Skocz do zawartości

Ten straszny rok 1939


pomsee

Rekomendowane odpowiedzi

Ten straszny rok 1939



Paweł Wroński2009-09-06, ostatnia aktualizacja 2009-09-02 18:02

Gdyby Hitler zginął 8 listopada w zamachu w monachijskiej piwiarni, przeszedłby dohistorii jako największy mąż stanu w dziejach Niemiec. Ale Hitler się spieszył, wyszedł z piwiarni 20 minut przed wybuchem. Rozmowa z prof. Włodzimierzem Borodziejem

We wszystkich biografiach Adolfa Hitlera pojawiają się lata 1940 i 1941 jako data planowanego przez niego generalnego rozstrzygnięcia". Także niemieckie plany zbrojeniowe były przygotowane tak, by cała machina działała na pełnych obrotach w roku 1941. Jednak Hitler rozpoczął wojnę w 1939 roku. Co go do tego skłoniło?

- Chciał rozpocząć wojnę przed pięćdziesiątką, a w 1939 roku miał 50. urodziny. Był przekonany, że szybko umrze, więc ma mało czasu, żeby dokonać wielkich rzeczy dla Niemiec. Jesienią 1938 roku był wściekły, że w Monachium Zachód i Czechosłowacja ustąpiły, nie dały mu szansy na atak. A Polska tę szansę dała, mówiąc mu ie".

Na naradzie z dowódcami 5 listopada 1937 roku Hitler wymienił kierunki ekspansji Niemiec: Austria, Czechy, potem Zachód. W ogóle nie mówił o Polsce. Dlaczego?

- Tego dnia zdarzyło się coś jeszcze istotniejszego z punktu widzenia stosunków polsko-niemieckich, na co niewielu badaczy zwraca uwagę. Otóż w Spale prezydent Ignacy Mościcki przyjął delegację mniejszości niemieckiej. Równocześnie w południe delegacja mniejszości polskiej została przyjęta przez kanclerza Hitlera. Obie strony ogłosiły, że wobec mniejszości narodowych będą odnosić się na zasadzie wzajemności. Są to sprawy bilateralne, a Lidze Narodów, która do tej pory była gwarantem praw mniejszości, nic do tego. Józef Beck uważał, że to wielki sukces. Także 5 listopada padło zapewnienie ze strony Hitlera, że w statusie Wolnego Miasta Gdańska nic się nie zmieni i że będą tam respektowane prawa Polski i Polaków. Wszystko więc na to wskazuje, że Hitler w 1937 roku nie planował wojny z Polską. Uważał, że uda mu się utrzymać z nią dobre stosunki, a może nawet wyprowadzi ją z sojuszu z Francją - która była jego przeciwnikiem pierwszoplanowym.

Trochę to sprzeczne z ideologią o rozszerzeniu przestrzeni życiowej dla Niemców. Przecież ta przestrzeń życiowa to wschód, ziemie Słowian.

- I tu dochodzimy do sedna sprawy: powszechnego przekonania o antyslawizmie Hitlera. Ale jeśli głębiej wczytać się w jego wypowiedzi, to przed 1939 rokiem trudno znaleźć opinie deprecjonujące Polaków. Gdy Hitler mówi o Słowianach, zwykle chodzi mu o Czechów, których z racji miejsca urodzenia i lat spędzonych w Wiedniu dobrze znał. I jak się wydaje, serdecznie nienawidził.

Jakie w takim razie miał oczekiwania wobec Polski?

- Dość jasne. Żeby nie przeszkadzała. Najpierw w rewizji traktatu wersalskiego, potem w ekspansji. Z kolei Józef Beck traktował Hitlera jako szansę na prowadzenie samodzielnej polityki zagranicznej, w jednakowej odległości od dwóch potężnych są siadów: Niemiec i ZSRR.

Musimy pamiętać, że Hitler oznaczał jakościową zmianę. On - w odróżnieniu od wszystkich poprzednich, czyli demokratycznych rządów niemieckich - nie mówił o konieczności rewizji granicy polsko-niemieckiej. Czynił też wiele przyjaznych gestów wobec Polski. Np. ze względu na pogrzeb Piłsudskiego (na którym Rzeszę reprezentowała druga osoba w państwie, czyli Göring) została przełożona sesja Reichstagu, zaś kolejną rozpoczęto minutą ciszy ku czci Marszałka. Wspomnienie o zmarłym wygłosił Göring, mówił o nim też Hitler, który wcześniej uczestniczył w berlińskiej mszy żałobnej w intencji Piłsudskiego. Ciekawe, że w chwili zaostrzenia relacji z Polską w 1939 roku w niemieckich mediach nadal utrzymywał się kult Piłsudskiego. Pojawiła się nawet figura propagandowa, że Beck zerwał z jego polityką, że jest jej żywym zaprzeczeniem. Nawet we wrześniu '39 Hitler demonstracyjnie oddawał cześć pomnikom Marszałka: to był według niego dobry, wielki Polak, który niejako przerósł swój naród. A zwłaszcza jego elitę polityczną.

Beck rzeczywiście odszedł od linii Piłsudskiego?

- Nie. Polityka Piłsudskiego, a potem Becka, to konsekwentna gra na samodzielność. Beck już w 1932 roku, a więc za życia Marszałka, zastąpił na stanowisku ministra spraw zagranicznych Augusta Zaleskiego. Zaleski jeszcze łączył nadzieje z Ligą Narodów i za jej pomocą próbował zabezpieczać polskie interesy. Ale Liga raczej gorzej niż lepiej strzegła porządku wersalskiego.

Hitler chciał rewizji traktatu wersalskiego, Polsce zależało na jego utrzymaniu.

- I dlatego trudno prowadzić politykę utrzymania wersalskiego status quo, nie sprzeciwiając się polityce Niemiec, które punkt po punkcie go rewidowały. Polityka Becka stała się z czasem schizofreniczna. Godził się na rewizję traktatu przez Niemcy, ale równocześnie zastrzegał, że traktat ma nadal w 100 procentach obowiązywać w sprawach Polski. Beck szczerze napisał w maju 1939 roku, że albo dociągniemy nasze Państwo do pozycji mocarstwa, albo ( ) staniemy się jakąś Słowacją czy czymś podobnym". Cały okres jego ministrowania to takie dociąganie" Polski do pozycji mocarstwa. Tak już jest, gdy tylko Polska staje się suwerenna, natychmiast pojawiają się politycy, dla których jest ona ciągle za mała. Oni chcieliby zarządzać takim półmocarstwem.

To dość ostra krytyka polityki Becka.

- Beck świetnie wiedział, ile ryzykuje, kiedy historia powie sprawdzam". Bo chcieliśmy być mocarstwem, choć nie mieliśmy atrybutów mocarstwa. Polska była dużym, ale słabym państwem. Dlatego też Beck pisze, że dociąga" ją mimo całej naszej biedy i słabości". Z drugiej strony wielkiego wyboru nie miał. Czy można było stulić uszy po sobie i przyjąć ugodę z Hitlerem? Nie. To było psychologicznie niemożliwe z punktu widzenia ówczesnej elity i woli narodu.

Jest taki zapomniany epizod z lata 1939 roku, który pokazuje sposób myślenia Becka. Polska negocjuje z Wielką Brytanią kredyt. Wiadomo, że na uzbrojenie armii, bo wojna tuż-tuż. Brytyjczycy oferują śmiesznie mało, a przy okazji próbują załatwić kilka własnych interesów, m.in. ograniczenie eksportu polskiego węgla. Beck rokowania zrywa. Szaleństwo? Może. Ale z drugiej strony umowa kredytowa i tak nie zostałaby zrealizowana przed spodziewanym wybuchem wojny. Więc wojsko polskie nie byłoby ani o karabin lepiej wyposażone. Natomiast Brytyjczycy groźbę wojny potraktowali małostkowo, jako okazję do załatwienia swoich interesów. To było dla Becka nie do zaakceptowania.

Ale wygląda na to, że nasza godnościowa, mocarstwowa polityka nie była w Europie rozumiana.

- Naraziliśmy się na kompletny brak zrozumienia, a to śmierć dyplomacji. Charakterystyczne zdarzenie: w połowie kwietnia 1939 roku Beck każe złożyć polskiemu posłowi w Kownie deklarację, iż Rząd Polski rozpatruje w tej chwili sytuację, pragnąc, by w sposób najbardziej skuteczny pomóc narodowi litewskiemu w utrzymaniu niepodległości jego państwa". Cel szczytny - chodzi o wzmocnienie woli oporu Litwy wobec Niemiec, które zabrały jej Kłajpedę. Ale deklarację tę poseł RP składa rok po tym, gdy Polska drogą ultimatum wymusiła na Litwie nawiązanie stosunków dyplomatycznych. Litewski minister spraw zagranicznych po wysłuchaniu oświadczenia robił wrażenie człowieka raczej przerażonego" polską ofertą pomocy. Najwyraźniej obawiał się, że polska pomoc" to kolejne ultimatum.

Sprawa polska w momencie wybuchu wojny była bardzo niepopularna. I to właśnie przez politykę II Rzeczpospolitej w jej ostatnich latach. Co robił sztandarowy zwolennik wojny z Niemcami Winston Churchill wiosną 1939, gdy Wielka Brytania udzielała gwarancji Polsce? Żałował, że Brytyjczycy angażują się po stronie Polski, a nie przyszli z pomocą dzielnemu narodowi czeskiemu. Wpływowy publicysta i dyplomata Harold Nicholson twierdził wręcz, że Wielka Brytania, występując w obronie Polski, działa w złej sprawie. Ale nie ma innego wyjścia.

Beck jednak skądś czerpał przekonanie o słuszności swojej polityki. Może wierzył, że jesteśmy w stanie pokonać Niemcy?

- Polska militarnie nie mogła się równać z Niemcami. Wiedzieli o tym dobrze i Niemcy, i ci polscy politycy, którzy wiedzieć powinni.

W rozmowie z Ribbentropem w styczniu 1939 roku pada z ust Becka zdanie, które w pewnym stopniu jest kwintesencją jego wizji polityki. On na propozycję niemiecką: Gdańsk dla Rzeszy, autostrada i linia kolejowa przez Pomorze i udział w pakcie antykominternowskim, odpowiada: nie. Ale uzasadnia to stwierdzeniem: Bo Polska to nie Czechy".

Ta niechęć, wręcz pogarda wobec Czechów była głęboko zakorzeniona w myśleniu polskich elit politycznych. Czesi swoją niepodległość wytargowali, myśmy wywalczyli szablą. Głębokie przekonanie, że Polska nie może podzielić losu Czechosłowacji, było wszechobecne. Beck po prostu uważał, że Polska jest tak dużym państwem i tak istotnym elementem stosunków europejskich, że próba rewizji jej granic musi skończyć się wojną. Z jednej strony się nie mylił. Z drugiej owa godnościowa polityka doprowadziła do tego, że nie zwracał uwagi na realne zagrożenia. Spójrzmy na sytuację z okresu konferencji monachijskiej, gdy decydowały się losy Czechosłowacji.

Tu zachowywał się konsekwentnie. Przecież był oburzony, że Polska nie wzięła w niej udziału na równych prawach.

- To prawda, ale zaraz zaczął się też dopominać o równe prawa mniejszości etnicznych na terenie Czechosłowacji. A więc takie, które dawałyby mniejszości polskiej uprawnienia takie same jak niemieckiej. Racjonalne? Tak. Ale wkrótce okazało się, że chodzi o prawo do secesji, które wymógł na Pradze Hitler w odniesieniu do tzw. Niemców sudeckich. Brytyjczycy i Francuzi, widząc, co się kroi, mówili Polakom: co wy robicie? Jesteście państwem wielonarodowościowym, więc jesteście następni w kolejce. Ale odpowiadało im milczenie polskich polityków albo stwierdzenia, że z Berlinem sami sobie poradzą.

Czy wielkie majowe przemówienie Polska od Bałtyku odepchnąć się nie da" jest w pana opinii przemówieniem: my, Polacy, nie jesteśmy Czechami?

- Też, ale nie o to tutaj chodziło. To znowu mówi były żołnierz, w imieniu pokolenia, które przeżyło rzeź Wielkiej Wojny, ale suwerenność swojego państwa - nazwaną tu honorem - ceni wyżej niż strach przed powtórką horroru. On myśli inaczej niż Benesz. Myśli zresztą w ogóle inaczej. Niemcy, tłumaczy Beck swoim podwładnym kilka tygodni wcześniej, promenują się dziś po całej Europie" w sile dziewięciu dywizji - z tą siłą nikt Polski nie weźmie". Nie sadzę, by sam w to wierzył, ale w tym samym przemówieniu do współpracowników mówi inną rzecz, właśnie to, czego Niemcy nie byli w stanie zrozumieć: Polska ma swoje ezpośrednie interesy", do nich zalicza się status prawnomiędzynarodowy Gdańska. Jeżeli ktoś te interesy naruszy - mówi Beck - przychodzi nasze polskie non possumus. To proste: będziemy się bić".

Naprawdę prosta konstrukcja. Tylko pewnie trzeba być Polakiem, by uwierzyć, że to ani figura retoryczna, ani oferta przetargowa.

Miesiąc po konferencji monachijskiej pojawia się niemieckie ultimatum dotyczące Gdańska, eksterytorialnej autostrady i wejścia Polski do paktu antykominternowskiego skierowanego przeciw ZSRR.

- Propozycja z 24 października 1938 złożona ambasadorowi Lipskiemu nie miała charakteru ultimatum. Dla Hitlera sprawa Gdańska oznaczała - wciąż pokojowe - rewidowanie traktatu wersalskiego. Niewiele więcej. Hitler był przekonany, że jego propozycje są umiarkowane i logiczne. Rozumował tak: Polsce to się opłaca, bo jako pierwszy niemiecki polityk faktycznie gwarantuje jej granice zachodnie, a za drobne ustępstwa pozwoli Polsce odzyskać status - znowu wracamy do tego pojęcia - mocarstwa na Wschodzie. Oczywiście byłoby to imperium drugiej kategorii, faktycznie uzależnione od Niemiec, ale imperium.

Ale gdzie były te imperialne perspektywy?

- Hitler mówił o nich Polakom wielokrotnie. Już podczas wizyty w 1935 roku Göring namawiał marszałka Piłsudskiego, by Polska wraz z Niemcami ruszyła na Moskwę. Podczas wizyty w styczniu 1939 roku Joachim von Ribbentrop mówił o polskiej Ukrainie, na co Beck odpowiadał, że nawet nie wie, co by z takim obiektem zrobił". Polska była wielokrotnie namawiana do podpisania paktu antykominternowskiego - który skierowany był przeciw międzynarodówce komunistycznej, a jego tajny protokół zakładał przynajmniej neutralność podczas ataku jednego z sygnatariuszy na ZSRR.

Ślady tej konstelacji - sojusz dyktatur europejskich przeciw bolszewizmowi - znajdujemy w dzisiejszych publikacjach rosyjskich o rzekomych tajnych porozumieniach Polski z Niemcami.

I jaka była polska odpowiedź?

- Za każdym razem ie". Polska nie przystąpiła do paktu, więc nie mogła uczestniczyć w jakichkolwiek tajnych protokołach. Polityka równej odległości między Niemcami a Rosją sowiecką zakładała, że nie będziemy się angażować w jakiekolwiek awantury na wschodzie.

W takim stawianiu sprawy istotną rolę odgrywają biografie czołowych polskich dyplomatów. To byli wojskowi. Mieli za sobą doświadczenie wyprawy kijowskiej i nie było to miłe wspomnienie. Osłabiać ZSRR od wewnątrz, przez wygrywanie konfliktów narodowościowych - jak najbardziej. Natomiast wojna z ZSRR z perspektywy Warszawy mogła być tylko obronna. Agresja czy współudział w niej nie wchodziły w grę.

Ale niedawno rosyjska telewizja publiczna Rossija wyemitowała film, w którym twierdzi, że Polska podpisała sojusz z Hitlerem przeciwko ZSRR. Czy w rozmowach z rosyjskimi uczonymi stykał się pan z taką tezą?

- Nie. Nikt poważny na taką głupotę by sobie nie pozwolił. W filmie źródłem wiedzy są spekulacje francuskich gazet - żaden poważny historyk, mając przy jakimkolwiek temacie dostęp do materiałów archiwalnych, nie będzie twierdził, że ówczesna prasa wiedziała lepiej.

Skąd źródło tego rodzaju wypowiedzi? Czy w postrzeganiu dziejów II wojny i roli ZSRR jest jakaś zmiana?

- Problem na tym właśnie polega, że nie jest to nic nowego,to powrót do starej wersji radzieckiej, mimo że w międzyczasie Moskwa (dopiero w grudniu 1989) przyznała, że tajny protokół zakładający podział Polski w pakcie niemiecko-radzieckim istnieje. Cała ta figura tym bardziej nie ma sensu, że opierała się na zgoła innym założeniu - że nie ma czego się wstydzić, był tylko zwykły pakt o nieagresji.

Beck propozycjami niemieckimi był kompletnie zaskoczony, a i Hitler wydawał się zaskoczony odmową. W kwietniu 1939 roku stwierdził, że oferta niemiecka nie zostanie powtórzona, wypowiedział układ o nieagresji i od razu zarządził przygotowania do wojny. Dlaczego?

- Zrozumiał, że gdyby rozpoczął wojnę na Zachodzie, jak pierwotnie zakładał, Polska nie pozostałaby bierna i zaatakowałaby od wschodu. Musiał więc dokonać zwrotu. Zresztą całe jego otoczenie odetchnęło z ulgą, że wreszcie skończyła się polityka odprężenia z Polską. Goebbels notował w dzienniku, że wreszcie kończy się przyjaźń z Polaczkami", którzy są i pozostaną naszymi wrogami". Naprawdę im ulżyło, że już nie trzeba udawać. Bo otoczenie Hitlera nienawidziło Polaków.

Ciekawym z punktu widzenia historyka odbiciem nastrojów są karykatury. Jest taka świetna praca Eugeniusza Cezarego Króla Polska i Polacy w propagandzie narodowego socjalizmu w Niemczech 1919-45". Przed 1934 r., nim zaczęło się odprężenie, obraz Polski jest straszny - Polacy w karykaturach przedstawiani są jako świnie lub jako wilki czyhające na bezbronne owieczki w Prusach Wschodnich. Cała propaganda niemiecka mówi o polskim zagrożeniu.

W okresie odprężenia mamy inny rysunek: Göring na polowaniu w Polsce, a nad nim szybują dwa orły, biały i czarny.

Przychodzi wiosna 1939 i niemiecka prasa jest znów pełna polskich wilków zagrażających Niemcom. Zresztą polska propaganda odpowiadała pięknym za nadobne. Prasa o sympatiach endeckich żądała represji wobec mniejszości niemieckiej i przypominała o słowiańskości wschodnich Niemiec. I chyba zrobiła wrażenie, skoro Erika Steinbach sugeruje, że taki był mniej więcej oficjalny, rządowy program Polski przed wojną, czyli: odebrać dawne ziemie słowiańskie i wypędzić Niemców mieszkających w Polsce.

Czy w kalkulacjach Hitlera sprzed 1939 roku pojawia się możliwość zawarcia porozumienia z Józefem Stalinem, które otwarło drogę do wojny?

- Dlaczego uważa pan, że pakt Ribbentrop-Mołotow otwierał drogę do wojny? To popularna teza, ale zastanówmy się, co Hitler osiągnął poprzez militarne współdziałanie ze Stalinem. Znał możliwości swojej i polskiej armii. Wiedział, że militarnie karty są rozdane. Gdyby 17 września Armia Czerwona nie wkroczyła, Niemcy i tak doszliby do wschodnich granic Polski. Wojna potrwałaby co najwyżej kilka tygodni dłużej. Hitlerowi Stalin nie był potrzebny do wojny z Polską. Wygrałby sam.

Po co więc porozumienie ze Stalinem?

- Takie pytanie zadaję czasem studentom na zajęciach. Za ledwo jedną trzecią Polski oddawał szmat Europy, od Finlandii, przez Estonię, Łotwę i Litwę aż po Besarabię. Gdy się spojrzy na mapę, robi to piorunujące wrażenie. Dalej, skoro myślał o wojnie z ZSRR, to wyraźnie pogarszał swoje położenie strategiczne: atak spod Brześcia to co innego niż atak spod dawnej granicy polsko-radzieckiej. Przecież to kolejne 150-200 kilometrów do przebycia.

Hitler robił do tego coś sprzecznego z ideologią narodowosocjalistyczną i swoimi głębokimi przekonaniami. Dodatkowo zaskoczeni i wściekli byli jego sojusznicy: Japonia, która toczyła z ZSRR wojnę, i Włochy. Z biegiem lat coraz bardziej skłaniam się do tezy mało popularnej, nie tylko w Polsce. Wygłosił ją 20 lat temu Eberhard Jäckel, autor jednej z pierwszych prac o poglądach Hitlera na świat. Analizując skutki paktu Ribbentrop-Mołotow, doszedł do wniosku, że jedynym logicznym powodem jego zawarcia była chęć uspokojenia generałów. Jako kapitanowie i majorzy mieli oni za sobą doświadczenia okopów I wojny światowej. W ich odczuciu najważniejszym powodem, dla którego ją przegrali, było to, że toczyli ją na dwa fronty. Hitler, likwidując" front wschodni, kupował sobie spokój u swoich generałów.

Z tego, co pan mówi, wynika, że pakt Ribbentrop-Mołotow nie miał decydującego znaczenia dla wybuchu II wojny światowej. To zmniejsza winę Stalina?

- Stalin był wspólnikiem Hitlera, bo z własnej woli podpisał z nim porozumienie i zbrojnie najechał na tereny Polski. Natomiast inicjatywa wyszła od Niemiec i to Niemcy są w pełni odpowiedzialne za wybuch wojny. Inaczej trudno opisywać wydarzenia 1939 roku.

Wiemy, że Hitler chciał wojny, a czy chciało jej społeczeństwo niemieckie?

- 1 września nie było aplauzu i wybuchu patriotycznego uniesienia, tak jak to się zdarzyło w wielu miastach niemieckich w sierpniu 1914 roku. W społeczeństwie niemieckim istniała obawa przed wojną, która kojarzyła się z latami 1914-1918 i klęską. W każdym mieście niemieckim stały tablice poświęcone ofiarom I wojny z szeregami nazwisk. To nie nastraja wojowniczo. Ale wojna z Polską nie mogła Niemców zniechęcić do podbojów. W walkach poległo zaledwie 17 tys. niemieckich żołnierzy. Podczas I wojny światowej zdarzało się, że tylu ginęło w ciągu jednego dnia.

Więc wojna w 1939 roku była nie do uniknięcia.

- Nie. Co więcej, jest w niemieckiej historiografii teza, że gdyby Hitler zginął 8 listopada 1939 roku w zamachu w monachijskiej piwiarni, przeszedłby do historii jako największy mąż stanu w dziejach Niemiec. To był jeden z najbardziej znanych zamachów. Hitler spotykał się rokrocznie z weteranami ruchu nazistowskiego. Przygotowujący zamach Georg Elser przewiercił filar piwnicy, wypełnił go materiałem wybuchowym i nastawił zapalnik na godzinę 21.30. Wybuch był potężny. Piwnica się zawaliła, zginęło kilka osób. Hitler, który zwykle przemawiał tam kilka godzin, wyszedł 20 minut przed wybuchem.

Gdyby się nie spieszył, Niemcy wspominaliby go jako twórcę wielkiego, nowoczesnego państwa, który obalił traktat wersalski i pokonał w parę tygodni jednego z dwóch głównych wrogów, czyli Polskę.


Źródło: Duży Format
gazeta.pl


Post został zmieniony ostatnio przez moderatora pomsee 21:40 06-09-2009
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie