Skocz do zawartości

Zbrodniarze bez kary


Rekomendowane odpowiedzi

Piotr Jendroszczyk 20-03-2010, ostatnia aktualizacja 20-03-2010 03:15
Byli żołnierze Dirlewangera mogą spać spokojnie, bo nie udało się znaleźć dowodów na to, że mordowali i rabowali

źródło: BEW
Dirlewangerowcy w Warszawie w 1944 roku
+zobacz więcej
W Niemczech żyje jeszcze 11 członków specjalnej brygady SS Oskara Dirlewangera uczestniczącej w krwawym tłumieniu powstania warszawskiego. Niczego nie muszą się obawiać. Nie ma żadnych dowodów pozwalających postawić ich przed sądem
W czasie powstania warszawskiego palili, gwałcili, rabowali i mordowali. Złożona z kryminalistów brygada Dirlewangera (SS-Sturmbrigade Dirlewanger) pozostawiała po sobie krew i łzy, gdziekolwiek się pojawiała. Zwłaszcza w powstańczej Warszawie. Nikomu nie udało się jednak zebrać przekonujących dowodów winy żyjących jeszcze jej członków. – Na ławę oskarżonych mógłby trafić jedynie ktoś z grona byłych dirlewangerowców, kto sam przyznałby się do popełnionych zbrodni – tłumaczy Thomas Will, wiceszef Centralnego Urzędu Ścigania Zbrodni Nazistowskich w Ludwigsburgu. Byłby to cud. W Niemczech takie cuda się nie zdarzają.
Mord w ruinach teatru
Mało obiecująco rysują się także perspektywy śledztwa IPN w sprawie okoliczności mordu w ruinach Teatru Wielkiego 8 sierpnia 1944 roku. Niemcy zamordowali tam około 350 Polaków. – Z ekspertyzy historycznej dokonanej na potrzeby śledztwa wynika, że sprawcami tej zbrodni mogli być członkowie brygady Dirlewangera – mówi Piotr Dąbrowski, prokurator IPN. Co wydarzyło się tego dnia w Teatrze Wielkim, pamięta doskonale Marian Waldemar Świątkowski, emerytowany neurolog z Warszawy. – Siedzieliśmy w bunkrze pod teatrem. W pewnej chwili usłyszeliśmy potężny wybuch, który wysadził stalowe drzwi schronu. Wpadli Niemcy. Rozpoczęły się gwałty i rabunki – opowiada Świątkowski. Miał wtedy 11 lat. W bunkrze był z matką i ojcem. Po jakimś czasie Niemcy wyprowadzili wszystkich na ulicę i uformowali z cywilów żywą tarczę, atakując sąsiedni budynek ratusza, w którym bronili się powstańcy.
Rozpoczęła się masakra, w której zginęło wielu Polaków oraz kilkudziesięciu Niemców. Ocaleli Polacy znów udali się do schronu. Następnego dnia Niemcy wyprowadzili wszystkich do holu teatru i po selekcji zaprowadzili mężczyzn na pierwsze piętro zrujnowanego budynku. – Ustawili ludzi w szeregu na skraju urwanego stropu i zaczęli strzelać z karabinu maszynowego znajdującego się na placu Teatralnym. Tak zginął mój ojciec – opowiada Świątkowski. Jest ostatnim żyjącym świadkiem tej zbrodni. Obrazy z tego dnia towarzyszą mu całe życie. Uratował się cudem. Nie jest w stanie powiedzieć, czy egzekucji dokonali esesmani Dirlewangera.
Koblencja nic nie wie
IPN liczy na to, że dowie się czegoś od prokuratury w Koblencji, którą poprosił o pomoc prawną. W Koblencji jednak o polskiej prośbie do tej pory nikt nie słyszał, mimo że pierwsza wysłana została prawie cztery lata temu. – Zajmiemy się sprawą, jeżeli otrzymamy oficjalny dokument – zapewnia prokurator Hans-Peter Gandner, wiceszef prokuratury w Koblencji. Warszawa ciągle czeka.
– O działaniach brygady Dirlewangera w Warszawie wiadomo wiele z materiałów archiwalnych. Nie ulega wątpliwości, że była odpowiedzialna za rzeź większości z 40 tys. ofiar na Woli. Naoczni świadkowie nie byli jednak w stanie powiedzieć, czy sprawcami tych zbrodni byli wtedy dirlewangerowcy czy inne niemieckie jednostki – mówi Zbigniew Osiński z Muzeum Powstania Warszawskiego.
Obszerną relację o zbrodniach brygady złożył Mathias Schenk, Belg, który jako 18-latek służył w jednostce saperów Wehrmachtu torującej drogę dirlewangerowcom w walczącej Warszawie. Jego opowieści mrożą krew w żyłach. Zdezerterował później i ukryła go polska rodzina. Czy to on uczestniczył w wysadzaniu pancernych drzwi bunkra pod Teatrem Wielkim? – Nie jestem pewien. Robiliśmy takie rzeczy w trójkę na rozkaz ludzi Dirlewangera. Pamiętam jedynie dokładnie, jak wysadzaliśmy drzwi do któregoś z banków – powiedział „Rz”. Egzekucji na placu Teatralnym nie pamięta.
Ostatnia szansa
– Relacje Schenka są nam znane. Dysponujemy też zeznaniami członków brygady Dirlewangera – mówi Thomas Will. Protokoły przesłuchań 11 żyjących jeszcze dirlewangerowców są już w IPN. Zdaniem śledczych z Ludwigsburga nie wynika z nich nic konkretnego, przynajmniej na tyle, aby sformułować akt oskarżenia.
Członkowie brygady Dirlewangera utrzymują, że byli żołnierzami, walczyli i wykonywali rozkazy. Centrala w Ludwigsburgu będzie się zajmować sprawą najwyżej do końca tego roku. – Potem zamykamy ten rozdział – zapowiada Will.
Sama służba nawet w takiej jednostce jak brygada Dirlewangera nie jest karalna. Także w Polsce. Z dekretu z 1944 roku o wymiarze kary dla zbrodniarzy winnych zabójstw i znęcania się nad ludnością cywilną wykreślono w kolejnych nowelizacjach zapisy o karalności za samą przynależność do zbrodniczych formacji. W Niemczech zawsze tak było. Na ławie oskarżonych mogli zasiąść ci, przeciwko którym zebrano dowody, że sami mordowali. A takich dowodów brak. – Możemy polegać jedynie na dokumentach – tłumaczy prokurator Dąbrowski. Ich poszukiwania trwają.
Czasu jest mało. Żyjący dirlewangerowcy są już po osiemdziesiątce. Nie mają sobie nic do zarzucenia. Jak Heinz K., na którego ślad natrafiła „Rz” dwa lata temu w Kolonii. Twierdził, że został przeniesiony do jednostki Dirlewangera za karę, w 1945 roku. O dowódcy mówił, że był to „wspaniały facet”. Po wojnie Dirlewanger został ujęty przez Francuzów. Zginął w czerwcu 1945 roku w Altshausen (południowo–zachodnie Niemcy), prawdopodobnie z rąk Polaków.

Rzeczpospolita
http://www.rp.pl/artykul/449756_Zbrodniarze_bez_kary.html
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tego śmiecia Dirlewangera załatwili" ponoć będący strażnikami Polacy francuskiego pochodzenia. Jego śmierć (podobno został zakatowany) nie była lekka - ale i tak za lekka biorąc pod uwagę wyczyny" jego i podległych mu ludzi nie tylko w Warszawie ale też na Białorusi czy Słowacji.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Doktor Dirlewanger to było bydlę wprost nie z tej ziemii.
Był już kryminalistą jeszcze przed wojną, a w trakcie rozkręcił się na całego. Dostał na co zasłużył - po prostu wobec niego samego zastosowano komplet jego metod.

Jego podwładni dobrze wiedzą co zrobili, jeżeli nie odpowiedzą w życiu doczesnym to pozostaje nadzieja na odpowiedzialność w życiu pozagrobowym.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Eeeee... u nas to harcerze, może jeszcze pojadą wartę trzymać przy grobie...Bo w sumie to istota ludzka.... a za czas jakiś Warszawa o pomnik wystąpi... Już się zdarzało i pewnie będzie coraz częściej...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie