-
Zawartość
29 362 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Zawartość dodana przez Czlowieksniegu
-
Po tym jak poszukiwacze złotego pociągu w Wałbrzychu ogłosili zakończenie wykopalisk, coraz więcej osób zaczyna wątpić w historię o tunelu i ukrytym w nim pociągu. Tyle że tunel istniał naprawdę. Są na to mocne dowody. Po tym jak po kilku dniach wykopalisk poszukiwacze nie zdobyli nawet poszlak potwierdzających jego istnienie, znacznie wzrosła liczba sceptyków tego przedsięwzięcia. O tym, że okolice 65 km linii kolejowej z Wrocławia do Wałbrzycha były w okresie II wojny światowej oraz po jej zakończeniu obiektem militarnym, świadczą dokumenty z archiwów Wojska Polskiego. Zostały sporządzone w połowie lat 40., krótko po zakończeniu wojny. Świadczy o tym m.in. pisownia Niemców, czy Niemiec małą literą. Było to w tamtym okresie powszechnie stosowaną praktyką. Z dokumentów wojskowych wynika, że na 64,938 km linii kolejowej z Wrocławia do Wałbrzycha miała swój początek wojskowa bocznica kolejowa. Była jednotorowa i miała długość 490 metrów. Jej część mogła zatem przebiegać w tunelu. Z dokumentu wynika, że bocznica została zbudowana przez Niemców na przełomie 1944 i 1945 r. W jej pobliżu były dwa drewniane baraki. Być może przeznaczone dla wartowników, ale o tym nie napisano w dokumencie. Po bocznicy mogły kursować również ciężkie parowozy. Z bocznicy tej korzystały kolejno wojska: niemieckie, radzieckie i polskie. Następnie została wysadzona w powietrze, o czym także napisano w dokumencie. Trudno zatem przypuszczać, by żołnierze trzech armii zostawili w tym miejscu coś cennego. Wojsko Polskie zresztą w przeszłości angażowano w sprawę rzekomo zasypanego tunelu kolejowego oraz ukrytego w nim prawdopodobnie składu kolejowego. Po tym jak w sierpniu 2015 r. sprawa „złotego pociągu” nabrała światowego rozgłosu, okolice 65 km linii kolejowej z Wrocławia do Wałbrzycha zostały sprawdzone pod kątem ewentualnych zagrożeń przez wojskowych saperów i specjalistów od zagrożeń chemicznych. Jedyne co znaleźli wówczas żołnierze, to łuski z pocisków karabinowych, które podczas II wojny światowej były na wyposażeniu armii niemieckiej. W 1989 r. Tadeusz Słowikowski, emerytowany górnik z Wałbrzycha, który wyjaśnianiem tajemnicy pociągu zajmuje się od ponad pół wieku, zainteresował sprawą Ministerstwo Obrony Narodowej. Generał Jerzy Skalski, ówczesny wiceminister obrony narodowej, przesłał pismo w tej sprawie do Władysława Piotrowskiego, ówczesnego wojewody wałbrzyskiego i zarazem szefa obrony cywilnej na tym terenie. Wiceminister informował wojewodę o prawdopodobieństwie znajdowania się w zasypanym tunelu pod zamkiem Książ w Wałbrzychu pociągu z okresu wojny z ładunkiem bojowych środków trujących. Ponadto w piśmie czytamy, że dotarcie do tego miejsca będzie wymagało wydrążenia tunelu. Prace miało wykonać przedsiębiorstwo robót górniczych, które świadczyło wówczas usługi dla wałbrzyskich i noworudzkich kopalń węgla kamiennego. Generał zadeklarował wojewodzie wsparcie ekspertów wojskowych, m.in. w zakresie rozminowania oraz neutralizacji zagrożenia, jeśli potwierdzi się informacja o składowaniu pod zamkiem pocisków z gazami bojowymi. Zakres prac pod zamkiem wykonanych na zlecenie wiceministra nie jest powszechnie znany. O tym, że zostały przeprowadzone, świadczy pismo, które Tadeusz Słowikowski otrzymał w 1991 r. od Jerzego Świteńkiego, ówczesnego wojewody wałbrzyskiego. - Wojewoda powiadomił mnie, że prace przeprowadzone pod zamkiem Książ nie doprowadziły do wykrycia zagrożeń, ale nie wykluczyły takiej ewentualności - mówi Tadeusz Słowikowski. - Podziękował mi również za zaangażowanie w wyjaśnienie tej sprawy. Wiele wskazuje więc na to, że jeśli nawet obecnie prowadzone prace poszukiwawcze w okolicach 65 km zakończą się fiaskiem, to po pewnym czasie z pewnością znajdą się kolejni chętni do zmierzenia się z tajemnicą „złotego pociągu”. Do wnikliwego zbadania pozostał bowiem odcinek od wiaduktu kolejowego na ul. Uczniowskiej, biegnący w kierunku stacji Wałbrzych Szczawienko i skręcający w stronę strefy ekonomicznej. Nie brakuje także zwolenników teorii o tunelu, który ma rzekom mieć wlot gdzieś w okolicach 61 km linii kolejowej z Wrocławia do Wałbrzycha i przebiegać w kierunku zamku Książ. Czytaj więcej: http://www.gazetawroclawska.pl/zloty-pociag/a/zloty-pociag-istnieje-sa-mocne-dowody,10557066/
-
Cicho być.... _________________ - Jeśli polegniemy, to trudno. Myliliśmy się i tyle. Ale na razie jesteśmy w połowie drogi, musimy się przygotować do drugiej rundy badań. Porządnie i dokładnie - mówi Piotr Koper, który prowadzi poszukiwania złotego pociągu". Rozmowa z Piotrem Koperem Agnieszka Dobkiewicz: Ponad tydzień pracy na 65. kilometrze za nami, wychodzi na to, że złotego pociągu nie ma. Piotr Koper: Jest, jestem przekonany o naszej racji. Tylko jesteśmy za płytko, musimy dokopać się głębiej. Teraz będziemy robili odwierty rdzeniowe z próbkowaniem materiału co 50 cm i w tych otworach zastosujemy metodę sejsmiczną. To już jest kosmos po prostu jeżeli chodzi o badania geofizyczne. Można się zastanawiać, czy nie trzeba było od tego zacząć. Jednak nasze badania wskazywały całkiem inne głębokości. Te iły, które się nam pojawiły na tym terenie, po prostu całkowicie nam przekalibrowały tę głębokość i to jest główną przyczyną, że cały czas ślizgamy się" po górze. Nie lepiej dać sobie już spokój... Zrobimy badania geofizyczne. Jest możliwość, że jeśli pierwsze badania przekłamały nam głębokość miejsca, w którym jest tunel, to równie dobrze mogło się zdarzyć, że nieprecyzyjnie wskazały samo miejsce. On może być 2 - 3 metry w bok, w jedną albo drugą stronę. Nie umiemy tego wytłumaczyć, dlaczego głębokość określona w badaniach nie potwierdziła się w rzeczywistości. W każdym razie jeśli był tunel, to był robiony w skale, a nie w piasku. Myśmy na skałę trafili, ale na różnych głębokościach. Jednak jesteśmy przekonani do naszych badań, jesteśmy też przekonani do relacji świadków. Bo to nie jest jeden świadek. To nie jeden człowiek nam powiedział, że coś się tam jest. Przecież to niemożliwe, żeby wszyscy zmyślali" Powie pan coś więcej o tych świadkach? To się zaczęło od tego, że układałem kafelki u pewnego człowieka i on opowiedział mi historię o pociągu. Wtedy zacząłem się tym zajmować. Zresztą on cały czas był z nami na miejscu podczas wykonywania wykopów. Próbowaliśmy odtworzyć to miejsce, gdzie on widział szyny. Zrobiliśmy tam przekop, ale bliskość linii kolejowej nie pozwoliła nam zrobić pełnej odkrywki. W każdym razie tam, gdzie mówił, szyn nie ma. On mówił o szynach, tunelu, czy ukrytym pociągu? W 2009 roku naprawiał z kolegami drenaż na linii Wałbrzych-Wrocław. W miejscu tej zatoczki, jak ją nazywamy, jeden tor był ściągnięty. Musieli gdzieś zaparkować koparkę, którą pracowali. Doszli do wniosku, że zaparkują właśnie w tej zatoczce. Ale by tam wjechać, musieli wyrównać teren. Podczas tej pracy wyłoniły się tam szyny kolejowe. On mi to opowiedział, pokazał miejsce. Wtedy zacząłem badać ten teren. Mówi pan, że świadków jest więcej. Najbardziej dziwnym świadkiem jest człowiek, który widział stojący w tym miejscu pociąg na bocznicy, ale widział dwa i pół wagonu. Jak to możliwe? Nikt nie produkuje pół wagonu. Więc musiał ten pociąg być schowany. On jeździł często do pracy tą linią podczas okupacji, bo to był Niemiec. Są następni ludzie, którzy też twierdzą, że tu coś ukryto. Na przykład pracujący w Tauronie Hanke też twierdził, że tu jest linia kolejowa. Przecież to niemożliwe, żeby wszyscy zmyślali. A może to jest tylko legenda, do której kolejni ludzie dokładają jakieś nowe historie, a w rzeczywistości nie ma ani tunelu, ani pociągu. Ale trzeba to wszystko zweryfikować. Jeśli jakieś relacje powtarzają się w różnych źródłach, sprawdzamy je. Choćby opowieść o pani, która w 1981 roku miała oryginalne niemieckie butelki wódki z czasów wojny. Często nimi obdarowywała ludzi. Musiała mieć pod ręką dość duży magazyn. Jej mąż chodził do lasu i nagle ginął. Nikt nie wiedział gdzie. Po każdym takim wyjściu ona miała wódkę. A co to ma wspólnego z pociągiem? Mówię o tym, żeby pokazać, że każdą taką opowieść warto zweryfikować. Tę potwierdziliśmy u dwóch osób, które się nie znały. Georadar to zawsze jest trochę ruletka" Pana wspólnik Andreas Richter skąd się w tej historii wziął? Andreas jest właścicielem tego georadaru, którym sprawdzaliśmy miejsce ukrycia pociągu. Wcześniej różne rzeczy badaliśmy razem. W Nysie szukaliśmy krypty biskupów. Doktor Szynkiewicz prowadził tam swoje badania, a myśmy wchodzili ze swoim sprzętem i weryfikowaliśmy jego ustalenia, bo dopiero się uczyliśmy obsługi. Wszystko się potwierdziło. Dostaliśmy świetne referencje. Teraz mamy taki projekt badawczy, który będzie obejmował całą katedrę w Nysie. A kiedy z Richterem zaczęliście akcję złoty pociąg"? Opowiedziałem mu o tych torach i że mam takiego świadka. Andreas powiedział: chodźmy w teren i sprawdźmy. Chodziliśmy z tym georadarem, pokazywały się nam jakieś dziwne wyniki. Byliśmy tam z 15 razy. Przez trzy miesiące po pracy tam jeździliśmy. Z naszymi dziećmi. W sumie traktowaliśmy to jako zabawę. Zresztą dalej to tak traktujemy. Chociaż ta sprawa zrobiła się tak wielka, że momentami baliśmy się, że nas wywróci. Nie byliśmy przygotowani na to, że to tak wybuchnie. No bo jak? Przecież Tadeusz Słowikowski przed laty też zgłaszał odkrycie, ale nie było takiego odzewu. Jak pan myśli, dlaczego? Może dlatego, że zrobiliśmy to inaczej niż wszyscy wcześniej. Zamiast zorganizować dziesięciu ludzi z łopatami, wynajęliśmy kancelarię prawną. Ona zrobiła oficjalne zgłoszenie do odpowiednich instytucji. Teraz, jak obserwujemy inne zgłoszenia, to widzimy, że wszyscy idą naszą ścieżką. Te wasze wyniki z georadaru od początku kwestionowali naukowcy. Dlaczego ich nie posłuchaliście? Z tym samym georadarem w 2014 roku prowadziliśmy badania na Książu i on wykazał istnienie podziemnego tunelu. Niedawno w tym samym miejscu prowadzono roboty i podczas nich zawaliła się ziemia. Okazało się, że tunel istnieje. Przekazaliśmy dokumentację badań tego odcinka do Książa. W przypadku pociągu georadar zaprowadził was donikąd. Proszę zapytać Joannę Lamparską o jej ostatnie badania w Strzegomiu. Trzy albo cztery georadary wykazały jednoznacznie, że pod ziemią są krypty. Po wierceniach okazało się, że nic nie ma. To zawsze jest trochę ruletka. Jeśli ktoś chce coś zrobić, nie wybierając, jak mówi papież Franciszek ciepłej kanapy", decyduje się na życie aktywne i chce coś osiągnąć, to musi liczyć się także z porażkami. Złoty pociąg. Zdjęcia, mapy i pełna historia odkrycia Otwieramy szampana o działo przeciwpancerne" Wykopaliska niczego nie potwierdziły, a o waszym złotym pociągu" przez rok mówił cały świat. Zapowiada się wielka porażka. Sami nie wiemy, mówiąc szczerze, dlaczego to wszystko się tak ułożyło, wybuchło i trwa do dziś. Największym sukcesem jest to, że udało nam się tę akcje rozpocząć i doprowadzić do momentu, w którym jesteśmy. Sukces to też zgromadzenie wokół tego przedsięwzięcia rzeszy specjalistów i fachowców, ludzi dobrej woli, którzy dobrze życzą temu projektowi. Możemy stwierdzić jednoznacznie, że w tej chwili mamy najlepszą grupę poszukiwawczą w Polsce. Oni nie mają jeszcze wątpliwości, że warto prace kontynuować? Wszyscy chcą dalej pracować. Oczywiście, atmosfera byłaby całkiem inna, gdybyśmy mieli zdjęcie na lufie czołgu, jak sobie bujamy nogami i otwieramy szampana o działo przeciwpancerne. Ale jeszcze się nam to nie udało. Mogliśmy teraz zrobić coś na łapu capu. Szukać na siłę jakiejś sensacji, by pokazać, że jesteśmy wiarygodni. Ale nie tędy droga. Nie będziemy robić tego byle jak. Myśleliśmy, że zakończymy badania na pierwszym etapie, na wykopach. ...które odkryją sensacyjną zagadkę. Nic to, jesteśmy bogatsi o dodatkową wiedzę. Mamy dokładny przekrój geologiczny tego masywu. Tego nie ma nikt. Wiemy, jaki materiał tam występuje, jak się układa, na jakim terenie jest rozłożony. Mamy dużo przemyśleń i porządne badania geologiczne. Co z nich właściwie wynika? Gruba warstwa iłów, od 1,5 do 2 metrów, rozłożona idealnie na prostym terenie, daje wiele do myślenia. Przez te iły nie przejdzie żadna woda, doskonale izolują, uszczelniają, chronią skałę, która jest pod spodem. Bo pod iłami jest piaskowiec i potem skała kiepskiej jakości, zwietrzelina skalna. I? I nie wiemy, co jest głębiej, bo tylko do tego miejsca się dokopaliśmy. Będziemy wiedzieli, gdy zrobimy odwierty i sprawdzimy falami sejsmicznymi. Byliśmy pewni, że dojście na głębokość 6 - 7 metrów da nam odpowiedź na wszystkie pytania. Nie dało. Teraz wiemy, że trzeba iść głębiej. Zrobić drugą turę. Jeśli wtedy polegniemy, to polegniemy, trudno. Myliliśmy się i tyle. Ale na razie jesteśmy w połowie drogi, musimy się przygotować do drugiej rundy badań, porządnie i dokładnie. Obojętne, ile za to wszystko jeszcze zapłacimy" Któregoś dnia będzie pan musiał stanąć przed kamerami i powiedzieć, że całe badania się nie udały... W którym momencie się nie udały? Mamy weryfikację całego nasypu, w trzech miejscach przekopany ten nasyp, pobrane próbki terenu, zrobione przekroje terenu, wiemy, co jest, na jakiej głębokości. Mamy zrobiony jeden odwiert w wykopie na głębokość 6 metrów, wiemy, jaka tam jest skała. To jest wiedza, której nie mieliśmy przed wykopami. To jest wiedza, która pomoże nam przygotować drugą turę badań. Jesteśmy o to mądrzejsi. Bez przekopów byśmy jej nie mieli. Chcemy doprowadzić to znalezisko do końca. To nasz sztandarowy projekt. Tak głośny, że już głośniejszy być nie może. Musimy go skończyć. Obojętne, z jakim rezultatem. Napisać raport. Powiedzieć: na 65 kilometrze jest tunel, jest pociąg, albo nie ma nic, pomyliliśmy się całkowicie. Obojętne, ile za to wszystko jeszcze zapłacimy. Koszty są olbrzymie. Powie pan jakie? Mogę powiedzieć tylko, że jeden metr przewiertu rdzeniowego, który będzie nam potrzebny, kosztuje między 300 a 500 złotych. Razy 30 metrów, razy dwa otwory... A może razy cztery? To wszystko zależy od geologów. To jest tzw. geofizyka otworowa. Zajmuje się badaniem gruntów z innej strony, w otworach. Z wykorzystaniem fal sejsmicznych. Być może zbadamy cały nasyp, zrobimy otwory wszędzie, jeden obok drugiego i będziemy mieli pewność, czy jest tam coś, czy nie. Warto ryzykować takie wielkie pieniądze? A jak cokolwiek zrobić bez ryzyka? Można siedzieć przed komputerem i narzekać, że mi źle, albo komentować w niewybrednych słowach, że się komuś coś nie udało. A można coś zacząć robić, zaryzykować. Na pewno byłoby lepiej, gdyby pociąg był..." W sieci już z was kpią, są też grube wyzwiska. Spodziewaliście się tej fali hejtu? Trudny temat, bo te komentarze wychodzą głównie ze środowisk eksploratorskich. Zamiast pomocy, jest jad. Ja potrafię odróżnić krytykę od krytykanctwa i zwykłego chamstwa. Ale powiem pani, co mnie najbardziej boli. Czytam, że Szwaby przyjechały i będą nam zabierać nasze dobra", że to wszystko spisek szwabski", a tu jest Polska i oni sobie nie życzą. To jest obrzydliwe wobec mojego wspólnika Andreasa, z tego powodu jest mi przykro. Pan myśli, że dlaczego to robią? Jeśli ktoś cały swój świat zamknął w okolicach Wałbrzycha, a jak jedzie do Świdnicy, to już jest za granicą, to ma takie pojęcie. Mała głowa, ciasny mózg i w głowie się nie mieści, że można zrobić taki projekt za własne pieniądze i dobrze się tym bawić. Krąży taka informacja, że na badania dostaliście 600 tysięcy złotych od niemieckiej telewizji ZDF. Dla mnie jest jasne, że to branża eksploratorska serwuje tego typu farmazony. To jest głupie po prostu. Jeśli ktoś mówi takie rzeczy, które nie są prawdziwe, jest skończonym durniem. Śni się panu czasem, że tego pociągu tam nie ma, że go pan nigdy nie znajdzie? Pracuję od rana do nocy, śpię dobrze. A jeśli pociągu czy tunelu nie będzie, to też nie jest to jakiś koszmar. Choć na pewno byłoby lepiej, gdyby był... Mądry człowiek kiedyś powiedział: Jeśli chcesz dosięgnąć gwiazd, choćbyś nigdy nie sięgnął żadnej z nich, to i tak to, co pozostanie, nie będzie nigdy garścią błota. I to jest moja dewiza: To, co zrobiliśmy, nigdy nie będzie garścią błota. Cały tekst: http://wroclaw.wyborcza.pl/wroclaw/1,35771,20597284,zloty-pociag-piotr-koper-nie-zamierza-sie-poddac-rozmowa.html#ixzz4IMjKPsFf
-
Za zwykłą rozmowę jakiś tysiączek, dwa. Za całość z pół miliona. Pani zapłaci, a oni fachowo zagrają odkrywców. Kto by pomyślał, że okres lęgowy wróbli może się tak strategicznie wpasować. Do połowy sierpnia trzeba być ostrożnym, potem koparkami można rozkopać wszystko. A to równo rocznica, odkąd fascynatom historycznych zawiłości i tajemnic zapłonęły oczy. Oto pod ziemią, na 65. kilometrze trasy kolejowej między Wrocławiem a Wałbrzychem, ma stać pociąg pełen złota. Odkrywcy na operację wydobycia wydali ponad 140 tys. zł, rozstawili wysokie rusztowania, a za nimi 50 pracowników z koparkami. Kopać, panowie, zakrzykną razem Andreas Richter i Piotr Koper. Pierwszy robił przed laty karierę sekretarza wałbrzyskiej parafii ewangelickiej, zarządzał poniemieckimi dokumentami. Ale chciał robić biznesy. Z kościelnych ksiąg znał rodzinne zawiłości. Zajął się więc tworzeniem drzew genealogicznych. Na zlecenie sądów pomagał szukać spadkobierców zmarłych. Jak zarobił, zainwestował w georadar, wiedząc, ile skarbów może siedzieć pod ziemią. Piotr Koper też interesował się historią, ale bardziej pieniędzmi: z wykształcenia technolog drewna, z wyboru budowlaniec i właściciel myjni samochodowej. Wtedy w Wałbrzychu wszyscy byli z węgla. Kiedy z dnia na dzień 15 tys. osób traci pracę, jedna piąta mieszkańców miasta, to jest to problem. Wynieśli się z kopalni i weszli w biedaszyby. Węgiel sypki, kiepski, ale cenny, jedzie w Polskę, a dziury na kilkadziesiąt metrów, podkopane drogi, walące się drzewa, zapadliska przy blokach zostają w Wałbrzychu razem z poległymi w walce o urobek nielegalnymi górnikami, do których nikt nie wezwie pogotowia, żeby nie dać się złapać policji. Koper i Richter swoje firmy założyli wtedy, kiedy padała ostatnia kopalnia. Ale żeby się spotkać, musieli poczekać kilkanaście lat. Obaj chcieli skarbów - Koper miał koparki, Richter nawigację, połączyli siły. Obaj bogaci, ale bez przesady. Mieszkańcy pukają się w czoło: wariaci. Tyle kasy dawać w błoto na wykopki? Naukowcy z Akademii Górniczo-Hutniczej, stawiając na szali zawodowe kariery, nie owijali w bawełnę, gdy przeprowadzili badania magnetometrem: pociągu nie ma, ba, szyn nawet. Nie znaleźli żadnych anomalii, które świadczyłyby o tym, że pod ziemią jest obiekt ze stali. - Panie profesorze, ale jak to? - odkrywcom opadają przy publikacji wyników kąciki ust. - Że zacytuję klasyka, panowie: błądzić jest rzeczą ludzką, tkwić w błędzie: głupotą - macha ręką prof. Janusz Madej z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Odkrywcy odchrząkną: wiara czyni cuda. Kopać, panowie! Bardziej przedsiębiorczy mieszkańcy wyjaśnią: nie wariaci, to biznesmeni, którzy, wiedząc, że pociągu nie ma, inwestują w jego wydobycie. Inwestują! Bo złoto jest gdzie indziej. łoty pociąg". Zdjęcia, mapy i pełna historia odkrycia Złoto Breslau i Wunderwaffe Odkrywcy mówią, że wierzą. Wierzą, że któregoś z mroźnych grudniowych dni 1944 Niemcy zarządzili: najcenniejsze skarby Breslau, złoto i depozyty, spakować w 12 wagonów, a następnie, razem ze wszystkim, co wiadomo o Wunderwaffe, prototypach broni, zebrać, ułożyć w pociągu i wywieźć, żeby doczekało lepszych czasów. Łącznie 56 skrzyń z wiekami uszczelnionymi gumą, co odnotowano z niemiecką skrupulatnością. Nikt z nich nie wierzył, że przegrają wojnę, chcieli przeczekać przejście Ruskich, a potem wyciągnąć zakopaną broń i uderzyć z zaskoczenia. Pociąg miał wyjechać z Wrocławia i zaginąć po drodze do Wałbrzycha. A potem przyszło SS i powiesiło całą niemiecką rodzinę, która miała dom przy Uczniowskiej w Wałbrzychu, a okna z ich kuchni wychodziły na tory i 65. kilometr linii kolejowej. Co mogli zobaczyć przez szybę, grzejąc w czajniku wodę tuż przed zakończeniem wojny? Złoty pociąg. Wkrótce zaczną kopać, ale dziennikarzy nie wpuszczą Złote piwko, złota myjnia - Zbudowany na urwistym wzgórzu, był nazywany Perłą Śląska. Spod panowania książąt jaworskich przeszedł w ręce czeskie, polskie, potem pruskie - turyści z Pomorza zaczynają się nudzić, kręcąc się po korytarzach zamku Książ. Dzieci zaczynają się dąsać. - W 1941 roku budynek został skonfiskowany przez hitlerowców. Pod zamkiem i dziedzińcem wykuli potężne tunele. Dokąd prowadzące? Po co? - przewodnik zawiesza głos. Każdy słucha i już się ekscytuje. Turystów tu na potęgę. Na zamku drugie tyle co przed rokiem, zespół 12 przewodników rozrósł się do ponad 40, bo przyjezdni blokowali serwery z rezerwacjami wycieczek. W kasie zamku ze sprzedanych biletów wylądowało ponad 300 tys. zł. A ludzi po knajpkach, popijających chłodne piwko Złoty Pociąg - cena 39 zł za trójpak - jest jeszcze więcej. Obwieszeni koszulkami ze złotem - za 60 zł każda, z wydawanymi naprędce książkami o pociągu pod pachami, odpalają sobie papieroski sztabkami złota - cena zapalniczki 5 zł za sztukę. Podjeżdżają pod tajemniczy 65. kilometr, parkują na płatnym Parkingu przy Złotym Pociągu, a jak się auto wybrudzi od kurzu z koparek, to umyją za rogiem w Myjni nad Złotym Pociągiem. Saperka tu to jak ciupaga w Zakopanem, zwłaszcza że sieciówki zachęcają plakatami: A może na weekend wybierasz się do Wałbrzycha? Jesteśmy przygotowani na wszystko: oto saperka samokopiąca, z wbudowaną matą grzewczą, silnikiem udarowym i wykrywaczem złota". Niektórzy przejadą się Złotym Pociągiem, który kursuje po okolicy, inni popływają łódeczkami w sztolniach Walim - 22 zł za bilet dla dorosłego - a koneserzy posłuchają przeboju disco Edyty Nawrockiej z Wałbrzycha, która na co dzień śpiewa o miłości, ale teraz spontanicznie zarymowała do rytmu o kolejnictwie: Jedzie pociąg z daleka, złotem cały ocieka, bronią i diamentami, wykryty georadarami". Pokoju w Wałbrzychu człowiek już tak łatwo nie wynajmie, złote atrakcje trzeba planować z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. Piarowcy doradzają prezydentowi miasta: zmieńcie nazwę na WAubrzych, Au to symbol złota. Złote prawo autorskie Jarosław Chmielewski był senatorem, startował z list PiS. Dziś rządzi stawkami i żongluje cennikami. Koper i Richter swojego prawnika polecają jak menedżera. On ich - jak gwiazdy. Tłumaczy: im na pieniądzach nie zależy, ale niech dziennikarze wybaczą, panowie tyle wiedzy zgromadzili przez lata, że nie wypada brać jej za darmo. Tylko za półdarmo: tysiączek, dwa za rozmowę. Jeśli ktoś będzie chciał jakieś zdjęcie, dajmy na to, pracującej koparki, to zrobimy, za odpowiednią opłatą, że odkrywcy stoją, kopią. Cenę jeszcze ustalamy. Na pewno, jeśli pociąg znajdziemy, będzie wysoka. Myślę, że i pół miliona złotych, porozmawiamy wtedy o ewentualnej wyłączności. To będą duże widełki, zdaję sobie sprawę, ale proszę uszanować prawo autorskie do wizerunku odkrywców, oni chcą go chronić. Skonstruujemy sobie taką umowę o dzieło, potraktujemy ich jako aktorów, pani zapłaci, będziecie zadowoleni. A kto liczy, że samodzielnie podglądnie, co się dzieje na placu budowy tuż przy urzędzie skarbowym, ten się zdziwi. Najpierw odkrywców i ich koparki otoczy wysokie, szczelne rusztowanie, zza którego będzie widać ramię sprzętu i czubki kasków. Potem zapowiedzą: nie doprowadźcie nas do szału żadnym dronem nad głową, bo zobaczymy pierwszego i od góry przykryjemy się siatką. Potem, zaraz po zakończeniu okresu lęgowego wróbli, zrobią konferencje prasowe, żeby pokazać, co widzą w ziemi. I przy okazji zorganizują festyn: dzieciakom pracownicy fast foodu z kurczakami dadzą baloniki, pszczelarz rozłoży stanowisko do zarabiania pieniędzy i na patyczkach do mieszania kawy będzie wtykać do smakowania potencjalnym klientom a to spadziowy, a to lipowy, a to miód wielokwiatowy. Kucharki w urzędzie skarbowym też będą zacierać ręce: na ich jajeczniczkę na bekonie i pierożki z serem znów skuszą się nie tylko urzędnicy, ale i japońscy, amerykańscy, brytyjscy dziennikarze. Właściciele agroturystyk w krzakach rozdadzą gapiom wizytówki, a ludyczny Koper podzieli się pomidorami z własnego ogródka i będzie tylko narzekał, że mu do kiełbasy musztardy zabrakło. Złoty pociąg. Gorączka wróciła z koparkami Złote kolano, złota blizna Na Wałbrzych w czasie wojny spadła jedna bomba, ale nikt nie zginął. Spadła daleko od domów. Ofiary wojny są tu policzone dokładnie - 360 Niemców popełniło samobójstwo w nocy z 8 na 9 maja 1945 roku, w tym samym czasie, kiedy w Berlinie zostało powtórzone podpisanie aktu kapitulacji III Rzeszy. Powiesili się albo odkręcili gaz. Miasto przetrwało w zasadzie nienaruszone. W jednym miejscu Niemcy jednak podłożyli materiały wybuchowe, co zauważyli potem polscy urzędnicy. Sporządzając wykaz bocznic kolejowych, zanotowali - ta zlokalizowana na 64,938 kilometrze trasy między Wrocławiem a Wałbrzychem została wyminowana. A teraz niemieckie kolano. Zginało się wielokrotnie, kiedy jego właściciel przeciskał się wąskimi korytarzami wałbrzyskich kopalń. 1 stycznia 1955 roku trafił tam też Tadeusz Słowikowski. Z wykształcenia rzeźnik, z przekonania wróg Niemców (matkę zabili mu w Oświęcimiu) i ich wielki przyjaciel (jak zabili mu matkę i został z rodzeństwem sam, to ukrywali go u siebie w gospodzie Niemcy). I kiedy inny Polak w kopalni popił, splunął Niemcowi w twarz, zwyzywał od deutsche Schweine i kopnął Niemca w jego niemieckie kolano, Słowikowski stanął w obronie kopniętego. Kto by wtedy pomyślał, że Polak się za Niemcem wstawi. Niemiec wziął więc Polaka na wódkę, żeby wynagrodzić. A przy wódce opowiedział historię, o której od dziesięciu lat milczał jak grób, bojąc się, że i jego rodzinę ktoś powiesi, nawet jeśli okna z jego kuchni wychodzą na zupełnie inną stronę. Tadeusz Słowikowski usłyszał, że grupa Niemców miała zakopać pociąg z cenną zawartością w miejscu, które widać z okna kuchni w domu przy ulicy Uczniowskiej. Pomyślał wtedy, że jak się człowiek skaleczy, to blizna zostanie, i że on chce znaleźć bliznę po pociągu w lesie. Potem Słowikowski będzie mówił, że jak nieboszczyka zakopać, to trumna siada w ziemi, dlatego szukać trzeba niżej, niż się wydaje, ale to będzie 60 lat później, czyli kiedy rzeczywiście grawitacja - jeśli wierzyć tym, co wierzą - miała szansę ściągnąć pociąg głębiej. łoty pociąg". Termozagadka wyjaśniona. Wiadomo, skąd pochodziło ciepło na 65. kilometrze Whisky Golden Train Kiedy Piotr Żuchowski, generalny konserwator zabytków, podskakiwał z rozpalonymi policzkami na konferencji prasowej tydzień po wybuchu gorączki złota, w sierpniu, mówiąc, że pociąg istnieje na sto procent, Dariusz Domagała na chłodno kupował kolejne domeny w internecie. W kilkadziesiąt godzin postawił pierwszy serwis internetowy, w którym zbierał wszystkie wyobrażenia o pociągu, doskonale wpasowując się w złote gusta poszukiwaczy. Kopra i Richtera nie znał, ale legendę, którą odświeżyli, usłyszał jeszcze jako dziecko. Dorósł, został menedżerem zespołów, założył radio, telewizję, firmę handlującą powierzchnią na billboardach, hotel, restaurację, a teraz znów bawi się w historię. Ale już poważnie inwestując w zabawki. Dziś, po roku, patrzy na słupki: odkąd Koper i Richter zainstalowali koparki na 65. kilometrze, ruch na jego stronie wzrósł dziesięciokrotnie. Domagała: - Cieszę się, ale nie chcę się denerwować, więc nie policzę, ile wydałem na to kasy. Turyści piją obrandowane przez Domagałę piwo Złoty Pociąg, a jego restauracja, dzięki nowej etykiecie, tylko w ostatnim miesiącu sprzedała więcej butelek niż przez ubiegły rok, gdy piwo nazywało się Lwówek Śląski. Dla wybrednych jest też wino Złoty Pociąg, a zaraz ma być rozlewana - po angielsku, już jako Golden Train - i wódka, i whisky dla koneserów. Do kupienia w całej Polsce. Domagała: - No tak, interesuje mnie sprzedanie milionów butelek. Bardzo mnie to pociąga, ta historia, bardzo łatwo mi się więc wydaje na inwestycje. Żona się tylko uśmiecha. Złoty Pociąg. Nowe piwo browaru Lwówek Złote rysunki, martwy pies 15 lat po wódce z Niemcem Słowikowski chodził po mieście niespokojny. Patrzył przez okno przy Uczniowskiej, myślał o powieszonej rodzinie. Rozrysował na kartkach teren, zaznaczył, gdzie brakuje drzew, gdzie ziemia dziwnie się zapada albo podnosi, gdzie nienaturalnie dużo kamieni leży pod piachem. Kreślił kółka, zmazywał, jeszcze raz szedł na Uczniowską, obserwował. W końcu dostał zgodę na wykopanie dziury przy torach. Ledwo wbił łopatę, przyszli sokiści i odebrali papier. Potem ktoś włamał mu się do mieszkania, chciał ukraść rysunki. Nie wyszło, to otruł Słowikowskiemu psa. Żona zapytała: czyś ty powariował, całą rodzinę chcesz, żeby wytruli? Potem będzie pytała: czyś ty powariował, ci dziennikarze się zjeżdżają, człowiek nie ma jak w spokoju pralki włączyć, żeby buczenie nie przeszkadzało. Ale tak będzie pytała dopiero za 30 lat. Złote fusy, złote podatki A teraz powróżmy z fusów, mówi prof. Marian Noga, ekonomista, były członek Rady Polityki Pieniężnej. Że wydany pieniądz robi pieniądz - to wiadomo. Mamy taki mnożnik, wynosi on 25. Jeśli odkrywcy mówią, że wydali 140 tys. zł, to znaczy, że na rynku wałbrzyskim dostaniemy z tego 3,5 mln złotego interesu. Konsumenci, dajmy na to, że jest ich 150 tys., patrząc tylko na wyniki zamku Książ, wydadzą tu średnio po 20 zł na bilety (otrzymamy kolejne 3 mln), 40 na obiad w barze (6 mln), 30 na transport (4,5 mln). Szybka suma - i mamy 17 nowych milionów złotych na rynku wałbrzyskim. I trzeba oto zapłacić od tego podatki - z CIT i PIT w kasie miasta ląduje więc 800 tys. zł. Efekty mnożnikowe będą takie, że w następnym roku miasto z tego będzie mieć 8 mln. Po kolejne: jeśli moje obliczenia potraktujemy jako efekt pieniężny pierwszego roku (18 mln razem z podatkiem), to w drugim roku przemnożymy to razy 55, a to nam da 450 mln zł. Odważnie? Jako że procesy mnożnikowe nigdy nie dochodzą do końca, złagodźmy trochę i oszacujmy, że mamy tu po 80 mln złotego interesu rocznie. Złoty komiks, złote g... Introligatorzy też by chcieli zarobić na pociągu. Zbigniew Jagielnicki z Wałbrzycha wziął czarny karton, na złoto wydrukował na nim komiks i rozdaje. Scena pierwsza: postaci z łopatami. Scena druga: jeden chce siku. Scena trzecia: z latryny wykrzykuje: znalazłem! Scena czwarta: otwiera drzwiczki z serduszkiem, pokazuje rozkład jazdy pociągów z 1944 roku, mówi, że reszta składu też musi być w środku. Scena piąta: postać z latryny mówi do mikrofonów, że już kopać nie będą, bo nie będą przecież się grzebać w gównie. A potem już tylko strona internetowa Zbigniewa i cennik usług introligatorskich. Złota gra pozorów Kiedy padała kopalnia w Wałbrzychu, złoty pociąg - jeśli wierzyć tym, co wierzą - pod ziemią ulegał grawitacji od ponad 50 lat. Roman Szełemej jeszcze nie myślał, że w przyszłości z dyrektora szpitala stanie się najpierw Żelaznym Romanem (tak mówią jego pracownicy) i prezydentem Wałbrzycha, a potem zwykłym maszynistą (w ministerstwach, cokolwiek by załatwiał, wszyscy się szczerzą: panie, a co z tym pociągiem?) Krzysztof Szpakowski był po pierwszym rozwodzie, ale jeszcze przed zostaniem organizatorem wyborów Miss World i przed użyciem różdżek do wyszukiwania podziemnych sztolni i poniemieckich skarbów. Zanim jednak będzie zarządzał skarbami, Szpakowski będzie zarządzał kompleksem Włodarz, podziemiami Riese, po których turystom pozwoli pływać łódeczką. Marek Słowikowski, syn Tadeusza, miał już papiery na bycie pielęgniarzem w Niemczech, ale regularnie przyjeżdżał do Polski. Dariusz Domagała pracował w mediach, ale nie znał jeszcze Edyty Nawrockiej, która za kilka lat będzie czytać w jego serwisach wiadomości, a potem wyśpiewa przebój disco. Łukasz Kazek robił papiery na przewodnika i zaczytywał się w książkach o historii Dolnego Śląska. W przyszłości, o czym oczywiście nie wiedział, miał wiedzę wykorzystać szerzej: sam pisać książki, eksplorować i prowadzić program telewizyjny Na tropie Złotego Pociągu". Złoty wywiad, złota kamera Menedżer aktorów nie chce zdradzić żadnych szczegółów, to tajemnica handlowa. Ale ci, którzy negocjowali, puszczają w obieg informacje: jedna z polskich telewizji zapłaciła za wywiad z Koprem i Richterem, którzy stawki negocjowali 17 dni, kilkanaście tysięcy złotych. Mało! Amerykanie za towarzyszenie w spacerach po ziemi nad złotym pociągiem mieli dać 100 tys. Dalej mało! Wideo zza rusztowania nagrywa ktoś z rodziny odkrywców. Za 500 euro można kupić ujęcia na plecy robotników, nogi sapera, rozjazdy i dojazdy na ziemię, pokazujące wszystko i nic, w stylu weselno-festynowym. Dziennikarze mówią, że ten, kto trzymał kamerę, trzymał ją pierwszy raz w życiu. Nic nie widać. Chmielewski: - Zgłosiliśmy do urzędu patentowego logo i nazwę łoty Pociąg". Chcemy je zastrzec, mieć pełnię praw do wszystkiego, co produkowane jest pod tą nazwą, bo pod sukces Kopra i Richtera próbują się podpiąć biznesmeni i robić pieniądze na wiedzy i inwestycji odkrywców. Czekamy już na publikację zgłoszenia i będzie basta. Ale Dariusz Domagała się nie boi. Myśli dalej. Zwłaszcza że turysta to nie pijak, żeby tak tylko przy piwku siedzieć! Tu turysta to odkrywca. Domagała: - Daję im więc Paszporty Poszukiwaczy Skarbów. Cena: 1150 złotych dla dwóch dorosłych. W środku wizy do Podziemnego Miasta, Starej Kopalni. Zakwaterowanie i wyżywienie na zamku. A jeśli poszukiwacze dotrą na 65. kilometr i zrobią na miejscu zdjęcie, odkrywają, że w hotelu czeka ich nagroda: piwo, wino i gadżety dla dzieciaków. Dariusz Domagała za kilkaset złotych od osoby daje też pakiet krwi, potu i łez bez noclegu. Usadzi na drezynie, wojskowych pojazdach z czasów wojny, każe wejść do podziemi, znaleźć skrytki z niemieckimi dokumentami, rozwiązać tajne szyfry, pokonywać w lesie przeszkody, a na koniec da grochówki. Na wrzesień zebrała się dwustuosobowa drużyna poszukiwaczy. Złota ustawa Słowikowski zakopał w ogródku otrutego psa, a potem zapakował rysunki. Pokazał kolegom palcem na mapie, wśród patrzących był i Koper, gdzie jego zdaniem jest złoty pociąg. Kto by wtedy pomyślał, że za kilkanaście lat właśnie kolega budowlaniec na umowach o dzieło będzie widnieć jako aktor spektaklu o złotym pociągu? Ale Koper najpierw usłyszy o tym, że jakiś szaleniec od ksiąg ewangelickich kupuje georadar. Zapozna się. A potem nastroi z Richterem aparat za kilkadziesiąt tysięcy złotych. Zrobi zdjęcie, a potem aż siądzie. Na kartce lokomotywa z dwoma świecącymi się oczami, z czupryną zrobioną z ponakładanych na pociąg platform, z jednym niesfornym działem. - Jak kiedyś znajdziesz, człowieku, pociąg, taki, co go cały świat szuka, to co zrobisz? Trzeba to zgłosić. Komu? Pozbierać dokumenty i co w nich wpisać? Człowieku, co byś zrobił, jakbyś znalazł coś, co żyje tylko w legendach? - Koper się zastanawiał (wtedy jeszcze zastanawiał się głośno i za darmo). Rok myśleli z Richterem. Dokładnie tyle, ile trzeba było czekać, aż zmieni się ustawa o rzeczach znalezionych - czyli do ubiegłego czerwca - dzięki której za wyciągnięcie takiego znaleziska (działa samobieżne i przedmioty wartościowe, cenne materiały przemysłowe oraz kruszce szlachetne", jak zapisali w zgłoszeniu) skarb państwa zapłaci im grube pieniądze. Chronologia złotego roku 18 sierpnia 2015 r. wałbrzyska telewizja Dami TV opublikowała skromny tekst, zilustrowany zdjęciem lokomotywy, zatytułowany Sensacyjne odkrycie". A w środku zdawkowa informacja: Polak i Niemiec znaleźli złoty pociąg. Tadeusz Słowikowski przeczytał skromny artykuł i znów, jak 15 lat po wódce z właścicielem niemieckiego kolana, zaczął chodzić po mieście jakiś niespokojny. Internetowej redakcji zaczęły się grzać serwery. Najpierw klikali mieszkańcy Wałbrzycha. Potem ci z Wrocławia. Zaraz rozdzwoniły się telefony z Warszawy, a później do małej redakcji w mieście biedaszybów, gdzie w ekscytacji mieszkańcy nasprejowali na murze: chuj tam wieża Eiffla, mamy złoty pociąg", dobijał się już cały świat. Ktoś zdradził: informacje o jego istnieniu przekazał ktoś na łożu śmierci. Tadeusz Słowikowski uszczypnie się w policzek. Przecież nie umarłem. Złota gra pozorów 2 W mieście, w którym strata pracy przez 15 tys. osób to strata pracy przez jedną piątą mieszkańców, wszyscy się znają, choćby ze słyszenia. Kiedy więc urzędnik przeczytał o złotym pociągu w oficjalnych dokumentach, które wpłynęły do jego wydziału, natychmiast opowiedział o sprawie kumplowi. Natychmiast skany tajnych zgłoszeń dotarły do lokalnych dziennikarzy, a oni natychmiast je opublikowali, omijając nazwiska odkrywców, bo wszyscy też wiedzieli, że Słowikowskiemu kiedyś przez ten pociąg otruli psa. Nie minął tydzień od publikacji skromnego artykułu, kiedy do kolejki po znalezisko stanęły kolejno: skarb państwa, Światowy Kongres Żydów, rosyjscy prawnicy rządowi, Fundacja Czartoryskich i saperkowicze amatorzy, którzy mimo groźby mandatu za wejście do lasu nadal czesali krzaki. Gdzie odkrywcy? Anonimowi dla świata przez równo 17 dni negocjowali stawki za pierwsze wywiady. Lokalni przewodnicy, historycy, eksploratorzy nabierali wody w usta. Kazek nic nie zdradził, Szpakowski nawet się nie zająknął, kiedy najpierw dziennikarze, a potem tabun turystów przetaczał się przez jego sztolnie i łódeczki, z rozpalonymi policzkami słuchał o niemieckich tajemnicach. Nawet już nie policzy, ile zapłaciłby za taką reklamę w mediach. A dostał za darmo! Podziękuje na własnym weselu pod koniec września, na którym oczywiście Niemiec będzie się bawił do rana. Jak to na weselu dobrego kumpla. Tylko Słowikowski naprawdę nic nie wie. Jego syn, akurat przyjechał z Niemiec, słucha zza ściany. O czym ojciec tak gada cały czas przez telefon? W końcu sam bierze słuchawkę. - Dziennikarzom, którzy chcą porozmawiać z ojcem, radzę przygotować 3 tys. zł - mówi. Telefon ojca milknie. Słowikowskiemu trochę smutno, że nikt go do Nowego Roku już nie zapyta o złoty pociąg. Potem dowie się, że nikt po prostu nie ma w pogotowiu takiej kwoty, i pokłóci się z synem za to, że młody też chciał ukręcić lody na złotym pociągu. Gorączka złota roku ubiegłego Pod koniec sierpnia upał straszny, w krzakach na 65. kilometrze tłok, ciekawscy z głodu wyżarli wszystkie mirabelki z sadu, ale nikt nie odpuszcza, wszyscy chcą popatrzeć. Pan Krzysztof założył koszulkę z saperką, chciałby porozmawiać z telewizjami o tym, co wie, ale nie może: żona by go zabiła, jakby się z ekranu dowiedziała, że on nie w pracy, tylko w krzakach siedzi, a on się nie mógł powstrzymać i wziął na żądanie. Pan Jerzy przyjechał z centrum, bo się zna. Teraz pokazuje, gdzie według niego siedzi lufa. Cały teren rozkopany, możliwe, że tam Polak i Niemiec grzebali, chociaż teraz już nic nie wiadomo, bo eksploratorzy hobbyści rozdeptali wszystkie ślady w kilka godzin. Pan Mirosław też rozdeptuje, mimo że bardziej od historii w liceum wolał fizykę. Ale wziął pod pachę plastikową sztabkę złota, pozuje fotoreporterom. I macha policjantom, bo się przyglądają. Co oni, zamiast przy krawężnikach, to na polach teraz pilnują? Poza policjantami przy torach dyżury pełnią strażnicy leśni, miejscy i ochrony kolei. Czasem po 12 osób na dyżurze. Jest trochę nawet jak na koloniach. A że żony policjantów są mistrzyniami w robieniu szarlotek, wszyscy siadają na sjestę nad pociągiem. Zaraz ma dojechać też wojsko, nie wolno więc zjeść wszystkiego. Przyjeżdża też Christel Focken, niemiecka poszukiwaczka. Pokazuje, że - posługując się mapą znalezioną w internecie - znalazła tu śrubę. Pan Jerzy i Mirosław trochę się krzywią, że chodzili po krzakach i przeoczyli. A śruba to z pewnością dowód. Za pokazanie śruby Focken prosi fotografów o kilka tysięcy euro. Za rok, ze swoim nosem do interesów, zostanie niemieckim rzecznikiem prasowym Kopra i Richtera. Złota Bursztynowa Komnata Skoro państwo gwarantuje znaleźne w wysokości jednej dziesiątej wartości rzeczy znalezionej, to trzeba szukać. Na internetowych aukcjach berety afrykańskich żołnierzy sprzed kilkudziesięciu lat są warte kilka tysięcy euro. To ile kolekcjoner da za czołg? Za pociąg? We wrześniu ktoś skonstruował prowizoryczną drabinkę z linek i spuścili się na niej z kolegami do grobowca w Świebodzicach, tuż koło Wałbrzycha. Myśleli, że w środku znajdą kosztowności, z których wezmą sobie jedną dziesiątą. Jeden spadł na głowę pięć metrów w dół. Pogotowie stwierdziło zgon. Do urzędów wpływają oficjalne pisma: we wrześniu Krzysztof Szpakowski, zarządca kompleksu Riese, magicznymi różdżkami odnalazł wielopoziomowy kompleks kolejowy. Burmistrz Mieroszowa zgłasza, że coś, może Bursztynowa Komnata, jest tuż obok, pod górą Dzikowiec. Niemka od śruby, że w Wałbrzychu znalazła kolejne tunele lub pomieszczenia o nieznanym układzie. Ktoś informuje o podziemiach we wzgórzu, na którym zbudowana jest świątynia w Jędrzychowie. Coś jest też pod Bolkowem - anonimowy znalazca mówi, że dzieła sztuki, tajna broń i chemikalia. Przy stacji Wałbrzych Główny nagle w październiku znajduje się tender, 100-letni wagon do wożenia węgla. W Srebrnej Górze - XVII-wieczna kopalnia srebra. W Kamiennej Górze mieszkańcy dopatrzyli się podziemnej hali produkcyjnej, a w niej ciężarówek z nieznanym ładunkiem. I jeszcze pojawia się 300-metrowa sztolnia wydrążona w skale pod Wałbrzychem, a tuż obok jaskinia z depozytami z czasów wojny. Ktoś dobił się w grudniu do tajemniczych pancernych drzwi w kompleksie Jugowice Górne, a w okolicach Boguszowa-Gorc ktoś inny odkrył dodatkowe sztolnie. To nie wszystko! Policjanci z Wałbrzycha trochę się denerwują: nagle mają kilkaset zgłoszeń o nielegalnych pracach ziemnych saperkowiczów amatorów z zamiłowaniem do szukania złota po okolicy. Odkryć, zgłoszonych oficjalnie do gmin wokół Wałbrzycha, w rok napęczniało w kopertach urzędników do kilkudziesięciu. Już nie tylko łoty pociąg". Jest kolejny tunel pełen skarbów? Złota jajecznica Kucharki z urzędu skarbowego chciałyby, żeby panowie kopali i kopali, bo aż do emerytury mogłyby słuchać tylu komplementów w tylu językach na temat pierogów i jajeczniczki. Urzędnicy, którzy nagle muszą po jajeczniczkę stać w długiej kolejce, mają dość jedzenia w pośpiechu, żeby zmieścić się w przerwie. - Ja tobym sam wykopał ten pociąg. W kosmos. Wtorek. Kolejne dowody na istnienie złotego pociągu padają: zamiast sklepienia tunelu zwykły ił, wykopywana porcelana to fragmenty drenażu, a sam nasyp to piach i skały. Mimo to odkrywcy chcą szukać dalej. Biorą się za olbrzymie wiertnice. - Bo pociąg jest, tylko niżej, trochę się nam schował - mówi Koper, chociaż nie ma już żadnego dowodu. Mówi za darmo, jakiś zrezygnowany, w ochlapanej obiadem koszulce, z nosa mu kapie. Powiesiłby białą flagę i poszedł do domu, na kanapę, bo trochę już wstyd, przyznaje obsługa koparek. Koper odwierty odkłada: a to pogoda za brzydka, a to błoto po deszczu. - Panie Koper, przecież pan nabiera cały świat - mówię do odkrywcy. - Ludzie, jak się tak czujecie, to ja już nie mam na to wpływu, serio. Ale popatrzcie, stoją turyści, patrzą, czekają na pociąg, czy czują się nabrani? Oni tu chłoną historię! Roman Szełemej, prezydent Wałbrzycha nazywany teraz złośliwie maszynistą, bierze wszystko na chłodno: - Ja tylko mogę wysunąć tu refleksje nad stanem emocji, wiedzy historycznej, oczekiwaniem nowości, niebywałym poziomem pasji i braku racjonalności. Tacy są nasi odkrywcy. A jaki jest świat wokół nich? To świat obrazkowy, pełen memów, skrótowej informacji, ludzi, którzy nie oczekują pogłębionej wiedzy. Pasja odkrywców padła na podatny grunt. Może takiego by nie było, gdyby ktoś na Mazurach powiedział, że pod ziemią jest arka Noego, ale kto wie? http://wyborcza.pl/duzyformat/1,127290,20592092,zloty-pociag-czy-zloty-interes.html#BoxGWImg
-
Mnie uprzejmnie proszę w to nie mnieszać... Gdyż aczkolwiek ponieważ i tak zły jestem.... To, że zapomniałem kilku rzeczy zabrać- nie ma problemu... To, że koleżanka małżonka zapomniała kilku rzeczy zabrać- nie ma problemu... Ale, że nie zabrałem zabawek"- sobie nie daruję. Mniejscowi byli przygotowani i histerii dostali- parę fajnych miejsc przygotowali...
-
Wojna na Ukrainie vol. 3
temat odpowiedział Czlowieksniegu → na kindzal → Historia najnowsza czyli zakręty historii po wojnie
Spośród 789 obywateli Ukrainy, którzy złożyli w tym roku wnioski o ochronę międzynarodową, 16 osób otrzymało status uchodźcy, a 20 ochronę uzupełniającą - wynika z najnowszych danych Urzędu do Spraw Cudzoziemców. Dla porównania w całym zeszłym roku o ochronę międzynarodową starało się w Polsce ponad 2,3 tys. obywateli Ukrainy. Status uchodźcy otrzymały tylko dwie osoby, a ochronę uzupełniającą - 24. Restrykcyjne procedury w tym zakresie wynikają m.in. z Konwencji Genewskiej. Stanowi ona, że osoba starająca się o status uchodźcy musi wykazać uzasadnioną obawę przed prześladowaniami i nie móc uzyskać schronienia w innych częściach swojego kraju. Właśnie tego drugiego warunku nie spełniają Ukraińcy - podkreśla UdSC. Status uchodźcy lub ochrona uzupełniająca Organem w sprawach udzielania cudzoziemcom ochrony na terytorium RP jest Szef Urzędu do Spraw Cudzoziemców, który prowadzi postępowania o nadanie statusu uchodźcy z pomocą ekspertów Departamentu Postępowań Uchodźczych UdSC. Wskazują oni, że Polska jest traktowana przez cudzoziemców jako kraj tranzytowy, a rzeczywistym celem większości osób ubiegających się o nadanie statusu uchodźcy w Polsce jest zalegalizowanie pobytu w innych krajach. To, czy cudzoziemiec kwalifikuje się do otrzymania statusu uchodźcy, czy do ochrony uzupełniającej, UdSC sprawdza w jednym postępowaniu. Obowiązuje jedna procedura, zarówno uchodźcy, jak i osoby objęte ochroną mają te same prawa: zgodę na pobyt, mogą pracować, przysługuje im taka sama pomoc socjalna, mogą sprowadzić rodzinę. Różnica polega na tym, że uchodźca dostaje genewski dokument podróży, a cudzoziemiec z ochroną uzupełniającą musi się posługiwać swoimi dokumentami albo występuje o dokument podróży w kraju, w którym dostał ochronę. Od początku tego roku do 1 sierpnia szef UdSC wydał 16 decyzji o udzieleniu ochrony uzupełniającej. Zgodnie z ustawą o udzielaniu cudzoziemcom ochrony na terytorium RP otrzymują ją osoby, które w przypadku powrotu do kraju pochodzenia będą realnie narażone na ryzyko: orzeczenia kary śmierci, tortur, nieludzkiego traktowania, zagrożenia dla życia, wynikającego z powszechnego stosowania przemocy wobec ludności cywilnej w sytuacji konfliktu zbrojnego. Osoba, której odmówiono w Polsce przyznania statusu uchodźcy, może odwołać się od tej decyzji do Rady do Spraw Uchodźców. Jest to organ administracji publicznej rozpatrujący odwołania od decyzji i zażalenia na postanowienia wydane przez szefa UdSC w sprawach i o nadanie lub pozbawienie statusu uchodźcy, i o udzielenie ochrony uzupełniającej. W tym roku Rada wydała 16 decyzji o nadaniu statusu uchodźcy oraz cztery decyzje o udzieleniu ochrony uzupełniającej. Uciekają z Doniecka i Ługańska Obywatele Ukrainy ubiegający się o ochronę międzynarodową w Polsce pochodzą głównie z obwodów: donieckiego (56 proc.) i ługańskiego (19 proc.), a także z Krymu (18 proc.). O udzielenie ochrony międzynarodowej ubiegają się również osoby z obwodów: dniepropietrowskiego, czerkaskiego, kijowskiego, lwowskiego, iwano-frankowskiego, sumskiego, zaporoskiego. Zgodnie z Konwencją Genewską cudzoziemcowi nadaje się status uchodźcy, jeżeli na skutek uzasadnionej obawy przed prześladowaniem z powodu rasy, religii, narodowości, przekonań politycznych lub przynależności do określonej grupy społecznej nie może lub nie chce korzystać z ochrony własnego kraju. http://wyborcza.pl/7,75398,20522879,789-ukraincow-zlozylo-wnioski-uchodzcze-status-uchodzcy-otrzymalo.html -
Wojna na Ukrainie vol. 3
temat odpowiedział Czlowieksniegu → na kindzal → Historia najnowsza czyli zakręty historii po wojnie
Ależ proszę Ciebie bardzo: - odnosisz się do stanu narodowościowego z lat czterdziestych cytując Wiki, gdzie jedyny związek to: Narodowość w czasie spisów w Polsce badana była pięciokrotnie: w 1921, 1931 (narodowość była ustalana pośrednio na podstawie wyznania oraz języka ojczystego), 1946 (spis sumaryczny)" bez jakiejkolwiek statystyki - jako przykład z okolic zakończenia II WŚ podajesz 100 tys islamistów z Czeczenii - nagle okazuje się, że to cwaniacy za miskę ryżu Ukraińców w ilości hurtowej chcą sprowadzać. To Ci odpowiem- znam Ukraińców, którzy od dwudziestu lat do Polski przyjeżdżają, znam Polaków, którzy od -nastu lat zatrudniają do prac sezonowych Ukraińców. Majdan, bez względu na okoliczności, związku nie ma. - I jeszcze jedna uwaga - bardzo dobrze się stało, że te "parę milionów obywateli II RP pozostało za Bugiem, bo w 90% serdecznie Polski i Polaków NIENAWIDZILI i chętnie by nas wyrezali.." tego to mi się już nawet komentować nie chce... -
Wojna na Ukrainie vol. 3
temat odpowiedział Czlowieksniegu → na kindzal → Historia najnowsza czyli zakręty historii po wojnie
Balans- to już nawet nie jest śmieszne... To jest tępe i żałosne... -
Wojna na Ukrainie vol. 3
temat odpowiedział Czlowieksniegu → na kindzal → Historia najnowsza czyli zakręty historii po wojnie
Naprawdę chcesz o tym dyskutować? Nie ma problemu- akurat dobrych kilka lat się tym na U.Wr. zajmowałem :-) Ale umówmy się- nie w oparciu o wiki, ale materiały źródłowe i opracowania mądrzejszych od nas... Dwa- żeby dolać oliwy do ognia. Trzymając się Twojej wersji o państwie jednolitym narodowościowo- ale pamiętasz o paru milionach obywateli II RP, narodowości różnej, którzy zostali przede wszystkim za granicą na Bugu opartą? I zza której to granicy w sporej części już nigdy nie mieli okazji wrócić? -
Wojna na Ukrainie vol. 3
temat odpowiedział Czlowieksniegu → na kindzal → Historia najnowsza czyli zakręty historii po wojnie
Panie i Panowie... wielkim sukcesem było to, że otrzymaliśmy w rezultacie tej wojny państwo JEDNOLITE NARODOWOŚCIOWO!" niejako kończy sens merytorycznej dyskusji... I nie dlatego, czy to dobrze czy źle się stało. Po prostu- brednie okrutne... -
Wojna na Ukrainie vol. 3
temat odpowiedział Czlowieksniegu → na kindzal → Historia najnowsza czyli zakręty historii po wojnie
Dlaczego zlasowane"? Napisałem raz, napiszę i drugi- dla Kijowa, pomijając wschodnie rubieże, nacjonalizm i historia* to jedyne, co ten bałagan w kupie trzyma. A im bardziej krwiożercza, bohaterska, im więcej męczenników i ofiar, tym większa szansa, że się barak nie rozleci... Dać przykłady powyższego z naszej historii i propagandy? * widziana ich oczami... -
Muzeum II Wojny do przeróbki"
temat odpowiedział Czlowieksniegu → na Czlowieksniegu → Aktualności, newsy, wydarzenia
Stworzonym z inicjatywy Donalda Tuska Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku ma kierować Mariusz Wójtowicz-Podhorski, miłośnik historii i militariów oraz profilu na Facebooku Nie lubię Tuska i jego zdradzieckiej bandy". Wójtowicz-Podhorski jest szefem świeżo powołanego przez rząd PiS Muzeum Westerplatte. Obiecał je przed wyborami Jarosław Sellin, poseł PiS z Gdańska, dziś wiceminister kultury. Muzeum Westerplatte istnieje od grudnia, zatrudnia siedem osób i znajduje się w fazie organizacji. Na początku sierpnia decyzją ministra kultury Piotra Glińskiego zostanie połączone z Muzeum II Wojny Światowej, które za około 450 mln zł kończy w Gdańsku budowę siedziby i przygotowuje otwarcie wystawy stałej na wiosnę 2017 r. Połączenie to fortel, który pozwoli zwolnić kierownictwo MIIWŚ powołane za rządów Donalda Tuska. Gdyby MIIWŚ utrzymało niezależność, to dyrektora prof. Pawła Machcewicza i jego zastępców nie można by odwołać przed końcem kadencji upływającej w 2019 r. Z informacji Wyborczej" wynika, że Wójtowicz-Podhorski zostanie dyrektorem lub zastępcą dyrektora nowej instytucji. Pytany o nominację milczy. A Sellin, jego polityczny patron, rzuca tylko: - Nie zajmuję się plotkami. Porządki na Westerplatte Wójtowicz-Podhorski, inżynier specjalizujący się w obiektach historycznych, zrobił wiele dobrego dla uporządkowania terenu Westerplatte. Kierował Stowarzyszeniem Rekonstrukcji przedwojennej Wojskowej Składnicy Tranzytowej na półwyspie. Zasłynął też z mieszania historii z bieżącą polityką. Choć Muzeum Westerplatte funkcjonuje od siedmiu miesięcy, nie podaje do publicznej wiadomości adresu ani numeru telefonu. Te dane uzyskuję z resortu kultury, ale niestety abonent nie przyjmuje połączeń przychodzących". Jadę więc do gdańskiej dzielnicy Nowy Port, gdzie muzeum wynajmuje biura w budynku agencji morskiej. Ale nie zdążyło wywiesić szyldu. Wójtowicz nie wpuszcza do biura. W korytarzu tłumaczy, że nie ma czasu na rozmowę, w najbliższych dniach go nie znajdzie. Dodaje, że ma złe doświadczenia z trójmiejską Wyborczą". Umawiamy się na wymianę emaili. Później dowiem się ze środowiska rekonstruktorów, że zostałem wyrzucony za drzwi. Domorosła psychoanaliza" O jakich doświadczeniach mówił dyrektor? Wielokrotnie pisaliśmy o eksponatach historycznych pozyskiwanych przez Wójtowicza, a w sierpniu 2007 r. trójmiejska redakcja Wyborczej" uznała go za Człowieka Miesiąca. Gdyby nie on, najpewniej na terenie byłej Wojskowej Składnicy mielibyśmy zamiast Muzeum Pola Bitwy zaśmiecony, betonowy park pomnik" - chwalił dziennikarz Wyborczej" Bartosz Gondek. Ale potem Wójtowicz-Podhorski wydał książkę Westerplatte 1939. Prawdziwa historia" (2009). Czarnym charakterem jest w niej mjr Henryk Sucharski, ostatni komendant Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte. Wójtowicz uważa go za tchórza i zdrajcę, do tego chorego wenerycznie. Po premierze książki opublikowaliśmy recenzję Szaleństwo nowych czasów", którą nadesłał historyk dr Janusz Marszalec, wicedyrektor Muzeum II Wojny Światowej. Zarzucił Wójtowiczowi domorosłą psychoanalizę, zabarwioną misjonarskim zapałem walki ze złem": Autor z niezwykłą konsekwencją udowadnia, że świat jest polem walki sił zła z siłami dobra. [Sucharskiego] konfrontuje z innym bohaterskim oficerem, jego zastępcą - kpt. Franciszkiem Dąbrowskim. Czyni to wbrew temu, co Dąbrowski zapisał w opublikowanych w 1957 r. wspomnieniach. Wójtowicz, choć sam nie powąchał nigdy prochu, krytykuje Sucharskiego za zbyt wczesne poddanie Westerplatte, uważa za tchórza i zdrajcę. W swej niechęci przekracza granicę dobrego smaku, gdy na podstawie relacji podpisanej inicjałami E.H. i kilku innych anonimów ustala, że był on syfilitykiem, a do tego żywił bliżej nieokreśloną, lecz wyraźną skłonność do swego ordynansa". Marszalec powołuje się na listy majora do Wiktorii Krotochwil, które świadczą, że major kochał ją (a nie ordynansa Kitę) miłością bardzo namiętną". Po tej recenzji Wójtowicz domagał się od trójmiejskiej Wyborczej" sprostowania. Przysłał tekst, w którym podawał swoje źródła, a Marszalcowi zarzucał, że kierował się osobistymi uprzedzeniami. Historyków MIIWŚ oskarżył o frustrację, bo rzekomo nie udało im się przejąć zbiorów jego stowarzyszenia. Miarą sukcesu jest często liczba wrogów i ich tożsamość. Cieszy mnie więc to, że do grona moich przeciwników przystępuje Muzeum II W.Ś. Jak do tej pory byli to funkcjonariusze SB, nierzetelni historycy oraz ich wychowankowie, a także stronnictwa niemieckie, których serce bije dla Eriki S. Myślę, że pracownicy Muzeum II W.Ś. odnajdą się w którejś z tych grup" - kończył swój tekst Wójtowicz. Z powodu tego m.in. fragmentu redakcja odmówiła mu publikacji, co Wójtowicz uznał za przejaw cenzury. Der Danziger Vorposten" Erika S. z pisma Wójtowicza to oczywiście Erika Steinbach, szefowa Związku Wypędzonych. A kim są stronnictwa niemieckie", których serce bije dla Steinbach? Temat Niemców szczególnie uwiera Wójtowicza. Przed laty informował na swoim profilu facebookowym, co by zrobił skur... włażącym w d... Niemcom". W 2011 r. komentował na blogu uroczystości rocznicy wybuchu wojny: Wierchuszka PO (Tusk, Nowak) jak mogli tak kręcili w swojej nowomowie na westerplackim kopcu wczoraj rankiem 1 września, aby jak najrzadziej padło z ich ust zdanie, kto na nas napadł w 1939 r. i przeciwko komu walczyliśmy na Westerplatte i broniliśmy Ojczyzny. Usłyszeć można było jedynie o nazistach (to zapewne jakiś "lud na wymarciu - cytat z "CK Dezerterzy - z nieistniejącego państwa Nazicji) i jakichś tajemniczych "wrogach wolności. Obrońcy Westerplatte i setki tysięcy chłopaków w polskich mundurach przewracają się w grobach". Na Facebooku Wójtowicz polubił kilkanaście stron przeciwników PO i Tuska, m.in. Tusk to złodziej", Nie lubię Tuska i jego zdradzieckiej bandy" (ilustracją jest Tusk w mundurze SS), Tusk jest winny" (ilustracją jest Tusk za kratami), Trybunał Stanu dla Donalda Tuska". W 2011 r. zarzucał na blogu Dziennikowi Bałtyckiemu", należącemu do niemieckiej grupy wydawniczej, że ocenzurował wywiad, którego udzielił tej gazecie. Pisał: Któryś z dziennikarzy DzieńBała, gazety nie wiedzieć czemu zwanej też na mieście 'Der Danziger Vorposten', postanowił zrobić ze mną wywiad. O dziwo wywiad się ukazał. Piszę: o dziwo, bo jeszcze parę lat temu dyżurni dziennikarze DDV - pardon - DzieńBała, wylewali na mnie kubły pomyj". Der Danziger Vorposten" był organem prasowym NSDAP w Wolnym Mieście Gdańsku, ukazywał się też podczas okupacji niemieckiej. Pod swastyką na pierwszej stronie publikował teksty skrajnie antypolskie i antysemickie. W 2012 r. Wójtowicz polemizował z Muzeum II Wojny Światowej. W mediach społecznościowych swoją odpowiedź zatytułował Riposta na kłamstwa » Der Zweite Krieges Museum «" (zrobił błąd gramatyczny; powinno być: Des Zweiten Krieges"). Chłopakom nie dano się wykazać" Dziesięć lat temu, za pierwszych rządów PiS, Wójtowicz był pełnomocnikiem wojewody pomorskiego ds. Westerplatte. Już wtedy Sellin mówił, że partia mocno mu zaufała". Zbieżność poglądów widać do dziś. Przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi Sellin ogłosił, że MIIWŚ nie prezentuje polskiego punktu widzenia. Wzywał również do epolonizacji mediów", takich jak Dziennik Bałtycki". Wygląda też na to, że Sellin może akceptować rewelacje Wójtowicza na temat mjr. Sucharskiego. Gdyby pojawiły się przełomowe odkrycia naukowe, które korygują naszą dotychczasową wiedzę o obronie Westerplatte, wówczas należałoby zmienić treść narracji" - ocenił w jednym z wywiadów. To próba budowy politycznego mitu Westerplatte, w którym bohaterscy żołnierze gotowi byli zginąć za Ojczyznę, ale nie pozwolił na to zdrajca i tchórz, domniemany homoseksualista i syfilityk. Tego typu poglądy obowiązują w środowisku rekonstruktorów Wójtowicza. To grupa miłośników militariów, składająca się głównie z młodych mężczyzn, którzy nawet na co dzień chodzą ubrani w elementy mundurów wojskowych. Przejawy słabości nie są tam mile widziane. miejsc umocnionych - a takim było Westerplatte - nie schodzi się przed wyczerpaniem amunicji lub śmiercią ostatniego żołnierza. I dlatego ci żołnierze schodzili 7 września z Westerplatte z poczuciem niewykonanego zadania, a nie z otwartą przyłbicą. Westerplatte jest bitwą niewykorzystanych, przegranych szans. A było naprawdę o krok od polskich Termopil. Tym chłopakom nie dano się po prostu wykazać" - mówił Wójtowicz w wywiadzie w 2013 r. Historia była jednak bardziej skomplikowana: Westerplatte miało się bronić około 12 godzin, a walczyło aż siedem dni. Większość historyków twierdzi, że po niemieckim nalocie 2 września Sucharski zaczął przygotowania do kapitulacji, ale nie z tchórzostwa, lecz żeby oszczędzić życie żołnierzy. Wiedział, że nie otrzyma pomocy. Za dalszą walką opowiadał się zastępca Sucharskiego - kpt. Dąbrowski. Westerplatte w ruinie? - Celem Muzeum Westerplatte jest stworzenie ekspozycji stałej do 1 września 2019 r. i jest to zadanie najważniejsze - mówi Wójtowicz-Podhorski. - Obecnie znajdujemy się ciągle w punkcie wyjściowym i w estetyce Westerplatte stworzonej w latach 60. i 70. XX wieku, dodatkowo z krajobrazem z elementami kompozycyjnie i architektonicznie obcymi dla tamtejszego pejzażu, wprowadzonymi w 2009 r. Dr Janusz Marszalec protestuje: - Westerplatte nie jest w ruinie". Widzą to wszyscy odwiedzający półwysep. Istnieje wystawa plenerowa i ścieżka edukacyjna, zwiedzający otrzymują wiedzę potrzebną do zrozumienia historii Wojskowej Składnicy Tranzytowej i walk w 1939 r. Za krytyką estetyki z lat 60. i 70." kryje się coś jeszcze. We wrześniu 2015 r. Sławomir Cenckiewicz wysunął postulat zmiany Pomnika Obrońców Wybrzeża, będącego symbolem Westerplatte, w pomnik polskiego bohaterstwa". Przypomniał, że pomnik odsłonili w 1966 r. Wojciech Jaruzelski z Mieczysławem Moczarem, a centralne miejsce monumentu zdobią" bitwy pod Lenino i Studziankami, z napisem Chwała Wyzwolicielom". Na razie Wójtowicz pomnikiem się nie zajmuje. Zabiega o objęcie patronatem prac archeologicznych przez prezydenta Andrzeja Dudę i ministra obrony Antoniego Macierewicza. Przy muzeum powołał Centrum Rekonstruktorów, które ma otrzymać do dyspozycji m.in. sale wykładowe i strzelnicę. Raz w roku ok. 200 rekonstruktorów miało wcielać się w rolę obrońców Westerplatte. 1 września na Westerplatte ma się odbyć specjalna edycja Koncertu Niepodległości na Pomorzu". Wykonane zostaną m.in. pieśni Hej, chłopcy, bagnet na broń", O, mój rozmarynie", Wojenko, wojenko". Co dalej z MIIWŚ? Na początku sierpnia, po połączeniu muzeów, minister Gliński wskaże nowych szefów MIIWŚ. Obecnych jego resort krytykuje za niepolską narrację. Zmieniona zostanie zapewne także wystawa główna, która ma zostać otwarta wiosną 2017 r. Na zlecenie Ministerstwa Kultury historycy prof. Jan Żaryn i dr Piotr Niwiński oraz publicysta Piotr Semka napisali krytyczne recenzje powstającej wystawy. Zarzucili m.in. rozmywanie wydarzenia, jakim była II wojna, niedostateczne przedstawienie skali walki Polaków, pominięcie pozytywnych" stron wojny - hartowania charakterów". Autorzy projektu - dyrektor MIIWŚ prof. Paweł Machcewicz, dwaj jego zastępcy dr Piotr M. Majewski i dr Janusz Marszalec oraz profesor KUL Rafał Wnuk - ocenili recenzje jako stronnicze i nierzetelne, odnoszą się bowiem jedynie do programu wystawy, a nie do całości dokumentacji, którą dostarczyli do resortu kultury. Recenzje stanowią ponadto projekcję silnie zideologizowanych wyobrażeń ich autorów na temat wojny, mają natomiast niewiele wspólnego ze współczesną wiedzą historyczną na temat tego konfliktu. Z powyższych względów w całości odrzucamy zarzuty postawione przez Recenzentów" - podkreślili historycy z MIIWŚ. Ministerstwo odpowiedziało, że to ich zarzuty są nierzetelne". Jak czytamy w oświadczeniu resortu, muzeum miało osiem lat, by przygotować bardziej obszerny program. http://wyborcza.pl/1,75398,20447180,rekonstruktor-i-hejter-tuska-na-szefa-muzeum-w-gdansku.html#BoxGWImg -
Wojna na Ukrainie vol. 3
temat odpowiedział Czlowieksniegu → na kindzal → Historia najnowsza czyli zakręty historii po wojnie
Janusz- musi Ty o kimś innym myślisz i piszesz... Mój" podmiot liryczny ma tyle wspólnego ze zdrowym rozsądkiem, co świnia z lotami w kosmos. To raz. Dwa- mój" podmiot liryczny jest w stanie ogłosić, w ramach walki z Moskwą, wszystko i wszędzie. Nie oczekuj więc, że zauważy drobiazg" jakim jest dla niego kilkadziesiąt tysięcy ludzkich istnień. Trzy- nie wiemy, nie dowiemy się, nie warto nawet się nad tym zastanawiać. Chyba, że w ramach załamania rąk nad obsługą techniczną i poziomem zabezpieczeń. -
Wojna na Ukrainie vol. 3
temat odpowiedział Czlowieksniegu → na kindzal → Historia najnowsza czyli zakręty historii po wojnie
Balans... Już kilka razy pisałem, napiszę jeszcze raz... Ty się nie martw Ukrainą i jej stosunkiem do Wołynia... Ty się martw nową wersją historii prezentowaną przez aszych" polityków... Zwłaszcza, że ta wersja niekoniecznie jest zgodna z linią- i Partii, i Twoją... -
Muzeum II Wojny do przeróbki"
temat odpowiedział Czlowieksniegu → na Czlowieksniegu → Aktualności, newsy, wydarzenia
JACUŚ- czujesz się zahartowany, uszlachetniony i generalnie wersja 2.0? :-( -
Wojna na Ukrainie vol. 3
temat odpowiedział Czlowieksniegu → na kindzal → Historia najnowsza czyli zakręty historii po wojnie
balans (4274 / 62) 2016-07-04 20:54:11 Baaa.... Ciebie trzydzieści lat temu SB zapraszało, ale Ty z Krakowa... Ja, trzydzieści lat temu to się z ZOMO bratałem, ale widzisz- to ylko" Stolyca zDolnego Śląska :-) -
Wojna na Ukrainie vol. 3
temat odpowiedział Czlowieksniegu → na kindzal → Historia najnowsza czyli zakręty historii po wojnie
Balans- ja tam nie wiem, o kim Ty pomyślałeś, jako podmiocie lirycznym mojego wpisu... Dwa- widzisz, ja z różnych przekonań, staram się zawsze pamiętać o wierszu Niemöller'a... -
Wojna na Ukrainie vol. 3
temat odpowiedział Czlowieksniegu → na kindzal → Historia najnowsza czyli zakręty historii po wojnie
Balans- toż mamy też takiego naszego przaśnego duce... Tyle, że ma mniejszy pistolecik, nie kradnie na taką skalę, został rozegrany jak dziecko w piaskownicy... EOT -
Wojna na Ukrainie vol. 3
temat odpowiedział Czlowieksniegu → na kindzal → Historia najnowsza czyli zakręty historii po wojnie
Nie pisz, że wakacje masz... Z tego co wiem, nawet w przedszkolach zajęcia są. A tfu-rcy wątku nie podpuszczaj- wystarczający syf się czasami na O. robi :-(