Skocz do zawartości

kindzal

Użytkownik forum
  • Zawartość

    4 879
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Zawartość dodana przez kindzal

  1. Chodzi Ci zapewne o ten artykul : http://www.kurierbrzeski.com.pl/modules.php?module_name=articles&action=show_article&a_id=229 Wciąż niewyjaśniona pozostaje też potyczka UB ze zbrojnym oddziałem zbrojnego podziemia.- przynajmniej tak podaje to jeden z tajnych dokumentów SB. Nie wiadomo jednak, czy faktycznie doszło do walki między zbrojnym oddziałem a funkcjonariuszami UB, czy to była następna grupa przywieziona i tu to znaczy w Malerzowicach w pobliżu Łambinowic , 20 km od Grodkowa została wykonana na tych żołnierzach egzekucja. A może przewieziono ciała i żeby wszystko zgadzało się w statystykach podano że doszło do potyczki. Dokument ten nie musiał przecież podawać całej prawdy. W tym przypadku najważniejsza była propaganda i i esbecka statystyka ." Gdybyś dowiedzial się czegoś nowego, to liczę na to że podzielisz się tym z nami ? pozdr. kindzal
  2. Petek29, w poblizu Dworzyszcza faktycznie znajdują się resztki fundamentów po starym folwarku. Wedlug UBeckich sprawozdań to wlasnie w tej okolicy, w 1946 roku zostal zlikwidowany" oddzial agloby". Problem w tym, że nikt tam żadnego agloby" nie pamieta! Wcale bym się nie zdziwil jeśli by się okazalo, że żadnego oddzialu agloby" tam nie rozbito, tylko zlikwidowano jedną z grup żolnierzy Bartka", przedzierajacych się na zachód...
  3. Niedawno ukazala się książka pt.: Król podbeskidzia". http://www.poczytaj.pl/107679 Pozwolę sobie zamieścić tutaj wywiad z Tomaszem Greniuchem, autorem biografii kpt. Henryka Flame Bartka", dla pisma internetowego Młodzież Imperium. M.I. - Dlaczego spośród tak wielu partyzantów polskiego podziemia, związanego z Armią Krajową czy Narodowymi Siłami Zbrojnymi, wybrałeś właśnie kpt. Henryka Flame – „Bartka” – jako centralną postać swojej książki? T.G. - W maju 2004 roku, jako młodziutki student historii, uczestniczyłem w otwarciu wystawy Żołnierze Wyklęci – antykomunistyczne podziemnie zbrojne po roku 1944 na ziemiach polskich. Przeglądając z zainteresowaniem wystawę, mój wzrok przykuła zwłaszcza postać, młodego przystojnego mężczyzny. Wówczas nie miałem pojęcia kim jest patrząca na mnie ze zdjęcia osoba ale na tyle mnie zaintrygowała i zaciekawiła, że postanowiłem sobie w duchu bliższe zapoznanie się z jej historią. Naiwna ambicja zaprowadziła mnie do uniwersyteckiej czytelni w nadziei, że tam dowiem się kim jest enigmatyczny dla mnie partyzant Henryk Flame. Po wyjściu z czytelni czułem wielkie rozczarowanie i rozgoryczenie. Poza podstawowymi, wręcz encyklopedycznymi informacjami nic nie było wiadomo na temat dowódcy największego partyzanckiego zgrupowania na Śląsku. Wiedziałem o „Bartku” tyle co inni amatorzy słomianego zapału tym czasem chciałem wiedzieć o nim najwięcej, chciałem o nim wiedzieć wszystko. Moje pragnienie wiedzy i absolutną ciekawość spotęgowało jeszcze na domiar zdjęcie przedstawiające śmierć Flamego. Przerażająca sceneria martwego człowieka w kałuży krwi. Już nie tylko chciałem, ale pragnąłem dotrzeć do mrocznej i strasznej tajemnicy którą skrywało zdjęcie zabójstwa „Bartka”. W końcu biografię Henryka Flame „Bartka” wybrałem na temat pracy magisterskiej i dopiero kolejny promotor zaakceptował ten wybór, skazując mnie już na starcie niemal na porażkę. Tak to się zaczęło. M.I. - Jak przebiegało zbieranie materiałów do książki? Czy na Podbeskidziu wciąż żywa jest pamięć o „Bartku”? T.G. - Wszystkie materiały dotyczące Henryka Flame znajdują się na Górnym Śląsku a zwłaszcza w jego górskiej, północnej części, usytuowanej na Śląsku Cieszyńskim. Tam gdzie operowało zgrupowanie „Bartka”, skąd wywodził się on sam i jego żołnierze. Jest to kraina mrocznych, zalesionych gór i równie mrocznych miast i miasteczek rodem z filmów o Frankensteinie zwłaszcza za sprawą swojej secesyjnej, habsburskiej architektury ze strzelistymi wieżyczkami i wciąż posępną pogodą. Jest to wręcz baśniowa kraina, w której głównym bohaterem, niekoronowanym władcą był legendarny „Bartek”, a rycerzami byli leśni żołnierze, podwładni „Króla”. W takiej to scenerii i przeświadczeniu przyszło mi zbierać materiały. Wkroczyłem w złowieszczy świat legend o „Bartku”, w którym białe plamy łączą się z czarnymi historiami, a prawda z komunistyczną propagandą. Brnąłem w tym świecie do przodu dzięki prawdzie wydobywanej z artykułów, wzmianek w książkach a zwłaszcza dzięki archiwom Instytutu Pamięci Narodowej i rozmowom ze świadkami tamtych tragicznych dni, żołnierzami „Bartka”, jego znajomymi, rówieśnikami, antagonistami i wrogami z UB a także z rodziną. Katowice, Bielsko-Biała, Żywiec, Pszczyna, Cieszyn, Czechowice-Dziedzice, Wisła. Starałem się być wszędzie tam, gdzie „Bartek” zaznaczył swoją obecność. Zacząłem go tropić, podążać śladem „Bartka”, samotnego wilka kąsającego komunistów. Legenda o „Bartku” i jego leśnych żołnierzach jest wciąż żywa i wzbudza skrajne emocje wśród mieszkańców Śląska Cieszyńskiego, czego świadectwem są liczne spotkania dotyczące „Bartka” i wysoka na nich frekwencja, o burzliwych dyskusjach już nawet nie wspomnę. M.I. - Czy podczas zbierania informacji o „Bartku”, bądź też po wydaniu książki, spotkałeś się z jakimiś wrogimi reakcjami? Z jednej strony „Bartek” mocno dał się we znaki komunistycznym notablom wczesnej „Polski Ludowej”, z drugiej zaś twoja książka przedstawia nie tylko jego blaski, ale i pewne cienie, nie jest bezrefleksyjną hagiografią. Jak zatem zapatrują się na nią przeciwnicy i miłośnicy „podbeskidzkiego króla”? T.G. - Henryk Flame należał do tego typu ludzi, którzy swoją postawą, stanowczością a nade wszystko charyzmą potrafili związać ze sobą innych ludzi na życie i śmierć nie znosząc przy tym sprzeciwu. Należał do formatu ludzi o silnym i twardym charakterze a przy tym miał brutalne i szorstkie, prawdziwie męskie obejście z innymi. Był urodzonym liderem. Takich ludzi na przestrzeni wieków było niewielu, ale wszyscy zaznaczyli wyraźnie swoją obecność na kartach historii, będąc wielkimi zwycięzcami bądź wielkimi przegranymi, innego przeznaczenia niestety nie przewiduje dla nich fortuna. Ludzi takich kocha się albo nienawidzi, obojętny stosunek do nich nie istnieje. I ludzi z takim właśnie stosunkiem do „Bartka” spotkałem kompletując materiały na jego temat. Zacznę od tych pierwszych. Najbliższa rodzina, sędziwi podkomendni, a także rodziny partyzantów kochają „Bartka”, jest on dla nich uniwersalnym wzorem wszelkich cnót i za wszelką cenę bronią jego wyidealizowanej legendy, legendy Króla Podbeskidzia. Ludzie Ci, w większości doświadczeni przez terror komuny, sprawiają wrażenie nieufnych, zamkniętych w sobie, tak jakby przysięga na wierność Bogu i NSZ składana przed 50 laty nadal ich obowiązywała i skłaniała do milczenia. Na zachodzące zmiany, otwarcie archiwów, powstanie IPN, na niczym nie skrępowane badania historyków, jednym słowem na rodzącą się wolność patrzą nieufnie i bez przekonania, tworząc jak gdyby zamknięty krąg ludzi dotkniętych represjami komunizmu, do których dopuszczają jedynie ludzi sprawdzonych i godnych zaufania. Po wielu miesiącach starań graniczących z namolnością udało mi się dotrzeć do tych ludzi i w pełni poznać prawdę o Henryku Flame. Dziś Ci, którzy oczekiwali ode mnie napisania hagiografii „Bartka”, czują się zapewne zawiedzeni a wręcz oszukani, że w jakimś stopniu odbrązowiłem pomnik „Bartka”, który wznosi się w ich marzeniach i umysłach. Żałują zapewne decyzji dopuszczenia do swych tajemnic młodego, nieznanego im bliżej historyka. Generalnie jednak w kręgach entuzjastów „Bartka” ja sam jak i moja książka zostaliśmy przyjęci z pełnym entuzjazmem i szczerą radością. W końcu po pół wieku kłamstw i oszczerstw, książka „Król Podbeskidzia” dała tym ludziom pocieszenie i nadzieję, że wartości o które walczyli zwyciężyły w wymiarze duchowym. Spotkanie z drugą stroną barykady było dla mnie o wiele mniej przyjemne. Byli ubecy tworzą całkowicie hermetyczne środowisko, a w ich imieniu wypowiedzieli się już komunistyczni propagandyści z tytułami naukowymi pokroju Kantyki, dla których „Bartek” był słusznie zabitym bandytą z nazistowskim rodowodem. Nawet w czasie oficjalnych śledztw prowadzonych przez prokuratorów z IPN a dotyczących ubeckiego terroru zasłaniają się utratą pamięci lub po prostu milczą, mając za nic prawo III RP. Ubecy walczący z „Bartkiem”, aktywnie wprowadzający tzw. „Władzę Ludową”, to zatwardziali, starzy komuniści jeszcze z czasów specjalnych szkoleń w ZSRR i współpracy z NKWD. To ludzie mający rzeczywiście krew na rękach i dziesiątki istnień na sumieniu. Oni nigdy nie czuli skruchy i pokory w obliczu wydobywanej prawdy. Wręcz przeciwnie. Już na etapie zbierania materiałów o „Bartku” docierały do mnie sygnały żebym zostawił ten temat, żebym nie oczerniał ludzi i nie wyciągał niewygodnej przeszłości. Straszono mnie nawet sądem w przypadku gdy zniesławię pewne osoby, faktycznych inspiratorów zabójstwa Henryka Flame (jeśli ktoś nie wie o kim mowa to zapraszam do lektury książki). Ostatecznie, po ukazaniu się książki ich ujadanie umilkło. M.I. - Jak doszło do współpracy z Wydawnictwem ANTYK Marka Derewieckiego? T.G. - Na początku, jeszcze na etapie pracy magisterskiej, o wydaniu książki rozmawiałem z „Rekonkwistą”, która skłonna była wydać moją pozycję, jednak prozaiczny brak funduszy zakończył ją. Dalsze moje poszukiwania wydawnictwa spełzły na niczym. Po prostu żadne inne wydawnictwo nie chciało wejść ze mną we współpracę i zaryzykować „wypuszczenia” na rynek kontrowersyjnej dla nich książki w dodatku nieznanego im historyka o kontrowersyjnych poglądach. Natomiast życzliwi i pomocni ludzie skontaktowali mnie z wydawnictwem ANTYK, pan Marek okazał się człowiekiem godnym zaufania i wszystkim się zajął, od sponsorów po dystrybucję, a na koniec dodał nawet, że mu się to „opłaca”. Ostatecznie poza wydawnictwem ANTYK, jak wyżej napisałem, nie miałem dużego wyboru wśród chętnych do współpracy wydawnictw. M.I. - Czy to prawda, że planowane jest drugie, poprawione wydanie „Króla Podbeskidzia” ? Czym ma się ono różnić od pierwszego? T.G. - To prawda, docierały do mnie takie sygnały od wydawcy, zresztą sam jestem gorącym zwolennikiem tego posunięcia. Po pierwsze mam nadzieję, że nakład jest już na wyczerpaniu (docelowo 5000 egz. do roku 2012), a po drugie po wydaniu książki zgłaszają się do mnie czytelnicy, partyzanci lub ich rodziny, z nowymi rewelacjami, wiadomościami i faktami dotyczącymi „Bartka”, także w celu skorygowania błędów lub niejasności znajdujących się w pozycji, które w skrajnym przypadku boleśnie dotknęły najbliższych Flamego. A czym miało by się ono różnić od pierwszego? Przede wszystkim zawarciem, oczywiście po krytycznym skonfrontowaniu z innymi materiałami, tych wszystkich nowych wiadomości i informacji na temat życia „Bartka”, a w pierwszej kolejności zmiany dotyczyłyby zlikwidowania i skorygowania wszelkich pomyłek i niedomówień. M.I. - Czy sądzisz, że postacią Henryka Flame – lub postaciami innych polskich żołnierzy antykomunistycznych – da się na dłuższą metę zainteresować jakąś część polskiej młodzieży? Czy istnieje jeszcze szansa, by takie osoby stały się powszechnymi wzorcami, czy też przełamanie monopolu płytkiej popkultury na kształtowanie świadomości społeczeństwa jest niemożliwe w obecnych realiach? T.G. - Oczywiście, że mamy szansę a nawet obowiązek przełamać ten monopol. W końcu, jak sam stwierdziłeś, te wszystkie popkulturki kształtują społeczeństwo a w szczególności młodych ludzi. Młodzież ucieka dziś w świat fantazji i fikcji. Te wszystkie pokemony, Harry Pottery i wszelkie inne baśniowe i nierealne stwory. Wielki sukces trylogii Tolkiena. Wszystko to świadczy o tym, że młodzież nie potrafiąc znaleźć sobie autorytetów, wzorów do naśladowania, wreszcie idoli i bohaterów w realnym świecie, w realnej historii, ucieka w świat legend i baśni wykreowanych i wygenerowanych przez film czy grę komputerową. Ta cała fascynacja super-bohaterami pokroju Batmana czy Harry Pottera, to tak naprawdę tęsknota za postacią czystą i honorową, a jednocześnie bohaterską i niezłomną. To tęsknota za krystalicznym dobrem tryumfującym nad mrocznym złem. To nie jest tak, że dziś młodzi ludzie, za sprawą płytkich, nijakich i beznamiętnych postaw wtłaczanych nam przez wszelkie media nie tęsknią za postawami konkretnymi i silnymi. Należy jedynie ukierunkować te tęsknoty, przedstawić konkretne postawy w konkretnym życiu, w przeciwnym razie młodzież nadal będzie szukać w świecie fikcji i fantazji. Zespół Lao Che swoją płytą „Powstanie Warszawskie” pokazał że prawdziwymi herosami byli młodzi warszawiacy walczący z okupantem, pokazali, że nasza historia może być też „cool” i odnieśli sukces. Dziś dopiero odkrywana jest prawda i historia tzw. Żołnierzy Wyklętych, ludzi walczących z komunistyczną okupacją po roku 1944. Powstaje dziesiątki publikacji na ten temat, powstała gra karciana pt. Żołnierze Wyklęci, wreszcie stacja TVN we współpracy z Discovery Historia kręci serię fabularyzowanych filmów pod wspólnym tytułem Żołnierze Wyklęci, a każdy odcinek ma opowiadać o losach konkretnego dowódcy podziemia antykomunistycznego. Czyż wielki kinowy przebój „300” opowiadający o heroicznej walce garstki Spartan z ogromną armią perską to w rzeczywistości nie odbicie losów Żołnierzy Wyklętych? Szwedzki zespół Sabaton odnosi dziś sukcesy na scenie muzycznej opowiadając identyczną historię, fascynując się, że w walce przypadało 40 Niemców na jednego Polaka. Heroizm jest dziś w cenie. W walkach komunistów z partyzantką antykomunistyczną stosunek sił przedstawiał się nierzadko grubo powyżej 40 do 1, a mimo to partyzanci zwyciężali. To jest dopiero heroizm! Zdzisław Broński ps. „Uskok” otoczony w prowizorycznym bunkrze przez 300-osobową obławę MO, UB i KBW, nie widząc szansy ucieczki rozerwał się granatem. 17-sto letnia Danuta Siedzikówna, sanitariuszka z legendarnej V Brygady Wileńskiej, Brygady Śmierci, jak nazywali ją komuniści, równie legendarnego Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki” w chwili rozstrzelania krzyknęła „Niech żyje Polska!”, Hieronim Dekutowski „Zapora” w chwili śmierci, pomimo tego, że miał tylko 30 lat, wyglądał jak starzec z siwymi włosami, wybitymi zębami, połamanymi rękami, nosem i żebrami oraz zerwanymi paznokciami. Jego ostatnie słowa brzmiały: Przyjdzie wyzwolenie", czy wreszcie praktycznie nieznany Józef Rauer „Bajan” jeden z bohaterów „Króla Podbeskidzia”, zaledwie 18-letni chłopak, dowódca oddziału partyzanckiego w zgrupowaniu „Bartka”, werbowany przez komunistów w nadziei, że zdradzi swojego dowódcę, nigdy tego nie zrobił. Zginał w płomieniach z całym swoim kilkuosobowym oddziałem (w tym dwie kobiety) w domu podpalonym przez komunistów, osaczony przez siedmiokrotnie liczniejszą obławę MO-UB. Czy komunistyczni oprawcy, ubecki terror i ich kazamaty nie jawią się jako odwieczne zło? Czy sceneria ciemnych lasów i dzikich gór nie jawi się jako mroczna i gotycka. Czy nareszcie super-herosami, dla których honor jest najważniejszą sprawą nie są wyżej przedstawieni partyzanci? Moim zdaniem fenomen Żołnierzy Wyklętych przyćmiewa wszystkich Wiedźminów, Spartan i innych bajkowych stworków, mogąc ich z powodzeniem zastąpić stając się konkretną alternatywą dla, jak kolega wspomniał, płytkiej popkultury. M.I. - W którą stronę będą zmierzać dalsze twoje badania historyczne? Czy planujesz kolejne książki lub inne prace naukowe? T.G. - Szczerze mówiąc zafascynował mnie fenomen Żołnierzy Wyklętych. Wciąż zbieram nowe materiały, fakty i wiadomości na temat życia Henryka Flame w nadziei, że uda się „wypuścić” na rynek kolejne, poprawione wydanie „Króla Podbeskidzia”. Jednocześnie tworzę i koordynuję projekt Żołnierze Wyklętej Armii. Jest to projekt naukowo-badawczy mający na celu biograficzne udokumentowanie wszystkich żołnierzy i współpracowników zgrupowania „Bartka”. W ten sposób, póki co, udokumentowanych mam około 60 nazwisk, w większości są to niestety wiadomości szczątkowe, encyklopedyczne. Wciąż docieram do ludzi, krewnych i rodzin partyzantów, którzy mogą posiadać wiedzę o swoich bliskich walczących w antykomunistycznej partyzantce. Ku mojej radości wielu z nich podejmuje ze mną aktywną współpracę. Wnukowie partyzantów na własną rękę szukają wiadomości, informacji na temat swoich dziadków czy krewnych, inni mnie dopingują. Są dumni że przywracam im pamięć o niezłomnych czynach ich bliskich, czynach które jeszcze do niedawna zbywali wstydliwym milczeniem. Planuję również, by finalną formą prac nad projektem była bogato udokumentowana publikacja w formie albumu, wydana pod identyczną nazwą jaką nosi sam projekt. Poza tym przygotowuję się do rozpoczęcia studiów doktoranckich na KUL-u, tematem rozprawy końcowej czyniąc monografię zgrupowania „Bartka”. Pozdr. kindzal
  4. I jeszcze zdjęcie z lotu ptaka (wykonane przez kol. jack61):
  5. Nieśmiertelniki (nie moje): http://www.odkrywca-online.com/forum_pics/picsforum22/uska_455.jpg http://www.odkrywca-online.com/forum_pics/picsforum22/uska_453.jpg
  6. Na plycie lotniska miejscowa mlodzież urządza sobie rajdy i naukę jazdy :))
  7. Basen. Jeszcze w latach '60 byl pelen broni oraz innego oporządzenia wojskowego. Do dzisiaj pojawiają sie tu poszukiwacze wylawiający resztki tego sprzętu, za pomocą magnesów...
  8. Zniszczone i zalane wodą budynki:
  9. Jeśli się pojawią nowe wieści, to z pewnością będę na bierząco informowal o tym. Temat lotniska w Starym Grodkowie byl już kilkakrotnie poruszany na lamach Odkrywcy", ostatnio w pazdziernikowym numerze. Ciekawym tropem w sprawie jest fakt, ze w 1946 roku Sowieci wysadzili część zabudowy lotniska, po czym opuścili ten teren... Fakt ten pokrywa się z UBeckimi raportami mówiącymi o wysadzeniu czlonków oddzialu Bartka" (po upojeniu alkoholem) w powietrze ! Dlatego należalo by moim zdaniem dokladnie spenetrować wszystkie wysadzone budynki. Sam kilkakrotnie zapuszczalem się w te ruiny, ale na dzień dzisiejszy niema możliwości zejścia zbyt daleko (ze względu na zawalenie). Posiadam również informacje, że w latach '90 pewna grupa poszukiwaczy z Wroclawia zapuścila się dośc daleko w podziemiach i nawet starala się wypompować zalane kondygnacje, bez powodzenia... Poniżej trochę zdjęć.
