Skocz do zawartości

Myśliwy i ofiara?


dodo100

Rekomendowane odpowiedzi

Myśliwy i ofiara...?


Jak fajnie jest pohasać z pikaczką wśród pól i lasów gdy wrześniowe słoneczko nie smaży okrutnie tylko łechce przyjemnie. Zatem na rycie nadszedł czas najlepszy.
Chwytam przyrządy i pakuję się do mojego nieocenionego jeepa typu passat combi.
Mam akurat chwilę cennego czasu na szukanie utesknionych skarbow i intrygujące miejsce blisko mojej chatki. Nikt tam nic nie słyszał i nie widział, a takie miejsca sprawdzam najchętniej, bo może nic nie znajduję, ale jaka radocha jak coś jest. Niedawno temu kilometr od miejsca przeznaczenia natknąłem się na jakieś stanowisko przy wiejskiej drodze, gdzie kszaczory dzielnie strzegły tajemnicy od śmierci hitlera. Zbliżam pikałkę do badyli, bo do ziemi nie ma szans, a tam ryk, że mi się maszynka dławi. Ale co tam takie tam patyki.
Tnę, szrpie, a one mnie, wyrywam zielsko i się miotam. Co za pasja w człowieka wstępuje?! Jak cross na wysokich obrotach wywala ziemie na kilometr w górę ja na kolanach z saperą walczę. Wreszcie ziemia. Pierwsze uderzenie łopatką. Co za radocha, jak dziecko, wyciągam spory chyba z 2kg kształt zębatki? Wyobraźnia już ma 4 scenariusze, ale co tam, przecież musi zostać jeden. Rąbie, szarpie, pot i krew mnie zalewa bo chwaściory się nie poddają, a ja już z sił padam. Znowu sygnał i znów bliżej nie zidentyfikowana bryła. Znów i znów. Jakieś puzle 3d czy co?
Wreszcie element który wyklucza 3 scenariusze. TO FLACK 88MM!!! A właściwie jego atomy...
Niezrażony ryje dalej. Wreszcie magazynek od szturm giwery, ale bardzo marny, guzik, hełm. Jak już z kolan wstać nie mogłem-patrzę w lewo-patrzę w prawo i poznałem prawdę co to desperat. Okopałem się jak pluton, tylko nie ziemią, a całym chyba już działem w proszku. Ociekając potem podpełzłem do ściany leja i oparłem się o nią pikaczką, a ona znów mi piszczy. Ja już nie mogę uff. Ale dobra ten ostatni kop i starczy. Lekko dotknąłem skarpy, a tu inny kształt się wyłania. Myślę sobie to nie może być prawda. Ale bryła przypomina aparat jak nic. Więc w sekundę byłem rześki jak kacuś po kiszonej kapuście. Wydłubałem na światło dzienne pięknego harmonijkowego kodaka z kliszą w środku wypstrykaną do połowy. Chyba explozja cisnęła go w bok okopu, bo kto by rozbierał biednego flacka w kilogramowe niepodzielne elementy i zostawiał tak cenne przedmioty jak aparat z kliszą w środku. Biednie niemiaszki musiały dostać niespodziankę. Trochę mi ich się żal zrobiło, ale to przeciez oni walili do naszych.
Ale nie o tym chciałem pisac.
Pomyślałem sobie wtedy; że jak flack to cel, a jak cel to niedaleko, a że marnie skończyli to za coś niedobrego.
I tu się zaczyna przygoda z .......
Ogarnięty myślą, że niemiaszki coś nabroiły i dostali klapsa, poszedłem droga dedukcji za torem ich serii. Ruszyłem zatem tego pięknego wrześniowego dzionka na pobliskie pola z wielką nadzieją i saperką pod pachą. Przemierzyłem łąki i lasy gdzie normalny eksplorator nawet by nie wpadł podziwiać krajobraz. Trochę zrezygnowany dotarłem do niewielkiego wzgórza niedaleko głównej arterii. Wiedząc na 100%, że nic tu nie znajdę tułałem się przez niskie krzaczory wymachując z wściekłością saperką, jakby miało to coś pomóc w ubiciu tego gada komara.
Idu sobie idu i patrzu, a tu leżu kawał złomu na trawu.
Miejsce odludne bo to wśród pól i bez drogi wkoło, a tu na mnie patrzy rudy pręt z ziemi. Podchodzę i znudzony teorią: rolnik, maszyna, urwana część, wywalona na miedze...ehh. No to się naszukałem. Ale idę dalej...i nie wierzę! Ten rolnik chyba miał niezły kombajn, uzbrojony nawet, czy co?. 2m od pierwszego niepowodzenia drugie bardziej zachęcające. Otóż wygięta lufa z metr długości. Serduszko już pompuje trochę szybciej, ale teoria spisku rolnika górą. Pewnie wywalił z łąki na miedzę bo mu brona podskakiwała. No dobra, ale jak? Na łące takie działo się walało?

Już pikałkę dobyłem saperkę w innym celu niż komary zamierzyłem, pozycję zgarbioną przybrałem i centymetra gleby nie odpuściłem.
Nagle ryk głośnika, a nie zwykły pisk jak przy ulubionych polmosach No więc na kolana, jak pokutnik, zamach jeden, drugi, kawał zielono pomalowanego aluminium. Strasznie powykręcane i bez żadnego sensu do miejsca. Jeszcze wtedy nie wiedziałem co to za skarb. Pewnie tylko dla mnie.
Już nie wstając z kolan metr za metrem wyciągałem coraz to nowe aluminiowe blachy.
Nagle łuska, jaaka wielka! To nie mauzer, ani flack, to ruski sprzęt. Już wycierając się z adrenaliny cieknącej ze mnie jak podczas pierwszej warty w wojsku, łapiąc oddech przy kolejnych wykopkach zajażyłem wreszcie co to kurcze jest. Trafiłem na zestrzelony rosyjski myśliwiec IL II Szturmowik jak się później okazało. Dobrze, że mój,, jeep” stał blisko. On się nie boi szczerego pola czy leśnych wykrotów. Dobrze, że to kombi. Cały dzień na kolanach i ambicją psychicznie chorego pasjonata bagażnik się nie domykał, choć 1000 litrow po rozłożeniu siedzeń ma. Nie wytrzymałem i zadzwoniłem do mego przyjaciela Sławka, dzielnego w bojach z saperką i z kuflem piwa nie raz stawialiśmy czoła. Nie wytrzymał i był tam wieczorem i to co zastał skwitował: ,,Biedaku, kto cię tak urządził...” zobaczywszy najpierw mnie. Potem dodał: o Ku.......A! Zobaczywszy moje aluminiowe trofeum. I wszystko jasne się stało.
Już razem do ciemności egipskich pikaliśmy jak wściekli. To farciaż pomyślałem gdy spod krzaków wyciągnął płat śmigła. Ja tu cały dzień na czworaka i tylko blachy, a on mi tak robi.... Szczęście nas ogarnęło i teraz dwa crossy ryły miedzę, aż trawa latała, że ho, ho.\\
Pozbierawszy się po ciemku wracamy szczęśliwi w kolorach trawy i ziemi do mojego szałerka zwalić złom, napić się wreszcie piwa i umówić się na jutro, rzecz jasna. Nazajutrz gotowi do walki ruszyliśmy w bój, nawet kanapki zabraliśmy, abyśmy tam nie padli. Chcielibyście to zobaczyć .Ha. To był widok godny poszukiwaczy histori. Ino furczało.
Jakieś zegary, przyrządy i inne jeszcze do dziś nie zidentyfikowane elementy zapełniły ponownie mojego jeepa.
Po oczyszczeniu i rozprostowaniu niektórych na pozór bez nadziei pogiętych blach, wyłoniła się od lat zapomniana szkolna cyrylica. Jakaś tabliczka informująca o zawartości olejów chyba w silniku. I jeszcze kilka innych mniejszych nierozszyfrowanych gadżetów. Nawet z bryły ziemi ostała się rączka do otwarcia spadachronu ze spaloną linką. Chyba nie zdążył.
Najciekawszy jest chyba fakt, że około 1km od tego miejsca stał sobie flac i podziurawił biednego ruska. W poszyciu znalazłem dziury 88mm i kilka pasowało do amunicji, którą znalazłem wcześniej.
Do dziś odwiedzam to tragiczne miejsce i oczyma wyobraźni rysuje ówczesne niebo usłane samolotami i przeciwlotniczym ostrzałem, niedaleko mojej spokojnej chatki.
Czyżbym znalazł myśliwego i ofiarę. Tylko kto był pierwszy? A może się mylę.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Prawdziwy talent , mógłbyś książki pisać , napewno bym chętnie jedną taką przeczytał :) , opowiadanie świetne , odrywa na chwile od kompa i przenosi w to miejsce , wyobraźnia na pełnych obrotach , jeszcze fotki a będzie CUD MIÓD.
PozdrO
tomekk
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 5 months later...

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie