Skocz do zawartości

Zdjęcie dzieci- domniemanych ofiar UPA


Rekomendowane odpowiedzi

Temat stary i już prostowany" na Forum, ale...


Historia dzieciobójczyni Marianny Dolińskiej to jedna z głośnych spraw kryminalnych II RP. Słynne zdjęcia jej ofiar stały się później obiektem manipulacji i mogły mieć pośredni wpływ na polską politykę zagraniczną i stosunki z jednym z sąsiadów. Jak do tego doszło?

Rok 1923 był w Polsce bardzo niespokojny. Prasa pisała o straceniu zabójcy prezydenta Narutowicza, później tematem numer jeden stały się krwawo tłumione protesty robotników. Dopiero od trzech lat nad Wisłą panował pokój i kraj, którego wschodnia granica została świeżo wyznaczona, mógł powoli leczyć rany. Hiperinflacja, przedłużający się kryzys polityczny i gospodarczy oraz rosnące bezrobocie nie poprawiały jednak jakości życia. Nędza panowała zwłaszcza wśród chłopów, których dzieci często umierały z głodu.

Pod Radomiem grasowały bandy głodnych Romów kradnące jedzenie i zwierzęta mieszkańcom okolicznych wsi. Na początku grudnia policja aresztowała 40-letniego Cygana, zarzucając mu kradzieże. Jego żona, Marianna Dolińska, straciła w ten sposób jedyne źródło utrzymania i była przekonana, że zarówno jej samej, jak i czwórce dzieci grozi śmierć głodowa. Większość życia kobieta spędziła w obozie cygańskim, w lesie między wsiami Rajec i Dąbrowa Kozłowska. Kiedy grupa się rozpadła, kobieta nie miała do kogo pójść z prośbą o pomoc.

Morderczy szał

Była wczesna wtorkowa noc 11 grudnia. Marianna wędrowała z dziećmi po lasach i podmokłych polach między Antoniówką, Dąbrową Kozłowską i Siczkami. Na zaśnieżonej połaci rosły nieduże olchy. Nikt nie widział dzieciobójczyni, gdy wiązała sznur, żeby dokonać zbrodni. Według postawionej później diagnozy zabicie dzieci wydawało się zrozpaczonej kobiecie jedynym wybawieniem. Zostawiła je wiszące na drzewie, by następnego dnia pójść na policję.

W dniu 12 grudnia o 13.00 zgłosiła się do komisariatu PP miasta Radomia Marjanna Dolińska, cyganka, lat 32, ostatnio zamieszkała we wsi Kozłów tejże gminy powiatu radomskiego i zameldowała, że w dniu 11 grudnia ok. godz. 20 pozbawiła życia czworga swoich małoletnich dzieci wieszając ich na drzewie w lesie Antoniówce" – tak lokalny dziennik Słowo" opisywał przebieg wypadków. Śledczy pojechali razem z kobietą na miejsce przestępstwa, gdzie rzeczywiście znaleziono ciała czwórki dzieci.

Dwaj chłopcy i dwie dziewczynki mieli od 6 miesięcy do 7 lat. Policyjny fotograf zrobił kilka zdjęć powieszonych dzieci i sprawczyni. Dolińską, która stwierdziła, że zabiła z biedy, aresztowano. Podczas trwającego sześć miesięcy śledztwa kobieta była przetrzymywana w Radomiu i Warszawie. Z powodu napadów szału i innych niepokojących objawów, dokładnie zbadali ją psychiatrzy, którzy stwierdzili, że w momencie popełniania zbrodni była niepoczytalna. Potraktowano ją więc łagodnie – w przeciwieństwie do guwernantki Rity Gorgonowej, która kilka lat później miała trafić do więzienia za zabójstwo nastoletniej córki swojego chlebodawcy, nie groził jej wyrok.

Dolińską sąd polecił skierować do szpitala psychiatrycznego w Tworkach. Tam rozpoznano u niej chorobę afektywną dwubiegunową. Cierpiący na nią pacjenci popadają na przemian w manię i depresję: najpierw są pełni radości, pomysłów i energii, później bez wyraźnego powodu popadają w smutek, beznadzieję i doświadczają przerażenia powodującego myśli samobójcze. Doktor Witold Łuniewski, który opiekował się szaloną kobietą napisał, że jej zbrodnia była psychopatologiczną próbą dokonania rozszerzonego samobójstwa, którego chora nie doprowadziła do końca".

Żeby zapobiec ewentualnym dalszym próbom - Dolińskiej podawano do posiłków środki uspokajające. Choć cierpiała także na inne dolegliwości, przez cztery lata pracowała w szpitalnym ogrodzie i dużo czasu spędzała na zewnątrz. Zmarła w 1928 roku i została pochowana na szpitalnym cmentarzu. Miała się nigdy nie dowiedzieć, jakie będą losy fotografii wykonanych w pewne grudniowe popołudnie.

Historia pewnej fotografii

W tym samym roku po raz pierwszy ukazało się w druku zdjęcie przedstawiające jej zamordowane dzieci. Sprawa Dolińskiej stała się interesującym przypadkiem medycznym. Doktor Łuniewski, ponownie stawiając diagnozę w Roczniku Psychiatrycznym", napisał: D. (...) chciała swoje dzieci uratować od śmierci głodowej. (...) Trudności zebrania danych dotyczących osoby i przeszłości D., która całe swoje życie spędziła koczowniczo, wpłynęły na to, że materiał śledztwa nie wyświetlił należycie psychopatologicznych właściwości oskarżonej".

Mimo to wydarzenia z grudnia 1923 roku stały się klasycznym przykładem możliwych skutków psychozy maniakalno-depresyjnej, pozwalając psychiatrom i prawnikom lepiej zrozumieć czyny osób cierpiących na to schorzenie. W 1948 inną wersję fotografii z drzewem opublikowano w podręczniku medycyny sądowej Wiktora Grzywo-Dąbrowskiego, a później sprawa przycichła. Kilka lat wcześniej rozegrały się jednak wydarzenia, przez które makabryczne zdjęcie znowu ujrzało światło dzienne. Chodzi o czystki etniczne, których ukraińscy nacjonaliści dokonali na polskich sąsiadach w czasie II wojny światowej. Nie wiadomo dokładnie, jak z archiwum radomskiej policji ilustracja trafiła do książek poświęconych zbrodniom Ukraińskiej Powstańczej Armii, ale pewne jest, że po wojnie trzecia wersja fotografii z drzewem zaczęła być nieoficjalnie wykorzystywana jako rzekomy dowód ukraińskich zbrodni.

Fotografia ta jest lustrzanym odbiciem oryginału. Na odbitce widać jasne ślady zgięć albo zarysowań na negatywie – błędnie uznano je później za drut kolczasty. Prawdopodobnie po raz pierwszy zdjęcie zamordowanych dzieci Dolińskiej opisano jako ofiary UPA na początku 1993 roku. Redaktorzy wrocławskiego pisma Na Rubieży" twierdzili, że fotografię wykonano jesienią 1943 roku w okolicy wsi Kozowa w województwie tarnopolskim. Od tego czasu przez ponad dekadę była umieszczana w innych publikacjach i powoli stawała się symbolem. W końcu znalazła się na okładce książki Ludobójstwo UPA na ludności polskiej".

W wydanej we Wrocławiu w 2003 roku pracy Aleksandra Kormana napisano, że zdjęcie zostało wykonane w grudniu 1943 lub 1944 roku. Ocaleli z rzezi Polacy mieli dostarczyć je żołnierzom AK, skąd – z rąk do rąk – trafiło w końcu do autora. Osoby, przez których ręce przechodziła fotografia, podawały jednak sprzeczne wersje wydarzeń. Według jednej z nich oryginał miał pochodzić od niemieckiego oficera. Inna mówi, że przekazali ją członkowie pewnej kresowej rodziny. Traf chciał, że raz wymyślona historia idealnie wpisywała się w relacje mieszkańców południowo-wschodnich Kresów II RP. Miały tam miejsce okrutne zbrodnie, a przywiązywanie dzieci do drzew wyglądało na ich tle niemal jak zabawa. Wiele lat musiało minąć, zanim odkryto prawdziwe pochodzenie słynnej fotografii.

Afera pomnikowa


Sprawa stała się głośna, kiedy w 2007 roku ujawniono plany budowy warszawskiego pomnika ofiar UPA. Projekt autorstwa znanego rzeźbiarza Mariana Koniecznego nawiązywał do zdjęcia z drzewem. Dziennik Rzeczpospolita" opisał wówczas prawdziwą historię tego słynnego już symbolu ludobójstwa. Rozpętała się gorąca dyskusja. W efekcie Konieczny zmienił nieco projekt, który nadal zakładał jednak, że na pniu stylizowanego drzewa będą wisiały ciała. Do debaty dołączało coraz więcej mediów. Jedni komentatorzy twierdzili, że projekt jest zbyt drastyczny, inni, że tylko taki pomnik byłby właściwy ze względów historycznych.

Udowadniano, że choć fotografia przedstawia inne wydarzenie, to jest doskonałą ilustracją faktycznej działalności UPA, bo wieszanie dzieci na drzewach rzeczywiście miało miejsce podczas rzezi wołyńskiej. Może dlatego kiedy rok później obchodzono 65-lecie tych tragicznych wydarzeń, w stolicy zawisły plakaty ze sfałszowanym zdjęciem. Z kolei władze Przemyśla wzięły sobie do serca nowe ustalenia specjalistów, bo zdemontowały fragment pomnika postawionego ku pamięci Polaków zamordowanych przez UPA. Kamienny posąg przedstawiający wiszące na drzewie dzieci ktoś umieścił tam tuż po odsłonięciu oficjalnego pomnika. Tymczasem warszawski monument nie stanął dotąd ani na Placu Grzybowskim, gdzie pierwotnie planowano jego budowę, ani nigdzie indziej. Jako alternatywne miejsce wkazywano Plac Szembeka, położony w prawobrzeżnej Warszawie. Władze miejskie nie wydały jednak zgody, a do ataku przeszła ukraińska partia Swoboda".

Należący do niej przewodniczący Lwowskiej Rady Obwodowej Oleh Pańkewycz zaapelował o zlikwidowanie pomnika ofiar UPA we Wrocławiu. Argumentował, że w żadnym z ukraińskich miast nie ma pomnika ofiar Armii Krajowej. - Pomnik ten nie powinien stać się jeszcze jednym pomnikiem niezgody między naszymi narodami. Niestety, są siły polityczne, są naukowcy, którzy starają się manipulować faktami w celu poniżenia Ukraińców, mają oni swoją interpretację historii, jakże odmienną od ukraińskiej – mówił. Polityk podkreślił też, że Ukraińcy i Polacy powinni wzajemnie szanować swoje prawo do własnej wizji historii. Wizje te są jednak skrajnie różne, dlatego politycy po obu stronach granicy w imię dobrych stosunków woleli zrezygnować z bolesnej debaty o przeszłości. Burza, do której wybuchu pośrednio przyczyniła się międzywojenna morderczyni, wymagała zabiegów dyplomatycznych, które pozwoliły uniknąć szerokiej dyskusji.

Śpiące demony

Kiedy we Lwowie postawiono pomnik Stepana Bandery, lidera ukraińskich nacjonalistów z OUN-UPA, tamtejsi Polacy głośno protestowali. Była to delikatna sprawa, bo po uzyskaniu przez Ukrainę niepodległości Bandera stał się idolem części młodzieży, zwłaszcza na zachodzie kraju, a debata o jego pozycji w narodowym panteonie trwa. Na początku 2010 roku prezydent Wiktor Juszczenko nadał mu tytuł Bohatera Ukrainy. Parlament Europejski skrytykował tę decyzję, wyrażając nadzieję, że nowe władze ponownie rozważą sprawę i potwierdzą swoje przywiązanie do europejskich wartości.

Za prezydenta Janukowycza doniecki sąd uchylił decyzję Juszczenki, co znowu stało się przyczyną ogólnokrajowej dyskusji. Kiedy Janukowycz przyjechał do Polski, o wydarzeniach, które rozegrały się na pograniczu wypowiadał się w ugodowym tonie. Podkreślał, że historią powinni się zająć naukowcy. – W ocenie wydarzeń historycznych między Polską a Ukrainą bliska mi jest formuła przebaczamy i prosimy o przebaczenie" – powiedział ukraiński prezydent. Najczęściej oznacza to, że o pewnych sprawach po prostu się nie mówi. Rzeczpospolita Polska i Ukraina dołożą starań, aby świadomość młodych Ukraińców i Polaków nie była obciążona wspomnieniami tragicznych kart historii. Niech przyszłe pokolenia żyją we wspólnym europejskim domu, w którym nie będzie miejsca dla uprzedzeń i nieufności" – głosi prezydenckie oświadczenie sprzed piętnastu lat.

W tym roku przypada siedemdziesiąta rocznica rzezi na Wołyniu i dziewięćdziesiąta – zbrodni Dolińskiej. Album, na którego okładce widać powieszone dzieci, nadal można dostać w niektórych księgarniach. Marianna Dolińska nie przypuszczała, że jej budzący grozę czyn zostanie zapamiętany na tak długo. Jej grób, podobnie jak wiele grobów polskich i ukraińskich ofiar czystek etnicznych, już nie istnieje. Demony mogą się jednak obudzić w każdej chwili. Choćby za sprawą jakiegoś starego zdjęcia.


http://natropie.onet.pl/crimestory/tajemnicezprzeszlosci/sprawa-dolinskiej,1,5394903,artykul-special.html

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z reguły nie biorę udziału w tego typu wątkach,lecz nie rozumiem reakcji Człowiekasniegu.
Czyżbyś uważał że ludobójstwo polaków to propagandowe kłamstwo.
Może chcesz,żeby za błąd w interpretacji tej fotografii ,pomówieni Ukraińcy zostali przeproszeni przez polskiego prezydenta lub premiera.
Gwarantuję Ci że te bydlaki dopuściły się o wiele okrutniejszych zbrodni niż mord tej czwórki dzieci i nie mamy za co ich przepraszac.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No cóż, faktem jest
a) że zdjęcie było dowodem fałszywym, a jego używanie szkodziło sprawie
b) że UPA osiągnęło poziom zbydlęcenia, który zadziwiał nawet wachmanów z W-SS.
Oba te fakty po prostu trzeba zaakceptować.
Chyba że komuś Hegel do głowy uderza
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie