Skocz do zawartości

Jak to szczęśliwy przypadek ratował czasem życie w czasie niemieckiej okupacji.


balans

Rekomendowane odpowiedzi

Napisano
mojej ciotce sąsiad podorywał miedzę (casus Kargul). Zeźlona na sąsiada, wzięła niewypał i siekierę, i poszła wbić ten pocisk w miedzę. Nie przeżyła wybuchu!
  • 1 year later...
Napisano
Już to opisywałem na innym forum, ale tutaj bardzo pasuje.

Wuj mego taty podczas wojny miał w Krakowie warsztat usługowy - hydraulika, naprawy spłuczek, udrożnianie ubikacji i takie tam. Podczas łapanki (ponoć jedynej w Krakowie) zgarnęli go Niemcy, a wszystkich złapanych zamknęli na podwórzu posterunku. Mogli chodzić po całym terenie i po gmachu, ale nie mogli wyjść. Wuj poszedł do pierwszego lepszego sekretariatu, tam zameldował, że wezwano go do naprawienia WC. Sekretarka ucieszyła się, powiedziała, że faktycznie mają taki kłopot i pokazała gdzie jest awaria. Wówczas wuj stwierdził, że musi iść po narzędzia - więc potrzebuje przepustki.
Dostał przepustkę i spokojnie wyszedł.

Nawiasem mówiąc, warto odróżnić przypadek od szybkiej orientacji i zimnej krwi.
  • 1 year later...
Napisano
Mój dziadek (88 lat) opowiadał mi jak kilka razy udało mu się uniknąć pewnej śmierci w czasie wojny. Otóż został wcielony do junaków, budowali tory kolejowe w okolicach Kielc. Praca była bardzo ciężka. Pewnego dnia podczas pracy, zwołana została zbiórka. Dziadek (nie wiem po co) ale wziął pod koszulę dość spory głaz, który znalazł w polu. Gdy stanęli w dwuszeregu, dowiedzieli się, że najwyższych będą wybierać do transportu, dziadek rzucił pod nogi kamień, stanął na nim i tak trafił do kolumny transportowej jako tragarz. Tam robota była dużo lżejsza. Podczas jednego z transportów, spotkał niemieckiego oficera, który niemal podbiegł do niego i zapytał jak ma na imię. Dziadek odpowiedział że Antoni na co niemiec: Anton? Du bist mein sohn!" Okazało się, że ów niemiecki oficer miał syna, który był bardzo do dziadka podobny. Oficer wziął dziadka do siebie na służbę, cała dziadka praca polegała na przyniesieniu raz dziennie dla tego niemca obiadu z wioski oddalonej o kilka kilometrów, po czym odniesienie garnków po obiedzie. Do tego dostawał przepustki i miał glejt, że żaden patrol nie może go ruszyć.
Pewnego razu, gdy był na weselu w wiosce, podeszła do niego zupełnie obca dziewczyna i powiedziała żeby poszedł za nią. Wyprowadziła go jakoś tylnymi drzwiami i kazał uciekać. Okazało się, że okoliczni partyzanci uważali dziadka za szpicla niemieckiego i mieli go zlikwidować, bo już czekali na niego przy wyjściu z tej chaty weselnej.
Druga sytuacja miała miejsce niewiele później. Do dziadka do domu przyszedł partyzant i kazał oddać koszulę. To była dziadka jedyna koszula, więc się nie zgodził. Partyzant wyszedł i poszedł kilka chałup dalej. Tam w rozmowie z gospodarzem powiedział o zaistniałej sytuacji i powiedział, że teraz tam wróci, zabije tego chłopa a koszule i tak mu zabierze. Na szczęście gospodarz doskonale znał dziadka i odwiódł partyzanta od tego zamysłu.
Napisano
Wiosna 1945 ul. Willowa w Śremie. Ruscy zajmują dom mojego dziadka. Porcelane obrazy wrzucaja przez okno a to czego sie nie da wywalić rąbią. Babcia razem z dwojką najstarszych dzieci w wieku 12 i 15 zostaja wyprowadzeni do sadu rozstrzelani. Taka smutna historia.
Napisano
Rok 1944r.osiedle Boernerowo, Warszawa. Z opowieści mojej nieżyjącej już Babci oraz Mamy mieszkających tam wtedy,nie jestem pewny ale sytuacja miała miejsce chyba w lecie tegoż roku, Niemcy spędzili wszystkich mieszkańców osiedla na plac, ustawili w szeregu otaczając kordonem wojska.Przygotowali karabiny maszynowe, wydawało się że mieszkańcy zostaną rozstrzelani. W pewnym momencie podjechał jakiś oficer i rozkaz cofnięto. Tyle wiem z opowieści rodzinnych ale zapis o tym spotkałem też w jakimiś opracowaniu nt. historii Boernerowa.

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie