W mojej rodzinie myślistwo to taka już tradycja pokoleniowa. Dziadek był myśliwym od 1947 r., ojciec i brat są obecnie myśliwymi. Mnie jakoś to nie wciągnęło, chociaż już niejedną sarnę czy dzika pomagałem targać z lasu. Kilka razy na wykopkach znalazłem się w rejonie polowania. Najlepiej się wtedy ewakuować, w podbramkowej sytuacji przeczekać w jakimś dołku. Teraz zawsze pytam brata lub innego myśliwego, kiedy w interesującym mnie rejonie będzie polowanie. Dla chodzących z wykrywką wieczorem, o świcie czy w nocy - uważajcie! Miejcie przy sobie zapaloną nawet diodową czerwoną lampkę. Przy niedostatecznym oświetleniu o pomyłkę jest bardzo łatwo. Brat powiedział, że myśliwy nie strzela jeśli nie ma 100% pewności. Niestety umysł przy słabym oświetleniu płata figle, ktoś może cię oszacować jako 100% dzika... Był przypadek, kiedy jego koledzy prawie zastrzelili złodzieja kukurydzy. Widzieli trzy dziki, które weszły w kukurydze, obstawili pole. Słyszeli że żerują, trzaski łamanych pędów. W pewnej chwili jeden z nich zauważył, że coś wychodzi z kukurydzy i łup! Usłyszał głośne O jezu!!". Wszyscy spanikowani przybiegli na miejsce, na szczęście nie było ciała, tylko przestrzelony worek z kolbami kukurydzy. Mieli nauczkę i myśliwi i złodziej. Dobrze, że tylko na strachu się skończyło.