Skocz do zawartości

Pomnik polskich i ukraińskich żołnierzy z 1920 roku


kindzal

Rekomendowane odpowiedzi

W 90 rocznicę bitwy Wojska Polskiego i Ukraińskiej Armii Ludowej z armią Budionnego, 1 sierpnia w Komnacie koło Krzemieńca odsłonięto odnowiony pomnik na wspólnej mogile żołnierzy polskich i ukraińskich.


Tablicę i krzyż poświęcili krzemieniecki proboszcz rzymskokatolicki ks. Władysław Iwaszczak i o. Anatolij Dowhaluk, dziekan krzemieniecki Ukraińskiego Kościoła prawosławnego patriarchatu kijowskiego.

Prezes Towarzystwa Odrodzenia Kultury Polskiej im. J. Słowackiego w Krzemieńcu Jan Moroziuk powiedział dla Kuriera", że w zeszłym roku zwrócili się do niego Ukraińcy ze wsi Komnata, informując o znajdującej się na polu zniszczonej w czasach sowieckich zbiorowej mogile 77 żołnierzy Wojska Polskiego i Ukraińskiej Armii Ludowej z lipca 1920 r. Według informacji starszego pokolenia zginęli oni w potyczce z oddziałem armii Budionnego.

5 czerwca 1920 r. wojska polskie rozpoczęły odwrót z Ukrainy Wschodniej. Dowodzona przez gen. Pawła Szymańskiego X Brygada Piechoty cofała się razem z 2 Armią gen. Raszewskiego. W czerwcu została wzmocniona 105 pp i broniła pozycji nad rzekami Słucz i Horyń. 5 lipca współdziałała z 18 DP gen. Franciszka Krajowskiego i stanowiła jej południowe skrzydło w akcji na Ostróg-Dubno. Od 30 czerwca do 5 lipca broniła Zasławia. Prowadząc działania opóźniające od 6 do 25 lipca broniła Krzemieńca i Białokrynicy. Będąc w składzie 6 Armii, brała udział w zwycięskiej bitwie z armią konną pod Brodami. Podczas dalszego odwrotu osłaniała Lwów walcząc m.in. pod Toporowem, Łopatynem i Jampolem.

Przeprowadzano badania i potwierdzono, że w czasie 20-lecia międzywojennego znajdował się tam pomnik, przy którym każdego roku Polacy i Ukraińcy wspólnie oddawali cześć poległym żołnierzom - zaznaczył Jan Moroziuk.

Po porozumieniu z miejscowymi władzami Towarzystwo i krzemieniecka parafia rzymskokatolicka uporządkowała mogiłę. Wzniesiono wysoki metalowy krzyż, a na kamiennych tablicach po polsku i ukraińsku napisano: "W tym miejscu spoczywają żołnierze 18. Dywizji Wojska Polskiego oraz wojskowi Ukraińskiej Armii Ludowej, polegli w lipcu 1920 roku w walkach z konną Armią Budionnego. Chwała i cześć ich pamięci. Wdzięczni Rodacy. 2010 rok.

Prezes TOKP Jan Moroziuk, który prowadził program uroczystości przywitał przybyłych przedstawicieli polskich i ukraińskich organizacji społecznych ziemi krzemienieckiej, wicekonsul Konsulatu Generalnego RP we Lwowie Annę Kulikowską oraz mieszkańców wsi Komnata.

W imieniu konsulatu generalnego RP we Lwowie wicekonsul Anna Kulikowska podziękowała inicjatorom odnowienia pomnika polskich i ukraińskich żołnierzy. "Dzisiejsza uroczystość jest tym bardziej ważna, że w tym roku świętujemy 90. rocznicę cudownego zatrzymania na przedpolach Warszawy marszu bolszewików na Europę - zaznaczyła pani wicekonsul. Anna Kulikowska przypomniała, że wojna z bolszewikami w 1920 roku wiąże się również z wyjątkowym wydarzeniem w historii naszych państw i narodów jakim był sojusz marszałka Józefa Piłsudskiego i atamana Symona Petlury. "Był to sojusz niepodległej Polski i niepodległej Ukrainy zawarty w obliczu śmiertelnego zagrożenia. Armie obydwu państw ramię w ramię stawiły opór najeźdźcy. Dlatego dla nas ta żołnierska mogiła, w której spoczywają obok siebie żołnierze polscy i ukraińscy, którzy polegli za wolność naszych państw ma tak bardzo symboliczny wymiar - powiedziała Anna Kulikowska.

Starsi Ukraińcy, zabierając, głos przekazywali historie usłyszane od swoich rodziców, którzy byli świadkami bitwy piłsudczyków i petlurowców z budionowcami. Niektórzy recytowali też wiersze po polsku, jak kiedyś w szkole, przed II wojną światową, gdy Polacy i Ukraińcy co roku przychodzili do tej brackiej mogiły, aby razem oddać hołd poległym "za wolność naszą i waszą.

"Reżim komunistyczny cały czas starał się nas skłócić, Ukraińców i Polaków. Jednak to się nie udało - powiedział "Kurierowi prawosławny kapłan o. Anatolij Dowhaluk. Przypomniał, że starsze pokolenie mieszkańców wsi wspomina jak po bitwie przyjechały tutaj rodziny zabitych żołnierzy i zastanawiano się, jak pochować zabitych - razem czy osobno. "Postanowiono pochować ich we wspólnej mogile, ponieważ razem walczyli o wolność. Obecnie też modlimy się razem, prawosławni i katolicy. Dzisiejsze wydarzenie jest świadectwem porozumienia i dobrego współżycia dwóch wielkich narodów - ukraińskiego i polskiego - powiedział o. Dowhaluk.

Do wspólnych modlitw dołączył razem z wiernymi o. Wiktor Szweć, proboszcz parafii Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego Patriarchatu Moskiewskiego w Komnacie. "Poświęcenie pomnika żołnierzy polskich, którzy zginęli w Komnacie było ważnym wydarzeniem nie tylko dla Polaków mieszkających w Krzemieńcu i okolicach ale dla wszystkich mieszkańców regionu - powiedział dla Kuriera" ks. Władysław Iwaszczak, proboszcz rzymskokatolickiej parafii św. Stanisława w Krzemieńcu. To wydarzenie ma duży wpływ na pojednanie narodów, polskiego i ukraińskiego. Pokazało także, że społeczność polska, choć niewielka na tym terenie, stara się upamiętnić miejsca związane z historią narodu. Dzięki swojej ofiarnej pracy i zebranym środkom odnowiła pomnik przy dużym wsparciu Towarzystwa Odrodzenia Kultury Polskiej im. J. Słowackiego w Krzemieńcu. Jest to też wspaniałe świadectwo jej działalności. Była to też lekcja historii dla młodego pokolenia, które powinno znać prawdę o wydarzeniach sprzed lat i powinno kontynuować polskie tradycje" - powiedział ks. Władysław Iwaszczak.

Tekst i zdjęcie: Konstanty Czawaga

Źródło: Kurier Galicyjski, nr 15 (115), 17-30 sierpnia 2010 r.

http://www.kresy.pl/serwis-polski,goniec-kresowy?zobacz/odnowiono-pomnik-polskich-i-ukrainskich-zolnierzy-z-1920-roku
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Warto by bylo jeszcze sobie przypomniec co Polacy zrobili z Ukrainska Armia, jakie byly warunki jej internowania i jaka smiertelnosc w obozach na terenie Polski.
http://tygodnik.onet.pl/35,0,50290,1,artykul.html
Tu mozna poczytac jak wspolnie z Rosja Radziecka podzielilismy sie Ukraina :(
Jakos malo sie mowi o tym wstydliwym okresie stosunkow Polsko-Ukrainskich.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W 1921 r. w Rydze, podczas polsko-bolszewickich negocjacji pokojowych Petlury nie było, przyjechał ukraiński poseł Wołodymyr Kedrowski (bez prawa głosu). Już w pierwszej godzinie rokowań Polska uznała Ukrainę Radziecką (ze stolicą w Charkowie), której przedstawicieli dopuszczono do rokowań. Ziemie Ukrainy, a także Białorusi podzielono pomiędzy Rosję Radziecką i Polskę. "

No i tak samo zrobili z nami nasi sojusznicy w czasie 2 WS.
Za grzechy" sie placi.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cpt.Nemo - Warto chyba przypomniec jakie choroby wtedy panowaly i w calej Europie zbieraly swoje zniwo (nie tylko w obozach, gdzie przebywali takze rannni, wyglodzeni i oslabieni), jak biedny i zniszczony byl kraj, ile osob glodowalo, jak zbierano pieniadze chociazby na dzieci. Nie wolno zapomniec tez, ze drzwi do wolnosci Ukrainy prowadzily przez Wolna Polske. Znasz jakis inny kraj, ktory w tym okresie w takim stopniu pomogl Ukrainie? No chyba, ze dla Ciebie zajecie przez sowietow,represje, ludobojstwo,glod i miliony ich ofiar sa rownoznaczne ze skromna, ale jedyna w takich warunkach mozliwa pomoca udzielona przez powstajace Panstwo Polskie.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

sa rownoznaczne ze skromna, ale jedyna w takich warunkach mozliwa pomoca udzielona przez powstajace Panstwo Polskie."

A ta skromna pomoc to zagnanie do obozow ukrainskiej armii, zabranie zolnierzom broni i koni, pozostawienie ich bez pomocy medycznej i odpowiedniego wyzywienia, oraz podzielenia ich biednego panstwa pomiedzy bolszewikow i Polske.

Wzruszylem sie do lez ta Twoja opowiescia jak to ze drzwi do wolnosci Ukrainy prowadzily przez Wolna Polske" i jak to Polska im te drzwi zatrzasnela przed nosem bolesnie przytrzaskujac palce.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Piłsudski postawił na sojusz z Petlurą.
Wyprawa na Kijów wywołała oburzenie na Zachodzie.
W Rosji obowiązkowo, a na Zachodzie często wypisuje się opowieści o Polsce od morza do morza" lub w granicach z 1772...

W Kijowie byliśmy 1 1/2 miesiąca.
Petlura okazał się za słaby na stworzenie niepodległej Ukrainy... Mam w swojej bibliotece opowiadanie Kijowianina Michaiła Bułchakowa zatytułowane Pan Piłsudski"...

Potem był odwrót i tzw. cud. I w Rydze nasi doszli do wniosku, że umowa dwóch panów P. była prywatnym układem, bo sejm jej nie ratyfikował...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jakoś mało się mówi o tym wstydliwym okresie stosunków Polsko-Ukraińskich"
1.Pytanie o jakich stosunkach mówimy? Nie było państwa ukraińskiego, więc trudno mówić o zdradzie, wypowiedzeniu traktatów itp.
2.Nie mówi się w Polsce ale nie słyszałem również aby mówiło się na Ukrainie. Nie słyszę zarzutów Ukraińców z tego tytułu. A podobno jak czytamy w tekście, przed wojną składano pod pomnikiem wspólnie wiązanki kwiatów i pochowano ich jednak we wspólnej mogile. Czy to z nienawiści za zdradę ukraińskich interesów?
Piłsudski zawierał porozumienie z Petlurą, ponieważ był to jedyny przedstawiciel tego państwa, który reprezentował realną siłę, do wykorzystania w interesie Polski, a że nie miał mandatu politycznego (no bo skąd?) to już druga sprawa. Pewnie brak takiego mandatu w konsekwencji zaowocował nieobecnością na rokowaniach pokojowych (ale to tylko przypuszczenie). Przez ten krótki okres interesy polaków i ukraińców były zbieżne i cała historia mogła zakończyć się inaczej. Na 20 lat była szansa utworzenia niepodległego państwa ukraińskiego. Ale wszystko potoczyło się inaczej i Piłsudski przede wszystkim miał obowiązek zabezpieczenia interesów Polski. Mówienie o zdradzie Ukrainy to nadużycie, a już bajeczki o zagnaniu do obozów bez pomocy, wyżywienia itd. w kontekście panujących w tym okresie ogólnych, obiektywnych warunków (Europa po I wojnie, tworzenie państwowości Polskiej itp.)podszyte radziecką propagandą, której celem było zawsze skłócanie Polaków i Ukraińców, można opowiadać naiwnym i niedouczonym.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No to ja teraz czekam az nienaiwny i douczony opowie nam w jakich warunkach i gdzie byly te obozy i na ile smiertelnosc w nich odbiegala od owczesnej normy europejskiej.
I nie pisze tego celem sklocania narodow, bo za ciezkie tu Wasze armaty wytacza. Pisze po to zebysmy mieli swiadomosc jakiejs tam prawdy historycznej.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

http://pl.wikipedia.org/wiki/Pandemia_grypy_w_latach_1918-1919 to raz, na zasadzie jakie możliwości były przeciwdziałania nawet na zachodzie. Dwa, były jeszcze mniej spektakularne i bardziej izolowane nawroty pandemii na terenach wschodnich, ponadto tyfus (nie mylić z moderatorem) dur, i inne epidemie... Stan medycyny nie pozwalał na takie jak dzisiejsze leczenie. A i to do poczytania polecam... http://odkrywca.pl/zapomniani-polscy-jency-1920-roku,675623.html#675623
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pomijajac aspekt chorób zakaznych z przykroscia musze stwierdzic, ze traktowanie jenców w naszych obozach czestokroc bylo zblizone do bolszewickich standardów i niestety okryło hańbą dobre imię żołnierza polskiego:

Piekło za drutami

Prawda o losach jeńców sowieckich wojny 1920 roku nie jest wygodna dla żadnej ze stron: ani dla Rosjan, ani dla Polaków. O masowych rozstrzeliwaniach nie ma mowy. Jednak dokumenty z tamtego czasu pokazują wstrząsający obraz barbarzyństwa w łagrach II Rzeczypospolitej.


Kiedy w 1990 r. prezydent Gorbaczow przyznał, że Katyń był zbrodnią sowiecką i wydał polecenie wszczęcia śledztwa w tej sprawie, jednocześnie zalecił: Akademia Nauk, Prokuratura, MON, KGB razem z innymi urzędami mają przeprowadzić prace badawcze ujawniające dokumenty archiwalne dotyczące zdarzeń i faktów z historii stosunków radziecko-polskich, w których wyniku poniosła szkody strona radziecka. Otrzymane dane będą wykorzystane, gdy będzie to konieczne w negocjacjach z polską stroną na temat białych plam". Tak rozpoczęły się rosyjskie poszukiwania anty-Katynia. Po 70 latach zapomnienia wrócił problem jeńców sowieckich wojny 1920 roku.

Od tamtej pory, gdy tylko pojawia się temat paktu Ribbentrop - Mołotow, 17 września 1939 r. i Katynia, niemal natychmiast któryś z rosyjskich polityków albo dworskich historyków Kremla zaczyna mówić o tysiącach jeńców radzieckich zamordowanych przez Piłsudskiego. Reakcją strony polskiej są oburzenie i zarzuty o fałszowanie historii, gdyż w Polsce wszyscy są przekonani, że radzieccy jeńcy umierali na tyfus i cholerę. I tak ten mechanizm kręci się do dziś.

Kiedy premier Władimir Putin w liście opublikowanym przed wizytą na Westerplatte napisał: arówno cmentarze pamięci Katynia i Miednoje, jak i tragiczne losy żołnierzy rosyjskich, którzy dostali się do niewoli podczas wojny 1920 r., powinny się stać symbolem wspólnego żalu i wzajemnego przebaczenia", wśród polityków i publicystów, zwłaszcza prawicowych, podniósł się rwetes. Szef klubu parlamentarnego PiS Przemysław Gosiewski stwierdził, iż porównanie zbrodni katyńskiej z wydarzeniami 1920 r., gdzie w ogóle nie było przypadków zbrodni dokonywanych na żołnierzach", jest sprawą wymagającą bardzo ostrego wyjaśnienia.

Otóż wyjaśnienie to wcale nie jest trudne. I właściwie zostało już przeprowadzone.

Pod koniec ubiegłego wieku rząd rosyjski wyasygnował na poszukiwania anty-Katynia spory grant. Powołano polsko-rosyjską grupę historyków i archiwistów, która przez 20 miesięcy przekopywała archiwa w obu krajach. W efekcie w opracowaniu liczącym niemal tysiąc stron, wydanym w roku 2004 po rosyjsku, zebrano 338 dokumentów dotyczących losu sowieckich jeńców. Historycy zgodzili się też z grubsza co do liczby krasnoarmiejców, którzy zginęli w polskiej niewoli - było ich około 20 tysięcy. Rychło miał być wydany drugi tom dokumentów, ale się nie ukazał. Zaś ten, który opublikowano, leży zapomniany w Naczelnej Dyrekcji Archiwów Państwowych i Federalnej Agencji ds. Archiwów Rosji. I nikomu niespieszno sięgać do tych dokumentów.

Okazuje się, że prawda o jeńcach radzieckich wojny 1920 r. jest nieprzydatna i niewygodna w tzw. polityce historycznej zarówno dla Rosjan, jak i Polaków. Jakkolwiek banalnie by to brzmiało, prawda ta leży pośrodku. Z jednej strony Rosjanie nie dostali tego, czego szukają - dowodów na masowe rozstrzeliwania czerwonoarmistów i polską zbrodnię wojenną mogącą zrównoważyć Katyń. Z drugiej - Polacy natrafili na wstrząsający obraz barbarzyństwa w łagrach II Rzeczypospolitej.

Na 1400 jeńców w ogóle nie ma zdrowych

W roku 1919, kiedy pojawili się pierwsi jeńcy, Ministerstwo Spraw Wojskowych wydało instrukcje, które miały w najdrobniejszych szczegółach regulować ich pobyt w niewoli: od normy żywieniowej po liczbę łóżek i personelu w obozowych szpitalach. W pośpiechu ponownie uruchamiano pamiętające I wojnę, przejęte po zaborcach obozy w Strzałkowie, Dąbiu, Pikulicach i Wadowicach. Teoretycznie czerwonoarmiści powinni trafiać do miejsc w pełni spełniających ówczesne standardy międzynarodowe.

Wszyscy zdrowi jeńcy z transportów natychmiast mają być poddani odwszawieniu, całkowicie ogoleni: głowa, pachy, pachwiny, wąsy, broda, a ogolone miejsca nasmarowane naftą - nakazywało MSW w grudniu 1919 r. - Każdy nowo przybyły ma zostać jeszcze tego samego dnia wykąpany, a jego rzeczy dokładnie zdezynfekowane. (...) Wszyscy zdrowi kierowani są na obowiązkową 14-dniową kwarantannę. (...) Kwaterowanie nowo przybyłych bez kwarantanny surowo zabronione (...). Zmiana bielizny nie rzadziej niż raz na dwa tygodnie, (...) dezynsekcja sienników, materaców, koców, poduszek - raz w tygodniu, raz w tygodniu baraki mają być dokładnie sprzątane - zamiatane, myte podłogi, czyszczone toalety zasypywane detergentem".

Jenieckie normy żywieniowe przewidywały dziennie 500 g chleba, 150 g mięsa, 700 g kartofli, 150 g jarzyn lub mąki i 100 g kawy. Chorym i skierowanym do pracy przysługiwała większa racja - identyczna jak polskiemu szeregowcowi. Mało tego, jeńcom należał się żołd - 30 fenigów żołnierzom i 50 fenigów oficerom.

Ministerialne zalecenia były bardzo ambitne i - jak się okazało - niemożliwe do zrealizowania już na samym początku wojny, właściwie zanim jeszcze na dobre się zaczęła, a w obozach siedziało zaledwie 10 tys. sowieckich jeńców.

W Centralnym Archiwum Wojskowym zachowały się z tego okresu szczególnie dramatyczne listy gen. Zdzisława Hordyńskiego-Juchnowicza, lekarza wojskowego i szefa departamentu sanitarnego MSW. W grudniu 1919 r. zrozpaczony relacjonował naczelnemu lekarzowi Wojska Polskiego wizytę na stacji rozdzielczej w Białymstoku: Ośmielam zwrócić się do pana generała z opisem tego strasznego obrazu, który staje przed oczami każdego, kto przybywa do obozu. W obozie panuje niemożliwy do opisania brud i niechlujstwo. Przed drzwiami baraków kupy ludzkich odchodów, które są rozdeptywane i roznoszone po całym obozie przez tysiące stóp. Chorzy są tak osłabieni, że nie są w stanie dojść do latryn, te zaś są w takim stanie, że nie sposób zbliżyć się do siedzeń, bo podłoga pokryta jest grubą warstwą ludzkiego kału. Baraki są przepełnione, wśród zdrowych pełno jest chorych. Według mnie na tych 1400 jeńców w ogóle nie ma zdrowych. Okryci łachmanami tulą się do siebie, próbując ogrzać się nawzajem. Dławi smród, bijący od chorych na dezynterię i zakażonych gangreną, opuchniętych z głodu nóg. Dwóch szczególnie ciężko chorych leżało we własnym kale sączącym się przez poszarpane portki. Nie mieli już sił, by przesunąć się w suche miejsce. Jakiż to straszliwy obraz".

Położenie jeńców było na tyle poważne, że we wrześniu 1919 r. Sejm Ustawodawczy powołał specjalną komisję, która miała zbadać sytuację w obozach. Komisja zakończyła pracę wiosną 1920 r., tuż przed rozpoczęciem ofensywy kijowskiej. Uznała, iż władze wojskowe ponoszą winę za fakt, że śmiertelność na tyfus była doprowadzona do najwyższego stopnia". Wytknięto złe warunki sanitarne w obozach: brak odwszalni, łaźni, pralni, mydła, brud w pomieszczeniach, brak odzieży i bielizny na wymianę, brak opału, a także panujący wśród jeńców głód.

W tym obozie umrą wszyscy

Rok później, po operacji kijowskiej, a przede wszystkim po wiktorii warszawskiej, kiedy wzięto do niewoli dziesiątki tysięcy nowych jeńców, sytuacja w obozach wymknęła się spod kontroli. Nie mogło być inaczej, skoro liczba pojmanych zwiększyła się 10-krotnie! Prof. Zbigniew Karpus szacuje, że w chwili zawieszenia broni w październiku 1920 r. było ich w Polsce około 110 tysięcy.

Jeńców upychano gdzie się dało, nie tylko w nowych obozach, np. w Tucholi, lecz także w dotychczasowych stacjach rozdzielczych, punktach koncentracji i w najróżniejszych obiektach wojskowych, jak twierdze Brześć czy Modlin. Nikt się nie spodziewał takiej ich liczby. Przedstawicielka rosyjskiego Czerwonego Krzyża Stefania Sempołowska 19 października 1920 r. pisze z obozu w Strzałkowie: Barak dla komunistów jest tak przepełniony, że ściśnięci jeńcy nie byli w stanie się położyć i byli zmuszeni stać, podpierając jeden drugiego".

Dramatyczne raporty wizytujących obozy osób i organizacji, także międzynarodowych, jak YMCA czy Czerwony Krzyż, płynęły do MSW przez całą wojnę. Sytuacją w obozach jenieckich interesowała się ówczesna prasa i organizacje charytatywne. Wszystko to na niewiele się zdało. Resort tylko produkował nowe instrukcje i zalecenia. Piekło za drutami panowało jeszcze długo po przerwaniu walk, aż do polsko-sowieckiej wymiany jeńców w 1921 r.

W styczniu 1921 r. rosyjsko-ukraińska delegacja wysłana do obozu w Tucholi w ramach prowadzonych w Rydze rozmów pokojowych opisywała w raporcie to samo, co rok wcześniej gen. Hordyński: Jeńcy umieszczeni są w budynkach nie do mieszkania. Brak zupełnie sprzętów, urządzeń do spania, jeńcy śpią na podłodze, bez materacy i kocy, okna bez szyb, w ścianach dziury (...), ranni leżeli bez opatrunków po 2 tygodnie, a w ranach zalęgły się robaki, w tych warunkach jeńcy szybko umierają. Jeśli wziąć pod uwagę panującą tu śmiertelność, to w ciągu 5-6 miesięcy wszyscy w tym obozie muszą umrzeć".

Dlaczego było aż tak źle? Polscy publicyści i większość historyków wskazują przede wszystkim na brak pieniędzy. Odradzająca się Rzeczypospolita ledwo dawała radę ubrać i nakarmić własnych żołnierzy. Na jeńców nie starczyło, bo starczyć nie mogło.

Życie warte tyle co buty

Jednak nie wszystko da się wytłumaczyć brakiem środków. Problemy jeńców tej wojny nie zaczynały się bowiem za drutami obozów, ale na froncie, na pierwszej linii, gdy rzucali broń, albo jeszcze wcześniej - gdy brali ją do ręki.

Pisarz Izaak Babel, w 1920 r. komisarz w Armii Konnej Siemiona Budionnego, opisuje: Polacy rozbici, jedziemy na pole bitwy, drobniutki Polaczek przebiera polerowanymi paznokciami wśród rzadkich włosów na różowej głowie; odpowiada wymijająco, wykręca się, mamrocze. Szeko natchniony i blady: mów, jaką masz rangę - ja, zmieszał się, jestem czymś w rodzaju chorążego; oddalamy się, tamtego odprowadzają, za jego plecami chłopak o przyjemnej twarzy repetuje broń, ja krzyczę - towarzyszu Szeko! Szeko udaje, że nie słyszy, jedzie dalej, wystrzał, Polaczek w kalesonach pada w drgawkach na ziemię. (...) Jeździłem z wojenkomatem wzdłuż pierwszej linii, błagamy, żeby nie zabijać jeńców, Apanasenko umywa ręce, Szeko bąknął, dlaczego nie, odegrało to potworną rolę. Nie patrzyłem im w twarze, przebijali pałaszami, dostrzeliwali trupy na trupach, jednego jeszcze dobijają, jęki, krzyk, charkot...".

Taka była wojna 1920 roku. Cios za cios, oko za oko, życie człowieka było często warte tyle co buty, które miał na sobie. Okrucieństwo rodziło okrucieństwo. Napędzało się nawzajem.

W okolicach Mławy w odwecie za zamordowanie ponad stu wziętych do niewoli w szpitalu polowym żołnierzy polskich z 49. Pułku Piechoty rozstrzelano 200 kozaków - jeńców z korpusu Gaja. Tadeusz Kossak wspominał, że w 1919 roku na Wołyniu ułani 1. Pułku rozstrzelali 18 czerwonoarmistów, którzy splądrowali dwór. Kazimierz Świtalski, osobisty sekretarz marszałka Piłsudskiego, w dzienniku pisze, że dobrowolnemu poddawaniu się czerwonoarmistów przeszkadza okrutne i bezlitosne likwidowanie jeńców przez naszych żołnierzy". Marceli Handelsman, polski historyk, w 1920 r. ochotnik, wspominał, że komisarzy nasi w ogóle nie brali żywcem". Potwierdza to uczestnik bitwy warszawskiej Stanisław Kawczak, który w książce Milknące echa. Wspomnienia z wojny 1914-1920" opisuje, jak dowódca 18. Pułku Piechoty wieszał wszystkich wziętych do niewoli komisarzy.

Komitet Centralny Komunistycznej Partii Litwy i Białorusi w 1920 r. zebrał dla rosyjskiego Czerwonego Krzyża relacje bolszewików, byłych jeńców w Polsce, o egzekucjach czerwonoarmistów. Tow. Camcijew wspomina: Dowódca pułku zebrał wszystkich mieszkańców wioski i kazał pluć i bić prowadzonych przez wieś jeńców. Trwało to około pół godziny. Po ustaleniu tożsamości, a okazało się, że są to żołnierze 4. husarskiego pułku Armii Czerwonej, nieszczęśnicy zostali rozebrani do naga i w ruch poszły nahajki. Później ustawiono ich w rowie i rozstrzelano tak, że mieli oderwane niektóre części ciała. (...) Krzyk: komisarz, komisarz (..) Przyprowadzili dobrze ubranego Żyda o nazwisku Churgin i choć nieszczęśnik zaklinał się, że nigdzie nie służył, nic to nie dało. Rozebrali go do naga, rozstrzelali i porzucili, twierdząc, że Żyd jest niegodzien, by leżeć w polskiej ziemi".

To, co działo się w obozach, było jedynie zwierciadłem frontu. Zwyczaje tej wojny nieuchronnie trafiały w ślad za jej żołnierzami - za pierwszą linię, do pociągów z jeńcami, głęboko na tyły i w końcu za druty jenieckich obozów.

Chcieliście zabrać nam ziemię, więc dostaniecie ziemię

20 grudnia 1919 r. na posiedzeniu naczelnego dowództwa Wojska Polskiego major Jakuszewicz meldował: Jeńcy przybywający w transportach z frontu galicyjskiego są wycieńczeni, zagłodzeni i chorzy. Z jednego tylko wysłanego z Tarnopola transportu liczącego 700 jeńców dojechało zaledwie 400".

J. Podolski, tzw. kulturrabotnik Armii Czerwonej, który dostał się do polskiej niewoli wiosną 1919 r., w opublikowanych w 1931 r. w Nowym Mirze" apiskach z polskiej niewoli" wspomina, że w transporcie jenieckim spędził 12 dni, z tego osiem bez jakiegokolwiek jedzenia. Po drodze, na postojach, które potrafiły trwać nawet dobę, podchodzili do pociągu panowie z pałkami i damy z towarzystwa, którzy znęcali się na wybranych jeńcach".

Lekarz Armii Czerwonej Łazary Gingin (w niewoli od września 1920 do grudnia 1921 r.) pisał w listach do żony Olgi: abrali mi całe ubranie i buty, zamiast czego dali łachmany. Prowadzili na stację przez wieś. Podbiegali Polacy, bili jeńców, wyzywali. Konwojenci im nie przeszkadzali".

Bodaj najtragiczniejszy jest los nowo przybyłych, których wiezie się w nieogrzewanych wagonach bez odpowiedniego ubrania, wyziębieni, głodni i zmęczeni, często z pierwszymi objawami chorób, leżą apatycznie na gołych deskach - opisywała Natalia Bieleżyńska z polskiego Czerwonego Krzyża. - Dlatego po takiej podróży wielu z nich trafia do szpitala, a co słabsi umierają".

Jesienią 1920 roku komendant obozu w Brześciu oświadczył przybyłym do obozu jeńcom: Wy, bolszewicy, chcieliście odebrać nam naszą ziemię, więc dostaniecie ziemię. Nie mam prawa was zabić, ale będę tak karmił, że sami wyzdychacie".

Minister spraw wojskowych Kazimierz Sosnkowski 8 grudnia 1920 r. zarządził śledztwo w sprawie transportów głodnych i chorych jeńców. Bezpośrednim powodem była informacja o transporcie 300 jeńców z Kowla do swoistego przedsionka obozów - stacji koncentracyjnej i rozdzielczej jeńców w Puławach. W pociągu zmarło 37 jeńców, a 137 przyjechało chorych. (...) Byli 5 dni w drodze i przez cały ten czas ani razu nie dostali jeść. Jak tylko wyładowano ich w Puławach, jeńcy rzucili się na zdechłego konia i jedli surową padlinę". Gen. Godlewski pisze do Sosnkowskiego o tym transporcie, że liczył w dniu wyjazdu 700 ludzi, co by znaczyło, że w drodze zmarły 473 osoby. Większość była tak zagłodzona, że nie była w stanie samodzielnie wysiąść z wagonów. 15 osób zmarło już pierwszego dnia w Puławach".

Kurier Nowy" 4 stycznia 1921 r. opisał w głośnym w owych dniach artykule Czy to prawda" wstrząsające losy kilkusetosobowego oddziału Łotyszy siłą wcielonych do Armii Czerwonej. Żołnierze ci na czele z oficerami zdezerterowali i przeszli na polską stronę, by tym sposobem wrócić do ojczyzny. Zostali bardzo życzliwie przyjęci przez polskie oddziały i przed wysłaniem do obozu otrzymali zaświadczenia, że dobrowolnie przeszli na polską stronę. Jednak po drodze do obozu zaczęła się grabież. Z Łotyszy zdjęto wszystko oprócz bielizny. Tym, którym udało się zachować choć część swoich rzeczy, odebrano je w obozie w Strzałkowie. Zostali boso w łachmanach.

Ale to nic w porównaniu z systematycznym znęcaniem się. Zaczęło się od 50 uderzeń rózgą z drutu kolczastego, przy czym powiedziano im, że jako żydowscy najmici nie wyjdą żywcem z obozu. Ponad 10 umarło z powodu zakażenia krwi. Później na trzy dni pozostawiono jeńców bez jedzenia i zakazano pod karą śmierci wychodzić po wodę. Dwóch rozstrzelano bez jakiejkolwiek przyczyny. Prawdopodobnie groźba zostałaby spełniona i żaden z Łotyszy nie wyszedłby z obozu żywy, gdyby zarządcy obozu - kapitan Wagner i porucznik Malinowski - nie zostali aresztowani i oddani pod sąd przez komisję śledczą.


Już podczas rokowań pokojowych w Rydze byli więźniowie Strzałkowa w zbiorowym liście napisali do sądu, który rozpatrywał sprawę Malinowskiego: Chodził po obozie w towarzystwie kaprali uzbrojonych w bicze uplecione z drutu kolczastego. Temu, kto mu się nie spodobał, kazał kłaść się do rowu, a kaprale bili tyle, ile im kazano. Tych, którzy prosili o litość, zabijał strzałem z rewolweru. Zdarzało się też Malinowskiemu bez przyczyny strzelać do więźniów z wież strażniczych".

Minister Sosnkowski 6 grudnia 1920 r. wydał rozkaz o sposobach kardynalnej poprawy położenia jeńców wojennych": kazał intendenturze powiększać w obozach zapasy jedzenia, przekazać jeńcom 25 tys. kompletów pościeli oraz odpowiednią ilość środków opatrunkowych i dezynfekcyjnych.

Co z tego, gdy - jak stwierdziła jedna z kontroli - jeńcy byli najzwyczajniej w świecie okradani, m.in. właśnie przez intendenturę. Panuje straszliwy głód, który zmusza ich do jedzenia byle czego: trawy, liści. Magazyny świecą pustkami. Jeńcy dostają te produkty, które akurat trafią danego dnia do obozu z intendentury. Przy czym z tego, co trafi, jeńcy dostają skromną część z powodu nieuczciwości personelu. Według przydziału 150 gramów mięsa na osobę dowieziono do magazynu 420 kg. (...) W kuchni utrzymywano, że otrzymali 405 kg mięsa, gdzieś przepadło 15 kg. Następnego dnia (...) zniknęło dalsze 13 kg".

Polska hańba

Przez brak dyscypliny w naszym wojsku, która pozwalałaby egzekwować podstawowe obowiązki, kilkaset osób już zapłaciło swoim życiem, a kilkaset wkrótce umrze - pisał już w 1919 roku gen. Hordyński. - Zbrodnicze lekceważenie swoich obowiązków przez wszystkie działające w obozie organa okryło hańbą dobre imię żołnierza polskiego".

Za drutami polskich obozów sowieccy jeńcy padali jak muchy. Powiększały się zbiorowe mogiły. W Tucholi okoliczni mieszkańcy wspominają, że jeszcze w latach 30. były miejsca, w których ziemia zapadała się pod stopami. Spod ziemi wystawały ludzkie szczątki.

W obozie w Strzałkowie śmiertelność 100-200 osób miesięcznie była normą, w najstraszniejszym dla jeńców okresie - zimą na przełomie 1920 i 1921 roku - zgony liczono już w tysiącach. W Brześciu w drugiej połowie 1919 roku umierało od 60 do 100 osób dziennie. W Tucholi pod koniec roku 1920 zmarło 400 osób w dwa miesiące. Polska publicystyka kwituje te liczby tak: jeńcy zawlekli do obozów epidemie śmiercionośnych chorób zakaźnych: tyfusu, dezynterii, cholery i grypy hiszpanki. To prawda i trudno z tym polemizować.

Tylko że jeśli więźniowie chodzili nago, byli brudni, głodowali, nie mieli pryczy ani koców, a zakaźnie chorych, którzy załatwiali się pod siebie, nie oddzielano od zdrowych, to skutkiem takiego traktowania ludzi musiała być przerażająca śmiertelność. Na to często zwracają uwagę autorzy rosyjscy. Pytają, czy nie była to świadoma eksterminacja, może nie na poziomie rządu, ale przynajmniej na poziomie władz poszczególnych obozów? I z tym także trudno jest polemizować.

http://niniwa2.cba.pl/pieklo_za_drutami.htm
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

http://www.irekw.internetdsl.pl/cmentarz_tuchola/
@Cpt.nemo
Proszę o źródła twojej wiedzy. Nie sztuka szermować hasełkami typu zagnali do obozów", zabrali konie i broń" (bo w obozie mieli strzelać chyba do siebie) i podzielili ich biedne państwo" - jakie państwo? - chyba carów.
Czekam na linki. Chętnie sprawdzę źródła twojej wiedzy.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co do naszych ylych sojusznikow" to ich sytuacja byla duzo lepsza, niz jencow bolszewickich. Niestety niebyla na tyle dobra aby bylo czym sie szczycic. Dodam, ze ze wzgledu na warunki bytowe, brak perspektyw, itp. az 5000 naszych ylych sojusznikow" podjelo decyzje o dobrowolnym powrocie do sojuza".

W trakcie rozmow o powrocie na Ukraine, Szef Sztabu Generalnego WP, gen. Stanislaw Szeptycki mial ponoc powiedziec do ukrainskiego generala Wolodymira Salskiego: Wynoscie sie z Polski wy szmaciaze"...

Polecam ta stronke:

http://www.irekw.internetdsl.pl/jency/jencypart3.html
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak mozemy sie cieszyc, jednak postawienie tego pomnika jest sprawa marginalna. Zorientuj sie w jaki sposob traktuje sie Petlure na dzisiejszej Ukrainie, przesledz ile pomników S. Bandery powstalo w ostatnich latach.

Niestety prawda jest taka ze zbyt wiele nas dzieli niz laczy...

Z ogromna przykroscia obserwuje to ze na Ukrainie odradzaja sie najciemniejsze sily i upiory przeszlosci, ze gloryfikuje sie rzezimieszków sluzacych w kolaboranckich jednostkach prohitlerowskich, ze zapomina sie zbyt czesto o wlasnie takich ludziach jak Semen Petlura i Taras Bulba".

Smutne, ale prawdziwe.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kindzal, ale zdziwion to nie powinieneś być, w historii już były podobne przypadki. 1848 do 1914 a nawet w czasie I i II wś. Po prostu polityka... Parafrazując zbyt "WIELU sic!, nas dzieli..." A kto łatwo zgadnąć, czytając historię...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie