Skocz do zawartości

Żołnierze z zaświatów...


k0k0

Rekomendowane odpowiedzi

  • Odpowiedzi 97
  • Created
  • Ostatniej odpowiedzi
Autentyczne historie z miejscowości Rozbity Kamień.Jak się okazuje dziwne wydarzenia następują w tych miejscach gdzie zwykle nagromadziło się dużo zła[magia,obrzędy satanistyczne,zabójstwa...http://www.zsokolowa.com/index.php?option=com_content&task=view&id=83&Itemid=46
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 months later...
przeczytałem to i podzielę się osobista refleksją, chodziłem kiedyc po Krzywonosi pod Mławą, historii tego miejsca nie bedę przedstawiał. I za każdym razem miałem wrażenie że ktos za mną chodzi, kiedyś zebrało Nam się na szczerość z kumplami którzy też tam chodzili i każdy powiedział że miał podobne odczucia, dziwne uczucie
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mnie raz porządnie strach obleciał na porytych okopami wzgórzach otaczających Gdynię. Niby miasto blisko ale jak się zrobiło ciemno, mgliście i do domu daleko to szedłem przyspieszonym" krokiem :) .
Drugie miejsce znajduje się w małym lasku nad rzeczką koło mojego miasteczka. Na mapach kompletna pustka ale jakoś działa na mnie odstraszająco. Obok taki sam lasek góra wyglądająca podejrzanie (grodzisko ?) i nieprzyjemna historia z samobójczynią. Zapuściłem się raz tam i raz tam ale dziwne uczucie mnie nie opuszczało i więcej sie tam nie wybieram.
I jeszcze racjonalna opowieść sprzed kilku lat - dzień, środek boru do najbliższej wioski kilka ładnych km. przez las, orientacja w okolicy baaardzo ogólna. Obok jeziorko brzeg bagnisty. Na miejsce podrzucił mnie Ojciec pytam czy są tu jakieś dziki (młody byłem to ich sie najbardziej bałem wilków i niedźwiedzi nie ma ;). Odparł że nie ma mowy. No to ok, pojechał zostałem sam. Odpaliłem piszczałę słuchawki na uszy i jazda (piszczała to Viking 6DX bodajże wyła tak -nawet jak nic nie było metalowego pod ziemią- że strzelaniny bym nie usłyszał). Łaziłem z 10 minut z wzrokiem utkwionym w ziemię w pewnej chwili go podniosłem i patrzę dzik. Mały już nie w paski ale taki z 50cm. wysoki. Myślę super mały nic nie zrobi potem przypomniało mi się jak to tego samego roku słyszałem historię jak mama dzik ;) zaatakowała znajomego grzybiarza bo nieopatrznie i nieświadomie zbliżył się do małych dzików. Więc jak jest mały dzik to z pewnością jest i mama dzik tata dzik i wpieniony dzik senior władca puszczy. Poczołem sie wycofywać powolutku a potem szybciej. Wcześniej widziałem niedaleko myśliwskie siedzisko (nie ambonę tylko takie krzesełko na drzewie) dziki nie wejdą a ja przeczekam. Znalazłem i wlazłem. Czekam..... idą dranie. Kilka małych ze 2 średnie i kilka naprawdę dużych. Przeczekałem dla spokoju z 30 min. zjadłem śniadanie i zszedłem. Znalezisk 0 po godzinie przyjechał transport :).
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Posiadam stary poniemiecki zegar naścienny, jest z roku 1909 pięknie zdobiony, tarcza w idealnym stanie, jak sie rodzice wprowadzili to zegar wisial na strychu, zajął miejsce na głównej scianie w salonie... zawsze podobał sie on mojemu dziadkowi, zegar był sprawny nigdy sie nie zacinał, wystarczyło nakręcić i trubił... któregoś razu stanął na godzinie 12 50
w przeddzień o tej godzinie nastąpił zgon dziadka.
Do tej pory, a minęło juz 7 lat zegar raz na miesiąc zacina się dokladnie w godzinie jego śmierci, co prawda dzien nie jest ten sam, bo losowy ale kto mi wyjaśni, dlaczego akurat o tej godzinie? zbieg okoliczności troszkę nie do wiary...

Dlaczego się nie zatnie 2-3 minuty wczesniej czy póżniej?
akurat w tą okoliczność nie wierze, coś musiało w tym być, teraz zegar tylko przypomina smutną prawdę która kryje się w odchodzeniu bliskich,

to taka moja mała historyjka co do duchów czy zjaw
pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zegar=bardzo skomplikowany mechanizm. Myślę że jednoznacznej odpowiedzi udzieliłby Ci zegarmistrz,jeśli on po sprawdzeniu całego mechanizmu wykluczyłby jego błędne działanie sprawa byłaby jasna.
Pozdrawiam.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

tak się zastanawiałem i doszedłem do wniosku, że co mi tam... jedni uwierzą inni mnie wyśmieją jednak skoro taki wątek został założony to i ja coś opiszę.
kilka lat temu, siedem o ile dobrze pamiętam, siedziałem u znajomych, a że następnego dnia nie musiałem wstawać wcześnie to oczywiście się zagadałem. jednak w pewnym momencie spojrzałem na zegarek i stwierdziłem, że zawijam na chatę bo było grubo po 24.00 a w zasadzie to już prawie 1.00 do siebie mam jakieś 100m ale i tak jeszcze odpaliłem muzę i włożyłem do uszu słuchawki. wchodząc do mego bloku pokonać trzeba cztery schody aby na półpiętrze" minąć po lewej stronie drzwi do piwnicy. w momencie gdy miałem je już za plecami nie zdążyłem zrobić kolejnego kroku gdyż poczułem jak ktoś" mnie złapał, objął ramionami. wiecie, myśli są jak błyskawica, więc błysnęło mi w umyśle, że ktoś z tej piwnicy wyszedł i mnie zaatakował. ja go nie słyszałem bo miałem przecież słuchawki z muzą. pomyślałem, że uderzę go" łokciem w brzuch to pewnie uda mi się uwolnić i zobaczę co dalej. no i tak zrobiłem. mój łokieć jak się pewnie domyślacie w nic nie trafił, a może, bo przecież uścisk się zwolnił. za mną oczywiście nikogo nie było. tzn. ja nikogo nie widziałem ale czułem wyraznie czyjąś obecność. wbiegłem na kolejne piętro i spojrzałem w dół. czułem że to coś lezie za mną. przypomniałem sobie to co słyszałem od kilku starszych osób, że jeżeli zaatakuje zmora to skutecznie jest do niej przeklinać. więc tak zrobiłem. zapytałem czego ode mnie chce urozmaicając to pytanie wszelkimi możliwymi bluzgami jakie znałem. oczywiście jeszcze rzuciłem żeby się odp...czepił. poczułem, że to coś się jakby zawahało, zatrzymało. natomiast ja wyrwałem do mieszkania, cudem trafiając kluczem w zamek. tak się złożyło, że tej nocy na chacie byłem sam i powiem Wam szczerze, że nigdy tak się nie bałem jak wtedy. przez kolejne dwa może trzy lata nie było mowy żebym wracał do domu po 24.00 a i teraz mimo, że minęło tyle lat gdy wypadnie pózniejszy powrót jest mi gorąco gdy wchodzę na klatkę.pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To co powiecie na opowiadanie mojej babci?
Jej siostra w wieku starszym mieszkała w starym budynku na polanie w lesie.Ponoć na tej polanie nasi rozstrzelali jakiś bandytów z UPA.Siostra babci była do tego owarzystwa" przyzwyczajona i nic sobie z tego nie robiła ,że latały garnki ,sztućce ,przewracały się przedmioty ,a ona nawet widywała własną matkę która od dłuższego czasu nie żyła i zawsze jak się pojawiała to chodziła spać na kanapę.Siostra babci zamieszkała tam razem z mężem i dziećmi.Mąż wyjechał i zginął w wypadku a dzieci jak już były dorosłe to często odwiedzały swoją matkę.Jak syn przyjechał i jadł obiad to nagle wyszedł i się powiesił w stodole a jak córka przyjechała to też zrobiła to samo.Babcia opowiadała również jak to betonowe filary same z siebie się przewracały w stodole.Najwyraźniej nie były to zwykłe brednie bo ona to niemal każdemu opowiadała.Budynek teraz nie istnieje.Kilka lat po śmierci siostry babci się zawalił i tylko gruz z niego został.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trochę mieszacie co wspólnego ma duch św. z duchem babci.
Co zamiast siedzieć sobie spokojnie w niebie albo co gorsza w piekle pałęta się i straszy domowników.Jak tak to kto jej przepustke dał na wizyte z piekła/nieba.
*nie potrzebne skreślić
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hmm faktycznie mój błąd Duch św. jest bytem wyższym (w religii go uznającej naturalnie).

W ramach ciekawostek inne ujęcie ducha" poległego podczas czynności fizjologicznych" pokazanego w jednym z powyższych postów (kol. Sailer-a)

http://www.abteilung7.org/phpBB2/files/crapper_696.jpg
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po przeczytaniu tematu przypomniała mi się dosyć zabawna historia, którą w kręgu znajomych nazywamy rycerze z zaświatów. W pewnym miasteczku na Podlasiu krąży taka legenda, że raz na 100 lat rycerze wychodzą z góry zamkowej. Ja z kumplem po mocno zaprawianym ognisku za miasteczkiem wracamy wzdłuż rzeki do domu. W pobliżu rzeki znajduje się bar, był już zamknięty. Środek nocy ciemno jak oko wykol. Mając ostro w czubie zarzuciłem sobie jamnika na kasety na ramie zapuściłem Godsmack-a, i tak przekrzykując magnetofon i samych siebie ostro o czymś dyskutowaliśmy. Jak się okazało na drugi dzień, na murku baru siedział nasz znajomy, opłakując stracona miłość. Z jego opowiadania: Siedzie w zupełnych ciemnościach zastanawiam się czemu życie takie pokręcone, myślę sobie dziś to już nic gorszego spotkać mnie nie może i w tym czasie słysze jakieś dudnienie jakby tętent koni (Godsmack), patrze a tu jakiś czerwony punkt się do mnie zbliża (czerwona dioda w jamnikach na kasety), słyszę jakiś obcy język jak kilka osób głośnymi krzykami i basami ryczy (ja, kumpel + Sally Erna wokalista Godsmack-a). Zrozumiałem, że o to na moich oczach sprawdza się podanie ludowe o rycerzach z góry zamkowej. Tak się przestraszyłem całej tej sytuacji, że mało brakowało a w pory bym narobił i to nie w przenośni. Opowiadał, że schował się za murek i cały dygocząc ze strachu obserwował jak rycerze z powrotem wchodzą do góry zamkowej (obok góry znajduje się droga którą wracaliśmy). Dopiero gdy byliśmy spory kawałek za barem i piosenka się skończyła usłyszał nasze głosy i kapnął się, że to my, ale dalej był tak wystraszony, że siedział schowany za murkiem dłuższą chwile zanim wrócił pośpiesznie do domu. Jak na drugi dzień do nas dopadł, mało nas nie powywracał wykrzykując, że tak go nastraszyliśmy. Nawiązując do tematu, w różne dziwadła na tym świecie wierze, zbyt dużo widziałem, z resztą w mojej rodzinie rozsianej po całej Polsce wszyscy wierzą i prawie wszyscy z autopsji. Pozdr.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja miałem ostatnio taką sytuację natknęliśmy się z bratem na ciekawą miejscówkę i tak sobie latamy po niej wyciągamy jakieś bzdety i rozmawiamy o Żołnierzach z zaświatów. W pewnym momencie postanowiłem pogadać z tymi co na owej miejscówce walczyli. Zapytałem czy nie mogli by rzucić czegoś ciekawego, bo jak na razie sama drobnica, ledwo skończyłem mówić te słowa gdy złapałem sygnał z którego wyszła śliczna srebrna łyżeczka do cukru. Po jakiejś godzinie poprosiliśmy raz jeszcze, i zaraz potem wyciągnęliśmy drugą łyżeczkę tym razem jeszcze ciekawszą. A jak postanowiliśmy podziękować chłopakom za fanty już na koniec poszukiwań zmawiając krótką modlitwę to po pierwszych 3 słowach smętek zawył aż w uszy zakuło (mimo że już odeszliśmy jakieś 500m od terenu poszukiwań i od dobrych 15 minut nie było żadnego sygnału) i wyszło piękne strzemiono ;-)) Oczywiście to wszystko można nazwać zbiegiem okoliczności, jednak ja wolę wierzyć że jest inaczej, a modlitwa za poległych jeszcze nikomu nigdy nie zaszkodziła.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie