Skocz do zawartości

Totalny opad szczęki ............


Rekomendowane odpowiedzi

Witajcie

Bahnę 2006 podsumujemy sobie zapewne w założonym już wątku, do czego namawiam - sam będę obiektywny ( bo jako widz to bylo co ogladać) i mocno krytyczny (jako rekonstruktor takie urdelu" organizacyjenego to nawet na Bzurze nie ma) ale ....

Wlaśnie , popatrzcie na to co na zdjęciu - toto latało , strzelalo, a w środku siedział prawdziwy pilot i się do nas uśmiechał. Super.
Szczęki nam spadły i potoczyly sie w błoto , a jeden rotmistrz nawet wzruszyl sie do łez. Zdjęcia nie oddają rzeczywistego widoku.

UWAGA !!!
Wiecej zdjęć z BAHNA 2006 już wkrótce na stronach Fundacji Polonia Militaris.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

P O D Z I E K O W A N I E ...

Przed chwila, po 18 godzinach podrozy, dotarlem do Warszawy, wielu Kolegow jeszcze jest w drodze ...

WSZYSTKIM, ktorzy wzieli udzial w wyjezdzie na akcje BAHNA 2006" i w inscenizacji Polska we wrzesniu 1939" pragne BARDZO PODZIEKOWAC za wspolne dzialanie i razem spedzone chwile.

BAHNA to wielki show, a nasza polska rekonstrukcja byla BARDZO DOBRA. Nigdy przedtem nikt nie pokazal tam wspaniale dzialajacej kawalerii i artylerii konnej. Rownie wielki podziw budzil wojenny TKS. Swietni byli polscy piechurzy, dzielnie walczyla spieszona kawaleria, uwijal sie szpital polowy, a charakterystyczne mundury polskich policjantow ciekawily widzow.

Jak twierdzili wlasnie widzowie, w tym osoby, ktore na te akcje chodza od lat - Polacy pokazali cos naprawde interesujacego i wczesniej niespotykanego.

Dziekuje wszystkim i ciesze sie, ze dzieki WSPOLNEJ pracy czlonkow wielu SRH i GRH moglismy z duma pokazac kawalek" naszej polskiej historii.

Pozdrawiam
Slawek Cisowski

P.S.
Z pewnoscia akcja dostarczyla tez wielu doswiadczen, ktore nalezy spozytkowac w przyszlosci.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szczęka może opaść, ale i nóż w kieszeni otworzyć się może, zwłaszcza, gdy porówna się polskie i czeskie przepisy – w tym przypadku dotyczące latania na samolotach ultralekkich!

Przy okazji, jeśli ktoś chce rekonstruować lotnictwo z okresu drugiej wojny, ma licencję (czeska wystarczy) i sporo kasy, to takie coś produkcji Podešva-Air" kupić sobie może!

Nawet w Polsce, choć produkcji czeskiej…

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

DARDA NAPISAŁ:
Szczęka może opaść, ale i nóż w kieszeni otworzyć się może, zwłaszcza, gdy porówna się polskie i czeskie przepisy – w tym przypadku dotyczące latania na samolotach ultralekkich!

-----------------------------------------------------------


Faktem jest, że przez dekady byliśmy pod tym względem krajem najczarniejszym z czarnych, ale zmieniło się naprawdę bardzo dużo. Właśnie od kilku lat jestem świadkiem konstruowania w Polsce samolotu akrobacyjnego z takim udziałem części samochodowych, jaki jest rewolucyjny jak na polskie warunki. To nie to, że ktoś tam ma silnik samochodowy w swoim niedzielnym latadełku. Teraz ULC dopuścił element samochodowy w układzie sterowania wysokowyczynowego samolotu akrobacyjnego, ot takiego w sam raz na mistrzostwa świata w akrobacji samolotowej, co jak na mentalność ULC jest po prostu szokujące.

Też jestem wstrząśnięty tym przepięknym S.E. 5a, bo to mój najukochańszy samolot I wojny, ale tutaj nie ma co przeklinać polskich przepisów, tylko kupować dobrą fińską sklejkę, nitrocellon, dobrze wysezonowane listwy i robić w Polsce takie samo latające cacko, bo są już do tego warunki.


:-)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No, świat zaczyna do równowagi wracać, bo znów zaczynam mieć odmienne niż Grzegorz Czwartosz poglądy! Nieco chwiejna ta równowaga, bo różnica w poglądach chyba niewielka, ale dobre i to :-)

To prawda – dużo, a nawet bardzo dużo w polskich przepisach na lepsze się zmieniło. Pozostają jednak w nich sprawy dziwne i niepojęte. Przykład – badania lotniczo lekarskie. To fakt, że nie trzeba już mieć zdrowia kosmonauty by na ultralighcie latać – jednak w takich Czechach wystarczy spełnić takie wymogi, jak dla prawa jazdy. Uprawnienia radiooperatora też poza przestrzenią kontrolowaną, o ile się nie mylę, nie są niezbędne. O cenach kursów (a różnice nie wynikają przecież z niższych zarobków instruktorów czy tańszego paliwa) lepiej nie wspominać!

Trochę to wszystko dla mnie niepojęte, zwłaszcza wobec faktu uznawania w Polsce, i to bez żadnych ograniczeń, czeskich (i innych unijnych) licencji. Chyba, że chodzi tu o napędzenie klientów innym, niż polskie, szkołom pilotażu!

Prawdę mówiąc, te chwalone przeze mnie czeskie przepisy są i tak skrajnie restrykcyjne wobec amerykańskich, gdzie zgodnie z FAR 103 do latania jednomiejscowym UL nie wymagane są ŻADNE licencje, a taki „latający pojazd” nie wymaga ŻADNYCH certyfikatów. Ale być może ci wstętni imperialiści w swym sadystycznym zaślepieniu chcą w ten sposób wygubić swój własny naród – kto wie?

Wracając na nasze podwórko – faktycznie, przepisy uległy znacznemu rozluźnieniu, więc popieram Twój apel o kupowanie dobrej sklejki, wysezonowanego drewna i cellonu.

Może za kilka lat i na naszych rekonstrukcjach takie scenki będzie można zobaczyć?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akagi – trzymam Cię za słowo i bardzo się cieszę!

Pospekulujmy – co też to może być?

Prawdopodobne: Me 109, RWD-5bis, Storch. W Polsce jest zdolny (chyba) do lotu oryginalny bf 109 (Polskie Orły"), a czeskich replik 109-tek kilka (jedną z pewnością) zrobiono, i są chyba w zasięgu organizatorów. W Polsce lata też replika RWD-5bis. Storchów Zarówno oryginalnych, jak i ultralekkich replik też trochę (w Polsce, o ile się nie mylę jedna, w Czechach dużo więcej) lata.

Teoretycznie możliwe: PZL P.11c i Ju 87. O replice Ju 87 słyszałem – podobno paskudna. Replika PZL P.11c w USA jest robiona, producent oferuje ją nawet w częściach do samodzielnego montażu. Nie słyszałem, by jakaś dotarła do Polski, ale kto wie?

Jest też cała flota cyrku Martina Kindernaya, z której chyba pochodziła ta SE piątka, co to podczas „Bahny” z szachownicami latała.

Jakieś inne propozycje?

A może, Akagi, rąbka tajemnicy uchylisz?

Na fotce – amerykańska replika jedenastki:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

DARDA NAPISAŁ:
To prawda – dużo, a nawet bardzo dużo w polskich przepisach na lepsze się zmieniło. Pozostają jednak w nich sprawy dziwne i niepojęte. Przykład – badania lotniczo lekarskie. To fakt, że nie trzeba już mieć zdrowia kosmonauty by na ultralighcie latać – jednak w takich Czechach wystarczy spełnić takie wymogi, jak dla prawa jazdy. Uprawnienia radiooperatora też poza przestrzenią kontrolowaną, o ile się nie mylę, nie są niezbędne. O cenach kursów (a różnice nie wynikają przecież z niższych zarobków instruktorów czy tańszego paliwa) lepiej nie wspominać!
-----------------------------------------------------------

