Skocz do zawartości

Szajki podwodnych złodziei rozkradają wraki statków


Rekomendowane odpowiedzi

http://polskatimes.pl/magazyn/144613,szajki-podwodnych-zlodziei-rozkradaja-wraki-statkow,id,t.html

Szajki podwodnych złodziei rozkradają wraki statków

Koło sterowe, filiżanka, bulaj. A nawet ludzkie kości z wraków cmentarzysk. Młodzi, zamożni, dobrze wykształceni nurkowie ogołacają statki zabytki leżące na dnie morza. W dodatku są z tego dumni - pisze Tomasz Słomczyński

Szczur: Dziewięćdziesiąt procent nurków to złodzieje. Paweł: Kradnie zaledwie kilkuset. Urząd Morski: Nie mamy takich sygnałów.

Baza nurkowa w Jastarni. Warczą urządzenia do napełniania butli. Paweł Golik to niejaki Szczur. Jest znanym w środowisku nurkiem.

- Dziewięćdziesiąt procent nurków to złodzieje. Tylko że nie wiedzą, że są złodziejami. W tym środowisku jest przyzwolenie na zajebanie czegoś z wraku.
- Co to są za ludzie? - na stole pojawia się dyktafon. Mocne słowa, lepiej, jeśli ta rozmowa zostanie nagrana.

- Młode japiszony, dobrze sytuowani. Zajebanie czegoś z wraku ich nobilituje. Nurkowanie skupiło mnóstwo ludzi nieudanych, co nie mogli się wybić w innym sporcie. W skoku o tyczce wiadomo, kto jest najlepszy, trzeba skoczyć centymetr wyżej niż przeciwnik i powiedzieć mu, że jest frajerem. Tutaj trzeba sobie udowadniać, że jest się lepszym takimi rzeczami jak kradzieże z wraków.

Woda się zagotowała. Szczur podaje kawę. Ma około pięćdziesiątki. Taki typ, co z niejednego pieca jadał chleb. - Jestem byłym milicjantem. Wiem, że jeśli nie mogę udowodnić, to nic nie mogę zrobić. Parę lat temu do portu w Helu zawinął statek ze zrabowanymi fantami. Zadzwoniłem po Straż Graniczną.

Szyper dostał mandat, 800 zł.
- Za co?
- Za to, że był na bezrobociu. Zgodził się wozić nurków, oni mu mówili, gdzie ma stanąć, on stawał, oni schodzili do wraków i kradli. Potem zrobili zrzutę na te osiemset złotych. Jeden głupi bulaj, który wyciągali, na czarnym rynku ma wartość dwóch i pół tysiąca.
- A co należało zrobić?

- Ta sprawa kwalifikowała się, żeby potraktować to jako paserstwo. Czyli posiadanie towarów, których nikt nie był w stanie legalnie wyprodukować albo legalnie nabyć. Tak trzeba było tę sprawę pociągnąć. Może któryś z tych złodziei przejrzałby na oczy. Bo to nie są kryminaliści przecież. Nigdy by nie obrobili kiosku albo auta. Tylko wraki.

Pracujący w Centralnym Muzeum Morskim archeologowie podwodni opowiadają taką historię. - Odkryliśmy, że na dnie dziesięć minut od portu w Helu leży XIX-wieczny wrak. Doskonale zachowany - zdobienia, koło sterowe, położone maszty. Nasi nurkowie zrobili zdjęcia. Wrócili po roku. Nie było już nic. Wyczyszczone. A wszystko dziesięć minut od bosmanatu w Helu, jednostki odpowiedzialnej za zabezpieczenie takiego zabytku. Zgodnie z przepisami zadbać o to powinien Urząd Morski, stanowi władzę na morzu, jak wojewoda na lądzie.

- Jak urzędnicy mają pilnować wraku pod wodą?
- Mają do dyspozycji Straż Graniczną i policję.
Szczur mówi o sobie, że uchodzi w środowisku za frajera albo nawiedzonego. Dlatego, że kotwice, które wyciągał, oddawał do muzeum. - Przekonanie jest takie, że można kraść, można o tym opowiadać i nic się nie dzieje. W towarzystwie to jest nobilitujące. A jeśli to jest głęboki wrak, gdzie trzeba mieć specjalne uprawnienia, to dopiero taki gość się pnie w hierarchii.

Taki Wilk, lubi i potrafi opowiadać. Nie trzeba mu zadawać pytań. - ORP "Wicher - wyobraź sobie: statek ze złota! Tam było tyle miedzi. Naprawdę przyjemnie się pływało. Potem skończyła się historia z poprzednim ustrojem i wszyscy zaczęli pływać na "Wichra. Dziś tam już nie ma ani kawałka miedzi. Żebyśmy się dobrze zrozumieli - tam były tony miedzi, to nie mogło zginąć w sposób niezauważony. I od lat trwa rabunek "Wichra, każdy kto tam płynie, musi coś z niego wyjąć. To, co z niego zostało, jest tak dewastowane i rozkradane, że to nieprawdopodobne.

- Robią to dla kasy?
- Kradną dla samego fanu. Na zatoce leżał na dnie U-boot, a na nim dwudziestomilimetrowa armatka. Po wyjęciu z wody taka armatka kruszy się i rozpada. Zostaje kupa rdzy. Ale armatka zniknęła. Kradną takie rzeczy jak ebonitowa obudowa do korka. To jest nikomu do niczego niepotrzebne, chyba tylko jako trofeum. Ale są gadżety, które mają swoją cenę na czarnym rynku. Chociaż trudno mówić, że ten rynek jest "czarny, skoro fanty sprzedaje się w internecie.

- To jest bzdura - głos w słuchawce telefonu należy do Sławomira Paćki, instruktora nurkowania, współzałożyciela fir-my Technika Podwodna Sp. z o.o. - Nie ma żadnego czarnego rynku. Pewnie są i tacy, którzy kradną, ale nie wierzę, żeby był to problem na "poważnych wrakach, które leżą 70 metrów pod powierzchnią wody. Inaczej pewnie jest na płytkich wrakach, na których robi się kursy, gdzie setki osób nurkują w sezonie.

Sławomir Paćko jest znany ze swoich filmów podwodnych, które można obejrzeć w sieci. - Sam mam zasadę nie wyciągać niczego z wraków. Raczej uchwycić kamerą i potem to pokazywać. Ale nie mam nic przeciwko wyciągnięciu bulaja albo filiżanki. Taki bulaj na skutek korozji odpada od burty, leży w piachu i za kilka miesięcy obrośnie mułem i nikt go już nie zobaczy. Ale nikt tego nie sprzedaje, nikt tego dla zysku nie robi.
Jeden z filmów jest o nurkowaniu na "Gustloffie, na którym jest zakaz nurkowania ze względu na to, że jest to cmentarzysko. - Proszę pamiętać, że nie zawsze był zakaz nurkowania na "Gustloffie. Oprócz tego ja jestem od czasu do czasu zapraszany do legalnych wizyt na tym wraku. Ale z Bornholmu swobodnie się pływa na "Gustloffa na szwedzkich lub duńskich jednostkach. Chociaż Rosjanie tak go wyczyścili, że tam już nic nie ma, więc chętniej nurkowie pływają na "Goyę i "Steubena.

"Goya i "Steuben to wraki, które również obejmuje zakaz, też są uznane za mogiły. Leżą w polskiej strefie ekonomicznej. Przepisy mówią, że każdy statek, z którego odbywa się nurkowanie na "polskich wrakach, musi wypłynąć z polskiego portu i do polskiego portu powrócić.

- Nikt tego i tak nie sprawdzi, nie wyegzekwuje. Te przepisy są absurdalne i na całym świecie takich nie ma.
Jastarnia, do ławki w bazie powoli dołączają kolejni nurkowie. Wśród nich Paweł Poręba. Ma 39 lat, od 15 lat nurkuje, od 8 jest instruktorem. Mieszka w Warszawie, sezon spędza na Wybrzeżu. Nie wygląda na twardziela. Potem się okaże, że nurkuje w jaskiniach, jest taternikiem i speleologiem. I zwyczajnym facetem, który nikogo nie próbuje udawać. - Długotrwałe nurkowanie powoduje nieodwracalne zmiany w psychice - śmieje się i wskazuje na Szczura. - To jest taki pesymizm milicyjny, że "wszyscy chcą zrobić wbrew. Prawda jest taka, że nurków w Polsce jest kilkadziesiąt tysięcy. A może kilkuset cokolwiek wyciągnęło z wraku. Ale fakt: to jest nie do upilnowania. Jak nurkowie natrafią na wrak, to przecież nie będą z tym od razu lecieć do Urzędu Morskiego, bo ten zaraz zabroni tam nurkować.

Henryk Koszka, Naczelnik Wydziału Pomiarów Morskich Urzędu Morskiego, mówi, że nie ma sygnałów o rozkradaniu wraków. - Jednostki nie pływają na wraki, na których jest zakaz nurkowania. Gdyby chciały, musiałyby zwracać się do dyrektora Urzędu Morskiego o pozwolenie. Musiałyby wypływać i wracać do polskich portów, a tam już czekałyby na nich służby celne i Straż Graniczna.

- Czyli Szwed, który chce płynąć na "polski wrak, pisze wniosek do waszego dyrektora, jak uzyska pozwolenie, płynie do polskiego portu, z niego na wrak, potem wraca do polskiego portu, przechodzi kontrolę i dopiero rusza do domu?
- Dokładnie tak.
Choć, przyznaje Koszka, jak ktoś chce ukraść, to ukradnie. - To jest jak z kradzieżą telewizora ze sklepu. Niby nie można, a przecież ktoś ciągle próbuje.
- Sklepu pilnuje ochrona albo policja. Kto pilnuje wraków?
- W świetle obowiązujących przepisów nie ma instytucji, która byłaby odpowiedzialna za ochronę wraków.

Kończę zbieranie materiałów, jeszcze tylko autoryzacja i już. Odpisał Paweł Poręba: Panie Dziennikarzu! Często widzę turystów którzy nurkują na wrakach, tak jak inni chodzą w góry, zwiedzają miasta, filmują i fotografują. Czy inni turyści nigdy nie zabierają czegoś na pamiątkę? Czasem zabierają. Czy nie ma ludzi, którzy specjalizują się w kradzieży zabytków czy choćby okradaniu cmentarzy ze zniczy i kwiatów? Jasne, że tacy są. Ale wśród milionów ludzi wchodzących na cmentarz jest może kilkunastu takich. Podobnie jest w nurkowaniu. Są nurkowie, którzy ze sobą rywalizują. Jak w każdej dziedzinie życia - faceci ze sobą rywalizują, taka jest ludzka natura. W nurkowaniu rywalizacja odbywa się na wielu płaszczyznach. Tych oczywistych: Kto był głębiej. Kto był dalej w jaskini. Kto był w bardziej egzotycznym kraju. Kto kupił sobie droższy sprzęt. Kto robi fajniejsze zdjęcia czy filmy. Wreszcie - kto umie więcej. Ilu rywalizuje w zbieraniu pamiątek? Nie mam pojęcia, ale nie sądzę, żeby wielu. Czy fakt, że ktoś kradnie kawałek trakcji kolejowej, świadczy o tym, że każdy, kto chodzi przy torach, to złodziej?

Z dalszych słów listu wynika, że ten artykuł to próba dorobienia nurkom gęby. Tyle że jeśli ja, autor, nie jestem jednym z nich, trudno mi zrozumieć, czym w istocie jest nurkowanie.

Ania również nurkuje. Dowiedziała się, że przygotowuję materiał o kradzieżach z wraków. Przysłała link do strony internetowej jednego z klubów płetwonurków. Zamieszczone są tam zdjęcia z nurkowania na "Goi, jednego z wraków cmentarzysk. Na jednym z nich nurek siedzi na pokładzie łodzi i trzyma w ręku ludzką kość wyciągniętą z dna. Podpis pod zdjęciem: "smutne trofeum. "
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Według mnie tak. Bogacze nigdy się nie boją, nawet plądrowania i rozwalania mogił, kupowania i poszukiwania wykrywaczem jak nie ma się zielonego pojęcia, wykopywania niewybuchów i niewypałów, jeżdżenia po pijanemu.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie