Skocz do zawartości

RKM na urodziny"


nr44

Rekomendowane odpowiedzi

Napisano
Witam serdecznie
Polecam do przeczytania artykuł w poniedziałkowym dodatku do Gazety Wyborczej - RKM na urodziny".
Dziennikarz opisuje jak wszedł w posiadanie RKM-u.
Czy to kolejny cios w plecy dla kolekcjonerów broni???
Co o tym sądzicie???
pozdrawiam
Napisano
RKM na urodziny, czyli jak kupiłem (legalnie) karabin maszynowy

Viktor Grotowicz, współpraca Antek Machine-Gun" 28-02-2005 , ostatnia aktualizacja 28-02-2005 10:13

Mój diegtariew zszedł z linii produkcyjnej w 1957 roku, lecz z powodu modernizacji polskiej armii, coraz więcej egzemplarzy ląduje na złomowisku

Ludzie dziwne rzeczy wieszają na ścianach. Jednak to, co znajduje się w stołowym pewnego wrocławskiego przedsiębiorcy (technika grzewcza, klimatyzacyjna i sanitarna), wykracza daleko poza niekonwencjonalną ozdobę. To karabin maszynowy, a dokładniej RKM DP-28 (Diegtariew piechotnyj 1928). Tak! Z takiego samego Janek w Czterech pancernych" kosił Szkopów.

Fascynacja - dostaję kontakt

Gospodarz jest uprzejmy, zdejmuje potwora ze ściany i po kolei wręcza gościom: jest ciężki, nieporęczny, ale budzi pewien respekt - ostatecznie to broń śmiertelna. Najbardziej zaskakuje mnie jednak stwierdzenie właściciela RKM-u, iż kupił go legalnie.

Skoro on może, to dlaczego nie ja?

Dostaję kontakt na przewodnika, który pomoże mi w zakupach. Antek ma 17 lat, jest przyjacielem syna właściciela RKM-u. Od razu przechodzimy na y". Antek pokazuje mi swoją kolekcję: schmeisser (pistolet maszynowy, z którego Szkopy strzelały do Janka), mauser, karabinek kawaleryjski (krótszy od normalnego) oraz największą jego dumę - kałasznikowa 47. Dostał go na urodziny, tzn. ojciec pozwolił mu go kupić. Musiał zapłacić z własnej kieszeni. Mówi, że przepłacił, 1300 to wygórowana cena, ale koniecznie chciał to mieć. I tak był zadowolony - dzisiaj mało którego ojca stać na taki gest.

Ojciec zabronił mu tylko wynoszenia karabinu z domu. Ale po co miałby wynosić? Chyba żeby postrzelać... Strzelać?! A skąd wziąć amunicję? Tutaj Antek robi tajemniczą minę. Rozumiem. Za krótko się znamy. Cała jego kolekcja też jest legalnie nabyta.

Nielegalne jest kupno całej broni, natomiast bez łamania prawa można kupić RKM po kawałku.

Licytacja - wchodzę na giełdę

Już na początku spotkało mnie pierwsze rozczarowanie. Mój wymarzony RKM składa się z ponad stu części, a ich kupno może zabrać kilka tygodni. Muszę uzbroić się w cierpliwość. I w gotówkę. Cały karabin ma kosztować ok. 1000 złotych. Wszystko zależy od sytuacji na aukcjach w internecie. Karabin maszynowy kupuje się bowiem w sieci.

Razem z Antkiem wchodzimy na jedną z giełd. Logujemy się pod pseudonimem (nickiem). Antek z rechotem nastolatka wpisuje Winnetou". Trzeba się także zarejestrować, podając nazwisko i adres. To do wiadomości zarządzających aukcją (na zewnątrz posługujemy się tylko nickiem), którzy pobierają od każdej transakcji 5 proc. prowizji. Płaci sprzedający. Jeżeli nie za-płaci, to już nigdy nic na tej aukcji nie sprzeda, chyba że pod innym nazwiskiem i innym adresem.

Żeby otrzymać dostęp do aukcji, muszę pokwitować osobiście list wysłany do mnie przez firmę zarządzającą aukcją. Chcę podać swój adres i nazwisko, ale Antek protestuje.

- Przecież wrzucą cię do wyszukiwarki i jak wyjdzie dziennikarz", to nie kupisz nawet śrubki.

Zmieniamy plan. Kupię części do karabinu na kod Antka (jest zarejestrowany na kilku giełdach). Wchodzimy.

Do wyszukiwarki wpisujemy DP-28". Od razu znajdujemy dwójnóg do DP-28", czyli widełki, na których oprzeć można całą maszynę.

Termin końca licytacji: sześć dni, ale można go kupić od razu za 35 złotych. Teraz stoi za 29 złotych. Postanawiam, że nie będę licytował, tylko kupię już, teraz. Chcę mieć ten dwójnóg natychmiast! A nuż ktoś mnie ubiegnie?

Antek patrzy na mnie z politowaniem, ale robi, o co proszę, czyli zamiast w okienko Licytuj" klika w okienko Kup teraz". Otrzymujemy kontakt na sprzedającego. Obok ceny zauważam informację popartą trzema wykrzyknikami: stan magazynowy".

- Skąd na giełdę trafiają części broni? - dopytuję mojego eksperta.

Antek wyjaśnia. Najczęściej pochodzą z wykopalisk prowadzonych amatorsko na wojennych pobojowiskach. Amatorzy ci przemierzają z wykrywaczami metalu dawne pola bitew, wojenne umocnienia, bunkry. Jednak czas robi swoje i 50 lat po wojnie trudno znaleźć coś nadającego się do użytku, chyba że było dobrze zabezpieczone. Niedawno kumpel Antka miał farta: kupił za bezcen stena (taki z magazynkiem z boku; strzelał z niego Zygmunt w Kolumbach") w bardzo dobrym stanie (tylko 49 elementów do złożenia). Podobno pochodził z dawnej partyzanckiej skrytki z okolic Lublina. Jeżeli jednak sprzedawca zaznacza na aukcji stan magazynowy", sprzedawana część pochodzi z magazynów wojskowych.

- Wojskowych?

- No, a gdzie trzyma się broń? W magazynach wojskowych!

- Ale przecież...

- Powoli.

Irytacja - czy kupuję kradzione?

Broń powinna dobrze działać około 50 lat. Później rozpoczyna się naturalny proces degradacji metalu, który polega głównie na rozwarstwieniu się stopów stalowych. Broń taka staje się niebezpieczna. Wybuch ładunku miotającego w komorze może rozerwać zamek i ranić strzelca. Takie egzemplarze idą na złom.

Mój diegtariew zszedł z linii produkcyjnej w 1957 roku, a więc ma jeszcze kilka lat do odsłużenia, chociaż - z powodu modernizacji polskiej armii - coraz więcej egzemplarzy ląduje na złomowisku. Przetop odbywa się tylko w jednej stalowni w Polsce - w Mielcu. Tylko ona jest uprawniona do przetapiania broni.

Ale wiadomo, jak to w wojsku" - Antek sprawia wrażenie, jakby wiedział wszystko na ten temat. Każdą złomowaną sztukę broni trzeba sprawdzić, spisać ze stanu jednostki, następnie rozmontować, posortować, rozbić zamek młotem na kowadle i załadować do kontenera jadącego do Mielca. Niekiedy zdarza się, że sierżantowi nie chce się pilnować procedur, i karabiny czy pistolety ładowane są do kontenera w całości. Potem te kontenery stoją na placu w stalowni, gdzie jest dziura w płocie... (Tę część wykładu Antka opowiedziałem Pewnemu Znajomemu Wojskowemu. Niechętnie, ale potwierdził przypadki takiego przebiegu złomowania broni).

Niektórzy szeregowcy przerzucają broń przez mur do innego szeregowca, który opyla ją kolekcjonerowi" za litr wódki albo parę stów. Na papierze wszystko jest w porządku: sierżant wysyła z koszar rozmontowane części", a stalownia przyjmuje tyle i tyle kilogramów złomu".

- Czyli co? Części wystawione na aukcji pochodzą z kradzieży? Kupowanie kradzionego jest...

- Jakie kradzione?! Coś spadnie z kontenera, ktoś coś znajdzie, ktoś kupi na targowisku, dostanie w prezencie lub odkryje na strychu u babci. Poza tym numery są przeszlifowane, oprócz numeru wprowadzającego, który jest rokiem produkcji (ważne dla kupującego!). A później, kto dojdzie, kto przeszlifował i skąd to wziął? To przecież tylko żelastwo.

Transakcja - solidna, bez problemów

Wszystkie aukcje - www.allegro.pl, www.eBay.com, www.kiermasz.pl, www.swistak.pl, www.qxl.com - które odwiedzamy, także za granicą (Czechy, Niemcy), funkcjonują podobnie. Po decyzji kupna otrzymujemy adres e-mailowy sprzedającego, niekiedy także telefon. Z reguły sprzedający preferują przedpłatę: najpierw forsa na wskazane przez nich konto, potem dostawa towaru. Ochro-nę przed ewentualnymi oszustami stanowią komentarze o sprzedającym", czyli krótkie oceny wystawiane przez kupujących. Sprzedawca dwójnoga ma pozytywne oceny: Wszystko w porządku, szybko, sprawnie, bez problemów". Solidnie i zgodnie z opisem. Polecam!". Bardzo udana transakcja". Itp.

Tego samego dnia zamawiam też inne części:

- chwyt z kolbą i wkrętami (250 zł);

- talerz, czyli magazynek na naboje (50 zł);

- sprężynę główną (20 zł);

- tłumik, czyli stalowy lejek na koniec lufy (30 zł);

- muszkę (10 zł) oraz

- przybornik do rozkładania i czyszczenia karabinu (70 zł).

Wszystko stan magazynowy". Płacę przelewami przez konto Antka na konto sprzedających i czekam. W dwóch przypadkach umawiam się bezpośrednio ze sprzedającymi - z ręki do ręki. Po kilku dniach zamówione żelastwo zaczyna nadchodzić. Rzeczywiście stan magazynowy", zakonserwowane, przybornik nawet nie używany. Na talerzu napis 47 Patron", co chyba oznacza liczbę naboi. Muszę zapytać Antka.

Konsultacja pierwsza - wsadzą cię!

Czyś ty oszalał? Wiesz, co mówi kodeks karny o nielegalnym posiadaniu broni? Wsadzą cię do pierdla!" - tak zareagował Zaprzyjaźniony Prawnik, kiedy opowiedziałem mu o zamiarze kupienia RKM-u. Spojrzałem na niego z wyższością i spokojnie opowiedziałem mu o legalności nabywania części, o aukcji i rejestrowanych transakcjach kupna--sprzedaży. Wtedy stracił pewność siebie. My się jeszcze spotkamy" - stwierdził na koniec, co miało znaczyć, iż sprawdzi wszystko w kodeksach.

Transakcji ciąg dalszy - umawiam się z komandosem

Mija kilka tygodni, a ja ciągle nie mam najważniejszych części. Antek też jest zdziwiony, ale następnego dnia wraca z wyjaśnieniem - muszę przyznać, mało wiarygodnym dla mnie - jest afera!

W okolicach Gorzowa obrabowano grób niemieckich żołnierzy. Ukradziono nieśmiertelniki, czyli blaszki z numerami identyfikacyjnymi oraz kilka hełmów. Hełmy złodziej wystawił na giełdzie internetowej. Policjanci podszyli się pod kupujących i capnęli go. Grozi mu do ośmiu lat więzienia za zbezczeszczenie grobów. Giełda nie lubi takich afer. Nie wiadomo, jak długo będzie trwała ta zapaść, martwi się Antek.

- Co więc robić?

- Pozostają targowiska.

W najbliższą niedzielę idę na targ. Bez trudu odnajduję stoisko z militariami. Właściciel ubrany jest jak komandos: cały w ciapki - od butów do czapki. Wokół samochodu wiszą najróżniejsze mundury, menażki, noże, buty, latarki - też w ciapki. Pytam o części do DP--28. Najpierw udaje, że nie słyszy, potem patrzy na mnie badawczo, rozgląda się wokoło. Po chwili pochyla się do mnie i mówi, żebym spróbował na targach staroci, w piątek, na drugim końcu Wrocławia.

Idę tam z Antkiem. Właściciel stoiska tak samo ubrany jak ten na targowisku - mógłby być jego bratem bliźniakiem. Tym razem się nie odzywam. Pozostawiam wszystko mojemu przewodnikowi, który po chwili zaczyna szeptać z właścicielem. Umawia się na części za tydzień. Ale po tygodniu faceta nie ma. Tydzień później jest, ale bez części. Umawiamy się jeszcze raz. Wreszcie wszystko się zgadza: jest facet i są części, ale ciągle nie wszystkie.

Zaczynam wątpić, czy kiedykolwiek zobaczę mój karabin w całości.

Konsultacja druga - nie przekraczaj granicy

Kto bez zezwolenia posiada broń palną lub amunicję, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8. Artykuł 263, paragraf 2 kodeksu karnego" - Zaprzyjaźniony Prawnik z wyraźnym zadowoleniem zamknął niewielką książeczkę.

Każda broń wyprodukowana po 1850 roku nie może być dopuszczona do obrotu bez zezwolenia. Broń można sprzedać lub kupić jako całość, ale wtedy potrzebne jest zaświadczenie o niesprawności broni. W praktyce oznacza to wyłamanie iglicy (nie można już jej naprawić, trzeba kupić cały zamek) oraz przewiercenie lufy u nasady, aby gazy nie wypierały kuli. Dokonuje tego Centralne Laboratorium Kryminalistyki Komendy Głównej Policji w Warszawie, wydając odpowiedni certyfikat. Karalne jest posiadanie bez pozwolenia nawet kawałka broni, z którego można oddać strzał.

Jeżeli policja znajdzie u ciebie broń bez pozwolenia, a specjalistom uda się oddać z niej strzał, to pójdziesz siedzieć. Pierwszy wyrok w zawieszeniu" - dodał na pocieszenie Zaprzyjaźniony Prawnik.

Granica, poza którą przestaje się być legalnym zbieraczem części broni, a staje się posiadaczem nielegalnej broni, jest bardzo cienka. Jeszcze należałem do tej pierwszej kategorii, ale nie na długo.

Finalizacja - składam swój RKM

Rozwiązaniem okazała replika DP-28. Na giełdach sprzedawane są także kopie broni. Dla laików, jak stwierdził z odrazą Antek. Kopie są zazwyczaj kompilacją części oryginalnych z dorobionymi. Wystarczy więc kupić replikę z częściami, których nie mamy, rozmontować ją i złożyć ponownie, już tylko z części oryginalnych.

Proste jak lufa RKM-u!

Za 900 złotych zamawiamy więc wskazaną przez Antka replikę. Znajdujemy ją w internecie, dzwonimy do właściciela, ja przelewam pieniądze, po dwóch dniach przywozi ją firma kurierska (dochodzi 72,84 zł za transport).

Teraz rozkładamy replikę, czyścimy oryginalne części i składamy karabin w całość. Wreszcie mogę wziąć mój RKM do ręki. Jest ciężki jak cholera. Antek promienieje z dumy. Ja też. Spoglądamy na siebie z powagą. Między nami na stole pręży się Ręczny Karabin Maszynowy DP-28. W sumie kosztował mnie 1200 zł (byłoby drożej, ale przez Antka sprzedałem nabyte podwójnie części z repliki).

I co teraz? Co z nim zrobić? Właśnie stałem się przestępcą, posiadam rzecz zakazaną przez prawo. Mógłbym go schować w piwnicy, ale po publikacji reportażu przedstawiciele prawa mogliby zapytać, gdzie jest mój diegtariew.
Zaprzyjaźniony Prawnik nie odbiera moich telefonów. Antek radzi, żebym zrezygnował z reportażu i powiesił DP-28 na ścianie.

- Robi wrażenie na laskach - dodaje zachęcająco.

- Reportaż też - odpowiadam bez przekonania.

Wybawienie przychodzi niespodziewanie od Znajomego Historyka. Mówi, żeby RKM oddać do muzeum! Nie tylko nie pójdę siedzieć, ale jeszcze mi podziękują. Może dadzą dyplom honorowy.

Kapitulacja - oddaję żelastwo

Żadnego dyplomu. Tylko pierdel" - oznajmił Zaprzyjaźniony Prawnik, który w końcu się odezwał.

Jeżeli oddam żelastwo do muzeum, to i tak nie zmienia to mojej sytuacji, tzn. posiadania broni bez pozwolenia. Co robić? Zaprzyjaźniony Prawnik patrzy na mnie wrednie. Trzeba iść na policję. Jezus...! Ale innego wyjścia nie ma. Trzeba się zgłosić, samemu oskarżyć, samemu oddać w ręce itd.

Zaprzyjaźniony Prawnik nie ma znajomych policjantów, bo obi" w prawie cywilnym. Ale jaki będzie wynik takiego zgłoszenia: nie wiadomo.

Co robić?! Może oddać żelastwo do Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego w celu unieszkodliwienia, ale tam też mogą mnie zapytać, skąd to, i nasłać organy. Poza tym kosztuje to więcej niż ten karabin jest wart, razem z moim honorarium za reportaż. Okazuje się, iż łatwiej zdobyć taką maszynę, niż się jej pozbyć...

W końcu dzwonię do Poleconego Kustosza. Uspokaja mnie, że wszystko będzie w porządku, kiedy oddam mu karabin. On wszystko załatwi, ma znajomości w policji, poza tym przyjmuje broń do Muzeum Broni i Militariów w Świdnicy nie pierwszy raz, wie, jak wyglądają formalności, co należy zrobić. Nie mam się czego obawiać. Umawiamy się. Oddaję żelastwo. O dyplom już nie pytam.

http://serwisy.gazeta.pl/df/1,34471,2576154.html?as=4&ias=4
Napisano
dla mnie to jest atak terorrystyczny na nas na poszukiwaczy.a ze polskie prawo jest takie a nie inne to kazdy wie:)z innej strony trzeba zwrocic uwage ze nie kazdego stac na 1200zl.
Napisano
A ja do końca nie jestem przekonany czy autor tego tekstu złożył w 100%sprawnego Diegtara, czy takiego z przewierconą lufą i komorą?
Napisano
Witam! Okej, korpusy do dykty widziałem, osłony, chwyty itp. Ciekawi mnie skąd wytrzasnął magazynową lufę i zamek... bo tego nigdzie nie widziałem. To po pierwsze. Po drugie, faktycznie, mało kogo stać na wydanie 1200zł na zabawkę". Pozdrawiam, Łukasz
Napisano
Jak to skąd wziął? Przecież wyraźnie napisał: z repliki".
W sumie w tej sytuacji najlepiej wyszedł kustosz muzeum który za darmo otrzmał fajny, bezpieczny i legalny eksponat. Pod warunkiem że gość rzeczywiście złożył tego DP a nie tylko nasłuchał się 17-letniego eksperta".
Napisano
W artykule nie jest wymienione kupno istotnych części broni". Wszystko legalne, artykuł o niczym a właściwie o posiadaniu repliki w której zastosowano część orginalnych elementów nie będących zgodnie z ustawą istotnymi częściami broni.
Wojtek
Napisano
I jest też wątek o sprzedawcy hełmów spadochroniarzy na allegro, które pozyskał z mogiły. Było to opisane w poprzednim numerzeO".
Zapewne nie kupował części tylko, opisał sprawe a przykłąd wziął z zakupów chłopaka.
Napisano
Idiotyczny reportarz
Dp-28 z replikami istotnych części broni, oraz resztą orginalnych elemętów złożony do kupy, niby co tu może być nie legalne? no chyba że te części nie istotne były kradzione , no ale kto i jak mógł by to sprawdzić skoro nie są one numerowane (jak się nie myle to chyba nie wszystko jest numerowane tylko te istotne części).
I co to za dziennikarz skoro nie zapoznał się z przepisami przed rozpoczęciem pisania tego reportarzu ??

pozdro
Napisano
Witam.
Nie powinniśmy się przejmować za mocno tym artykułem. Każdy zdrowo myślący czytelnik widzi, iż jest to niezbyt udana próba wywołania nowej aferki przez mało rozgarniętego pismaka.
O sposobie złomowania niektórych egzemplarzy broni w wojsku, policja wie od lat kilkudziesięciu i nic nie robi w kierunku zatamowania tego źródełka. W sumie co ma robić, jak wielu z funkcjonariuszy policji korzysta z niego mniej lub bardziej nieoficjalnie.
Tajemnicą poliszynela jest to, że to właśnie u wysokich rangą policjantów znajdują się największe kolekcje broni palnej, wśród której znajdują się egzemplarze, które powinny od dawna golić brodę, lub mleć mięso...
Wiele stwierdzeń z tego artykułu jest typowo aferogennymi", lecz nie mają pokrycia w rzeczywistości, lub są mocno nadęte.
pozdrawiam wszystkich przyjaciół balistyki - Piotr
Napisano
Laik, a pewnie w każdym zdaniu przekręca fakty. Jak z tą historią że w Leningradzie rozdają samochody. Nie w Leningradzie tylko w Moskwie, nie samochody tylko rowery, nie rozdają tylko kradną. Sam kiedyś czytałem artykuł o poszukiwaniach bezpośrenio dotyczący mojego znajomego i nie mogłem wyjść z podziwu, wychodzi na to że nie mieszkam w Toruniu a jeśli tak to w równoległej rzeczywistości.

Słowem stek bzdur gdzieniegdzie poparty jakimś małym faktem ma tutaj nosić znamiona prawdy.
Napisano
No to jest normalne, ze dziennikarzyna to leszczu bo znam ich wielu i nie mają pojęcia o niczym poza sewoja wysoką samoocena. Nie wierze, że taki gryzipiórek zapłacił za cos 1200 nie interesując się tym nawet ociupinkę. Pismacy i redaktorzy wszelkiej maści to zazwyczaj straszne sknery o zainteresowaniach wyłącznie fizjologicznych... tu rozumiem wstawke że na DP leca laski... bo na watła fizjonomie i pryszcze zapakowane w wyśfiechtane jeansy to się amatorka nie znajdzie. Wiem że może to kogos razic ale to taki sam artykuł poprzedzony zetelnymi" badaniami jak wyżej wymieniony. Czasem szkoda że nie ma jakiegoś stowarzyszenia kolekcjonerów którzy by mogli wystąpic ze sprawa o zniesławienie. jak zawsze mam odniesienie do motocyklistów którzy jako odmienni i nieprzystajacy do ogółu społeczeństwa są równie poniewierani.
Napisano
Popieram cie Indian Chief.
Ostatnio w gazecie czytałem pewien artykuł,a dzień później było sprostowanie,bo nawet wywiad ze specjalistą tak napisał,że same błady były.Tak to jest jak za pisanie o czymś bierze się ktoś kto nie ma o tym bladego pojęcia.

pozdrawiam
Monti
Napisano
Czasem pewnie te bledy sa celowo, puzniej w nastepnym numerze gazety wstawia sie malutkimi literkami na samym koncu ledwo widoczne sprostowanie. Liczy sie tylko super reportarz sciagajacy ludzi do kupna takiego szmatlawca, a na niewidoczne sprostowanie i tak prawie nikt nie zwruci potem uwagi
pozdro dla poszukiwaczy i motocyklistów
Romel
Napisano
Monti, może artykuli z Wybiórczej albo Kuriera? Ech, szkoda gadac, ja po zajęciach na studiach z tymi zakompleksionymi leszczami i pracy w hermetycznym srodowisku ludzi renesansu" bez znajomości czegokolwiem zraziłem się strasznie. A kiedy miernoty ucza młodych to głupoty wyplenić się nie da.
Romel trafiłeś w 10. Mnie to nawet uczono że najwazniejsze to porywajacy temat a reszta sie nie liczy. fantazja jest wazna a jak ktoś obcykany przeczyta przez przypadek to własnie zawsze walnie sie sprostowanie z przeprosinami na n-tej stronie małym drukiem. tak mozna pisac o wszystkim bez konsekwencji.
Kiedyś była słynna sprawa uniewinnionej ostatnio matki która utopiła dziecko w Wiśle w Wawie. ot5óż podejzenia padły na motocyklistów bo ona spotykała się ze wspólnikami w motocyklowej knajpie. Oczerniono lokal, właściciela i kilkadziesiat tysięcy pożądnych obywateli. Ale jakie wzięcie było (Superexpress chyba) prawie jak oglądalnośc Strefy 11. A czy było sprostowanie nie pamiętam ale burza była.
Pozdrawiam również.
Napisano
Witam.
Jeny!!! Ale afera!!! A nie szybciej podklepać na stadion i kupić całość? A wracając do fragmentu tekstu o replikach nie sądzę aby ktoś robiący repliki wykonywał części tip to jak w oryginale i z odpowiednio mocnego materiału. Podejrzewam, że po pierwszej serii z tego rzekomego DP jedynym poszkodowanym byłby ten wspaniały dziennikarz. Ale niestety skutek artykułu będzie typowy: podbuduje co niektórych i utwierdzi w ich chorych przekonaniach.
Pozdrawiam
Kopi

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie