Skocz do zawartości

BIAŁY JAR-Karpacz


Rekomendowane odpowiedzi

  • Odpowiedzi 320
  • Created
  • Ostatniej odpowiedzi
Lokomotywa. Ja wiem, że łatwo jest napisać o kimś, że uważa się go za głupka. Znasz Piecucha? Pewnie nie. Są jednak tacy co mają z nim kontakt. Ciężko złapać do na kłamstwie. Owszem jego problemem jest kruchość dowodowa, ale wobec zniszczeń dokonanych w archiwach SB i WSW w 1990 roku jest to zrozumiałe.
Poza tym jest jeszcze jeden element całej tej zabawy o którym zapominasz. Są tacy - to nie żart - co weryfikują w archiwach pewne wątki. I muszę Cię tu zmartwić. Coś jest na rzeczy.
Więc powtórzę specjalnie dla Ciebie. Nie przeprowadzono śledztwa. Dlaczego? A może przeprowadzono, ale jego wyniki utajniono? A jeśli tak to dlaczego?
Pozdr. wars98
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeszcze trochę podrażnię Piecuchem:
Teorię spiskową o spotkaniu dwóch grup kontrwywiadowczych może potwierdzać nagłe odwołanie wysłanego z lotniska we Wrocławiu samolotu sanitarnego. Pytanie, kogo chciano uratować? Śmigłowiec Mi–2 (w wersji sanitarnej) nawet bez mechanika na pokładzie mógł zabrać tylko kilku poszkodowanych. Wiadomo było, że grupa liczyła kilkanaście osób. Śmigłowiec zawrócono z drogi, kiedy znajdował się w okolicy Bolkowa, czyli ok. 30 km od Jeleniej Góry. Tam planowano wysadzenie mechanika pokładowego w celu uzyskania większej powierzchni. Pilot, Zbigniew Karpiński rozmawiał z ratownikami przez radio. To już jest bardzo dziwne, że taka próba się udała i że w ogóle została podjęta, oznaczałoby to, że ratownicy czekali na sygnał do podjęcia akcji. W tamtym czasie w rejonie Śnieżki nie było etatowych służb ratowniczych, takie czynności wykonywało wojsko z batalionu WOP. Wiele lat później, kiedy sam pracowałem w tamtych rejonach mieliśmy znacznie lepszy sprzęt łączności i tego typu połączenia graniczyły z cudem.
Mam na myśli łączność między rejonem wypadku ze śmigłowcem lecącym w okolicy Bolkowa na wysokości 100 – 200 metrów. Możliwe są następujące sytuacje:
1. Ofiara zmarła w czasie oczekiwania na śmigłowiec,
2. Powiadomieni o wypadku towarzysze radzieccy zakazali podejmowania akcji ratowniczej w obawie, że zostanie ujawniony prawdziwy cel wyprawy grup młodzieżowych; główna kwatera wojsk radzieckich mieściła się w Legnicy, a to jest o polowe bliżej niż do Wrocławia,
3. Może ofiara, do której wzywano śmigłowiec /zapewne bardzo ważna/ została uratowana w inny sposób?
Z zachowanych notatek i raportów SB oraz kontrwywiadu wynika, że lawina nie zeszła samoistnie. Na pewno została spowodowana działaniem człowieka. Mogli ja wywołać trzej „turyści” z NRD, którzy szli przodem, przed grupą Korolewskiego. Ale oni tez zginęli. Albo spartaczyli robotę albo rzeczywiście lawina była przypadkowa. To wszystko zdarzyło się w strefie nadgranicznej. Dochodzenie i czynności wyjaśniające mogli prowadzić tylko prokuratorzy wojskowi. Po tylu latach sprawa nadal jest tajna. Nikt nie przypomina o tragedii, wręcz przeciwnie wszelkie działania zmierzają do tego żeby jak najszybciej o niej zapomnieć. A może tego dnia w górach była jeszcze jedna grupa? Kiedyś w miejscu tragedii była mała tablica. Obecnie tablicę przeniesiono w inne mniej rzucające się w oczy miejsce. Podobno do...Muzeum. Zaraz po tej tragedii tą część szlaku zamknięto i to na długie lata dla zwiedzających. Czyżby nie wszystko odnaleziono? Może ktoś obawiał się, że pozostawiono jakieś ślady albo dokumenty? A może typowa walka z konkurencją, która nie chciała się podzielić informacjami?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

czy znam Piecucha ?- jeżeli masz z nim kontakt to zapytaj jaki numer temu oficerkowi WOP z Lubania wycieli chłopaki z 62 kompani - ten facet całe swoje komunistyczne życie przemarzył tylko jak zostać chociaz społecznym informatorem kontrwywiadu - jego zdjęcia na obwolutach szczególnie starszych wydań jego literatury "ukazuja cos w rodzju polskiego kapitana Czechowicza z pistolecikiem w płaszczyku z nieprzeniknioną miną jak James Bond ( tak nosił sie Czechowicz po powrocie do Polski)
Nie zmienia się literatura" ktora Piecuch pisze od lat sześdziesiątych - zmienia sie tylko pracodawca agentów .
Jak myslicie dlaczego facet z takimi ambicjami do pracy w kontrwywiadzie był tylko dowódcą dalekiej placówki WOP - czy sadzicie że sie nie starał awansowac na lepsza funkcje ??
Faceta posunięto z wojska jeszcze za komuny ,kiedy liczba złapanych przez niego szpiegów i przestepców granicznych przekroczyła liczebnośc kilku okolicznych wsi (sic)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lokomotywa. Chyba nie trzeba nikogo przekonywać, że są tacy co chcą zaistnieć za wszelką cenę. Jednak to jeszcze nie dowód, że ktoś taki kłamie...
Przynajmniej tu. Wątpliwości w tej sprawie są i to poważne. Wyśmiewać jest łatwo, dowodzić trudniej.
Dlatego też abstrachując od samej osoby Piecucha powtórzę, coś jest na rzeczy.
Oficjalna wersja o incydencie" wrocławskim jest taka:
Ta wycieczka radzieckich turystów miała już wcześniej we Wrocławiu pecha, III 1968 to okres zamieszek studenckich. We Wrocławiu miała zarezerwowany obiad przy pl. Kościuszki w restauracji KDM (dziś Friday's). Ludzie ci szli tam piechotą, a po drugiej stronie placu grupowali się właśnie milicjanci. Polski opiekun tej wycieczki zarządził, aby wszyscy przebiegli ten ostatni odcinek szybciej. Niestety, milicjanci widząc uciekającą grupę młodych ludzi (wśród Rosjan przeważali nauczyciele w wieku ok. 30 lat), rzucili się za nimi w pogoń, a portier restauracji, widząc co się święci, zamknął drzwi na zamek. Uczestnicy wycieczki zostali pobici przez polską milicję, potem była z tego tytułu afera. Ostatecznie postanowiono zrekompensować jakoś Rosjanom pobyt w Polsce i wysłano ich w Karkonosze, choć gór w ich programie początkowo nie było. Zapomniano tylko o zapewnieniu dla nich przewodnika...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

zasadą działania agenta wywiadu jest nie rzucanie się w oczy ani nie zwracanie na siebie uwagi - ale jak by wyglądali ci własnie agenci , jak by się poruszali ,po sporej stromizmie na dodatek zadrzewionej - na nartach ??(sic),na rakietach snieżnych ,budząc niezły ubaw , czy na nartostradzie z Kopy ,targając ze soba łopaty i sprzęt grotołazów ,no bo jak niby mieli odkopać te sztolnie spod kilkumetrowego śniegu - takie androny może wypisywać ktoś kto nigdy nie przeszedł tej trasy latem a pózniej nie przejechał jej na nartach zimą
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nachylenie zboczy Białego Jaru wynosi średnio 35°, maksymalnie 44°, a uważa się, że lawiny mogą schodzić dopiero powyżej 45°. Jednak wiatry wiejące od płd. zach. potrafią na płn. krawędzie wierzchowiny Karkonoszy nawiać znaczne ilości dodatkowego śniegu. Przed 1945 rokiem miał tu miejsce bodajże tylko jeden(sic!) wypadek śmiertelny w lawinie, w 1928. Po nim wytyczono drogę nieco wyżej, po prawym (orograficznie) zboczu doliny. Niestety polscy znakarze wytyczyli szlak starą drogą, dnem doliny, aż do środka Jaru. Dopiero po tragicznej lawinie 20 III 1968 nastąpiła zmiana, ale i tak ta nowa droga nie znajduje się poza zasięgiem lawin.
17 III grubość śniegu wynosiła 130-140 cm. Od 13 III bez przerwy wiało z płd. zach. z prędkością ok. 25 m/s. Przy niewielkiej widoczności i zamieci niebezpieczeństwo lawin było ogromne. 17 III zeszła pierwsza lawina, porwała 7 osób, ale uratowano wszystkie. Tymczasem u podnóża gór panowała ładna, słoneczna pogoda, zachęcająca do wycieczek. Ponieważ na górze prędkość wiatru przekraczała 20 m/s, wyciąg był nieczynny.
ok. godz. 11.00 runęła na nich ogromna lawina: 15 tys. m3 mokrego śniegu o wadze 70 tys. ton. Czoło lawiny miało wysokość 15 m, a długość lawiny wynosiła 740 m. Ogrom tej lawiny przeraził wszystkich, bo coś podobnego nie powtórzyło się do dziś, a była to lawina deskowa, tzn. zeszła tylko część śniegu! Akcja ratunkowa (GOPR, Horska Služba, WOP, podchorążowie ze szkoły w Jeleniej Górze, inni ochotnicy) odbywała się w ciągłym zagrożeniu. Grupa Sudecka GOPR nie była przygotowana teoretycznie i sprzętowo do akcji na tak ogromną skalę, ale ratownicy pracowali bardzo ofiarnie. Spośród 24 osób uratowano tylko 5, pozostałych 19 zginęło. W miejscu tragedii stanął murowany pomnik, ale następnej zimy zniszczyła go kolejna lawina. Dziś w tym miejscu leży ku pamięci część kamieni z tego pomnika, zaś wykonana z brązu tablica, pęknięta i ze śladami uszkodzeń jest w muzeum KPN w Sobieszowie. Dużą fotografię tej lawiny można obejrzeć w muzeum w Karpaczu.

To doprawdy zastanawiające, że dopiero w 1968 r. ginie tyle osób! A wcześniej tylko jedna...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Piecuch między wierszami pisze o możliwości prac poszukiwawczych. Tu rzeczywiście bym z nim polemizował.
Jest jednak inne wyłumaczenie całej tej historii. Być może, że przy okazji międzynarodowego zlotu postanowiono skonfrontować mapy i być może inne jeszcze dokumenty z terenem nie czekając na porę letnią. A komuś mogło to się zwyczajnie niespodobać...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli idze o nachylenie, to zależy gdzie, bo są miejsca w BJ gdzie jest całkiem przyjemnie. A co do tego, że na lawiny nie ma recepty to się zgodzę. ;)
Stary szlak, można powiedzieć - od zawsze" i do 1968 r. tylko jedna ofiara? Dziwne.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wars: zastanawiające jest że Piecuch powołuje się na archiwa SB dotyczące lawiny w Jarze! Przecież te nazwiska nie wzięły się z kosmosu. Ponadto Siorek też potwierdzał te nazwiska.
Co w Białym Jarze robili jednocześnie Krolewski i ta niemka?
Wiem że ukrycie Bursztynowej Komnaty w Bialym Jarze jest mało prawdopodobana ale co robił tam jeden z jej poszukiwaczy?
Ciekawy temat który podejmuje Piecuch to SFINKS, grupa powołana przez wywiad Galena w celu odnalezienia strażników...
Co o tym sądzisz?
Pozdrawiam.jacobs
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lewy: podajesz specyfikę terenu i dobrze, ale do jak to się ma do tych wydarzeń?
Pomijasz nazwiska, pomijasz wypowiedzi ludzi którzy znają temat, przecierz bezsporne jest to że odbyła się tam gra wywiadów...
Wars: co z tym Sfinksem?
pozdro!!
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam!
To niezwykle ciekawe materiały - te zamieszczone przez Lewego, ale najciekawsze jest tam jedno zdanie:
Nie było żadnego postronnego obserwatora zejścia lawiny w Białym Jarze, więc siłą rzeczy każda próba odtworzenia przebiegu katastrofy posiada charakter hipotetyczny.
No i może jeszcze to:
Jeden z nowszych wypadków „białej śmierci wydarzył się właśnie w Białym Jarze, kiedy to w rok po otwarciu ,,Śląskiej Drogi" w 1927 r., zginął przewodnik. Wypadek ten nakłonił do wybudowania w 1928 r. zimowego skrótu.
Do tego ostatniego zdania potrzebny jest komentarz.
Skoro tak, to dlaczego nie zamknięto drogi letniej"? I dlaczego nie było śledztwa w tej sprawie? Przecież skoro dopuszczono się takiego niedopatrzenia(?), to ktoś powinien za to odpowiedzieć! A tak się nie stało.
Zastanawia mnie jeszcze jeden fragment tego opracowania:
Przyjąć można, że najważniejszym czynnikiem było zachwianie równowagi pokrywy śnieżnej na stoku Złotówki, gdzie śnieg był podcięty ścieżką wiodącą do schroniska Strzecha" wskutek zejścia lawiny w dniu 17 marca oraz zmiany gęstości warstw śniegu spowodowane przez nasłonecznienie. Nie bez wpływu były też niewątpliwie wirowe ruchy powietrza — turbulencja — w tym wklęsłym terenie.
Strasznie to karkołomne. Aż tyle czynników trzeba by wywołać lawinę? Podcięcie przez ścieżkę, nasłonecznienie, wcześniejsza lawina i turbulencja...
Łaziłem trochę po Tatrach i Sudetach zimą. Owszem, że mogło się i tak zdarzyć, ale coś za dużo tego szczęścia na
raz...
P.S. Tors! Masz na myśli poszukiwania, czy znaleźne? Poszukiwania mam już opracowane, a znaleźne właśnie kończę. Pisz na priva. :)
Pozdr. wars98
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie