Czlowieksniegu Napisano 12 Kwiecień 2020 Share Napisano 12 Kwiecień 2020 Mogłoby się wydawać, że tylko wojska (i to tych bogatszych państw) posiadają odrzutowce bojowe. Bo to niebezpieczny i bardzo drogi sprzęt. Tymczasem w USA szybko rośnie duża flota odrzutowców wojskowych w rękach cywili i to nie jako zabawki dla bogaczy-kolekcjonerów. Kilka firm przy ich pomocy wypełnia bardzo ważne zadania dla amerykańskiego wojska. Ostatnią dużą informacją dotyczącą tej mało znanej, ale gwałtownie rozwijającej się branży, jest transakcja firmy Air USA z rządem Australii. Amerykanie odkupili od niego wszystkie zbliżające się do końca służby myśliwce F/A-18 Hornet i zapas części zamiennych do nich. Australijczycy właśnie wymieniają je na nowe F-35. Do 2021 roku ostatni F-18 ma przestać latać w barwach australijskiego lotnictwa i wróci do USA, gdzie rozpocznie drugie życie. Kwota transakcji nie jest znana, ale musi sięgać miliardów dolarów. Chodzi bowiem o 46 nie najmłodszych, ale zmodernizowanych i nadal użytecznych myśliwców. Same części zamienne mają być warte około miliarda dolarów. Gdyby te maszyny trafiły do Polski, byłyby dużym wzmocnieniem naszego lotnictwa (choć niekoniecznie byłaby to optymalna decyzja). Optymalizacja kosztów Trafią jednak do USA. Firma Air USA jest jedną z siedmiu, które w ubiegłym roku otrzymały wielomilionowe i wielomiliardowe kontrakty na coś, co Amerykanie określają jako "adversary support" albo "adversary training". Chodzi o realistyczne udawanie przeciwnika na potrzeby treningów pilotów wojskowych, albo symulowanie sojuszniczych samolotów na potrzeby treningu specjalistów od naprowadzania nalotów. Amerykanie jeszcze w czasach wojny w Wietnamie postanowili znacząco poprawić szkolenie swoich pilotów, którzy okazali się być niegotowi na spotkanie z nowoczesnymi radzieckimi myśliwcami używanymi przez Wietnam Północny. Nie było tragedii, ale uznano, że powinno być znacznie lepiej. Utworzono więc między innymi słynną dzisiaj szkołę "TOPGUN" doskonalącą umiejętności pilotów w zakresie walki powietrznej. Na jej potrzeby utworzono pierwszą jednostkę, której zadaniem było odgrywać rolę przeciwnika. To tak zwani "agresorzy". Latają standardowymi amerykańskimi myśliwcami, ale pomalowanymi tak, aby trochę przypominać samoloty radzieckie/rosyjskie. Przez kilka dekad w ścisłej tajemnicy utrzymano też flotę pozyskanych różnymi sposobami maszyn radzieckich i chińskich. Podczas normalnego treningu rolę przeciwnika odgrywał zazwyczaj inny samolot z tej samej jednostki. Standard od początku lotnictwa wojskowego, który obowiązuje w większości do dzisiaj. Amerykanie w latach 90. zaczęli go jednak modyfikować. Stwierdzono bowiem, że w wielu scenariuszach używanie do odgrywania przeciwnika bardzo drogich w eksploatacji normalnych maszyn bojowych jest nieekonomiczne. Dodatkowo szkoda czasu coraz cenniejszych pilotów na odgrywanie tych "złych". Odpowiedzi na ten problem szybko dostarczyła prywatna inicjatywa - pojawiły się firmy oferujące usługi w postaci "agresorów". Szybko rosnąca flota Dzisiaj to już rozwinięty biznes a amerykańskie wojsko regularnie udziela kontraktów idących w setki milionów dolarów, jednocześnie likwidując część swoich wyspecjalizowanych dywizjonów "agresorów". Pod koniec 2019 roku w ramach jednego dużego postępowania podpisano cały szereg umów wartych łącznie 6,4 miliarda dolarów, które podzieli między siebie siedem firm. Część z nich ma naprawdę pokaźne floty eks-wojskowych odrzutowców. Nie są to maszyny najnowocześniejsze, ale nadal wystarczające do treningu. Obecnie największą flotę posiada firma Draken International, która chwali się łącznie 109 maszynami. To między innymi francuskie Mirage F1, południowoafrykańskie Cheetah (lokalne dzieło mocno oparte na Mirage), amerykańskie A-4 Skyhawk, radzieckie MiG-21 i czechosłowackie/czeskie L-39 oraz L-159. Są to wszystko maszyny, które nowoczesne mogły być w latach 60. i 70. Wszystkie należą jednak do grupy tych raczej lekkich i zwrotnych, przez co są zarówno zupełnie wystarczające do odgrywania roli przeciwnika, jak i robienia tego stosunkowo małym kosztem. Wspomniana na wstępie firma Air USA do tej pory dysponowała flotą 67 maszyn, składającą się ze szkoleniowych brytyjskich Hawk, niemiecko-francuskich Alpha Jet i czechosłowackich L-59. Do tego miała bardzo rzadko spotykane w tej roli w USA cztery radzieckie MiG-29. Teraz na podstawie kontraktu zawartego w marcu flota Air USA ma zostać bardzo wzmocniona eks-australijskimi F/A-18. Przyszłym potentatem jest firma ATAC, która na razie ma stosunkowo niewielką flotę liczącą około 20 maszyn. To mieszanka brytyjskich Hawker Hunter, amerykańskich A-4 i izraelskich IAI F-21 Kfir (mocno wzorowane na Mirage). Firma została w 2016 roku zakupiona przez duży koncern Textron, dzięki czemu miała fundusze, aby w 2017 roku podpisać z Francją wielki kontrakt na zakupienie łącznie 63 wycofywanych ze służby Mirage F1 wraz z całym zapasem części zamiennych. Na potrzeby wojska USA świadczy usługi też firma kanadyjska Top Aces. Ma flotę nieco ponad 30 maszyn składającą się głównie z Alpha Jet i A-4. Ma być jednak w trakcie negocjacji zakupu partii starszych F-16. Do tego jest jeszcze szereg mniejszych firm dysponujących różnej maści samolotami turbośmigłowymi czy śmigłowcami. Wszystko to oznacza flotę, która w ciągu kilku lat urośnie do dobrze ponad stu myśliwców z rodziny Mirage oraz F/A-18. Amerykanie mają taki apetyt na tego rodzaju maszyny, że wręcz narzekają na brak odpowiednich do kupienia dostępnych na rynku. W cenie są takie, które są względnie tanie w użyciu, były dobrze utrzymywane i mają duży zapas części zamiennych. Oznacza to praktycznie wyłącznie samoloty skupowane od zachodnich wojsk. Eksperymentów z kupowaniem maszyn pochodzenia radzieckiego miano zaprzestać, ponieważ były zazwyczaj w kiepskim stanie, bez zapasu części i bez dokumentacji, przez co drogie i mało bezpieczne w użyciu. Wielozadaniowi przeciwnicy do wynajęcia Cała ta niemała flota eks-wojskowych odrzutowców wykonuje na potrzeby wojska USA szeroki wachlarz misji. Po pierwsze może to być walka powietrzna. Od najbardziej widowiskowych starć na krótkich dystansach polegających na gwałtownym manewrowaniu, po choćby dawanie się namierzać przez radary na dystansach rzędu stu kilometrów i robienie za cel do symulowanego odpalania rakiet. Może to być też walka powietrze-ziemia. Samoloty firm cywilnych podczas ćwiczeń obrony przeciwlotniczej służą do zapewniania operatorom realistycznych obiektów do wykrywania, śledzenia i symulowanego naprowadzania rakiet. Zapewniają też realistyczny element we wspomnianych ćwiczeniach specjalistów odpowiadających za naloty, nawet zrzucając prawdziwe bomby. Cywile mają też dużo zajęcia nad oceanem. Jednym z częstszych zadań są ćwiczenia z zespołami okrętów US Navy i przeprowadzanie na nich symulowanych ataków (włącznie z odpalaniem rakiet-celów), które dostarczają dużo "zajęcia" obsługom systemów radarowych i przeciwlotniczych. Niektóre firmy montują już na swoich samolotach systemy walki elektronicznej, dodatkowo podnosząc stopień skomplikowania ćwiczeń. Uczestniczą też w różnego rodzaju programach badawczych i testach nowych broni. Wyjątkowe możliwości Gwałtowny rozrost floty cywilnych odrzutowców bojowych w ostatnich latach jednoznacznie wskazuje, że w ocenie Amerykanów są bardzo przydatne. Na taką skalę nigdzie indziej coś takiego nie występuje. Żadne inne państwo nie inwestuje takich sił i środków do prowadzenia realistycznych ćwiczeń. To kolejny z mało znanych czynników, które sprawiają, że wojsko amerykańskie jest w innej lidze niż praktycznie wszyscy inni. W ogólnym rozrachunku nie chodzi o to, ile kilometrów na godzinę może na papierze polecieć ten samolot czy tamta rakieta, czy jak dynamicznie można wykonywać manewry na pokazach. Chodzi o skuteczność na polu walki osiąganą przez odpowiednią mieszankę jakości sprzętu, jego ilości oraz wyszkolenia obsługujących go ludzi. https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114881,25862841,firmy-ktore-maja-wiecej-mysliwcow-niz-polska-jedna-kupila.html#s=BoxOpImg1 Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
balans Napisano 12 Kwiecień 2020 Share Napisano 12 Kwiecień 2020 Amerykanom od dłuższego czasu brakuje pilotów wojskowych, więc zdali się na "prywatną inicjatywę". Nam zresztą też brakuje pilotów, ale udajemy, że nic się nie dzieje, bo samolotów w stanie lotnym mamy jeszcze mniej niż pilotów. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Jedburgh_Ops Napisano 5 Październik 2020 Share Napisano 5 Październik 2020 W dniu 2020-04-12 o 21:10, balans napisał: Amerykanom od dłuższego czasu brakuje pilotów wojskowych... Zawsze im brakowało. Podczas II w.ś. była nadprodukcja samolotów połączona z niewydolnym systemem szkolnictwa lotniczego nie nadążającego za mocami wytwórczymi ichniego przemysłu lotniczego. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Jedburgh_Ops Napisano 5 Październik 2020 Share Napisano 5 Październik 2020 W dniu 2020-04-12 o 18:25, Czlowieksniegu napisał: Amerykanie jeszcze w czasach wojny w Wietnamie postanowili znacząco poprawić szkolenie swoich pilotów, którzy okazali się być niegotowi na spotkanie z nowoczesnymi radzieckimi myśliwcami używanymi przez Wietnam Północny. Gimbaza z GW, który to skądś przepisywał to oczywiście nie wie, co pisze. Wietnam nie ma nic do takiego podejścia do tematu. Gimbaza nie ma pojęcia, jak amerykańscy piloci doświadczalni przygotowywali amerykańskich pilotów myśliwskich na walkę z Mitsubishi Zero odkąd kowboje zdobyli jego pełnosprawny egzemplarz. Są na ten i jemu podobne tematy świetne materiały wydane podczas II w.ś., ale dla niektórych świat zaczął się od wojny wietnamskiej. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Rekomendowane odpowiedzi
Temat został przeniesiony do archiwum
Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.