  10. Runo leśne zakrywało ślady ofiar wojny przez dziesiątki lat. Na miejscu pochówku, poukładano z kamieni nagrobki. Dawniej stały tam też krzyże, do których przybito tabliczki identyfikacyjne. - Tutaj stało ze 20 takich krzyży. Niektóre miały przybite po dwie lub trzy tabliczki. Ten cmentarz mógł mieć z 10 na 5 metrów - opowiada Franciszek Solak, który wskazał to miejsce prokuratorowi z IPN. - Ludzie stawiali tu znicze. Jak po wojnie tu chodziłem gdy byłem mały, to jeszcze wszystko stało. Ale już od pięćdziesięciu lat nic nie ma, to się poprzewracało. W minionym tygodniu, prokurator z IPN przeszukiwał okolice poniemieckiego lotniska w Starym Grodkowie. Właśnie wtedy natrafił na cmentarzyk w lesie. Dzisiaj jednak nie sposób określić kogo skrywa ziemia. Najprawdopodobniej mogą to być jeńcy wojenni. Wskazuje na to tabliczka identyfikacyjna. W pracy wykorzystywano wykrywacze metalu. Kopać w ziemi pomagali saperzy z Gliwic. Wiercąc w ziemi świdrem geologicznym udało się natknąć na kości. http://opole.naszemiasto.pl/wydarzenia/917766.html Katowicki IPN poszukuje świadków, którzy mogą coś wiedzieć o wydarzeniach z września 1946 r. lub znają miejsce pochówku żołnierzy Bartka". Jak udało się ustalić jedno z miejsc pochówku leży w okolicy 10-15 kilometrów od poniemieckiego lotniska w Starym Grodkowie. IPN w szczególności szuka miejsca, w którym mógł stać dom z klinkierowej cegły, przykryty czerwoną dachówką, z wysokim parterem, na który prowadziły kręcone metalowe schody z balustradą. Przed domem miał być klomb. Świadkowie mogą się kontaktować z IPN w Katowicach, albo naszą redakcją.
  11. W końcu są jakieś efekty poszukiwań: Czyje szczątki skrywa las pod Starym Grodkowem Nie wiem kto tu może spoczywać - mówi mieszkający w pobliżu Franciszek Solak. - Nawet nie wiem, czy oni zostali zabici czy zmarli w trakcie pracy. Naturalne skojarzenie nakazuje podejrzewać, że w odnalezionych grobach mogą spoczywać jeńcy z obozu w Łambinowicach. Nie musi to być jednak dobry trop. Sceptycznie wobec tej wersji nastawiony jest Edmund Nowak, dyrektor Centralnego Muzeum Jeńców Wojennych w Opolu-Łambinowicach. - Jestem zainteresowany wyjaśnieniem tej sytuacji, ale na razie nie przesądzałbym nawet, że to są jeńcy - powiedział Gazecie Opolskiej". - Tą blaszkę trzeba najpierw zbadać. Różne obozy miały różne blaszki. Blaszki identyfikacyjne jeńców z Łambinowic mają napisy Stalag 8 B" lub 344" lub też 8F318" (takie numery mieli jeńcy radzieccy)... Na znalezionej blaszce jest cyfra 3", a pod nim numer jeńca. Trójkę" - jak informuje Edmund Nowak - miał np. obóz w Żaganiu. Wiosną trzeba będzie dokonać ekshumacji. Wówczas najprawdopodobniej zostaną odnalezione kolejne tabliczki. Na ich podstawie być może uda się ustalić kim są spoczywające tam osoby. Następnie szczątki będzie można przenieść na odpowiedni cmentarz. Jeśli okaże się, że są to żołnierze Wehrmachtu, to trafią oni na nekropolię pod Wrocławiem. Dyrektor Nowak zaznacza, że w tych okolicach wielu więźniów było zatrudnianych do budowy autostrady. - Za mojej kadencji nie spotkałem się z tym by poza cmentarzem, w jednym miejscu pochowano tylu jeńców - powiedział nam Edmund Nowak. - Zazwyczaj są to pojedyncze groby. Prokurator Piotr Nalepa w trakcie poszukiwań partyzantów z oddziału Bartka" natrafił na kości ofiar wojny, choć nie są to szczątki tych, których szukał. Nie traci jednak nadziei, że znajdzie masowe mogiły żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych z Żywiecczyzny. We wrześniu 1946 r., w kilku turach, ok. 180 młodych mężczyzn przewieziono na Opolszczyznę. Część z nich zginęła w miejscowości Barut na granicy województw opolskiego i śląskiego. Kilka mogił najprawdopodobniej znajduje się w okolicach poniemieckiego lotniska w Starym Grodkowie i koło Łambinowic. W jednym z tych miejsc partyzanci mieli zostać upojeni wódką, do której wstrzyknięto środek odurzający. Później zostali rozbrojeni, rozebrani i zamordowani. Akcję organizowało UB, a zabójstwa mieli dokonać NKWD. Ciała wrzucono do grobu. Razem z nimi spoczęły tam nieśmiertelniki niemieckich żołnierzy (by uniemożliwić ich identyfikację). Na początku lat dziewięćdziesiątych, przełamał się były funkcjonariusz UB (który asystował przy mordzie) i opowiedział o wszystkim. Teraz IPN próbuje znaleźć miejsca, które wskazał przed śmiercią funkcjonariusz. Prokurator Piotr Nalepa nie traci jednak nadziei i będzie szukał dalej. http://www.polskatimes.pl/gazetaopolska/stronaglowna/57756,czyje-szczatki-skrywa-las-pod-starym-grodkowem,id,t.html
  12. Wierzbie: Szukali mogił partyzantów Bartka" 02.06.2008 Koparka i żołnierze w czwartek i piątek rozkopali podwórze Stanisława Beera z Wierzbia pod Łambinowicami. Szukali masowej mogiły kilkunastu żołnierzy z oddziału Bartka". Partyzanci, którzy walczyli w okolicach Żywca, podstępem zostali wywiezieni przez UB na Opolszczyznę i tu wymordowani. Ich grobów poszukuje katowicki Instytut Pamięci Narodowej, który prowadzi śledztwo w sprawie komunistycznej zbrodni. W 1946 r. zaginęło bez wieści co najmniej 167 partyzantów Bartka". Wywożono ich w kilku transportach. Jeden trafił do Barutu na granicy województw śląskiego i opolskiego. Inny właśnie do Wierzbia. Dlaczego szukano akurat na posesji Stanisława Beera? - Właściciel posesji, w latach siedemdziesiątych, kopiąc dół na wapno, natrafił na kości ludzkie - powiedział nam Piotr Nalepa, prokurator z IPN. - Te zeznania mają swoje potwierdzenia w relacji starszej mieszkanki Wierzbia, która w 1946 roku, widziała kilkunastu ukrywających się tu żołnierzy. O samej akcji jednak nic nie wie. By za komuny zbudować dom, najpierw trzeba było zgromadzić materiały - Stanisław Beer z Wierzbia opowiada historię sprzed lat. - Przywiozłem piasek, żwir. Musiałem też wykopać dół na wapno. To był początek lat siedemdziesiątych. Gdy Stanisław Beer zaczął kopać, jakieś 30 metrów od domu, który wówczas budował, a w którym dziś mieszka, natknął się na kości. - Nie miałem wątpliwości, że to ludzkie szczątki. Piszczele, kości udowe. Nie było tylko czaszek, ani kręgosłupów - opowiada. Kości odłożył na stertę. Zgłosił sprawę milicji, ale nikt się nie zainteresował, tak jakby ówczesnym władzom znalezisko było bardzo nie na rękę. Beer rozmawiał ze starszymi mieszkańcami Wierzbia. Dziś nie ma wątpliwości, że wiedzieli co to za szczątki i jaka jest ich historia. Jedni radzili: ostaw to, niech spoczywają w pokoju". Inni mówili: To swoi swoich wymordowali". Nikt nie był skory do rozmów, ani do zajęcia się sprawą. Beer w końcu rozwiózł kości i ziemię z wykopanego dołu po okolicznych polach. W miejscu gdzie je znalazł posadził krzew. Ku pamięci. Właśnie ten skrawek ziemi rozkopali w ubiegłym tygodniu żołnierze i koparka. Mimo przerzucenia ton piachu, i wdarcia się na głębokość 2,5 metra niczego nie znaleziono. Ani jednej kostki, ani jednej czaszki. - Widocznie musimy szukać głębiej. To jeszcze nie koniec naszych poszukiwań. Musimy tu wrócić - zapowiada Piotr Nalepa z IPN. Zaraz po wojnie, w 1946 r., w Wierzbiu stacjonowało nie tylko UB, ale także radzieckie NKWD. Waleria Gouda miała 11 lat. Pamięta jak pewnego dnia widziała kilkunastu mężczyzn idących drogą. - Różnie byli ubrani, a jeden to był tylko w spodniach - opowiada. - Weszli do jednego budynku, ale drewniane schody się zawaliły. Pobiegli do następnego, po drugiej stronie drogi. Ten budynek stoi do dziś, na podwórzu Stanisława Beera. Mieli wejść na strych. Co się stało później? Szczegóły nie są znane. Kilkunastu partyzantów z oddziału Henryka Flamego ps. Bartek" UB i NKWD miało rozstrzelać kilka metrów dalej, za szklarnią. Ich ciała spoczęły w ziemi. Uratował się tylko jeden, najmłodszy, 17-latek. - Został na strychu. Przykrył się matami słomianymi. Siedział tam z dwa-trzy dni, aż wszystko ucichło - opowiada historię pan Stanisław. - Te maty miałem na strychu długo, jeszcze w latach osiemdziesiątych. Młody partyzant poszedł na piechotę w okolice Baraniej Góry, gdzie operował Bartek". Szedł dwa tygodnie. Opowiedział o wszystkim. To położyło kres wywózce wojaków. Wcześniej, w pięciu-sześciu transportach, na Opolszczyznę wywieziono i zlikwidowano" co najmniej 167 mężczyzn nie zgadzających się na wprowadzenie w Polsce komunizmu. Uciekinier" uratował w ten sposób życie reszty żołnierzy z 350-osobowego zgrupowania Bartka" (zwanego także Królem Podbeskidzia"). Właz na strych (na zdjęciu) istnieje do dziś. Nie wiadomo jednak na pewno czy właśnie tu ukrył się młody partyzant. IPN zna jeszcze kilka wersji cudownego ocalenia jedynego żołnierza, który uszedł z życiem z ubeckiej zasadzki. Inny transport z partyzantami trafił do Barutu. Żołnierzy umieszczono w budynku, który nad ranem wysadzono w powietrze. Wszyscy zginęli. Ich szczątków szukano już wielokrotnie. Bez skutku. Najprawdopodobniej strzępy ciał i mundurów, które zostały po wybuchu spalono. Po kilku latach resztki, których nie strawił ogień wywieziono w inne miejsce. Ziemia nadal skrywa tajemnicę. Maciej T. Nowak - POLSKA Gazeta Opolska http://opole.naszemiasto.pl/wydarzenia/859617.html
  13. Senator Janina Fetlińska wygłosiła nastepujace oswiadczenie: Swoje oświadczenie kieruję do prezesa IPN, pana doktora Janusza Kurtyki. W dramatycznej historii II wojny światowej ciągle jest wiele nieodkrytych lub zaniedbanych miejsc kaźni Polaków w granicach obecnej Rzeczypospolitej. Jednym z nich, jak pisze Józef Harbat z Krosna w Naszym Dzienniku" z 4 sierpnia, jest miejsce zbrodni dokonanej przez UB i NKWD, w sposób przypominający mord żołnierzy w Katyniu lub mord Żydów w Jedwabnem, w pobliżu wsi Barut, gmina Jemielnica, powiat Strzelce Opolskie, na uroczysku Hubertus. We wrześniu 1946 r. UB i NKWD zamordowało około dwustu partyzantów działających w Polsce po roku 1945, byli to akowcy i członkowie NSZ, a także ochotnicy powracający z armii generała Andersa i generała Maczka. Młodych patriotów przewieziono w sześciu ciężarówkach do stodoły na terenie uroczyska Hubertus. Stodołę oblano benzyną i wysadzono granatami. Rannych dobijano strzałami w głowę lub bagnetami. Na tej polanie śmierci postawiono krzyż partyzancki, a w każdą ostatnią sobotę września odbywają się msze święte polowe w intencji ojczyzny i pomordowanych żołnierzy. Biorą w niej udział miejscowe władze, znikome jest zainteresowanie władz spoza regionu. W 2005 r. nie przyjechała nawet kompania Wojska Polskiego. Od 1989 r. miejsce to jest nazywane śląskim Katyniem. Historia ta nie jest znana poza powiatem strzeleckim, nie ma o niej wzmianki w podręcznikach szkolnych, nie znają jej nauczyciele historii. Przez piętnaście lat wolnej Polski nie ustalono sprawców mordu w Barucie. Nie mówi się o tym w mediach, nikt nie zabiega o wyjaśnienie tej historii. Dlatego za Józefem Habratem z Krosna zapytuję: jaki jest stan badań nad wyjaśnieniem tej tragedii najlepszych synów naszego narodu? Dlaczego dotąd nie wyjaśniono tej sprawy dotyczącej naszych rodaków, podczas gdy dokłada się starań w celu wyjaśnienia mordów dotyczących innych narodów? Dlaczego nie ukarano zbrodniarzy, jeśli jeszcze żyją? Czy nadal będziemy rozliczać ofiary systemu komunistycznego, a milczeć będziemy wobec zbrodniarzy?
  14. Tą miną ubecy mogli wysadzić Hubertusa. Fragment miny znaleziono wczoraj w Barucie. Piotr Nalepa, prokurator z katowickiego IPN, przy pomocy patrolu saperskiego, poszukiwał śladów, które pomogą odpowiedzieć na pytanie czy we wrześniu 1946 r. wymordowano tam kilkudziesięciu żołnierzy z partyzanckiego zgrupowania Bartka". http://opole.naszemiasto.pl/wydarzenia/850908.html
  15. http://opolskie.naszemiasto.pl/wydarzenia/790191.html Zagadka Baruta nadal nie odkryta dziś Żadnego guzika, kości czy sprzączki od żołnierskiego paska nie udało się wczoraj znaleźć na polanie Hubertus koło Barutu. Nie wykopano niczego co pomogłoby w zlokalizowaniu miejsca pochówku partyzantów z oddziału Bartka", wymordowanych przez UB w bestialski sposób we wrześniu 1946 roku. Poszukiwania za pomocą świdra geologicznego prowadził Piotr Nalepa, prokurator IPN oraz Dominik Abgałowicz, archeolog z Muzeum Śląskiego w Katowicach. Swoje badania prowadzili w miejscach wskazanych przez georadar. We wrześniu br., ekipa Adama Sikorskiego z TVP3 Lublin, namierzyła wykop, ok. 30 metrów od polany Hubertus, w którym mogłyby być pochowane szczątki zabitych żółnierzy Narodowych Sił Zbrojnych. Świdrem dokonywano odwiertów i dokładnie, centymetr po centymetrze, szpachelką przeglądano wydobytą ziemię. - Ile takich dziur już w tej sprawie wykopaliśmy, na razie bez efektu - mówił prokurator Piotr Nalepa. - Nic nie wskazuje na to by w tym miejscu był wcześniej wykopywany dół - mówił dr Dominik Abałowicz. Mimo niepowodzenia naukowcy nie poddają się. Obiecują, że wiosną wznowią poszukiwania. Nie tylko w Barucie, ale także w innych miejscach na Opolszczyźnie, gdzie mogą spoczywać żołnierze Bartka". Po godzinie poszukiwań w lesie koło Barutu, do wiercących w ziemi prokuratora IPN Piotra Nalepy i archeologa Dominika Abałowicza, podszedł Józef Broll i powiedział: - Panowie nie tędy droga. Wśród grupy osób obserwujących prace zapadła cisza. - To jest po drugiej stronie polany. Miałem wtedy 11 lat i to widziałem - kontynuował mieszkaniec Barutu. We wrześniu 1946 r., na polankę Hubertus podjechało kilka ciężarówek z partyzantami. Umieszczono ich w stojącej tam leśniczówce. Budynek wysadzono. Szczątki żołnierzy, ich mundury siła wybuchu rozrzuciła po okolicznych drzewach. - Najpierw był wielki huk, a później przez pół godziny było słychać karabiny CKM - opowiadał pan Józef. Z jego relacji wynika, że ubecy wykopali dół, do którego powrzucali szczątki partyzantów . Tylko, że był on z drugiej strony polany, nie z tej gdzie prowadzono poszukiwania. - Później zrobili tam wielki ogień. Tam musi być choćby spalenizna- ciągnął pan Józef. - Wybuch był w poniedziałek rano, ale teren przez tydzień obstawiało wojsko. Mogliśmy tam pójść dopiero w następną niedzielę. Prokurator Piotr Nalepa zabrał go na drugą stronę polany. Tam mieszkaniec Barutu narysował na śniegu miejsce, w którym według jego pamięci miał się mieścić dół. - Chodziliśmy w to miejsce przez lata i kładliśmy kwiaty - relacjonował pan Józef. - Kazał mi ojciec, jakbym tego nie zrobił, to bym dostał lanie. W 1991 r., w trakcie pierwszego śledztwa dotyczącego tragedii oddziału Bartka" Józef Broll był przesłuchiwany, ale nic nie powiedział. - Bałem się - uzasadnia. Poszukiwania mogiły żołnierzy Bartka" trwają już od kilkunastu lat. Sprawa jest zagadkowa. Wiele relacji świadków potwierdza wydarzenia z września 1946 r. Pewne jest, że ok. 200 partyzantów zaginęło w tamtym czasie bez wieści. Z Żywiecczyzny, gdzie operowali wyjechali walczyć na ziemie zachodnie i tam słuch o nich zaginął. Polanę koło Barutu przekopano już raz na początku lat dziewięćdziesiątych, ale niczego nie znaleziono. Istnieje hipoteza mówiąca o tym, że kilka lat po mordzie, UB wróciło na miejsce zbrodni i wykopało pozostałości po szczątkach i gdzieś wywiozło. Taka wersja tłumaczyłaby, dlaczego nie można znaleźć żadnych szczątków. Są to jednak przypuszczenia, bo nie ma żadnych dowodów, ani relacji świadków, którzy widzieliby ciężarówki wywożące pozostałości z Hubertusa. Prokurator Piotr Nalepa nie poddaje się jednak i zapowiada, że będzie szukał do skutku. Tragedia oddziału Bartka" Po wojnie, na Podbeskidziu działał 300 osobowy oddział Narodowych Sił Zbrojnych, którym dowodził Henryk Flame ps. Bartek". W 1946 r., UB wprowadziło w szeregi partyzantów kilku swoich agentów, m.in. Henryka Wendrowskiego ps. Lawina". Ich zadaniem było zorganizowanie przerzutu najpierw na ziemie zachodnie. Akcję rzekomo miało organizować kierownictwo NSZ, a w rzeczywistości kierowało nią UB. Transportów w sumie mogło być pięć. Wywieziono w sumie ok. 200 żołnierzy. Wszyscy zginęli. Na Opolszczyźnie jest kilka miejsc pochówku partyzantów, m.in. w okolicach Grodkowa. Poszukuje ich IPN. Problem z ujawnieniem prawdy wynika m.in. z powodu zniszczenia dokumentacji na temat akcji. Odnalezione papiery kończą się na 28 sierpnia 1946 r., czyli na miesiąc przed mordem w Barucie.
  16. http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,4680794.html
  17. A to bylo w NTO : http://www.nto.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20071116/AKTUALNOSCI/71116028 Barut > Archelodzy szukali grobu 'grupy Bartka' Prokurator z Instytutu Pamięci Narodowej i archeolog szukali dziś (16 listopada) w Barucie szczątków żołnierzy legendarnej grupy Bartka”. Niestety podczas trzygodzinnych badań nie udało się nic znaleźć. Zapowiadają, że wrócą do Baruta wiosną. (fot. Daniel Polak) - Robimy to świdrem geologicznym - wyjaśnia Dominik Abgałowicz, kierownik Działu Archeologii Muzeum Śląskiego w Katowicach. Naukowiec zrobił kilkadziesiąt odwiertów. Spod ziemi wyciągał kawałki ziemi z różnych głębokości. Niestety podczas trzygodzinnych badań nie udało się nic znaleźć. - Szukaliśmy ludzkich szczątków, a także fragmentów mundurów wojskowych. Czegokolwiek, co potwierdzałoby, że w 1946 roku zamordowano tu polskich żołnierzy. Wraz z nim na polanie pod wsią Barut (gmina Jemielnica) śladów mordu szukał Piotr Nalepa, prokurator z katowickiego oddziału Instytu Pamięci Narodowej. - Dziś poszukiwania okazały się bezowocne, ale wrócimy tutaj wiosną przyszłego roku - zapewnia Nalepa. - Na pewno nie odpuścimy tego śledztwa. Pomóc w szukania szczątków żołnierzy miały zrobione niedawno badania georadarem, a także wskazówka jednego z miejcowych mieszkańców. Georadar wskazał, że w dwóch miejscach ziemia jest wysoko zmineralizowana, co mogłoby być efektem tego, że są tam ludzkie szczątki. W Barucie w 1946 roku zamordowano żołnierzy legendarnego "Oddziału Bartka” należącego do Narodowych Sił Zbrojnych.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie