Skocz do zawartości

Wspomnienia Waszych krewnych na okoliczność wyzwolenia podczas Ofensywy Styczniowej w 1945 r.


balans

Rekomendowane odpowiedzi

Właśnie zbliża się kolejna rocznica operacji wojsk sowieckich, zwanej Ofensywą Styczniową. Operacji, która przyniosła wyzwolenie z pod okupacji niemieckiej sporej części obecnego terytorium naszego kraju. Ciekawią mnie wspomnienia Waszych krewnych na ten właśnie temat, czyli jak wspominali tamte dni i tamte wydarzenia. Natomiast nie chciałbym w tym wątku rozpoczynać dyskusji; czy to było wyzwolenie, czy tylko tzw. wyzwolenie" - bo te sprawy były już na tym forum wielokrotnie wałkowane.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wątek zacznę od moich rodzinnych wspomnień.
Miejsce akcji: okolice dużego miasta na południu Polski, podmiejskie osiedle wtedy jeszcze wieś, a dziś blokowisko - dzielnica tego miasta.
Miasto zostało wyzwolone dzień wcześniej i to od zachodu, dlatego w nocy niedobitki Niemców wycofywały się na wschód, na odległy o parę kilometrów od miasta drewniany most na Wiśle i dalej na południe, na Pogórze. Doszło wtedy do jakiś walk, bo na wysokości lotniska [które oddzielało to osiedle od miasta] Niemcom udało się z PAK'a ustrzelić Rosjanom dwa ISU-152 [jeden nawet eksplodował] a trzeciego uszkodzić [schronił się za budynek wartowni lotniska, gdzie go później naprawiali]. Niemcy pozostawili tam trochę sprzętu m.in. ciągnik półgąsienicowy z PAK'iem, a trochę dalej na południe od tego miejsca porzucone w rowie, w którym się chyba zagrzebały?, dwa StuG III [jeden miał wymalowaną na pancerzu nazwę własną Jabłuszko" - oczywiście po niemiecku]. A trochę dalej na wschód porzucili jakiś umarlaków z polowego lazaretu [w papierowych osmołowanych workach], których już nie zdążyli pochować [po ozbrojeniu" z butów, płaszczy i co tam jeszcze - zostali zakopani przez takiego jednego miejscowego i wszystko na to wskazuje, że sobie leżą tam do dzisiaj dokładnie przed oknami jednego z bloków].
Ale wracając do tematu, w tej wsi miał przed wojną silną pozycję PSL, więc pomimo tego, że większość młodych ludzi uczyło się i pracowało w mieście, to jedynie bardzo nieliczni należeli do AK, natomiast wielu należało do oddziału BCh pod dowództwem por. K. Partyzanci ci w czasie okupacji nie mieli zbyt wielu okazji postrzelać sobie, bo teren był bardzo gęsto zaludniony i bezleśny, a każda akcja powodowała represje okupanta. Cóż im pozostawało? Ano przygotowywać się do ogólnonarodowego powstania jakie było planowane i jakieś raczej drobne akcje, a to kogoś rozbroili a to coś tam jeszcze. Aż nadszedł ten dzień wyzwolenia...
cdn
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No i chłopaki z tego oddziału BCh postanowili sobie na koniec wojny postrzelać, a na wyposażeniu mieli nawet MG-tę [jak to się wtedy mówiło Szpandała"]. No i wzięli tą MG-tę i ustawili ją w ogrodzie na takim lekkim wzniesieniu, dokładnie na wprost tej drogi co to biegła z miasta, no i czekali i się w końcu doczekali...
A teraz ze wspomnień mojego świadka tamtych wydarzeń: wyszedłem przed ganek i w pewnym momencie słyszę długą serię z km-u, a za chwilę widzę chłopaków wiejących na złamanie karku przez opłotki [wszyscy się tam doskonale znali], a po chwili wpadają sowieci i już z daleka krzyczą Gdie Giermaniec?" Nie, Giermańców tu nie ma, pada odpowiedź...
I jeszcze refleksja mojego świadka tamtych wydarzeń: całe szczęście, że to byli Ruscy, bo jak by to był jakiś oddział niemiecki to podczas ostatnich godzin okupacji doszłoby do tragedii, bo Niemcy w odwecie spaliliby pewnie całą miejscowość i rozstrzelali wszystkich, których by złapali. I takie historie się wtedy zdarzały...

Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ze wspomnień mojej Babki.
W drugiej połowie stycznia 1945 roku do ich domu pod Sieradzem przyjechali Niemcy i nakazali opuścić teren, bo będą się bronić na linii rzeki Warty i będzie gorąco". Cała rodzina zapakowała się i pojechała do znajomych w m. Ruda. Po kilku dniach w Rudzie zjawili się Rosjanie i powiedzieli, że mogą wracać do domów. Wrócili. Było tam pełno Ruskich, wszystko zjedzone i wypite, z mieszkania powynosili co lepsze meble, a zapytani co się z nimi stało postawili Dziadka przed plutonem egzekucyjnym. Ocalił Go litr wódki. W czasie ataku na Sieradz (nie broniony) próbowali się przeprawić przez zamarzniętą Wartę czołgami, ale się potopili. Frajdę dopiero mieli po wkroczeniu do Sieradza. Zastali tam nie zniszczoną gorzelnię z pełnym zbiornikiem spirytusu. Ubaw po pachy. Pili do skutku. 5 czy 6 utopiło się w tym zbiorniku. Pochowano ich na sieradzkim cmentarzu jako poległych w walce o wyzwolenie miasta.
Ta ekipa Ruskich, która kwaterowała u mojej Babki pozostała do wiosny i wyciągali utopione pojazdy. Babka wspominała ten okres jako okres głodu i grasujących w całym domu wszy. Ruskie odjechali dopiero w czerwcu 1945 roku.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki Brodaamor za podzielenie się wspomnieniami Twojej Babki na temat obrazu wyzwolenia jaki zapamiętała w 45 roku. Szkoda, że tak niewiele osób interesuje tamta historia, tym bardziej, że wspomnienia są bardzo ulotne, a właśnie mozaika takich osobistych wspomnień pozwala wyrobić sobie jakiś osobisty stosunek do historii tamtych dni.

Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja od siebie dorzucę jeszcze jeden epizod z drugiej połowy stycznia 1945 [dokładna data nie znana].
Miejsce akcji: wieś położona jakieś 4-5 km na północ od miejsca wydarzeń opisanych przeze mnie wcześniej [znana z gotyckiego kościoła ufundowanego przez Długosza].
Przez tą miejscowość przepływa niewielka rzeczka [dopływ Wisły], niewielka ale w dość głębokim jarze jak to na terenach lessowych. Tak na marginesie, rzeczka była dość znana za komuny jako niezłe pstrągowe łowisko, a pstrągami zarybiono ją [za zgodą władz niemieckich] po raz pierwszy właśnie za okupacji. Ale wracając do tematu, na tej rzeczce w każdej praktycznie miejscowości był jakiś młyn wodny, a czasem nawet dwa. A przy młynach przeważnie był jakiś drewniany mostek. Co napadło rosyjskich tankistów aby próbować przejechać T-34 po takim mostku tego się już nie dowiemy. Ale spróbowali, no i mostek się zerwał a oni wylądowali tym tankiem w rzece/jarze. No i pozostali w tej wsi [twierdzili że mają prikaz pilnować czołgu]. Przyszedł marzec, roztopy, przyszła wielka woda i go podmyła tak, że wywrócił się na bok, a oni go cały czas pilnowali. Przyszła wiosna, walki toczyły się już gdzieś nad Odrą, a oni dalej pilnowali tego czołgu każąc się utrzymywać mieszkańcom [czas umilali sobie polowaniem na zające]. W końcu się to komuś znudziło i postanowiono działać. Ktoś się wybrał do miasta, do sowieckiej Komendantury i przedstawił sytuację. No i przyjechało NKWD i ich zwinęli, nikt ich już więcej nie widział w tej wsi. A czołg? Niestety czołgu już tam dawno nie ma, bo w jakiś czas po wojnie przyjechali nasi saperzy i go wyrwali...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czarnków, północna Wielkopolska, wyzwolony bodajże 24 stycznia przez wojska ACz., z relacji świadka: wszyscy siedzą w piwnicy i boją się o życie, po przyjściu Rosjan, ludzie wychodzą na miasto, niektórzy miejscowi Polacy pomagają wyłapać pozostałych podobno jeszcze Niemców (prawdopodobnie zasiedziałych od pokoleń cywili). Trudno zdobyć pożywienie, niektóre domy zamieszkałe przez Niemców całkowicie splądrowane, ludzie powiadają, że w niektórych podobno są zwłoki zabitych, miejsca te są omijane w wyprawach po żywność, ze strachu.
Po uspokojeniu rodzina nadal mieszka w piwnicy, a żołnierze robotniczo-chłopskiej ACz. zajmują parter i piętro, meble idą na opał. Rodzina zdobywa ze wsi kurę, przychodzą żołnierze robotniczo-chłopscy i zabierają kurę, no to rodzina idzie ze skarga do oficera ACz., który był bardzo miłym i eleganckim (w przeciwieństwie do brudnych żołnierzy) człowiekiem i strasznie zrugał żołnierzy. Wiecej incydentów nie było.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

podczas zdobywania Poznania mój ojciec razem z siostrą mieszkali niedaleko Mogileńskiej. Jak ich dom został zniszczony podczas likwidacji punktu niemieckiej obrony, to musieli szybko uciekać chroniąc się do bunkra (gdzie obecnie jest zakład kamieniarski - info dla wtajemniczonych). Siostra ojca miała wtedy 5 lat i uciekała w przysłowiowych gaciach a mrozik był niczego sobie. Jeden z Rosjan widząc tę sytuację wskoczył do zniszczonego domu i przyniósł pierzynę, w którą została zawinięta...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Brat mojego dziadka (ŚP) był przed wojną celnikiem. mieli oni specyficzne mundury. całą wojnę przechodził w tym mundurku. miał tylko zdjetego orłą z czapki, ale dziadek opowiadłą ze guziki miał z orzełkami.
w dniu kiedy rosjanie wyszli, został przez nich zastrzelony jako niemiec.
wyzwolenie Ojciec przezył w Pile gdzie przebywał od upadku powstania. pamieta jako dzieciak ze jednego dnia Piła byla pełna niemieckich wojsk czołgów itp. nstepnego dnia puste miasto w potem weszli rosjanie. i pamieta jak wsród witających rosjan był lekarz żyd któy całą okupcje ukrywał sie w Pile - czyli rzeszy. a wygląd miał b. semicki bo nawet ruscy jak weszli wołali - o!! jewriej!!
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

a przypomniało sie ojcu pare rzeczy jak niemcy byli w pile to czesto przydzodzili do mieszkania i prosli zeby mogli sie zagrzać albo dostać gorącej herbaty którą parzyłą moja babcia z miesznki rumianku i jakiś innych ziół.
potem jeden pokuj zajeli ruscy oficerowie. jak odchodzli zabrali pierzynę i bidet czy nocnik. jak to zobaczyła moja prabacia to pobiegłą za nimi zeby oddali. kołdrę oddali ale nocnkia nie bo mieli w nim upeczone kury.: lol
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wspomnienia dziadków: Ruscy to dzicz, pili na potęgę.Dziadek wspomina jak czołgisci wjechali do miasta.Cały baniak spirolu na czołgu wieżli, grabili wszystko, bida straszna.W koszulach nocnych po mieście biegali...Niemcy jak weszli w 39 to niczego nie ruszali , stacjonowali w szkołach i zbytnio się nie ruszali po mieście a ruscy brali wszystko..Pradziadek brał udział w wojnie rosyjsko-japońskiej i znał dobrze rosyjski, sąsiadka przyszła z płaczem do oficera który zatrzymał się u pradziadka ( tłumaczył na ruski).chodziło o zegarek, który żołnierze ukradli. Oficer nawet się nie zastanawiał, powiedział że rozstrzela 1 jak zegarek się nie znajdzie - znalazł się w 30min...Był to pułk sybiraków, spali na mrozie na zewnątrz a co jakiś czas na komedę się przewracali na bok.Dziadka wyzwolenie" zastało w kamienicy przy głównej ulicy z innymi ludźmi.Najpierw wjechaly 2 czołgi na rozpoznanie, pożniej reszta. Ludzie się cieszyli, bratali, płakali ze szcześcia- bo niewiedzieli co to komuna". Ciekawostką jest jak ludzie ukrywali żywność- mąkę w workach topili w stawie, od wody robiła sie skorupana kilka cm, jak kamień.Jednak po wyciągnięciu pod skorupą była dobrze przechowana mąka.W upojeniu alkoholowym szli na Berlin, w drodze powrotnej zamieniali zdobyczne fanty ( min. ze zrabowanej fabryki zeiss) na alkohol.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks later...
Wspomnienia babci o wyzwoleniu nie były dobre. Zawsze porównywała Niemców i Rosjan pod względem kultury. Żołnierze sowieccy pochodzili przeważnie z Dalekiego Wschodu, prymitywni niesamowicie. Zabili świnię, wypatroszoną obłożyli słomą i podpalili. Jedli to i popijali gorzałką. Wg babci to byli żołnierze drugiego rzutu zaraz po wyzwoleniu.Ci pierwsi wyzwoliciele pytali: kuda giermaniec? dajtie sały(słoniny)i szli dalej na zapad. Babcia zapamiętała zwłaszcza sanki z rannymi sowieckimi żołnierzami, które ciągnęły psy.Byli też oswobodziciele" kulturalni, choćby sowiecki oficer chyba Gruzin, który dowodził kompanią piechoty. Trzymał swoich krótko i ostro, byli w kwietniu 45r. A inni Sowieci szkoda gadać, gwałty i kradzieże na potęgę. Dziadkowi ukradli brzytwę. Babcia wspierała AK, bo miała kuzynów w 4pp AK.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 6 years later...
W roku 1939 miałem 7lat.
24 sierpnia 1939r powołano mojego ojca do wojska wraz z koniem do Krakowa do artylerii.
1.09.1939r wybuchła II wojna światowa. Z mojej wioski Mników wszyscy mieszkańcy uciekli z domów zabierając częściowo swój dobytek na furmanki kierując się na wschód Polski w okolice Lwowa.Pozostały w wiosce tylko dwa domy zamieszkałe,nasz i sąsiada.
W południe pojawił się jeden niemiecki samochód osobowy-jadący z dwoma żołnierzami w kierunku miejscowości Cholerzyn .
W moim domu byliśmy spakowani,gdy nastawał zmrok babcia,moja mama i siostra zaczęły wyprowadzać krowy ze stajni na dwór a tu niemieckie wojsko zatrzymało nas mówiąc po niemiecku abyśmy się nie bali i spali spokojnie.

W 1939roku podczas wybuchu wojny wojsko niemieckie w Mnikowie przejeżdżało samochodami,motocyklami w kierunku Krakowa.Po około 2 do 3 tygodni mieszkańcy Mnikowa zaczęli powracać z ucieczki. Kilku z nich zginęło podczas ostrzeliwania ich przez samoloty niemieckie.Nad Mnikowem został zestrzelony samolot myśliwski Polski przez myśliwce niemieckie.Pilot jest pochowany na cmentarzu w Morawicy .Do szkoły podstawowej w Mnikowie zaczęliśmy chodzić w roku 1940.Wyposzarzenie szkolne ucznia to tabliczka i rysik.Historii nauczyciele w czasie okupacji nie mogli uczyć.Zabroniono również uczyć języka Polskiego, uczono z czasopisma „Star”. Geografii też nie było wolno uczyć.Uczono tylko matematyki.W Mnikowie znajdowało się 9 młynów.Wszystkie młyny były czynne korzystając z wody rzeki Sanka.Zboże było mielone nocą na lepszą mąkę.Niemcy kontrolowali młyny,sklepy i dwór sióstr Albertynem. W Generalnym Gubernatorstwie prowadziło działalność kilka organizacji podziemnych (gwardia ludowa,bataliony chłopskie oraz AK).Oprócz tych organizacji działały bandy,które okradały młyny,sklepy i gospodarstwa.W Liszkach była siedziba gestapo.Na czele której stał Zajss , a jego zastępcą był Gawlass.Często do Mnikowa gestapo przyjeżdżało na kontrolę bryczką.Godzina policyjna obowiązywała od godziny 21 do 5 rano.

Zajss dokonywał egzekucji na osobach schwytanych.Syn wójta szedł z pracy po godzinie 21 i został zastrzelony.Ksiądz Lelito jechał do chorego końmi i nie ukłonił się Zajssowi został zatrzymany i wypoliczkowany.
Szefa gestapo nie mogli partyzanci zlikwidować ponieważ gdyby go zastrzelili to za niego 400 Polaków straciło by życie w okolicy a wioska by została spalona.Zajjs ,gdy w danym dniu nikogo nie zastrzelił to brał zastrzyki na uspokojenie.

Młodzież w czasie okupacji od 17 roku życia pracowała w zorganizowanych hufcach pracy pod nadzorem niemieckim.Gospodarze z Mnikowa jadący z warzywami,drzewem narąbanym do pieców kaflowych do Krakowa byli zatrzymywani w miejscowości Przegorzały .
Pod eskortą niemiecką zmuszani do kopania dołów przygotowanych na egzekucję.Na wyżej wymienioną egzekucję dowożono na samochodach ludzi na rozstrzelanie.W pobliżu Liszek,Cholerzyna i Mnikowa.
Znajduje się duży kompleks łąk.W roku 1944 ,podczas sianokosów w maju Niemcy otoczyli wieś Liszki o godzinie 4 nad ranem z soboty na niedzielę.Rozstawiając co 50metrów żołnierzy z karabinami maszynowymi,wyprowadzali ludzi na te łąki zmuszająć ich leżeć twarzą do ziemi i wyczytywali nazwiska ,które mieli umieszczone wcześniej na listach,zaprowadzając ich pod stodołę , obok której mieli wykopany duży duł.Wiązali ręce z tyłu drutem kolczastym,wyciągając ofiary na drabinę na której oprawcy niemieccy bili specjalnymi kijami wyżej wymienione ofiary zabijąc w ten sposób 33 osoby.Zwłoki wrzucano do tego doła i przesypywano wapnem , a później zasypywano ziemią.Spalono 8 domów w Liszkach.Ekschumacja i przeniesienie zwłok na cmentarz odbyło się w roku 1946 z udziałem młodzieży ze szkół okolicznych wiosek ,oraz wojska.W 1944 roku zbliżał się front wojsk sowieckich.Niemcy rozkazali mieszkańcą Mnikowa ,pod ich nadzorem wykonania na odcinku kilku kilometrów umocnień fortyfikacyjnych (budowa transzeji,rowów,okopów,bunkrów).
O godzinie 7 rano młodzież od 12 roku życia oraz starsi obywatele przed szkołą w Mnikowie musieli być na zbiórce.Niemcy zabierali nas na wskazane miejsce.Do wykonania rowów i bunkrów.Codziennie musieliśmy wykonać około 2kilometrów transzeji oraz co 100 metrów bunkier.Rowy kopano na głębokość 1,5metra a miejsca na bunkry na bunkry na głębokość 2,2m.Bunkry miały rozmiar 2,5m2,5m.Wierzch bunkra nakrywano drzewem okrągłym wycinanym w lesie.Po nakryciu drzewem zasypywano ziemią (maskując przed samolotami).W każdym bunkrze był otwór na karabin maszynowy,oraz koc.Za pracę otrzymywaliśmy ćwiartkę chleba i kostkę marmolady.W czasie wykonywania umocnień fortyfikacyjnych w naszym domu mieszkał generał niemiecki z pochodzenia Austryjackiego , który był odpowiedzialny za wykonanie tych umocnień.W roku 1944 były często naloty samolotów aliantów.Pamiętam ,że w jedną niedzielę mieszkańcy Mnikowa szli z kościoła w Morawicy około godziny 12.30 nadleciały samoloty aliantów w kierunku Krakowa i zaczęły bombardować umocnienia artylerii.Z lotniska w Balicach wyleciał myśliwiec niemiecki.W kierunku samolotów alianckich.Z eskadry odłączyły się dwa myśliwce alianckie i zestrzeliły niemiecki samolot.Samolot spadł na skały Kmity koło Zabierzowa .Mieszkający generał u nas obserwując to zjawisko powiedział ,że ich samolot nie miał szans i określił ,że wyżej wymielony pilot poleciał po śmierć z samolotu zebrano 44 kawałki złomu.Gdy zbliżał się front radziecki Niemcy wycofywali wojsko z okolic Krakowa.W szkole w Mnikowie zamieszkała na okres 2 tygodni jedna kompania piechoty ,która w miesiącu styczniu 1945roku opuściła szkołę.Wojska radzieckie pojawiły się w Mnikowie 20 stycznia 1945 roku.Najpierw pojawili się zwiadowcy a następnie przybyły czołgi.W naszym domu zamieszkał lekarz z Mińska ,oraz stomatolog z Kijowa po dwóch tygodniach wyżej wymienieni lekarze pojechali z frontem dalej.Po oswobodzeniu obozu Auschwitz władze lokalne zobowiązane były do zorganizowania więźniów z obozu.Brat mojego ojca z sąsiadem pojechali do Oświęcimia parą koni,wozem w półkoszkach i wywozili więźniów z obozu na miejsce wskazane przez organizatorów.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...
W 1945r mój ojciec miał 25 lat, był żonaty i miał jedno dziecko. Jako polnische" z wynagrodzenia potrącano mu 25 procent. Był głodny nie tylko on ale także jego żona i córka. W dniu 27 stycznia 1945r wojska rosyjskie wjechały do mojego miasta. Ojciec opowiadał, że prawie szedł do pracy gdy wjechało kilka czołgów. Jeden z nich się zatrzymał, czołgista spytał o drogę i pojechał dalej. Za nimi jechała ciężarówka i też się zatrzymała. Żołnierze pytali o germańców. Jeden z nich, gdy zobaczył u niego naręczny zegarek, zaproponował wymianę. Za zegarek ojciec dostał prawie dwa kilogramy wędzonej słoniny i drewnianą walizkę. Z tej wymiany obaj byli zadowoleni. Jeszcze po latach ojciec wspominał, że tak dobrej słoniny już nigdy później nie jadł.Walizka była długo używana. Mam ją jeszcze do dnia dzisiejszego.
Dodam, że w dn. 8.05.1945r zmarła jego żona,(w 1947 ożenił się ponownie)a cóka długo leczona była z gruźlicy.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie