bodziu000000 Napisano 24 Wrzesień 2009 Autor Napisano 24 Wrzesień 2009 http://wyborcza.pl/1,101901,7056790,Lwow__Plebiscytu_nie_bedzie.htmlLwów. Plebiscytu nie będzieMróz dochodzi do minus 42 stopni. Bolszewicy wyciągają z mieszkań 23 tysiące lwowian. Co szósty nie przeżyje podróży. Pierwsze ciała zamarzniętych dzieci enkawudziści wyrzucają z wagonów jeszcze na stacji. Kilka tygodni później ze wschodu zaczynają przychodzić listy. O życiu w lepiankach, pracy w kołchozach, poniewierce, śmierci. Lwów z płaczem dołącza do wielkiej rodziny miast ZSRR21 września 1939, dziesiąty dzień oblężenia Lwowa. Niemcy i Sowieci wspólnie zaciskają pierścień.Jeszcze nad ranem niemiecki parlamentariusz przekonywał Polaków: poddanie się nam oznacza pozostanie w Europie, poddanie się Armii Czerwonej to przejście na zawsze do Azji.Gdy wstaje słońce, jest jasne, że Polacy nie mają już nawet i tego wyboru. Lwów pozostanie po wschodniej stronie nowej granicy na Sanie. Trwająca ubiegłą noc niemiecka strzelanina to było tylko maskowanie odwrotu.Po południu, gdy słońce czerwieni dachy ostatnich miejskich kamienic na rogatce łyczakowskiej, spotykają się Polacy i bolszewicy, którzy gwarantują pozostawienie na miejscu dotychczasowych władz miejskich, nietykalność mieszkańców, zachowanie własności prywatnej, możliwość wyjazdu na Węgry i do Rumunii. Sowieci rozmawiają grzecznie, proponują herbatę, zobowiązują się wystawić gwarancje na piśmie.Kierujący polską obroną gen. Władysław Langner też stara się być uprzejmy:- To z Niemcami prowadzimy wojnę - mówi. - Germanie są wrogami całej Słowiańszczyzny. A wy jesteście Słowianie...Sowieci potakują.Nazajutrz Langner, sam lwowiak, poddaje miasto - mimo zbrojnego buntu młodych, domagających się dalszej walki żołnierzy. Obrońcy zbierają się teraz na pięknym, strojnym placu Bernardyńskim. W cieniu pierzei - wzdłuż kapiących od ozdób kamienic - stoją w tyralierach milczące postacie."Drobne figury, twarze azjatyckie, w owijaczach, z karabinami na sznurkach, chyba Kałmucy - zapisze potem ppłk. Jan Sokołowski. - Odbierają broń nadchodzącym oficerom. A więc jesteśmy niewolnikami. Pod wieczór ustawiają nas w czwórki i wyprowadzają na szosę do Winnik.Kiedy wychodzący ze Lwowa mijają się na ulicy z wjeżdżającymi sowieckimi czołgami, kolumny czwórek idą w rozsypkę. Zdezorientowani konwojenci usiłują przekrzyczeć ryk potężnych diesli, gubią się między maszerującymi z przeciwka. Idealne warunki, by prysnąć w bramę. Ale polscy oficerowie nie uciekają. W Winnikach mają być przecież - zgodnie z porozumieniem - zwolnieni do domów. W Europie przestrzega się umów."Gdy doszliśmy do Winnik, zamiast zwolnić, wpędzili nas do hali fabryki papierosów - wspomina Sokołowski. - Przyszedł jakiś czerwonoarmista i zamiast kolacji poczęstował propagandą. Następnego dnia, bez śniadania, wyruszyliśmy w dalszą drogę.Dla większości koniec tej drogi to Katyń.Lwów już nie będzie polski.Pierwsza i druga obrona Wcielony do Korony przez królową Jadwigę trwał przy niej przez 400 lat. Kolejne 150 - przy Austrii. XIX wiek to nie był zły czas. Drewniane parterowe domy ustąpiły kilkupiętrowym kamienicom, kępy chaszczy - parkom i skwerom z ławeczkami. Gdy zajęte przez Rosjan Warszawa i Łódź pełne były jeszcze końskiego nawozu, a mydliny wylewały się z okien, ulicami cesarsko-królewskiego Lwowa jeździły tramwaje, wszystkie dzielnice miały już prąd i telefony, gęsto świeciły latarnie, działały wodociągi. Po wybrukowanych ulicach spacerowały w długich sukniach Polki, Ukrainki, Żydówki, Niemki, żony lwowskich Ormian, Tatarów, Węgrów.Pierwsza obrona Lwowa to rok 1918. Gdy upada austro-węgierskie imperium, niepodległość ogłaszają równocześnie Polacy i Ukraińcy. Polaków wspierają wojskami Kraków i Warszawa, Ukraińcy muszą przegrać.Druga obrona - rok 1920. Kiedy sowiecki Front Zachodni atakuje Warszawę, Front Południowy z komisarzem politycznym Józefem Stalinem uderza na Lwów. Pod Zadwórzem - stacyjką kolejową na przedpolu miasta - batalion ochotników staje przeciw konnej dywizji Siemiona Budionnego. Spośród 330 polskich obrońców ginie 318. Dzięki ich śmierci Budionny nie zdąży z odsieczą nad Wisłę.Przywrócony Polsce Lwów nieco zwalnia gospodarczy rozwój, ale bawi się jak żadne inne miasto. Krajowa elita zjeżdża na wystawne przyjęcia w hotelu George, w zatłoczonej, otwartej "zawsze i o każdej porze kawiarni Atlas można już przed południem spotkać rozbawionych Solskiego, Jaracza, Hemara. Po południu wszystkich bawi do łez audycja Radia Lwów - "Wesoła fala. Szczepcio i Tońcio, dwaj batiarzy, gawędzą tak uroczo, że w czasie emisji "Fali ulice miasta pustoszeją.Kałmuki rabują ludzi Trzecia obrona Lwowa zaczyna się niemieckim szturmem, a kończy sowiecką zdradą. 23 września 1939 do miasta wlewają się sowieccy żołnierze i ich politrucy. Oglądają pełne sklepy, czyste chodniki, wyprasowane garnitury na wystawach."Wnet wywiozą wszystko, nawet druty radiowe - zanotuje w początkach października Marysia Gaklik, młoda lwowska dziennikarka.A gazeta "Wilnaja Ukraina pisze tak: "Zaczyna się nowe życie. Bez panów i obszarników, bez ucisku i przemocy.Wkrótce bez papierosów, mydła, masła i kiełbasy.10 października spada pierwszy śnieg. Nim mróz ściśnie na dobre, po raz pierwszy od niepamiętnych czasów brakuje węgla i nafty. Kolejki po chleb ustawiają się już w nocy. Nie ma zapałek, mąki, kartofli. Pod dostatkiem wieców, oświadczeń i zebrań.W Teatrze Wielkim "inżynierowie lwowscy, czyli zapędzeni tu przez NKWD pijaczkowie, demonstrują pod hasłem przyłączenia miasta do Związku Sowieckiego. Podobną rezolucję przyjmuje zebrana w teatrze lwowska młodzież, której przewodzi Julia Bristiger.W lutym nie wolno już samowolnie opuszczać miasta, prywatny handel stał się "spekulacją. Zamarzają wodociągi, są przerwy w dostawach prądu. Sowieci rekwirują właścicielom sklepy, kawiarnie, kamienice, kina.Mieszczanie, którzy jeszcze pół roku temu zastanawiali się, w jakiej restauracji zjeść obiad, martwią się teraz, jak wymienić używane skarpety za ćwierć bańki nafty. Eleganckie panie czyszczą na sprzedaż butelki, które we wrześniu ich służące wyrzucały do piwnic."Kałmuki rabują ludziom meble, ubrania, buty, pościel... nawet kury - notuje w dzienniczku Marysia Gaklik.Zaczynają się masowe aresztowania. Najpierw harcerze, księża, nauczyciele. Czarne furgonetki przyjeżdżają nad ranem, zabierają całe rodziny.Najgorsze dopiero się zbliża: to "wywozy.10 lutego o świcie mróz dochodzi do minus 42 stopni. Okutani w szynele bolszewicy, z bagnetami na karabinach, wyciągają z mieszkań 23 tysiące lwowian. Dwie godziny na spakowanie - i do wagonów. Co szósty Polak nie przeżyje podróży. Pierwsze ciała zamarzniętych dzieci enkawudziści wyrzucają z wagonów jeszcze na lwowskiej stacji.13 kwietnia - druga fala deportacji.Kilka tygodni po niej ze wschodnich republik ZSRR, z gór ałtajskich i pustyni Gobi zaczynają przychodzić listy. O życiu w zimnych, mongolskich lepiankach, o ciężkiej pracy w kołchozach, o poniewierce, śmierci.Lwów z płaczem dołącza do wielkiej rodziny miast ZSRR.Komendant schwytany na rzece Początki antysowieckiej konspiracji są trudne. Gen. Marian Januszajtis, najstarszy rangą uczestnik trzeciej obrony miasta, schodzi do podziemia jeszcze we wrześniu. Powołana przez niego grupa zwie się Polską Organizacją Walki o Wolność. Jej główna działalność - wysyłanie raportów o sytuacji do gen. Sikorskiego we Francji - trwa miesiąc. NKWD aresztuje generała.W tym samym czasie władze na uchodźstwie wyznaczają Lwów na centrum Obszaru 3. Związku Walki Zbrojnej. Komendantem ma być gen. Michał Tokarzewski-Karaszewicz ps. "Torwid - przystojny lwowiak z arystokratycznej rodziny, piłsudczyk. Jedzie, by objąć stanowisko, z Warszawy przez Kraków i dalej - przez zieloną granicę na zamarzniętym Sanie. Jedna z kurierek odbierających go po niemieckiej stronie wspomni później:"Już kiedy dostrzegłam generała, byłam przerażona - tak się wyróżniał spośród podróżnych. Uderzająco pański, piękny, ubrany jak (...) międzynarodowy magnat podróżujący. Przyjechaliśmy po niego wozem chłopskim, nie chciał siadać. Szedł za wozem środkiem ulicy i rozglądał się....Przez lód na Sanie idą we troje: dwie kurierki, w środku generał z walizką w ręce. Ta z lewej nadziewa się na pogranicznika. Choć zgodnie z instrukcją należy uciekać, "Torwid nie zostawia kobiety w potrzebie. Biegnie wprost w objęcia patrolu.Sowieci nie orientują się, kogo złapali, ale nielegalne przekroczenie granicy wystarczy, by dostał osiem lat łagru.Gdy rąbie lasy pod Archangielskiem, polska konspiracja we Lwowie ledwo się tli. Wysyłanie paczek zesłanym na Wschód, druk ulotek, młodzieżowe komplety - to wszystko, na co może sobie pozwolić. Tutaj trudniej niż w Generalnym Gubernatorstwie orzec, kto swój, a kto wróg. Do tego konflikty w łonie samego ZWZ: ambicje liderów sprawiają, że konspiracja dzieli się na dwie konkurujące grupy - ZWZ 1 i ZWZ 2.Pułapka na Błoniach Kulparkowskich Pod koniec marca 1940 r. nadchodzi odwilż. Spod zimowych zwałów deszcz odsłania obraz ponury jak nigdy. Lwów jest brudny, drzewka w parkach połamane, ławki rozkradzione na opał, w sklepach szyby wybite albo zasłonięte dechami. W kawiarniach pusto - ani kawy, ani cukru.Dwa tysiące kilometrów na zachód, w Paryżu, płk Stefan Pstrokoński ps. "Łoziński odbiera rozkaz Naczelnego Wodza: wyjazd do Lwowa. Zadania: "wobec szczególnej dezorganizacji i chaosu w podziemiu (...) ząjąć się tym terenem, ustalić istotny stan rzeczy, zawnioskować dalsze kierunki, możliwości i sposoby działania.Pułkownik działa raptem dwa miesiące. 22 czerwca zostaje aresztowany w konspiracyjnym mieszkaniu. Złamany w śledztwie doprowadza enkawudzistów do kolejnych członków siatki, w tym do nowego komendanta Obszaru 3. Emila Macielińskiego "Kornela. Aresztowany "Kornel prawdopodobnie załamuje się także. NKWD dociera do kolejnych konspiratorów. Lwowski Obszar zamiera.W czerwcu trzecia fala deportacji.NKWD ucieka się do podstępu: kolportuje wśród mieszkańców informację o przyjeździe hitlerowskiej komisji, która ma kwalifikować do wyjazdu za San. Na ul. Orzeszkowej, gdzie mają się zjawić Niemcy, czekają tłumy. Ludzie sami sporządzają listy. Gdy komisja przyjeżdża, okazuje się, że gotowych do przenosin jest 70 tysięcy, w tym wielu Żydów (!). Na Błoniach Kulparkowskich Niemcy sortują uchodźców. Wybierają tych, o których upomniały się wcześniej u władz niemieckich polskie rodziny; druga grupa wybrańców to folksdojcze. W sumie tysiąc - reszta musi wracać do domów.Ale listy z ich nazwiskami ma już NKWD. 29 czerwca zaczyna się wyciąganie z mieszkań tych, którym nie podobało się życie w Zachodniej Ukrainie. Będą smakowali życia na Syberii.Lud łamie krucyfiksy 25 października rusza z Warszawy do Lwowa kolejny komendant Obszaru - ppłk Leopold Okulicki, ps. "Mrówka (potem "Niedźwiadek). Ma wyrwać lwowską konspirację z marazmu. Działa niespełna trzy miesiące. W połowie stycznia do jego konspiracyjnego mieszkania łomoczą dwaj enkawudziści prowadzący przed sobą człowieka z rękoma wzniesionymi nad głową. Twierdzą, że zatrzymany ukradł zegarek należący do gospodarza. Okulicki zaprzecza. Mundurowi nalegają, aby dla "wyjaśnienia sprawy udał się z nimi na komisariat milicji. Gdy wychodzą, rzekomy złodziej przedstawia się zaskoczonemu Polakowi jako pułkownik NKWD. Zwraca się do "Mrówki jego prawdziwym nazwiskiem.Terror dosięga też tych, którzy z konspiracją nie mają nic wspólnego. Aby zwolnić miejsca w celach więzień na Zamarstynowie i w byłym klasztorze sióstr brygidek, NKWD rozstrzeliwuje bez sądu m.in. emerytowanych generałów Wojska Polskiego, byłych wiceprezydentów miasta, sędziów, dyrektorów banków i ich rodziny.Równolegle - pod hasłem walki z wrogimi klasowo elementami - trwa akcja wyrzucania Polaków z posad. Bez zarobków, bez zaświadczeniu o pracy, bez kartek na żywność byli profesorowie i lekarze idą na utrzymanie swoich gosposi.W sierpniu władze miasta zakazują wysyłania paczek zesłanym na Sybir - "bo wszystkiego mają tam pod dostatkiem. Tymczasem we Lwowie pod każdym czynnym sklepem stoją - jak się je nazywa - ogony. Cukier sprzedają po pół kilo, naftę - po butelce, mydło - po dwa kawałki. Butów, płaszczy, bielizny - nie ma wcale.Zmieniają się nazwy ulic: Sapiehy na Komsomolską, Czarnieckiego na Radziecką, plac Wilsona na Dworcowy. Na wysprzątanych pobieżnie chodnikach ekipa Mosfilmu kręci obraz pt. "Marzenie. Rzecz o tym, jak rozkwita uciśniona niegdyś przez pańską Polskę Zachodnia Ukraina. Scena na dawnym placu św. Zofii: robotnicy idą smutni, niosąc pod wodzą księdza krzyże i religijne chorągwie. Nagle zza rogu wyjeżdżają konni czerwonoarmiści. Lud łamie krucyfiksy i rzuca się roześmiany w stronę wybawicieli.We wrześniu "Czerwony Sztandar drukuje opatrzone superlatywami przemówienie Hitlera. Prócz tego - jak co miesiąc - artykuły polskich i żydowskich członków reżimowego Związku Literatów. Stalina i ZSRS wychwalają Jerzy Borejsza, Tadeusz Boy-Żeleński, Aleksander Wat, Wanda Wasilewska, Jerzy Stanisław Lec, Adam Ważyk, Leon Pasternak, Elżbieta Szemplińska.Dlaczego tak wielu?- Być może decydującym czynnikiem była - poza konformizmem i oportunizmem - brutalna rzeczywistość i konieczność zdobycia środków utrzymania, co nie było łatwe w świecie zmonopolizowanym przez państwo jako jedynego pracodawcę - odpowiada Grzegorz Hryciuk, specjalista od historii stosunków polsko-ukraińskich z Uniwersytetu Wrocławskiego, autor pracy "Polacy we Lwowie pod okupacją radziecką i niemiecką w latach 1939-1944. Życie codzienne. - Poza tym niezwykle silnym impulsem był strach. O ile na obszarach okupowanych przez Rzeszę miał wymuszać bierne zachowanie, o tyle na terenach zajętych przez ZSRR miał nie tylko łamać ducha oporu, ale jeszcze być bodźcem do aktywnego działania, do okazywania "pozytywnego stosunku. Pod okupacją radziecką nie wolno było być biernym.Permanentny lęk opisuje w Julian Stryjkowski, wówczas redaktor "Sztandaru, potem autor "Wielkiego strachu. Wspomina, jak Aleksander Wat, zatrudniony jako korektor, budzi się w nocy i krzyczy z przerażenia, bo śni, że przepuścił literówkę w nazwisku Stalina, które zostaje wydrukowane z błędem: "Sralin. Przerażeni poeci licytują się w rymowanych hołdach i paszkwilach. Ważyk pisze o polskich żołnierzach września, że to "włóczęgi. Putrament zaczyna od słów: "I wie każdy - od starca do dziecka - najbardziej potężną na świecie jest ojczyzna radziecka. Nie daje się Broniewski. Choć przed wojną otwarcie deklarował komunistyczne sympatie, teraz uchyla się od składania hołdów okupantowi, w restauracjach złorzeczy bolszewikom, nie chce pisać wiernopoddańczych wierszy. Podczas aresztowania - po donosie Borejszy - bije się z usiłującymi go zakuć enkawudzistami. W celi na głos śpiewa piosenki legionowe, za co klawisze katują go i wpychają do wypełnionego gównami karceru. Broniewski nie pęka. Udaje mu się: na mocy układu Sikorski - Majski wychodzi z więzienia i trafia do Andersa. Dla odmiany Watowi nie pomaga pisanie o tym, jak to polska groźna noc we Lwowie ustąpiła blaskowi rewolucji. Zostaje wywieziony na Wschód, jak tysiące. Lepiej wiedzie się Elżbiecie Szemplińskiej, autorce wiersza "Prawdziwa ojczyzna, porównującego radosny kraj sierpa i młota do faszystowskiej Polski. Gdy mąż poetki dostaje posadę komunistycznego konsula w Luksemburgu, oboje wybierają kapitalizm, ona rozpoczyna nawet działalność antysowiecką. Na stare lata wstąpi do klasztoru.Komuniści pakują kufry Na Boże Narodzenie 1940 roku "Czerwony Sztandar donosi: "Nauka ustaliła już dawno, że Chrystus był postacią zmyśloną, mityczną.... Mimo to kościoły pełne jak nigdy dotąd. Na szybie domu przy Łyczakowskiej pojawił się obraz krwawego serca Pana Jezusa.Śniegi spadają tak wielkie, że władza zamyka szkoły i urzędy, by nauczyciele i biuraliści odgarnęli przynajmniej tory na dworcu. Przy łopatach spotykają się dawni znajomi. Nikt się nie cieszy. Rok starczył, by szacowni lwowianie zamienili się w szary, przemarznięty, głodny tłum poszukiwaczy desek na opał. Jednego tylko Sowieci nie zdołali odebrać - nadziei, że to wszystko jest tylko stanem przejściowym: Anglicy najpierw pokonają Hitlera na Zachodzie, potem upomną się o Wschód. Najpóźniej latem.Lato zaczyna się jednak inaczej. Samoloty, które 22 czerwca 1941 r. zrzucają bomby na miasto, nie mają brytyjskich znaków. To Niemcy. Płonie śródmieście, Poczta Główna, rafineria i fabryka wódek. Do wieczora wśród Sowietów wybucha panika. NKWD pali dokumenty i wywozi na wschód część więźniów z Brygidek i Zamarstynowa. W lokalach partii i Komsomołu pustka - komuniści chyba nie wierzą w Armię Czerwoną, bo od rana pakują kufry. Nazajutrz Łyczakowska pełna jest ciężarówek wypełnionych milicjantami, urzędnikami, rodzinami wojskowych.24 czerwca więźniowie Brygidek orientują się, że klawisze zniknęli. Przeszło dwóm setkom udaje się uciec, zanim oddział NKWD, strzelając z karabinów maszynowych, zapędza pozostałych do cel. Wszyscy - podobnie jak ci z Zamarstynowa i mniejszych lwowskich więzień - zostają wymordowani, część spalona żywcem. Ginie dwa i pół tysiąca.Łopot ukraińskich flag Bojownicy OUN ostrzeliwują cofających się Sowietów zza nagrobków Cmentarza Łyczakowskiego, z wieży kościoła św. Elżbiety, z gazowni i Wysokiego Zamku. 24 czerwca zaczyna się regularna walka: Ukraińcy atakują siedzibę NKWD. Polacy przerażeni siedzą w domach. W mieście nie ma wody, prądu, tramwaje przewrócone, sklepy obrabowane. Widać płomienie pożarów. I tak przez kilka dni.Z ust do ust biegnie wiadomość o ciałach odkrytych w więzieniach, o stosach nadpalonych trupów, o wbitych na haki kobietach. Podobno ofiary mają odrąbane głowy. Co odważniejsi idą zobaczyć, co się dzieje w więzieniach, w tym samym czasie, gdy południowe i zachodnie rogatki przekraczają jednostki Abwehry i batalion ukraińskich esesmanów "Nachtigall.30 czerwca o świcie nad ciemnym jeszcze miastem łopoczą już wielkie flagi ze swastykami i mniejsze - żółto-niebieskie. Gdy wstaje dzień, ukraińskich chorągwi jest coraz więcej. Na uniwersytecie proklamują powstanie samostijnego rządu, na ulicach władzę przejmuje milicja z żółto-niebieskimi opaskami.Słońce już wysoko, gdy wchodzą główne oddziały Wehrmachtu. Przez kilka dni będą przekraczały miasto z zachodu na wschód. Ukraińskie kobiety wynoszą żołnierzom ciasta, dzieci rzucają kwiaty. Na murach afisze: "Niech żyje ukraińska nacjonalna rewolucja! Niech żyje swoboda wszystkich narodów uciemiężonych przez Moskwę. Ukraina dla Ukraińców!.Akcja więzienna Całe miasto wie już, co stało się w Brygidkach, na Zamarstynowskiej i w więzieniu na Łąckiego. Odór zwłok rozlewa się na kolejne kwartały.„Zdecydowałem się pójść na Łąckiego, bo siedziało tam wielu moich przyjaciół - wspomni po wojnie Kazimierz Żygulski, dzisiaj warszawski profesor, wówczas absolwent Uniwersytetu Jana Kazimierza. - Więzienie otoczone było kordonem niemieckich żołnierzy... Gdy podszedłem bliżej, nieoczekiwanie jeden odezwał się do mnie czystą polszczyzną: »Masz tam kogoś, to cię puszczę «. Poznałem twarz pod hełmem: to znajomy Ukrainiec, student prawa (...) siedział zwykle koło mnie na ćwiczeniach. Kiwnąłem mu głową i szybko przeszedłem przez kordon. Obraz był koszmarny (...). Na podwórzu, wydobyte z ziemi, niektóre już ze śladami rozkładu, leżały trupy pomordowanych przez NKWD. Było ich kilkaset, część z nich miała wyraźne ślady tortur, rozległych oparzeń, złamań kości, ran...”.Trudno brać odwet na komunistach za to, co się stało: prawie wszyscy funkcjonariusze reżimu uciekli. Pozostają Żydzi.1 lipca ukraińska policja na oczach niemieckich żołnierzy wyciąga starozakonnych z mieszkań i pędzi ku więziennym dziedzińcom. Część pełznie na czworakach albo na kolanach - ku większej uciesze gapiów. Mają teraz zwozić i zakopywać trupy. Po robocie giną sami - od pałek, kopniaków i kul.2 lipca policja wraz z Niemcami pali pierwszą synagogę, trwa plądrowanie żydowskich mieszkań. Kolejne mordy. Esesmani z Einsatzgruppen rozstrzeliwują - z braku partyjnych komunistów - popleczników reżimu. Dobry jest komsomolec, może być i milicjant, i pionier.Koniec historii Nocą z 3 na 4 lipca gestapo - na podstawie sporządzonej przez ukraińskich studentów listy - wyciąga z mieszkań polskich profesorów. Z domu prof. Jana Greka zabierają także żonę i szwagra - Tadeusza Boya-Żeleńskiego. Na zboczu Kadeckiej Góry wszystkich morduje Einsatzkommando. Były premier RP i rektor Politechniki Lwowskiej Kazimierz Bartel ginie osobno - trzy tygodnie później - z rozkazu Himmlera.Zaczynają się niemieckie porządki. Ruszają zniszczone linie tramwajowe, z kranów znowu płynie woda. Trwa - prowadzone głównie rękami zatrzymanych Żydów - porządkowanie ulic i skwerów, tynkowanie, malowanie. Na odnowionych murach wiszą ukraińskie podziękowania dla Hitlera i Rzeszy."Pod ochroną niezwyciężonego miecza niemieckiego naród ukraiński odzyska pełną wolność....Nie odzyska. Już w sierpniu Lwów wraz z całym Dystryktem Galicja (Tarnopol, Stanisławów) włączony zostaje do Generalnego Gubernatorstwa. Państwo Hansa Franka przykręca śrubę i Ukraińcom, i Polakom mocno, jak za Sowietów. Polakom nawet mocniej. Ukraińcy mają przynajmniej szkoły średnie i administrację terenową, pieczętującą się tryzubem policję, na ukraińskich chłopów nałożono mniejsze niż na polskich dostawy obowiązkowe.Polacy mają milczeć, pracować i dziękować niemieckim panom za wyzwolenie od "żydo-bolszewickich okrutników - jak ich nazywa we wzniosłej odezwie "do ludności Galicji gubernator Hans Frank.W połowie sierpnia zaczynają się przesiedlenia ocalałych jeszcze Żydów lwowskich do getta urządzanego w północnej, odgrodzonej torami, biednej dzielnicy Kleparów. Ciągną i pchają w upale wózki z najcenniejszymi rzeczami, a nad głowami wznosi się czarny dym. To płoną najważniejsze synagogi: Złotej Róży, Stara, Nowa i Wielka.600-letnia historia Żydów lwowskich dobiegnie wkrótce końca.Kto handluje, ten żyje Polskie podziemie odbudowuje się. We wrześniu 1941 konspiruje w mieście kilka tysięcy ludzi, we wrześniu 1943 r. - już 25 tys. Poza ZWZ AK działa co najmniej sześć innych dużych struktur, wśród nich Narodowa Organizacja Wojskowa i Związek Jaszczurczy. Pracuje Okręgowa Delegatura Rządu emigracyjnego, działają podziemne drukarnie i wytwórnie nielegalnych dokumentów, trwają tajne komplety i zbiórka broni, w bliższych i dalszych wioskach, choć dominuje tam UPA, organizują się pierwsze partyzanckie oddziały AK.Płyną do Londynu meldunki o sytuacji na Kresach."Powrót do gospodarki prywatnej ma ogromne znaczenie, nie tylko dla utrzymania poziomu życia ludzi, lecz także dla działalności konspiracyjnej, niezwykle utrudnionej w warunkach gospodarki radzieckiej - zapisuje Kazimierz Żygulski, pracownik Delegatury Rządu. - Okupacja niemiecka silniej niż sowiecka scementowała społeczeństwo polskie, bo rasistowsko-szowinistyczna ideologia hitleryzmu nie ma żadnego oddźwięku ani na lewicy, ani na antyniemieckiej prawicy.W 1942 r. Niemcy odwołują sowieckie ograniczenia w podróżowaniu i Żygulski jedzie do Krakowa. - Wydawało mi się w pierwszej chwili, że wojny tu w ogóle nie było i nie ma, że to tylko we Lwowie spadły na nas wszystkie możliwe nieszczęścia - wspomni po latach. - Wszedłem do małej kawiarenki. Od 1939 roku nie widziałem takich ciastek i tortów.Jak porównać sytuację krakowską i lwowską? Jak opowiedzieć krakusom, a potem warszawiakom o okupacji bolszewickiej, o wywózkach do Kazachstanu, o prześladowaniach za samo wspomnienie o Polsce? Jak opisać masakry w więzieniach? Nie da się. Kiedy Żygulski opowiada, rodacy z "okupacji niemieckiej słuchają go niechętnie, bez zrozumienia. Ale gdy po powrocie do Lwowa opowiada, co widział w Warszawie - nie wierzą mu wcale. Ludzie bawią się w kawiarniach? Dochodzą do fortun? Chodzą do kasyna? Czy to możliwe?Możliwe. "Zaczął oddziaływać i na nas, we Lwowie, ogromny rynek wschodni - zapisuje Żygulski. - Do Kijowa i na tzw. Wielką Ukrainę wysyła się różne towary, zawiera wielkie transakcje. Obserwowałem z zaciekawieniem zachowanie setek ludzi radzieckich, którzy z różnych względów nie odeszli w 1941 roku na wschód. Część z nich okazała znaczne zdolności przystosowawcze, okazało się, że mogą także robić interesy, zakładać sklepy i warsztaty, handlować.Partnerami do handlu są często niemieccy sojusznicy - stacjonujący we Lwowie własowcy i Włosi. Ubijają z Polakami interesy, a przy okazji roznoszą najnowsze wieści: sowiecki walec już się toczy na zachód. Wystarczy popatrzeć na linie kolejowe czy przechodzące przez Lwów szosy. Tam, gdzie niedawno ciągnęły na wschód masy sprzętu i wojska, wracają ranni. Szpitale przepełnione. Pielęgniarki dostały rozkaz uśmiercania kalek.Polskie nadzieje, że Hitler pokona Stalina, a potem alianci pobiją Hitlera - obracają się wniwecz.Robi się groźnie także z innego powodu. Uciekinierzy z prowincji przynoszą straszne wieści o napadach UPA."OUN spodziewa się powojennych plebiscytów w sprawie przynależności tych ziem - notuje Żygulski. - A więc im mniej tu będzie Polaków, tym lepiej. Ci, którym udało się uciec przed czystkami, opowiadają rzeczy niesłychane, niczym wyjęte z kronik z czasów Chmielnickiego i Jaremy Wiśniowieckiego.Jesienią 1943 lwowscy Polacy zaczynają uciekać z miasta: do Warszawy, Krakowa, Łodzi - byle dalej od tego, co nieuniknione. W ciągu ośmiu miesięcy wyjeżdża prawie 50 ze 150 tysięcy polskich obywateli.Ruki wwierch! "Na wiosnę 1944 roku stanęła przed nami, lwowską Delegaturą, realna perspektywa powrotu radzieckich okupantów - notuje Kazimierz Żygulski.Ma rację. Latem 1944 Brytyjczycy, dotychczas popierający wariant przyszłej sowiecko-polskiej granicy z Lwowem po zachodnie stronie, ustępują Stalinowi. Stanisław Grabski i Stanisław Mikołajczyk próbują jeszcze osobiście zmiękczyć bez skutku dyktatora. Gdy Mikołajczyk przypomina, że Lwów nie był rosyjski nawet podczas rozbiorów, Stalin odpowiada: - Owszem, ale Warszawa była.Ludzie nowego reżimu - Bierut, Gomułka, Wasilewska - głośno opowiadają się za Lwowem w ZSRS. Jedynie dowódca nowej polskiej armii gen. Zygmunt Berling próbuje mówić coś o przyszłych plebiscytach, ale to na nic.21 lipca 1944 Armia Czerwona otacza zniszczone, w połowie wyludnione miasto. Puste są kamienice Polaków, martwe getto, z którego wywieziono już wszystkich Żydów, niedawno opustoszała dzielnica "Nur für Deutsche. Teraz sowieckie samoloty bombardują tory kolejowe i nieczynne fabryki, w których kryją się Niemcy.AK rozpoczyna Akcję "Burza. Wśród dymów, ruin i zgliszcz Polacy, wespół z Sowietami, zajmują w walkach kolejne kwartały. Niemcy bronią się tydzień, ich ostatnią redutą jest Kleparów i ruiny getta.30 lipca sowieccy żołnierze i mniej liczni mieszkańcy mogą posłuchać, jak Nikita Chruszczow i marszałek Koniew cieszą się z powrotu miasta do wielkiej ojczyzny proletariatu. Po wysłuchaniu przemówień krasnoarmiejcy szukają wódki, za dwulitrowego "bąka dają 100 kilo trofiejnej mąki.Nazajutrz najważniejsi dowódcy lwowskiej AK odlatują do Kijowa i Żytomierza na rozmowy w sprawie utworzenia dywizji do dalszej walki z Niemcami. Zamiast rozmówców czekają ich więzienia NKWD. Pozostali we Lwowie akowcy zbierają się w komendzie przy ul. Kochanowskiego, gdzie planowane jest spotkanie z sowieckim generałem. Na miejscu słyszą, że generał przybyć nie może - zaprasza do siebie. Podsyła nawet samochody. Podjeżdżają willysy, za kierownicą każdego siedzi oficer. 30 akowców jedzie do niedawno jeszcze zajmowanego przez gestapo pałacu Biesiadeckich. W wielkim gabinecie czekają już gospodarze - także 30. Najstarszy stopniem Polak krótko przedstawia sytuację: obecni tutaj reprezentują jednostki organizowanej dywizji polskiej.Najstarszy rangą czerwonoarmista wyciąga z szuflady biurka dwa pistolety i krzyczy: - Ruki wwierch!Do sali wbiegają uzbrojeni w pepesze żołnierze.Gestapowskie cele w piwnicach pałacu już czekają.Śmierć Alicji Czyż Jeszcze w czasie walk o miasto Polacy wieszają na wieży lwowskiego ratusza dwie flagi: biało-czerwoną i amerykańską. Radość jest krótka. Ukraińcy zrywają obie i wieszają żółto-niebieską. Wkrótce obie strony pogodzą Sowieci - ostatnia jest flaga czerwona. Pod nią leży miasto zawalone szkłem, gruzem i wrakami niemieckich maszyn, ulice poryte gąsienicami czołgów, z lejami po bombach, połamanymi latarniami, place ze spalonymi drzewami. Pełno niepochowanych ciał - głównie Niemców. Czerwonoarmiści rabują resztki sklepów.Zaczynają się aresztowania Polaków. Sowieci zamykają 17 tysięcy, w tym ocalałych jeszcze polskich pracowników uniwersytetu. Profesorowie będą harować przy wyrębach lasów i wydobyciu antracytu w Zagłębiu Donieckim.Ruszają wywozy i repatriacje. Tym razem jedni jadą na Sybir, drudzy na zachód - na ziemie odebrane Niemcom. Na ich miejsce władza sprowadza pociągami nowych mieszkańców."Aż niemiło chodzić po ulicach - wspomina Ryszard Gansiniec, były właściciel drukarni. - Wszędzie, na środku chodnika kultura moskiewska: wymioty, przy murze załatwianie się takie, że Lwów jest już całkiem zafajdany. Pełno pijanych, czepiających się każdego....10 lutego 1945 kończy się konferencja w Jałcie. We Lwowie dzień wstaje mroźny i śnieżny.„Tego ranka nasz profesor wszedł do klasy blady i zmieniony na twarzy - wspomina Beata Kisiel-Lubichowa, wtedy uczennica gimnazjum. - Opowiedział nam tragiczną prawdę: nasi wojenni sprzymierzeńcy postanowili już ostatecznie oddać nas Stalinowi. Na to wstała moja serdeczna koleżanka Ala Czyż, córka robotnika, i zapytała: »Panie profesorze, jak to jest możliwe, by zło tryumfowało nad dobrem? «”.Ala Czyż, przesiedlona z rodziną na Śląsk, umiera kilka lat później w szpitalu psychiatrycznym.*** Korzystaliśmy z: „Lwów - Burzliwe losy miasta widziane oczami żyjących Polaków” - „National Geographic Polska”, lipiec 2003;"Kronika 2350 dni okupacji Lwowa, Grzegorz Mazur, Jerzy Skwara, Jerzy Węgierski, wyd. Unia, 2007;"Lwów 1939, Wojciech Włodarkiewicz, Bellona, Warszawa 2003;"Dziennik, Maria Gaklik, Studia i materiały IPN, Wrocław 2002;"Pogromy w Galicji Wschodniej w 1941 r., Gabriele Lesser, w: "Tematy polsko-ukraińskie, Olsztyn 2001"Ziemia Lwowska, Grzegorz Rąkowski, Oficyna Wydawnicza Rewasz;Wspomnienie Beaty Kisiel-Lubichowej na stronie wolyn.euPiotr Głuchowski, Marcin Kowalski"
bodziu000000 Napisano 24 Wrzesień 2009 Autor Napisano 24 Wrzesień 2009 http://wyborcza.pl/1,76842,7056842,Wilno__Szesc_razy_z_rak_do_rak.htmlWilno. Sześć razy z rąk do rąkPod koniec września 1939 roku z ulic Wilna znikają zbyt "inteligenckie garnitury. Widać tylko "chłopów i "robotników. Lepiej się nie wyróżniać19 września. Do Wilna wkracza Armia Czerwona. Najpierw czołgi i lepiej wyposażona piechota. Potem - jak wspomina Piotr Pietkiewicz, młody urzędnik magistratu - "nędznie umundurowane wojsko uzbrojone w broń z I wojny. Płaszcze nie obrębione u dołu, nici zwisają do ziemi. Buty - kiezy konserwowane towotem lub dziegciem. Cuchną.Mieszkańcy zmieniają powierzchowność. Wilno, choć to prowincja Rzeczypospolitej, jest metropolią Kresów. Uniwersytet Stefana Batorego w 1928 roku kończy 350-lecie. Wydział Filologii Polskiej ma świetną renomę. Studiuje tu Czesław Miłosz. Tu pisze swoje katastroficzne wiersze. Ulubionym profesorem przyszłego noblisty jest Marian Zdziechowski, wybitny znawca rosyjskiej filozofii. Pesymista. Świat według niego jest miejscem skazanym na cierpienie i zło. Profesor umiera tuż przed wojną. Miłosz napisał potem w wierszu "Zdziechowski: "Umarłeś w samą porę, twoi przyjaciele szeptali kiwając głowami: Ależ miał szczęście!. Ile kosztuje sowiecki czołg? Pod koniec września z ulic znikają zbyt "inteligenckie garnitury, widać tylko "chłopów i "robotników. Żeby się nie wyróżniać, nie prowokować.Złoty zrównany jest z rublem. Sowieccy żołnierze czują się bogaci, na wyścigi wykupują zegarki. Są tacy, co dezerterują. Krąży żart: ile kosztuje sowiecki czołg z dostawą do domu? Cztery cywilne ubrania.Rusza machina propagandowa. Na murach niezliczone afisze zapowiadające nowe lepsze czasy dla "uciskanej ludności. Wrogiem klasowym są "polskie pany. Na razie sowieckie władze grabią miasto, wywożą całe fabryki, ze składów zabierają węgiel, nie ma co jeść.Nocą enkawudziści przeprowadzają rewizje i aresztowania. Szukają oficerów, zalążków konspiracji, terroryzują. Zatrzymanych, głównie mężczyzn, wywożą do obozów. Według różnych szacunków zabijają około 2500 jeńców oraz kilkuset cywilów.Niemcy z Rosją konsumują pakt Ribbentrop - Mołotow. Jeden z jego tajnych zapisów dotyczy Wilna: "Na wypadek przekształcenia terytorialno-politycznego obszaru należącego do państw bałtyckich (Finlandia, Estonia, Łotwa i Litwa) północna granica Litwy tworzy automatycznie granicę sfery interesów niemieckich i ZSRR, przy czym obie strony uznają roszczenia Litwy do terytorium wileńskiegoZgodnie z tymi zapisami Litwa miała przypaść Niemcom. Hitler "daje ją jednak Stalinowi jako rekompensatę za zajęte przez Niemców tereny Mazowsza i Lubelszczyzny. Wilno dla Litwy Od początku wojny Litwa kurczowo trzyma się neutralności. Ale w październiku Wilno - prezent od Hitlera - Stalin przekazuje władzom w Kownie. W zamian żąda baz wojskowych dla swojej armii. Na ulicach słychać gorzkie żarty: "Wilno dla Litwy, a Litwa dla Ruskich.Litwini nie mogą i nie chcą odmówić. Wilno to spełnienie ich marzeń. Na razie godzą się na warunki Stalina. Ale po cichu zaczynają prowadzić rozmowy z Niemcami. Chcą zmienić "patrona.Polska ludność Wilna z ulgą przyjmuje zmianę. Litwini to jednak swoi. A Sowieci w miesiąc dali już Wilnu zdrowo popalić.Na ulicach Kowna radość. Litewskie gazety wypuszczają nadzwyczajne wydania. Piszą o "przełomie w dziejach narodu. Ulicami maszerują wielotysięczne demonstracje - wdzięczność dla Stalina deklaruje nawet prawica.To zrozumiałe, przez 19 lat Litwini pielęgnowali pamięć o utraconej stolicy. Co roku 9 października obchodzili żałobę narodową. W szkołach nazywa się go "dniem wiarołomnego zajęcia Wilna przez Polaków. Na mapach ziemia wileńska oznaczona jest jako "część Litwy pod okupacją Polski. O utracie miasta powstawały książki i sztuki teatralne. W prasie, często je wyolbrzymiając, opisuje się antylitewskie incydenty w Wilnie. Propaganda tworzy wrażenie, że ludność Wilna z utęsknieniem czeka na oswobodzenie.Ale na terytorium, które dostają teraz Litwini, mieszka ponad pół miliona ludzi, z czego ok. 300 tys. to Polacy. Jest blisko 100 tys. Żydów i 70 tys. Białorusinów. Samych Litwinów ok. 30-50 tys. W 210-tysięcznym Wilnie jest prawie 137 tys. Polaków, reszta to głównie Żydzi. Litwinów jest ze 2 tysiące. Korespondencje litewskiej prasy z Wilna są jednak entuzjastyczne: "Tysiące osób rozpoczęło naukę języka litewskiego!. O osobach, które mówią po polsku, a nie znają litewskiego, pisze się: "Litwini, którzy zapomnieli swojego ojczystego języka. Podkreśla się biedę i głód, który panuje w mieście. Cały naród litewski zaczyna zbiórkę darów. Wkrótce bardzo pomoże to mieszkańcom wycieńczonego, ograbionego przez Sowietów Wilna.Milczenie dzwonów Armia litewska starannie planuje operacje zajęcia opuszczonego przez Sowietów miasta. Żołnierze łamią szlaban graniczny, potem w porządku bojowym maszerują na Wilno. Żegna ich orkiestra dęta i salwy armatnie. Do miasta wkraczają z dwóch stron. Na miejscu witają je przywiezione autobusami z Kowna duże grupy młodzieży i miejscowi Litwini. Są przystrojone kwiatami bramy triumfalne. Tłum zajmuje mały kawałek śródmieścia. Młodzież do krzyczy do ochrypnięcia "valio (hurra). Porządku pilnuje tysiąc policjantów, którzy są w mieście już od kilku dni.Z odezwy do ludności: "Przychodzimy, bracia, nie ciemiężyć, lecz kochać, nie burzyć, lecz budować. Przynosimy prawo i sprawiedliwość.Dużym rozczarowaniem dla nowych władców jest milczenie kościelnych dzwonnic. To osobista decyzja i życzenie arcybiskupa Wilna Polaka Romualda Jałbrzykowskiego.Polacy nie są przestraszeni, bardziej zaciekawieni. Przez ostatnie 20 lat granica z bliskimi "krewniakami jest przecież na głucho zamknięta. Jakie mundury ma ich wojsko? Jak się będą zachowywać?Na razie śmiech budzą litewscy policjanci w swoich kolorowych mundurach. Wilnianie nazywają ich indykami. Z tym, że po litewsku. Co brzmi: "kałakutasy. Litwini zdecydowanie przystępują do depolonizacji Wilna. Zamykają Uniwersytet Stefana Batorego. To jest szok dla elit Wilna. Nie pomogły listy protestacyjne podpisane przez cała intelektualną śmietankę miasta. Ostatnie zajęcia poświęcono dziejom uniwersytetu. Równocześnie nowi, litewscy dyrektorzy przejmują szkoły powszechne. I na początek zwalniają połowę polskich nauczycieli. Gazety w Kownie protestują przeciwko przysyłaniu do Wilna osób, które znają język polski: "Tacy już tam są. I niech uczą się litewskiego.Ministerstwo błyskawicznie zatwierdza nowe programy nauczania. Jest historia Litwy, język litewski, geografia litewska, ekonomia Litwy. Młodzież szkół średnich odpowiada trzydniowym strajkiem. Władze się nie patyczkują, zamykają kilka gimnazjów. A policjanci zamykają kilkuset uczniów. Do pierwszej dużej demonstracji dochodzi na cmentarzu Rossa, gdzie w grobie matki pochowane jest serce Piłsudskiego. Zostaje brutalnie spacyfikowana przez policję. Do starć dochodzi nawet w kościołach. Liczą "towarzysze radzieccy W czasie gdy Hitler pustoszy Francję, Stalin zajmuje Litwę. Pretekst? Litwini porywają z baz radzieckich żołnierzy. 15 czerwca 1940 roku do Wilna wraca ZSRR i stalinowski terror.Mieszkańcy próbują zrozumieć, czego nowa władza od nich oczekuje. Żadnego systemu jednak nie ma. Urzędnik Piotr Pietkiewicz: "Jednego dnia mówiono o aresztowaniu rodziny lekarza, a nazajutrz było się świadkiem zabrania do więzienia rodziny kowala."Od ludzi na kolei dowiedziałem się, że na bocznicy dworca towarowego stoi bardzo długi zespół krytych wagonów i do nich ładowano całe rodziny. Pilnowali ich żołnierze. Podobne składy ładowano na innych stacjach pod Wilnem. Załadunek całego pociągu trwał do kilku tygodni. Z wagonów dobiegały wołania, brakowało im wody. Umierały niemowlęta. Ich ciała pozwalano wyrzucać na zewnątrz. Po odjeździe pociągu litościwi ludzie brali te ciałka i chowali w bezimiennych grobach.Rosjanie deportują w głąb ZSRR Polaków, których uznają za niebezpiecznych. Kto jest niebezpieczny? Każdy. Przez rok z Wilna wywożą kilkanaście tysięcy osób. Śmiertelność w transportach wynosi 10 proc.Przy pomocy miejscowych działaczy komunistycznych Stalin tworzy Litewską Socjalistyczną Republikę Radziecką i posłuszny rząd. W plebiscycie na ten temat cały kraj głosuje "za. Głosy liczą "towarzysze radzieccy.W Wilnie jest wtedy młody Czesław Miłosz. W książce "Rodzinna Europa dużo później napisze: "Było mi żal tego miasta, bo znałem tu każdy kamień, i wszystkich dróg, lasów, jezior, wiosek kraju wrzuconych w młyn mielący nie tylko ludzi, również krajobrazy na miazgę. Wkrótce Miłosz ucieknie z Wilna do Warszawy. Polacy przeciwko wszystkim 22 czerwca 1941 roku rozpoczyna się operacja "Barbarossa. W pierwszej fazie wojny armia Hitlera miażdży Sowietów. Niemcy zajmują Litwę.Oficerowie litewskiej armii i działacze prawicowi skupieni w Froncie Aktywistów Litwy apelują do ludności, aby "radośnie i z kwiatami witali żołnierzy niemieckich i udzielili im wszelkiej pomocy. Przez chwilę cieszą się nawet Polacy. Pryska w końcu strach przed wywózką na Sybir.Litwini zaczynają małe powstanie. Członkowie paramilitarnych organizacji zabijają rosyjskich maruderów.Przed zniknięciem enkawudziści strzałami w tył głowy mordują kilkaset osób w więzieniu na Łukiszkach i areszcie przy ul. Mickiewicza. Zaraz potem wdzierają się tam rodziny pomordowanych. Z płaczem szukają bliskich, zabierają ciała.Szczęście ma ostatni transport do łagrów. Polscy kolejarze uniemożliwiają odjazd składu. Więźniowie uciekają.Niemcy zamiast niepodległej Litwy tworzą Komisariat Rzeszy Kraj Wschodu (Ostland). Litwinów jako rasę "nadających się do zniemczenia dopuszczają do administracji i policji, formują oddziały pomocnicze.Żydów zamykają w dwóch gettach. Dzieli je ul. Niemiecka. Wyłączono ją, żeby ułatwić komunikację w mieście. Do mniejszego spędzono starców i chorych. Ci zostaną zabici na początku. Większe getto jest dla rzemieślników. Ich praca jest istotna dla miasta, będą mordować ich przez najbliższe trzy lata.Z litewskich ochotników powstaje Sonderkommando - oddział specjalny nazywany po litewsku Ypatingas Burys. Rekrutowali się spośród Lietuvos Sauliu Sajunga (Związek Strzelców Litewskich). Polacy nazywają ich szaulisami lub strzelcami ponarskimi. Oddział liczy ok. 100 członków, wkrótce rozrasta się do kilkuset. Dowodzi nimi Niemiec, gestapowiec Martin Weiss. Początkowo zajmują się służbą wartowniczą, są strażnikami w getcie. Potem, na zlecenie Niemców, rozstrzeliwują skazańców: komunistów, Żydów, Polaków, jeńców wojennych.Egzekucje przeprowadzają w Ponarach, oddalonej o 10 km od Wilna miejscowości letniskowej. Po Armii Czerwonej zostały tam głębokie doły wykopane na zbiorniki bazy paliwowej. Cztery mają średnicę 32 metrów, trzy 16 metrów. Są głębokie na 4 metry.Trzymali się Świadkiem mordów jest mieszkający niedaleko "bazy Kazimierz Sakowicz, przedwojenny polski oficer, dziennikarz, członek AK. Sakowicz zapiski zakopuje w butelkach po wodzie sodowej przy werandzie swojego domu. Po wojnie zostaną wydobyte i wydane. Sakowicz punkt obserwacyjny urządza na strychu, przez małe okienko dobrze widzi oddalone o 100 metrów miejsce kaźni, przez lornetkę jest w stanie dostrzec nawet rysy zabijanych. Niektórych rozpoznaje. Liczy skazańców, wszystko skrzętnie notuje. Opisywany przez niego przebieg egzekucji potwierdzają potem inni świadkowie.Szaulisi zazwyczaj dowożą skazańców z Wilna samochodami. Są też dni, gdy na piechotę pędzą kilka tysięcy Żydów lub przywożą ich pociągami. W „bazie” krepują im ręce drutem. W grupach po dziesięciu prowadzą na skraj dołu i strzelają w tył głowy. Obowiązuje zasada, że na jednego strzelca przypada jeden skazaniec. Kobiety z dziećmi stawiają przodem. Osobno strzelają do dziecka i matki. Zamordowanych przysypują piaskiem i wapnem. Doły zapełniają kolejne warstwy ciał. We wrześniu 1941 roku Sakowicz notuje: „Dzisiaj wykończyli 4 tysiące ludzi. Strzelało 80. Wszyscy pijani. Pilnowało 100 żołnierzy i policjantów. Strasznie ich torturowali przed zamordowaniem. Słyszałem, że strzelcy narzekają, że są zmęczeni swoją »pracą «, od strzelania bolą ich ramiona. Dlatego nie dobijali rannych i zasypali ich półżywych”.Któregoś dnia Sakowicz przez lornetkę ogląda egzekucję 10 dobrze ubranych mężczyzn: "Cóż, okazuje się, że strzelali do polskich adwokatów i doktorów! Strzelano po dwóch naraz, rozebranych. Trzymali się fajnie, nie płakali, nie prosili, tylko żegnawszy się z sobą i przeżegnawszy się - szli.Przez trzy lata do 1944 roku strzelcy ponarscy zabijają ok. 100 tys. osób. Likwidują całą tysięczną gminę żydowską w Wilnie. W Ponarach ginie też, według różnych szacunków, od 2 do 20 tys. Polaków i kilka tysięcy jeńców sowieckich.Sam Sakowicz też w końcu ginie z ręki Litwinów. Policjanci ranią go, gdy w lipcu 1944 roku jedzie do Wilna. Właśnie wybuchło polskie powstanie - operacja AK "Ostra Brama. Umiera dziesięć dni potem.Zbrodnia Łupaszki Pod koniec niemieckiej okupacji również AK plami się zbrodnią na cywilach. Zaczyna się od zwykłej potyczki policjantów z partyzantami z "Brygady Śmierci majora Zygmunta Szendzielarza "Łupaszki. Ginie czterech Litwinów. Ich koledzy jadą do majątku w Glinciszkach, gdzie wcześniej stacjonował "Łupaszka. Wiążą przebywających tam Polaków, a potem mordują strzałami w głowę. Zabijają 38 osób, w tym dwie kobiety w ciąży, dzieci. Wśród ofiar jest także zarządca majątku Władysław Komar, ojciec późniejszego kulomiota, polskiego medalisty olimpijskiego.Na wieść o masakrze wzburzony "Łupaszka podrywa oddział i maszeruje do Dubinek, wsi, w której mieszkają rodziny litewskich policjantów. Zdobywa posterunek, zabija policjantów, potem rozkazuje wygarnąć cywilów z domów. Zabijają kobiety i dzieci, nawet dwumiesięczne niemowlę. Partyzanci mordują także Polkę Annę Górską, i jej czteroletniego synka. W sumie jest 27 ofiar. Masakra została potępiona przez dowództwo AK. Kilka dni później "Łupaszka nie przyłączą się do akcji "Ostra Brama mającej na celu wyzwolenie Wilna. Zbiera dowódców i mówi: "Niech mnie historia osądzi, ale nie chcę, żeby kiedykolwiek nasi żołnierze byli wieszani na murach i bramach Wilna.Przenosi się z wojskiem na Pomorze. Z władzą ludową walczy z bronią w ręku do aresztowania w 1948 roku. W 1951 roku polski sąd skazuje go na wielokrotną karę śmierci. Łupaszka nie prosi o łaskę. Rozstrzeliwują go na Rakowieckiej. W 1993 roku sąd w Warszawie unieważnia jego wyroki śmierci. Klęska Ostrej Bramy Lipiec 1944. W czasie II wojny Wilno pięć razy przechodzi z rąk do rąk. Właściwie to sześć, jeśli policzyć zajęcie miasta przez Armię Krajową w lipcu 1944 roku, tuż przed nosem nacierających Rosjan.Polską flagę na baszcie Giedymina wiesza dwóch harcerzy z wileńskiej "Trzynastki - Jerzy Jensz "Krepdeszyn i Artur Rychter "Zan. Mają po 20 lat. By podejść pod Górę Zamkową, muszą przekraść się obok niemieckich snajperów, zniszczyć gniazdo karabinów maszynowych. Flagę widzi połowa Wilna.Wyzwalanie miasta przez partyzantów (operacja "Ostra Brama) ma znaczenie polityczne. Dowództwo AK chce zająć Wilno przed Stalinem. Postawić go przed faktami dokonanymi, być gospodarzem na polskich ziemiach.Akcja jest źle zaplanowana. Nie wszystkie oddziały docierają na czas, są za słabo uzbrojone. Wbrew przewidywaniom Niemcy nie wycofują się, tylko zamieniają Wilno w twierdzę. Partyzanci mają 6 tysięcy żołnierzy, Niemcy prawie trzy razy więcej. Powstańcy opanowują część miasta, choć niektóre natarcia to czyste samobójstwo. Uzbrojeni w pistolety akowcy atakują pozycje bronione karabiny maszynowe. Na rogatki wjeżdża Armia Czerwona. Współpracują ze sobą. 14 lipca miasto jest oczyszczone z Niemców.Oddział ppłk. Adama Szydłowskiego "Poleszczuka ma radiostację. Wysyła depeszę do Londynu: "Wilno zdobyte przy znacznym udziale AK, która weszła do miasta. Duże zniszczenia i straty. Stosunki z armią sowiecką chwilowo poprawne. Rozmowy w toku. Wilno przeżyło bardzo krótką, ale jakże radosną chwilę wolności. 14 lipca 1944 - polskość miasta bije w oczy. Pełno naszych żołnierzy. Szpitale przepełnione, wszystkie w rękach polskich. W fabrykach i warsztatach tworzą się komitety i zarządy polskie. Władze administracyjne ujawnią się w najbliższym czasie. Litwinów nie ma.Pierwsza narada z Sowietami. Dowódca AK na Wileńszczyźnie ppłk Aleksander Krzyżanowski "Wilk jest zadowolony. Co prawda każą mu wyprowadzić partyzantów z miasta, ale proponują też wyposażenie dla jednej dywizji. Mówi do adiutanta: "Czego politycy nie mogli załatwić przy zielonym suknie, my tutaj załatwimy po żołniersku!.Trzy dni później "Wilk wraz kilkoma oficerami idzie na kolejną naradę. Otaczają ich żołnierze NKWD i rozbrajają. W więzieniu spędzi następne dwa lata. Jedzie do Polski i znów jest aresztowany. Umiera w 1951 roku w więzieniu."Poleszczuka Rosjanie zabijają trzy dni po wyzwoleniu Wilna.Polska flaga na zamku Giedymina wisi krótko - jeden dzień. "Zan umiera w obozie na Kaukazie w 1947 r. "Krepdeszyn przeżywa łagier i w 1946 r. wyjeżdża do Polski.Tymczasem Stalin skarży się listownie Churchillowi: "Polacy - emigranci przypisali już sobie niemalże zdobycie Wilna przez jakieś tam jednostki Armii Krajowej i nawet ogłosili to przez radio. Ale to oczywiście w żadnym stopniu nie odpowiada prawdzie. Armia Krajowa składa się z kilku oddziałów, które niesłusznie nazywane są dywizjami. Nie mają one artylerii, ani lotnictwa, ani czołgów.Ale losy Wilna od dawna są przesądzone.Roosevelt prosi o dyskrecję W sprawie granic Polski przywódcy wielkich mocarstw negocjują w Teheranie w grudniu 1943 roku, Stalin przechytrza tam Churchilla. Namawia Roosevelta, by zamieszkał w radzieckiej ambasadzie. Ma dużo okazji, by rozmawiać z nim za plecami angielskiego premiera. Roosevelt też jest zadowolony, uzyskuje to, na czym mu zależy najbardziej - obietnicę, że Rosja przyłączy się do wojny przeciwko Japonii. W zamian daje Stalinowi wolną rękę w rozmowach z Churchillem na temat polskich granic. Brytyjczycy mają kilka propozycji przyszłych granic Polski. Nadziei wielkich na sukces nie mają. Liczą na wytargowanie Lwowa. Wilno w ich strategii negocjacyjnej jest do oddania. A Stalin ma asa w rękawie. Z uśmiechem pokazuje brytyjską depeszę z lipca 1920 r. z propozycją linii demarkacyjnej między wojskami bolszewików i Polaków. Wilno jest tam po rosyjskiej stronie. "To nie Rosjanie wyznaczyli linię Curzona. Jaka byłaby reakcja narodu radzieckiego na to, że interesów jego lepiej bronił lord Curzon niż ja i Mołotow?.Roosevelt prosi sojuszników o zachowanie dyskrecji w sprawie tych ustaleń, wkrótce w USA będą wybory, a on liczy na kilka milionów głosów Polonii.Wybór Po zajęciu Wilna Sowieci wyłapują ok. 5 tys. akowców. Jedni jadą do łagrów, inni idą do armii Berlinga. Większość zostaje przymusowo wcielona do pułku rezerwowego Armii Czerwonej. Po odmowie złożenia przysięgi jadą do Kaługi rąbać las. Ci, którzy przeżyją. zostaną zwolnieni dopiero w 1947 r.Rosjanie za przynależność do AK aresztują Piotra Pietkiewicza, który zdołał przerwać w Wilnie wszystkich okupantów. Wywożą go za koło podbiegunowe, do Workuty. W miejscowym języku znaczy to "dużo niedźwiedzi. Paszport na wyjazd do Polski dostał po dziesięciu latach, w 1955 r. Żegna go wtedy jeszcze setka Polaków.Trwa polowanie na tych, co zdołali uniknąć zatrzymania. Z danych rosyjskich wynika, że do 1 stycznia 1945 r. na Wileńszczyźnie ginie prawie 3 tysiące "bandytów jak oficjalnie nazywa się żołnierzy AK. Przez więzienie na Łukiszkach przewija się ok 20 tys. wilnian.Nastroje w mieście są fatalne. Irena Sztachelska przygotowuje raport dla AK: "Strach przed represjami i wywiezieniem do Kazachstanu. Wielu ludzi motywuje, że Sowietów boją się bardziej niż Niemców, bo Niemcy czynią wszystko w majestacie prawa, jak kogoś rozstrzelają albo wywiozą na roboty, to zawsze napiszą i ogłoszą jak i za co, a Sowieci biorą nie wiadomo za co, nie wiadomo kiedy i nie wiadomo dokąd.Polacy w Wilnie otrzymują wybór: zostać obywatelami radzieckimi czy wyjechać do Polski. W styczniu 1945 r. podziemie daje hasło: "Ewakuacja wszelkimi dostępnymi środkami jako akt manifestacji na rzecz Polski. Zaraz potem ruszaj pierwsze transporty Polaków z Litwy. Do końca roku 1946 wyjechało ich ok. 171 tys., z czego 90 tys. stanowili byli mieszkańcy Wilna.Z lasów odchodzą też partyzanci. Podziemie dostarcza im fałszywych kart repatriacyjnych. Dzięki nim dostają się do pociągów. Akowiec Ryszard Kiersnowski wspomina: „Przejechaliśmy przez wysoki most nad Niemnem i wkrótce pociąg zatrzymał się na jakiejś stacyjce. Była to Sokółka. Do drzwi wagonu podszedł strażnik i powiedział do nas: »To już jest Polska! «. Bardzo się zdziwiłem. Nagle poczułem się obco. To jest Polska? A więc to znaczy, że przyjeżdżamy skądinąd”.*** Korzystałem z książek: "Wilno 1944-45 Stanisławy Lewandowskiej, "Litwa a sprawy polskie Piotra Łosowskiego, "Operacja Wileńska AK i "Biała Księga w Obronie AK na Wileńszczyźnie Romana Korab-Żbryka, "Zbrodnia w Ponarach 1941-1944 Moniki Tomkiewicz, "Farba T Piotra Pietkiewicza, "Opisać Wilno Tomasa Venclowy Marek Sterlingow"
bodziu000000 Napisano 24 Wrzesień 2009 Autor Napisano 24 Wrzesień 2009 http://wyborcza.pl/1,101901,7057238,Grodno__Jedna_kula___jeden_Polak.htmlGrodno. Jedna kula - jeden Polak Do obrony staje 800 żołnierzy, cywile i mnóstwo młodzieży. Razem dwa, góra dwa i pół tysiąca. Przed walką jeden z dowódców powiedział im wprost: "Sytuacja jest beznadziejna, wojna przegrana - kto nie chce walczyć, ma prawo odejść Chłopiec ciska butelkę w radziecki czołg, który dopiero co przejechał przez most nad Niemnem. Ma niecałe 13 lat i nie radzi sobie z zapaleniem knota. Butelka z benzyną roztrzaskuje się o pancerz. Z maszyny wyskakuje czarny tankista. Jest wściekły, spuszcza chłopakowi lanie. Sowieci przywiązują go rozkrzyżowanego pod lufą czołgu. Ruszają dalej - zdobywać Grodno.Jest 21 września 1939 r. Ulica prowadzi pod górę. Po prawej są koszary, z których strzelają Polacy. Dowodzi nimi listonosz spod Wilna, który tak imponuje swoim pocztowym mundurem, że młodzież widzi w nim doświadczonego dowódcę. Podbiega jeden z obrońców: "Panie komendancie, do czołgu przywiązany sztubak, co robić?!.- Ognia! - rozkazuje pocztylion, choć wie, że kule z karabinu nie mogą przebić czołgowego pancerza. Część strzelców jest w wieku 15-17 lat.Czołg mija linię obrony, wtacza się wolno w miasto, silnik potwornie ryczy, gąsienice zgrzytają po bruku.Nauczycielka Grażyna Lipińska, lat 37, jest przełożoną sanitariuszek. Dostrzega chłopca. Wybiega przed czołg, więc maszyna hamuje. Krew z ran dziecka ścieka strużkami po żelazie. Do Lipińskiej podbiega koleżanka, zaczynają odwiązywać rannego. Z czołgu wyskakuje czarny tankista. Krzyczy ochrypłym głosem jakieś oskarżenia, wygraża rewolwerem, ale nie strzela.Kobiety rozpoznają chłopca. Jedyne dziecko Zofii Jasińskiej, samotnej matki, służącej w jednym z zamożnych domów.Tadzik jest już na noszach, za chwilę - w szpitalu. Pięć ran od kul karabinowych. Wbiega zaalarmowana matka. Chłopiec kona na jej rękach. Zofia Jasińska patrzy w gasnące oczy, szepcze: - Tadzik, ciesz się! Polska armia wraca! Śpiewają... Prawie wszyscy Jednak kilka godzin po śmierci Tadzika całe 60-tysięczne miasto jest już pod radziecką kontrolą. Na ulicach zniszczone czołgi, swąd spalonych ciał. Bolszewicy byli pewni, że wezmą Grodno kolumną pancerną z marszu - jak inne miejscowości polskich Kresów.Uciekł prezydent miasta Witold Cieński i starosta powiatowy Tadeusz Walicki. Wprawdzie Grodno było siedzibą dużego garnizonu, ale główne siły na początku września przetransportowano na zachód kraju do walki z Niemcami.Nawet gen. Józef Olszyna-Wilczyński uciekł samochodem z żoną i adiutantem, choć wiedział, że jest potrzebny, bo bolszewicy wejdą lada moment. - Wrócimy do was bohaterskich jak jałmużnicy, żebrząc waszej chwały - mówi przed odjazdem do zaprzyjaźnionej Grażyny Lipińskiej zawstydzonym, drżącym z przejęcia głosem.Pojechał na Białystok, dwie godziny później był martwy. W drodze złapali ich Sowieci - zastrzelili generała i adiutanta. Panią generałową puścili wolno.W Grodnie do walki staje 800 żołnierzy, cywilni mieszkańcy i rezerwiści z innych regionów Polski, którzy nie zdążyli dotrzeć do macierzystych jednostek. Mnóstwo młodzieży - głównie harcerze. Razem dwa, góra dwa i pół tysiąca.Do tego gimnazjalistki i harcerki jako sanitariuszki. Z braku opatrunków będą darły prześcieradła na pasy i robiły z nich bandaże.Przed walką jeden z dowódców, mjr Benedykt Serafin, powiedział wprost: "Sytuacja jest beznadziejna, wojna przegrana - kto nie chce walczyć, ma prawo odejść.Zostali prawie wszyscy.Mają dwa działka przeciwlotnicze, karabiny maszynowe, granaty i butelki z benzyną - niezwykle skuteczne. Dopiero po pierwszym dniu walk, w nocy z 20 na 21 września, do miasta przybywa gen. Wacław Przeździecki z dwoma pułkami kawalerii. Obejmuje dowództwo obrony. Ułani walczą na przedpolach Grodna.Rosjanie mają miażdżącą przewagę.Oficjalne dane o sowieckich stratach: 53 poległych, 161 rannych, pięć czołgów zniszczonych, 14 uszkodzonych.Po zwycięstwie Rosjanie mszczą się na obrońcach. Przeszukują domy, aresztują ukrywających się. Po nocach na przedmieściach słychać strzały. Jedna kula - jeden Polak. Kilka miejsc egzekucji: Psia Górka, "krzyżówka, Pohulanka, lasek "Sekret. Ktoś zauważa grupę chłopców, nie więcej niż 15-letnich - idą gęsiego, związani za ręce, pod bagnetami. Nie wiadomo, ilu obrońców zginęło. Na Psiej Górce podobno trzystu, do dziś nikt nie zadbał o godny pochówek, leżą pod postawionymi na dziko garażami nowych mieszkańców Grodna. Trzej chłopcy 15-letni Bohdan Horbaczewski, syn adwokata, wie, że Sowieci mogą go poszukiwać, ucieka do domu babci. Zrzuca harcerski mundur, wkłada krótkie spodenki, sandały i gładko zaczesuje włosy, by mieć dziecięcy wygląd. Boi się, że ktoś doniesie o jego roli w pierwszym dniu obrony. Dwieście osób widziało, jak przez wiele godzin rozlewał benzynę do butelek z garażowej beczki. Na podwórku domu jego rodziców stał tłum ludzi, którzy schronili się przed radzieckimi czołgami.Horbaczewski ocenia, że do walki z tankistami nalał prawie 400 butelek. Ręce mu mdlały od tej roboty. Kto go widział? Polacy, Żydzi, Białorusini, chyba też jacyś Litwini. Najbardziej niepokoi go, że wśród gapiów stał nastoletni syn byłego carskiego oficera Bielajewa, co by nie mówić - Rosjanin. Kto wie, czy taki nie pójdzie wyściskać się z Sowietami?Ojciec Horbaczewskiego jest gdzieś na wojnie, matka pomaga rannym w walkach o Grodno. Ratuje przed rozwścieczonymi Polakami tankistę ze spalonego radzieckiego czołgu i odwozi go do szpitala. Po kilku dniach przyjeżdża po nią samochód NKWD. Sowieci przez półtorej godziny wożą ją po mieście, chcą, by pokazywała domy, gdzie mieszkają rodziny oficerów. Ona mówi, że nie wie, i błaga: zawieźcie mnie do szpitala, chcę zobaczyć, co z tankistą. Puszczają ją.Horbaczewscy przetrwają w Grodnie do końca wojny. Otrą się o wywózkę do Kazachstanu. Będą już w bydlęcym wagonie, gdy wybuchnie wojna niemiecko-radziecka. Hitlerowcy zbombardują ich pociąg za Baranowiczami, cała rodzina wróci do domu.Ośmioletni Jerzy Krzysztoń jest w niewielkim domu rodziców przy ul. Piaskowej, trochę na uboczu. Widzi przez okno, jak w sadzie polscy żołnierze sieką z karabinu maszynowego do nisko lecących samolotów. Jeden z nich zrzuca ulotki wzywające do zaniechania oporu. Żołnierze używają tych ulotek do zapalania papierosów. Ojciec Krzysztonia jest adwokatem, byłym prokuratorem - wkrótce aresztują go Sowieci i przepadnie bez wieści. Za siedem miesięcy dwóch synów z matką pociąg wywiezie na stepy Kazachstanu.Dwunastoletni Wiktor Woroszylski, syn zasymilowanego żydowskiego lekarza, jest w domu rodziców przy ul. Rydza-Śmigłego. To prawie przy jednym z głównych placów miasta. Stoi z bliskimi na chodniku przed domem, a środkiem ulicy maszeruje kolumna radzieckiego wojska. Matka Woroszylskiego dziwi się:- Bolszewicy - tacy mali?Za niecałe dwa lata miasto zajmą Niemcy. Woroszylscy znajdą się w miejscowym getcie, po kilkunastu miesiącach uciekną na aryjską stronę. Ocaleją jako nieliczni z 25 tysięcy grodzieńskich Żydów. Mała stolica Tadzik Jasiński, ukrzyżowany na czołgu, to prawdziwa postać?- Naturalnie - 85-letni Bohdan Horbaczewski mówi bez wahania. - Ja osobiście go nie znałem, ale byli świadkowie. Dziś staje się symbolem obrony Grodna. Niedawno jego imieniem nazwano bulwar we Wrocławiu i ulicę w Gdańsku.- Zachowało się jakieś zdjęcie chłopca?- Nie, nie ma też fotografii jego matki. Grażyna Lipińska już po wojnie, gdy wróciła z łagrów, próbowała odnaleźć Zofię Jasińską, bez skutku. Nie znalazła też mogiły Tadzia na grodzieńskim cmentarzu, choć sama uczestniczyła w jego pogrzebie. Przez lata dużo się pozmieniało. Teraz na cmentarnej kaplicy jest tylko tablica upamiętniająca chłopca. Jasińscy i tak mieli więcej szczęścia niż inni, wojna bezpowrotnie zatarła ślady po tysiącach ludzi, a o nich się przynajmniej pamięta.- Dlaczego Grodno podjęło beznadziejną walkę?- Młodzi nie wyobrażali sobie, by mogło być inaczej. Żyliśmy dumą, że to królewskie miasto, trzecia stolica Polski.- Prowincjonalne Grodno stolicą? W jakim sensie?- Z Wilna do Krakowa jechało się przez Grodno. A że miejsce urokliwe, lubił tu bywać Jagiełło. Także Kazimierz Jagiellończyk w Grodnie zgodził się przyjąć polską koronę i umarł w 1492 r. Nieco wcześniej na grodzieńskim zamku rozstał się ze światem jego syn - św. Kazimierz, patron Litwy.- Królewskie koneksje miało więcej polskich miast.- Ale to my mieliśmy Batorego, przez całe lata. Rozkochał się w Grodnie, rozbudował Stary Zamek, jeździł na polowania, planował podboje Moskwy. I umarł w Grodnie niespodziewanie w 1586 r. Rosyjski historyk Karamzin komentował później: "Był to jeden z najznakomitszych monarchów świata, jeden z najniebezpieczniejszych wrogów Rosji, którego śmierć więcej nas ucieszyła, niż państwu, w którym panował, smutku przyniosła.- Do Grodna zwoływano niektóre sejmy.- Tak, bo Litwa piekliła się, że co to za Rzeczpospolita Obojga Narodów, skoro sejmy są tylko w Koronie. Uzgodnili z grubsza biorąc, że co trzeci będzie na Litwie, w Grodnie.- I Grodno stało się symbolicznym miejscem upadku Rzeczypospolitej. Sejm z 1793, na którym szlachta, sterroryzowana przez rosyjskie wojska, zatwierdziła drugi rozbiór Polski. Dwa lata później zapłakany Stanisław August Poniatowski w Grodnie podpisał swoją abdykację - w dniu imienin carycy Katarzyny II.- I mieszkał w Grodnie, w pięknym pałacu obok zamku Batorego, jeszcze do 1797 r., by w końcu wyjechać do Petersburga i zostać tam dworakiem cara. Ale też w Grodnie próbował wcześniej po swojemu ratować Polskę. Podskarbi i przyjaciel Stanisława Augusta - Antoni Tyzenhauz - założył tutaj 50 manufaktur. Grodno zaczynało prosperować jako ośrodek przemysłowy. A potem Rosjanie zrobili tu senne miasto gubernialne. Grodnianie znali historię. Na młode polskie głowy działały też wszystkie sanacyjne legendy: wojna polsko-bolszewicka z bitwą nadniemeńską, powstania narodowe, geniusz Piłsudskiego, lwowskie Orlęta. Bez Miłkowszczyzny Na przełomie XIX i XX w. Grodno nabrało znaczenia dzięki Elizie Orzeszkowej.Orzeszkowa jest ziemianką z Grodzieńszczyzny. Pomaga powstańcom styczniowym, w majątku jej męża Piotra Orzeszka przez dwa tygodnie ukrywa się Romuald Traugutt - przyszła pisarka we własnej karecie przemyca go do granicy z Królestwem. Zostaje zadenuncjowana przez służbę, na rodzinę spadają carskie represje: konfiskata majątku, zesłanie Piotra na Syberię. Żona nie jedzie za mężem, małżeństwo rozpada się. Orzeszkowa nie radzi sobie z gospodarowaniem na odziedziczonej po rodzicach Miłkowszczyźnie pod Grodnem. Majątek sprzedaje rosyjskiemu pułkownikowi, bo Polacy nie mogą kupować ziemi w zachodnich guberniach Cesarstwa Rosyjskiego.W 1869 r. Orzeszkowa osiada w Grodnie trzy lata po debiucie pisarskim (opowiadanie "Obrazek z lat głodowych) i rzadko wyjeżdża z miasta. Jej twórczość mówi o losach mieszkańców Grodzieńszczyzny. Wieś Bohatyrowicze z "Nad Niemnem rzeczywiście istnieje, jak i tamtejsza mogiła powstańców z pokaźnym krzyżem. Korczyńscy to miejscowi ziemianie - Kamińscy.Powieść "Zygmunt Ławicz i jego koledzy napisana jest na kanwie prawdziwych losów młodego urzędnika izby skarbowej w Grodnie.Proza Orzeszkowej daje program społeczny i polityczny: mądry opór przeciwko rusyfikacji, codzienna solidna praca, walka z wszechobecną biedą, kształcenie młodzieży.Benedykt Korczyński z "Nad Niemnem nie sprzedaje rodowego majątku - choć musi płacić dolegliwą kontrybucję za powstanie styczniowe i mógłby lepiej ułożyć sobie życie w Rosji. Pisarka mówi jasno: gdy wróg nie daje wyboru, trzeba walczyć do końca, o godność. Pokonany może być moralnym zwycięzcą. W późnym opowiadaniu "Gloria victis szlachcianki rwą swoje koszule na bandaże dla powstańców.Orzeszkowa otwiera legalne wydawnictwo i księgarnię, a także - w swoim domu - nielegalny zakład dla panien, by wychowywać w duchu patriotycznym. Myśli nie tylko o Polakach. Od początku lat 60. jest przyjaciółką Żydów. Wie, że nie da się zbudować lepszego świata bez braterskiego traktowania mniejszości. Tworzy kasę ubogich - Grodzieńskie Towarzystwo Ubezpieczeń. Orzeszkowa działa z takim rozmachem, że władze carskie nakładają na nią areszt domowy. Do Grodna przyjeżdżają zachodni dziennikarze, intelektualiści z Warszawy. Wielu z nich daje odczyty dla miejscowej elity.Pisarka uważa, że wciąż dzieje się za mało. Jeszcze w 1901 r. stwierdza w jednym z listów: "Nasze bowiem Grodzienko to trup."Zdaje się nawet, że każda wyższość moralna czy umysłowa budzi tu niechęć i postrach - dodaje.Orzeszkowa umiera w maju 1910 r. w domu przy pięknej starej alei. Mieszkańcy wyściełają słomą bruk ulicy, by stukot koni i wozów nie zakłócał ostatnich dni pisarki. Wielbłądy na stepie 40-letni Jerzy Krzysztoń - już w Warszawie - pisze autobiograficzną powieść "Wielbłąd na stepie. Wysiedleni z Grodna przez Sowietów Polacy, głównie kobiety z dziećmi, wiodą życie gdzieś w Kazachstanie. Gdy jest ciężko, ratują się wspomnieniami.Zosia: - To nie było miasto - to był sam wdzięk. (...) Śniło mi się Grodno. I takie śliczne, takie niezwykłe, jak malowane. Bruk migocze po deszczu, a kamieniczki nachylają się w kałużach i widzę dużo starych kasztanów... I te sklepiki grodzieńskie, pamiętasz? Można było kupić torebkę fistaszków, żydków, jak się mówiło. Albo chałwę i rodzynki... Mój ty Boże, co się tam dzieje?Stach: - Myślisz, że Niemcy nie robią tam tego samego, co na Białorusi i Ukrainie? Nawet nie jesteśmy w stanie sobie tego wyobrazić. Tu jest, można powiedzieć, sielskie życie. A tam? Kiedyś się dowiemy, nie daj Boże. Nie starczy popiołu do posypania głów. Czerwone i czarne Zanim do Grodna wjadą sowieckie czołgi - do mężczyzn w polskich mundurach zaczną strzelać członkowie komunistycznych bojówek. Żydowskich i białoruskich. Tak się dzieje 17, 18 i 19 września na wieść o przekroczeniu przez bolszewików granicy RP.W Grodnie kule padają od strony żydowskich kamienic - z balkonów, poddaszy, okienek. To komuniści - przekonani, że nadszedł czas rewolucji. Ilu ich może być? Kilkunastu, kilkudziesięciu?- Pewnie nie więcej... Jak na 30 tysięcy grodzieńskich Żydów całkiem niedużo, ale i tak wystarczyło do podsycenia nienawiści - potwierdza Bohdan Horbaczewski. - Ja sam omal nie oberwałem, ktoś strzelał do mnie, gdy w harcerskim mundurku, z opaską gońca obrony przeciwlotniczej, biegłem przez żydowską dzielnicę na obiad do babci. Mój ojciec przed wojną jako adwokat bronił w procesach politycznych. Mam teczkę, być może jedyną tego typu w Polsce, ze sprawy dziesięciu komunistów oskarżonych w 1926 r. o działalność antypaństwową w Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi. To byli ludzie na różne sposoby odrzuceni przez tamtą Polskę, zazwyczaj biedota. Naiwnie wierzyli, że Związek Radziecki da wolność i godne życie. Polska nie miała dla nich nic poza kratami i policyjną pałką.20 września 1939 r. wśród polskich mieszkańców Grodna rozchodzi się wieść, że w jednym ze spalonych radzieckich czołgów jechał Żyd o nazwisku Aleksandrowicz - jako przewodnik. Dwa lata wcześniej miał uciec do ZSRR, by uniknąć kary za zabójstwo.- Podobno na zabawie poszło o dziewczynę, dźgnął nożem marynarza z Gdyni - opowiada Horbaczewski. - Gdyby Polak zrobił to Polakowi, nie byłoby wielkiego hałasu. Ale tak, po pogrzebie na grodzieńskim cmentarzu, żałobnicy przeszli głównymi ulicami miasta i powybijali szyby w żydowskich sklepach.Po zajęciu Grodna przez Rosjan niektórzy Żydzi pomagają w wyłapywaniu polskich obrońców miasta. Wielu wstępuje do NKWD, uczestniczą w przygotowaniu wywózek na Sybir. Gdy pod koniec 1942 r. Niemcy rozpoczną eksterminację Żydów, niewielu Polaków z Grodna będzie stać na współczucie i pomoc.Komunizujący Białorusini zbrojnie zajmują kilka podgrodzieńskich wsi. Tu i ówdzie budują ukwiecone bramy powitalne dla sowieckiego wojska. Ponad 70 proc. Białorusinów w II Rzeczypospolitej to analfabeci.19 września dowództwo Grodna wysyła wojsko do odległego o 30 km Skidla, Polacy odbijają wieś z rąk komunistycznej "władzy, uwalniają uwięzionych urzędników i zamożnych rolników. Pod koniec września Białorusini mordują wokół Grodna przeszło 20 Polaków, tzw. osadników wojskowych. Sprawcami zbrodni często są mężczyźni, którzy pracowali u ofiar jako parobkowie.Wkrótce Białorusini sami stają się celem sowieckich represji. Po zajęciu Grodzieńszczyzny przez Niemców zaczyna się polowanie na zabójców polskich osadników wojskowych. Zajmują się tym m.in. Polacy pracujący w "granatowej policji - od ich kul ginie kilka osób. Zostaje encyklopedia Październik 1941, Grodno. Żyd zaprzyjaźniony z rodziną Horbaczewskich, pan Łapin, zaprasza Bohdana do siebie. Przed wojną był bogaczem, właścicielem znanej w Polsce wytwórni kart do gry. Teraz - nędzarz. Interes zamknęli mu Rosjanie, potem Niemcy wyrzucili z domu. Mieszka kątem u znajomych.- Zabierają mnie do getta, chcę ci dać coś na pamiątkę - mówi Łapin. Wręcza Bohdanowi walizkę z 30-tomową Jewrejską Encykłopedią, wydanie petersburskie z lat 80. XIX stulecia.- Nie gniewaj się, że brakuje piętnastego tomu.Wiosna 1945, Grodno. Bohdan Horbaczewski pracuje w miejskim radiowęźle. Sowieci z podbitych ziem III Rzeszy zwożą do miasta odbiorniki radiowe - ciężarówkami. Niemiecka elektronika podczas transportu traktowana jest brutalnie, na jednym z grodzieńskich placów zwala się ją na wielką pryzmę. Rosjanie przychodzą, wybierają co ładniejsze sztuki, ale większość odbiorników jest uszkodzona. Trafiają do radiowęzła, a tam do Horbaczewskiego, który potrafi je naprawiać. Młody Rosjanin przynosi jeden aparat radiowy, potem drugi, i trzeci...- Te, uważaj, to jest naczelnik NKWD - przestrzega szef radiowęzła.Horbaczewski bez kompleksów zaczepia swojego klienta: - Przy aresztowaniu mojego ojca zrobiliście rewizję w naszym domu i zabraliście rodzinne fotografie, po co wam one? Proszę, oddaj.Następnego dnia enkawudzista przychodzi z paczką zdjęć: - No masz.- Ale, ale... Wzięliście jeszcze Jewrejską Encykłopedię. To prezent...Enkawudzista pamięta o prośbie: - Słuchaj, ona jest za duża, żebym ją tak wyniósł - mówi przy następnym spotkaniu. - Przyjdź do mnie do biura jutro o dwudziestej drugiej, razem coś wykombinujemy.Horbaczewski nie może w nocy zasnąć, boi się podstępu. Następnego dnia nie idzie na spotkanie.Lato 2007, pociąg relacji Toruń - Warszawa. Bohdan Horbaczewski w przedziale poznaje Estonkę, mieszkankę Grodna, która jest docentem na tamtejszym Uniwersytecie Janka Kupały. Opowiada jej po rosyjsku perypetie swojego życia, wspomina o Łapinie i Jewrejskiej Encykłopedii.- Dokładnie z takiej samej korzystam w czytelni - mówi zdumiona Estonka.- Są wszystkie tomy?- Nie, brakuje piętnastego. Żołnierz na moście Z Białegostoku trzeba jechać niecałe 100 km w kierunku północno-wschodnim.Porównywać tamto Grodno z tym dzisiejszym, białoruskim - odciętym od Polski linią Curzona - nie ma sensu. Jest inne, mieszka tam przeszło 300 tys. osób, w większości Białorusinów.Bohdan Horbaczewski powojenne lata przeżył w Toruniu. Zatrudniony był w pracowni konserwatora zabytków. Ma wielkie archiwum dotyczące Grodna, zapisał je niedawno w darze bibliotece Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. Jego syn niespecjalnie jest zainteresowany kresową przeszłością rodziny. Bohdan Horbaczewski wciąż odwiedza Grodno, mimo swoich 85 lat. Ma tam wielu przyjaciół: Białorusinów, Polaków i Rosjan. Mówi, że ich miasto jest po prostu inne, ale wciąż są tam stare kąty, które mu coś przypominają.Jerzy Krzysztoń zmagał się przez wiele lat z chorobą psychiczną. Jego najbardziej znaną powieść "Obłęd przepełnia gorycz i rozczarowanie światem. Był autorem wielu cenionych reportaży i słuchowisk. Odebrał sobie życie w maju 1982 r.Wiktor Woroszylski, pisarz, poeta, zmarł po długiej walce z chorobą w Warszawie we wrześniu 1996 r. Zaraz po wojnie był zagorzałym komunistą. Pod koniec lat 60. przeszedł do politycznej opozycji, był człowiekiem "Solidarności. Gdy Rosjanie uciekali z Grodna przed Niemcami, młody Woroszylski znalazł na podwórzu porzuconą stertę rosyjskiej literatury, został jej znakomitym tłumaczem na język polski. O Grodnie mówił rzadko. Pod koniec życia odnalazł wiarę w Boga. W przedśmiertnym tomiku "Ostatni raz zamieścił wiersz: A jeżeli nawet - Nie zgłaszam do Niego pretensji On jest w porządku Tyle razy nie skorzystał z okazji żeby mi to zrobić Miał do dyspozycji przeciągi, zarazki, bomby zaryglowane wagony na wschód i zachód Miał żołnierza na moście Nad Niemnem zbielałym *** Korzystałem m.in. z: Czesław K. Grzelak, "Kresy w czerwieni 1939, wyd Rytm, 2008; Jan Siemiński, "Grodno walczące, wyd. Towarzystwo Literackie im A. Mickiewicza, 1992; Grażyna Lipińska, "Jeśli zapomnę o nich..., wyd. Editions Spotkania, 1990; Anna Bikont, Joanna Szczęsna, "Lawina i kamienie, wyd. Prószyński i S-ka, 2006 Roman Daszczyński"
Zakuta-Zarzycki Napisano 24 Wrzesień 2009 Napisano 24 Wrzesień 2009 Jak ja uwielbiam tą wybiórczą historię uprawianą przez organ P. Michnika ! Jeśli mówione jest w jednym artykule o Ukraińcach to jakieś niedopowiedzenia; wydarzenia jak w XVII w. za Jaremy, ucieczki Polaków, i inne popierdułki, a w drugim artykule jeśli jest mowa o Litwinach to machina zbrodni opisana detal po detalu - egzekucje, doły śmierci itp. Naprawdę bardzo obiektywna jest ta gazeta, bardzo ! P.S. Czy teraz, kierując się artykułami / i zapewne intencjami ich autorów /, mamy przypominać w kółko Litwinom o ich zbrodniach zaś do Ukraińców pokornie szczerzyć zęby ?
Mozets Napisano 28 Październik 2009 Napisano 28 Październik 2009 Si-bir ( Śpiąca –ziemia) /Opowieść autentyczna/W roku 1979 w Lądku Zdroju poznałem starszego mężczyznę w wieku ponad 70 lat. Wysoki, silny, postawny. Mogę zdradzić jego nazwisko. Nie żyje już od lat i nie miał żadnej rodziny. We wrześniu 1939 Rosjanie wkroczyli do Lwowa – gdy był świeżo po studiach prawniczych na Uniwersytecie Jana Kazimierza. Zabrano go z ulicy w letnim prochowcu ( lato było gorące) – jego narzeczona została zastrzelona tego samego dnia . Broniła się na ulicy przed zalotami krasnoarmiejca i została zabita. Stefana Derżko dołączono do transportu i bydlęcym wagonem dotarł do miejscowości Matygino w głębi Rosji. Relacje jakie ten człowiek mi przekazał poprzedziły wielogodzinne rozmowy – jakie z racji pobytu w uzdrowisku – prowadziliśmy na spacerach po okolicy. Nabrał do mnie zaufania i opowiedział mi swoją historię. Historię Sybiraka, prawnika – drwala w tajdze. W Matygino osadzono go w więzieniu – starej twierdzy. Cela z betonową posadzką, okienko bez szyby, bez ogrzewania i bez jakiegokolwiek posłania i przykrycia. W letnim płaszczu przebywał tam do lutego – śpiąc na betonie. Dostał martwicy pośladków – od mroźnego betonu. W największe mrozy, ( w Matki Boskiej Gromnicznej) –załadowano go do dużego transportu kolejowego i wyruszyli na spotkanie Sybiru. Na Magadan. Podróż była straszna. Na 3 dzień wstawiono im do wagonów żelazne piecyki na drewno. Mężczyźni wyrwali w podłodze otwór. Nieduży - co wartownicy tolerowali. To była toaleta. Gdy załatwiały się kobiety – mężczyźni stawali tyłem. Zresztą w wagonach robiło się luźno. Codziennie wygarniano z nich trupy słabszych i wyrzucano po prostu w śnieg przy torach. „Zamarzajut polskije sabaki” – stwierdzali strażnicy , z obrzydzeniem wygrużając sztywne ciała z wagonów. Dzikie zwierzęta po odjeździe eszelonu czyściły teren do kosteczki. Ustalono, że płaszcze i kożuchy jakie mieli niektórzy zmarli – będą służyć żywym. I tak więzień Derżko wyfasował stary, ale ciepły kożuch po zmarłym koledze. 4 dnia dano im gorącej wody i solone śledzie. Całe szczęście, że do wagonu wpadały tumany śniegu i było czym ugasić pragnienie. Nie wie ile dni jechał. Ale nie krócej niż 3 tygodnie. W środku olbrzymiej tajgi transport zatrzymał się. Krasnoarmiejcy pomagając sobie karabinami i bagnetami – wygarniali wychudłych, sczerniałych – ledwie chodzących ludzi na nasyp kolejowy – skąd staczali się w dół , w głęboki śnieg przy sosnach. Z całego transportu przeżyła ponad połowa. Uformowani w długi wąż brnęli w tajgę – zatrzymując się – gdy strażnicy ( ośmiu na blisko 300 osób) pozwolili. Jedna z kobiet odeszła kilka kroków – by się załatwić. Krasnoarmiejec o twarzy Mongoła – zastrzelił ją – za próbę ucieczki. Należało więźniów maksymalnie upodlić – by załatwiali się jak zwierzęta – czyli tam gdzie stoją i w grupie. Tym Rosjanie różnili się od Niemców . Ci pierwsi zabijali równie bezwzględnie. Natomiast Rosjanie przed śmiercią musieli jeszcze ofiarę upodlić. I tym generalnie różniła się cywilizacja zachodnia od azjatyckiej.Pod wieczór żołnierze ni stąd ni zowąd zatrzymali pochód i stwierdzili: „Tut budietie żywiot”. Zresztą co za różnica - 5, 10, czy 50 kilometrów dalej, - było tak samo.I doradzili – że kto nie zrobi sobie jakiegoś ukrycia na noc - nie przeżyje. W nocy będzie kilkadziesiąt stopni mrozu. Jedynym pocieszeniem był zupełny brak wiatru. Przy dużych mrozach ślina po splunięciu – zamarzała w bryłkę lodu – tuż nad ziemią. Po strasznej nocy – nastał pierwszy poranek w tajdze. Znowu ubyło kilkanaście osób. Przyjechał duży ciągnik wlokący olbrzymie sanie. Były tam piły, siekiery, łomy , oskardy i masa pustych beczek po paliwie. W zamarzniętej ziemi drążyli ziemianki na 5-6 osób. Nakrywali to balami ściętych sosen, ziemią, igliwiem , mchem. W środku ustawiano beczkę po paliwie - w której palono drewnem. Tej jednej rzeczy – nie brakowało na tysiącach kilometrów tajgi. Nikt nie próbował uciekać. Bo nie przebyłby pieszo tysiąca kilometrów. I zwierzęta tajgi –same wymierzyłyby mu wyrok. Zresztą nie mieli nawet pojęcia gdzie są. I tak mijały lata. Od rana do zmroku ścinali drzewa. Czasem na wysokości piersi – gdy śnieg był tak wysoki. Kto wyrobił normę - dostawał przydział chleba. Normę zmniejszano stosownie do spadku wydajności. Często kończyło się to zagłodzeniem i śmiercią – bo coraz słabszy i niedożywiony drwal – po prostu umierał. Tak po prostu gasł w oczach. I cicho odchodził. Leczyli się sami - w zimie najczęściej herbatą z igliwia. Zima trwała 9 miesięcy. W krótkim okresie „wiosny i lata” –zbierali zioła i jagody. Stefan Derżko opowiadał mi, że przez wszystkie te lata spędzone w tajdze tj. przez 18 lat – nigdy nie przespał całej nocy w ziemiance. Kto tak robił i wychodził rano na mróz – nabawiał się choroby płuc zwanej suchotami. I szybko umierał. Dlatego trzeba było co parę godzin wyjść w noc na mróz i przynajmniej raz obejść ziemiankę dookoła. I tak przez kilkanaście lat katorgi. W miejsce zmarłych z chorób i wycieńczenia – przychodziły nowe transporty.Sowiety wchłaniały każdą ilość drewna jaką chodzące trupy były w stanie dostarczyć na bocznicę. „Nowi” dostarczali szczątkowych wiadomości ze świata. Na początku 1954 roku chodziły słuchy, że wojna się skończyła. Ale nikt w to nie wierzył. Co jakiś czas ktoś był wzywany do komendanta obozu i znikał. Wszyscy myśleli – że był likwidowany. Stefan Derżko został wezwany do Komendanta na wiosnę 1957r. oddał kolegom wszystko co miał – łącznie z kożuchem zmarłego kolegi. Nie sądził by na drugim świecie był mu on potrzebny. Komendant wypytywał go o wszystko – z lat przedwojennych. Następnie powiedział ,że Hiltler kaput, jest nowa Polsza. On ma jechać do Krakowa – do Nowej Huty. Tam dostanie mieszkanie, będzie przeszkolony na maszynach liczących i będzie pracował w Hucie. Podpisał zobowiązanie, że bez zgody władz sowieckich nie zmieni miejsca zamieszkania , ani nie powie o niczym co widział i słyszał od 1939 roku od aresztowania. Powiedzieli mu ,że jeśli nie dotrzyma słowa –znajdą go wszędzie. Nie ucieknie nawet za granicą. Że mają swoich ludzi na całym świecie. Dostał ciepłe ubranie, worek z jedzeniem , propusk – pismo od władz NKWD obozu – gdzie jedzie i po co. Pismo to było wówczas cenniejsze od najlepszego paszportu na świecie. Strażnik wyprowadził go w tajgę , odwiózł do torów kolejowych i przekazał na pierwszy pociąg jadący na zachód. Człowiek ten opowiadał mi wiele rzeczy strasznych i nieprawdopodobnych – których nawet nie jestem w stanie powtórzyć . Mówiły one o okropnym życiu w tajdze. Szykanach wartowników. Głodzie chorobach i mrozie. Mówił także , że widział tam niesamowite rzeczy – o których nie powie mi nigdy. Chyba ,że leżałby już w grobie i wiedział, że zaraz umrze. To mówił człowiek wykształcony, po wyższych studiach , dzielny i odważny, odporny na straszne trudy. I nigdy mi już nie powiedział o co chodziło. Być może Rosjanie robili z nimi jakieś nieludzkie doświadczenia. Medyczne i nie tylko. Słyszałem to od jednego Sybiraka. Ale to są domysły. Nie podaję tego za fakty. Prawie na pewno karmiono świnie zwłokami więźniów. Być może jedli trupy. Nie wiem. Może upadlano ich w sposób , którego nie jesteśmy sobie wyobrazić?Stefan Derżko do roku 1980 – dalej mieszkał jako emeryt w mieszkanku w Nowej Hucie , które przydzieliło mu NKWD. Odwiedziłem go tam. To było niedaleko placu na którym stał Lenin z oberwaną wybuchem piętą. Nie założył rodziny. Zmarł samotnie. Do ostatniego dnia życia wierzył we wszechmoc potężnego NKWD, GRU i KGB. Tekst autorski. © Marian Mozets
SZUKAM. Napisano 30 Październik 2009 Napisano 30 Październik 2009 denerwuje mnie powtarzanie artykułów z Gazety Wybiórczej. To taka szmata, jak Urbanowskie NIE. I podtytuły .. Lwów już nie będzie polski". Koledzy ... trochę szacunku dla swoich szarych komórek ... nie koniecznie z tego szmatławca.
jawor1956 Napisano 9 Listopad 2009 Napisano 9 Listopad 2009 O prawie 20 lat gromadzę wycinki z wybiórczej traktujące o historii Polski i Europy Środkowo-wschodniej. Artykuły grupuję wg. własnej cezury czasowej: 1. 1918 - 1938; 2.1939 - 1956; 3.1957 -1968; 4. 1969 - 1989; 5. 1989 - Odrębny dział stanowi zbiór artykułów o IPN. Koresponduje on z zawartością w 5 punkcie cezury czasowej.I cóż z tego wynika? Zaraz powiem.Zestawiając tylko same tytuły widać linię polityki historycznej kreowanej przez redaktora.Ich treść ukazuje zaś przemyślane żonglowanie faktami, które wspierane są tzw.interpretacyjnym omówieniem w b.wielu przypadkach ocierającym się o propagandę " tzw. linii redaktora.Znaczna część czytelników tej gazety, nie posiadająca elementarnej wiedzy historycznej, przyswaja to i zaczyna gęgać " w czasie np. nocnych Polaków rozmowach. Te zachowania pogłębia fakt systematycznego upadku nauczania historii w naszych szkołach.Myślę, że obecnie można już badać, w oparciu o publikacje w wybiórczej, politykę historyczną, kreowaną przez A. Michnika et consortes, a którą można roboczo nazwać Interpretacja historii na potrzeby .... ".Tylko kto odważy się taką pracę wydać?
SZUKAM. Napisano 9 Listopad 2009 Napisano 9 Listopad 2009 jawor... nie jestem osobą majętną .. ale wesprę każdego kto zechce wydać PRAWDĘ i udokumentuje kłamstwa michnikowszczyznyGazeta wyborcza (niech koledzy napiszą sobie na kartce solidarycą" napis gówno prawda"), manipuluje faktami, ciągłością niedomówień, pomawianiem, kłamstwem jednym słowem metodami gen. Kiszczaka i jego resortu. Sam Michnik to podłość pierwszej wody. Naprawdę jedna drużyna z Bolkiem. Pisze to zwłaszcza w kierunku młodszych kolegów ... kupujących tą szmatę z powodów np,. dodatków o pracy. To jest organ postkomuny i ludzi nieprzychylnych Rzeczypospolitej. Jeżeli przeczytacie coś w w wybiórczej ... sprawdźcie inne źródła z danego tematu. Naprawdę warto.
SZUKAM. Napisano 9 Listopad 2009 Napisano 9 Listopad 2009 te zdjęcia z Magdalenki są ogólnie znane. Niech koledzy .. tak doskonale potrafiący ze zdjęć archiwalnych odczytać historię ... niech ją odczytają i z tych.
H2HSnake Napisano 14 Listopad 2009 Napisano 14 Listopad 2009 Wcielony do Korony przez królową Jadwigę trwał przy niej przez 400 lat. Kolejne 150 - przy Austrii"a to bardzo ciekawa wersja historii, bo ja pierwsze słyszę że Lwów został wcielony do Polski przez Jadwigę lol, co to za bzdura?Wszystkie polskie ziemie zagrabione przez Rusinów odziedziczył Kazimierz Wielki jako szwagier Rusińskiego księcia otrutego zdaje się przez Bojarów.Więc nie wcielony tylko przywrócony do macierzy w zgodzie z prawem, nie podbity.Nie ma mowy o okupacji tych ziem, chyba ze Rusińskiej o czym sami Rusini pisali w kronikach Nestora.Dodatkowo mogli napisać że stary gród Lviv został doszczętnie spalony i ograbiony przez Tatarów, a za Kazimierza Wielkiego powstał na nowo jako polskie miasto, lokowane na prawie magdeburskim.I jeszcze parę razy był grabiony i odbudowywany ale już zawsze jako polski, i taki jest do dzisiaj ten sam, tylko granice się zmieniły.Ale GW czegoś takiego nie napisze przecież bo to inna wersja historii niz wyznawał Giedroyć, kolega Dmytro Dońcova.
Rekomendowane odpowiedzi
Temat został przeniesiony do archiwum
Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.