Skocz do zawartości

bodziu000000

Użytkownik forum
  • Zawartość

    62 121
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    441

Zawartość dodana przez bodziu000000

  1. http://wyborcza.pl/7,75410,20496320,jak-wyglada-wystawa-glowna-muzeum-ii-wojny-swiatowej-krytykowana.html Jak wygląda wystawa główna Muzeum II Wojny Światowej krytykowana przez prawicę? Zobacz Prawica zarzuca autorom wystawy głównej Muzeum II Wojny Światowej marginalizację polskiego punktu widzenia i pomijanie pozytywnych cech wojny. Katalog powstającej ekspozycji pokazuje, jaką stratę może lada dzień ponieść polskie muzealnictwo. W gmachu Muzeum II Wojny Światowej trwa instalowanie wystawy głównej. Znajdą się na niej m.in. amerykański czołg Sherman, maszyna szyfrująca Enigma czy zabawkowe auto znalezione w gruzach po bombardowaniu Kalisza. Montaż ma się zakończyć w listopadzie, a wystawa ma być otwarta na początku 2017 r. Ma, ale do jej otwarcia w tym kształcie może nie dojść. Ekspozycja nie podoba się bowiem politykom PiS i prawicowym publicystom. Być może już w przyszłym tygodniu minister Piotr Gliński zrealizuje oprotestowaną przez największe światowe i polskie autorytety w dziedzinie historii zapowiedź połączenia Muzeum II Wojny Światowej z utworzonym po wyborach Muzeum Westerplatte, co otworzy mu furtkę do zwolnienia obecnego dyrektora MIIWŚ prof. Pawła Machcewicza. „Zdecydowaliśmy się na udostępnienie katalogu, aby toczące się wokół muzeum dyskusje miały rzeczowy charakter i odnosiły się do rzeczywistego kształtu wystawy” – informuje MIIWŚ. Katalog jest do kupienia w księgarniach stacjonarnych i przez internet. Szczegóły: Muzeum1939.pl Wojna przeciwko cywilom Stoję przed budynkiem Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Nade mną wznosi się 40-metrowa przechylona wieża przypominająca klin wbity w ziemię. Ma kolor rdzy, kontrastujący ze stalowymi wodami kanału i szarymi murami nadbrzeżnych kamienic. To miejsce u zbiegu Kanału Raduni i Motławy, zaledwie kwadrans od Długiego Targu, jest zaskakująco ciche. Nie dochodzi tu gwar z restauracji, nie słychać wielojęzycznego tłumu turystów. Kiedy schodzę po monumentalnych schodach do podziemi, gdzie mieści się wystawa główna, otacza mnie absolutna cisza, jakbym schodził do grobu. Długo zwlekałem z tą wizytą, nie wyobrażałem sobie, że można przekonująco przedstawić w formie muzealnej ekspozycji doświadczenie tak unikalne jak wojna totalna. Jak zamknąć w gablotach strach, ból, cierpienie milionów ofiar? Jakimi wykresami oddać heroizm tych, którzy walczyli? Czy po tysiącach wystaw, prac historycznych, filmów, dokumentów można powiedzieć o wojnie jeszcze coś nowego, niezbanalizowanego? Gdańskie muzeum rozwiewa te obawy. W odróżnieniu od większości muzeów historycznych, pokazujących wojnę z perspektywy militarnej, ta placówka koncentruje się na doświadczeniach ludności cywilnej i szeregowych żołnierzy. – Tamta wojna była odmienna od wszystkich poprzednich konfliktów, ponieważ w największym stopniu dotknęła ludność cywilną. To ona stała się jej główną ofiarą, a zarazem bohaterem, znosząc najtrudniejsze wyzwania: terror okupantów, poniżenie, głód, bombardowania, pracę niewolniczą, przymusowe przesiedlenia. Właśnie ten ludzki wymiar konfliktu uznaliśmy za najważniejszy dla gdańskiego Muzeum II Wojny Światowej – tłumaczył prof. Paweł Machcewicz, dyrektor i współtwórca programu muzeum. 5 gramów masła Na wystawie militariów nie brakuje. Są słynne czołgi M4 Sherman i T-34, które przyczyniły się do zwycięstwa aliantów, i historia cudownej broni Hitlera – rakiet V1 i V2. Można obejrzeć polski karabinek przeciwpancerny z 1939 r. – osiągnięcie jak na tamte czasy – czy Enigmę, maszynę szyfrującą, której kod złamali polscy matematycy. Ale większość spośród 5 tys. m kw. wystawy głównej poświęcona jest doświadczeniom zwykłych ludzi, których życie przeorała wojna. Przez ich losy dotykamy wojennego horroru, razem z nimi odczuwamy gniew i strach. Patrzę na zwykłą chustkę, na której ktoś wypisał ołówkiem słowa pożegnania. To gryps, który z więzienia w lubelskim Zamku wysłał w 1940 r. Bolesław Wnuk, działacz ludowy i poseł. Dzień po napisaniu tych słów został rozstrzelany przez Niemców razem z grupą polskich inteligentów i działaczy. Jego młodszy brat Jakub kilka miesięcy wcześniej zginął w Katyniu. Ich los jest symboliczny dla sytuacji Polaków schwytanych w kleszcze dwóch totalitaryzmów i mówi więcej niż frontowe linie na mapach czy faksymile rozkazów. Poznajemy historie cywilnych ofiar, ale i nieznanych cywilnych bohaterów. Takich jak Rudolph Cleveringa, profesor prawa z holenderskiej Lejdy, który przeciwstawił się usuwaniu z uniwersytetu przez niemieckie władze żydowskich naukowców, za co został zesłany do obozu koncentracyjnego. Albo Elżbieta Zahorska, prekursorka małego sabotażu, skazana przez niemieckie władze na śmierć za zdarcie antybrytyjskiego plakatu propagandowego. Oboje wykazali się ogromną odwagą cywilną, walcząc z przemocą bez broni. Ekspozycja podzielona jest klarownie na trzy części: „Droga do wojny”, „Groza wojny” i „Długi cień wojny”. Narracja prowadzi od narodzin totalitaryzmów, przez działania wojenne i ich konsekwencje dla ludności cywilnej, po długofalowe skutki wojny: nowy podział polityczny świata, zniewolenie Europy Środkowo-Wschodniej i zimną wojnę. Nowością jest powiązanie politycznych i militarnych działań z ich skutkami dla ludności cywilnej. Przechodząc z sali do sali, za każdym razem przecinam ciągnący się wzdłuż całej wystawy pasaż „Życie codzienne w czasie wojny i okupacji”. Tu, z dala od zgiełku bitew, można prześledzić największy front II wojny światowej – front cywilny. Front, na którym walczy się o żywność, opał i ubranie. Gdzie bronią są szmuglowane mięso i nielegalnie pędzony alkohol pozwalający przekupić straże i uniknąć aresztowania. Kartki żywnościowe z krajów okupowanych lub atakowanych obrazują codzienny trud zdobywania jedzenia. Wszystkie wyglądają, jakby zaprojektował je ten sam grafik: maleńkie kupony z numerami miesięcy i nazwami produktów, stemple władz, w środku miejsce na nazwisko i adres. Dopiero kiedy wczytać się w drobny druk, ujawnia się groza wojennego głodu: 5 gramów masła, 300 gramów chleba, 20 gramów kaszy. O czym mógłby powiedzieć wagon Mam awersję do multimedialnych muzeów, które atakują zwiedzających nadmiarem projekcji wideo i dźwięków. Muzeum II Wojny Światowej jest inne: są tu ekrany i instalacje dźwiękowe, ale najsilniej na wyobraźnię działają autentyczne przedmioty i związane z nimi historie. Wiele z nich to dary – rodzinne pamiątki i osobiste świętości. Wiele można powiedzieć o niemieckim terrorze w pierwszych dniach wojny, ale słowa nie zastąpią wrażenia, które odczuwam, oglądając przerdzewiały zabawkowy samochodzik wydobyty spod gruzów domu w Kaliszu zbombardowanego we wrześniu 1939 r. Taką samą moc mają szczątki wózka dla lalek znalezione w gruzach warszawskiego getta czy dziecięcy bucik wygrzebany z ruin Starego Miasta po powstaniu warszawskim. Wierzę, że ktoś, kto zobaczy te przedmioty, nigdy nie kupi dziecku zestawu klocków „Małe Powstanie” ani T-shirta z Polską Walczącą. Obiegowe stwierdzenie, że przedmioty są świadkami historii, nabiera w gdańskim muzeum nowego wymiaru. Gehenna zesłanych na Syberię Polaków doczekała się setek publikacji i filmów, ale dopiero widok maski chroniącej od mrozu uszytej przez zesłańca z kawałka płótna workowego daje pojęcie o skali cierpienia. Podobnie jest z Holocaustem, co można stwierdzić, oglądając betonowe krążki z numerami wydawane Żydom prowadzonym do komory gazowej w obozie zagłady w Bełżcu. Miały stworzyć złudzenie, że istnieje droga powrotu. Niektóre przedmioty wyglądają tak, jakby wymyślił je scenarzysta filmowy albo powieściopisarz. Choćby plakat propagandowy sławiący sojusz polsko-radziecki z braku papieru wydrukowany po wojnie na starym plakacie NSDAP. Awers i rewers są jak dwie strony tego samego totalitarnego reżimu. Albo wagon kolejowy, w którym zapisana jest historia dwóch wojen i dwóch totalitaryzmów: używany w Rzeszy Niemieckiej podczas I wojny światowej, przejęty przez PKP w 1918 r., po 1939 r. wykorzystywany był przez koleje radzieckie, a po inwazji Hitlera na Związek Radziecki – przez Niemców do wywózki i eksterminacji ludności. Tylko o tym jednym wagonie HBO mogłoby nakręcić serial. W kolekcji Muzeum II Wojny są tysiące takich świadków historii. Klucze z Jedwabnego Zarzuty o marginalizację polskiego udziału w wojnie, formułowane przez prawicowych polityków i historyków, nie znajdują pokrycia w rzeczywistości. Muzeum uświadamia skalę terroru w Polsce, nieporównywalną z żadnym z okupowanych państw. Zarazem przedstawia dzieje Polskiego Państwa Podziemnego, fenomenu unikalnego na skalę europejską. Po wyjściu z muzeum nikt nie będzie miał wątpliwości, że pojęcie „polskie obozy koncentracyjne” jest nieprawdziwe. Nie oznacza to jednak przemilczenia udziału Polaków i innych narodów w eksterminacji Żydów: wymownym świadectwem sąsiedzkich win są klucze od domów, które żydowscy mieszkańcy Jedwabnego zabrali ze sobą w ostatnią drogę, przekonani, że jeszcze będą im potrzebne. Polskie doświadczenie przedstawiane jest w szerszym europejskim kontekście: fotografiom z egzekucji polskich zakładników w Wawrze w grudniu 1939 r., będącej odwetem za zabicie dwóch Niemców, towarzyszą obrazy akcji odwetowych z Jugosławii oraz Czech i Moraw. Powstanie warszawskie pokazywane jest na tle innych zrywów powstańczych – zwycięskich w Paryżu i Pradze i przegranego powstania na Słowacji. I chociaż skala ofiar jest nieporównywalna, to jednak świadomość, że nie tylko w Polsce ruch oporu wystąpił w otwartej walce przeciwko Niemcom, pozwala inaczej spojrzeć na miejsce polskiego doświadczenia w historii wojny. Po raz pierwszy w takiej skali muzeum pokazuje też ofiary po drugiej stronie konfliktu. Dzwon okrętowy z „Wilhelma Gustloffa” przypomina tragedię 7 tys. niemieckich uciekinierów, którzy zginęli na Bałtyku, na pokładzie statku ewakuacyjnego storpedowanego przez radziecki okręt podwodny, zaś zdjęcie żołnierzy radzieckich napastujących młodą Niemkę w Lipsku – masowe gwałty na kobietach dokonywane przez zwycięzców. Fotografie zlinczowanych Niemców na ulicach powstańczej Pragi i powieszone głową w dół zwłoki Mussoliniego i jego kochanki obrazują ciemne siły odwetu, które uruchomił mechanizm wojennej przemocy. Z tej wojny nikt nie wyszedł moralnie czysty. Z wystawy wychodzę z obrazem jedwabnej sukni ślubnej prezentowanej w części poświęconej życiu codziennemu w czasie wojny. Lekko pożółkła, ze srebrnymi guzikami i koronkowymi haftami, wygląda niestosownie na tle świadectw terroru i wojennej grozy. A jednak jest na swoim miejscu: uszyto ją z japońskiego spadochronu, wojennego trofeum, które przywiózł do Stanów Zjednoczonych z Japonii pewien amerykański żołnierz dla swojej narzeczonej. Suknię uszyła za 17 dolarów miejscowa krawcowa, para pobrała się w 1948 r. 23 lata później tę samą suknię do ślubu założyła narzeczona ich syna. Wojna jest jak ta suknia przekazywana z pokolenia na pokolenie – to niewygodne, choć konieczne dziedzictwo, które ciągle w sobie nosimy. I gdańskie muzeum nam o tym przypomina. Wojna, czyli hartowanie charakteru Ta wystawa jest wyjątkowa z jeszcze jednego powodu: jeszcze jej nie ma. Powyższe „oprowadzanie” jest efektem lektury wydanego właśnie przez muzeum katalogu. To na razie jedyny materialny ślad ekspozycji. I wiele wskazuje na to, że wystawa nie powstanie w kształcie zaplanowanym przez zespół historyków: prof. Pawła Machcewicza, prof. Rafała Wnuka, dr. Piotra Majewskiego i dr. Janusza Marszalca. Minister kultury Piotr Gliński ogłosił zamiar połączenia Muzeum II Wojny z powołanym przez PiS Muzeum Westerplatte prowadzonym przez Mariusza Wójtowicza-Podhorskiego, miłośnika rekonstrukcji oraz fanpage’u „Nie lubię Tuska i jego zdradzieckiej bandy”. W sobotę mija termin zgłaszania opinii co do zamiaru połączenia obu instytucji. Po tym terminie minister Gliński będzie mógł podjąć ostateczną decyzję. Połączenie obu muzeów otworzy drogę do odwołania prof. Machcewicza i zmian w programie. Zapowiedzią „dobrej zmiany” są zamówione przez ministerstwo recenzje programu muzeum, które zarzucają jego autorom „wykoślawiony, jednostronny obraz” wojny. Jeden z recenzentów, dr hab. Piotr Niwiński z Uniwersytetu Gdańskiego, skrytykował wystawę za pokazywanie negatywnych aspektów wojny oraz brak „wyeksponowanych cech pozytywnych, takich jak patriotyzm, ofiarność, poświęcenie czy działanie w interesie wyższym niż prywatny”. Drugi recenzent, publicysta „Do Rzeczy” Piotr Semka, piętnował autorów wystawy za „skłonność do opowiadania o historii martyrologii, a nie o historii walk”. „Opowiadając o wojnie, nie należy ukrywać potworności, ale akcentuje się też hartowanie się charakterów, pomysłowość oporu i solidarność społeczną” – pouczał dziennikarz. Jak będzie wyglądała wystawa przygotowana według wskazówek PiS, pokazująca pozytywne cechy wojny – można się tylko domyślać. Katalog wystawy głównej Muzeum II Wojny uświadamia nam, co może stracić nie tylko polskie, ale też i światowe muzealnictwo, gdyby ekspozycja zaplanowana przez prof. Machcewicza i zespół historyków nie została zrealizowana."
  2. dobrze chciałeś, ale to wz.28 :) to zdjęcie już jest w wątku o samochodach pancernych wz.28 (2008-04-12 19:35:00)
  3. WRÓĆMY DO NIEZNANYCH ZDJĘĆ. TKS w podwarszawskim Raszynie
  4. o ile się nie mylę to jest to Nkm 20 mmm wz 38 model A
  5. dwa kolejne zdjęcia ze Starachowic
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie