ArturSz Napisano 15 Maj 2008 Napisano 15 Maj 2008 To dobrze ze gosc z UK zauwazyl w tej mnogosci postaci wygladajace i zachowujace sie takze wyciete z regulamianu". Bylo je tak samo trudno zauwazyc jak te wygladajace i zachowujace sie jak prawdziwe forntowe wojsko", które od dnia 9 wrzesnia uczestniczylo w bitwach, marszach, czy doswiadcza tragicznego nad Bzura dnia 17 wrzesnia.Na dzis dzien nie ma sie czego wstydzic, bo osiaganie takiego frontowego" i umocowanego w wydzrzeniach wizerunku i umiejetnosci to naprawde wysoka szkola jazdy.Natomiast drogi do sztuki charakteryzacji i proby odtwarznia zachowan regularnych oddzialow wojskowych nie nalezy szukac w abnegacji. wlasnie odnioslem wrazenie,ze to o czym piszemy nie intersuje Niemcow - chyba zajmujemy im watek. Dlatego koncze i pozdrawiam.Artur
jazlowiak Napisano 15 Maj 2008 Napisano 15 Maj 2008 Do zobaczenia w takim razie na rekonstrukcji w Przemyślu.
Dunczyk Napisano 15 Maj 2008 Napisano 15 Maj 2008 Wątek zatytułowany jest Sylwetka żołnierza II Wojny Światowej", skoro autor nie zaznaczył jakiej armii to nie uważam, żeby Niemców" nie interesowały uwagi zaproponowane przez kolegów ArturaSz i jazlowiaka. Akurat problem dotyczy ogółu rekonstruktorów niezależnie od odcienia zieleni munduru.W przypadku inscenizacji bitwy nad Bzurą, w której brali udział żołnierze zaangażowani już wcześniej w działania wojenne, wygląd frontowy" jest niezwykle istotny, podobnie w przypadku innych inscenizacji, że odwołam się akurat do Berlina, garnizonowy wygląd jest sprzeczny z realiami historycznymi.Bardzo ciekawy wątek proszę o kontynuację
Klaus BOLS Napisano 15 Maj 2008 Napisano 15 Maj 2008 hmm Moze nic nowego nie odkryłem ale gdyby tak rekonstruktor, znajdował sobie frontowe zdjęcie jakiegoś wojaka. I wzorował się na tej danej postaci stosownie do czasów danej rekonstrukcji. Zarost, brud, sprzęt arodowy" i trofiejny
Nebelwerfer Napisano 15 Maj 2008 Napisano 15 Maj 2008 Mnie zastanawiają czołgiści sterczący na wieży lub otwarte włazy na wieżach czołgów w trakcie rekonstrukcji bitwy.Takich zawodników w realiach pola walki odstrzelono by jak kaczki :-/Pozdrawiam!
Steiner7 Napisano 15 Maj 2008 Napisano 15 Maj 2008 Panie Nebelwerfer, rekonstrukcja to nie prawdziwa wojna!Osoby wystające z wież czołgów czy samochodów pancernych są dodatkowymi oczami kierowców tych pojazdów. Tak jak otwarte włazy czy wizjery.Jazda pojazdem takim jak czołg na zamkniętych włazach, tylko przy uzyciu peryskopów , wśród leżącej piechoty jest skrajnie niebezpieczna.Nikt nie jest w stanie zapewnic bezpiecznej trasy dla pojazdów na polu bitwy.Wielokrotnie uprzedzaliśmy piechotę, -czołgi nic nie widzą! To piechota ma na nie uważać. No i zdarzało się włażenie przed pojazd, umieranie" na trasie przejazdu, i co wtedy?Wycieraczki i spryskiwacz?Na szczęście coraz częściej piechota przewożona w transporterach nie wygląda jak pakistański autobus, siedzą przepisowo schowani i wystaja tylko czubki hełmów.
Nebelwerfer Napisano 15 Maj 2008 Napisano 15 Maj 2008 Dziękuję Panie Steiner 7 za naświetlenie sprawy i wyjaśnienie.Pozdrawiam!
akcej Napisano 16 Maj 2008 Napisano 16 Maj 2008 A tu przykład http://www.galeria.17infdiv.org/details.php?image_id=799pozdr
Steiner7 Napisano 16 Maj 2008 Napisano 16 Maj 2008 Przykład nr IIWg scenariusza, dowodzony przeze mnie czołg miał zatrzymać się na następnej barykadzie. A piechota?Jak to Gustlik mówił:-jak trzeba czołgi w natarciu osłaniać, to w bruzdy lezą...-----------------Foto: Łukasz Wojtczakwww.poloniamilitaris.pl
Steiner7 Napisano 16 Maj 2008 Napisano 16 Maj 2008 Pozytywnym zjawiskiem jest w przypadku jazdy na otwartych włazach podczas bitwy, wystawienie samej głowy.Już nie pół sylwetki wystaje, żeby jak najwięcej fotografów zrobiło zdjęcie dzielnemu czołgiście.Takie zachowanie dowodzi o pewnej dojżałości i połączeniu bezpieczeństwa z widowiskowością. Co również można udokumentować zdjęciami z epoki.
enfield Napisano 16 Maj 2008 Napisano 16 Maj 2008 Jeśli chodzi o Rajd Szlakiem odwrotu znad Bzury to mogę opisać wykorzystany przez nas sprzęt. Starałem sie dobrać go z rzeczy dostępnych (replik) lub odpowiedników.Każdy z nas dysponował:-sukiennym mundurem wz.19 (doskonale sie sprawdza podczas marszu,w deszczu, na noclegu-jak obeschnie z potu to cieplutko)lub wz.36 (wrażenia podobne, różnica taka ze papierosy i dokumenty było gdzie schować )-owijacze długie- w porządku sie nosi, bez uwag.-trzewiki- masakra ( może faktycznie z onucami w komplecie byłoby lepiej).-tornister wz.33- do środka da sie spakować, izomatę, 2-3 t-shirty,ręcznik,3 pary skarpet,mydło,3 konserwy,chleb,koszula)+różne drobiazgi. Tornister byłby niezły do noszenia, dopięty do ładownic jest całkiem w porządku,tyle ze dla osoby max wzrost 175 cm i 80-90 obw. Klatki, potem wpina sie i nie ma czego z troków popuścić.-manierka, menażka,niezbędnik.-koc lub płaszcz na tornistrze- pod samym kocem śpi sie fatalnie, można się nie przykrywać równie dobrze wogóle ( a na tych cienkich, ślicznych kocach po 300zł to można piknik z wiklinowym koszyczkiem sobie co najwyżej zrobić!) , z płaszczem podobnie,chyba że sie śpi w płaszczu.-chlebak wz.33- oby nie przepakować! Wyciąganie a potem wsuwanie manierki do chlebaka w trakcie marszu z tornistrem na plecach -niezła gimnastyka, denerwujące okrutnie!-torba na maskę p-gaz. Dla wyrównania trzeba coś w nią zapakować. My nosiliśmy pałatki.-na pasie zestaw: ładownice potrójne( z obciążnikami żeby wyrównać do ciężaru amunicji), bagnet, łopatka. Ciężko ale jakoś się idzie, tyle powiem na ich temat.-pierwszego dnia broń salutacyjna (mausery), potem odlewy. ( ja i koledzy GRH ”Marienburg”z „nieodlewami”).Ponieważ stanowimy zespół -niepełną „drużynę” piechoty potrzebny był też , wspólny ekwipunek.- nasz sanitariusz: wyposażony był w torbę sanitarną ( w torbie full opcja) oraz 2 manierki. Za to ujętą miał łopatkę i jedną ładownicę.-do tego rozdzielone zostały pałatki 6 szt( składaliśmy na noc z 2 pałatek namiot).-początkowo była siekiera ale pozbyliśmy się jej po pierwszym dniu, (rąbać można bagnetem i łopatką).-dodatkowo mapnik,2 latarki płaskie z zapasem baterii. Wrażenia takie że wszyscy po 2 dniach marszu powrastali w mundury i wyglądali „frontowo” (chyba, bo na froncie nigdy nie byłem).TRoczenie, dosiąganie pasków, ściąganie łądownic- wszystko to jest niezbędne żeby móc się poruszać w miarę normalnie. Jeśli miałbym się pozbyć czegokolwiek to tornistra, wszystko co sie da zrolowałbym w koc, i przez pół na siebie zarzucił. Reszta do rowu. Jestem jak najbardziej za odtwarzaniem frontowej-praktycznej rzeczywistości. Uważam że manekiny powinny stać w Muzeum, w polu wszystko wychodzi samo. Improwizacja sie liczy:Z braku uprzeży przy tornistrach, które dopina sie do ładownic, chłopaki z MGRH II/18 pp poprzepinali pasy od chlebaków przez kark, nie było regulaminowo ale było bojowo, właśnie tak wolimy. W przyszłym roku planujemy dłuższą trasę.
Nebelwerfer Napisano 16 Maj 2008 Napisano 16 Maj 2008 Witam!Akcej i Steiner jeszcze raz dzięki za wyjaśnienia ;-))Pozdr!PS: Steiner a jakim czołgiem dowodzisz?
Steiner7 Napisano 16 Maj 2008 Napisano 16 Maj 2008 A to zależy od TDW (Teatru Działań Wojennych). Raz jest to Pz II, innym razem samochód pancerny SdKfz 222 lub 232. Podczas Operacji Berlińskiej dowodziłem czołgiem T-34/85 (historycznie powinien byc T-34/76), nr taktyczny 212, w malowaniu 4 Pułku Czołgów Ciężkich.
Nebelwerfer Napisano 17 Maj 2008 Napisano 17 Maj 2008 Witam!No gratuluję pojazdów kolego Steiner!Z własnej kolekcji?A co oznacza biały pas wokół wieży czołgów radzieckich?Pozdr!
Steiner7 Napisano 17 Maj 2008 Napisano 17 Maj 2008 Pojazdy nie są moją własnością, tylko zaprzyjaźnionych kolekcjonerów.Biały pas wokół wieży oraz na kadłubie miał ułatwiać szybką identyfikację pojazdów swój - obcy.Już w kampanii wrześniowej '39 oraz w czasie działań w Afryce, Niemcy stosowali biały pas na kadłubach pojazdów. Zastosowały go wojska radzieckie i polskie podczas Operacji Berlińskiej 1945.Kolejny raz takie oznakowanie zostało zastosowane w Czechosłowacji, w 1968r.Czy takie oznakowanie było skuteczne?Różnie z tym bywało, nie wszystkie jednostki zastosowały sie do rozkazów wprowadzenia takiego oznakowania i zdarzały się przypadki ostrzelania własnych wojsk.Tak w Berlinie jak i w Czechosłowacji.
Nebelwerfer Napisano 17 Maj 2008 Napisano 17 Maj 2008 Po raz kolejny dzięki Steiner za odpowiedzi ;-)Pozdr!
bolas Napisano 17 Maj 2008 Napisano 17 Maj 2008 Czytam i czytam, więc czas coś napisać ;) Temat bardzo ciekawy się zrobił, to i warto go rozciągać. W temacie oporządzenia, jego noszenia i dramatyzowania nad tym jak to współcześnie 3 dni pod chmurą i w marszu zabijają 99% męskiej populacji cywilnej zajmującej się hobbystycznie rekonstrukcją. Po pierwsze, warto zauważyć w tej miłej dyskusji, że polski ekwipunek bojowy zapewniał żołnierzowi wszystko co potrzebne do przetrwania w polu w danej porze roku. Zabezpieczał go od deszczu, zimna, zapewniał mu dach nad głową" (płachtę), podstawę wyżywienia itp itd. Przy okazji całość zaprojektowano tak, aby była możliwie najwygodniejsza i najlżejsza ? Steiner - przy 184cm wzrostu brakuję Ci pasków do dopięcia się ? Ja mam 195 cm i kostka leży jak ulał, a na paskach mam jeszcze zapas. Jeżeli ktoś w imię realiów" wywala kostkę do rowu, to świadomie skazuję się z góry na niedostatki związane z brakiem przedmiotów w niej znajdujących się. Czemu większość osób próbujących marszów szybko pada jak muchy ? Bo po pierwsze - nie ma co ukrywać - nie mają odpowiedniej siły i przygotowania. Po drugie - brakiem odpowiedniej wiedzy znacznie przyśpieszają swój marszowy kres. Piechota nie łaziła jak im się poszło. Każdy marsz wbrew pozorom to spore wyzwanie. Odpowiedni podoficerowie dbali o to, aby wojsko się nie zatarło, nie zapociło i nie przeziębiło. Zainteresowanych odesłać można choćby do najbanalniejszego Podręcznika podoficera sanitarnego", gdzie cały wielki rozdział poświęcony jest higienie marszu i temu wszystkiemu czego należy przestrzegać, aby wojsko nie padło z zatarcia i wycieńczenia po 3 godzinach.Co do zaś kondycji marszowej i tego o czym pisał Artur - o fasonie i stylu w jakim się to robi. Nigdy nie zapomnę relacji żołnierza, którą miałem okazję usłyszeć na żywo - wspominał Wrzesień i gdzieś mu tam przewinął się taki obraz: maszerują zmęczeni, wojsko utrudzone, część oporządzenia wyrzucona. Morale leży i ogólnie kiepsko. W pewnym momencie mijają się z kompanią czy batalionem - wojsko jak żyleta - czyści, ogoleni, wszystko jak niemal na defiladę, a nie połowę wojny. Wedle jego słów minął ich jeden z pułków śląskich ... Ślązacy - w ogniu od samego początku".Reasumując - wydaję mi się, że warto spróbować zaliczyć kiedyś takie 2-3 dni ostrej jazdy". Wtedy naprawdę docenia się, że w kostkę warto zapakować płachtę, koce, płaszcze itp., a nie np. kawał styropianu czy pudło. Tylko w ramach testu - warto również nie brać izomat, namiotów, termosów itp.
jazlowiak Napisano 17 Maj 2008 Napisano 17 Maj 2008 Wystarczy poczytać relacje wrześniowe, aby zweryfikować nasz hurraentuzjazm co do zdolności marszowych polskiej piechoty. Bolas poruszył bardzo dobry temat - teraz trzeba przygotować się do marszu tylko z tym co polski żołnierz miał przy sobie. Myślę, że to wyjaśni wiele z naszych wątpliwości.
bolas Napisano 17 Maj 2008 Napisano 17 Maj 2008 Sorki za ten mały off-topic, ale warto to przeczytać - jakiej sylwetkli żołnierza II WŚ by się nie robiło - przykład jednego z setek minimów ... jakie trzeba znać.
jazlowiak Napisano 17 Maj 2008 Napisano 17 Maj 2008 W czasie marszu męczył żołnierzy "wilk oraz otarcia z powodu brudnych onuc, które prano dorywczo..." Żołnierze zmęczeni ciężkim marszem pokładli się na bruk i z miejsca zasypiali" W walkach granicznych i odwrotowych na szlaku 300 km oddziały wykruszyły się bardzo - pozostali mieli bardzo duże doświadczenie bojowe" apomniano też, że wytrzymałość żołnierza, marsz, obciążenie, brak snu, wyżywienia, ma swoje granice" żołnierz był wytrzymały na trudy marszu i głód"
ArturSz Napisano 18 Maj 2008 Napisano 18 Maj 2008 Nasza piechota celowała zawsze w długich i szybkich marszach. Mamy piękne przykłady forsownych marszów, wykonywanych przez oddziały w ostatniej wojnie polskiej. II-a brygada 1-ej dywizji litewsko-białoruskiej we wrześniu 1920r. wykonała marsz długości 207 km z Augustowa pod Lidę, w ciągu 4 1/2 dni; 1 dywizja legionowa wykonała w ofensywie sierpniowej marsz z Lubartowa do Białegostoku, robiąc 261 km w ciągu 6 dni, przyczem jednego dnia "zjadła jak nic 55 km! Wszystkie te marsze wykonano, staczając walki z nieprzyjacielem. Podobnych przykładów można przytoczyć dużo. Tę zaletę naszej piechoty powinniśmy zachować! Musimy więc uczyć się szybko i wytrwale maszerować i, co jest b. ważne, utrzymać się w tej sprawności długo po opuszczeniu szeregów. Wszak większość przyszłego wojska tworzyć będą rezerwiści."Jest to fragment wiekszego i bardzo intersujacego artykulu z ZOLNIERZA POLSKIEGO nr 23 z roku 1929.Tak wiec tekst ten pozwal zrozumiec skad wziela owa fenomelna zdolnosc marszowa polskiej piechoty w roku 1939. To tradycja i ...praca nad tym. To nie wzielo sie zniakd, to nie legenda wylacznie.
jazlowiak Napisano 18 Maj 2008 Napisano 18 Maj 2008 Straty marszowe 2 PPL - 56% oficerów, 53% szeregowych, 4PPL - 75% zaginionych, 84 p.p. - 42% - oficerów, 55% - szeregowych. Zabitych i rannych w czasie marszów było niewielu - znaczne większe straty były wywołane odłączeniem na skutek okaleczenia nóg i niezdolności do marszu z powodu wyczerpania. Wynikało to także z przemęczenia, nagłymi zmianami sytuacji i upadkiem dyscypliny marszowej. Wiele zależało od dowódców - im bardziej dowódca stanowczy i zorganizowany tym mniej mu się pododdział rozchodził.
enfield Napisano 19 Maj 2008 Napisano 19 Maj 2008 Bolas- racja leży po Twojej stronie.Każdemu polecam przejść się kawałek żeby sie mundur przewietrzył:)Ja ogólne uważam ekwipunek WP wykorzystywany w 1939 za porządny, choć miał mankamenty oczywiście.Do tego wszystkiego dochodzi obycie z całym tym sprzętem, po to miedzy innymi właśnie się do wojska szło.Co do pasków przy kostce-to ja tez sobie przedłuże:)Co do wyrzucania rzeczy jw napisano Jeżeli ktoś "w imię realiów wywala kostkę do rowu, to świadomie skazuję się z góry na niedostatki związane z brakiem przedmiotów w niej znajdujących się".NA naszym rajdzie nikt nic nie wywalił a z 11 ludzi, którzy wyszli na trasę na mete" dotarło 9 z tym wszystkim co wzięli ze soba na starcie (oprócz siekiery).Mogę przytoczyć tutaj jeszcze pewną historie 2 chłopaków z dzisiejszej II/18pp, którzy w lipcu 2002 w ciągu 7 dni pokonali odległość 340 km pieszo. Oczywiście na sportowo i w trampkach:) Z ich relacji wynika że po drodze wywalali wszystko- włącznie ze śpiworami i do celu na Kaszubach (Łąkie gm.Lipnica )dotarli w krótkich spodenkach i t-shirtach:). Ja z własnego doświadczenia marszowwego wiem że zabiera sie ze soba na trasę wiele rzeczy zbednych a improwizując można wykorzystać cos do zupełnie innych celów (zamiast sznurówki można zawiązać buta dżdżownicą:)).Wydaje mi sie że myslenie po tym kontem sie od 70 lat nie zmieniło, a relacje , których miałem okazję wysłuchać na temat września tego dowodzą. Niestety nie wiem jak odbiera rzeczywistość człowiek w warunkach bojowych kiedy na łeb co chwila grad pocisków leci, ktoś strzela seriami z zagajnika a w najblizszej wsi podobno sa juz Niemcy. Nie wiem jaki wtedy obowiazuje" egulamin.Wiem że chec przetrwania łamie wszelkie regulaminy i zasady.
Rekomendowane odpowiedzi
Temat został przeniesiony do archiwum
Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.