Skocz do zawartości

Rosyjskie eksperymenty ze zwierzętami.


lina_90

Rekomendowane odpowiedzi

Ishii zajmował się głównie epidemiami, szczególnie interesował się wąglikiem. Więźniów zmuszano do wypijania płynów z domieszką cholery, heroiny oraz trującego rącznika pospolitego. Okrutny mikrobiolog nie czekał na śmierć swych ofiar, lecz od razu przystępował do badań, nie stosując znieczulenia. Uważał, że najwięcej korzyści naukowych przynoszą eksperymenty na żywym organizmie. Na więźniach testował efektywność fosgenu, prądu, miotaczy ognia, granatów i broni palnej. Japończycy jako pierwsi w praktyce sprawdzali negatywne skutki promieniowania. W próbach wszyscy byli równi - badaniom poddawano mężczyzn, kobiety, dzieci i noworodki, co miało zwiększyć użyteczność testów.

Ważnym elementem prac Jednostki 731 było poszerzanie wiedzy na temat anatomii. - Usuwaliśmy niektóre organy i odcinaliśmy kończyny. Rozcinaliśmy wnętrze kobiet, by pokazać je młodym żołnierzom. Był to element wychowania seksualnego - wspominał po 60 latach Akira Makino, który prowadził eksperymenty na żywych Filipińczykach. Wyjawił, że pacjenci cały czas byli świadomi, a umierali dopiero po usunięciu serca. Wcześniej wycinano im niekiedy fragmenty mózgu.

- Przy pierwszej wiwisekcji bałem się, druga poszła łatwiej. Trzecią zrobiłem z przyjemnością - mówił w 2007 roku doktor Ken Yuasa. Ujawnił, że w badaniach brało udział około tysiąca japońskich chirurgów. Mieli do dyspozycji ośrodek z salą kinową i świątynią, gdzie po pracy mogli się zrelaksować i pomodlić. Wszyscy kierowali się maksymą generała Ishii, który często powtarzał swoim podwładnym: Boskim poleceniem w stosunku do lekarza jest powstrzymywanie i leczenie chorób. Wasza praca polega na czymś dokładnie odwrotnym.

Okrucieństwo bez granic

Ishii był niekwestionowanym liderem zespołu. - Gdy chciał mózg do eksperymentów, brano pierwszego z brzegu więźnia i od razu rozłupywano mu głowę. Po kilku minutach Ishii mógł już zaczynać pracę - wspominali jego współpracownicy. Więźniowie, którzy przeżyli eksperymenty, byli przekazywani żołnierzom, a ci sprawdzali na nich ostrość swoich mieczy i bagnetów. Major Robert Peaty, brytyjski oficer i jeniec Japończyków, który był świadkiem niektórych wydarzeń, stwierdził później: To było jak piekło według Dantego. Żadnej nadziei.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ken Yuasa był jednym z japońskich lekarzy, którzy pomagali dokonywać tych zbrodni. Kiedy spotkałem go w 1999 roku w Tokio, na pierwszy rzut oka wydawał się po prostu szacownym przedstawicielem swojej profesji. Jego ojciec był lekarzem, a Ken Yuasa idealizował go: „Mój ojciec chciał coś zrobić dla społeczeństwa i pomagać ludziom nieuprzywilejowanym. Pamiętam z dzieciństwa, że odwiedzał pacjentów nawet w ciągu nocy”. Ken Yuasa wstąpił więc do akademii medycznej z postanowieniem, że zostanie lekarzem tak samo oddanym dobru publicznemu jak jego ojciec. Ale kiedy zrobił specjalizację w 1941 roku, w wieku dwudziestu pięciu lat, zdał sobie sprawę, że musi zaciągnąć się „ochotniczo” do Armii Cesarskiej jako lekarz, gdyż w przeciwnym razie zostanie powołany jako zwykły żołnierz. I tak, w październiku tego samego roku, otrzymał stopień oficerski i przydział do armii w Chinach.

Przyjechał do kontynentalnych Chin z takimi samymi uprzedzeniami dotyczącymi miejscowej ludności jak reszta wojskowych – „Uważaliśmy ich za odpadki. Śmieci” – i podjął służbę w szpitalu wojskowym Roan w prowincji Shansi. Po mniej więcej sześciu tygodniach komendant szpitala poinformował go, że tego wieczoru odbędą się „ćwiczenia operacyjne” i że musi się stawić o siódmej. „To mną wstrząsnęło – wspominał Ken Yuasa. – Poraziło mnie. Teraz się zacznie, pomyślałem. I poczułem się bardzo nieswojo, ale oczywiście nie mogłem nic powiedzieć”. Młody doktor Yuasa poczuł się „nieswojo”, ponieważ słyszał, że operacje przeprowadza się na zdrowych Chińczykach, aby szkolić japońskich lekarzy na chirurgów. Ale uważał, że „w wojsku rozkazy nie podlegają dyskusji” i obawiał się, że jeśli nie posłucha, to ucierpi cała jego rodzina: „Władze uznałyby, że popełniłem zbrodnię «niesubordynacji», i moi rodzice w kraju znaleźliby się w trudnym położeniu. Byłby to dla nich powód do wstydu”.
Zrobił więc, co mu kazano, i stawił się wieczorem w sali operacyjnej. Zobaczył tam dwa stoły, ustawione obok siebie. Stali przy nich dwaj Chińczycy. Jeden był wysoki, dobrze zbudowany, mniej więcej trzydziestoletni, natomiast drugi, który płakał, mógł mieć od czterdziestu do pięćdziesięciu lat. Młodszy posłusznie położył się na stole operacyjnym, natomiast starszy nie chciał wykonać polecenia. Doktor Yuasa nigdy w życiu nikogo nie uderzył, nigdy nie użył przemocy fizycznej w żadnej formie, ale kiedy zobaczył, że starszy Chińczyk stawia opór, postanowił działać: „Postawiłem stopy mocno na ziemi i pchnąłem, a wieśniak wstał i ruszył naprzód”. Doktor Yuasa czuł, że „musieliśmy zademonstrować naszą wyższość przed żołnierzami koreańskimi”. (Koreańczycy, pełniący wartę w sali operacyjnej, byli postrzegani przez Japończyków jako „gorsi” żołnierze Armii Cesarskiej).
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Popchnięty przez doktora Yuasę starszy Chińczyk położył się na drugim stole. A doktor Yuasa poczuł się „bardzo dumny” z tego, co „osiągnął”. Patrząc wstecz z perspektywy końca lat dziewięćdziesiątych, ledwo mógł uwierzyć, że tak się zachował. „To naprawdę straszne – powiedział, mówiąc o swoim poczuciu „dumy” z tego, że zmusił starszego Chińczyka do posłuchu. – Straszna sytuacja psychiczna”.
Kiedy doktor Yuasa potrząsnął głową, dziwiąc się na wspomnienie tego, co zrobił, zdawał się patrzeć na zupełnie innego człowieka. Wyglądało to tak, jakby z powodu rozdźwięku między jego zachowaniem w przeszłości a zachowaniem w teraźniejszości jego umysł zdystansował się od tamtych wydarzeń, tworząc obraz innej osoby. Ta osoba z przeszłości mogła być jego narwanym młodszym bratem – kimś, kto był mu bliski i kogo doskonale rozumiał, lecz nie mógł być odpowiedzialny za niego dzisiaj.
Następnie doktor Yuasa opisał, na poły z niedowierzaniem, jak asystował przy operowaniu dwóch Chińczyków. Żaden z tych zabiegów nie był konieczny dla zdrowia pacjenta – wręcz przeciwnie: „Pierwsza operacja [na starszym Chińczyku] polegała na usunięciu wyrostka robaczkowego, ponieważ wśród japońskich żołnierzy zdarzało się wiele przypadków zapalenia wyrostka – nie mieliśmy żadnych antybiotyków i było całkiem sporo przypadków, kiedy żołnierze umierali podczas operacji. Lekarz wykonujący tę operację był niedoświadczony, a zdrowy wyrostek jest śliski, musiał więc robić nacięcie trzy razy. Później wycięto jelito, potem amputowano rękę, a w końcu lekarz zrobił mu zastrzyk w serce”. Co niewiarygodne, chiński wieśniak przeżył te wszystkie okaleczenia, ale nie przeżył tego, co stało się później. Doktor Yuasa i inny japoński oficer trzymali go za szyję, prawie go dusząc, a w tym czasie wstrzyknięto mu narkotyk, który wreszcie spowodował śmierć.
Następnie młodszy Chińczyk został „zoperowany” w ten sam sposób. Nikt nie przeżył podobnych „operacji” – i nikt nie miał przeżyć. Podczas swojej służby w Chinach doktor Yuasa uczestniczył w czternastu operacjach na zdrowych Chińczykach – i wszyscy zmarli. Był również świadkiem znacznie bardziej barbarzyńskich „eksperymentów” w więzieniu w pobliżu innego szpitala. Tam, w obecności grupy japońskich lekarzy, dwóch chińskich więźniów postrzelono w brzuch, a później lekarze próbowali wyjąć kule w „warunkach polowych” bez żadnego znieczulenia. „Myślę, że umarli z bólu w trakcie operacji – powiedział doktor Yuasa. – W obecności innych nie chciałem krytykować, starałem się więc być bardzo odważny i dzielny”.

Na tym Japończycy nie poprzestali, zorganizowali też całą serię prób z bronią chemiczną i biologiczną. A w ramach badań nad najbardziej skuteczną metodą zabijania, lekarze z osławionego Oddziału 731 eksperymentowali na niewinnych chińskich cywilach, zarażając ich chorobami zakaźnymi, takimi jak tyfus, ospa i zapalenie opon mózgowych. Wielu z nich przeprowadzało eksperymenty na ludziach, aby nabrać wprawy i lepiej wykonywać swoją „normalną” pracę. Niemieccy lekarze postępowali w taki sam sposób. W Auschwitz doktor Mengele wierzył, że jego eksperymenty na bliźniętach wzbogacą wiedzę medyczną. Jeśli dzieci umierały na skutek tych eksperymentów, to nie stanowiło to z jego punktu widzenia wielkiej straty, były to bowiem dzieci żydowskie. A ponieważ Chińczyków uważano za „śmieci”, japońscy lekarze mordowali ich bez żadnych skrupułów.
Wśród setek tysięcy lekarzy w Niemczech, Japonii i Związku Radzieckim zdarzali się oczywiście tacy, którzy nie chcieli brać w tym udziału. Ale woleli po prostu usunąć się w cień i ignorować to, co się działo. Wymowny jest fakt, że w tych państwach nie doszło do żadnych wielkich protestów, zorganizowanych przez środowisko lekarskie. Wręcz przeciwnie, niektórzy lekarze traktowali możliwość eksperymentowania na ludziach za wspaniałą okazję do rozwijania swoich badań i ułatwienia sobie kariery.
Chcielibyśmy myśleć, że lekarze różnią się od reszty z nas, że są bezinteresownie oddani swojemu powołaniu, że przysięga Hipokratesa, którą składają, zobowiązując się „nikomu nie szkodzić”, naprawdę coś znaczy. Ale historia lekarzy, takich jak doktor Ken Yuasa, pokazuje, jak łatwo wielu z nich w Niemczech, Japonii i Związku Radzieckim dało się skorumpować.
Po wojnie doktor Yuasa był więziony przez Chińczyków do 1956 roku. Po powrocie do Japonii podjął na nowo praktykę lekarską – tym razem jednak próbował, podobnie jak wcześniej jego ojciec, „zrobić coś dla społeczeństwa”.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I coś o Rosjanach...

MAKABRYCZNY EKSPERYMENT w Akademii Medycznej w Omsku

Eksperymenty miały związek z biorezonansem i biolokacją.

Jeśli ktoś zna kontrowersyjne urządzenie ,,Oberon'' to może doznać szoku w jaki sposób doszło do wynalezienia tego urządzenia do komputerowej diagnostyki zdrowia.

W celu zweryfikowania hipotezy docent But i współpracownicy wykonali na Akademii Medycznej w Omsku szereg makabrycznych eksperymentów - na zwierzętach, zabijając i torturując je, na zwłokach ludzkich, płodach po aborcji, oraz na żywych jeszcze pacjentach szpitala...


W blogu - ,,Będąc młodym fizykiem - nonsensy z nauki polskiej i zagranicznej''.
Są przedstawione fragmenty raportów z eksperymentów, które prowadziły do wynalezienia tych urządzeń. Zasadę działania" sprzętu do biorezonansu można pokrótce opisać tak : Biorezonans należy do tej samej rodziny zjawisk, co różdżkarstwo i inne rodzaje postrzegania pozazmysłowego". Fenomeny owe polegają na tym, że człowiek (zwany operatorem") jest w stanie wykryć coś niewidocznego gołym okiem (np. żyłę wodną, lub czyjeś schorzenie). Zdolność taka nazywa się iolokacją".

I tu pojawia się rewolucyjny wkład docenta Buta. Jak zwiększyć zdolność do iolokacji"? Cytat ze strony:

W podręcznikach radiestezji podkreśla się, że do osiągnięcia maksymalnej wiarygodności prac poszukiwawczych stosuje się jako przyrząd świeżo ściętą gałąź drzewa.

Pracowników zespołu akademickiego pod kierownictwem Jurija But zainteresowało powyższe stwierdzenie, a przeprowadzone eksperymenty z łozą" umożliwiły sformułowanie roboczej hipotezy, wg której (...) oddziaływanie operatora biolokacji z każdym systemem biologicznym, który poddano intensywnej destrukcji (zabijanie) znacznie podnosi wiarygodność prowadzonych badań biolokacyjnych.

Stopień podniesienia wiarygodności zależy od zdolności operatora, poziomu organizacji biologicznej rozpadającego się układu, oraz ostrości zmian patologicznych, które są przyczyną jego śmierci. Ponadto uczestnictwo samego operatora w destrukcji (w zabijaniu) badanego układu ma rolę rozstrzygającą.

Poddano analizie pod kątem powyższej hipotezy materiały historyczne nt. szczegółów rytualnych zabójstw w celu złożenia ofiary, które miały miejsce u większości narodów, i grup etnicznych.

Tłumacząc na prosty język: Po zapoznaniu się z historycznymi opisami mordów rytualnych, docent But postawił hipotezę: Zdolność iolokacji" zwiększa się, jeżeli w pobliżu człowieka ją wykonującego umiera jakieś żywe stworzenie, a jeszcze bardziej, jeżeli operator" osobiście je zabija i jeśli zabija intensywnie". W celu zweryfikowania hipotezy docent But i współpracownicy wykonali na Akademii Medycznej w Omsku szereg makabrycznych eksperymentów - na zwierzętach, zwłokach ludzkich, płodach po aborcji, oraz na żywych jeszcze pacjentach szpitala...

Postawione zadanie realizowano przez oddziaływanie na obie półkule mózgu operatora biolokacji (...) polem magnetycznym (...). Najlepiej wówczas umieścić miedzy induktorem pola magnetycznego, a strefą skroniową pracującego operatora obiekt biologiczny (...), lub jego poszczególne składniki (...), znajdujące się w stadium nieodwracalnej destrukcji (śmierci).

Obiekt biologiczny, lub jego część, należy przygotować do badania w aktywnym stanie funkcjonalnym, lecz w momencie badania musi znajdować się w początkowym stadium nieodwracalnych zmian, które w końcowym stadium prowadzą do śmierci.

Innymi słowy - zwierzęta i ludzie poddawani eksperymentowi musieli być ni mniej ni więcej, tylko umierający...

Należy podkreślić, ze dla obiektu biologicznego uszkodzenia są nieodwracalne, i prowadzą do jego śmierci.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Między strefą skroniową głowy badanego, jako operatora biolokacji, a jednym z induktorów magnetycznych umieszczano zastosowany obiekt biologiczny (...) jako biologiczny inicjator zdolności intuicyjnych pracującego operatora biolokacji.

W eksperymentach zastosowano znane czynniki oddziaływania, doprowadzające do destrukcji i śmierci obiektów biologicznych:
- uszkodzenie mechaniczne, w tym dekapitacja i rodzaje upuszczania krwi,
- zamrażanie,
- zatrucie,
- wielokrotne oparzenia (termiczne i kwasami),
- wygłodzenie,
- odwodnienie,
- niedotlenienie i uduszenie,
- porażenia prądem elektrycznym i promieniowaniem jonizującym,
- prądy wichrowe,
- wysokie stężenie chloru, etc.

Na bazie sztucznie spowodowanej destrukcji i śmierci zastosowanego systemu, lub obiektu biologicznego, bądź ich części, przeprowadzono podstawowe badanie, a następnie opracowano statystycznie otrzymane wyniki. (...)

Autorzy w tym miejscu nie precyzują, na jakich obiektach biologicznych" wykonywano wymienione wyżej doświadczenia. Lecz przykłady obiektów" podane są dalej:

W następnej serii doświadczeń przeprowadzano dekapitacje zwierząt laboratoryjnych (białych myszy, szczurów, świnek morskich, i psów). Do przeprowadzenia dekapitacji drobnych zwierząt laboratoryjnych skonstruowano gilotynę i urządzenie do homogenizacji.

(Zastanawia mnie, co stosowano do zwierząt większych, np. psów?...)

Ciała zwierząt w agonii, odcięte głowy, lub ich homogenaty, były umieszczane miedzy jednym z induktorów magnetycznych, a głową operatora, po czym przeprowadzano test Right. (...)

Test Right polegał na zgadywaniu figur geometrycznych narysowanych na zasłoniętych kartach. Grupa operatorów" liczyła 12 osób.

Po analizie otrzymanych wyników okazało się, ze wyższe wyniki testu Right zanotowano u wszystkich operatorów, którzy samodzielnie dokonali dekapitacji zwierząt, przy zabiciu młodych, aktywnie funkcjonujących i zdrowych zwierząt, oraz ustalono, ze wynik był uzależniony od poziomu organizacji gatunkowej zastosowanego obiektu biologicznego.

Najwyższe wyniki w teście Right osiągano przy synchronizacji pracy operatora biolokacji z oddziaływaniem czynników destrukcyjnych na układ biologiczny, tj. stosując świeżo zabite zwierzęta. Wraz z upływem czasu wyniki testu stopniowo się obniżały, by ulec gwałtownemu pogorszeniu po 1,5 - 2,5 doby (zależnie od gatunku zwierzęcia), w warunkach przechowywania zwłok w temperaturze pokojowej.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jednocześnie przeprowadzono badania nt. zastosowania jako inicjatora biologicznego pozyskanych z ciał zwierząt i człowieka różnych organów, tkanek, elementów komórkowych, a także embrionów (tkanki fetalne [płodowe] po aborcji), oraz noworodków zmarłych w trakcie porodu, lub w pierwszych godzinach i dniach po porodzie.

Ciała zwierząt były stosowane po zabiciu, zmarłych w wyniku wywołania śmiertelnej choroby (zapalenie otrzewnej), lub zatrucia (przedawkowania podczas narkozy). Analogiczne badania przeprowadzono z organami pozyskanymi z ciał ludzi, którzy zginęli w wyniku wypadku, gwałtownej śmierci, zabójstwa, samobójstwa, oraz zmarli w wyniku ciężkiej, nieuleczalnej choroby (onkopatologia).

Powyższą część badan przeprowadzono korzystając z zasobów Wydziału Patoanatomii Akademii Medycznej w Omsku, wspólnie z pracownikami wydziałów Anatomii Patologicznej i Medycyny Sadowej. (...)

Wyższe wskaźniki osiągnięto przy pracy z tkankami fetalnymi [płodowymi], nie z całym organem, lecz z jego homogenatem, który spreparowano z użyciem skoncentrowanego kwasu siarkowego, lub umieszczono miedzy elektrodami węglowymi, gdzie poddawano badany materiał cyklicznym wyładowaniom elektrycznym. (...)

Najwyższe wyniki testu Right otrzymano przy pracy ze zwłokami zmarłego S., lat 36. Zgon nastąpił wskutek utraty krytycznej objętości krwi, po wielokrotnych ranach postrzałowych w okolicy brzucha i kończyn dolnych. Po 9 godzinach od śmierci, wynik osiągnięty w teście Right wynosił 96,42 +/- 12,34%, po 24 godzinach obniżył się do 88,34 +/- 11,24%, a po trzech dobach osiągnął 64,82 +/- 19,18%.

Pracowano z ciałem zmarłej J., 76 lat, u której zgon nastąpił wskutek mnogich przerzutów (...) do węzłów limfatycznych, na tle wyraźnego wyniszczenia organizmu; diagnoza: nowotwór żołądka, IV stadium. Test Right przeprowadzony w czwartej godzinie po śmierci osiągnął wynik 79,47 +/- 10,21%, po 24 godzinach 71,13 +/- 9,97%, po trzech dobach 66,39 +/- 8,75%. (...)

Na zakończenie oceniono przydatność osób cierpiących na ciężkie, przewlekłe (onkologiczne) choroby mózgu, jako inicjatorów. Przykładowo u chorej N., lat 49, przy diagnozie meduloblastoma mózgu w IV stadium (chora zmarła po 9 tygodniach od badania), osiągnięto wyniki testu Right 89,13 +/- 10,17%.

U chorej S., 54 lata, z diagnozą ekstracerebralny nowotwór mózgu, wynik testu Right osiągnął 82,26 +/- 10,1%.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Opracowano specjalne oprogramowanie dla usprawnienia statystycznej obróbki wyników, otrzymywanych w chwili strojenia induktorów magnetycznych.

A jaki to ma związek z urządzeniami do biorezonansu?

Związek tych pseudo-badań ze sprzętem typu Oberon" jest niejasny i opiera się na bardzo mglistej logice". Z objaśnień pseudonaukowców wynika z grubsza tyle: Po udowodnieniu" doświadczalnym, że zabijanie wzmacnia zdolność biolokacji, udowodniono z kolei, iż również przerwanie innych procesów (niekoniecznie życiowych) - wzmacnia tę zdolność. Urządzenia do biorezonansu opierają się na tym właśnie, że przerywają pewne procesy". Z dalszych zagmatwanych wyjaśnień można wyciągnąć tyle, że urządzenie mrugające lub wydające dźwięki wystarcza, aby przerwać u pacjenta proces chorobowy i wzmocnić u niego zdolność do samowyleczenia się - lub przynajmniej zdiagnozować schorzenie.

Jak widać, związek krwawych doświadczeń na ludziach i zwierzętach z mrugającymi i buczącymi urządzeniami z gabinetów biorezonansu jest bardzo luźny, by nie powiedzieć - żaden. Oznacza to jednak ni mniej ni więcej niż to, że grupa szaleńców wykonywała w państwowym szpitalu eksperymenty nie tylko makabryczne, lecz nawet z punktu widzenia logiki zupełnie bezcelowe. Czyli - jedynie dla własnej chorej przyjemności. A co gorsza potencjalnie otwierające drogę ewentualnym kolejnym szaleńcom. Oby się nie okazało, że ktoś w Rosji zainspirował się adaniami" i zaczął je kontynuować. Nie chcę już wspominać o możliwości bardziej dosłownej inspiracji materiałami historycznymi"...

Eksperymentatorzy zaś po wszystkim dobudowali do swych doświadczeń pokrętną ideologię, dzięki której mogli ogłosić, że jednak przyczyniły się one do jakiegoś postępu naukowego - mianowicie do opracowania niewinnych maszynek do biorezonansu.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie