ms Napisano 28 Maj 2004 Autor Napisano 28 Maj 2004 Co oznacza chodzić na kule"? Łazić po poligonie, zbierać pociski, wyłuskiwać z nich miedź i być może coś jeszcze...Jacek Suchy, operator koparki, może mówić o sporym szczęściu. W ubiegłym tygodniu robił wykop pod kanalizację na jednej z mieleckich budów. Poczuł, że łyżka koparki w coś uderzyła. Z ziemi wystawała bomba z nienaruszonym zapalnikiem. - Mogła wybuchnąć przy każdym silnym uderzeniu - mówi chor. sztab. Henryk Sroka, dowódca patrolu rozminowania z Rzeszowa. - Jej siła rażenia miałaby 400 metrów.Rzeszowscy saperzy dostają codziennie kilka zgłoszeń o znalezionych niewybuchach. Tylko w ubiegłym tygodniu w okolicach Mielca interweniowali cztery razy. - Z każdym rokiem mamy coraz więcej pracy - potwierdza mjr Piotr Mielniczuk, szef saperów z Głogowa. - W Polsce na niewybuch można się natknąć prawie wszędzie.Lisowie z Teodorówki pod Duklą prawie 60 lat żyli na kilkusetkilogramowej bombie lotniczej. Dopiero w ubiegłym roku saperzy wywieźli ją z ich podwórka. - Odetchnąłem z ulgą - przyznaje Piotr Jakieła, sąsiad Lisów, choć ma świadomość, że w okolicy jest jeszcze mnóstwo niebezpiecznego żelastwa, bo przy każdej orce na swoim polu natrafia na jakiś pocisk. - Ciągle towarzyszy nam niepewność, bo we wsi nieustannie się kopie, a to kanalizację, a to rowy odwadniające.Roman Gajda, właściciel zakładu usług leśnych z Wysokiej, znalazł potężną bombę na środku drogi. W promieniu kilkuset metrów odkrył spory arsenał - bomby, pociski, zapalniki, amunicję do karabinów maszynowych. Pięciu nastolatków z Brzezin, zbierając metalowe puszki, odkryło w przydrożnym rowie ponad 130 sztuk pocisków. Kilka postanowili zabrać do domu. Po drodze, dla zabawy, rzucali nimi w siebie. Eksplozja. Jeden trup, czterech ciężko rannych. Trzy lata temu w Barwinku zabawa z niewybuchem kosztowała życie dwóch braci, a trzeciego uczyniła kaleką. W domu kolekcjonera broni z Wietrzna, który zginął podczas rozbrajania kolejnej bomby, rzeszowscy saperzy znaleźli 50 granatów moździerzowych, 2 pociski artyleryjskie, 11 min przeciwpiechotnych, 6 granatów ręcznych i 17 różnego rodzaju zapalników.Choć w Chechle pod Kluczami wszyscy pamiętają o pięciu chłopcach, którzy zginęli podczas zabawy 50-kilogramową bombą, saperów amatorów w okolicy nie brakuje. Trzy lata temu dwóch mężczyzn (w tym policjant) zostało pokiereszowanych, kiedy eksplodował pocisk artyleryjski, który usiłowali przeciąć szlifierką. - W okolicznych lasach są takie miejsca, gdzie bardzo łatwo natknąć się na niewybuchy - przyznają policjanci z komisariatu w Kluczach. - Niektórzy nawet specjalnie ich szukają.W jednej z wiosek zrobiono chodnik z wkopanych pionowo w ziemię łusek artyleryjskich. Właściciel posesji nie chce powiedzieć, ile pocisków trzeba było rozbroić. - Pamiętam, jak przed laty sąsiad chciał sobie ułatwić życie i dynamitem z kopalni postanowił wykopać dół na szambo. Trochę przesadził. Jak rąbnęło, to wyleciały wszystkie szyby, a dół był kilka razy większy niż zaplanował i musiał go zasypywać - mówi jeden z mieszkańców Chechła.Ludzie w odłamkachTejstyny w Olsztyńskiem. Po upadku PGR-rów prawie całe wsie zostały bez pracy. Ludzie ruszyli do lasu, by jakoś sobie radzić. Nie wiadomo, czego szukali w lesie dwaj nastolatki, wiadomo - co znaleźli. Ich szczątki zbierano w promieniu kilkudziesięciu metrów, podobnie jak resztki pocisku artyleryjskiego, który wrzucili do ogniska.Po tym wypadku saperzy odkryli w lesie ogromne składowisko amunicji. Przez dwa tygodnie oczyszczali las wokół Tejstyn; niewypały detonowali w żwirowni pod Bęsią. Zarówno o śmiertelnym wypadku, oczyszczaniu lasu i detonacjach w żwirowni wiedziała cała okolica, a mimo to pewnego wieczoru dwóch 15-latków z Bęsi zakradło się do żwirowni. Zeszli na dno leja i próbowali podpalić zapalniczką znaleziony przedmiot. Ten śmielszy, który podpalał, przejął na siebie cały impet wybuchu; zginął na miejscu. Pochowano go z wielką dziurą w brzuchu. Drugi, schowany za plecami kolegi, przeżył. Do dziś jest w szoku. Nie może spać, wszystkiego się boi. Nie wiadomo, czy kiedykolwiek się otrząśnie.W lesie pod Sosnowicami mieściły się kiedyś niemieckie składy amunicji. Po wojnie Rosjanie postanowili szybko rozwiązać problem, wysadzając w powietrze wszystkie składnice. Zrobili to tak nieudolnie, że tysiące niewybuchów walają się do dziś po lesie na powierzchni ponad 300 hektarów. W okolicznych wsiach przynajmniej kilkadziesiąt osób zajmuje się ich zbieraniem i rozbrajaniem. Złom jest w cenie.Podobnie jest w Małomicach, w pobliżu największego polskiego poligonu. Tu ludzie wydają się obyci z niewypałami, wybuchami, śmiercią. A jednak do dziś nie mogą zrozumieć, jak to się stało, że Kalinowie nie wrócili z kul". - Chodzili a kule" od lat i lepszych od nich w tym fachu nie było - wspominają miejscowi. Co oznacza: chodzić na kule"? Łazić po poligonie, zbierać pociski, wyłuskiwać z nich miedź i być może coś jeszcze... Być może, bo wszyscy słyszeli, że Kalinowie handlowali miedzią, nikt natomiast nie słyszał, by handlowali materiałami wybuchowymi. - Oni byli lepsi niż pluton saperów. Fach swój znali pierwszorzędnie. Na pewno rozbroili kilka ton pocisków. A temu jednemu nie dali rady, bo on jakiś obcy musiał być, nieznany - przypuszczają miejscowi.Czy od czasu śmierci Kalinów ludzie przestali chodzić na kule"? Skądże. Chodzą. Zawsze chodzili, to dlaczego mieliby przestać.W wiosce pod Janowem życie nie jest lekkie, a bez rąk to prawdziwa tragedia. Nawet się gadać o tym nie chce. Trzydziestoletni mężczyzna jakby jeszcze nie przywykł do swego kalectwa. To było raptem rok temu. Znaleźli z kumplem jakiś pocisk, chyba artyleryjski, sporego kalibru. Przynieśli z domu piłę i zaczęli ciąć. Po co? - A bo ja pamiętam? Jak pizdnęło, to i zdrowie, i pamięć straciłem - denerwuje się. - Z głupoty to było.Kolega bezrękiego też przeżył cięcie pocisku. Nie ma jednej nogi i ręki. Nie ma pomysłu na życie ani - jak się wydaje - ochoty żyć. - Przecież my nie pierwszy raz rozbrajali. Miała być z tego fajna lampka - mówi.Piłowanie śmierciPiłowanie pocisków to zajęcie dosyć modne. Nie pomagają ostrzeżenia, komunikaty, ulotki. W Józefowie trzech mężczyzn piłowało szlifierką elektryczną pocisk artyleryjski 75 mm. Chcieli zdobyć materiał wybuchowy do kruszenia skał w kamieniołomie. Jeden nie widzi, drugi ma uszkodzone gałki oczne i amputowaną nogę, trzeci uszkodzony słuch i wzrok. Ale, jak wieść gminna niesie, w Józefowie ludzie wciąż piłują albo rozwiercają pociski.Mieszkaniec Uścia Gorlickiego zginął podczas próby przepiłowania pocisku armatniego, którego chciał użyć jako obciążnika do czyszczenia kominów. W lesie koło Dąbrówki pod sosnowymi gałęziami grzybiarz odkrył skład 22 pocisków artyleryjskich. Były oczyszczone z ziemi, równo ułożone. Niektóre nosiły ślady piłowania. Ktoś wydobył je z ziemi i przygotował do obróbki". Gdyby nie przypadkowy grzybiarz i saperzy, być może ten miłośnik militariów już by nie żył.W pobliżu Technikum Rolniczego w Rzemieniu sprzątaczka znalazła reklamówkę z granatami moździerzowymi. Były uzbrojone, z zapalnikami. Fakt, że granaty znajdowały się w reklamówce i w dodatku w pobliżu paleniska, saperzy zinterpretowali jednoznacznie - dzieci chciały sobie urządzić fajerwerki. Ile byłoby ofiar?Saperzy twierdzą, że najgroźniejsza jest głupota. Nawet jeśli już znalazca niewypałów jest na tyle świadomy, by przy nich nie majstrować, często grzeszy brakiem wyobraźni. Kiedyś jeden taki wyjął z ziemi pocisk, oczyścił, włożył do torby, odniósł na posterunek policji i poprosił o powiadomienie saperów. Innym razem wezwany do rozbrojenia niewypałów patrol zastał równo ułożone, oczyszczone pociski artyleryjskie. - Kto to, k..., zrobił? Co za idiota? - nie wytrzymał chorąży, dowódca patrolu. Miejscowi obrazili się na niego. Oni zachowali się kulturalnie, chcieli saperom ułatwić pracę, a tu przysłano im takiego chama. Za grosz wdzięczności.Zakazany owocO trudnym i beznadziejnym zadaniu edukowania społeczeństwa wiele mogliby opowiedzieć komendanci ośrodków szkoleń poligonowych. O tym, że nie wolno wchodzić na teren poligonu, wie każdy. I co z tego? Jak taki zakaz wyegzekwować? Poligony są rozległe, nie sposób ich szczelnie ogrodzić, a jeśli już nawet to się uda - upilnować. Ustawia się tablice ostrzegawcze i szlabany. Ostrzeżenia rozwiesza się na wiejskich tablicach, wysyła do szkół, parafii, urzędów, publikuje w prasie lokalnej... W czasie ćwiczeń wystawia się jeszcze wartowników. A ludzie wciąż wchodzą. Co jakiś czas zdarzają się wypadki, nawet śmiertelne. Nikogo to nie odstrasza.- A jak mamy żyć bez poligonu? - pytają mieszkańcy Małomic. Ziemia piątej klasy nie chce rodzić. Pracy w okolicy nie ma. Są zasiłki z opieki społecznej, jakieś dorywcze roboty i lasy. Lasy są lepsze i gorsze. Te najlepsze, zdaniem miejscowych, są na poligonie. - Jeśli ktoś idzie na poligon, żeby zarobić na chleb, to nie patrzy, gdzie kule lecą - tłumaczy czterdziestoletnia kobieta.Jak zarabia się na poligonie? Można zbierać złom, odzyskiwać miedź, szukać jagód, grzybów (latem - kurki, jesienią - borowiki, później - gąski), zbierać brzozowe witki, z których wyrabia się miotły. W dobry miesiąc na samych grzybach można 4 tysiące zarobić. To przecież kupa pieniędzy. - Choćby co 10 metrów wartownika postawili, to i tak się na poligon przeczołgam, bo wszyscy wiedzą, że takich borowików, jak tam, nigdzie się nie znajdzie - zapiera się bezrobotny ślusarz.Za zgodą rodziców często na poligon zapuszczają się dzieci. - Jak pan chce, to oprowadzę za dychę - oferuje się rezolutny dwunastolatek. - Pokażę panu teren roboczy, gdzie spadają pociski. Zaraz po strzelaniach, póki wojsko nie oczyści, można tam fajne rzeczy znaleźć.Wojsko zapewnia, że po ostrych strzelaniach natychmiast zbiera niewybuchy i niewypały, jednak stuprocentowej gwarancji, że zbierze wszystko, nie ma nigdy. Czasem przed wojskiem zjawiają się zbieracze z okolicznych wiosek. Po co im amunicja? Nie chcą powiedzieć. Ot, tak zbierają.Dwunastolatek ma niezły składzik. W dziurze pod jedną z sosen zgromadził kilkadziesiąt naboi. - Te są od kałacha, a te przeciwlotnicze - objaśnia. Co z tym robi? Zapewnia, że nic. Czasem sobie tylko na nie popatrzy. Jego koledzy wrzucają je niekiedy do ogniska. Nie boją się, bo potrafią się" z tym obchodzić.Wojskowi słyszeli nawet o takich grupach miejscowych, które wdzierają się na strzelnice podczas ostrzału artyleryjskiego. Po co? Choćby po to, by wymontować akumulatory zasilające mechanizm tarcz.Wybuchowa ziemia- Zardzewiała śmierć może czyhać na każdym kroku. Długo jeszcze nie będziemy wiedzieć, co kryje ziemia - mówi chor. sztab. Henryk Sroka.W Ladzinie koło Rymanowa w czasie udrażniania rowu, natrafiono na miny. Saperzy spodziewali się kilku sztuk, wywieźli - 570. Leżały na polu, 50 metrów od głównej drogi, przykryte cienką warstwą ziemi. Były to niemieckie miny przeciwpiechotne; perfidne, rozpryskujące się metr nad ziemią. Każda zawierała 340 metalowych kulek i miała pole rażenia 180 metrów.W Mechnicy, tuż przy drodze krajowej Racibórz - Opole, przez 55 lat zalegało kilkadziesiąt min. Wydobyto je dzięki uporowi sołtysa, który jako dziecko widział, w którym miejscu niemieccy żołnierze zakopywali niewypały. Długo nikt mu nie chciał wierzyć. Raz nawet ściągnięto patrol saperów, ale ich wykrywacze niczego nie wykazały. Nie mogły wykazać - wybierają" metal z odległości 30 centymetrów, a miny leżały ponad pół metra pod ziemią. Obecność wybuchowego ładunku wykazał dopiero bardziej skomplikowany sprzęt. Na czas rozminowywania pola trzeba było zamknąć ruch na drodze.- Najczęściej na niewybuchy natrafia się przez przypadek, przy okazji prac ziemnych, po ulewnych deszczach albo zupełnie bez powodu. Mało który inwestor zleca wcześniejsze sprawdzenie terenu, choć z racji naszej historii byłoby to jak najbardziej uzasadnione. W ziemi może być wszystko - wyjaśnia mjr Piotr Mielniczuk.Choć saper nie powinien powoływać się na siły nadprzyrodzone, oficerowie z zarządu wojsk inżynieryjnych Sztabu Generalnego mieliby taką pokusę. Co roku polscy saperzy sprawdzają i unieszkodliwiają 800 - 900 tysięcy przedmiotów wybuchowych, w tym 3 tysiące min, 2 tysiące bomb, 30 tysięcy pocisków artyleryjskich. Od 1973 roku podczas rozminowywania Polski nie zginął ani jeden saper. Jedni mówią o cudzie, inni - o niezwykłym profesjonalizmie. Choć niedawno ta dobra passa jakby się zachwiała. Pod koniec kwietnia w Drawsku Pomorskim podczas sprawdzania poligonu po ćwiczeniach rannych zostało 8 żołnierzy; eksplozja nastąpiła podczas przenoszenia niewybuchu.Polska ziemia, przez którą przetaczały się fronty największych wojen, jest arsenałem różnorodnego śmiercionośnego żelastwa". Na niewybuchy i niewypały można natrafić praktycznie wszędzie. Ludzie powinni już dobrze wiedzieć, jak się w takiej sytuacji zachować. Dlatego saperów bardzo dziwi fakt, że co roku z powodu zabawy" z niewybuchami ginie kilkanaście osób, a dziesiątki innych zostaje kalekami.O ilości niewypałów można się było najlepiej przekonać podczas wielkich pożarów lasów pomiędzy Olkuszem a Kluczami, kiedy to wybuchające pociski zmusiły do ewakuacji kilka sekcji straży pożarnej. Skąd pod Olkuszem tyle niewypałów? Podczas I wojny światowej w Krzywopłotach toczyły się ciężkie walki. W czasie okupacji aktywnie działały tu oddziały partyzanckie batalionu Surowiec" AK. W okolicach Zalesia Golczowskiego istniało z kolei kilka niemieckich magazynów broni. W późniejszych latach zostały one wysadzone w powietrze. Jednak część z pocisków nie wybuchła. Dotychczas można je znaleźć w pobliskich lasach.Kolejną kopalnią niewypałów jest Pustynia Błędowska, która już w okresie międzywojennym służyła jako poligon lotniczy. Podczas wojny ćwiczyły tu wojska Africa Corps, a po wojnie w jej zachodniej części zlokalizowano składowisko złomu wojennego. Potem był tu poligon, z którego korzystały oddziały 6. Pomorskiej Dywizji Powietrzno-Desantowej. Obecnie konieczność usunięcia z niej pozostałych niewypałów jest jedną z głównych barier dla szerszego udostępnienia pustyni turystom.Czyja mina?Władze gminy Klucze wielokrotnie prosiły wojsko o rozminowanie terenu. Z taką samą prośbą zwracał się burmistrz gminy Golczewo (na jej terenie są Sosnowice) oraz władze Nadleśnictwa Dukla. Bezskutecznie. Wielka akcja rozminowywania Polski po II wojnie światowej zakończyła się pół wieku temu. Od tego czasu saperzy interweniują tylko wtedy, gdy dostaną zgłoszenie o znalezieniu niewybuchów. W ubiegłym roku wyjeżdżali do akcji ponad 10 tysięcy razy i usunęli prawie 800 tysięcy sztuk przeróżnej amunicji. Samodzielnie jednak nie wolno im prowadzić poszukiwań. Samorządów z kolei nie stać na kompleksowe sprawdzenie i rozminowanie, bo przebadanie metra kwadratowego ziemi kosztuje złotówkę (gmina Golczewo potrzebowałaby na taką akcję ok. 5 mln złotych). W związku z tym cały ciężar oczyszczania ziemi z groźnego żelastwa spada na barki poszukiwaczy militariów, grzybiarzy, dzieci, przypadkowych przechodniów...Pomoc służb i instytucji jest możliwa dopiero w przypadku odkrycia niewybuchów. Jeśli policjant lub gminny urzędnik uzna, że znaleziona rzecz jest niebezpieczna, informuje o tym jednostkę saperską. Patrol musi pojawić się na miejscu w ciągu doby od zgłoszenia znaleziska (jeśli niewybuch znajduje się w miejscu publicznym i bezpośrednio zagraża życiu ludzi) albo trzech dni (jeśli niewybuch jest na przykład na pustkowiu albo w lesie). Co się dzieje przez ten czas z niebezpiecznym przedmiotem? Powinna go zabezpieczyć osoba, która go odkryła. - To są chore przepisy - denerwuje się poszukiwacz militariów, który w ciągu 15 lat chodzenia po lasach odnalazł kilka tysięcy min, bomb, granatów i pocisków. - To ja wolę to żelastwo z powrotem zakopać niż czekać na odpowiednie służby i denerwować się.Z tego też powodu zgłoszenia o niewypałach często są anonimowe. Choć policja zapewnia, że sama natychmiast stara się pilnować niebezpiecznych miejsc, a saperzy - że wyjeżdżają w teren niezwłocznie, bywało, że niewybuchy w żaden sposób niezabezpieczone czekały na nich po kilka dni. Albo nie czekały wcale, bo ktoś je wcześniej stamtąd usunął. Kto i po co? - Bywa, że policja wbija obok pocisku chorągiewkę i odjeżdża. Albo że w ogóle nie chce przyjechać, bo w zarządzeniu jest mowa o milicji, a nie o policji - narzekają saperzy. Bywa też inaczej. Kiedy na działce w Poraju znaleziono stare pociski, saperzy zabrali tylko największy z nich, nie zbadali dokładnie terenu, postawili tablicę Uwaga! Niewypały" i odjechali. - Przez dwa dni musieliśmy pilnować terenu - denerwuje się tarnogórski policjant. - Przecież taka tabliczka dzieci nie powstrzyma, a tylko rozbudzi ich ciekawość.Może więc nie należy się dziwić, że każdego roku w wyniku eksplozji niewypałów ginie kilkanaście osób...BOGDAN WASZTYL http://dzis.dziennik.krakow.pl/?2004/05.28/Magazyn/a03/a03.html
Piorek Napisano 28 Maj 2004 Napisano 28 Maj 2004 Tak, jesli tylko niemielibysmy problemow po zgloszeniu ozrywki" to nietylko Pustynia Błędowska byla by czysta...Piorek
MK Napisano 28 Maj 2004 Napisano 28 Maj 2004 Gdyby każdy to czytał, byłoby mniej postów na forum, bo nieraz ten temat był poruszany. Ciekawe, jak długo jeszcze wychodzić będą niewypały na taką skalę?! Ileż to już lat po wojnie, a tu nadal pełno tego śmiecia.
bjar_1 Napisano 29 Maj 2004 Napisano 29 Maj 2004 Myslę ,że jeszcze przez kilkadziesiąt lat saperzy będą mieli co robić :) Naszą kochaną ziemię szpecą jeszcze setki tysięcy (o ile nie miliony) różnych wybuchowych popierdółek. Zresztą sami wiecie co można w lesie spotkać.bjar_1
janek_toruń Napisano 29 Maj 2004 Napisano 29 Maj 2004 racja tyle woje przeszło przez nsze ziemie, zawsze człowiek coś znajdzie, często pożary lasu powodują eksplozje że staż się boi gasić, ps:nawiasem mówiąc wcale one nie aż takie wielkie,pozd:)
wiciu_r Napisano 29 Maj 2004 Napisano 29 Maj 2004 Czy ja dobrze widziałem że za 1 m przeczesanego terenu wojo chce 1 zł.Kto jeszcze do spółki, zakładamy firmę, 90% rabatu dla stałych klientów.
Rekomendowane odpowiedzi
Temat został przeniesiony do archiwum
Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.