna, odwracająca się od 1813 roku od Bonapartego, podobnie potraktowała jego wiernych aliantów, Polaków oraz Irlandczyków. Po powrocie z biwaku w Górach Kaczawskich dywizja gen. Puthoda stoczyła kolejną bitwę pod Płakowicami, niedaleko miejsca poprzedniego zwycięstwa - Lwówka Śląskiego. Zabrakło cesarza, zajętego obroną Saksonii przed Austriakami, zabrakło szczęścia. W sierpniu 1813 roku dywizję otoczyli Rosjanie, a wyczekiwana pomoc nie nadeszła. Mimo krwawych zmagań i szarż prowadzonych osobiście przez gen. Puthoda, tym razem nie wyszło. Dowódcę internowano w Nysie, a resztki jego podkomendnych (1000 szeregowców i 22 oficerów, w tym pozostałych przy życiu 117 Irlandczyków z jednostki liczącej ich 2000) w namysłowskim klasztorze.

Pobity, ale nie rozbity, Pułk Cudzoziemski zostaje następnie odtworzony. Walczy w obronie Holandii, Antwerpii. Nie zawodzi również, gdy Bonaparte przybywa z wygnania z Elby i rozpoczyna swój marsz po zwycięstwo. Dowódca pułku major Hugh Ware wyjmuje wówczas z magazynu orła jednostki, ukrytego od czasów śląskiej porażki, i dołącza do cesarza. Pułk walczy do końca, jeszcze długo po klęsce pod Waterloo.

W momencie kryzysu, wiedzeni swoistym poczuciem honoru, sojusznicy cesarza nawiali. Do ostatniej chwili wytrwali nieliczni. Wśród nich niezłomni Polacy i ich zamorscy towarzysze broni z Irlandii.

http://anglia.interia.pl/wiadomosci/news/irlandzki-legion-napoleona,1237433
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Super sprawa, dobrze ze się o tym pamięta, to mało popularny temat, a rok 1813 nie był sielankowym i spokojnym..

pomsee - mało tego że nie tylko Polacy i Irlandczycy, ale i Szwajcarzy, Włosi, Tyrolczycy...
oficjalnego sojuszu nie było nigdzie, a jednak coś połączyło ludzi w jednym celu..


Miło naprawdę słyszec o przedsięwzięciach tego typu.
Naprawde duza liczba ludzi poswiecila wtedy zycie dla dobra wspolnego..

pozdro!
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8total4:
Wiem, wiem ale w Europie chyba tylko los Polaków i Irlandczyków była w XIX w. tak zbieżny.
Dwa narody pozbawione państwowości, w powstaniach walczące o wolność z zaborcami i nadzieja, że to właśnie Napoleon pomoże ją odzyskać.
Nadzieje Polaków częściowo się spełniły Irlandczyków niestety nie...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

pomsee.. bło jeszcze kilka podobnych przykładów, ale naturalnie te dwa były na ciut 'większą' skalę.
Co do tego spełnienia nadziei Polaków - można polemizować, nie mniej jednak dostaliśmy troche więcej 'luzu' i to też się bardzo liczyło..
Warto tez pamietac ze bitwy 1813r nie były jakimiś drobnymi potyczkami, a raczej krwawymi bojami, jeśli chodzi o tamte czasy..
pod samym Budziszynem liczbę poległych szacuje się na ponad 40tys..
pozdro!
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hmmm 2 ... ? czyli jeszcze trochę o polakach w armii Napoleona

(...) Wojsko Księstwa Warszawskiego organizowane było początkowo w wielkim pośpiechu i prowizorce, a w swej krótkiej historii przeżyło kilka fal napływu ochotników i rekrutów, a więc gwałtownego pomnożenia zarówno korpusu oficerskiego, jak też mas żołnierskich. W latach 1806 - 1807 fala ta była szczególnie różnorodna, oprócz legionistów bowiem powracających "z ziemi włoskiej do polskiej byli dawni oficerowie armii Rzeczpospolitej, których wzywał do szeregów książę Józef Poniatowski - bratanek ostatniego króla. Nie brakło też oficerów z armii pruskiej, często jeszcze pod Frydlandem walczących przeciw Francuzom, była wreszcie młodzież szlachecka i mieszczańska, pełna patriotycznego zapału i żądna przygody, wstępująca szczególnie licznie do sztabów, do pułków jazdy i artylerii.
W roku 1809 do szeregów pospieszyli Polacy z Galicji, Wołynia i Podola, przekradając się często przez kordony, ryzykując życie i majątek, niepewni, czy kiedykolwiek jeszcze ujrzą swe rodziny. To właśnie oni stanowili kadrę formowanego od maja "wojska galicyjsko-francuskiego, które po zawarciu pokoju włączone zostało do armii Księstwa. Trzecią falę - już nie tak liczną i złożoną raczej z drobnej szlachty - zanotowano wiosną 1812 r., w przeddzień decydującej rozgrywki francusko-rosyjskiej. Pomnożono wówczas skład i liczbę istniejących szwadronów i batalionów, a latem zaczęto na Litwie organizować nowe pułki piechoty i jazdy Ostatnia wreszcie fala patriotycznej ofiarności podniosła się zimą 1812/1813, kiedy to po klęsce wyprawy na Moskwę zdołano odbudować 20-tysięczny korpus polski i raz jeszcze zademonstrować aktualność pierwszych słów Mazurka Dąbrowskiego. Armia Księstwa Warszawskiego w swej masie oficerskiej oparta była na zaciągu ochotniczym, który zapewniał jej wysoką świadomość narodową, patriotyzm i gotowość do poświęceń. Żołnierz Księstwa pochodził natomiast z poboru i był w zasadzie chłopskim rekrutem, chociaż - szczególnie w pułkach jazdy - ochotnicy drobnoszlacheccy (głównie z Mazowsza i Podlasia) byli również licznie reprezentowani. Chłop szedł do wojska początkowo niezbyt chętnie, nie bardzo zdając sobie sprawę, o co mu przyjdzie walczyć i czym owo wojsko różni się od armii zaborczych. Stopniowo jednak - głównie dzięki tradycjom legionowym - armia Księstwa stawała się dla rekruta szkołą patriotyzmu, pozwalała zrozumieć, że mimo ogromnych różnic w pozycji poszczególnych warstw ówczesnego społeczeństwa, mimo krzywd i ucisku, jaki chłop polski nadal cierpiał, Księstwo Warszawskie zapewnia mu takie nie znane przedtem zdobycze, jak: wolność osobista, możliwość kariery wojskowej i otrzymanie rządowej posady po zakończeniu służby. Dlatego też częsta początkowo dezercja stopniowo maleje, a chłopski żołnierz - sumienny i ofiarny - czynnie broni ojczyzny i służy jej wiernie, choć zdarza się, że przez wiele miesięcy nie otrzymuje żołdu i chodzi w połatanym mundurze.
W wojsku Księstwa istniała początkowo - charakterystyczna dla wszystkich armii owego czasu - spora grupa żołnierzy, którzy walczyli już pod różnymi sztandarami, a polski mundur przywdziali raczej z przypadku. Byli to więc rekruci pruscy bądź rosyjscy wzięci do niewoli w kampanii 1807 r., których - nie pytając zazwyczaj o zgodę - włączono raz jeszcze do wojska z braku własnych żołnierzy. Ponieważ ludzie ci bili się niezbyt chętnie i dezerterowali przy pierwszej okazji, zwolniono w roku 1808 tych wszystkich, którzy nie czuli się związani z nową państwowością. Podczas kampanii galicyjskiej wstąpiło do narodowych szeregów parę tysięcy Polaków z armii austriackiej, którzy - jak chociażby pod Sandomierzem - przechodzili na naszą stronę całymi kompaniami. Polacy, którzy dostali się do francuskiej niewoli w bitwach pod Aspern i Wagram, włączeni zostali do Legii Nadwiślańskiej i powędrowali wnet za Pireneje. W kampanii rosyjskiej owo zjawisko rekrutowania jeńców wojennych występowało w minimalnym stopniu, chociaż w armii carskiej walczyło przeciw Napoleonowi kilkadziesiąt tysięcy Polaków. Dopiero późną jesienią 1813 r. zaczęto znów werbować do polskich pułków tych rodaków z armii carskiej, pruskiej bądź austriackiej, którzy znaleźli się we francuskich zakładach jenieckich."
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 5 months later...

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie