Skocz do zawartości

Całe życie kłamała o ucieczce z getta


grba

Rekomendowane odpowiedzi

To niestety nie pierwszy przypadek... U nas też nie brakowało walecznych partyzantów zima, mróz 40 stopni, a jo chlust zielone źmioki", ale tu mamy naprawdę nieżły biznes. Dla pieniędzy ludzie podli...

Zarabiała miliony na fałszywych historiach
niedziela 2 marca 2008 06:57

Całe życie kłamała o ucieczce z getta

Misha Defonseca robiła z siebie bohaterkę. Opowiadała jak uciekła z getta, a potem po całej Europie szukała swych rodziców. Jej autobiografia zarobiła fortunę, ale okazało się, że to zwykłe kłamstwo. Autorka nie jest nawet Żydówką.

Błagam o przebaczenie wszystkich, którzy poczuli się oszukani" - pisze w liście otwartym do swych czytelników Defonseca. Autorka przyznała się, że jej opowieści o tym, jak uciekła z warszawskiego getta, zabijając esesmana, a potem żyła razem ze stadem wilków, które broniły ją przed Niemcami, to zwykłe bujdy. Całą wojnę spędziła w Brukseli, mówi telewizja Fox News.

Autorka przyznała się, bo ekspercie dogrzebali się prawdy. Sharon Sergeant, która zajmuje się genealogią zaczęła z ciekawości śledzić losy Mishy. Odkryła jej prawdziwe nazwisko - De Wael, a także... świadectwo chrztu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kłamstwa pisarki obnażył także belgijski historyk Maxime Steinberg. W niemieckich i belgijskich archiwach nie znalazł żadnych wzmianek o rodzinie Defonseca. A prawdziwi rodzice pisarki byli rdzennymi Belgami, któzy co prawda byli w ruchu oporu, ale na pewno Niemcy nie wywieźli ich do warszawskiego getta.

Na kłamstwach Defonseca doroboła się prawdziwej fortuny. Jej książka sprzedała się w milionach egzemplarzy, dostała też niezłą sumkę za sprzedaż praw do nakręcenia filmu o swych przygodach.

Andrzej Mężyński Dziennik

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gitta Sereny która uziemiła" Irvinga twierdzi, że wspomnienia Martina Graya (Mietka Grajewskiego) są niewiarygodne. Sereny twierdzi, że Max Gallo, który jest literecko spisał w dużej mierze je stworzył".

Martin Gray pomijając wątpliwości co do jego aocznego" świadectwa był jednak w getcie warszawskim i jego rodzina zginęła w holokauście.

Tymczasem małą chytra belgijka wszystko wymyśliła, zresztą nie pierwsza i nie ostatnia.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie pierwsza i nie ostatnia...zresztą było już kiedyś na forum kupę bajek jak to się z getta ratowali a Polacy ich prześladowali"....patrz niejaki grafoman Kosiński który nam narobił kupę smrodu a okazało się że plagiat wysmarował.... przyjdzie czas że naczelny grafoman Gross czy jak go tam zwą ..zostanie odkryty ..swoją drogą czemu odwaga mu nie pozwala by coś bardziej na wschód(pogromy na Ukrainie) obsmarował ...tam raczej na wykład by go nie zaprosili ..no chyba że raz (ostatni) he he...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Najlepsza ksiazka o getcie warszawskim napisal Ringelblum.

Kronika getta warszawskiego" opisuje zdarzenia bardzo niewygodne dla Zydow o ktorych nie chcieliby mowic i pamietac do tego stopnia ze gdy ukazaly sie pierwsze ksiazki z jego wspomnieniami ambasada Izraela starala sie wykupic ich jak najwiecej!!!


Polecam!!!
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jerzy Kosiński (nazwisko ojca: Lewinkopf) w 1965 napisał książkę Malowany ptak" (niezła psychodela).
Za wikipedią: Przedstawia ona dramatyczne losy sześcioletniego (w domyśle) żydowskiego chłopca w czasie wojny. Jest to wstrząsające przedstawienie ludzkiego okrucieństwa i wynaturzeń przypisywanych przez autora mieszkańcom wiejskich okolic Europy Wschodniej. Okrucieństwo jest pornograficzne w narracyjnych detalach, ukazane ze szczyptą surrealizmu"

Warto jeszcze dodać że autor popełnił samobójstwo w 1991 zażywając śmiertelną dawkę barbituranów i nakładając na głowę plastikowy worek.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Malowany ptak – mimo, że wielokrotnie nagradzany jest chyba najbardziej wypaczoną książką Kosińskiego, ten facet miał bardzo niezdrowo pod sufitem, zresztą to jak zszedł też o czymś świadczy. Proponuję jednak jego knigę „Będzie dobrze, towarzyszu”. Świetny obraz społeczeństwa sowieckiego lat 60tych.liha
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Panowie,
wątek jest poświęcony oszustom-mitomanom udających ofiary holokaustu. Swego czasu głośnia była historia szwajcarskiego konfabulatora...

------------
Szwajcaria i holokaustowy transwestyta

Wiosną ub. r. (2003) z inicjatywy szwajcarskiego PEN-Clubu została opublikowana książka ...alias Wilkomirski. Die Holocaust-Travestie, która opisała kulisy sprawy żydowskiego ocaleńca z Rygi Benjamina Wilkomirskiego.

W 1995 r. ukazały się wspomnienia z Majdanka i Oświęcimia pióra Benjamina Wilkomirskiego. Były one historią żydowskiego chłopca z Rygi, który jako dwu-, trzylatek przeżył te dwa obozy, a po wojnie z sierocińca w Krakowie, gdzie był świadkiem pogromu, przemycony został do szwajcarskiego domu dziecka i adoptowany przez bogate małżeństwo. W mieszczańskiej, bogatej Szwajcarii - niewiele różniącej się w jego opinii od obozu koncentracyjnego - sfałszowano jego papiery, poddano go „praniu mózgu”, zmuszając do zapomnienia wszystkiego, co wydarzyło się przed przyjazdem do Zurychu. W książce przepełnionej negatywnymi emocjami prawie nikt nie ma twarzy, są tylko budzące grozę postaci dorosłych, mundury, podkute buty i sadystyczne uśmiechy. Wspomnienia ogłoszone zostały bestsellerem, uznano je za „jedno z najważniejszych świadectw Zagłady” i przetłumaczono na 12 języków.

Książka ukazała się w Szwajcarii w specyficznym momencie: prezydent oficjalnie przeprosił za szwajcarską politykę imigracyjną okresu II wojny światowej, wybuchła afera wokół przetrzymywanych w szwajcarskich bankach depozytów ofiar Holokaustu. Spór toczyli ze sobą obrońcy „helweckiego honoru” (pragnący odeprzeć „żydowską nagonkę”) i skwapliwie bijący się w piersi pokutnicy (gotowi do przyjęcia na siebie każdej winy).

W tym okresie Daniel Ganzfried, żyjący w Zurychu żydowski pisarz, rozpoczął kampanię przeciwko fałszowaniu pamięci. Podczas spotkań autorskich stawiano mu pytania o to, czy czytał książkę Wilkomirskiego. Zapoznał się z nią i, jak przyznał, lektura pozostawiła w nim niesmak oraz podejrzenie, że to zbiór cudzych narracji, mający zaspokoić zapotrzebowanie na „szczyptę Holokaustu”. W międzyczasie Ganzfried zasłyszał od żarliwej propagatorki Wilkomirskiego, że jest on najprawdziwszym Szwajcarem i jego autobiografia jest kłamstwem. W 1998 r., przed targami książki we Frankfurcie, Ganzfried miał czytelnikom zaprezentować postać Wilkomirskiego. Podczas zbierania materiału Ganzfried znajduje więcej dowodów fałszerstwa: Benjamin w rzeczywistości nazywa się Bruno, jako nieślubne dziecko Yvonne Grosjean został adoptowany przez małżeństwo Dössekker, na nazwisko Wilkomirski natknął się w latach 80. w Polsce, gdzie sugerowano mu podobieństwo do polskiej skrzypaczki żydowskiego pochodzenia.

Wiarygodność opisanych w książce wydarzeń ze szwajcarskiego okresu nie znalazła potwierdzenia u przyjaciół z dzieciństwa i młodości, a rzekoma historyczka Yad Vashem, która recenzowała książkę dla wydawcy, nie miała żadnego tytułu naukowego i w ogóle z izraelskim instytutem nie współpracowała. Ganzfried opublikował swoje odkrycia w Weltwoche w sierpniu 1998 r. Wilkomirski zbierał zaś dowody sympatii i współczucia z powodu kalumnii „mniej uzdolnionego pisarza”. Jednakże zaczynały się mnożyć dowody fikcyjności wspomnień Wilkomirskiego: jego ojciec żyje, on sam energicznie domagał się spadku po Grosjean jako jej rodzony syn, swoją „historię” uzupełnia wciąż nowymi, coraz bardziej niewiarygodnymi wydarzeniami. W efekcie prasa przestaje nazywać go „Wilkomirski”, lecz używa nazwiska Dössekker. Stabinski, członek grupy ocalałych z Holokaustu, który organizował jego odczyty w USA, nazywa go „holokaustowym transwestytą”, Claude Lanzmann oskarża go o „wykoślawienie obrazu Zagłady”, Imre Kertész mówi o „sentymentalnym kiczu”.

Ale dla autorów książki ...alias Wilkomirski nie jego postać była najważniejsza. Uwagę w niej zwracają przede wszystkim rozważania na temat „współpracy” germanistyki, wydawnictw, agencji literackich, psychiatrii i krytyki literackiej, bez których „Wilkomirski” nie mógłby zaistnieć. Autorzy stawiają sobie pytania: dlaczego wszyscy ochoczo podtrzymywali oszustwo, skoro wiedzieli o istnieniu wielu wątpliwości odnośnie autentyczności wspomnień; jakim cudem zła książka została uznana za arcydzieło; co dzieje się z naszą postawą wobec Holokaustu? Odpowiedzi są zróżnicowane, ale wspólne jest przekonanie, że wielu szwajcarskich czytelników późnych lat 90. oczekiwało właśnie takiego ponurego obrazu Szwajcarii, jaki oferował im Wilkomirski. Obraz ten był namiastką rozrachunku z pokoleniem ojców, z pokoleniem wojny, burzył pozorny i gnuśny spokój, służył za dowód helweckiego antysemityzmu.

Katarzyna Leszczyńska, Przypadek Wilkomirskiego,
Przegląd Polityczny 57/58, 2002, s. 58-60.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kosiński nigdy nie był w ZSRR,wyjechał z Polski w 1957.Nie wiedziałem,by jego książka The future is ours,comrade" /Przyszłość należy do nas,towarzyszu/została przetłumaczona na j.polski.Jakieś bliższe dane o wydawcy?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks later...
Ekscytujący pamiętnik, który okazał się fikcją

Motoko Rich 2008-03-13

W opublikowanym przed dwoma tygodniami, przyjętym z entuzjazmem przez krytyków pamiętniku pod tytułem Love and Consequences" (Miłość i jej skutki"), Margaret B. Jones opisuje swoje życie półkrwi Indianki dorastającej w rodzinie zastępczej, pośród gangsterów w południowej części Los Angeles, sprzedającej narkotyki dla gangu Bloods. Problem w tym, że to wszystko nieprawda.

Margaret Seltzer, autorka fikcyjnego pamiętnika Love and Consequences" Margaret B. Jones to pseudonim, jaki przyjęła Margaret Seltzer - biała Amerykanka po trzydziestce, która wychowywała się w zamożnej dzielnicy Los Angeles, Sherman Oaks, w San Fernando Valley, w swojej rodzinie biologicznej. Ukończyła prowadzoną przez Kościół Episkopalny szkołę dzienną Campbell Hall School w północnym Hollywood. Nigdy nie mieszkała z rodziną zastępczą, nigdy również nie rozprowadzała narkotyków wśród gangsterów. Wbrew temu, co napisała w książce, nie ukończyła także Uniwersytetu Oregon.

Riverhead Books, oddział Penguin Group USA, wydawca Love and Consequences", wycofuje teraz wszystkie egzemplarze książki z obiegu, odwołał również trasę promującą pamiętnik Seltzer, która miała zacząć się w miniony poniedziałek w miejscowości Eugene w stanie Oregon, gdzie obecnie mieszka autorka.

33-letnia pisarka przebywa obecnie u siebie w domu. W zeszły poniedziałek, w nieco łzawym wywiadzie telefonicznym, Seltzer, znana również jako Peggy, przyznała ze skruchą, iż w całości sfabrykowała swoją autobiografię. Zapewniała jednak, że wiele szczegółów opisanych w pamiętniku opierało się na prawdziwych doświadczeniach jej bliskich przyjaciół, których poznała w ciągu lat pracy na rzecz zmniejszenia liczby aktów przemocy dokonywanych przez gangi Los Angeles.

- Z jakiejś przyczyny byłam naprawdę rozdarta i pomyślałam, że oto mam szansę pozwolić wypowiedzieć się tym, których nikt nie chce słuchać - opowiadała Seltzer. - W pewnym momencie znalazłam się w sytuacji, gdy ludzie prosili mnie, żebym mówiła w ich imieniu, ponieważ nikt inny nie chce dopuścić ich do głosu. Może to kwestia mojego ego - nie wiem. Po prostu czułam, że mogę zrobić coś dobrego, i że nie ma innego sposobu, by ktoś zechciał tego wszystkiego wysłuchać.

Krótki żywot kłamstwa

Rewelacje o kłamstwie Seltzer wyszły na jaw wkrótce po tym, jak okazało się, że pamiętnik ofiary Holocaustu Mishy Defonseca pt. Przeżyć z wilkami" (Misha: A Mémoire of the Holocaust Years") jest mistyfikacją, oraz po tym, jak przed dwoma laty James Frey, autor bestselleru Milion małych kawałków" (A Million Little Pieces") przyznał, że wymyślił lub wyolbrzymił szczegóły swojego uzależnienia od narkotyków i kuracji odwykowej.

Prawdziwa historia Seltzer zaczęła wychodzić na światło dzienne po tym jak jej sylwetka została przedstawiona w dzienniku The New York Times". Artykuł pojawił się wraz ze zdjęciem Seltzer z 8-letnią córeczką imieniem Rya. Starsza siostra pisarki, Cyndi Hoffman, przeczytała go i zadzwoniła do Riverhead, by powiedzieć wydawcom, że Seltzer zmyśliła swoją opowieść.

Love and Consequences" natychmiast wywołała reakcje krytyków. Michiko Kakutani zachwalał ją w New York Timesie" jako ardzo ludzki i głęboko poruszający pamiętnik", ale zwraca również uwagę, że niektóre sceny sprawiają wrażenie w sposób zamierzony powieściowych". W Entertainment Weekly" Vanessa Juarez napisała, że czytelnicy mogą się zastanawiać, czy Jones nie ubarwiła dialogów", ale zaraz potem wychwala książkę jako wspaniałą opowieść o zdolności do regeneracji i bezwarunkowej miłości".

W gorąco dyskutowanym pamiętniku Seltzer opowiada o swoich przybranych afroamerykańskich braciach o imionach Terrell i Taye, którzy dołączyli do gangu Bloods w wieku 11 i 13 lat. Pisze o swoich doświadczeniach z czasów, gdy będąc 13-letnią dziewczynką rozprowadzała narkotyki na zlecenie szefów gangu i o tym jak w prezencie na 14. urodziny dostała swój pierwszy pistolet. W wywiadzie udzielonym New York Timesowi" z okazji publikacji jej książki Seltzer mówiła: - Jedną z pierwszych rzeczy, jakie zrobiłam, gdy zaczęłam zarabiać pieniądze na narkotykach, było wykupienie miejsca na cmentarzu.

Sarah McGrath, redaktorka z Riverhead, która przez 3 lata pracowała z Seltzer nad książką, mówi, że dowiedziawszy się o kłamstwie autorki przeżyła szok.

- To dla nas bardzo smutne, ponieważ spędziliśmy z tą osobą tyle czasu, współczuliśmy jej, gdy opowiadała o tym, jak brakowało jej pieniędzy i ciepła, uwierzyliśmy w to wszystko i myśleliśmy, że wydając jej pamiętnik robimy coś dobrego - mówi McGrath. - To wielka zdrada, zarówno osobista jak i zawodowa - dodaje.

Historia z życia znajomych

Seltzer mówi, że o swoich przyjaciołach pisała przez całe lata na lekcjach pisania kreatywnego, a także sama dla siebie, aż do chwili, gdy profesor poprosił ją, by porozmawiała z Ingą Muscio, pisarką, która w owym czasie pracowała właśnie nad książką o rasizmie. Seltzer opowiedziała jej o ich przeżyciach, przedstawiając je jako własne doświadczenia, a Muscio wykorzystała część z tych relacji w książce. Później pisarka poleciła Seltzer swojej agentce Faye Bender, która po przeczytaniu paru stron pióra młodej autorki zachęciła ją do dalszego pisania.

W kwietniu 2005 roku Bender wysłała około 100 stron autorstwa Seltzer do czterech wydawnictw. McGrath, pracująca wówczas w wydawnictwie Scribner zgodziła się podpisać kontrakt warty, jak mówi, mniej niż 100 tys. dolarów. Kiedy w 2006 roku przenosiła się do Riverhead, zabrała ze sobą kontrakt Seltzer.

Sarah McGrath, córka znanego dziennikarza Charlesa McGratha, piszącego głównie dla New York Timesa", przez 3 lata blisko współpracowała z Seltzer przy przygotowywaniu pamiętnika. - Rozmawiałam i wymieniałam z nią maile i ani razu w ciągu tych 3 lat jej opowieść się nie zmieniła - opowiada redaktorka. - Wszystkie szczegóły wciąż pozostawały identyczne. Nigdy nie było żadnych rys.

Siostra Seltzer, 47-letnia Hoffman mówi w wywiadzie telefonicznym: - To mogło i powinno było skończyć się wcześniej. - Nawiązując do roli wydawnictwa dodaje: - Nie wiem, jak oni prowadzą interesy, ale przypuszczam, że istnieją jakieś procedury wymagające sprawdzenia faktów.

Seltzer twierdzi, że członków gangu poznała podczas krótkiego okresu, jaki spędziła w szkole Grant w Valley". (Wyszukiwarka Google znajduje szkołę o nazwie Ulysses S. Grant High School zajmującą prawie 14-hektarowy teren w dzielnicy Valley Glen w środkowo-wschodniej części San Fernando Valley.) - Tamto doświadczenie otworzyło mi oczy na fakt, że nie wszyscy są tacy, jakimi pokazują ich media - mówi autorka pamiętnika. - Nie wszystko jest czarne lub białe.

Seltzer zapewnia, że chociaż później wróciła do szkoły Campbell Hall, dalej utrzymywała kontakty z ludźmi, których poznała w Grant, i że podjęła współpracę z grupami pragnącymi powstrzymać spiralę przemocy. Twierdzi, że nawet po tym, jak przeprowadziła się do stanu Oregon, często odwiedzała południową część centrum Los Angeles, by spędzić nieco czasu z przyjaciółmi ze świata gangów.

W książce opisuje przybraną matkę o przezwisku Big Mom, Afroamerykankę, która wychowała czworo wnuczków, oraz przybranego brata Terrella zastrzelonego przez członków gangu Cripsów przed progiem ich wspólnego domu.

Seltzer w notce od autorki informuje, że połączyła óżne osoby" oraz zmieniła azwiska, daty i miejsca". W wywiadzie mówi, że te postaci i wydarzenia były częściowo oparte na doświadczeniach jej znajomych. - Miałam dwójkę przyjaciół, których mamy były właśnie takie jak Big Mom, która siedziała w domu i obserwowała, co dzieje się dookoła. Mały braciszek osoby należącej do grona moich najbliższych przyjaciół zginął 2 lata temu. Zastrzelili go - opowiada.


Seltzer dodaje, że książkę napisała siedząc w Starbucks" w południowej części centrum Los Angeles. - Mogłam tam rozmawiać z dzieciakami należącymi do Black Panthers i innymi dziećmi, z których część była członkami gangów, a część nie.

- Nie twierdzę, że zrobiłam to dobrze - przyznaje autorka. - Nie udało mi się. Myślałam, że mam okazję pomóc ludziom zrozumieć warunki, w jakich niektórzy żyją i przyczyny, dla których dokonują pewnych wyborów, gdy tak naprawdę nie mają wyboru. - McGrath mówi, że przeprowadziła z Seltzer wiele rozmów o prawdomówności: - Ona wydaje się być bardzo, bardzo naiwna - opowiada redaktorka. - Tę książkę można było napisać uczciwie i w dalszym ciągu mogła ona być równie fascynująca.


Źródło: New York Times
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie