Boruta Napisano 3 Luty 2006 Autor Napisano 3 Luty 2006 http://media.wp.pl/wiadomosc.html?kat=16631&wid=8175481Szkielety odkryte między toramiPAP 00:35Na szesnaście czaszek i liczne kości ludzkie natrafili robotnicy podczas robót ziemnych na między torami w Żurawicy Rozrządowej. Wiele wskazuje, że są to szczątki szkieletów żołnierzy niemieckich, poległych w walkach o Stalingrad w czasie II wojny światowej - piszą Super Nowości". W tym samym wykopie znaleziono m.in. przedmioty osobistego użytku, fragmenty sukna i guziki z żołnierskich mundurów oraz dwa portfele, będące zapewne własnością zmarłych. Robotnicy kopiący rów pod mający przebiegać między torami w Żurawicy Rozrządowej kabel energetyczny natrafili najpierw na dwie ludzkie czaszki. Znajdowały się one na głębokości zaledwie około 80 cm od wierzchniej warstwy ziemi. Później było czternaście następnych i liczne kości. Na pewno nie był to zaplanowany pochówek, bo te szkielety porozrzucane są w wykopie i pomieszane ze sobą - mówi jeden z pracowników zatrudnionych przy wykopie. Funkcjonariusze z Posterunku Policji w Żurawicy dotarli już do starszych mieszkańców gminy i uzyskali od nich sporo informacji mogących rozwikłać tajemnicę niecodziennego miejsca spoczynku kilkunastu osób. Zwłaszcza wspomnienia dwóch mężczyzn, w wieku powyżej osiemdziesięciu lat, są niezwykle istotne w ustaleniu okoliczności, w jakich powstała ta zbiorowa mogiła. Trzeba je jednak traktować jako jedną z hipotez, zawierającą wszakże dużą dozę prawdopodobieństwa - czytamy. Z ich relacji wynika, że na rampie między torami w Żurawicy, w końcowej fazie bitwy o Stalingrad, przeładowywano do wagonów o innym rozstawie kół poległych na tym froncie żołnierzy niemieckich - dzieli się uzyskanymi informacjami mł. aspirant Jerzy Kruczek, kierownik Posterunku Policji w Żurawicy. Stąd zwłoki transportowano do Rzeszy. W trakcie jednego z nalotów bomba zrzucona z samolotu rosyjskiego wybuchła koło tej właśnie rampy, powodując przysypanie martwych ziemią - dodał. Zdaniem Ryszarda Chudzickiego, szefa Prokuratury Rejonowej w Przemyślu, w toku postępowania przygotowawczego na pewno trzeba będzie zasięgnąć opinii biegłych z zakresu medycyny sądowej, by przynajmniej można było określić okres pochodzenia szczątków ludzkich znalezionych między torami.
a.korbaczewski Napisano 3 Luty 2006 Napisano 3 Luty 2006 Stąd zwłoki transportowano do Rzeszy..."czy to możliwe że wieziono trupy 2 tys km.
vaz Napisano 3 Luty 2006 Napisano 3 Luty 2006 nalot radziecki w tym czasie i w tym miejscu? Może to działo się później gdy front był już bliżej?
wons Napisano 3 Luty 2006 Napisano 3 Luty 2006 A nie jest bardziej prawdopodobne, że to zmarli z drodze ranni pochowani podczas transportu? Jechali do szpitali i niestety nie przetrzymali transportu.Pozdr. Grzesiek.
komunacccp Napisano 3 Luty 2006 Napisano 3 Luty 2006 Hipotez moze byc naprawde wiele chocby nawet taka ze to sa dezerterzy, ale nie mi to oceniac. Ciekawa historia:) Marian
grba Napisano 3 Luty 2006 Napisano 3 Luty 2006 Franz Blättler (pod takim pseudonimem wydał ją Franz Mavick w 1945 w Zurichu), Zapiski szofera szwajcarskiej misji lekarskiej, Warszawa 1942, Opracował Tomasz Szarota, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1982, ISBN 83-01-02046-6Fragment z rozdziału Tydzień ósmyZnowu wdycham wstrętny odór Dworca Wschodniego, który powodują dymiące lokomotywy i stojące tutaj wokoło pociągi z rannymi. Chociaż jestem dopiero od dwóch miesięcy w Warszawie, mam wrażenie, że pracę te wykonuje od wielu lat. Dzień dzisiejszy niczym od innych nie różni się: znowu przeszyte kulami ciała ludzkie, kikuty kończyn, złamani fizycznie i duchowo ludzie – mimo stereotypowego zdania w codziennych komunikatach wojskowych: „Nasze oddziały zadały wrogowi ciężkie straty, nie ponosząc przy tym strat własnych”.Jedno z dzisiejszych przeżyć porusza jednak szczególnie silnie moją wyobraźnię. Potwierdza ono pewne podejrzenia, które zrodziły się we mnie już dość dawno. Do czasu przybycia do Warszawy byłem przekonany i wierzyłem głęboko, że każdy ochotnik z zajętego przez Niemców lub z zaprzyjaźnionego z Niemcami kraju ma dokładnie te same prawa i przywileje, jakie przysługują żołnierzowi niemieckiemu. Okazuje się tymczasem, że takie równouprawnienie ochotników i żołnierzy niemieckich funkcjonuje tylko dopóki, dopóki dany ochotnik jest zdolny do walki i Niemcy mogą nim dysponować w działaniach bojowych. Gdy zostaje ranny, Niemcom przychodzi nagle do głowy, że to przecież tylko ochotnik, a wiec nie Niemiec, i w związku z tym odpowiednio do też traktują. Pociąg, który dopiero co wjechał na dworzec, przywiózł pewnego ciężko rannego ochotnika Łotysza, nie nadającego się do dalszego transportu. Trzeba go więc wysadzić już tutaj i przewieść do lazaretu. Przynoszą mi na noszach tego człowieka. Głowa rannego pokryta jest gazą. Poprzez warstwę opatrunków widzę, że wokół jego ust i nosa tworzą się jasnoczerwone, krwawe pęcherzyki. Na piersi mężczyzny umieszczono kartę chorobową, z której wynika, że kula trafiła go w głowę, nie przebiła się jednak z tyłu przez stalową blachę hełmu, lecz odbiła się od niej, przez kark ponownie przeszła przez ciało przebijając płuca i wydostała się przez klatkę piersiową na zewnątrz. Jest też dodatkowa uwaga, że rannemu trzeba natychmiast udzielić pomocy lekarskiej, gdyż w przeciwnym razie wykrwawi się. W punkcie rozdziału rannych dostaję rozkaz przewiezienia go do lazaretu na Salzstrasse [Solnej], która specjalizuje się w leczeniu ran postrzałowych głowy. Tam wartownik każe mi się jednak zatrzymać przed bramą. Wkrótce pojawia się podoficer i mówi mi, że nie może, niestety, przyjąć tego rannego, bo nie ma już u siebie miejsca, a poza tym ranny wcale nie jest Niemcem. Otwieram drzwi karetki i pokazuję podoficerowi kałużę krwi, która zdążyła się już utworzyć pod noszami. Ranny jęczy, swoją łamaną niemczyzną skamle: „Kolego, niech mnie tu zostawią, proszę, zatrzymaj mnie”. Personel lazaretów na zapleczu frontu jest jednak twardy, a także – jak już wielokrotnie mogłem się przekonać – bardzo wygodny. Nawet jęki niemieckiego żołnierza nie byłyby go w stanie poruszyć, a cóż dopiero biadolenie jakiegoś ochotnika. Mam przeczucie, że temu rannemu pozostało zaledwie kilka kwadransów życia, ale podoficer zdecydowanie odmawia przyjęcia go do swojego lazaretu. „Spróbuj go ulokować w lazarecie nr 3” – burknął, odwrócił się na obcasie i zniknął. Po dłuższych poszukiwaniach udaje mi się dotrzeć w zaciemnionym mieście do polecanego mi przez oficera lazaretu. Jęki umierającego dochodzące z tyłu mocno mnie zdenerwowały. Z największym trudem staram się opanować wzbierającą we mnie złość i spokojnie przedstawiam moją prośbę o przyjęcie rannego żołnierza. Lekarz dyżurny zwraca mi nieci mniej opanowanym tonem uwagę, że karta chorobowa rannego wystawiona jest na lazaret nr 1 przy ulicy Solnej i że w związku z tym przyjęcie rannego do jego lazaretu w ogóle nie wchodzi w rachubę. Teraz nie mogę już dłużej opanować oburzenia: „Uważam to za świństwo, że pozwalacie waszym ludziom tak nędznie umierać!” Lekarz zatrzaskuje drzwi za sobą, a ja stoję znowu na ulicy, niestety, tak samo bezradny jak przedtem. Widzę tylko jedno rozwiązanie: lazaret nr 1 musi go przyjąć! Znowu z trudem prowadzę karetkę ulicami ciemnego i bezludnego miasta. W dwie godziny po przejęciu rannego na Dworcu Wschodnim stoję ponownie przed bramą lazaretu nr 1 na Solnej.Chcąc z góry wykluczyć wszelką dyskusję, postanawiam wyładować nosze z pomocą wartownika. Gdy otwieram drzwi karetki, ranny nie wydaje żadnego głosu. Latarką kieszonkową oświetlam mu twarz. Jedno krótkie spojrzenie wystarczy; ten młody człowiek zakończył już swoje cierpienia. Okazuje się nagle, że nieżywego Łotysza mogą i chcą tutaj zatrzymać, nadaje się bowiem do prosektorium. Szybko znalazło się dwóch mężczyzn, którzy zabrali go do pomieszczeń przy sali, gdzie dokonuje się sekcji zwłok. W milczeniu opuszczam dziedziniec lazaretu i udaję się karetką do garażu. W drodze na kwaterę myślę sobie, że wkrótce znowu jakiś minister będzie ogłaszał światu, jak wielu ochotników bijąc się z bolszewikami zmarło śmiercią bohaterską walcząc po stronie Niemiec dla dobra Rzeszy.-----Chętnym do przeczytania całości mogę przesłać tekst na skrzynkę e-mailową. pzdr grba
sanshin Napisano 3 Luty 2006 Napisano 3 Luty 2006 Ja poproszę.Na adres Sanshin@o2.pl jeśli można.pozdrawiamSanshin
wilzken Napisano 3 Luty 2006 Napisano 3 Luty 2006 Proszę prześlij i dla mnie ten tekst. Z góry dziękuję.wilzken@op.pl
grba Napisano 3 Luty 2006 Napisano 3 Luty 2006 Należy jeszcze dodać, że naziści realizowali program eutanazji (Aktion T4). Jednym z miejsc jego realizacji była klinika w Hadamar (Hesja). Jak udowodnił w 1971 niemiecki historyk Werner Maser (autor m.in. Adolf Hitler. Legenda, mit, rzeczywistość. Bellona, Warszawa 1998) zabijano tam również żołnierzy Wehrmachtu, których rany nie rokowały wyleczenia, np. piloci Stukasów z defektami umysłowymi, ranni po amputacji rąk i nóg.
mr2z Napisano 3 Luty 2006 Napisano 3 Luty 2006 mr2z(maupa)k11.pl :) Z góry dzięki! :)BTW: Tekst ten przypomniał mi o szalenie ciekawej książce, którą niegdyś czytałem - Wojna i medycyna" autorstwa Hansa Kiliana. Książka ta w całości wypełniona była tego typu historiami. Prawie napewno nadal można ją nabyć w księgarniach.
macsurf Napisano 3 Luty 2006 Napisano 3 Luty 2006 Co za paskudna rana i jeszcze facet sie trzymal. Paradoksalnie ten hełm mu bardziej zaszkodził niż pomógł :(Pewnie dzisiaj mialby jakies szanse na przeżycie, ale wtedy raczej by skonał biedak :(Tez bym poprosil ten tekst jesli mozna: webmaster@how.pl
Boruta Napisano 3 Luty 2006 Autor Napisano 3 Luty 2006 Umysłowochorych dawno wysyłano do obozów (lub też poddawano kastracji, może też eutanazji), bo nie rokowali nadziei na zdrowe potomstwo. Jakiś ich naukowiec tak udowodnił.Pozdrawiam
grba Napisano 3 Luty 2006 Napisano 3 Luty 2006 Mam, ale jeszcze nie czytałem, wspomnienia czeczeńskiego lekarza chirurga, który od sierpnia 1994 do roku 2000 pracował w Czeczeni. Nie bacząc na politykę, pozostał wierny przysiędze Hipokratesa. Ratował zarówno żołnierzy rosyjskich, jak i czeczeńskich bojowników, narażając się z jednej strony rosyjskim służbom specjalnym, a z drugiej - czeczeńskim ekstremistom. Dopiero w 2000 roku, gdy Rosjanie chcieli go uwięzić, opuścił Czeczenię i wystąpił o azyl w Ameryce".Khassan Baiev (Ruth Daniloff, Nicholas Daniloff), Przysięga. Chirurg na wojnie, Świat Książki, Warszawa 2004. ISBN 788373916234
coralgol Napisano 3 Luty 2006 Napisano 3 Luty 2006 ja rowniez prosze o kopie.coralgol0@poczta.onet.pl
kitolif Napisano 3 Luty 2006 Napisano 3 Luty 2006 Ja bym prosił to pierwsze. Z góry dziękikitaluk@wp.pl
a.korbaczewski Napisano 3 Luty 2006 Napisano 3 Luty 2006 Czy Wojna i medycyna" to wspomnienia niemickiego lekarza?Bo jesli to ta książka, to wynika z niej że lekarze niemieccy byli ignorantami i sadystami. A wydawałoby się że medycyna niemiecka przodowała w swiecie.
Foster73 Napisano 3 Luty 2006 Napisano 3 Luty 2006 Text naprawdę poruszający.Grba - prześlij mi go proszę na J.sympatex@interia.plDzięki.A swoją drogą, przez pewien czas byłem pod opieką Amerykanów i z ręką na sercu mogę przyznać że nie czułem się traktowany lepiej czy gorzej. Poprostu dobrze robili swoją robotę i tyle.
Rekomendowane odpowiedzi
Temat został przeniesiony do archiwum
Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.