Skocz do zawartości

Walki na opolszczyżnie w 1945r


Shark14_a1

Rekomendowane odpowiedzi

  • 3 weeks later...
  • Odpowiedzi 109
  • Created
  • Ostatniej odpowiedzi
Teraz zaglądnąłem do książki - nie ma w niej mowy o batalionie Granatowej Policji tylko o batalionie policji z Generalnego Gubernatorstwa. Czyli to niekoniecznie to musieli być Polacy.
Poza tym Wensauer przybył do Opola 26 stycznia 1945, a objął dowództwo garnizonu opolskiego (2 lutego) czyli już po zdobyciu prawobrzeżnej części miasta (24 stycznia) a w tym czasie już tego batalionu mogło nie być w Opolu.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Dzisiaj w opolskim dodatku do Gazety Wyborczej ukazał się ciekawy artykuł dotyczcy pierwszego dowódcy Festung Oppeln, hrabiego von Pfeil. Wklejam bo myślę, że warto poczytać:

Gräfin Karin von Bromberg, z domu von Pfeil, odziedziczyła po ojcu oczy, nos i usta. Jego czarno- biała fotografia i jej kolorowa stoją obok siebie na stoliku w salonie w jej mieszkaniu.

Ojciec pręży dumnie pierś pełną medali i patrzy w dal. Hrabina nie zauważa, że robi jej się zdjęcie i mówi coś do niewidzialnego rozmówcy.

Oprócz zdjęć hrabinie zostały po ojcu tylko własne wspomnienia z młodości i opowieści innych ludzi. Ale nie dają one odpowiedzi na pytania, które zadaje sobie od dziesięcioleci. Dlaczego Hitler wybrał właśnie jego na dowódcę Festung Oppeln? Czy hrabia uwierzył w Führera? Dlaczego strzelił sobie w głowę, pożegnawszy się ze swoimi oficerami, ale nie zostawiwszy listu dla niej? - Ojciec kochał życie - zaznacza 91-letnia Gräfin Karin, kiedy odnajduję jej dom pod Hamburgiem i zaczynamy rozmawiać. Jest ostatnim żyjącym dzieckiem dowódcy opolskiej twierdzy, chluby 20. pokolenia rodu von Pfeil.

Dom był w domu, wojna na wojnie

W ostatnich dniach pokoju, gdy w powietrzu wisiała już wojna, która miała pochłonąć miliony istnień, polityka ją nie interesowała. Bo nie była dla takich podlotków. Karin uczyła się wtedy dbać o dom i pisać na maszynie. Była zakochana i miała wyjść za mąż. Miało być piękne wesele.

Ale Friedrichowi Wilhelmowi von Brombergowi przysięgała miłość i wierność aż do śmierci opuchnięta od płaczu w kościele garnizonowym w Poczdamie. Dwie godziny wcześniej dostał rozkaz stawienia się w jednostce. Nie było kwiatów ani gości. Na ślubie nie było też ojca ani braci, wszyscy mieli już swoje rozkazy i kiedy Karin szykowała się do ślubu, oni szykowali się na wojnę.

Wybuchła dwa dni później. - Mój ojciec nigdy nie był zwolennikiem nazizmu. Był jednym z tych ludzi, którzy widzieli, że polityka idzie w złym kierunku - mówi z przekonaniem hrabina von Pfeil. - Ale czy zrobił coś, żeby temu zapobiec? Nie. Nie zrobił nic. I wiele w tej kwestii się do dzisiaj nie zmieniło. Ludzie widzą zło i nie robią nic.

Dla hrabiny wojna długo toczyła się gdzieś daleko od jej domu niedaleko Berlina. Ojciec przyjeżdżał na urlopy i w ogóle o niej nie mówił. Był jak dawniej wesołym człowiekiem, który lubił gwarne towarzystwo i hazard. Przed wojną w kartach topił smutki, grą się odprężał i grą świętował. Grał w domu, a czasem jeździł grać do Wrocławia. Ile pieniędzy tam przegrał? Nie wiadomo. W długi w każdym razie nie popadał.

- On był tym typem człowieka, który lubił innych ludzi. To czuło się od razu, bo ojciec ciągle żartował, wesoły był dosłownie zawsze. Ludzie się do niego po prostu garnęli. Kiedy byłam mała, uwielbiałam, jak zarządzał wyprawy całą rodziną do lasu. On, mama i moi bracia całymi godzinami wędrowaliśmy po okolicy albo zbieraliśmy grzyby - wspomina hrabina. - Nie mogłam uwierzyć w to, że się zabił. Kiedy dowiedziałam się o tym od matki, pomyślałam: nie, taki człowiek nie mógł tego zrobić.

Kiedy hrabia przyjeżdżał z wojny na urlop, jego żona zawiadywała wszystkim jak sprawny dowódca. Wszystko musiało być dobrze zorganizowane: obiad, towarzystwo, rozrywka, rozmowa. Od rana uwijała się jak w ukropie, bo hrabiemu niczego nie mogło zabraknąć. Dom był w domu, a wojna na wojnie. Wszyscy stwarzali pozory normalności i na początku wcale nie było to trudne. - Dziś to nie do uwierzenia, ale my nie wiedzieliśmy o tym, co się naprawdę dzieje, prawie nic - przekonuje hrabina. - To, co wiedziałam, pochodziło z radiowej propagandy, skutecznej niemal do samego końca. Nie było telewizji, telefonów, a listy przychodziły z dużym opóźnieniem. Zresztą co to były za listy?! Małe karteczki w stylu: "Co u dzieci, u mnie wszystko w porządku - macha ręką.

Hrabina widziała przygnębionego ojca tylko raz. I ciągle ma go przed oczami, jak siedzi zamyślony i nie odzywa się do nikogo. Przygląda się córce, wnukom, żonie. Słucha, co mówią, i uśmiecha się zdawkowo, kiedy napotyka czyjś wzrok. Ale do rozmowy włącza się niechętnie.

- Spytałam go, o co chodzi, a on podniósł głowę i powiedział, że jest szczęśliwym człowiekiem, że jeszcze raz może pobyć w domu ze swoimi dziećmi i wnukami. Tylko tyle. To była nasza ostatnia rozmowa - wspomina hrabina. Było to w 1943 roku. Potem słał już tylko te krótkie liściki.

Przyjmuję dowodzenie Festung Oppeln

Hrabia von Pfeil był najstarszym z ośmiorga rodzeństwa. Przykładny uczeń, doskonale zdał maturę. Jako 19-latek marzył o tym, by zostać oficerem marynarki wojennej, móc pływać po morzach i oceanach ku chwale swojej ojczyzny. Drobna wada wzroku mu na to nie pozwoliła. Zdecydował się na karierę wojskową na lądzie. Piął się po jej szczeblach, aż w końcu został wysłany na pole walki wraz z początkiem pierwszej wojny światowej.

Rok później ożenił się z 20-letnią wówczas Gabrielle, również zresztą hrabiną von Pfeil. Znał ją od czterech lat, zaręczyli się tuż przed wojną. Gabrielle, chowana na przykładną żonę i troskliwą matkę, czekała cierpliwie na męża, robiąc w międzyczasie przetwory (- Była dumna z zapasów swojej piwnicy - wspomina jej córka Karin) i rodząc dzieci. (Karin miała trójkę rodzeństwa).

Kiedy dwa lata później hrabia podupadł na zdrowiu i trafił do szpitala, martwił się jedynie o to, że nie zobaczy więcej swoich towarzyszy broni, nie zasmakuje już pola bitwy.

Po odzyskaniu zdrowia zaczął dopiero poznawać i uczyć się odziedziczonej po wuju posiadłości w Jugowie w Kotlinie Kłodzkiej. Miała 6 km długości, 6 tys. mieszkańców, 750 ha lasu na górzystym terenie. Tym wszystkim miał się zająć po wojnie. Na zachodni front wrócił dopiero w styczniu 1918 roku, ale wojna już się kończyła.

- Pamiętam, że jak byliśmy mali, ojciec siadał czasami wieczorem w domu i opowiadał moim braciom wojenne historie, które mnie wtedy w ogóle nie interesowały. Zapamiętałam go raczej z tego, że bardzo kochał swój las, ten las był dla niego prawdziwym skarbem - mówi Karin.

Tyle że drewna nikt nie chciał kupować. Bo śląskie fabryki papieru wolały o wiele tańsze drewno rosyjskie. Mimo to graf von Pfeil postanowił posiadłość utrzymać za wszelką cenę. Kiedy ceny drewna w końcu podskoczyły, do sprzedania było już niewiele.

Hrabia stał też na czele związku żołnierzy w hrabstwie Glatz. Związek jako taki polityczny nie był, choć jego członkowie mogli należeć do partii. Z czasem został wcielony do SA, bojówek NSDAP. Nikt nie protestował. Jak ujął to Otto von Pfeil, pisząc rodzinną kronikę: "Członkowie związku zostali przypisani do NSDAP bez lub wbrew ich woli, ale chęć pozostania razem okazała się silniejsza.

Hrabia odkrył na nowo swoje wojskowe powołanie, kiedy po upokorzeniu pierwszej wojny światowej Wehrmacht znów zaczął się rozrastać. Awansował bardzo szybko, jeszcze zanim wojna się zaczęła. Kiedy wybuchła, Hitler rzucał go to na zachodni front, to na wschodni. Aż w końcu 1 października 1944 roku mianował go dowódcą Twierdzy Opole. Widać już było wtedy koniec wojny. Był to też koniec hrabiego i początek jego legendy. Ale, jak zapisano w rodowej kronice, odpowiedział dowódcom: "Jestem świadomy obowiązku, zamierzam go wypełnić.

Koniec miasta i świata

Hrabina patrzy na ksero rysunku planu cmentarza na Półwsi. Zarys uliczek, kaplica i miejsce z krzyżykiem w kółeczku. - Tu leży mój ojciec - wskazuje palcem. Przy tym grobie była dwa razy, już w latach 90. Położyła kwiaty, postała chwilę i odeszła. - W tym miejscu nie ma już ani jednego niemieckiego grobu, same polskie nazwiska. Nawet nie wyobrażam sobie stawiania tam jakiegoś krzyża. Zresztą nie jest mi potrzebny - mówi.

Żyjących świadków tego, co działo się w Festung Oppeln, już nie ma. Hrabina nakłada własne wspomnienia z Berlina na to, co musiało się dziać w Opolu. Koniec świata w każdym mieście musi przecież wyglądać tak samo. - Wojna jest straszna, taka straszna - hrabina płacze po raz pierwszy, od kiedy zaczęła opowiadać o swoim ojcu. Potrzebuje chwili, żeby się opanować i opowiedzieć o ucieczce. Jak w przypadku wielu Niemców - zbyt późnej.

Na upadek III Rzeszy postanowiła poczekać z mężem i dziećmi w Berlinie. - To wielkie miasto, zniszczone, pogrzebane Mój Boże, tylu młodych ludzi leżało martwych i zapomnianych na ulicach Berlina. W tylu różnych mundurach. Kobiety przebierały się w męskie ubrania, bo wszystkie bały się gwałtu. Rosjanie byli jak wcielone diabły, wszyscy rozpaczliwie staraliśmy się przedostać na drugą stronę Elby - opowiada.

- Tak samo musiał wyglądać koniec Oppeln. Ludzie z wózkami dziecięcymi, pieszo, konno, samotnie, z rodzinami. Wszyscy starają się dostać na dworzec, uciec z tego piekła. A ojciec jest w samym środku. Jest zima, minus 20 stopni. Mróz musiał być taki, że oddech zamarzał w płucach - snuje Karin.

Nie jest pewna, czy jej ojciec, obejmując dowództwo Festung Oppeln, wierzył w to, że tę wojnę można jeszcze wygrać. Podobno w październiku 1944 roku mówił, że Opole jest miejscem, w którym umrze. Bo przysięgał przecież bronić do samego końca twierdzy, która była jednym z tzw. łamaczy fal, na którym miała się zatrzymać radziecka ofensywa.

- My wiedzieliśmy tylko, że został dowódcą Festung Oppeln. Co to było, nikt nie wiedział, nikt nie wyjaśniał i nikt o to nie pytał. Ojciec tak jak i przedtem był na wojnie, a my czekaliśmy, aż wróci - wyznaje hrabina.

Oppeln miało się bronić przez rok. Hrabia sam doglądał budowy umocnień i czekał na obiecane posiłki. Gdy nie nadchodziły, kazał zbudować prowizoryczne lotnisko dla samolotów Luftwaffe, zablokować przelotowe ulice miasta, a niektóre kamienice zmienić w silne punkty oporu na wypadek, gdyby Rosjanie dostali się do miasta.

Gdy zwiadowcy zameldowali mu, że Armia Czerwona zdobywa właśnie Kępę i Luboszyce, musiał już wiedzieć, że to koniec. I że dalsza obrona Festung Oppeln oznacza bezsensowne ofiary i kompletne zniszczenie miasta. Nie chciał brać za to odpowiedzialności.

Takiego motywu samobójczej śmierci upatrywał Christian Heinrich Stobwasser, adiutant hrabiego, z relacji którego Karin von Romberg wie o śmierci ojca to, co wie. I wierzy mu, bo Stobwasser, pisząc o tym, co działo się w Opolu zimą 1945 roku, był być może ostatnim żyjącym świadkiem tych wydarzeń.

I jedynym, który bronił hrabiego, kiedy już po wojnie, w trakcie relacjonowania procesu feldmarszałka Schörnera w "Die Welt napisano, że dowódca Festung Oppeln bawił się w najlepsze w kawiarni, w towarzystwie kobiet, gdy Rosjanie byli już 3 km od miasta.

Stobwasser starał się o sprostowanie, przytaczając niemal cały rozkład ostatniego dnia życia dowódcy Twierdzy Opole. Dowodzi, że von Pfeil spotkał się tego dnia z ministrem uzbrojenia i produkcji wojennej III Rzeszy Albertem Speerem i dowódcą Grupy Armii A feldmarszałkiem Ferdinandem Schörnerem. Ale sprostowanie nigdy się nie ukazało.

Wspomniane spotkanie pozbawiło von Pfeila wszelkiej nadziei. Sytuacja Opola była beznadziejna. Prosił o posiłki, a w odpowiedzi usłyszał, że jednostki dowodzone przez Schörnera to tylko teoria. No i że Führer liczy, że Festung Oppeln będzie się bronić do samego końca. W swojej ostatniej korespondencji do dowództwa von Pfeil napisał, że nie widzi możliwości obrony twierdzy przez dłużej niż chwilę. I że zarówno on, jak i załoga są świadomi obowiązku, jaki na nich spoczywa, więc go wypełnią. W nocy z 21 na 22 stycznia 1945 roku zastrzelił się w swojej kwaterze.

Stobwasser opublikował relację w "Oppelner Heimatblatt. Hrabina do dziś trzyma w domu kilka egzemplarzy tego pisma. Najważniejsze jest dla niej to, że ojciec się zabił, bo widział już bezsens tej wojny. Zastanawia się tylko, kiedy to pojął, kiedy podjął decyzję i czy się wahał.

Jej udało się przedostać do amerykańskiej strefy z jedną walizką, w której było tylko kilka ubrań i parę zdjęć. To co wpadło w ręce. Siedzieli w obozie, po weryfikacji pozwolono im wyemigrować do USA, gdzie Gräfin von Pfeil pracowała jako pokojówka.

W 1959 roku wróciła do Niemiec. Żyje z synem w swoim domku z salonikiem, gdzie stoją zdjęcia tych, których już nie ma. Ale oczy hrabiny, choć otulone zmarszczkami, ciągle się śmieją. Jest ciepła, gościnna, sympatyczna. Nie można jej nie lubić i ludzie się do niej garną. Sąsiedzi machają jej na powitanie, a w ulubionej restauracji kelner wita szerokim uśmiechem.

Gdyby miała krótko powiedzieć, kim był jej ojciec, odparłaby, że człowiekiem honoru."

http://miasta.gazeta.pl/opole/1,35086,6240695,Koniec_Festung_Oppeln_poczatkiem_legendy_jego_dowodcy.html

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I jeszcze parę ciekawych linków do archiwalnych artykułów:
http://miasta.gazeta.pl/opole/1,35114,1882731.html
http://miasta.gazeta.pl/opole/1,35114,2260931.html
http://miasta.gazeta.pl/opole/1,35102,1882372.html
http://miasta.gazeta.pl/opole/1,35106,4867311.html
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 6 months later...
  • 1 year later...
  • 5 months later...
Witam chciałem poruszyć temat miejsca przy obwodnicy w rejonie Turawa park. Chodzą plotki, że w okolicznych lasach Niemcy mieli tam jakieś składy z amunicją i okoliczne okopy (oraz ponoć jest mam jakieś stare wysypisko jeszcze za I wojny. Mnie bardziej interesuje czy ten teren Opola był gdzieś bardziej opisywany w literaturze - archiwach. Co tam konkretnie było jak ta część Opola była broniona w 1945r. Jakieś bunkry, umocnienia .. zasieki przeglądałem Tomczyka ale konkretnych info brak ... poza mozolicznym wymienianiem jakie to odznaczenia ruskie kamraty dostawały.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 7 months later...
Łaziłem po tym lesie kiedyś i okolicznych polach (po jednej i drugiej stronie obwodnicy). Szmelc- łuski, pocisk ok 76 mm bez zapalnika (zabrany przez... policjantów z Ozimka), jakieś wielkie czcionki i inne pierdoły. Okopów nie znalazłem. Instalacja wodna na pewno jest w rejonie Zawady- przepompownia.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie