Jako kapelan proponuję o godz. 21.00 wdać się w chwilę zadumy i zmówić modlitwę: Usłysz mnie, o Panie! Mówiono mi, że nie istniejesz, a ja, jak ten idiota, wierzyłem w to. Ale pewnego wieczoru, jakby przez dziurę jakiejś starej bomby, zobaczyłem niebo. I nagle zdałem sobie sprawę, że powiedziano mi kłamstwo. Gdybym zadał sobie odrobinę trudu, alby przyglądać się uważnie temu, co stworzyłeś, mógłbym natychmiast spostrzec, że ci, którzy to mówili, robili wszystko, aby mi nie powiedzieć, że kot to kot. Czy to nie dziwne, że musiałem znaleźć się w piekle po to, aby znaleźć czas na to, by spojrzeć Ci w twarz! Kocham Cię bezgranicznie... i pragnę, abyś o tym wiedział. Za chwilę odbędzie się straszna bitwa. Kto to wie? Może zawitam u Ciebie już dzisiaj wieczorem. Nie byliśmy dotąd wielkimi przyjaciółmi, i dlatego trwożę się, mój Boże, czy będziesz na mnie czekał przy drzwiach. Spójrz: widzisz jak płacze! Widzisz mnie, jak się rozklejam! Ach, gdybym Cię poznał wcześniej... Tak, idę! Muszę już iść. Czy to nie paradoksalne: Teraz, kiedy Cię już spotkałem, nie boję się śmierci. Do zobaczenia!