Skocz do zawartości

Katastrofa Tunguska


Swiety82

Rekomendowane odpowiedzi

Ciekawy artykuł ze stronki...






Katastrofa tunguska: łańcuch zagadek

Wbrew potocznym opiniom katastrofa, która wydarzyła się nad rzeką Tunguzką 30 czerwca 1908 roku, była do przewidzenia. Wybuch ogromnego ciała niebieskiego nie nastąpił nagle, wiele zjawisk widocznych wcześniej wskazywało na to, że na ziemi zaczyna dziać się coś niezwykłego. Nikt jednak nie potrafił zinterpretować tych znaków".

Zaczęło się 21 czerwca

I to nie tylko nad Rosją. Zjawiska świetlne widoczne były także nad zachodnią Europą. Były to srebrzyste obłoki i zorze, które określano mianem wulkanicznych, przypominały bowiem do złudzenia podobne łuny, które pojawiły się na niebie po wybuchu wulkanu Krakatau 26 sierpnia 1883 roku. Zaobserwowano także bardzo rzadkie zjawisko, mianowicie słoneczne halo, czyli pojawienie się na niebie świetlistego łuku wokół słońca. Wszystkie te anomalie nie zostały zinterpretowane w żaden sposób, po prostu opisano je jako coś dziwnego, i tyle. Kiedy dziewięć dni później nad Syberią rozległ się potężny łoskot i niebo rozwarło swoje podwoje, nikt początkowo nie skojarzył tego ze świetlnymi iluminacjami pojawiającymi się nad połową kontynentu euroazjatyckiego. O tym, że mogły mieć one coś wspólnego z tajemniczą katastrofą, zaczęto myśleć później, dopiero dwadzieścia lat po samej eksplozji. Za to tuż po niej obserwatorium w Irkucku zarejestrowało burzę magnetyczną w jonosferze, zinterpretowaną wiele lat później jako zjawisko charakterystyczne dla wybuchów termojądrowych. Wstrząsy sejsmiczne zanotowano na obszarze około 5 tysięcy kilometrów, a w promieniu 200 kilometrów podmuch powstały po eksplozji wypchnął szyby z okien. Rzetelne badania nad fenomenem tunguskim rozpoczęły się bardzo późno. W 1908 roku nikt nie miał środków ani chęci, by je prowadzić; świat stał w obliczu wojny, a zaraz po niej wybuchła rewolucja w Rosji. Ekspedycje badawcze w rejon wybuchu wyruszyły dopiero w latach dwudziestych. Ich zadaniem było odnalezienie szczątków olbrzymiego meteorytu, który eksplodował w tajdze i powalił drzewa na obszarze ponad 2 tysięcy kilometrów kwadratowych. Pierwszą ekspedycję poprowadził profesor Leonid Aleksiejewicz Kulik, który wyruszył nad Tunguzkę w 1921 roku. Miejsce katastrofy wyglądało tak, jakby eksplozja nastąpiła kilka dni wcześniej. Drzewa wysokości dwudziestu sążni (sążeń rosyjski = 2,13 m) leżały wokół przełamane jak zapałki. Wyglądało to potwornie. Kulik nigdy nie zmienił zdania na temat katastrofy tunguskiej, jeździł na Syberię aż 6 razy i za każdym razem szukał tam meteorytu, choć wiele wskazywało na to, że przyczyną katastrofy było coś zupełnie innego. Mogły o tym świadczyć choćby drzewa. Olbrzymi obszar w kształcie motyla z rozpiętymi skrzydłami lecącego na wschód pokryty był połamanymi sosnami, a w samym środku, tam, gdzie nastąpiła eksplozja, drzewa były nietknięte.

Jeden wybuch czy kilka wybuchów?

W czasie badań okoliczności katastrofy tunguskiej zebrano ponad 500 zeznań świadków, którzy znajdowali się w bezpośredniej bliskości miejsca eksplozji lub widzieli towarzyszące je dziwne zjawiska na niebie. W zeznaniach tych powtarza się jedno: było kilka eksplozji, a może nawet kilkanaście - jedna duża, która nastąpiła gdzieś pośrodku i była poprzedzona serią mniejszych, oraz kilka innych, które nastąpiły po niej. Wiele osób, które obserwowały zjawisko, opisało je słowami: ozwarło się niebo i widzieliśmy świetlisty kształt, który przeleciał nad lasem". Niektóre opisy mówią o tym, że nad lasem pojawiło się kilka obiektów, a nie jeden. Zaś z relacji, którą pozostawił szaman Ewenków, wynika, że po eksplozji pojawił się jeszcze jeden obiekt, który nie spadł na ziemię, ale zniknął w atmosferze. Na podstawie pozostawionych przez świadków opisów uczeni i amatorzy zaczęli konstruować teorie próbujące wyjaśnić tunguski fenomen. Większość z nich jednak w żaden sposób nie godziła się z faktami i pozostawionymi relacjami. Kiedy przez wiele lat nie udało się odnaleźć meteorytu, który byłby sprawcą katastrofy, kiedy nie odnaleziono nawet jego fragmentów, a pył meteorytowy znad rzeki okazał się identyczny z tym, który znajduje się na całej Syberii, pojawiła się teoria, że w tajgę uderzyło coś innego. Jeśli nie był to meteoryt, mogło to być na przykład lodowe jądro komety. Taka teoria odpowiadała wszystkim. Niewielka kometa z lodowym jądrem przemknęła przez atmosferę i eksplodowała. Nic po niej nie zostało, bo była z lodu i stopiła się w żarze, który sama wywołała. Twórcy tej teorii nie odpowiadali jednak na pytania sceptyków, którzy nie mogli zrozumieć, dlaczego lodowe jądro znalazło się nad ziemią, a pełen materii i okruchów skalnych warkocz komety gdzieś zniknął i nie spowodował deszczu meteorytów widocznych na całej kuli ziemskiej.

Po co im kometa?

Hipoteza o komecie miała wyjaśnić fakt najbardziej zaskakujący: odarte z kory i igieł drzewa stały w epicentrum, jakby nic się tam nie stało, podczas gdy las wokół był połamany. Miała też wyjaśnić fakt o wiele bardziej zagadkowy: nie było nad Tunguzką żadnego krateru po meteorycie. Lodowe jądro dawało wygodną odpowiedź: stopiło się, a woda wsiąkła w ziemię lub zamarzła w zimie. Potem płytkie bajorko porosły mchy i po kilkunastu latach nie został po nim żaden ślad. Było to wyjaśnienie naciągane i nie dające odpowiedzi na żadne z ważkich pytań. Na przykład nie rozwiązywało problemu najbardziej widocznego na obszarze dotkniętym katastrofą, czyli nieregularności zniszczeń. Obok olbrzymich obszarów powalonego lasu stoją tam całe kępy drzew, które są nietknięte. Nie wiadomo także, jak to się stało, że ludzie znajdujący się w bezpośredniej bliskości epicentrum mogli o tym opowiadać, choć powinni byli zginąć w czasie eksplozji. Nie wiadomo, jak to możliwe, że na terenie dotkniętym katastrofą odnotowano intensywny wzrost roślinności i zwiększoną aż dwunastokrotnie liczbę mutacji lokalnych gatunków drzew.

Kolejna niczego nie wyjaśniająca teoria opisuje katastrofę jako uderzenie niewielkiego meteorytu, który odbił się od powierzchni ziemi jak piłka i poleciał dalej w kosmos, pozostawiając po sobie zniszczenia i pożary. Jak wiemy, meteoryty rzadko przypominają piłki i raczej nie podskakują po uderzeniu w ziemię. Była to więc kolejna próba wyjaśnienia w pseudonaukowy sposób zjawiska skomplikowanego i wymykającego się opisom.

Kiedy było to już możliwe, oszacowano siłę eksplozji nad Tunguzką na 40 megaton, czyli mniej więcej tyle, ile wynosi siła eksplozji niewielkiej bomby wodorowej. Zgodzono się także co do tego, że główna eksplozja nastąpiła w powietrzu, o czym świadczyć mogły drzewa stojące w epicentrum i nieregularny charakter zniszczeń na obszarze katastrofy. Mimo iż nie znaleziono w miejscu dotkniętym skutkami eksplozji śladów rekcji termojądrowych, pojawiły się teorie opisujące to zjawisko jako wybuch jądrowy. Świadczyć o tym miała podwyższona termoluminescencja minerałów na obszarze znajdującym się pod torem lodu obiektu, który wywołał eksplozję.

Najbardziej niezwykłe teorie dotyczą oczywiście udziału w katastrofie istot pozaziemskich i mówią wręcz o tym, że od 21 do 30 czerwca 1908 roku nad zachodnią Syberią toczyła bitwa między dwoma lub kilkoma pojazdami kosmicznymi z innych planet. To oczywiście najłatwiejsze wyjaśnienie, bo jeśli nie można czegoś rozwikłać za pomocą dostępnych środków i pojęć, zawsze wzywa się na pomoc kosmitów. Nie wątpimy, że mogli mieć w tym udział, ale mamy nadzieję, że zagadka znad dolnego biegu Tunguzki znajdzie kiedyś realne i naukowe wyjaśnienie.


Post został zmieniony ostatnio przez moderatora Swiety82 13:01 07-06-2009
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hej

Ja mam tu pare komentarzy i uwag jednak:

Niewielka kometa z lodowym jądrem przemknęła przez atmosferę i eksplodowała. Nic po niej nie zostało, bo była z lodu i stopiła się w żarze, który sama wywołała"

Gwoli ścisłości, nie chodzi o samo to że wyparowała. Meteoryt np. kamienny o takich unguskich" parametrach też bardzo spokojnie mógłby sobie wyparować. Tyle że taka para skalna" z krzemionki, krzemianów itp. zaraz by skondensowała, zastygła i opadła w postaci pyłu przede wszystkim w rejonieka tastrofy. Zaś zwykła para wodna spokojnie rozpłynęłaby się w atmosferze.

a pełen materii i okruchów skalnych warkocz komety gdzieś zniknął i nie spowodował deszczu meteorytów widocznych na całej kuli ziemskiej."

No jak to zniknął?? Na samym początku tekstu mowa jest o takich zjawiskach jak srebrzyste pbłoki, zorze, jasne noce, halo wokół słońca - to właśnie może być zwązane z pyłem w atmosferze.

oszacowano siłę eksplozji nad Tunguzką na 40 megaton, czyli mniej więcej tyle, ile wynosi siła eksplozji niewielkiej bomby wodorowej. "

Zapewne miało być wielkiej bomby wodorowej"? Najsilniejsze próbne eksplozje nuklearne, jakie w historii przeprowadzono to wybuchy o sile około 50 Mt.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie