Por. Antoni Kropielnicki (dowódca szwadronu ckm 12 pułku ułanów Podolskich) tak wspomina pamiętny dzień 1 września 1939 r. pod Mokrą: Od palącej się masy czołgów odrywa się jeden i pędzi pod przejazd. Nikt nie strzela i dopiero pod przejazdem ułan wali do niego z kilku kroków, z karabinu ppanc. Dym. W środku znajdujemy już gdzieś zdobyty polski karabin ppanc. z opisem jego skuteczności, mapy z wykresloną trasą na Brzeźnicę, no i nowość dla nas - pistolet maszynowy". Niby nic, ktoś może powiedzieć, ale przytoczona relacja pasuje do innej - niemieckiej. Niejaki Stoff z 35 Pz.Rgt. wspomina tak: Dotarłem z moim czołgiem w przecinkę leśną - wy też ją znacie - aż do tunelu pod torem kolejowym. Tam otrzymałem nagle pocisk z działka ppanc., który zapalił amunicję oświetlającą [...] i kanister z paliwem, a mnie wpędził parę odłamków w pierś. Momentalnie wpłynęło płonące paliwo przez luk kierowcy do wnętrza pojazdu, parząc mu ręce i twarz i uniemożliwiając mu wydostanie się przez luk. W mgnieniu oka zapłonął cały czołg. Usiłowałem otworzyć pokrywę wieży, ale udało mi się dopiero przy pomocy kierowcy. Jak z czołgu wyszliśmy, już nie wiem...". Pozdro! PS. Źródło cytatów: A. Wilczkowski, Anatomia boju. Wołyńska Brygada Kawalerii pod Mokrą 1 września 1939, Łódź 1992, s. 235-236. PS. 2) Aha, zdaniem autora mógł to być czołg Stoffa, mógł być również jakikolwiek inny"... ;)