Jeśli chodzi o ceny polskiego latania – fakt, granda, ale z drugiej strony granda nie większa od polskich zarobków, więc jedno z drugim się sprzęga. Z tymi uprawnieniami do korespondencji radiowej to zawsze był kabaret, bo przecież zawsze w Polsce brakowało mikrofonów lotniczych! To dopiero był skandal. Trzeba było robić uprawnienia do korespondencji lotniczej, a potem i tak dostawało się np. szybowiec z łącznością jednokierunkową, a z kwadratu tylko płynął do delikwentów komunikat: „Iksinśki ... (jakaś informacja) ... – dwa razy na guzik, jeśli zrozumiałeś”. I trzeba było dwa razy cyknąć przyciskiem na drążku, żeby kwadrat otrzymał dwa uspokajające trzaski, że się informację przyswoiło i zrozumiało. Że już oszczędzę adresu tego miejsca, w którym mnie nauczono latać, a w którym przez co najmniej cztery lata była Mucha 100 nawet bez łączności jednokierunkowej, bo z drążka był wyrwany cały przycisk radiostacji i nikt przez długie lata tego nie naprawiał, a szybowiec miał dopuszczenie do lotów – jakim cudem? Do tej Muchy 100 kwadrat zawsze mówił: „Iksiński, zamachaj skrzydłami, jeśli zrozumiałeś” – oczywiście wyłącznie podczas termiki nadlotniskowej, bo na przelocie to sobie kwadrat mógł prosić o pomachanie skrzydłami przez archaniołów. To był cały nasz kochany kraj z rygorami IKCSP. :-)

A wracając na poletko rekonstruktorskie – to, co kiedyś zrekonstruowaliśmy tylko malarsko w „Lotnictwie AI”, a co w polskim „reenactingu” nie mogło być nawet marzeniem, czyli polski Bristol F.2B w locie koszącym rozganiający bolszewicką kawalerię i tnący śmigłem po łbach, dziś już jest możliwe przynajmniej potencjalnie (bez tych ciętych łbów oczywiście). Wprawdzie wszyscy nawiedzeni obrońcy zwierząt, gdyby powstała latająca replika takiego F.2B i na kilometr zbliżyła się do konia, zaraz mierzyliby poziom decybeli i biegliby z pozwem do Strasburga o maltretowanie psychiczne koni w polskim „reenactingu”, niemniej konstruktorów lotniczych mamy zdolnych i z powodzeniem taka replika mogłaby kiedyś powstać z odpowiednio unowocześnionej dokumentacji. A niechby taka replika nawet i miała w środku wszystkie kewlary, borony, nomeksy i lotnicze pianki poliuretanowe, byleby od zewnątrz miała fakturę sklejki a płótno pozapadane tam, gdzie trzeba. No i komplet świszczących linek. Konstruktorów lotniczych mamy zdolnych, bo po wojnie nie byłoby takiej siły, która z własnej, nieprzymuszonej woli zagnałaby prof. Willego Messerschmitta, aby podszedł do polskiego konstruktora lotniczego z najszczerszymi wyrazami podziwu i gratulacjami za pewne dzieło. I nie mam tu na myśli wykształcenia formalnego naszych konstruktorów lotniczych, choć jest ono bardzo przyzwoite, ale coś w rodzaju konstruktorskiej odwagi i polotu. Dlatego jakoś dziwnie wierzę, że prędzej lub później powstanie zaakceptowana przez ULC dokumentacja techniczna jakiegoś bardzo rozsądnie wybranego lekkiego i/lub prostego w amatorskiej budowie przedwrześniowego samolotu, bez zadęć zaraz na Łosia, i że społeczne pieniądze wreszcie nie będą w Polsce topione w takie coś, jak paździerzowe 60 proc. Liberatora, będącego jeszcze politycznym pi-arem.



DARDA NAPISAŁ:
Trochę to wszystko dla mnie niepojęte, zwłaszcza wobec faktu uznawania w Polsce, i to bez żadnych ograniczeń, czeskich (i innych unijnych) licencji. Chyba, że chodzi tu o napędzenie klientów innym, niż polskie, szkołom pilotażu!

Prawdę mówiąc, te chwalone przeze mnie czeskie przepisy są i tak skrajnie restrykcyjne wobec amerykańskich, gdzie zgodnie z FAR 103 do latania jednomiejscowym UL nie wymagane są ŻADNE licencje, a taki „latający pojazd” nie wymaga ŻADNYCH certyfikatów. Ale być może ci wstętni imperialiści w swym sadystycznym zaślepieniu chcą w ten sposób wygubić swój własny naród – kto wie?
-----------------------------------------------------------

Nie dodałem powyżej ważnej rzeczy, że ten samolot, który uważam za rewolucyjny zważywszy mentalność ULC i polskie przepisy, powstaje w warunkach domowych, no niech będzie, że willowych. Wprawdzie robi go jeden z wybitniejszych polskich pilotów doświadczalnych i konstruktorów lotniczych, ale przecież magia nazwiska nie może tutaj działać, bo lotnicze „dura lex, sed lex” jest ponad takie sprawy. Udział części nie lotniczych jest w tym samolocie nietypowo duży, a przy tym ULC nie wyrzuca konstruktora z każdą taką częścią do robienia badań niszczących w MEiL, IL lub ITWL.

Co do Stanów Zjednoczonych – a jednak jest jeden przepis, jaki trzeba spełnić, bo jak nie to sekwestr FAA i prokurator. Na kadłubie trzeba sobie namalować ściśle określonej wielkości napis „Experimental”. I już można zabijać siebie i innych na własną odpowiedzialność. W latach 60. i 70., gdy raczkował rynek latających replik samolotów historycznych, pamiętam jak oglądając „Flug Revue” i inne imperialistyczne magazyny o tym traktujące, irytowałem się na te paskudne napisy psujące wygląd takich replik. Teraz jakoś to jest inaczej i bardziej życzliwie dla widzów oraz właścicieli takich samolotów – malowanie miniaturowych znaków rejestracyjnych w miejscach prawie niewidocznych, jak pod samym statecznikiem poziomym itp.



DARDA NAPISAŁ:
Wracając na nasze podwórko – faktycznie, przepisy uległy znacznemu rozluźnieniu, więc popieram Twój apel o kupowanie dobrej sklejki, wysezonowanego drewna i cellonu.

Może za kilka lat i na naszych rekonstrukcjach takie scenki będzie można zobaczyć?
-----------------------------------------------------------

Jestem przekonany, że profesjonalna rekonstrukcja historyczna, wrześniowa '39, lądowo-lotnicza, jest w Polsce tylko kwestią czasu. Jeśli nie dożyjemy jej my, to dożyją następne pokolenia, ale dożyją. Trzeba jedynie wszystkie polskie mało sensowne rojenia o budowie latających replik Łosi, Karasi, pe-jedenastek itp. sprowadzić do postaci jednego, szybko i realnie możliwego do zbudowania samolotu, jakim jest RWD-8. To jest jedyny samolot-klucz (może z marginalnym wyjątkiem PWS-26) do najwspanialszych rekonstrukcji lądowo-lotniczych takich, aby publiczność realnie coś z tego zobaczyła i przeżyła. I tym samolotem obsłuży się dosłownie każdą rekonstrukcję września '39. I rekonstruktorska piechota będzie miała z niego pożytek, i kawaleria, a nie z mrzonek fantastów o latających Łosiach. Mając superwierną replikę RWD-8 otwiera się już tylko stosowną instrukcję M. S. Wojsk. w rozdziałach „Wywiad na dwusiedzeniowcu”, albo „Odosobniony dwusiedzeniowiec w walce” itp., stawia się replikę bramki do przechwytywania meldunków i jest taka rekonstrukcja, że wszystkie Beltringi będą pisać na swoich forach posty pod hasłem „Totalny opad szczęki”. :-)

Już teraz absolutnie nic nie stoi na przeszkodzie, aby w Polsce odbyła się pierwsza w naszym kraju rekonstrukcja lądowo-lotnicza, w tym przypadku II wojny na Zachodzie, i to z takim rozmachem oraz scenariuszem, że Beltring przy tym to jest prowincjonalny grajdoł. Poza wolą i jakąś dozą pieniędzy jest do tego potrzebne tylko stosowne porozumienie pomiędzy:

- Urzędem Lotnictwa Cywilnego;

- właścicielem któregoś z samolotów Piper L-4 Cub (jest ich w Polsce bodaj pięć, w tym co najmniej jeden w barwie „olive drab FS34087”, czyli niemal gotowy do rekonstrukcji);

- wszystkimi GRH PSZ;

- wszystkimi GRH US Army;

- GRH niemieckimi pasującymi do frontu zachodniego.


A scenariusz? Chyba wiadomo – dwukrotnie na swoim szlaku bojowym 1. DPanc współpracowała z dywizjami amerykańskimi. Żyje co najmniej jeden amerykański pilot samolotu Piper Cub, który latał nad pozycjami polskiej 1. DPanc. Mam z nim dobry kontakt. Malowanie jego samolotu można odtworzyć w najdrobniejszym szczególe, gdyby tylko właściciel któregoś z polskich Cubów wyraził na to zgodę. Scenariuszy można napisać kilka. Sam tylko wspomniany amerykański pilot miał bardzo niezwykłą przygodę z Niemcami tuż pod pozycjami polskimi w rejonie Chambois, a nie jest to przygoda niebezpieczna i z powodzeniem można ją zrekonstruować dla publiczności.

W razie czego – scenariusz ode mnie wraz z komentarzem dla publiczności. :-)


:-)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

GRZEGORZ CZWARTOSZ NAPISAŁ:
Jestem przekonany, że profesjonalna rekonstrukcja historyczna, wrześniowa '39, lądowo-lotnicza, jest w Polsce tylko kwestią czasu. Jeśli nie dożyjemy jej my, to dożyją następne pokolenia, ale dożyją.(...)

-----------------------------------------------------------

To by znaczyło, że sie żadna profesjonalna nie odbywa? Choćby lądowa, tak?
Ciekawy pogląd zaiste.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

AKAGI SKONSTRUOWAŁ:

-----------------------------------------------------------
GRZEGORZ CZWARTOSZ NAPISAŁ:
Jestem przekonany, że profesjonalna rekonstrukcja historyczna, wrześniowa '39, lądowo-lotnicza, jest w Polsce tylko kwestią czasu. Jeśli nie dożyjemy jej my, to dożyją następne pokolenia, ale dożyją.(...)

-----------------------------------------------------------

To by znaczyło, że sie żadna profesjonalna nie odbywa? Choćby lądowa, tak?
Ciekawy pogląd zaiste.
-----------------------------------------------------------



Panie Szanowny, a pieniaczy, obrażalski i przemęczony upałem,

Jeśli się nie umie czytać ze zrozumieniem i interpunkcją, to rzeczywiście - nie odbywa się.

Poprosimy o listę polskich profesjonalnych, lądowo-lotniczych rekonstrukcji historycznych traktujących o wrześniu 1939 r.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Polska Bf-ka jest niestety tylko statyczna :(
Jest jedyna P-11C, ale IMO nie jest to eksponat, którym powinno się latać :)


Co do pomysłu - z kawalerią - jestem sceptyczny - wydaje mi się, że nalatywanie samolotem na kawalerię (mimo naprawdę wysokich umiejętności kawalerzystów, co pokazali np. na Bzurze 2005) jest proszeniem się o wypadek ;)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jakoś czeskie konie się nie spłoszyły, mimo tego ,że SE5 latał dośc nisko i strzelał ślepakami. Zareagowały tylko na przelot Grippenów, także konie też można przyzwyczaic do huku, niecodziennych zjawisk takich jak wybuchy, strzelanina, czołgi.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie