Skocz do zawartości

Wywiad z Kiszczakiem-spokój zalecany


liha

Rekomendowane odpowiedzi

http://wiadomosci.onet.pl/1522435,2677,1,1,kiszczak_nie_przepraszam_za_stan_wojenny,kioskart.html - polecam lekturę, budzi emocje nie powiem. To się nazywa zakłamanie i wciskanie ciemnoty. pozdrawiam.liha
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wkleje jakby wcielo...


Kiszczak: nie przepraszam za stan wojenny
Z byłym szefem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Czesławem Kiszczakiem - specjalnie dla Onet.pl - rozmawia Wojciech Harpula
Rosjanie nie palili się do wejścia do Polski, bo byli realistami i zdawali sobie sprawę, jak wysoką cenę zapłaciłaby za to cała wspólnota socjalistyczna.
Frasyniuk: ochraniały mnie kobiety z dziećmi

Generał Jaruzelski kilka razy publicznie przepraszał za stan wojenny. Z pana ust nigdy nie padło słowo przepraszam". Dlaczego?

Generał Jaruzelski przepraszał, bo leży to w jego naturze. To jest dobrze wychowany człowiek. Widocznie czuł taką potrzebę.

Pan nie czuje takiej potrzeby?

Przepraszać należy za działanie niezgodne z prawem, etyką lub moralnością. Z domu wyniosłem dobre wychowanie. Uczono mnie odróżniać dobro od zła. Ja nie mam za co przepraszać. W 1981 roku zrobiłem to, co należało do moich obowiązków. Robiłem to dla Polski i w imię interesów Polski.

Socjalistycznej Polski.

Wszystko jedno jakiej. Jest jedna Polska.

W 1981 roku 10 mln Polaków z Solidarności" marzyło o innej, wolnej Polsce.

W ówczesnych realiach innej Polski nie można było zbudować. Stan wojenny uratował nasz kraj przed ogromnym nieszczęściem, przed rozlewem krwi. Widziałem wojnę domową w Polsce tuż po wojnie.



Gen. Czesław Kiszczak, były szef Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Fot. PAP/Tomasz Gzell




Widziałem setki trupów. Nie chciałem oglądać tego po raz drugi. Trzeba było działać zanim dojdzie do najgorszego. Dłużej nie można było czekać, bo sytuacja pogarszała się z dnia na dzień. W 1981 roku sklepy były puste, bo robotnicy nie pracowali, tylko strajkowali i protestowali.

Panie generale, sklepy były puste i przed 1981 roku. Kryzys ekonomiczny na pewno nie był dziełem strajkujących robotników.

To prawda. Socjalizm w sferze ekonomicznej od pewnego czasu nie mógł spełnić wszystkich oczekiwań, które sam rozbudził. Hamował rozwój produkcji. Ale robotnicy byli roszczeniowi, wyciągali od państwa jak najwięcej pieniędzy. A państwo, żeby zaspokoić te żądania, drukowało pieniądze bez wartości. Gospodarka była na skraju zapaści. Rozpadały się struktury państwa polskiego. Groziła nam interwencja wojsk sojuszniczych.

Tak, ale w 1980 roku. Później Związek Radziecki naciskał na rozwiązanie problemów z Solidarnością" siłami wyłącznie polskimi. W grudniu 1981 roku nie groziła nam radziecka interwencja. Jasno wynika to ze stenogramu Biura Politycznego KPZR i odtajnionych ostatnio dokumentów CIA.

Rosjanie nie palili się do wejścia do Polski, bo byli realistami i zdawali sobie sprawę, jak wysoką cenę zapłaciłaby za to cała wspólnota socjalistyczna. To byłaby cena krwi. Interwencja w Polsce wyglądałaby zupełnie inaczej niż w Czechosłowacji w 1968 roku. To nie byłaby wycieczka". Polacy chwyciliby za broń. Zakładaliśmy, że jeżeli armie sojusznicze faktycznie wejdą do Polski, wojsko i siły MSW podzielą się. Część podejmie walkę z siłami Układu Warszawskiego.

Politycy o zakończeniu stanu wojennego - zobacz w Onet.tv

Nikt nie zaprzeczy, że do lata 1982 roku wzdłuż naszych granic stały rozwinięte kolumny wojsk ZSRR, NRD i Czechosłowacji w gotowości do podjęcia działań na naszym terytorium. Wojska te przez cały 1981 rok szkoliły się, uzupełniały, poprawiały dyslokację, rozpoznawały teren przyszłych działań. Rozbudowywały też polowe szpitale wojskowe. Obca interwencja była jak najbardziej realnym zagrożeniem. My - mówię tu o kierownictwie państwa - mieliśmy świadomość, że nie żyjemy na bezludnej wyspie. Wiedzieliśmy, co stało się w NRD w 1953 roku, na Węgrzech w 1956 roku, w Czechosłowacji w 1968 roku. Pamiętaliśmy o wykonanych wyrokach śmierci na węgierskim premierze Imre Nagyu, generale Palu Maleterze i ich kolegach. Pamiętaliśmy o losie Aleksandra Dubczeka i jego ekipy.

Akurat w tłumieniu praskiej wiosny" sami braliście udział.

Braliśmy i dlatego byliśmy mądrzejsi. Wiedzieliśmy, że podobny scenariusz może powtórzyć się u nas. Jestem jedynym człowiekiem w Polsce i na świecie, który w różnym czasie bezpośrednio kierował wszystkimi służbami specjalnymi: zarówno wojskowymi, jak i cywilnymi. Znałem wszystkich ministrów spraw wewnętrznych i szefów służb specjalnych w całym bloku wschodnim. Niektórzy rozmawiali ze mną bardzo szczerze i otwarcie. Wszyscy mówili to samo: róbcie coś w tej Polsce, bo inaczej my wejdziemy i będziemy wam pomagać w przywracaniu porządku. Solidarność" - otwarcie wroga socjalizmowi - była nie do zaakceptowania przez ówczesne kierownictwa bratnich partii. Zresztą, wystarczy trzeźwym wzrokiem spojrzeć na mapę Europy. My często na nią patrzyliśmy.

I co widzieliście?

Polskę leżącą między NRD a Związkiem Radzieckim. W NRD stacjonowało kilkadziesiąt pancernych dywizji radzieckich, były tam rozmieszczone wyrzutnie atomowe. Te wojska musiały mieć łączność z krajem. Interwencja zbrojna obcych armii byłaby nieunikniona, gdyby pojawiła się groźba wypadnięcia" Polski z Układu Warszawskiego. Nikt by się na to nie zgodził.

Przecież kompromis z Solidarnością" w żadnym razie nie oznaczał wystąpienia z Układu Warszawskiego.

Solidarność" robiła bardzo wiele, żeby udowodnić, że jest antyrosyjska i antysocjalistyczna. Nie pozostawiała żadnych wątpliwości jaka będzie Polska po przejęciu przez nią władzy. Kompromis z Solidarnością" okazał się niemożliwy. Osobiście uważałem, że należy rozmawiać z Solidarnością" tak długo, jak to tylko możliwe. I takie rozmowy były. Ostatnią próbą było słynne spotkanie gen. Jaruzelskiego z Lechem Wałęsą i prymasem Józefem Glempem w Warszawie, 4 listopada. Gen. Jaruzelski zaproponował stworzenie Rady Porozumienia Narodowego, czyli czegoś w rodzaju późniejszego Okrągłego Stołu. Glemp i Wałęsa zgodzili się. Ustalono harmonogram działań, wydawało się, że wszystko jest na dobrej drodze. Niestety, Komisja Krajowa Solidarności" odmówiła wytypowania kandydatów do Rady. Zakrzyczano Wałęsę zarzucając mu zdradę ideałów Solidarności" i konszachty z komunistami. Związek zachłysnął się wówczas popularnością i poparciem znacznej części społeczeństwa, stracił umiar w żądaniach i samokontrolę w działaniu. Solidarność" parła do konfrontacji. Odrzucenie propozycji gen. Jaruzelskiego było ogromnym błędem ze strony Solidarności". To mogło uratować sytuację w Polsce.

Przecież propozycja gen. Jaruzelskiego była tylko zasłoną dymną" dla przygotowań stanu wojennego. Cała operacja była już dopięta na ostatni guzik.

To nie była zasłona dymna", tylko próba szukania porozumienia. Nasze propozycje były szczere. Była realna szansa na pokojowe rozwiązanie konfliktu. Niestety, Solidarność" wybrała inną drogę: chciała przejąć całą władzę w Polsce. To była wówczas utopia. Na 17 grudnia związek szykował wielki wiec na pl. Piłsudskiego w Warszawie. Podobne manifestacje miały się odbyć także w innych dużych miastach. To było praktyczne przygotowanie do przejęcia władzy.

Wierzył Pan, że zapłoną komitety?

Oczywiście. I nie tylko komitety.

To mało Pan wiedział o narodzie. Polacy w 1981 roku mieli za sobą cztery brutalnie stłumione zrywy wolnościowe.

Ludzie pewnie pamiętali wydarzenia na Wybrzeżu z 1970 roku, ale to nie miało większego znaczenia. Nad tłumem można panować tylko do pewnego momentu. Potem masy kierują się własną logiką i są niesterowalne. Sytuacja była bardzo napięta. Wystarczyła iskra. Drobny z pozoru incydent mógł zakończyć się rozlewem krwi.

Ale wy wręcz prosiliście się o taką iskrę, rozdając tysiącom aparatczyków partyjnych broń.

To była decyzja Stanisława Kani [od 6 września 1980 do 18 października 1981 roku I sekretarz KC PZPR – przyp. red.]. Podjął ja w mojej obecności 13 września 1981 roku na posiedzeniu Komitetu Obrony Kraju. MSW dostało polecenie, żeby wydać kilkaset sztuk broni działaczom partyjnym. I wydaliśmy ją. Chodziło o uspokojenie nastrojów. Ludzie po prostu bali się o życie swoje i swoich rodzin. Sojusznicy z NRD, Czechosłowacji i ZSRR za naszymi plecami prowadzili rozmowy z działaczami partyjnymi z województw przygranicznych. Załatwiali im mieszkania, by na czas kryzysu mogli umieścić w nich swoje rodziny. Podobne propozycje dostawali komendanci wojewódzcy milicji. To stwarzało atmosferę strachu.

Mówienie o tym, że Solidarność" była pokojowym ruchem, nie jest do końca zgodne z prawdą. W Solidarności" byli też ekstremiści nawołujący do wieszania komunistów. Proszę pamiętać, że Polacy trzymali w domach ponad 200 tys. sztuk broni myśliwskiej. Solidarność" miała też dostęp do broni produkowanej w Polsce. Proszę sobie przypomnieć o licznych nawoływaniach do przemocy, o znakowaniu mieszkań działaczy PZPR, o wezwaniach, by przynosić broń do zakładów pracy…

Przecież pan dobrze wie, że Solidarność" nie miała broni. Pana ludzie bardzo starali się ją znaleźć, ale niczego nie znaleźli.

Broń można zdobyć szturmując komendy milicji. W 1956 roku robotnicy w Poznaniu szli z gołymi rękami. Po kilku godzinach byli uzbrojeni. W Budapeszcie po kilkunastu godzinach robotnicy mieli do dyspozycji czołgi i artylerię.

Bał się pan polskich robotników?

Osobiście niczego się nie bałem. Napięcie było, ale nie strach.

A wprowadzając stan wojenny nie miał pan żadnych wątpliwości? Nie myślał pan, że to może skończyć się tragedią?

Stąpałem twardo po ziemi. Byłem żołnierzem. Znałem siły MSW i wojska. Dokonywałem oceny sił i środków po obu stronach. Byłem przekonany, że uporamy się z ekstremalnym odłamem Solidarności" bez większych problemów i przywrócimy porządek. Dowódca, który nie wierzy w powodzenie swojej misji, nie jest dowódcą. Zakładaliśmy, że trzeba wprowadzić stan wojenny z zaskoczenia i bez użycia broni. Staraliśmy się za wszelką cenę uniknąć ofiar.

To się nie udało.

Ale robiliśmy wszystko, by się udało. Wyprowadziliśmy na ulice masy ludzi i sprzętu właśnie po to, by przestraszyć ludzi, odebrać im chęć do walki.

Górnicy w kopalni Wujek" się nie przestraszyli. Dziewięciu zginęło.

Była to ogromna tragedia. To największa klęska stanu wojennego. Czułem się okropnie, gdy się o tym dowiedziałem. Wiedziałem, że są odblokowywane kopalnie…

Pacyfikowane. Nazwijmy rzecz po imieniu.

To nie było pacyfikowanie. To było przywracanie normalnego trybu pracy. Proszę pamiętać, że to była zima. Wydobycie węgla spadło o 38 mln ton. Elektrociepłownie w wielkich miastach miały zapasy węgla na dwa dni, a powinny mieć co najmniej na dwa tygodnie. Kopalnie odblokowywano na prośbę ministra górnictwa i energetyki. Można je było zostawić. Górnicy by strajkowali, a Polska by zamarzła. Do odblokowania kopalń nie trzeba było stanu wojennego i dekretu Rady Państwa. Wystarczył kodeks karny, który tego typu sytuacje przewidywał.

Wysyłając tajny szyfrogram do jednostek milicji pacyfikujących zakłady, zezwalający w szczególnych warunkach" na użycie broni nie przewidział pan, że broń wcześniej czy później zostanie użyta?

Pisze się bzdury na temat tego szyfrogramu. Szyfrogram nie mówi nic o użyciu broni wobec demonstrantów czy strajkujących. Ten szyfrogram jasno stwierdzał, że każdorazowo zgodę na użycie broni mogę wydać tylko ja. Gdy 16 grudnia ok. 13 zadzwonił do mnie płk. Jerzy Gruba [komendant MO w województwie katowickim – przyp. red] z prośbą o zgodę na użycie broni w Wujku", odmówiłem.

Ale pluton specjalny w tym czasie strzelał już do ludzi.

Prawdopodobnie w tym czasie kiedy płk. Gruba dzwonił do MSW o zgodę na użycie broni, zaczęto z niej strzelać bez wiedzy i zgody przełożonych.

Kolejne sądy rozpatrując sprawę zabójstwa górników z Wujka" skazują lub uniewinniają pana. A pan sam nie czuje się w żaden sposób odpowiedzialny za tą tragedię?

Nie raz wyrażałem ubolewanie z tego powodu, przepraszałem rodziny górników. Nie chciałem rozlewu krwi.

Według IPN w czasie stanu wojennego zginęło co najmniej 56 osób.

Nieprawda. Było 14 ofiar.

A do roku 1989 roku z rąk pana ludzi zginęło w sumie 91 osób. To ustalenia nadzwyczajnej komisji sejmowej do zbadania działalności MSW pod przewodnictwem Jana Rokity.

To bzdura. Wiele ustaleń komisji Rokity" nie ma nic wspólnego z prawdą. Niektóre są wręcz śmieszne i absurdalne. Według raportu Rokity kilka tygodni przed wydarzeniami w Wujku" zaplanowano użycie broni palnej w odniesieniu do strajkujących górników. To niepoważne. Oficer komendy wojewódzkiej MO w Katowicach, który miał opracować te plany, przed i w czasie stanu wojennego leżał w szpitalu onkologicznym w Gliwicach i miał zupełnie inne zmartwienia na głowie. Wrócił do pracy w styczniu 1982 roku. To, co komisja Rokity" wzięła za plan, było odtworzeniem zdarzeń w Wujku" opracowanym na zlecenie Komendy Głównej MO. Skoro komisja pracowała tak profesjonalnie i rzetelnie, to trudno spodziewać się, by podawana przez nią liczba ofiar odpowiadała prawdzie.

Chce pan licytować się na liczbę zabitych? Nawet gdyby zginęła jedna osoba, to i tak byłoby za dużo.

Każda śmierć jest straszna i niepotrzebna. Trzeba z szacunkiem pochylać się nad trumnami, ale należy myśleć o przyszłości. W historii Polski dużo było powstań, które kończyły się klęską i śmiercią najlepszych synów tej ziemi. To prawda, że internowaliśmy ok. 10 tys. ludzi. Cierpieli oni i ich rodziny. Ale dzięki temu nie było kolejnego powstania, wojny domowej, obcej interwencji. Polacy nie musieli składać znowu daniny krwi. Oskarża się nas o represje, zamykanie ludzi do więzień. Zgoda, ale proszę przypomnieć sobie rok 1934 r. Wtedy decyzją prezydenta Ignacego Mościckiego powołano do życia obóz w Berezie Kartuskiej. 17 czerwca tego roku wydano rozporządzenie, które stwierdzało, że można internować osoby, których – cytuję – działalność lub postępowanie daje podstawy do przypuszczenia, że grozi z ich strony naruszenie bezpieczeństwa, spokoju lub porządku publicznego. Żeby kogoś zamknąć, wystarczyły same podstawy do przypuszczenia". A w 1937 roku, kiedy nie istniało żadne rzeczywiste zagrożenie wewnętrzne, skazano w Polsce blisko 3 tys. osób za zbrodnie stanu, ponad 11 tys. za stawianie oporu władzy i ponad 13 tys. za znieważenie władzy lub urzędu. Podaję te liczby po to, żeby pokazać, że i przed wojną, i w stanie wojennym popełniano wiele błędów. Ale wszystko robiono to dla państwa.

Jaki był właściwie wasz plan. Stan wojenny i co dalej?

Jak to co? Na wielu odcinkach spokój.

I tyle? I po to przetrącono narodowi kręgosłup, pogrzebano nadzieję na zmiany, zniszczono gospodarkę?

Kręgosłupa narodowi nie przetrącono, gospodarki nie zniszczono. Dzięki stanowi wojennemu udało się ją uratować.

Jak to udało się uratować? W roku 1982 nastąpił spadek realnych dochodów ludności średnio o 30 proc., na kartki były nawet obrączki ślubne, papierosy i wódka. Reforma gospodarcza była bardzo powierzchowna i nie przyniosła praktycznie żadnych rezultatów.

Nieprawda. Dzięki uspokojeniu państwa w kolejnych latach rosła produkcja przemysłowa i rolnicza. W latach 1982 – 88 pomimo ostrych restrykcji ekonomicznych Zachodu dochód narodowy wzrósł o 22 proc. Poprawiło się zaopatrzenie sklepów. Mam przygotowanie wystąpienie, które przedstawię przed sądem podczas procesu autorów stanu wojennego. To nie są moje wymysły, tylko dokładne dane z rocznika statystycznego.

Panie generale, jestem młodym człowiekiem, ale nie aż tak młodym, by nie pamiętać, że moi rodzice w latach 80. stali w kolejkach po wszystko.

Nie mówię, że nie było trudności i nastał powszechny dobrobyt. Mówię, że powstrzymaliśmy zapaść i nastąpiła poprawa gospodarcza. To nie były lata stracone. W stanie wojennym zrobiono bardzo dużo, żeby Polskę odmienić.

Kiedy zorientował się pan, że stan wojenny zakończył się także waszą klęską?

On nie był naszą klęską. On spełnił swoje zadanie. Przywrócił spokój. Zdawałem sobie jednak sprawę, że tak nie da się rządzić w nieskończoność. Że za kilka, kilkanaście lat znów dojdzie do wybuchu. Wiedziałem, że socjalizm w sferze ekonomicznej jest hamulcem dla Polski i Polaków. Wiedziałem, że trzeba w Polsce trzeba poszerzyć sferę polityczną. Dopuścić do głosu kilka milionów Polaków.

Panie generale, czy pan się słyszy? Przecież pan kierował zbrojnym ramieniem partii, pana ludzie zwalczali tych, którzy mówili innym głosem niż władze.

Trzeba wiedzieć co jest możliwe, a co nie jest. W 1981 roku żadne zmiany ustrojowe nie były możliwe. Proszę posłuchać: 14 lub 15 grudnia, nie pamiętam dokładnie, w MSW złożył mi wizytę kardynał Franciszek Macharski. Spotkał się ze mną jako wysłannik Episkopatu Polski. Odbyliśmy długą rozmowę. Dokładnie poinformowałem go dlaczego wprowadziliśmy stan wojenny i jakie są jego cele. Powiedziałem wprost, że my – wojskowi reformatorzy, ludzie w zielonych mundurach – dążymy do porozumienia z opozycją, chcemy unormować stosunki z Kościołem i Watykanem, a w przyszłości dopuścić opozycję do współrządzenia krajem. Jednak może to nastąpić dopiero wtedy, gdy warunki zewnętrzne na to pozwolą. I tak się stało. Gdy odeszli twardogłowi przywódcy ZSRR i nie groziła nam już interwencja sojuszniczych armii, podzieliliśmy się władzą, a potem ją oddaliśmy.

To absurd. Sadzaliście ludzi do więzień jednocześnie planując, że w przyszłości oddacie im władzę?

Ale przecież każde nasze kolejne posunięcie w latach 80. wskazywało, że – wbrew wielu naciskom – nie chcemy przykręcać śruby". Wręcz przeciwnie: szukamy porozumienia. Temu służyły kolejne rozmowy w sprawie więźniów politycznych i w końcu moja decyzja z 1986 roku.

Mówi pan o amnestii dla więźniów politycznych?

Rozmowy z Kościołem i opozycją prowadziłem od 1982 roku. Byłem przekonany, że należy zlikwidować instytucję więźnia politycznego. I doprowadziłem do tego. 22 lipca 1986 roku ogłoszono amnestię, która nie objęła ok. 230 więźniów politycznych. 10 września odbyłem więc rozmowę z gen. Jaruzelskim i zaproponowałem radykalne rozwiązanie sytuacji: wystąpię jako minister spraw wewnętrznych do prokuratora generalnego z wnioskiem o zwolnienie wszystkich więźniów politycznych bez żadnych warunków czy zobowiązań z ich strony. Wziąłem za to pełną odpowiedzialność. To była amnestia" dokonana bezprawnie przez ministra spraw wewnętrznych. Naruszało to szereg ustaw i Konstytucję PRL, ale od 15 września 1986 roku nie było w Polsce więźniów politycznych. Bez tego nie byłoby Okrągłego Stołu.

Jeden Kiszczak planował porozumienie z opozycją, a drugi sprawnie kierował potężnym aparatem represji, którego funkcjonariusze nękali opozycję i księży, tuszowali przypadki stosowania przemocy i łamania prawa? Rozdwojenie jaźni?

Tak się złożyło, że i kierownictwo Kościoła, i kierownictwo opozycji widziało we mnie jedynego przedstawiciela władzy, z którym mogą rozmawiać o porozumieniu. To w mojej osobie i Kościół i opozycja widziały kandydata na prezydenta Rzeczpospolitej. W tej sprawie dwukrotnie latałem do Gdańska w 1989 roku i prowadziłem rozmowy z Wałęsą w obecności arcybiskupa Tadeusza Gocłowskiego. Wałęsa zobowiązał się, że zagwarantuje mi poparcie 85 proc. członków Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego w Sejmie i Senacie. Gen. Jaruzelski zrezygnował z kandydowania na moją rzecz. Ja jednak nie chciałem być prezydentem. Uważałem, że to on jest lepszym kandydatem.

Wróćmy do MSW w latach 80.

Jeżeli były jakiekolwiek przypadki łamania prawa, to były wnikliwie wyjaśniane. Nie było żadnego sterowania śledztwami. Od 20 lat jestem stałym bywalcem sądów i prokuratur. Stawałem przed Trybunału Stanu i sejmową komisją odpowiedzialności konstytucyjnej. Żaden sąd nie znalazł dowodów na moją winę w jakiejkolwiek ze spraw. Wiem, że niektórzy chcą mnie dobić, ale nie są w stanie. Można się ze mną zgadzać lub nie, ale nikt nie może mi zarzucić mi braku uczciwości i działania niezgodnego z prawem. Powtarzam: wszystko co robiłem było podyktowane interesem Polski. Żaden z byłych opozycjonistów nie może powiedzieć, że w 1988 roku nie chciałem porozumienia. To ja prowadziłem rozmowy przygotowujące Okrągły Stół. To generałowie Jaruzelski, Siwicki i Kiszczak na plenum KC PZPR w styczniu 1989 roku zagrozili dymisją, jeśli nie będzie zgody na porozumienie z Solidarnością". Wszystko to robiłem bezinteresownie. Nikt i nic mnie do tego nie zmuszało.

Pan nie ma sobie nic do zarzucenia? Nie ma pan żadnych wyrzutów sumienia?

Nie, bo nie robiłem niczego złego. Nie widzę powodów, dla których miałbym składać samokrytykę.

Wie pan, że dla tysięcy byłych opozycjonistów te słowa są policzkiem?

A co mam powiedzieć? Mówię prawdę. Jeśli kogokolwiek swoim działaniem w czasie, gdy byłem ministrem spraw wewnętrznych, skrzywdziłem lub uraziłem, to go za to przepraszam. Więcej w tej chwili nie mogę zrobić.

Czyli jednak pan przeprasza?

Jeżeli kogoś skrzywdziłem, to tak.

A skrzywdził pan?

Zawsze działałem uczciwie i z poszanowaniem prawa. W demokratycznej Polsce cały czas jestem ciągany po sądach i pewnie nie doczekam końca tych wszystkich procesów. Jednak obecna Polska to także moja Polska. Ja też właśnie o taką Polskę walczyłem. I mam odwagę mówić to ludziom prosto w oczy.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Proszę sobie przypomnieć o licznych nawoływaniach do przemocy, o znakowaniu mieszkań działaczy PZPR, o wezwaniach, by przynosić broń do zakładów pracy…"

Nie przypominam sobie, a pamięć mam dobrą.

P.S.
Można się różnić , ale pięknie, nie musisz łgać tow. K.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na gałęziach zamiast liści..."
Jedna bomba atomowa..."
Pamiętacie koledzy coponiektórzy te piosenki ?
Dziś wiem że to były szczeniackie wyskoki , ale wtedy budowały nastrój.
Komisja Rokity to był śmiech na sali.
Z drugiej strony gen Kiszczak zdecydowanie przecenia swą władność w podległych mu resortach.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie