Wczesne lata 90. Wynajmujemy domek w Bystrem (Bieszczady). Postanowiłem odwiedzić "chatkę studencką" - dawne schronisko - niedaleko pozostałości wsi Huczwice, znaną mi z lat 70. Po drodze, chcę zaliczyć sztolnię "kwarcową". Do sztolni nie wchodzę, bo stan zabezpieczenia górniczego jest tragiczny. Wchodzę z młotkiem na ścianę nad sztolnią (żyła kwarcu). Posuwam się mozolnie w górę za żyłą i dochodzę do górnej krawędzi urwiska. Siadam na krawędzi i odpoczywam. Po chwili słyszę za plecami dziwny odgłos. Coś jak syczenie łuku elektrycznego, niezbyt głośne, z głośniejszymi trzaskami. Odwracam się i widzę kulę światła, lekko przeźroczystą o średnicy jakichś 50 cm. Tkwi nieruchomo przy samym gruncie, pośród krzaków. Zaczyna powoli "wsączać" się w jakąś szczelinę. Znika. Podchodzę bliżej, widzę szparę szerokości ok 3-4cm. Z odrobiną strachu, macam ją kawałkiem patyka ok. 2m. Patyk nie napotyka oporu.... Schodzę i idziemy dalej. Przechodzimy koło wypalanki węgla, gadam z ludźmi tam pracującymi. Opisuję co widziałem. Nie ma kpin, śmiechu... mówią, że też to widują. Podobno od czasów, kiedy pod koniec lat 70 w sztolni zginęło/zaginęło po tąpnięciu, dwu facetów łupiących kwarc...