Skocz do zawartości

ARNHEM 1944 - 2006


Rekomendowane odpowiedzi

  • Odpowiedzi 231
  • Created
  • Ostatniej odpowiedzi
Napisano
Z wypowiedzi Grzegorza Czwartosza wyglada na to, ze naszych wogole nie szkolono, a wszyscy w naszym dowodztwie byli glupi i zadufani. Za to glorious US Army ze wszystkimi treningami, wspanialymi strategami, i super butami i wyszkolonymi dowodcami byla superior.
Jedno pytanie, to dla czego tylu US Armistow zginelo podczas drugiej wojny swiatowej na obydwu frontach? Dla czego podczas pierwszego dnia na Omaha beach woda w morzu byla czerwona od amerykanskiej krwi? Brak szkolenia, czy pomylka dowodztwa? Moze nie mieli wykresow, kalkulatorow, i tego wszystkiego czego podobno my nie mielismy pod Arnhem?
Napisano
Grzegorz Czwartosz w swym chaotycznymi intuicjoniźmie napisał: Aberracja umysłowa” to niestety nie jest to, o czym Pan pisze, a czym tumani Pan forumowiczów. Aberracja umysłowa, proszę Pana, to jest książka kawalerzysty płk. Jana Kamińskiego pt. „Od konia i armaty do spadochronu”. To jest proszę Pana aberracja umysłowa w pełnej krasie pokazująca, jaką zakałą Wojska Polskiego po roku 1939 była kawaleria i jak nasi „pomysłowi inaczej” salonowi gracze wojenni z SG PSZ usiłowali sobie ulepić najnowocześniejszą, awangardową jednostkę wojsk lądowych ówczesnego świata (z desantem a la Grenada AD 1989) rękami m.in. kawalerzystów. Proszę się w swojej nacjonalistycznej złośliwości nie naśmiewać z dywizji „Airborne”, bo kawaleria nie była zakałą tylko WP, ale także US Army, tylko że amerykańskie kawaleryjskie zupactwo i beton – wcielane do DPD po likwidacji kawalerii i odpowiednio wzięte za twarz – nie stoczyły dywizji typu „Airborne” w żadną mentalną otchłań i nie roiło o desantach startujących z Wielkiej Brytanii a lądujących z pomocą sił nadprzyrodzonych np. we Włoszech. Tymczasem lektura wspomnień kawalerzysty Jana Kamińskiego jest po prostu wstrząsająca. Desant w Polsce aż kapie z tej książki. Desant w Polsce jako romantyczna zbrodnia wojenna dokonana przez kawalerzystę Kamińskiego na jego własnych żołnierzach, których lepiej lub gorzej wyszkolił."


Szanowny Panie Grzegorzu!

Podstawowym zadaniem każdego historyka jest umiejętność korzystania ze źródeł. Niestety w Pana przypadku jest to chyba niemożliwe, bo cokolwiek Pan gdziekolwiek napisze, to zawsze roi się to od błędów, a co za tym idzie wnioski wyciagane przez Pana oparte są na złych przesłankach.

To, że płk Jan Kamiński użył w tytule swojej książki słowa: koń", nie oznacza jeszcze, że był kawalerzystą. A takowym nigdy nie był, bo był artylerzystą. Zresztą mam nadzieję, że w ogóle Pan wie o którego Jana Kamińskiego chodzi, bo w przedwojennym WP służyło conajmniej 10 oficerów służby stałej o tym imieniu i nazwisku. Ale ad rem. Prawdopodobnie chodzi Panu o artylerzystę Jana Olimpiusza Kamińskiego, ppłk. w korpusie oficerów artylerii (starszeństwo z dnia 1 stycznia 1936 roku, lok. 14), dowódcę 2 dywizjonu artylerii konnej w kampanii wrześniowej, m.in. w boju pod Mokrą. Kawalera OW VM V klasy za 1920 i IV klasy za 1939, trzykrotnie KW za rok 1920.

Jak Pan widzi, znów nie wie Pan co pisze, ani o kim. Używa Pan ogromnej ilości przymiotników, a Pańska wiedza na temat kawalerii jest taka jaką Pan wyraził w swoim poście, czyli żadna. Niech Pan już pisze o swoich materiałach spadochronowych, bo wygląda na to, że na tym forum choć tego nikt nie jest w stanie zweryfikować, być może szczęśliwie dla Pana.
Napisano
Panie Rozdżestwieński

Oczywiście jak zawsze nie wie pan, o czym pan pisze, ale przyzwyczaił pan już forumowiczów, że to pana znak firmowy. Tak już musi zostać. Wmawiać, że żołnierz Wołyńskiej Brygady Kawalerii nie przynależy do środowiska kawalerii to pan będzie dzieciom pod choinką w wigilijny wieczór.





M164U napisał:
Z wypowiedzi Grzegorza Czwartosza wyglada na to, ze naszych wogole nie szkolono, a wszyscy w naszym dowodztwie byli glupi i zadufani. Za to glorious US Army ze wszystkimi treningami, wspanialymi strategami, i super butami i wyszkolonymi dowodcami byla superior. Jedno pytanie, to dla czego tylu US Armistow zginelo podczas drugiej wojny swiatowej na obydwu frontach? Dla czego podczas pierwszego dnia na Omaha beach woda w morzu byla czerwona od amerykanskiej krwi? Brak szkolenia, czy pomylka dowodztwa? Moze nie mieli wykresow, kalkulatorow, i tego wszystkiego czego podobno my nie mielismy pod Arnhem?
-----------------------------------------------------------


Proszę Pana – po co zabierać głos ze złośliwością i niekompetencją? Nie szkoda czasu i złych emocji?

Ortona to jest US Army?

Ppłk Jeff Nicklin to jest US Army?

A taktyka MOUT US Army to jest rodem z US Army, czy może przypadkiem z kontynentu innego niż północnoamerykański, a jedynie podpatrzona przez US Army i rozwinięta pod wpływem walk z Niemcami? No z jakiego państwa, proszę Pana, jest ta taktyka podpatrzona? Może przypadkiem z takiego podległego Brytyjskiej Wspólnocie Narodów?

Co to wszystko ma wspólnego z US Army? Kłuje Pana w oczy armia kanadyjska, brytyjska i amerykańska, od których 1. SBS powinna się uczyć z jej rozbuchanymi ambicjami a niczego się nie nauczyła? To proszę te alianckie armie potraktować tylko jako hasła. Proszę podać adres w Wielkiej Brytanii polskiego miasteczka szkoleniowego taktyki MOUT, gdzie 1. SBS jakoby przygotowano do walk w Powstaniu Warszawskim, bo przecież rzekomo ona była do tego wiele lat szkolona i gruntownie przygotowana, nieprawdaż? Kłuje Pana w oczy ppłk Jeff Nicklin z jego autorskim programem MOUT? Nie ma sprawy – proszę podać nazwiska polskich wybitnych instruktorów MOUT, wraz z miejscami zdobywania przez nich doświadczeń w walkach ulicznych, którzy wybudowali dla 1. SBS miasteczko szkoleniowe MOUT i tam brygadę gruntownie wyszkolili w taktyce walk ulicznych na okoliczność Powstania Warszawskiego, do którego to powstania 1. SBS rzekomo została wyszkolona, nieprawdaż?

Zapraszam do odpowiedzi także na pozostałe 18 prostych pytań z zakresu przygotowania 1. SBS do pionierskiego w skali lat 40., 50., 60. i 70. XX wieku desantu na szczeblu strategicznym.
Napisano
Rambo to też jest US Army tylko że jest to fikcja

Oczywiscie Montgomery nie ukończył szkolenia MOUT w Ortona i nie zdobył Caen a Żukow z Czujkowem w swej nieswiadomości nieukończenia kursu MOUT zdobyli Berlin a moze skończyli go korespondencyjnie

Koncz wypisywanie tych bzdur Grzegorzu Czwartoszu - jak wreszcie sie dowiesz czym rózni sie dowódca brygady od dowódcy kompani ,plutonu czy druzyny to moze kiedys przeczytam jakąs twoja ecenzje". Bo jak wynika z twych wypowiedzi możesz pisac recenzje na tematy wojskowe ale tylko w czasopismach dla pań
Napisano
Grzegorz Czwartosz wykoncypował: Panie Rozdżestwieński

Oczywiście jak zawsze nie wie pan, o czym pan pisze, ale przyzwyczaił pan już forumowiczów, że to pana znak firmowy. Tak już musi zostać. Wmawiać, że żołnierz Wołyńskiej Brygady Kawalerii nie przynależy do środowiska kawalerii to pan będzie dzieciom pod choinką w wigilijny wieczór."

Szanowny Panie, jak zwykle Pan przekombinował, ponieważ idąc tokiem pańskiego rozumowania rozumiem, że kawalerzystami byli żołnierze z 11 batalionu strzelców, IV batalionu 84 pułku Strzelców Poleskich, pociągu pancernego nr 53 i 82 baterii artylerii przeciwlotniczej. Otóż tłumaczę Panu, że nikt kto nie był przed II Wojną Światową w korpusie oficerów kawalerii nie przynależał do tego środowiska, ponieważ bardzo trudno było sie do niego dostać, a po przejściu do innego korpusu broni lub służb, powrót nie był możliwy. Wmawianie forumowiczom natomiast, że oddziały broni lub służb wchodzące w skład Wołyńskiej Brygady Kawalerii w całości przynależą do kawalerii, to rzecz jasna szczyt ignorancji i braku elementarnych wiadomości na ten temat.

No ale niech Pan pozostanie w błogiej świadomości, że kawalerzystami są załogi pociągów pancernych i artylerii przeciwlotniczej, że trzon kawalerii stanowią strzelcy z batalionów piechoty. Poszukajmy wspólnie koniwiązów przymocowanych do wagonów pancernych, zaprzęgów dla dział artylerii plot. i setek siodeł przydzielanych piechocie. Rozumiem, że owies w pociągu pancernym przewożono w tendrze lokomotywy?

Gubi sie Pan Panie Grzegorzu.
Napisano
chyba Montgomery i Caen to był zły przykład. W planie tego wielkiego dowódcy zdobycie Caen miało mieć miejsce 2 dni po inwazji co się nie udało i małe opóźnienie miesięczne nastapiło. Caen zdobyto 7 lipca po conajmniej 3 dużych atakach i zrównaniu miasta z ziemią przez lotnictwo.
Potem wymyslono legendę że niby to tak specjalnie sie grzebali ze zdobyciem Caen żeby amerykanie mieli lżej na zachodzie i mogli wykonac przebiegły manewr.

chciałbym tez zauważyć ze straty amerykańskie były bardzo małe w całej wojnie.
Napisano
Witam
Czytam te posty i za przeproszeniem wszystkich forumowiczów i moderatorów żal d... ściska.
Sorry, ale wasze teksty śą po prostu beznadziejne.
Pan Grzegorz uważa się alfę i omegę" w sprawach 1 SBS i wciska nam nieziemskie kity, których sprawdzić nie jesteśmy w stanie. Też mogę napisać, że Twardowski na Księżycu miał batorówkę, a nie karabelę i kto to sprawdzi ?
Po drugie odniosłem wrażenie, że wzorem niedoścignionym pana Grzegorza jest amerykański sposób szkolenia, ba, nawet amerykański sposób życia spadochroniarza. Dla pana Grzegorza tak, dla wielu z nas nie.
Po trzecie już panu sugerowałem, że żyje pan w oderwaniu od rzeczywistości drugowojennej, a pan nadal jest w XXI (jeżeli nie w XXX) wieku. Musi pan trochę poodychać powietrzem, poczytać wspomnienia, bo od cytowania liczb trochę się panu pomieszało.
Po czwarte, zupełnie nie rozumiem, co ma piernik do wiatraka, czyli po ch...rę Pan wciąga forumowiczów w rozgrywki osobiste z Jazłowiakiem. I to jeszcze na jego kawaleryjskim gruncie, tego Pan niestety nie przeskoczy, a świadczy tylko o pana braku szacunku do kogolwiek.
Dlatego też mam prośbę do moderatora, jeżeli jeszcze czyta te idiotyzmy, żeby zablokował ten wątek.
Z pozdrowieniami
Badylarz
Napisano
Drogi Panie Grzegorzu Czwartoszu, czuje sie bardzo kompetentny (tak jak i pan) w zabieraniu glosu. Moze zeczywiscie troche mnie zlosci to ze pany uwaza sie za absolutnego eksperta w jezeli chodzi o 1-sza SBS, i wszystkie inne odzialy, szkolenia, wojny, i armie swiata, ale wyglada na to ze nie jestem jedyny jezeli chodzi o to.
I zeby sprostowac niektore panskie wypowiedzi nie szkoda mi czasu, a przy okazji uzwywam przy tym zero emocji,
wiec prosze sie o to nie martwic.

Oczywiscie bylo by swietnie aby SBS przeszla szkolenia typu MOUT, Ranger, Special Forces, Navy Seals, etc, niestety tak sie nie stalo, ale tak sie nie stalo dla wiekszosci odzialow 82 Airborne, 101 Airborne, itd. Czas, pieniadze, brak mozliwosci, a takze niechec alianckich i nawet co poniektorych polskich dowodzow napewno mial cos
z tym wspolnego. Nadal nie powinnismy podwazac tu patryjotyzmu, profesionalizmu, i oddania indiwidualnych zolnierzy, odzialow i dowodcow ktorzy walczyli w SPS podczas operacji Market Garden.
Czy bylo by lepiej gdyby SBS przeszla dodatkowe szkolenia? Moze, a moze nie. Zrzucili ich tam gdzie ich zrzucili, czasowo fatalnie, i byla to chlodnie wykalkulowana porazka dowodzcow alianckich, koniec kropka. Nawet juz tu wymieniony Rambo ze wszystkimy przezyciami i szkoleniami Special Forces nie zdolal by wiecej w tej sytuacji.
Tak wiec nie kluje mine w oczy armia kanadyjska, brytyjska czy amerykanska. Oni mieli swoje rozkazy, i ich dowodcy mieli swoje motywacje, a my mielismy swoje.
Odzialy SPS to nie mlokosy, przesli swoje w 39, w Rosji, i innych forntach. Polscy zolnierze zamim wstapili to tej jednostki byli juz zolnierzami od dawna, wiedzieli jak walczyc, mieli dobry sprzet jak na odzialy piechoty, a reszta to juz historia i jej interpretacja przez ludzi takich jak pan i ja. Tak ze nie mam adresu programu MOUT dla SPS. Zreszta jednostki wojskowe i miasteczka szkoleniowe w danych czasach w Wielkiej Brytanki nie mily adresow tylko numbery skrzynek poczty polowej.

Nie kuje mnie w oczy Jeff Nicklin, zaloze sie ze fajny facet, pewnie gdyby zyl to bym z nim na piwo z checia poszedl i posluchal jego opowiadan. A co do szkolenia
i 18 pytan? Mam dwie odpowiedzi. Wiekszosc wojsk na swiecie przygotowuje sie (i trenuje) na poprzednia wojne, US Army wlacznie. Oczywiscie sa male elitarne jednostki lepiej czy gorzej przygotowane na specialne sytuacje i akcje, i bardzo dobrze ze tak jest. A co do planow, nie pamietam ktory to z US Army generalow kiedys powiedzial: Najlepszy plan jest bardzo dobrym planem,
do mometu ukazania sie wroga" (a potem wszystko w leb bierze).
Napisano
do M164U
nie wszyscy Polacy w PSZ mieli doświadczenia wojenne Bardzo duża część to polscy emigranci z Francji, Kanady itp. Zaciągneli się do polskiej armi przy okazji niesławnej kampanii we francji. Ci co wracali z radzieckich łagrów raczrej byli chorzy na różne choroby przez całe życie więc nie byli takimi okazami zdrowia jak wypasieni Jankesi.

przeczytałem w Rozdartym Narodzie że Amerykanie nazwali naszych wracajacych z Driel CHOLERNE POLSKIE SS". co oczywiście miało być komplementem.
  • 3 weeks later...
Napisano
Czyżbyśmy mieli tu jakiś forumowy fenomen społeczny?

Czy nikt się nie cieszy z tego, że George F. Cholewczynski wreszcie powiedział Polakom - jako pierwszy – parę słów prawdy o Stanisławie Sosabowskim i o jego najskrajniejszej niekompetencji, nieodpowiedzialności, o dokonywanym przez niego praniu mózgu jego żołnierzy? O jego „autorytetach lotniczych” w postaci podpitych lotników USAAF, ale nie trzeźwych pilotach PSP? Nie ma chętnych do komentarza takiej beatyfikowanej publicystycznie postaci? Postaci kwalifikującej się do specjalistycznego sanatorium, a nie do dowodzenia najnowocześniejszą jednostką tamtych lat.

Im więcej czasu upływa od wydania „Rozdartego narodu” i wywiadów z Georgem F. Cholewczynskim tym bardziej śmiertelna cisza zapada w tym wątku. Mamy tu jakieś interesujące wprost proporcjonalne zjawisko matematyczno-społeczne. Naprawdę nie ma chętnych do komentowania niezłej książki Cholewczynskiego? No to może chociaż wywiad z Cholewczynskim w „Gazecie Wyborczej”?

Czyżby nikt nie chciał zabrać głosu na temat tego, kogo mamy za wyimaginowanych „bohaterów narodowych”? Dlaczego szukamy ich tam, gdzie ich nie ma, wśród ludzi którzy Wojsko Polskie kompromitowali? Jakim cudem każe nam się stąpać po ulicach, placach i skwerach imienia ludzi, którzy na to nie zasłużyli? Nie ma chętnych do komentarza? Wszystko jest napisane u Cholewczynskiego, jak nie wprost to między wierszami. To prawdziwy ocean informacji o całej patologii istnienia 1. SBS.

Czyżby nie było chętnych do skomentowania wymarzonego przez Sosabowskiego desantu grającej w powietrzu orkiestry? Co to był transponder Eureka dla spadochroniarzy-pathfinderów i przyporządkowany mu interrogator Rebecca w samolotach desantujących to chorego człowieka nie interesowało, ale niebiańska orkiestra spadochroniarska jak najbardziej. Szkoda, że jemu nikt nie wykrzyczał w nos „co na tę orkiestrę Niemcy?!”, tak jak on wykrzykiwał Browningowi „co na to Niemcy?!” w Market Garden.

Nie ma chętnych do komentarza? Obiecywał chory człowiek gen. Sikorskiemu wprowadzenie go na białym koniu do Warszawy na podstawie desantu wyssanego z palca w Ameryce w oparach whisky, bo polski pilot to był dla niego idiota, dopiero pijany amerykański to był pełną gębą „autorytet”. Dzięki jego indoktrynacji żołnierzy urojonym desantem sam doprowadził do buntu w brygadzie, sam go tłumił i tuszował, za co w każdej normalnej armii stanąłby przed prokuratorem – w każdej normalnej, ale nie w PSZ, bo to nie jest normalna armia z inspektoratem i wymiarem sprawiedliwości, a w każdym razie nie dla generałów.

Czyżby się Państwu nie spodobała książka George’a F. Cholewczynskiego i wywiady z nim?


:-)
Napisano
Żebyście sobie mogli sami przeczytać czym różni się tekst wywiadu od konfabulacji pana Grzegorza Czwartosza na temat co w tym tekście zapisano cytuje ten tekst poniżej. Zobaczcie jak można przekręcić słowa każdego, byle tylko dopasowćc czyjąś wypowiedź do swojej, nawet najbardziej nieracjonalnej tezy:-).


Sosab zadaje pytania
Rozmawiał Paweł Wroński
2006-10-24, ostatnia aktualizacja 2006-10-25 09:18
Zobacz powiekszenie
Fot. Dariusz Kulesza / AG
Inscenizacja walk pod Arnhem w 1944 r. przygotowana przez Grupę Rekonstrukcji Historycznych. (20 sierpnia, Łódź, poligon na Brusie)
Co się stało po wojnie z Sosabowskim?

- Popadł w Anglii w podobną biedę jak większość naszych wojskowych. Najpierw usiłował otworzyć zakład tapicerski, ale zbankrutował. Potem nosił na plecach ciężary w magazynie budowlanym. To nic dziwnego. Sam gen. Stanisław Maczek był barmanem w barze, który prowadził jego podkomendny. Z tym że Maczek miał generalską emeryturę, Sosabowski został jej pozbawiony. Na emigracji pojawiły się plotki o jego współpracy z rządem PRL. To była nieprawda. On rzeczywiście robił wszystko, aby sprowadzić do Anglii swojego ukochanego syna, ale nigdy nie poszedł na żadną współpracę.

Nikt mu nie chciał pomóc?

- Sosabowski był człowiekiem o trudnej osobowości. Wielu zaszedł za skórę. Poza tym był zbyt dumny, aby oczekiwać pomocy. Rozmawiałem z wielu jego podkomendnymi. Kochali go i nienawidzili równocześnie. To był człowiek niesłychanie wymagający. Jeden z nich, gdy dowiedział się, że piszę o nim książkę, powiedział: "Tylko nie pisz, że Sosabowski był jak Święty Mikołaj, on był niezłym sukinsynem, a jego oficerowie to sukinsyny do kwadratu. Każdy jednak przyznawał, że był świetnym dowódcą.

Anglicy naśmiewali się, że w Driel objeżdżał pozycje swojego wojska pod kulami na damskim rowerze.

- Oczywiście, że jeździł. A spadochroniarze wychodzili z okopów i wołali: "Sosab, skąd masz taki rower, sprowadź taki dla mnie. Na czym jednak miał jeździć i w jaki sposób uwłaczało to godności oficera?

Jesteśmy świadkami rehabilitacji polskiego udziału w II wojnie światowej. Anglicy przypomnieli sobie o polskich szyfrantach pracujących nad Enigmą. Pojawiły się książki o udziale Polaków w bitwie pod Monte Cassino. Czy tę zmianę spowodowało wejście Polski do Unii Europejskiej?

- Może po części, ale w przypadku Sosabowskiego i Brygady Spadochronowej olbrzymią rolę odegrali mieszkańcy holenderskiego Driel, którzy przez lata zabiegali o oddanie należnego honoru Polakom. Przełomem był wspominany już film "O jeden most za daleko z 1977 roku, ale dopiero w maju tego roku królowa Beatrix odznaczyła pośmiertnie Sosabowskiego Medalem Lwa, zaś brygada otrzymała Order Wilhelma. We wrześniu w Driel podczas uroczystości przemawiał Brian Urquhard - w czasie wojny szef wywiadu gen. Browninga. To ten, który na filmie ostrzegał swojego dowódcę i pokazywał niemieckie czołgi na zdjęciach wywiadowczych. Urquhard jest jednym z pięciu ludzi, którym nie rozwinął się spadochron, i przeżył, po wojnie zrobił karierę w ONZ. Powiedział, że deprecjonowanie polskiego udziału w operacji "Market garden przez Brytyjczyków było świństwem. On też przez lata starał się przywrócić dobre imię polskim spadochroniarzom.

Co się stało po bitwie z Brygadą Spadochronową?

- Została użyta do blokowania oblężonej Dunkierki, potem była w składzie polskich sił okupacyjnych w Niemczech. 12 czerwca 1947 r. spadochroniarze stanęli pod bronią jako warta honorowa przy trumnie prezydenta Władysława Raczkiewicza. Jak tylko skończył się pogrzeb, oddali uzbrojenie Brytyjczykom. Ta warta to była ostatnia uzbrojona jednostka armii II Rzeczypospolitej na Zachodzie.

*George F. Cholewczyński

bibliotekarz NASA, ekspert wojskowy. Mieszka w Nowym Orleanie. Pierwsza wersja jego książki została opublikowana w Holandii jako "De Polen van Driel

Rozdarty naród. Polska Brygada Spadochronowa w bitwie pod Arnhem

George F. Cholewczyński*

przeł. Maciej Antosiewicz, wstęp Norman Davies

AMF, Warszawa"

http://www.gazetawyborcza.pl/1,75475,3701439.html?as=2&ias=2&startsz=x
Napisano
Sorki teraz cały:-)

Sosab zadaje pytania
Rozmawiał Paweł Wroński 2006-10-24, ostatnia aktualizacja 2006-10-25 09:18:06.0

Sosabowski miał fantazję. Zastanawiał się, czy można przeprowadzić desant orkiestry wojskowej, tak aby ona jeszcze w powietrzu grała - mówi George F. Cholewczyński, autor książki o Polakach w bitwie pod Arnhem

Wielki sukces Powstania '44" Normana Daviesa z 2004 r. otworzył drogę całej serii nowych książek o polskim czynie zbrojnym podczas II wojny światowej i szerzej - o polskiej historii XX wieku. Autorami wielu z nich są cudzoziemcy, głównie Anglosasi, do tego niekoniecznie związani z Polską tak mocno jak mieszkający w Krakowie Davies.

Zaczęło się od bestsellerowej Sprawy honoru", opowieści o Dywizjonie 303 pióra amerykańskich dziennikarzy Lynn Olson i Stanleya Clouda. Później pojawiły się m.in.: Monte Cassino" Matthew Parkera, Marsz Czarnych Diabłów" Evana McGilvraya o dywizji gen. Maczka, Dług honorowy" Rossa S. Fenna i Roberta F. Karolevitza o mało znanych epizodach wojny polsko-bolszewickiej, Gorzka chwała" Richarda M. Watta o polskim dwudziestoleciu międzywojennym czy Lotnicy '44" Neila Orpena o akcji powietrznej pomocy walczącej Warszawie.

Rozdarty naród", opowieść o brygadzie spadochronowej gen. Sosabowskiego, ukazała się najpierw w Holandii i cieszyła się tam dużym powodzeniem. Opisuje kulisy bitwy pod Arnhem - najbardziej spektakularnej porażki aliantów na froncie zachodnim.

Paweł Wroński: Jest taka scena w filmie O jeden most za daleko" Richarda Attenborough, kiedy wszyscy dowódcy operacji Market garden" stoją na wieży kościelnej. Wśród nich generał Stanisław Sosabowski grany przez Gene Hackmana. Zastanawiają się nad przyczynami klęski i wymieniają: pogoda, zbyt wąska droga, na której nie mogły się zmieścić czołgi.

George F. Cholewczyński: Ta scena jest fikcyjna. Wieża kościelna w Driel była zburzona. Polscy spadochroniarze byli wówczas ewakuowani, Sosabowskiego też już tam nie było. Attenborough wymyślił tę scenę, by stworzyć klamrę zamykającą film.

Po bitwie marszałek Bernard Montgomery uznał, że to m.in. Polacy są winni przegranej. Pisał: abierzcie tych Polaków, nie chcę ich, walczyli źle".

- On tego zapewne nie powiedział publicznie. Nie znalazłem tego w dostępnych mi listach. Informację o takiej opinii przekazał Richard Lamb, biograf Montgomery'ego, który zresztą dla marszałka żywił cześć i starał się usprawiedliwić przyczyny jego klęski. Więc winni byli Polacy.

Oczywiście to nieprawda. Wiliam Bucking, autor monumentalnej monografii Arnhem 1944", twierdzi, że Polacy walczyli wspaniale. Zachował się natomiast miażdżący dla Sosabowskiego raport gen. Fredericka Browninga, dowódcy Korpusu Powietrznodesantowego, z listopada 1944 r. Przytaczam go w swojej książce. Napisał, że z Sosabowskim pracowało mu się iezwykle trudno", że podnosi obiekcje i stwarza trudności", ie potrafi się znaleźć na stanowisku dowódcy brygady", że okazał się całkowicie niezdolny do zrozumienia naglącego charakteru operacji". W końcu Browning wnioskował o jego odwołanie.

I generał został odwołany?

- Niemal natychmiast. Odwołał go gen. Mieczysław Kopański, szef sztabu. Kopański chciał na następcę powołać płk. Jana Kamińskiego, jednego z pierwszych polskich spadochroniarzy, ale Kamińskiemu zaszkodziła opinia brytyjskiego dowództwa o zbyt bliskich związkach z byłym dowódcą". Sosabowski przez pewien czas pełnił nieistotne funkcje w polskim dowództwie. Domagał się, aby jego sprawa została zbadana" przez generalską komisję. Miał to zrobić Anders po powrocie z Włoch, ale do powołania komisji nigdy nie doszło.

Jakie były zastrzeżenia Sosabowskiego do operacji Market garden", która miała otworzyć dla aliantów wejście do niemieckiego Zagłębia Ruhry?

- On dziwił się niefrasobliwości, z jaką ta operacja została zaplanowana. Chodziło mu o oddalenie miejsc zrzutów od celu, który miał być zaatakowany, nieuwzględnienie trudnych warunków terenu. Bez przerwy pytał: A co będą robili Niemcy, jak wylądujemy?". Podobne zastrzeżenia zgłaszał amerykański dowódca James Gavin.

Dowódcy brytyjscy zakładali, że armia niemiecka jest w rozsypce. To była prawda, ale dziesięć dni przed bitwą. W ostatniej chwili Niemcy do północnej Holandii przerzucili świeże siły, w tym dywizję pancerną.

Jednak na ostatecznej odprawie Sosabowski już wiedział, że żadna z jego uwag nie została uwzględniona, a dowódca 1. brytyjskiej dywizji Robert „Roy” Uhrguhard powiedział: „ »Czerwone diabły «” i Polacy zrobią wszystko”.

Cóż miał mówić.

Istnieje legenda, że Sosabowski chciał, aby Brygada Spadochronowa była użyta w Polsce w czasie Powstania Warszawskiego. Podobno zrzutu tej jednostki domagał się od polskiego dowództwa gen. Tadeusz Bór-Komorowski. Ale w czasie Powstania nie było możliwości wykorzystania spadochroniarzy, słyszałem również, że Sosabowski miał krytyczną opinię o samym Powstaniu.

- To skomplikowana sprawa. Jego syn walczył w Powstaniu, był ranny, stracił wzrok. Znałem go. On powtarzał, że decyzja o powstaniu była błędem. Oczywiście takie sądy pojawiają się post factum, gdy młodzi ludzie uświadomili sobie, że ich walka od początku była beznadziejna i walczyli pistoletami przeciw czołgom. Jaka była opinia Sosabowskiego, w momencie gdy powstanie wybuchło, nie wiem. Z taktycznego punktu widzenia lepiej do zrzucenia w Polsce nadawała się Samodzielna Kompania Grenadierów - to było 150 komandosów o wysokim standardzie wyszkolenia. Oni mieli być zrzucani w północnej Francji, by wywołać powstanie. Nic z tego nie wyszło.

Natomiast pewne jest, że Sosabowski chciał dotrzeć ze swoimi żołnierzami do kraju. Szukał nawet odpowiednich samolotów transportowych w USA. Powtarzał Sikorskiemu, póki ten żył: Pan, panie premierze, wjedzie do Warszawy na białym koniu, a ja będę jechał krok za panem". To był marzyciel, człowiek pełen fantazji.

No, ale koni chyba nie zamierzał zrzucać na spadochronach?

- Koni nie, ale jeden z muzyków orkiestry dętej brygady Natan Sonemblik - wielki polski patriota - opowiadał mi, że Sosabowski zastanawiał się, czy można przeprowadzić desant orkiestry wojskowej, tak aby ona jeszcze w powietrzu grała.

ŹRÓDŁO:



Co się stało po wojnie z Sosabowskim?

- Popadł w Anglii w podobną biedę jak większość naszych wojskowych. Najpierw usiłował otworzyć zakład tapicerski, ale zbankrutował. Potem nosił na plecach ciężary w magazynie budowlanym. To nic dziwnego. Sam gen. Stanisław Maczek był barmanem w barze, który prowadził jego podkomendny. Z tym że Maczek miał generalską emeryturę, Sosabowski został jej pozbawiony. Na emigracji pojawiły się plotki o jego współpracy z rządem PRL. To była nieprawda. On rzeczywiście robił wszystko, aby sprowadzić do Anglii swojego ukochanego syna, ale nigdy nie poszedł na żadną współpracę.

Nikt mu nie chciał pomóc?

- Sosabowski był człowiekiem o trudnej osobowości. Wielu zaszedł za skórę. Poza tym był zbyt dumny, aby oczekiwać pomocy. Rozmawiałem z wielu jego podkomendnymi. Kochali go i nienawidzili równocześnie. To był człowiek niesłychanie wymagający. Jeden z nich, gdy dowiedział się, że piszę o nim książkę, powiedział: Tylko nie pisz, że Sosabowski był jak Święty Mikołaj, on był niezłym sukinsynem, a jego oficerowie to sukinsyny do kwadratu". Każdy jednak przyznawał, że był świetnym dowódcą.

Anglicy naśmiewali się, że w Driel objeżdżał pozycje swojego wojska pod kulami na damskim rowerze.

- Oczywiście, że jeździł. A spadochroniarze wychodzili z okopów i wołali: Sosab, skąd masz taki rower, sprowadź taki dla mnie". Na czym jednak miał jeździć i w jaki sposób uwłaczało to godności oficera?

Jesteśmy świadkami rehabilitacji polskiego udziału w II wojnie światowej. Anglicy przypomnieli sobie o polskich szyfrantach pracujących nad Enigmą. Pojawiły się książki o udziale Polaków w bitwie pod Monte Cassino. Czy tę zmianę spowodowało wejście Polski do Unii Europejskiej?

- Może po części, ale w przypadku Sosabowskiego i Brygady Spadochronowej olbrzymią rolę odegrali mieszkańcy holenderskiego Driel, którzy przez lata zabiegali o oddanie należnego honoru Polakom. Przełomem był wspominany już film O jeden most za daleko" z 1977 roku, ale dopiero w maju tego roku królowa Beatrix odznaczyła pośmiertnie Sosabowskiego Medalem Lwa, zaś brygada otrzymała Order Wilhelma. We wrześniu w Driel podczas uroczystości przemawiał Brian Urquhard - w czasie wojny szef wywiadu gen. Browninga. To ten, który na filmie ostrzegał swojego dowódcę i pokazywał niemieckie czołgi na zdjęciach wywiadowczych. Urquhard jest jednym z pięciu ludzi, którym nie rozwinął się spadochron, i przeżył, po wojnie zrobił karierę w ONZ. Powiedział, że deprecjonowanie polskiego udziału w operacji Market garden" przez Brytyjczyków było świństwem. On też przez lata starał się przywrócić dobre imię polskim spadochroniarzom.

Co się stało po bitwie z Brygadą Spadochronową?

- Została użyta do blokowania oblężonej Dunkierki, potem była w składzie polskich sił okupacyjnych w Niemczech. 12 czerwca 1947 r. spadochroniarze stanęli pod bronią jako warta honorowa przy trumnie prezydenta Władysława Raczkiewicza. Jak tylko skończył się pogrzeb, oddali uzbrojenie Brytyjczykom. Ta warta to była ostatnia uzbrojona jednostka armii II Rzeczypospolitej na Zachodzie.

*George F. Cholewczyński

bibliotekarz NASA, ekspert wojskowy. Mieszka w Nowym Orleanie. Pierwsza wersja jego książki została opublikowana w Holandii jako De Polen van Driel"

Rozdarty naród. Polska Brygada Spadochronowa w bitwie pod Arnhem

George F. Cholewczyński*

przeł. Maciej Antosiewicz, wstęp Norman Davies

AMF, Warszawa
Napisano
Czyżbyśmy mieli tu jakiś forumowy fenomen społeczny?

Zjawisko, fenomen (gr. phainomenon obserwowany) – pojęcie filozoficzne oznaczające coś, co jest obserwowalne; często przeciwstawiane nieobserwowalnej, ale dostępnej rozumowo rzeczywistości (Platon) bądź istocie rzeczy lub jako zecz dla nas" – niepoznawalnym rzeczom samym w sobie przez Immanuela Kanta. Według Galileusza zjawiska są jedynym przedmiotem nauki.

... w takim ujęciu nie jeden.
Lecz, chyba nie o takie przesłanie chodziło Panu Grzegorzowi?

Gdyby chodziło o zjawiskowość" - to raczej przypadek odosobniony, raczej nie-społeczny...
Napisano
Panie Rozdżestwieński,

Pana prymitywizm i emocje już wszyscy znają, nie ma potrzeby ich kultywowania, to już nudne. Teraz wreszcie poprosimy o konkrety. Proszę skomentować poniższe:

A.
17 stycznia 1941 r. na odprawie szefa sztabu naczelnego wodza płk. Tadeusza Klimeckiego zapada decyzja o tworzeniu jednostek spadochronowych PSZ „do desantu w Polsce”. Na jakiej podstawie? RAF mają wtedy tylko jeden dywizjon mający uprawnienia do desantowych zadań bojowych. Tylko 12 samolotów dla 10 spadochroniarzy każdy. Samolotów o promieniu operacyjnym zaledwie 1328 km. Gdzie ten desant w Polsce? Z czego? Z jakiej trasy? Konkrety panie Rozdżestwieński, a nie wybroczyny pana umysłu.

B.
9 października 1941 r. rodzi się 1. Brygada Spadochronowa oczywiście „do desantu w Polsce”. Na jakiej podstawie? RAF mają wtedy nadal tylko jeden i ten sam dywizjon z uprawnieniami do desantowych zadań bojowych. Tylko 12 samolotów dla 10 spadochroniarzy każdy. Samolotów o promieniu operacyjnym zaledwie 1328 km. Gdzie ten desant w Polsce? Z czego? Z jakiej trasy? Konkrety panie Rozdżestwieński, a nie pana czarna rozpacz i emocje bezsilnej złości, bo to już nudne.

C.
20 października 1942 r. rodzi się 1. SBS oczywiście „do desantu w Polsce”. Na jakiej podstawie? RAF mają wtedy nadal tylko jeden i ten sam dywizjon z uprawnieniami do desantowych zadań bojowych. Tylko 12 samolotów dla 10 spadochroniarzy każdy. Samolotów o promieniu operacyjnym zaledwie 1328 km. Gdzie ten desant w Polsce? Z czego? Z jakiej trasy? Konkrety panie Rozdżestwieński, a nie pana nacjonalistyczne rozdzieranie szat.


Proszę wreszcie odkryć przed nami „myśl wojskową” II RP i PSZ oraz gen. Sosabowskiego – tę nie odkrytą jeszcze przez nikogo. Pana nacjonalistyczny pisk już wszyscy znamy, ale może teraz jakaś bogatsza oferta dla forumowiczów? Teraz czas konkretów panie Rozdżestwieński. Prosimy o projekcję mądrości wojsk lądowych PSZ. Ma pan epokową szansę. Przedstawi pan ją wraz ze swoimi obliczeniami nawigacyjnymi do desantu w Polsce z 12 samolotów Whitley Mk V o promieniu operacyjnym zaledwie 1328 km i siłami wyłącznie dywizjonu 51., bo to on wtedy jako jedyny miał uprawnienia do latania z desantami w warunkach bojowych.

Zamieniamy się w słuch i we wzrok panie Rozdżestwieński. Z czego ten desant brygady w Polsce? Z jakiej trasy?
Napisano
Panie Parowoz pomimo tego, ze nie daze sympatia pana Czwartosza (on mnie zreszta tez :) ) - to podwojne ostrzezenie dla Pana za obraze Pana Grzegorza- pierwsze i ostatnie !
A Pan Czwartosz sam sie znowu prosi o kolejne kilka dni bez niego
Panowie szanujmy sie !!!


Post został zmieniony ostatnio przez moderatora woytas 20:20 26-10-2006
Napisano
Dziękuje za porcję nowych wyzwisk Panie Grzegorzu, po ich zjadliwości wobec mnie konstatuje, że moje uwagi były trafne. Ale ad rem. Musi Pan trochę poszperać po źródłach i zrozumieć, że każde wydarzenia historyczne należy rozpatrywać w szerokim kontekście.

Gdyby Aliantom zależało na tym, żeby 1 SBS walczyła w Polsce, a Stalin chciałby mieć u siebie walczące jednostki PSZnZ to może być Pan pewien, że znaleziono by statki, samoloty i lotniska w miejscu odpowiednim do załadowania Brygady w Polsce. Choćby w okolicach Białegostoku i Lublina Szanowny Panie.

Pan wyszukuje jakieś nieistotne problemy - bo nie istnieją żadne problemy jeśli chce się wykorzystać w polityce jakiś argument niezbędny do osiągnięcia celu.

Nieprawdaż?

pozdrawiam serdecznie
Napisano
Panie Rozdżestwieński

Rewelacje o porcie morskim Lublin proszę zachować dla dzieci pod choinkę.

Pan się w swojej rozpaczy posługuje metodami kreacjonistów, a to kompromitacja. Ja do pana jedno – pan do mnie drugie ni z gruszki, ni z pietruszki. Ja do pana językiem matematyki, fizyki, medycyny lotniczej i nawigacji, a pan mi, że jestem brzydki. To jest pana „poziom”. To ja już wiem. To nudne i żałosne. Pan nie ma najmniejszego pojęcia, o czym pan pisze, tak jak nie ma pan najmniejszego szacunku dla forumowiczów, ale to też nie nowina. Forumowicz „Ustosunkowany” napisał panu 19 bm. (bez żółtej kartki), że jest pan błaznem i wyręczył w tym całe forum, nikt już nie musi tego powtarzać. Wszyscy czekają na pana „historyczne” odkrycia „naukowe”, a tu pustką aż zieje i nacjonalizmem...

Pan tu nie będzie zbaczać z tematu niczym kreacjonista-socjotechnik. Postawiłem konkretne pytania z zakresu wojskowych dowcipasów wojsk lądowych PSZ i ich szyderstwa z nauki, techniki i stanu posiadania aliantów.

Proszę ze mną rozmawiać wyłącznie na bazie parametrów ciężaru właściwego benzyny lotniczej, masy 10 skoczków, maksymalnej masy startowej samolotu Whitley Mk V, pojemności jego zbiorników paliwa, pułapu najmniejszego spalania paliwa, ilości kilometrów przebytych na jednostce objętości paliwa, promienia działania tego samolotu, mapy rozmieszczenia „flaku” i zasięgu myśliwców LW nad Morzem Północnym i wokół Danii, jak roił Sosabowski. Tylko o tym tu się mówi a nie statkach, lotniskowcach, trasach Stalina i jego upodobaniach wobec PSZ, bo nie na bazie tego chorzy osobnicy z wojsk lądowych PSZ zabawiali się żołnierzami 1. SBS.

Tu się mówi wyłącznie o „myśli wojskowej” wojsk lądowych PSZ, skoro sobie urządziły radosną hucpę w postaci odizolowanego od świata szyderstwa z PSP, matematyki, fizyki, medycyny i nawigacji i jako jedyne u aliantów na zasadzie monopolu, na zasadzie hermetycznego laboratorium, poprowadziły sobie tak zwaną 1. SBS. Na zasadzie laboratorium pod tytułem „Ile tej głupoty wytrzymają polskie i alianckie władze i w jakiej jednostce czasu?”.

Gdzie, z czego, z jakiej trasy ten desant w Polsce w procesie decyzyjnym PSZ lat 1941-42, panie Rozdżestwieński, tak jak był planowany w PSZ? Nieustająco czekam na pana rewelacje. Z jakich samolotów dotąd nie odkrytych o równie nie odkrytych osiągach? Proszę mi tu nie bredzić o statkach do Lublina. Z jakiej bezpiecznej trasy lotniczej z ominięciem LW i „flaku”? A może bez omijania? Pan wali śmiało, bez krępacji – może bez omijania? Może a la dzienna operacja „Varsity”? Dzienna, bo „geniusz” Sosabowski „pathfinderów” oczywiście nie wyszkolił, ale może ta orkiestra na spadochronach miała oznaczać lądowiska i zrzutowiska... akustycznie i na tym polegać miał „geniusz” jeszcze przez nikogo nie odkryty? Może to byli pionierscy w skali galaktyki „pathfinderzy akustyczni”? Na blask ich polerowanych trąb i wibracje wydmuchiwanego powietrza miały się naprowadzać Whitleye, Albemarle, Dakoty, chociaż nie miały odpowiedniego zasięgu, ale co tam...?

Pan wali śmiało – może to miało być bez omijania LW i „flaku” – tak na miarę „Varsity”, gdzie już ledwo dychająca armia niemiecka dokonała rzezi desantu na skalę jeszcze nigdy nie spotykaną? Pan wali śmiało i się nie wstydzi – po przeleceniu 6 km nad terenem niemieckim zniknęło wtedy z grona żywych i zdrowych więcej ludzi niż liczyła 1. SBS. Może to o to chodziło „geniuszowi” Sosabowskiemu?

A może dać panu fory? Może przejdziemy na rok 1943, gdy w RAF pojawiły się cztery kolejne dywizjony z uprawnieniami do obsługi wojsk „airborne”? Ależ proszę bardzo. Dla pana wszystko. Mamy oto we wspaniałym darze dla pana „epokowych obliczeń” nowo pozyskane przez siły „airborne” samoloty Albemarle Mk II, Mk V i Mk VI. Każdy zabiera – tak jak Whitley Mk V – 10 spadochroniarzy. Ale mam dla pana złą wiadomość – promień operacyjny Albemarle to tylko 1046 km. Ale pan się przecież niczym nie zraża niczym Sosabowski, więc słuchamy nadal panie Rozdżestwieński, słuchamy – z jakich samolotów ten desant w Polsce? Z jakiej bezpiecznej trasy?

Pana śmieszną bezsilność proszę oferować dzieciom. Pana groteskowe emocje nie robią na mnie wrażenia. Rzucić na kolana może mnie pan tylko wytyczeniem trasy do Polski poza zasięgiem myśliwców niemieckich i „flaku” mając do dyspozycji wyłącznie promień operacyjny 1046-1328 km i to wyłącznie z Wielkiej Brytanii, nie z jakiegoś Brindisi. A może jednak z Brindisi pan lubi? Pan wali śmiało, bez krępacji, co się będziemy wstydzić i ograniczać? Pan liczy z Brindisi i powodzenia życzę przeogromnego w przeżyciu polskich szybowców termiki i zjawisk falowych nad Alpami Julijskimi. A hipotermię nad Alpami przy gradiencie –1 st/100 m to nasi dzielni wojacy z 1. SBS oczywiście na whisky by przeżyli. Bo o cudowności ich beztlenowego oddychania na trasie z Brindisi to już nawet nie ma sensu pisać. Pan sobie dalej tworzy „historyczne beztlenowce” w desancie 1. SBS nad Polską – może na targu w Sochaczewie ktoś pana bajki kupi.

A może kolejnego „myśliciela” wojskowego pan na mnie naśle, jak już się panu zdarzyło? Może tym razem „myśliciela” z SPRP? Tylko błagam, nie pijanego, jak panowie od F-16. Może razem z trzeźwym nasłanym przez pana „myślicielem” wojskowym z SPRP coś pan obliczy do tego desantu? Tylko wie pan, to musi być łebski gość, taki naprawdę gość przez duże „G”. Będzie musiał spalanie paliwa w Whitleyu sprowadzić do postaci pierwiastka, wyprowadzić wzór na obniżenie o połowę ciężaru właściwego wysokooktanowej benzyny, objętość zbiorników paliwa Whitleya podnieść do kwadratu a na koniec nadać Whitleyowi własności „stealth” IX generacji. I już mamy desant 1. BS/1. SBS w Polsce, ile to roboty, no nie? Jak zabraknie benzyny to się owsa dosypie i silniki też się ucieszą, przecież to w końcu konie, a że mechaniczne to kto by sobie głowę zawracał, nieprawdaż? Tylko dobrego tego „myśliciela” proszę tym razem na mnie nasłać, żebym mu nie musiał pisać po wojskowemu „nie filozuj” bracie.
Napisano
He he lubię Pański chaotyczny intuicjonizm i gdybologię. Niech Pan zrozumie, że gdyby istniała taka potrzeba i koniunktura polityczna to przewieziono by 1 SBS w każde miejsce świata, choćby szlakami przetartymi przez LL z pomocą Rosji. Tak jak to robiono z tuszonkami, butami, czołgami i samolotami. Pozwolono by skorzystać z lotnisk pod Lublinem, Białystokiem lub Grójcem. Pan nie rozumiesz co to znaczy wola polityczna, w imię której topi się francuskie okręty, ląduje się zwiadowczo we Francji albo wysyła armie pancerne do wygubienia na nieistotnym kierunku działania. Pańskie problemy z flakami", maskami tlenowymi i innymi dyrdymałami nie mają żadnego znaczeniu wobec podpisu zatwierdzam". Wtedy niemożliwe okazuje się możliwe.

serdecznie pozdrawiam

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie